Rząd zakazał sprzedarzy słodyczy w szkolnych sklepikach. Jest to oczywiście równoznaczne z ich likwidacją. Czemu państwo ma decydować co mają jeść dzieci w szkołach? Pomijam fakt , że wystarczy nie dawać dziecią pieniędzy do szkoły i problem zniknie.
http://m.wprost.pl/kraj/id,476529/Koniec-ze-smieciowym-jedzeniem-w-szkolach-Wchodzi-ustawa.html
że wystarczy nie dawać dziecią pieniędzy do szkoły i problem zniknie.
Nie masz dzieci, prawda? :)
Kretynskie pomysly debili, wybrancow narodu. Mysla, ze dzieci sa glupie jak oni? Ze to taki wielki problem wyskoczyc na przerwie do sklepu (biedry) za rogiem?
Pomijam fakt , że wystarczy nie dawać dziecią pieniędzy do szkoły i problem zniknie.
Mam lepszy pomysł - wystarczy nie posyłać dzieci do szkoły, nie dość ze przestaną być grube, to jeszcze gwarantowany jest brak kontaktu z papierosami i alkoholem.
Tak przy okazji - Dzieciom do chuja wafla.
Bardzo dobrze, sam swoim dzieciom dawkuję słodycze w ramach tego co uznam za rozsądne, w szkole nie miałbym nad tym żadnej kontroli.
Rozumiem literowki, ale jak bardzo trzeba byc glupim, zeby zamiast "dziecom" napisac "dziecią"? Coraz czesciej widze ludzi, ktorzy tak pisza - jak to w ogole mozliwe, maja po 11 lat czy co?
Nie lubie ograniczania wolnosci, ale jak widac w pewnych kwestiach spoleczenstwo jest zidiociale, Snickers wiecej wydaje na reklamy np. producenci jablek np. A w domach ludzie jedza smieci, nasza niska swiadomosc dotyczaca diety to jeden z najwiekszych grzechow cywilizacji, dziwne, ze tak jest w XXI w.
Nie masz dzieci, prawda? :)
Ty to zdecydowanie nie masz dzieci. Wiesz co zrobią rozwydrzone bachory jak je złapie "uzależnienie przed sugar rush" ?
Otóż na przerwie wyjdą ze szkoły do najbliższego sklepu (nam to zajmowało jakieś 2 minuty - w obie strony), bo w szkole NIE MIELIŚMY sklepiku (tylko stołówkę)
No chyba że sugerujecie także powszechne wprowadzenie zakazu sprzedaży słodyczy dzieciom?
Rozumiem literowki, ale jak bardzo trzeba byc glupim, zeby zamiast "dziecom" napisac "dziecią"? Coraz czesciej widze ludzi, ktorzy tak pisza - jak to w ogole mozliwe, maja po 11 lat czy co?
Widzisz -nie potrafisz ogarnąć rozumkiem podstawowej żeczy*
Jeszcze z 50 lat i to BĘDZIE STANDARD, język jest formą płynną i ciągle się zmienia (polszczyzna z lat 20 XX wieku była by nie do przełknięcia dla ludzi współczesnych)
No ale grammar nazi nadal mogą sobie płakać na forach
Zidiociałe społeczeństwo jeszcze faktycznie pomyśli, że to dla ich dobra i że fajnie, bo kochane państwo tak dba o obywatela :D.
[7] U nas nie dało się wyjść ze szkoły, dopiero w liceum, ale tutaj to już wolna droga z tym co kto robi.
uzależnienie przed sugar rush
Nauka juz dawno udowodnila, ze nie ma nic takiego jak sugar high.
WrednySierściuch, jak to za 50 lat do uzusa wejdzie to bede w ciezkim szoku a co dopiero norma uzytkowa czy, boze bron, wzorcowa... Akurat z wyksztalcenia i zamilowania jestem jezykoznawca, takze wsadziles palke w mrowisko.
Twoj tok rozumowania mnie pozamiatal, rozumiem, ze "wszystko jest dozwolone, bo jezyk sie zmienia i za 50 lat..."? Na tej samej zasadzie za 50 lat mozemy mowic "rozumię" i "włanczać", ale nie bedziemy bo to sa zwyczajne bledy jezykowe... Co innego mowic "tą książkę" a co innego zawierac to co wsadziles w mrowisko w 3 literach (swoja droga tak sie dzieje odkad pamietam, 25 lat na pewno, i co? :)).
