Crystals of Arborea | PC
Świetna gra, w ogóle kawał wspomnień. Niestety byłem zdecydowanie za młody (5-8 lat?) żeby się z nią uporać, ale do dziś wspominam przemierzanie przepięknego, bajkowego i magicznego świata. Dzięki za odświeżenie!
Klasyk:) Wymagania sprzętowe dziś budzą uśmiech :)
Niestety, totalna bieda z wyjątkiem dobrej na tamte czasy grafiki. Nawet to, że jest wstępniakiem do serii Ishar jej nie ratuje. Płytka, krótka (przeszedłem w 3h) rozgrywka, budzący śmiech rozwój postaci, ilość ekwipunku oraz poziom interakcji z npcami, wskazuje, że ta gra jedynie ma znamiona RPG. Tam nawet nie ma ekonomii co w rpegach jest przecież podstawą. Masz 7 postaci i zasuwasz po małej wysepce by zgarnąć zaginione 4 kryształy i umieścić je w wieżach strażniczych. Zdziwienie wzbudziło już we mnie tworzenie drużyny - nie można zmienić imion - wybierasz jedynie klasę (tylko wojownik, ranger i mag do wyboru) i staty (tylko 4). Zero ekwipunku etc.
Będąc przyzwyczajonym do prawdziwych rpgów w stylu Ultimy, Might and Magic czy Goldboxów nie sposób nie zauważyć po prostu straszliwych braków tej gry. Dlatego dostała jedynie 3.0 a i sam nie wiem czy zasłużyła na aż tyle.
To jest gra z roku 1990 - hallo.
Jak to w rodzinnym gronie bywa, domowy sprzęt rozrywkowy czasem trzeba oddać bliskim. W takim wypadku do dyspozycji często mam jedynie starszego laptopa z wbudowaną kartą graficzną marki Intel. Na szczęście jest to idealny sprzęt do starszych gier instalowanych z nośników CD/DVD, tudzież pobieranych z kapitalnego rodzimego serwisu dystrybucji cyfrowej marki GOG. W tej właśnie bibliotece znalazłem znany mi od dawna tytuł, z którym nigdy jednak nie miałem okazji mieć dłuższej styczności. Chodzi o Crystals of Arborea.
Ten wyprodukowany w 1990 roku program łączy gatunki fabularnego fantasy z turową strategią, doprawioną modnymi w tamtych czasach elementami przygodowymi i labiryntowymi. Wcielamy się w Jarela, księcia sham-nirów, który zgodnie z opowieścią przedstawioną we wbudowanej w grę instrukcji jest jedyną personą zdolną do uratowania tytułowej krainy. Celem rozgrywki - odnalezienie czterech tajemniczych kryształów żywiołów i w ten sposób pokrzyżowanie planów Morgothowi, upadłemu aniołowi śmierci.
Za stworzeniem gry odpowiada wtedy jeszcze wciąż bardzo młody francuski zespół Silmarils, którego wiele osób może kojarzyć z późniejszych, bardziej popularnych produkcji, takich jak Robinson's Requiem, Metal Mutant, Time Warriors czy trylogia Ishar (do której zresztą Kryształy Arborei są prequelem!).
Zabawę zaczynamy podobnie do wielu innych gier fabularnych. Jarel charakteryzuje się czterema parametrami fizycznymi, które mają bezpośredni wpływ na skuteczność księcia w walce - są to punkty życia, siła, odporność i zwinność. Żeby było ciekawiej podróżować będziemy z obstawą sześciu towarzyszy, z których każdy może reprezentować jedną z trzech profesji (wojownik, łowca, mag). Każdą z postaci możemy dopasować do naszej strategii poprzez rozdzielenie puli wolnych punktów.
Niemal cała rozgrywka opiera się na dwóch aktywnościach - eksploracji i bitwach. To pierwsze stanowi wyzwanie typowe dla tytułu z przełomu lat 80 i 90. Nie pomoże nam automapa, interfejs jest funkcjonalny ale bardzo archaiczny (czemu muszę tak mocno wciskać przyciski?), zaś grafika, choć jak na tamte czasy naprawdę elegancka, dziś potrafi nierzadko okazać się nieczytelna. Świat gry jest co prawda niewielki (ot jedna mała wyspa), ale w pewnym stopniu rekompensuje to fakt losowania przez program umiejscowienia kluczowych lokacji, takich jak lochy skrywające skarby czy chatki magów wspierających nas w zamian za wykazanie się wiedzą na temat Środziemia (sic!).
Drugi główny element gry to walka. W jej trakcie będziemy mogli popisać się swoim zamysłem taktycznym (oraz znajomością zasad gry). Zabawa jest tutaj turowa, poruszamy postaciami o jedno miejsce na rundę po prostokątnej planszy złożonej z 42 pól. Wojownicy walczą wręcz, łucznicy strzelają w linii prostej, zaś magowie dysponują kilkoma czarami (na początku trzy, w sumie chyba coś około dziesięciu). Każdy zabity potwór nagradza postać punktami doświadczenia, które z czasem podnoszą rangę postaci na wyższy poziom (automatyczny wzrost parametrów). Starcia zwykle powodują utratę punktów życiowych i energii, które regenerujemy odpowiednio leczącymi miksturami i snem w plenerze. Bestiariusz jest dość skromny - możecie liczyć na mroczne elfy, trolle, nietoperze czy kilka rodzajów orków.
Poziom trudności całości jest na początku dość wysoki, jednak po kilku podejściach i rozpracowaniu zasad jesteśmy w stanie nawiązać skuteczną walkę. Fabuła poza wstępem, wbudowaną instrukcją i drobnymi przerywnikami dialogowymi - nie występuje. Długością i rozmachem program przypomina bardziej grę planszową typu Talisman (znanym naturalnie w Polsce pod nazwą Magia i Miecz) niż epicką lecz liniową produkcję RPG typu Final Fantasy czy Champions of Krynn - Kryształy przejdziecie w 1-2 godziny, zależnie od stylu gry, obranej strategii i wylosowanej mapy. Szkoda że całkiem ładnej jak na tamte czasy grafice nie towarzyszy ciekawsza oprawa dźwiękowa - przez całą przygodę usłyszymy jedynie postękiwania trafianych wrogów, nie ma niestety żadnej muzyki czy dłuższych sampli (na szczęście w dzisiejszych czasach bez problemu włączymy sobie muzykę w tle z youtube - u mnie całkiem fajnie sprawdziła się ścieżka z Heroes of Might & Magic IV!).
Ten prawie 30-letni tytuł bez większych kłopotów odpalicie na dzisiejszych komputerach dzięki niezawodnemu DosBoxowi. Obecnie zdobycie tej gry na nośniku fizycznym jest dość trudne, i to pomimo tego iż był on dodawany jako darmowa pełna wersja do czasopisma Gambler (choć było to wszakże już prawie 20 lat temu). Najprościej będzie skorzystać z usług GOG, który sprzedaje tę pozycję wraz z całą trylogią Ishar jako Ishar Compilation - choć cena bez rabatów nie jest szczególnie atrakcyjna (na chwilę obecną 20 PLN). Podsumowując - Crystals of Arborea był dla mnie całkiem miłym zaskoczeniem, który pozwolił przyjemnie spędzić ponad 2 godziny sobotniego poranka, a więc zasłużył sobie na ocenę czterech gwiazdek :)