Moim zdaniem, kiedy pojawiają się informacje o tak wspaniałych pomysłach rządu, jak podwyższenie wieku emerytalnego, podniesienie podatków, przejecie środków z OFE, czy choćby kiedyś wprowadzenie podatku belki - ludzie powinni wyjść na ulicę i powiedzieć NIE! Dlaczego wszyscy pokornie to przyjmują?
W sumie fajnie by było spalić kilka samochodów w imię niższych podatków.
Dlatego, bo:
"Paaanie, wszyscy kradną, daj pan spokój, pogonisz pan jednego złodzieja, na jego miejsce wskoczy trzech".
Bo myślą że jak dadzą lajka na fejsie to będzie to miało jakieś znaczenie :]
Bo potrafią tylko narzekać, a jak co do czego to nie ma chętnych :]
Bo przy zbiórkach na fejse obecność deklaruje kilka tysięcy, a pojawia się 200 osób :]
Bo... dużo by można było wymieniać.
Bo wiedzą/wierzą, że i tak nic nie zmienią.
myślę, że autor wątku wie wszystko to o czym piszecie.
myślę, że wszyscy wiedzą jak bardzo robi się nas wszystkich w ch**a
problem polega na tym, że nie możemy się wszyscy zgadać i zaprotestować przeciw tym dziadom z wiejskiej razem.
łatwiej mają związki zawodowe, które mają swoich dygnitarzy i oni podejmują decyzję a motłoch napiera pod sejmem.
Gdyby się wszyscy zgadali przedstawili swoje przeciw i razem ruszyli na sejm to 1-2 dni i nowe wybory, może zmiana ustroju, może nowy ład i porządek? Fajnie by było.
Ja jestem chętny możemy protestować. Kto jeszcze?
Nie ma w Polsce takiej siły jaką kiedyś była Solidarność aby jednoczyć masę ludzi. Jedyne co pozostaje to dobrze wybrać w następnych wyborach i unikać PO, PiS, SLD, PSL, TR
W sumie ciekawy temat i jest coś na rzeczy.
We Francji protestuje każdy i wszędzie. Gdyby na lotniskach zamiast ludzi zainstalować roboty, pierwszą rozterką inżynierów byłoby zaprogramowanie funkcji "strajk".
Przeszła ustawa o związkach partnerskich - nagle w dzielnicy zleciało mi się z pół miliona (o ile nie zaniżam) białej ludności Francji i wyrażali sprzeciw. Już pomińmy temat tego, która strona konfliktu "ma rację". Chodzi o sam fakt walnego zorganizowania się ludzi przeciw zmianom legislacyjnym. Protest organizowany był z pompą... nieco bardziej przypominał imprezę. Ludzie z koszykami i kocami piknikujący koło Placu Inwalidów. Gigantyczne głośniki, z których obywatele wypowiadali się o tym i tamtym, a po paru wystąpieniach puszczano muzykę. Wieczorem jakieś nieliczne zamieszki skinheadów. Naturalnie niczego nie wywalczyli, ale dumnie pokazali swoje zdanie. My chyba jesteśmy bardziej pragmatyczni - skoro protest niczego nie zmieni, to po co tracić na to czas?
Jeśli zaś mowa o związkach zawodowych, to my mamy nietykalnych górników, a oni mają nietykalne wszystko (bez względu na to, jakbym związków zawodowych nie lubił). Miesiąc temu rząd próbował coś pod ogonem śmieciarzom majstrować, to wystarczył dzień "urlopu", a cały Paryż pogrążył się w śmieciach. Na obrzeżach Pól Marsowych szczurów było tyle, że nawet ludzi się nie bały. Oczywiście wywalczyli swoje.