Poczytaj troche o teorii jezyka zanim zaczniesz usprawiedliwac swoje czy innych lenistwo, chociaz wolalbym to okreslic mianem zidiocenia.
I jeszcze jedno - skoro masz tak elastyczne podejscie do jezyka to co z innymi dziedzinami zycia? Moze zacznij uprawiac seks z 12-sto latkami, albo strzelac do Arabow i Cyganow, bo za 50 lat na pewno bedzie to standardem? :>
Jak zawsze w polsce zajmują się nie tym co potrzebne.
Też miałem napisać o spożywczym za rogiem, ale już za moich czasów, i to w szkole jeszcze nie patologicznej (patologia nastała po przerobieniu na gimnazjum) wychodzić ze szkoły się nie dało.
więc teraz, w erze kamer i zabezpieczeń rodem z banków?...
Nie jestem już taki pewien, czy osiedlowe spożywczaki zarobią na wychodzeniu podczas przerwy.
Gorzej jak ktoś wpadnie na genialny pomysł, by kupić batona w drodze do szkoły! :D
... ale zakaz na pewno dotyczy tylko dobrych szkół gdzie dzieci z dobrych domów jednorodzinnych na przedmieściach dowożone są autem przez rodziców!...
Czemu kiedyś było mniej grubasów, choć w sklepikach były cipsy? 1 zł na paczkę to była kupa kasy? Czy chodzi o to, że paczki były małe? Teraz też bym sobie raz na ruski rok taką mała kupił, to się nie da, trzeba kupić od razu megapakę dla całej rodziny, sąsiadów i psa.
[13] Dokładnie, państwo wpierdziela się tam gdzie nie jego broszka, zamiast tego mogliby pomyśleć jak tu zachęcić dzieciaki do uprawiania sportu
Czemu kiedyś było mniej grubasów, choć w sklepikach były cipsy?
Bo dzieci bawiły się na dworze/boiskach zamiast przed kompem?
[10] udowodniła, udowodniła
Może i nie wywołuje to efektów w biochemii organizmu -ale zdecydowanie wywołuje "jakieś" efekty.
Choćby opierały by się one na psychologii (pozytywne wzmocnienie i choćby efekt placebo)
Wiesz co to jest efekt placebo? Wykazano że placebo działa jak leki przeciwbólowe!
A co gorsza odwrotny efekt znosi działanie SILNYCH LEKÓW !
http://www.psychologia.edu.pl/obserwatorium-psychologiczne/1696-efekt-placebo-dziala-w-obie-strony-spodziewanie-sie-bolu-znosi-dzialanie-silnych-lekow-przeciwbolowych.html
To nie powinno działać -a jednak działa
Co do sugar rush -to ja wiem że to istnieje -bo jak się najem słodyczy to mnie przez jakąś godzinę "roznosi" :p
[11]
Poczytaj troche o teorii jezyka zanim zaczniesz usprawiedliwac swoje czy innych lenistwo, chociaz wolalbym to okreslic mianem zidiocenia.
Ale, ale -panie językoznawca- kto jak kto ale ty powinieneś coś wiedzieć JAK BARDZO się zmienił język od tych nieszczęsnych lat 20 (i Boya Żeleńskiego)
Skoro wszyscy się tak przejmowali czystością języka -to JAK możliwa jest jakakolwiek zmiana, hmm?
Język powinien być absolutnie niezmienny.
i tak - ja już widzę jak tam w przyszłości poszłem włanczać światło, zaraz potem bede grał w gre :p
Odnośnie innych porad, to dzięki ale niezbyt mi potrzebne, w końcu nie nazywam się Bohater Narodowy Nigdy-Nie-Skazany Polański
Natomiast jestem nawet bardziej "elastyczny" niż ty przypuszczasz w swoich koszmarach
Wiesz do czego odnosi się moje motto?
Bardzo dobry pomysł, zresztą wyszedł od rodziców (a nie rządu). Postulaty na forach dla rodziców były w tej sprawie od dawna. Jedynie korwiniści mają z tym ból d..
Nie dało się niestety tego inaczej rozwiązać bo np.:
"W naszym sklepiku szkolnym pani sprzedaje wszystko co chce i jak leci: napoje gazowane (np w plastikowych kuflach), chipsy, zupki chińskie (również w plastikowych kuflach).
