The Walking Dead: Season 2 - recenzja i podsumowanie zakończenia sezonu
***** SPOILERY!!! *****
Twórcy już od dłuższego czasu starali się "zbliżyć nas" do Jane. Zdali sobie chyba sprawę, że poza Kennym nie było szans na jakieś głębsze związki emocjonalne z bohaterami ich produkcji. Inne postaci były słabo zarysowane i w sumie dosyć płytkie. Robili więc co mogli, by nas przekonać, że Jane to fajna babka i że warto ją polubić (co w moim przypadku właściwie się udało). Teraz się okazało, że szykowali to pod "wielki" finał. Chcieli by gracz poczuł się rozdarty emocjonalnie, decydując który z jego "najlepszych wirtualnych kumpli" zginie (można nawet ubić jedno z nich własnoręcznie) a który przeżyje - Jane czy Kenny.
I tu dla mnie wyszła największa porażka. Mimo, że nie polubiłem Jane nawet w połowie tak jak Lee czy Clem, to nie miałem problemu by odstrzelić tego brodatego dupka ;).
Sam nie wiem, może dlatego, że od początku zgrywał nadmiernie agresywnego samca alfa (który często okazywał się niezaradnym tchórzem i egoistą) ale nigdy Kennego nie lubiłem. W pierwszej części miał swoje momenty, w których wzbudzał moją sympatię, natomiast w sezonie drugim praktycznie bez przerwy mnie irytował. Bezustannie zachowywał się jak zrzędliwy despota w depresji i narażał ludzi na niebezpieczeństwo.
Do tego to otwarte i niewiele wnoszące zakończenie. Jestem zawiedziony i rozczarowany. Tyle miesięcy czekania na TO?!
spierdzieliłem... sekundę po tym, jak pociągnąłem za spust, byłem w rozsypce.
Średnio mi się ten sezon podobał, ale finał zmiażdżył.
@Persecuted: to teraz sobie obejrzyj zakończenie, kiedy on przeżywa. Kolejna kula prosto w serce.
no właśnie - siła ostatniego odcinka tkwi w zakończeniach - jeśli się dostanie to pozytywne (w miarę), to ma się zupełnie inny humor jak po tym najbardziej dołującym
@Persecuted: ogólnie po twoim wpisie widzę, że w ogóle nie zajarzyłeś w jakim kierunku zmierzał ten sezon i jaki był jego motyw przewodni. Dlatego właśnie nic cię nie ruszyło i uznałeś, że straciłeś czas.
Ale znając życie pewnie gry i tak nie kupiłeś...
@Up
ogólnie po twoim wpisie widzę, że w ogóle nie zajarzyłeś w jakim kierunku zmierzał ten sezon i jaki był jego motyw przewodni
Żałosne... Typowo dziecinne myślenie na zasadzie: "Nie podoba Ci się bo nie zrozumiałeś!".
Może zatem oświeć mnie o wielki, jakiegoż to motywu nie zrozumiałem, którego załapanie zmieniłoby moje pojmowanie całego sezonu?
Dlatego właśnie nic cię nie ruszyło
Umiesz czytać? Nie ruszyła mnie śmierć Kennego bo go nie lubiłem od samego początku. A poza wyzionięciem przez niego ducha, nie było jakichś bardziej emocjonalnych momentów w tym odcinku. Bo nie powiesz mi chyba, że ruszyła Cię śmierć papierowego i płaskiego jak dykta Luke'a?
uznałeś, że straciłeś czas.
Nigdzie czegoś takiego nie napisałem ani nawet nie zasugerowałem. Czasem straconym był co najwyżej czas oczekiwania na kolejne epizody.
Ale znając życie pewnie gry i tak nie kupiłeś...
A to już jest żałosne do potęgi 10... Nie podobało mi się, więc na pewno jestem złodziejem? Logiczne, bardzo logiczne...
Cały sens tego sezonu opiera się na tym, żeby nie zatracić tego, kim Lee nauczył cię być. Po to była ten sen w tym odcinku.
Kenny nie był złym człowiekiem, on po prostu stracił wszystko, co kochał w życiu. I moment w zakończeniu, kiedy
spoiler start
ze łzami w oczach błaga, żeby wpuścić dzieci a jego zostawić, a także samo to, że nie był wściekły ani zaskoczony, kiedy do niego strzeliłeś, że rozumiał, że na to zasłużył
spoiler stop
pokazuje, że w głębi duszy dalej był tym dobrym człowiekiem.
Jeżeli miałeś go całkiem w dupie, jeżeli nic cię nie obchodził, to tak naprawde niewiele się różniłeś od Carvera. I Lee raczej nie byłby z ciebie dumny :P
PS. Wycieczki osobiste sobie daruj, chyba nie ma rzeczy, która by mnie mniej w życiu ruszała niż wyzwiska ludzi z internetu.