Teraz wracając do Polski... Wyobrażam sobie, że starsze pokolenie przeżyło ten wielki "przewrót", który przyniósł nam wątpliwy dobrobyt, wszechobecne partyjniactwo, kaleką redystrybucję. Ludzie wyszli na ulicę, porzucali kamieniami i "obalono" system. 25 lat później pojawiają się zaś pytania - skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Prawie każdy odczuwa to, że polskie państwo nie jest dobrze zarządzane. Niemieckie media tymczasem sobie milczą, od czasu do czasu puszczając na ekranie jedną lub inną parówę, tłumaczącą swe decyzje "ważną koniecznością dziejową", która koi do snu. Może faktycznie to kwestia tej naszej "murzyńskości", o której wspominał Sikorski. Sam nie wiem. Wydaje mi się, że starsze pokolenie, doświadczając przewrotu i obserwując sytuację z perspektywy 25 lat mogło dojść do wniosku, że rewolucje skutkują jedynie przetasowaniem świń w korycie. Pewnie i mają rację.
A młodzi?
Ostatnio przeglądałem sobie jakąś interię, czy onet i uderzył mnie jeden nagłówek: "Dobra wiadomość dla Polaków: bezrobocie jeszcze nigdy nie było tak niskie!". Kliknąłem z ciekawości w artykuł, a tu: "Wielka Brytania ma obecnie niezwykle dobrą koniunkturę na rynku pracy. MOŻESZ znaleźć zatrudnienie w takim a śmakim sektorze. Przy utrzymaniu trendu, zapowiedziano istotny wzrost zarobków w perspektywie najbliższego roku". Podobnych artykulików niby jest sporo, ale po tym jednym pomyślałem sobie "przystanek - Polska". Jakby emigracja zarobkowa stanowiła jakąś naszą piękną tradycję narodową. Sam doszkalam się za granicą i kto wie, czy tu w przyszłości nie zostanę, choć marzyłbym, wrócić. Bardzo niewiele osób wierzy w jakiekolwiek pozytywne zmiany, a na pewno nie w perspektywie wypracowania ich przez rewoltę. Ludzie z pokornie spuszczoną głową, siłą rzeczy (może właśnie to jest słuszne podejście), wolą próbować wiązać koniec z końcem, nawet jeśli wiąże się to z emigracją lub pracą poniżej kwalifikacji. Po ciężkim dniu zaś nie chce się robić rewolty, tylko wyduldać piwo i obejrzeć film.
Nie jest jednak tak, że zmian nie ma. Ostatnia radykalizacja nastrojów jest przejawem tego, że coraz więcej osób ma głęboko gdzieś ten system i bynajmniej nie życzy mu dobrze (też zapalę kubańskie cygaro, jeśli ten partyjniacki rozgardiasz, trujący ten kraj kiedyś zawali się pod swoim ciężarem). Ja się z tego cieszę. Wolę, żeby ludzie dali upust swoim frustracjom przy urnach wyborczych, niż żeby z tłumu dzierżącego baseballe i pustaki wyłonił się kolejny sprawiedliwy Janosik.
Jedyne co pozostaje to dobrze wybrać w następnych wyborach i unikać PO, PiS, SLD, PSL, TR
Wyobraża ktoś sobie wybory, w których nie lideruje PO i PiS? Żadna inna partia nie ma szans zebrać nawet 15% głosów. Te 2 partie chyba zawsze będą królować na listach wyborczych. Pozostali nie mają szansy i nigdy się nie wybiją.
Przecież są protesty w których potrafimy się zebrać, chodzi mi o marsz niepodległości. Nie są tam wszyscy "młodzi gniewni" bo dla niektórych może być zbyt prawicowy. Ale o co mi chodzi? Przecież są tam wszystkie elementy wyrazu niezadowolenia: antyrządowy wydźwięk, okrzyki przeciw władzy, zamieszki, parę spalonych samochodów. To nic nie da. Taki weekenowy marsz na sejm nic nie da. Zostanie zignorowany. Medią, władza powie: To faszyści! Jak wiadomo są oni be, więc wszystko co oni mówią też jest złe i nie należy ich słuchać.
