Zasiłkowa turystyka Polaków, czyli jak nie pracować na emigracji i mieć za co żyć
Emigracja kojarzy się przede wszystkim z ciężką pracą i oszczędzaniem. Ale zdarzają się i tacy, którzy za granicą wcale nie chcą pracować. Wolą żyć z zasiłków. Mówią, że skoro są kraje, w których pracy można szukać bez końca i dostawać za to nawet 170 funtów tygodniowo, to czemu nie skorzystać.
Od kiedy granice Unii Europejskiej zostały otwarte, Polacy masowo emigrują w poszukiwaniu pracy, lepszego zarobku i godnego życia. Nie zawsze jednak scenariusz ekonomicznej emigracji wygląda tak samo – ciężka praca fizyczna za pensję minimalną, co i tak pozwala żyć na lepszym niż w Polsce poziomie i nawet odkładać grosz za groszem. W mediach nie raz już pojawiały się informacje o naszych rodakach, dla których np. popularne Wyspy Brytyjskie okazały się wcale nie być upragnioną ziemią obiecaną. Bez znajomości języka, pozbawieni pracy i środków do życia wylądowali na ulicy, a kłopoty finansowe, duma i brak jakichkolwiek perspektyw również w ojczyźnie uniemożliwiły im powrót do kraju.
Wśród polskich emigrantów są jeszcze osoby, które pracy po prostu nie chcą znaleźć. Z czego wówczas żyją? Z zasiłków. I to nie przez chwilę, i nie na byle jakim poziomie. W Bankier.pl dotarliśmy do Marka, mieszkającego od 8 lat w Irlandii Północnej Polaka, który opowiedział nam o tym, dlaczego na emigracji nie pracuje, ale wciąż ma z czego godnie żyć.
Zasiłek spokojnie wystarcza, żeby godnie żyć
Wsparcie finansowe, jakie otrzymuje Marek, składa się z dwóch części: Jobseeker’s Allowance i Housing Benefit. Pierwsza z tych części to zasiłek z tytułu braku zatrudnienia i konieczności poszukiwania pracy i wynosi obecnie około 70 funtów (czyli ok. 360 zł) tygodniowo. Druga natomiast to wsparcie na pokrycie czynszu za mieszkanie, i jest uzależniona od wielu czynników – samej wysokości czynszu czy posiadanego przez daną osobę majątku. Housing Benefit waha się w granicach między 30 a 100 funtów (ok. 160-530 zł) tygodniowo.
Na co wystarcza otrzymany zasiłek? – Na wszystko, czego mi do godnego i spokojnego życia potrzeba – odpowiada w rozmowie z Bankier.pl Marek. Polak mieszka w liczącej około 70 tys. mieszkańców miejscowości w Irlandii Północnej. – Trzeba zaznaczyć, że jest to chyba najtańszy obszar Wielkiej Brytanii – stwierdza Marek.
Oczywiście wielkość środków potrzebnych nam do życia jest kwestią indywidualną i zależy od standardu życia, jakie chcemy prowadzić. Marek na swoje jednak nie narzeka. Mieszka w wynajmowanym z trzema innymi Polakami domu w centrum miasta, nie musi szczególnie oszczędzać na rachunkach czy jedzeniu, posiada samochód, chodzi na siłownię. Razem ze współlokatorami stworzyli niemal rodzinę, dlatego wszystkimi wydatkami dzielą się po równo. – Czynsz za nasz dom wynosi 500 funtów, rachunki za gaz i energię około 125 funtów, telewizja, internet i telefon kosztują nas średnio 45 funtów, a na wyżywienie wydajemy około 260 funtów, wszystko w skali miesiąca (ok. 5000 zł) i wszystko do podziału na naszą czwórkę – wylicza Marek.
Taki socjal to prawdziwy raj
– Nie wiem, czy na świecie jest jeszcze kraj, który oferuje tak duże zabezpieczenie socjalne jak Wielka Brytania – relacjonuje w rozmowie z Bankier.pl Marek. Polak dobrze wie, o czym mówi, bo na zasiłku socjalnym przebywa już ponad 5 lat – od stycznia 2009 do sierpnia 2013 roku i obecnie od stycznia 2014 roku.