@Up
Cały sens tego sezonu opiera się na tym, żeby nie zatracić tego, kim Lee nauczył cię być. Po to była ten sen w tym odcinku. [...] I Lee raczej nie byłby z ciebie dumny :P
Seriooo? Sam bym się w życiu nie domyślił... A tak serio - co to ma do rzeczy? Przez cały sezon pierwszy Lee uczył Clem jak przetrwać i jednocześnie być dobrym człowiekiem. Pewnie się zdziwisz, ale ja do tych zasad starałem się stosować kierując poczynaniami młodej. I to wcale nie dlatego, że Lee by tego chciał ale zwyczajnie tak mi podpowiadało moje sumienie i poczucie, że tak a nie inaczej powinienem się zachować w danej sytuacji (zwłaszcza gdybym był na jej miejscu).
Przy czym twórcy - w moim odczuciu - polegli na całej linii, bo pod tym względem ich gra była dosyć czarno-biała. Ciężko mi sobie przypomnieć w tym sezonie na tyle trudne wybory, przy których odczuwałbym niepewność lub wahanie. Prawie zawsze można było postąpić dobrze i słusznie albo wręcz przeciwnie (jak kto wolał). Zazwyczaj efekty były niemal identyczne (syndrom Heavy Rain'a) ale co z tego? Ja zrobiłem dobrze więc sumienie miałem czyste i mogłem dumnie kroczyć przed siebie.
Kenny nie był złym człowiekiem, on po prostu stracił wszystko, co kochał w życiu.
A kto mówi że był?
Jeżeli miałeś go całkiem w dupie, jeżeli nic cię nie obchodził, to tak naprawde niewiele się różniłeś od Carvera
Nigdy nie napisałem że miałem go w dupie. Nie lubiłem go, ale nie życzyłem mu śmierci. Tym bardziej nie czułem satysfakcji pozbywając się go (przy czym takiego Carvera rozwaliłbym z przyjemnością ;d). Jest taka opcja, że już po zabiciu Jane przez Kennego można go zastrzelić z zemsty. Tego bym na pewno nie zrobił, bo jak wspomniałem - nie życzyłem mu śmierci, a zabicie go w takich okolicznościach byłoby mało sensowne. Po prostu bym go zostawił.
Z drugiej strony - jak pisałem - jego śmierć nie była dla mnie specjalnie dramatyczna. W zamyśle miało być tak:
Wybierasz którego z najlepszych kumpli musisz skazać na śmierć, by ten drugi kumpel mógł żyć. Miało być emocjonująco i dramatycznie a dla mnie przebiegło raczej "na zimno". Coś w stylu: Rozwalić kogoś kogo nie lubisz, by uratować kogoś kogo lubisz - nad czym się tu zastanawiać?
PS. Wycieczki osobiste sobie daruj, chyba nie ma rzeczy, która by mnie mniej w życiu ruszała niż wyzwiska ludzi z internetu.
Przepraszam bardzo, ale JA CIEBIE WYZYWAM?! Niby gdzie, w którym miejscu? To przypadkiem nie Ty mi zasugerowałeś, że niczego nie zrozumiałem i na dokładkę jestem parszywym złodziejem?!
Quasi-spoilery
Różnica między Kennym i Jane była taka, że to Kenny miał rację. Nawet jeśli był narwany i tylko czekał, żeby obić komuś mordę. Wbrew pozorom, to właśnie on z tej dwójki, był przewidywalny. W "moim" zakończeniu (to już właściwy spoiler)
spoiler start
Kenny dociera z Clementine i dzieckiem do Wellington, po czym zgadza się na odejście pod warunkiem, że tamta dwójka będzie bezpieczna.
spoiler stop
Nie wiem jak wygląda zakończenie z Jane, ale w jej przypadku w grę wchodzą wszystkie możliwe opcje, bo - mimo pokazowej stoickiej postawy - humor zmieniał się u niej jak w kalejdoskopie, a każdy jej plan polegał tylko na powielaniu wyuczonych schematów, służących celom, które postawiła sobie jakieś pięć minut wcześniej.
Jeśli chodzi o sam sezon drugi, to wypada słabiej od pierwszego, ale w ogólnym rozrachunku wciąż wychodzi na plus.
Kenny to typowy swój chłop który nie owijał w bawełnę i mówił odrazu to co ma na myśli, same nieszczęścia na drodze miał to i psychika była zwalona, ale chłop przynajmniej szczery czasem aż do bólu w przeciwieństwie do tej dziuni opowiadającej śmieszne historyjki z różnymi nastrojami, zakończenie tylko to potwierdziło. Niewiem jak można było zabić kennyego, to tylko pokazuje że każdy podchodzi do sprawy inaczej. Mi jego było cały czas żał, był może czasem wnerwiający, ale zmienił się tylko przez wydarzenia, które go spotkały.