Czy jest jakiś przepis zabraniający tego? Dyrekcja tłumaczy, że nie może jej zakazać ani nakazać sprzedaży zdrowszej żywności, tak samo jak podobno nie może zrezygnować z wynajmu bo jakieś długoterminowe umowy. "
Dzieci podczas biegania są narażone na otarcia kolan i inne urazy, należy ustawowo zakazać biegania dzieciom.
[21] -_-
Bo dzieci bawiły się na dworze/boiskach zamiast przed kompem?
Kiedyś czyli kiedy? W latach 90? Wtedy też były komputery.
Nie masz dzieci, prawda
yyyy nie? A co to ma do rzeczy? Ja rzadko dostawałem pieniądze, więc rzadko jadłem słodycze.
Rozumiem literowki, ale jak bardzo trzeba byc glupim,
Nie sądze żebym miał coś na swoje usprawiedliwienie, więc przyznam ci racje. Pod wzgędem ortografii jestem głupi.
Wyszła po raz kolejny hipokryzja Twojego Ruchu. Marihuen tak, słodycze nie.
Dzieci podczas biegania są narażone na otarcia kolan i inne urazy, należy ustawowo zakazać biegania dzieciom.
Ale w wielu miejscach jest taki zakaz - np. w szkole po korytarzach czy na basenie czy...
Tak samo nikt nie zakazuje sprzedaży słodyczy w ogóle, tylko w pewnych szczególnych miejscach.
Rząd zakazał
Już tylko dwa wyrazy wzbudzają obrzydzenie.
Podobno cena niektórych owoców jest na poziomie śmieciowym, jak by to brzmiało powiedzmy:
Rząd rozdał
Ale rząd się naprężył, napracował i zakazał. Uff!
Tak samo nikt nie zakazuje sprzedaży słodyczy w ogóle, tylko w pewnych szczególnych miejscach.
Jeszcze.
w szkole nie miałbym nad tym żadnej kontroli.
a to rodzice nie moga uzgodnic z dyrektorem co w szkole mozna, a czego nie? trzeba od razu glupie ustawy tworzyc?
@17
Może i nie wywołuje to efektów w biochemii organizmu -ale zdecydowanie wywołuje "jakieś" efekty.
http://www.yalescientific.org/2010/09/mythbusters-does-sugar-really-make-children-hyper/
Zebys nie musial czytac calosci wkleje wniosek: "In 1982, the National Institute of Health announced that no link between sugar and hyperactivity had been scientifically proven."
To jak; podasz jakies peer reviewed badania, ktore twierdza inaczej czy bedziemy sie opierac na zabobonach i 'jakis' obserwacjach? :)
Rzeczywiście, ta ustawa to wielki problem. Pomijając to, że z reguły sklepiki szkolne oferują gówno po zawyżonych cenach, a jak ktoś będzie chciał sobie kupić chipsy, to pójdzie do sklepu dwie ulice dalej.
Zakaz zakrawa o śmieszność. Nie dość, że będzie martwy tzn. nie uderzy w rzeczywisty problem, to będzie naturalnie omijany przez kupowanie śmieciowego żarcia przed/po/w trakcie zajęć, lecz poza szkołą.
Naprawdę nie można było tego zrobić na poziomie samorządowym czy na poziomie danej placówki? Przecież gdyby to był istotny problem, to rodzice zebraliby się, pogadali z dyrektorem szkoły i byłoby załatwione.
Moim zdaniem tu nie chodzi stricte o samą ustawę, ale o to, że sami się ograniczamy tzn. jesteśmy nauczeni, że bez państwowego bata nie wdrożymy w życie pewnych zdroworozsądkowych zasad.
I dlatego szkolnictwo powinno zostać sprywatyzowane, żeby rodzice sami mogli wybrać do jakiej szkoły chcą posłać swoje dzieci.
Pomijając to, że z reguły sklepiki szkolne oferują gówno po zawyżonych cenach
Zawyżonych względem cen z hipermarketów? Owszem. Porównaj ceny z sklepików szkolnych do Żabek, Małpek i tym podobnych sklepów.
PS. W gimnazjum i liceum do którego chodziłem nie było sklepiku szkolnego D:
no nie wiem, jakby tak w umowie najmu zapisać pewne warunki, to może się o SN otarło, że swobodę działalności gospodarczej dyrektor ogranicza, że sprzedaży zabrania, że wolnego handlu?
... oh, wait!