W kwestiach formalnych związanych z przyznawaniem zasiłku jest więc za pan brat. Potrafi tak szukać pracy, żeby jej nie znaleźć, a brytyjskie przepisy wcale mu tego nie utrudniają. Marek ma 55 lat, ukończone studia wyższe i wieloletnie doświadczenie w pracy na stanowisku księgowego, oczywiście w Polsce. – Tutaj przepisy są takie, że nie mogą mnie zmusić do podjęcia pracy, która nie odpowiada w wystarczającym stopniu moim kwalifikacjom i doświadczeniu. Nie muszę za wszelką cenę podejmować pracy fizycznej, jeśli mnie ona nie satysfakcjonuje – tłumaczy Marek. Może więc żyć z zasiłku dopóty, dopóki nie znajdzie pracy księgowego. A o taką dla Polaka za granicą oczywiście trudno.
– Mam swoje lata, wykształcenie i doświadczenie w zawodzie zdobyte jedynie w Polsce, więc pracodawcy nie odpowiadają na moje zgłoszenia rekrutacyjne – przyznaje w rozmowie z Bankier.pl Marek. Polak jednak nieustająco szuka pracy, bo właśnie z owego poszukiwania jest przez irlandzki urząd pracy rozliczany. – Wysyłam aplikacje przez internet i odwiedzam miejscowe agencje pracy – wylicza Marek i dodaje: – Urząd pracy kontaktuje się później z agencjami lub osobami wymienionymi w mojej książeczce poszukiwania pracy i sprawdza, czy rzeczywiście podejmowałem próby znalezienia zatrudnienia. Urząd pracy oczywiście nie wie, że Marek specjalnie się nie przejmuje tym, że jego kandydatura nie spotyka się z większym odzewem.
Kiedy Polak rozpoczynał swoją przygodę z życiem na zasiłku dla bezrobotnych, podstawowym warunkiem jego otrzymania było przepracowanie w Irlandii co najmniej roku. Jeśli spełnia się kryteria, o zasiłek nie jest trudno. – Trzeba jednak wypełnić masę dokumentów, pozwolić się dokładnie prześwietlić pod względem finansowym i majątkowym – dodaje.
Edukacja na bezrobociu
Marek na bezrobociu ma nie tylko zapewnione środki do życia, ale i możliwość dokształcania się, z czego chętnie korzysta. W ciągu ostatnich kilku lat odbył 26-tygodniowy kurs komputerowy (z podstawami obsługi Excela i programu komputerowego używanego w księgowości – Sage), 8-tygodniowy kurs komputerowy zakończony uzyskaniem certyfikatu ECDL czy 4-tygodniowy kurs kadrowo-płacowy. – Po każdym takim kursie należy odbyć staż. Zarówno w czasie kursu, jak i stażu dostaje się dodatkowo 15 funtów tygodniowo – informuje w rozmowie z Bankier.pl Marek. Wszystko po to, by o pracę było łatwiej. Ale Marek przyznaje otwarcie: – Najchętniej przezimowałbym na tym zasiłku do emerytury, a daleko do niej już nie mam.
bankier.pl
No i?
Nic niezwykłego - wszędzie tacy ludzie się znajdą, nie tylko Polacy ale i rodowici Anglicy.
Wina lewackiego państwa. Robią państwo socjalne, a potem się dziwią. Ich kraj nigdy nie będzie silny, a jego obywatele mogliby zarabiać więcej gdyby nie socjale.
Rozumiem socjal dla niepełnosprawnych i poszkodowanych rodzin chorobą. To trzeba rozróżnić.
Człowiek dostający pieniądze za darmo rozleniwia się i staje się pasożytem na niekorzyść innych- taka sprawiedliwość. Nie tylko Polacy ale wszędzie tak jest w krajach lewackich-skrajnie socjalnych.
Patrz Skandynawia. Cholerne długi kraju ukrywane i nie komentowane nawet w mediach polskich bo mamy dążyć do lewackich poglądów jakie tam panują- państwo opiekuńcze.
Przykładem co prawda skrajnym ale idealnym jest Brejvik- morderca 50 ponad osób żyjący w luksusie jakiego by połowa Polaków nie wypracowała przez całe życie
70 funtów tygodniowo i mieszkanie w akademiku to nie życie - to jakaś krańcowa forma urban-survivalu. Trzeba jednak oddać honor Zjednoczonemu Królestwu że nie da człowiekowi umrzeć z głodu, czego nie można powiedzieć o państwie zrodzonym z buntu robotniczego.