Co z tą fabułą The Phantom Pain? O niespełnionych oczekiwaniach słów kilka.
Tak właśnie się zastanawiałem czemu ten róg robi się większy.Szkoda również że Liquid dostał taka małą rolę.
Trochę szkoda zakończenia bo byłoby fajne gdyby pojawiła się kolejna gra. Teraz jest tylko ochota na więcej.
Mnie tam sie podobalo, choc troche mnie zawiodl Ocelot i czlowiek Czaszka (nawet nie wiem jak on sie nazywal lol), Ocelot rzeczywiscie byl bardziej poryty w poprzednich czesciach, a ten drugi jakos tak rzadko byl pokazywany, niewiele o nim wiedzielismy i zginal glupia smiercia. To troche slabo jak na glownego zlego.
A od fabuly (czesto naciaganej i nielogicznej w poprzednich MGSach) i tak wazniejszy jest gameplay, a ten jest pierwsza klasa.
Zdecydowanie genialny gameplay i zdecydowanie głupia fabuła, a przede wszystkim zepsuta mocno struktura gry. Takie wrażenia miałem już po ograniu 51 procent całości. Ta gra ma dla mnie właśnie te trzy różne oblicza. Znakomicie się gra, lecz tylko do momentu, w którym stajemy przed dylematem, czy na misje w wersji extreme na razie splunąć, czy szarżować jak Snake przykazał po wszystkim, co wyświetla się w menu. Długość gry byłaby jej atutem, tak jak atutem jest możliwość przeciągania w nieskończoność opcji "free roam", jeśli tylko chcemy się namiętnie bawić. Potem jednak przychodzi opamiętanie, bo musimy pchnąć fabułę, z której nie wynika nic poza tym, że jest najbardziej niedorzeczną rzeczą w "Metal Gear Solid V: The Phantom Pain".
Jak nie lubiłem i nie cenię poprzedniej części sprzed ośmiu lat za archaizm i niesmak, jak ta gra we mnie pozostawiła, tak ta część nakręciła mnie poprzez genialny "Ground Zeroes". To DLC i niby-demo miało zapoznać gracza z mechaniką i z tego zadania wywiązało się znakomicie. Po zagraniu w pełną wersję czułem się miotany sprzecznymi uczuciami. Co chwilę myślałem sobie, że przecież Kojima musi mieć jeszcze jakieś atuty skoro dzieje się coś tak dziwnego z tą grą, że na razie nic z niej nie wynika. Myliłem się. Gra jest pod tym względem niemal goła i nie oferuje nic poza kiepskim twistem, który wyjaśnia nam, że wcale nie gramy legendą, lecz jego podróbką.
Na dodatek na forum brakuje inteligentnych i kulturalnych rozmówców. Swój ton zmienili także ci, którzy do tej pory wielbią ten tytuł. Jeden wczoraj nawet mi naubliżał po kilku miesiącach sympatycznego współtworzenia wątku. Dlaczego? Bo postanowiłem szczerze napisać, co czuję po ograniu "The Phantom Pain".
Tu nie chodzi o Japończyka. Kojima od lat ma swoje dziwne przekonania i paradygmaty. Do czasu dało się je tolerować. Teraz, gdy wyraźnie spieprzył fabułę i układ misji w menu, podziw dla niego minął. Więc albo facet się skońcyzł, albo zgłupiał do reszty. Zawsze go broniłem, ponieważ broniły go jego własne gry. Teraz jest inaczej.