Graliśmy w The Black Death - kapitalny setting, żenujące wykonanie
Kolejny survival gryzie piach : |
Dlaczego teraz jest na ten typ gier taka moda, ja tego po prostu nie rozumiem.
Po raz kolejny widzimy, jak ciekawy i nośny pomysł na grę, zostaje upchnięty do nudnej i sztampowej (a do tego bardzo kiepsko wykonanej) gry wieloosobowej...
Czy taka jest najbliższa przyszłość tej branży? Mainstream w 90% skupiony na masówkach dla wielu graczy (z abonamentem lub mikrotransalcjami), a scena singlowa dźwigana na barkach gier indie i fundatorów z kickstartera?
Na poziomie ekonomicznym doskonale to rozumiem. Po co robić kosztowną grę z kampanią dla jednego gracza, która być może zapewni wysoki, ale jednorazowych dochód, skoro można stworzyć coś mniejszego, dużo tańszego i łatwiejszego w produkcji, co może zarobić równie dużo (lub sporo więcej), tyle że w nieco dłuższym czasie?
Dziś masa ludzi psioczy na kolejne Assassin's Creedy, Call of Duty czy Battlefieldy, ale niedługo każde pojawienie się takich gier, może być świętem dla graczy lubujących się w samotnej rozgrywce...
A gdzie konkretnie będzie się to rozgrywało? W jakimś wyimaginowanym mieście z tego okresu?
Głupki chciały zrobić grę na fali, z pałacami, lasami, rycerzami, no to mają za swoje. Następnym razem zrobią oryginalną strzelankę, w której główną rolę gra zbuntowana przeciwko systemowi przedszkolanka, który musi odnaleźć ukradzione z przedszkola zabawki. Trafi przypadkiem na międzynarodowy spisek sięgający najwyższych kręgów władzy. Wszystko w third person view, ze skradaniem, mała mapka w jednym miasteczku i wszystko gra. A tak chcieli replay z Wiedźmina i mają za swoje.
"Setting" to można sobie napisać w komentarzu na forum, chyba że jest się osobą nieporadną językowo. W tytule oraz treści artykułu należy dbać o poprawną polszczyznę. Proponuję słowo "sceneria", które będzie dużo lepszym wyborem, nawet jeśli nie oddaje w stu procentach znaczenia angielskiego "setting". Znam sześć języków obcych (cztery dobrze, dwa słabo) i dopiero gdzieś w okolicach trzeciego dotarło do mnie, jak piękną rzeczą jest unikanie kalek językowych, zbyt dosłownych tłumaczeń czy zbędnych słów czerpanych bez refleksji z innych języków, obecnie głównie z angielskiego.
Wygląda jak uboga wersja Life is Feudal. Cóż z tego, że fajnie się zapowiada jeśli na 90% projekt nie zostanie ukończony. Strasznie dużo tego typu gier się teraz pojawia, tyle że zaledwie jakiś śmieszny ułamek z nich faktycznie zostaje ukończonych. Większość zatrzymuje się na etapie wiecznej bety jak The Forest.
Niewielki zasięg widzenia, paskudna roślinność, grubo ciosane budowle z kamienia i woda, która wygląda tak źle, że uznana zostałaby za brzydką chyba jeszcze w czasach sprzed ery graficznych akceleratorów Voodoo. Dodajmy do tego kiepskie modele sklonowanych postaci, animacje rodem z „parku sztywnych” i wszechogarniającą, powtarzalną pustkę. Dawno już nie widziałem czegoś tak fatalnie wykonanego, za co ktoś chciałby dostać pieniądze.
A ja widziałem. Wielokrotnie w ciągu ostatnich ~5 lat.
Mówię oczywiście o pixel artowych grach wyglądających w najlepszym razie jak gry z pierwszej połowy lat 90.
No ale o nich gol nie napisze jak to źle wyglądają, prawda golu?