Zakaz będzie martwy wszędzie, gdzie po drodze do szkoły są sklepiki. Chyba, że dzieciakami faktycznie da się tak sterować. Albo wprowadzą jakieś talony honorowane tylko w sieci sklepików szkolnych :P
Aurelius
"wyszedł od rodziców (a nie rządu). Postulaty na forach dla rodziców były w tej sprawie od dawna. Jedynie korwiniści mają z tym ból d.."
Ty nie żartujesz? Pomijając już, że mnie, wyzywanego tu od lewaków, zaraz wezmą za korwinistę (cholera, niezbadane są wyroki!) - rodzice pisali takie rzeczy? A jakby dziecku zamiast kasy dać do szkoły zdrową kanapkę?! Taka z pełnoziarnistym pieczywem, chudą wędliną i warzywami?! A, pardon, nie da się....
Czy dzieci bez kasy na bułę i na cukrowym głodzie dokonują zuchwałych napadów na szkolne sklepiki terroryzując sprzedawcę cyrklem (napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia! - poprawczak jak nic)
Serio, choćbym był lewakiem, to absurdalny jest ten akurat tryb reglamentowania żarcia w szkole. No ta, za PRL-u były stołówki... a czy był jakiś odgórny "dekret" co ma w nich być podawane?
Mnie to najbardziej przeraża jednak nie z powodów politycznych, i nie z niechęci do opiekuńczego państwa bo w jakimś stopniu ono jest konieczne, ale z powodu nieporadności rodziców (albo - niechże wezmę ich w obronę! :P - zidiocenia społeczeństwa, w którym garstka zatroskanych nie daje rady wychować swoich sześciolatków na miłośników sałaty w tym burdelu!). W ten sposób to niedługo faktycznie wzorem wizji towarzyszy dzieci się będzie rodzić i oddawać na wychowanie do państwowych domów. I co najciekawsze, największy problem zdają się mieć rodzice, którzy znacznie większy okres czasu przeżyli w Polsce z cipsami na półkach.
Za moich czasów były w sklepikach np. syfiaste napoje w woreczkach. Ale cóż, tak naprawdę piły je... określone osoby. Jak z jabolami. A resztę dało się wychować
Herr Pietrus zaraz Ci zacytuję, jak to rodzice dawali dzieciom zdrowe posiłki do szkoły i co się z nimi dzieje:
"w szkolnych koszach na śmieci mnóstwo bułek, owoców a za to dzieci na lekcje wchodzą z kubkami śmierdzącymi zupą chińską bo właśnie mają pieniądze i kupują. "
1) Nie ma nieporadności rodziców - bo wzięli się i przeforsowali zakaz.
2) Wcześniej nic się nie dawało zrobić gdyż - "Przede wszystkim pismo do dyrekcji, jest o tyle bez sensu, że dyrektor nie może wymóc zmiany asortymentu sklepu. Istnieje coś takiego jak swoboda prowadzenia działalności gospodarczej. Dyrektor zakazujący sprzedaży czegoś, przekroczyłby swoje uprawnienia." (cytat z 2011 roku).
3) Dzieciom się tworzy dopiero nawyki żywieniowe, a trudno dziecku nie dać kilku groszy (w końcu zarządzania groszem też się musi uczyć), a z drugiej strony łatwo go skusić na słodycze w sklepiku szkolnym czy automacie szkolnym.
Ogólnie pomysł oddolny to był, więc wara korwinistom od tego. Nie ma przecież obowiązku prowadzenia działalności gospodarczej w szkołach. Jak komuś nie pasuje, to może założyć inną działalność.
co z tego jak dzieci żywią się w drodze do i ze szkoły - chodzę rano do sklepu i widzę co kupują dzieci przed pierwszą lekcją - SZOK!
szkolnych koszach na śmieci mnóstwo bułek, owoców
Przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum nie widziałem nic takiego. A mature miałem w tym roku więc są to dane aktualne.
trudno dziecku nie dać kilku groszy
Jeśli ktoś nie umie powiedzieć nie dziecku, to nie powinien być rodzicem.
Zresztą pomysł debilny bo nie zlikwiduje problemu. Automaty będą stać przed szkoła a dzieci słodycze kupować przed szkołą.
