Call to Arms - wczesna wersja następcy serii Men of War zadebiutuje dziś wieczorem
Z całej serii dobrze zapamiętałem jedynie Soldiers: Ludzie honoru. W tamtej grze były 4 kampanie, a to co wyróżniało Soldiersów od wszystkich następców tej gry, to sposób układania misji. W Men of War mieliśmy za zadanie napierać na przeciwnika i coś zająć lub ewentualnie się bronić.
W Soldiers: Ludzie honoru misje polegały na unicestwieniu stanowisk artylerii na duże otwartej mapie, dysponując przy tym na początku jednym komandosem, a później na spadochronie dostawaliśmy snajpera i szturmowca.
Inna misja: odbić zakładnika przetrzymywanego przez nazistów w ratuszu miasta. I znów, mamy do dyspozycji tylko tych ludzi, którzy przeżyli w poprzedniej misji. Jak przeżyli wszyscy, to było ich 4. Nieopodal stał wrogi czołg, a załoga czołgu grzała się przy ognisku. Trzeba było kombinować, aby załoga nie wsiadła do czołgu.
Skala konfliktu była bezapelacyjnie mniejsza, bo tylko czasami dochodziło to otwartej, wielkiej bitwy, ale możliwość planowania i kombinowania jak wykonać zadanie nie miała sobie równych.
jaram się!
RTS podobny do mew of war i poprzedniczek w klimatach wojny wspolczesnej? JARAM SIĘ JAK Joanna d'Arc na stosie.