Witajcie,
zawrę tu osobistą historię związaną z moim doświadczeniem jeśli chodzi o komputery i... ludzi ;) Typowa polska rodzina, mąż budowlaniec, wzorowy chłop, pracowity, wolne chwile spędza na rybach, do komputera się nie dotyka. Żona, uwielbiająca naszą klasę i fejsbuka, instalująca wszystko jak popadnie, włącznie z askami, bingami, optimizerami, cleanerami, toolbarami itd. Dwójka dzieci, syn korzystający na spółkę ze stacjonarki z mamą i córka z własnym laptopem, która co nieco kuma i słucha moich rad dotyczących bezpieczeństwa i użytkowania kompa. Co najmniej 2 razy w miesiącu latam odsyfiać stacjonarkę mamusi, o tyle dobrze, że nie jestem traktowany jako darmowy informatyk. Wszystkie problemy z działaniem rozwiązywane są przez właścicieli za pomocą kokosa w górę obudowy, lub buta w jej bok. To jest już trzeci komputer, który im składałem, każdy na kwotę ~3000zł. W każdym poprzednim padała płyta i dysk. Zawsze jest to samo: tanie gó*no, droższy chodziłby lepiej. Idiotoodporność od ceny nie zależy niestety jak dobrze wiemy... To co zobaczyłem dziś, w kompie sprzed dwóch lat przeszło moje oczekiwania. Jak zwykle "coś tam" nie działało, więc poczytali w internecie, "coś tam że ten, napisy takie, wiesz o co chodzi". Syn wpadł na pomysł aktualizacji biosu, płyta Asus, włączam kompa, wywala splash screena Gigabyte i komp gaśnie. WTF?! Wyjmuję baterię i nic, dalej to samo. Myślę sobie to niemożliwe, mam albo jakieś cholerne zwidy, albo jestem chory, albo coś... To nierealne! Udaje mi się odpalić dysk przyłączony do mojego lapka przez przejściówkę sata>usb. Nie pali, wywala bluescreena na starcie. To było to "coś tam, że ten, napisy takie, wiesz o co chodzi". Jakimś cudem wyczytali że to wina biosu i wzięli zaktualizowali, na ten od innego producenta. Ok, ale od czego bluescreen, sam z siebie. Skanuję dysk, od początku pluje bad sectorami. W sumie nie ma co się dziwić, skoro obudowa jest cała we wgniotach, klawiatury strach gołymi palcami dotykać, a w środku w obudowie brakuje żeby ktoś jeszcze nas*ał. Diagnoza: do wymiany płyta i dysk. ZNOWU. Przechodząc do finiszu tej historii. Każdy z Was wie, że dobry komputer to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych, 1500 do nawet 6000. O takie pieniądze w Polsce ciężko od ręki, trzeba oszczędzać. Ja miałem już w życiu 5 komputerów, obecnie w domu mam 2, sam na nie zarobiłem i je cacam po boczkach kiedy tylko trzeba. Tak samo z innymi rzeczami, które mam i użytkuję. Głupia bluza czy buty, cokolwiek... Przeraża mnie to, brak szacunku do rzeczy, do własnej pracy tak naprawdę. Co Wy o tym myślicie?
Szczera prawda. Po części to kwestia zarobków, jak dany wydatek przychodzi lekką ręką to mniej się go szanuje niż gdy jest okupiony sporym wysiłkiem. Jednak większe znaczenie niż zasób portfela ma tu charakter. Znam kilka podobnych przypadków gdzie komp zmieniany jest średnio co 1,5 roku tylko i wyłącznie z własnego niedbalstwa. Nie ma sensu zawracać kijem rzeki, jeśli są ludzie którzy nie mają szacunku do zarobionych przez siebie pieniędzy oraz tego na co je przeznaczają to ich sprawa i ich problem.
a gdyby tak kupili sobie tablet.... albo nie, nie. Jeszcze by cyrklem zaczęli obsługiwać :)
Kto bogatemu zabroni? Kupili, jest ich, to mogą sobie kopać, walić i kupować nowe.
płyta Asus, włączam kompa, wywala splash screena Gigabyte
Przynajmniej się nie nudzisz i jest powód, żeby się uśmiechnąć.
Co do mojego zdania - jak widzę że ktoś miota/rzuca i ogólnie nie szanuje rzeczy 100zł wzwyż to zadaje sobie pytanie jak głupim trzeba być. Jak sam nie zarobisz na coś to nie będziesz tego nigdy szanował.