A co jeśli ktoś miał podpisaną umowe na 10 lat i kończy mu się np. w 2018. Miał w niej jasno określone , że może sprzedawać słodycze. Lex retro non agit więc w teorii jest ten sprzedawca nie do ruszenia.
co z tego jak dzieci żywią się w drodze do i ze szkoły - chodzę rano do sklepu i widzę co kupują dzieci przed pierwszą lekcją - SZOK!
piwo i kondony pewnie!!!11
1) bo właśnie mają pieniądze i kupują
Zarobiły sobie? Czy za...y z portfela?
2) Nie jestem ekspertem od swobody działalności, ale skoro dyrektor nie może, to ustawy nie uwali TK? Chiba, że lobby sklepikarzy za cienkie w uszach i nie zbiorą się i nie zaskarżą.
A poważniej -urzędasy z Wawy np. w broszurce z 2011 r. twierdzą ze umowa najmu, regulowana przepisami KC, może jak najbardziej nałożyć na najemcę-przedsiebiorcę nakaz/zakaz sprzedaży pewnych produktów, co jest dodatkowo podparte kompetencjami dyrektora szkoły w zakresie dbania o prawidłowy rozwój bla bla bla.
http://wiemcojem.um.warszawa.pl/files/sklepik_szkolny.pdf
Jak już szukamy powodów dlaczego nie, to raczej chodziło o to, że każdy najemca się wtedy wypinał, a że dla szkoły kasa ważna, a żadna nie śmierdzi... masz jakieś źródła mówiące wprost, że jakieś próby uwalano powołując sie na ograniczenie swobody? Chętnie poczytam.
3) łatwo. Nie musi zarządzać akurat groszem na jedzenie, skoro jest z tym taki problem.
I serio, mi to lotto, sam w szkole nie jadłem może dań rodem z kolorowych pisemek i porad Perwersyjnej Pani Domu, jakichś musli z jogurtami, pełnoziarnistych kanapek z łososiem i serkiem "Filadelfja", tylko kanapki z szynką, razowym pieczywem i warzywami, dopakowane raz czy dwa przy długim pobycie w szkole drożdżówką (Boże, straszne! Ciasto! Słodkie! Z serem!). Nie rozwala mnie ten zakaz ideologicznie, tylko bardziej z powodu tego, że to śmieszny tryb regulacji. Praca organiczna? Na Boga, ale to nie XIX w. Żarciem w szpitalach by się zajęli, tam chorzy ludzie potrzebują energii by zdrowieć. No tak, ale szpital to nie restauracja. Szkła też nie, najlepiej zamknąć sklepiki w cholerę. Tylko wtedy Snickersy kupowałbym na kartki pewnie i za okazaniem dowodu...
BTW - nowa dilerka nadchodzi. Gangi handlujące batonami i Maczugami.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,7360855,12_latek_zawieszony_w_szkole_za____handel_chipsami.html
Naprawdę, dziwi mnie tak zażyła dyskusja w tym wątku, na tak błahy temat. W dzisiejszych czasach sklepiki szkolne nie są w ogóle potrzebne, biorąc pod uwagę powszechność sklepów oferujących słodycze. Ja sam myślałem, że sklepiki szkolne to starodawny przeżytek, ale widzę, że ich nie doceniałem, patrząc na oburzenie niektórych forumowiczów.
Już widzę tych małych Alów Capone szmuglujacych snickersy do szkół i sprzedający je pokątnie w szatniach.
Pewnie jak zawsze chodzi o pieniądze,tylko ciekawe co i jak?
WrednySierściuch napisał:
Ale, ale -panie językoznawca- kto jak kto ale ty powinieneś coś wiedzieć JAK BARDZO się zmienił język od tych nieszczęsnych lat 20 (i Boya Żeleńskiego)
Skoro wszyscy się tak przejmowali czystością języka -to JAK możliwa jest jakakolwiek zmiana, hmm?
Zanim archiveDB odpowie na twoje jakże przekonujące (a może wolałbyś: przekonywujące?) argumenty, mam pytanie: jak bardzo zmienił się nasz język od czasów dwudziestolecia międzywojennego? No, JAK BARDZO? Konkrety, poproszę.
Mała podpowiedź: od 1996 r. dokonała się tylko jedna poważna zmiana, gdy idzie o ortografię (pisownia "nie" z imiesłowami). Nowości językowych (typu "pisownia nazw witryn internetowych") nie liczę. Zwracam też twoją uwagę na fakt, że ta zmiana nie była spowodowana przyczynami, na które się powoływałeś, czyli uzusem językowym.