Zakończenie jakiekolwiek by nie było musiało być smutne. Szczerze mówiąc to myślałem że kennyego odstrzelą ruskie na samym początku, a tu jednak tak się nie stało. Sezon słabszy niż poprzedni, mniej różnorodny jak dla mnie, wszystko praktycznie w jednej okolicy się działo co też swoje robi. Sezony pewnie będą teraz wypuszczane taśmowo co rok, więc szansa na coś dużo lepszego napewno będzie. Mam nadzieje że doczekamy się wreszcie części w której wybory mają jakieś znaczenie
Czyli widzę, że u was też ich zabieg fabularny nie wypalił, tyle że w drugą stronę (nie mieliście problemu ze śmiercią Jane tak jak ja nie miałem z Kennym) ;].
@Mephistopheles
Kenny "miał rację" bo zaszlachtował nożem młodą dziewczynę, myśląc że straciła niemowlaka? Jasne, ukrywanie go przed nim nie było najmądrzejsze, ale przecież to się mogło wydarzyć! Jane faktycznie mogła (w sposób niezawiniony) nie być w stanie ochronić dziecka i nie byłoby to specjalnie nieprawdopodobne w tak niebezpiecznych i nieprzyjaznych realiach.
A Kenny co? Nawet jej nie wysłuchał (mimo moich/Clem sugestii), tylko się na nią rzucił. Jane osiągnęła co chciała, demonstrując że gdy Kenny wpadnie w furię jest nieobliczalny. Na tej podstawie jestem skłonny sądzić, że w ataku szału byłby w stanie mocno skrzywdzić a nawet zabić Clem! Na przykład gdyby to ona straciła niemowlaka...
Może to nazbyt poetyckie, ale moim zdaniem "dawny" Kenny umarł pod koniec pierwszego epizodu. Ten z "dwójki" to sfiksowana, tykająca bomba wpływająca destrukcyjnie na siebie i swoje otoczenie.
PS. Jeżeli zakończenie z Kennym przeżywającym finał i zostawiającym Clementine w obozie jest kanoniczne, to na 99% obstawiam, że facet zostanie w kolejnych epizodach świrniętym, growym odpowiednikiem Gubernatora (nawet jedno oko już stracił ;D).
Kenny miał rację, chcąc kontynuować podróż do Wellington. Według obecnego stanu naszej wiedzy, to najbezpieczniejsze miejsce dla dziecka. Tego, że sam nie zostanie wpuszczony, nie był w stanie przepuścić.
"Genialny fortel" Jane był w rzeczywistości samospełniającą się przepowiednią. To jakbym stwierdził, że jakiś przypadkowy przechodzień jest agresywny, po czym podszedłbym do niego i przywalił mu w mordę. Chwilę po tym, jak by oddał, moja teza zostałaby "udowodniona". Zresztą nie bardzo wiem, czego Jane chciała właściwie dowieść, bo to, że Kenny łatwo wpadał w szał, nie było żadną tajemnicą. Określenie "kobieca logika" sama ciśnie się na usta.
Sama Jane na moje / Clem pytania o dziecko też nie odpowiadała lub rzucała zdawkowe wypowiedzi, które tylko ją pogrążały. Ja sam domyśliłem się, że Telltalle przygotowało podobny plot twist, ale nie rozpatrujemy tu "zewnętrznej" logiki. Ciekaw jestem, jak prezentowałyby się statystyki graczy, gdyby twórcy dali wtedy możliwość ustrzelenia Jane. Poza tym - dziecko zostawione samo w samochodzie nie było wcale bezpieczne. To, że w pobliżu nie było akurat żadnego zombiaka, to kwestia przypadku. Wcześniej widzieliśmy, że paru szwendało się po okolicy. Stabilna Jane sprawiała większe zagrożenie niż niestabilny Kenny.
Kenny'emu daleko jest do idealnego towarzysza podczas zombiegeddonu (dałbym mu jakieś 4/10, po prostu inni byli jeszcze gorsi), ale w swojej prostocie był przynajmniej przewidywalny i konsekwentny. Podobieństwa z Gubernatorem nie wykraczają zbytnio ponad to oko.
No pewnie
Słaby sezon w porównaniu do pierwszego - rewelacyjny w porównaniu do wszystkich innych gier, fabuł itd... wg ciebie ocena powinna być odnośnikiem tylko do pierwszego sezonu????
pierwszemu dałbym 100, Wilkowi 95, przy tym napisałem, że ma brązowy medal, więc 85 zasłużone
W tekscie nie ma wydźwięku, że ta gra jest rewelacyjna w porównaniu do wszystkich innych.