Jeśli ten ojciec sam utrzymuje rodzinę to nieźle się musi czuć wydając 3k/2lata i po pracy widzi 2 osoby "naprawiające" skrzynkę(zakładając, że głowa rodziny też nie naprawia peceta w tak "pokopany sposób").
dlatego wlasnie nie rozumiem ludzi kupujacych laptopy "dla siostry/mamy/babci/cioci/dziadka/itd"
ci wszyscy dwudziestoletni doradcy/"informatycy", nie przyjmujacy do wiadomosci, ze czasy sie zmienily i komputer staje sie synonimem specjalizowanego urzadzenia (no i oczywiscie bo sie "musi oplacic")
Tablet jest najlepszym rozwiazaniem dla niewymagajacego uzytkownika, kupowanie nawet netbooka to po prostu armata na muchy.
sam w domu mam pc, maca, laptopa, pare smartfonow i dwa ipady kolejka do sprzetu jest dokladnie odwrotna, myszka/gladzik dla moich dzieci (3lata / 1.5roku) to urzadzenia zagadkowe i o nieodgadnionym zastosowaniu.
I tak to bedzie wygladalo w najblizszej przyszlosci, tradycyjne interfejsy powoli odejda do lamusa.
[6] -> ten widok wywołał we mnie mega zdziwienie i opad kopary... Niestety ojciec sam utrzymuje rodzinę i jak wcześniej napisałem, on do komputera nie dotyka się wcale, jemu nie jest to do szczęścia potrzebne. Ale faktycznie, to jest przykre, że jego praca nie jest szanowana.
endrju771 ->
instalująca wszystko jak popadnie, włącznie z askami, bingami, optimizerami, cleanerami, toolbarami itd.
Na takich ludzi najlepsze jest wgranie Ubuntu ;>
skoro obudowa jest cała we wgniotach
Przyzwyczajenia z serwisowania telewizorów z ZSRR :).
Lutz ->
nie przyjmujacy do wiadomosci, ze czasy sie zmienily i komputer staje sie synonimem specjalizowanego urzadzenia (no i oczywiscie bo sie "musi oplacic")
Bo argumentem w wielu domach do dnia dzisiejszego jest 'bo to do nauki!' :).
Tablet jest najlepszym rozwiazaniem dla niewymagajacego uzytkownika, kupowanie nawet netbooka to po prostu armata na muchy.
W zasadzie racja z netbookiem, ale taki Chromebook się już nada. Zwinny, szybki, zepsuć go nie ma jak :). No ale faktycznie w większości przypadków tablet z biedronki za 300 złotych to aż nadto :).
Moj komputer ma juz sporo lat, bo podejrzewam, ze okolo 12-tu, (co prawda w 2009 albo 2010 byl upgrade) i do tej pory nie czuje w ogole potrzeby zeby go wymieniac. Gram glownie w starocie, ktore na Win 7,8 po prostu nie chodza - nawet wspomniany TT, po prostu musialem miec starsza wersje, Open TTD to juz nie to samo. Sprzet dziala, wlacza sie, niedawno mialem problemy z antywirusem, ktory rownie latwo udalo sie usunac. Jak uzbieram na dysk zewnetrzny to pozrzucam dane, ktore mam na kompie i przeinstaluje system (pewnie moj twardziel w porownaniu do waszych dyskow jest i tak smiesznie maly, bo ma tylko 200 GB, ale mi starcza nawet mimo ilosci smieci jaka trzymam na komputerze typu stare programy, niedokonczone projekty czy zarchiwizowane albumy muzyczne). Nie potrzebuje kupowac nowego, ten wystarcza mi w zupelnosci. Gdybym tak wydawal kase, na przerozne rzeczy, ktore do konca nie sa mi potrzebne, to bylbym kolejnym dlugodystansowym rowerowcem, przesiadajacym sie do autobusow, a na dodatek ciagle zebrzacym o "dyche na kebaba".
pewnie moj twardziel w porownaniu do waszych dyskow jest i tak smiesznie maly, bo ma tylko 200 GB
Mi wystarczyłby taki dysk 250/500GB, ale za niewiele większe pieniądze kupiłem 1TB - jeszcze nigdy nie przekroczyłem 250GB.