http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=%2F20150414%2FWYBORYPREZYDENCKIE01%2F150419774
Sa na forum jacyś urzednicy? może w waszych miastach też dostaniecie premie za klaskanie za plecami Komoroskiego :)
Koszalin to bastion aparatczyków, dawniej czerwoni, teraz niebiescy, całe klany rozsiane po urzędach. Radny w Radzie plus etat w urzędzie, żonka w kolejnym urzędzie, na podorędziu jeszcze syn, synowa w spółeczkach miejskich, agencjach, krusach, stowarzyszeniach dojących kasę z ue i tak dalej. Nie zdziwiłbym się, gdyby przy każdych wyborach karnie nie biegali całymi rodzinkami jak drzewo genealogiczne szerokie z rozpisanymi instrukcjami na kogo głosować, wszystko przy 95% frekwencji tejże grupy.
Jest jeszcze inna teoria, że ludzie generalnie są głupi, a demokracja jeszcze tą głupotę uwypukla spłaszczając wybory do najbardziej popularnej gęby na plakatach. Tylko tak można tłumaczyć trzecią kadencję prezydenta Szczecina, legionowego PO-wca i ciamajdy, rzekomo bezpartyjnego.
Jest jeszcze inna teoria, że ludzie generalnie są głupi, a demokracja jeszcze tą głupotę uwypukla spłaszczając wybory do najbardziej popularnej gęby na plakatach
Nie inaczej, wyborcy mniej wiecej tak od 40 roku zycia wzwyż to kompletni kretyni ograniczeni do dwóch nazwisk z największych plakatów w mieście: https://www.youtube.com/watch?v=ZKoLfyCf3zY
To nie jest tylko kwestia Koszalina, a raczej całej Polski i zależności w lokalnych strukturach. W opisanym przypadku chodzi wyłącznie o kwestie prestiżowe i generowanie sztucznego tłumu, żeby ktoś tam jednak klaskał... ot, takie mało czyste zagranie kampanii. Natomiast po cztery stówki dla 23 urzędników? Hm... dla mnie to jak wykłócać się o kolor auta, gdy nie działa silnik.
Mam prawo myśleć, że urzędnikom głównie zależy na wyborach lokalnych. Dla przykładu powiem, że jest sobie miasteczko, które od niepamiętnych czasów było bastionem SLD... co było dość dziwne, bo region to typowo PiS-owskie zagłębie. Tak się złożyło, że w zeszłym roku wygrał tam PiS. Pierwszymi decyzjami nowego burmistrza było, zasadniczo, wykopanie na zbity pysk całej starej gwardii, która kubkami od kawy zdążyła wyryć ornamenty w biurkach i których zapach będzie unosił się w okolicy jeszcze przez 10 kolejnych lat. Staruchy szukają sobie pracy, zaś nowi zaczęli obsadzać kolejne stanowiska swoimi i tak dalej. W takich małych mieścinach, zachwiania w strukturze władzy mogą przekładać się na poważne "problemy zawodowe". Urzędującym opłaca się, gdy nie ma wielkich zawirowań na scenie politycznej, bo stąd już tylko krok od tego, jak pojawi się Ten_Nowy i wskaże na nich karnym palcem ;). Tak też bywa i w innych strukturach publicznych. Pamiętam, że gdy zmienił się zarządca jednej instytucji, z którą miałem kontakt, wszystkie panie sekretarki trzepały portkami, czy czasem nie wparuje tam ze swoją ekipą.
Urzędy nie chcą zmian.
Jest jeszcze inna teoria, że ludzie generalnie są głupi, a demokracja jeszcze tą głupotę uwypukla spłaszczając wybory do najbardziej popularnej gęby na plakatach.
Ależ to diagnoza znana już od starożytności. Nie bez kozery Polibiusz wykuł określenie tzw. ochlokracji.