:SPOILERY: Ogólnie ostatni odcinek uratował sezon, który dużo stracił w 3. i 4. odcinku. Pierwszy odcinek sezonu był po prostu świetny, zaś drugi w mistrzowski sposób zbudował napięcie i podwaliny do postaci Carvera. Niestety trzeci odcinek zniszczył potencjał tej postaci, a czwarty pokazał zupełnie niepotrzebną śmierć towarzyszy, na których los nie mieliśmy żadnego wpływu. To wyprało grę z emocji i tego poczucia, że musimy w ciągu kilku sekund dokonywać ciężkich decyzji o surowych konsekwencjach, bo i tak wszystko działo się wg scenariusza...
Odcinek piąty przyniósł śmierć Luke'a, w sumie z całej grupy dało się go polubić do tego stopnia, żeby scena 'na lodzie' wywołała u mnie większe emocje, więc wychodzi na plus. Prawdziwa jazda zaczyna się później, gdy grupa nas opuszcza, a ten gnojek Arvo popełnia takie świństwo wobec Clementine... a ja mu dawałem tyle szans, licząc że odkupi swoje winy na wzór Bena z pierwszego sezonu. Tutaj również plus dla Telltale, autentycznie mnie zaskoczyli. Później mamy jedną z najlepszych scen w tym sezonie, w dodatku różniącą się w zależności od decyzji w pierwszym sezonie (!), czyli sen Clem i jej rozmowa z Lee. Świetna zmiana perspektyw, dobre wykorzystanie Lee jako 'duchowego mentora', którego sami zresztą do pewnego stopnia ukształtowaliśmy.
Aż w końcu dochodzi do tego, co najlepsze, czyli najtrudniejszego wyboru w tym sezonie... sam, przyznaję, zabiłbym Kennyego (i pewnie znienawidziłbym się za to), gdyby nie to, że zwlekałem z wyborem o ułamek sekundy za długo... CAŁE szczęście! Oczywiście Jane miała swoje argumenty, żeby udowodnić kim stał się Kenny, zresztą sam zauważyłem wcześniej, że Kenny powoli staje się takim 'drugim Carverem'. Scena, kiedy wpychał Jane nóż do gardła tylko utwierdzała gracza w przekonaniu...
Ale u mnie Kenny cudem przeżył. I przy zakończeniu, kiedy bez wahania był w stanie poświęcić się i odejść, w zamian za bezpieczne schronienie dla AJ-a i Clem, chwyciła mnie za serce. To zakończenie udowodniło, że wszyscy mylili się co do oceny Kennyego, który w gruncie rzeczy nadal pozostał po prostu DOBRYM człowiekiem. Mogłem odejść razem z nim, ale przeszłość wystarczająco pokazała, że z Kennym niestety bezpiecznie dla dziecka (ani dla Clem) być nie może. Kenny odszedł, odkupując swoje winy, pozostając mimo wszystko niesamowitym człowiekiem. I to był ten najpiękniejszy moment, dla którego warto było zagrać w ten sezon. Ocena końcowa 85pkt jak najbardziej zasłużona!
Post mocno spoilerowy (oczywiste ^^).
Kenniego zastrzeliłem bez większego wahania - o ile lubiłem go bardziej od Jane to jednak stwierdziłem, że Clem nie powinna pozwolić i patrzeć jak powoli wbija komuś nóź w pierść, niezależnie od jego obcnego stanu emocjonalnego. Zaraz po tym powiedziałem Jane, że może się wypchać (w sumie sama mówiła, że innym nie można ufać), skoro zmanipulowała Clem do zastrzelenia jej ostatniego przyjaciela...
Gdyby dało się jakoś wybrać zakończenie Kenniego inaczej niż przez morderstwo Jane to zdecydowanie poszedłbym z nim do Wellington, no ale trudno...
Swoją drogą, gdyby zakończyli sezon podczas sekwnecji snu to zakończeni mogło by być naprawdę genialne - jakoś 15 minut wcześniej w grze można było pocieszyć Kennego, że jeszcze zobaczy swoją rodzinę (rodziny?). Plus przypadkowa, niepotrzebna i głupia śmierć bohaterki idealnie pasowała by do stylu historii.
gdyby zakończyli sezon podczas sekwnecji snu to zakończeni mogło by być naprawdę genialne
tez o tym pomyslalem podczas tej sceny, ale niestety nie doczekalem sie napisow
w zamian mialem zakonczenie takie samo jak wyzej, ktore mnie srednio zadowolilo ;c
Balloon
Też myślałem, że retrospekcja zakończy drugi sezon. To byłoby bardzo ciekawe i otwarte zakończenie, które zrodziłoby wiele tematów do rozmów. Niemniej jednak to co działo się potem, też było świetne... nie włączając już różnych zakończeń, które prezentują odmienne poziomy, choć właściwie to może być kwestią gustu :P.