A co do tematu wątku... są tutaj jacyś rodzice? Bo Bukary, jako rodzic, popiera zapowiedziane zmiany w asortymencie szkolnych sklepików. :P
Zamiast zakazywać sprzedaży słodyczy w szkolnych sklepikach, rząd niech się zajmie wzmocnieniem nauki ortografii w szkołach, bo potem ludzie tacy jak autor popełniają zbrodnie na języku ojczystym...
Anonymous - ile ty masz lat? bo jak więcej niż 12 ( mm nadzieję że jednak nie , bo wtedy twoje błędy językowe można by wytłumaczyć wiekiem ) to przykro mi ale nie jesteś osobą uprawnioną do wydawania osadów nad rządem itp. gdyż sam nie znasz podstaw własnego języka, a na to nie ma innego określenia niż głupota. Bez urazy.
Dziecią,
To jakaś moda jest? czy taki żałosny poziom młodzieży teraz jest?
Przecież to nie jest jakaś wiedza tajemna, tylko podstawy! bierz się facet za naukę, bo naprawdę nieraz może ci w życiu być wstyd z takimi ,,umiejętnościami"
Sorry za nadmierne uniesienie, ale jak widzę te ą na końcu zamiast om, to mnie szlag trafia i krew ognista zalewa, żeby to jeszcze jeden raz, ale nie takie błędy już kupę razy widziałem...
A co do tematu, to rząd niech zajmie się przeciwdziałaniem mobbingowi w szkołach czy nierówności a nie słodyczami.
Anonymous - po postach sprawiasz wrażenie ogarniętego gościa, a tu takie błędy.
Bardzo dobrze, że usuwają to gówno ze szkół - popieram!
Dzieci są bez szans w starciu z marketingową maszyną koncernów i jeśli będą miały okazję w szkole na zakup chipsów, snacków, batonów, energetyków itp. to będą kupowały bez względu co rodzice o tym sądzą.
Pamiętam jak koncerny typu Danone chodziły po szkołach - specjalne apele były robiony na prezentację byśmy mogli zobaczyć to świństwo i posłuchać że powinniśmy koniecznie to żreć - syf w postaci danonków i innych actimelków, których człowiek nie powinien się dotykać. A to i tak niewiele gdy dodać budżety kolejnych firm promujących batony i słodzone napoje...
[28] Ale ile z tym roboty? A tak za jednym pociągnięciem masz cały temat odfajkowany. Nikt Ci już nie zarzuci, że nic w tej materii nie zrobiłeś. I jaka oszczędność na budżecie. Inaczej byś musiał wdrożyć w MEN cały program zdrowego odżywiania. Ty wiesz jakie by były tego koszty.
Zawsze najbardziej bawił mnie fakt, że tyle szkół w Polsce wprowadza różne programy dietetyczne (i bardzo dobrze), a potem oferuje w swoich sklepikach kaloryczne chipsy czy batony.
A sam pomysł ze zniesieniem słodyczy w sklepikach, jest bardzo dobry.
Jedziemy do Gęstochowy
Ortografia ortografią, ale składnia Twoich postów jest chaotyczna i nad tym mógłbyś popracować :).
Jak najbardziej popieram. Rodzice nie mają żadnej kontroli, co dzieci kupują w sklepiku. "Masz 3zł i kup sobie bułkę albo jakąś drożdżówkę" i bach: czipsy, cola, cukierki, guma.
Tak było w moim przypadku jak i większości moich kolegów.
"zieci są bez szans w starciu z marketingową maszyną koncernów i jeśli będą miały okazję w szkole na zakup chipsów, snacków, batonów, energetyków itp. to będą kupowały bez względu co rodzice o tym sądzą."
Reklamy czipsów to teraz coraz większa rzadkość. Ktoś tu nie pamięta szalonych lat 90, reklam Rufflesów i "B-o-o-ooo-mer, Balonowa!"
"czipsy, cola, cukierki, guma."
Tyle dobra za 3 zł! Taniej niż w "Biędronce"! (dla niełapiących ironii dodaję cudzysłów)
:P
Ortografia ortografią, ale składnia Twoich postów jest chaotyczna i nad tym mógłbyś popracować :).
Lepsza chaotyczna składnia niż ,,dziecią"
Czemu tylko w szkole? Czemu w ogóle nie zabronić? Alkoholu i tytoniu oczywiście też. No i fast foodów. Białego pieczywa też zabrońmy.
Bo co ci biedni ludzie zrobią bez opieki kochanego państwa.