Żeby zmienić władze protesty muszą trwać dłużej niż 1-2 dni. Do konsolidacji społeczeństwa, (nie zaraz, całego społeczeństwa nie zbierzemy, musimy więc oprzeć się na młodych) to potrzebny jest jakiś impuls. Jakieś wydarzenie które spowoduje zjednoczenie się nas, jak przy ACTA.
Przeciez pisowcy, zwiazkowcy i inne ugrupowania wychodza w takich sytuacjach. Wiekszosc tego forum, ta ktora przeczytala juz caly internet, siedzi w tym czasie przy komputerach i jedzie na tych ludzi, ze nieroby, ze blokuja Warszawe itp. W tym czasie kiedy ta ciemnota sie madrzy na forum inni ludzie biora specjalnie wolne od pracy, tankuja do pelna bak i jada przez pol Polski zeby kilka godzin zaprotestowac.
Tak samo ten watek - chcesz krukilis cos zmienic - zacznij od siebie. Wystarczy sie zorientowac w temacie. Chyba, ze wierzysz w PO to pozostaja Ci okazje pokroju demonstracji przeciwko ACTA.
Ci co wychodzili na ulice juz nie zyja badz sa za starzy na to badz zrobili juz tyle, ze wystarczy. Teraz mlodziez powinna wychodzic ale teraz maja taka mlodziez ze szkoda gadac.
A jesli kogos cos boli to napisze na necie, emocje opadna i tyle. TV teraz ma taki sam sposob. Zanim ludzie sie zbiora i wyjda to temat kilka razy sie zmieni i emocje opadna, zapoznaja sie z nowym tematem, na poprzedni machna reka i tak w kolko.
Wychodzą cały czas, i za to nazywa się ich faszystami, nazistami, homofobami etc. ONR, MW, kibice.
Za komuny jak partia podniosła cenę chleba o 10 gr to ludzie poszli na czołgi i palili komitety. Były ofiary i represje. Ludzie byli odważni. Teraz przez media wpompowana została Polakom "murzyńskość".
Zostaliśmy pariasami Europy, pracującymi za najniższe stawki i z rozdziawionymi gębami patrzącymi jak mała grupka hochsztaplerów zawłaszczyła majątek narodowy.
Władza obrzydza i podaje fałszywe informacje o związkach zawodowych, brak więzi ludzkich w zakładach pracy. Dlatego tak mocno forsowane są śmieciówki, bo ewentualnych wichrzycieli można błyskawicznie się pozbyć. Jest źle i wstyd przed starszymi, którzy wywalczyli nam wolność.
[13]
Wyobraża ktoś sobie wybory, w których nie lideruje PO i PiS? Żadna inna partia nie ma szans zebrać nawet 15% głosów. Te 2 partie chyba zawsze będą królować na listach wyborczych. Pozostali nie mają szansy i nigdy się nie wybiją.
Niekoniecznie, w jednym z ostatnich sondaży KNP miało już 13%. Wynik ok. 20% wydaje się jak najbardziej realny. Najlepsze jest to, że po sondażach przeprowadzonych po liściu wymierzonym konfidentowi i kłamcy Boniemu przez JKM wszystkie media były wielce oburzone, postulowały bojkot JKM i w ogóle ogłaszały największy skandal od lat (tak, to bardzo na miejscu np. po ostatniej aferze taśmowej). Finał? Wzrost poparcia wśród ankietowanych. Idzie lepsze, bo ludzie przestają już wierzyć w propagandę mediów mainstreamu, a niektórzy wręcz porzucili je na dobre i jako źródło informacji wybrali internet. Co będzie za rok, trudno powiedzieć, ale może być ciekawie.
Nawet z 13% Korwin nic nie zrobi. Tym bardziej, że musiałby wejść w koalicje z siłami, które wierzą w Polskę socjalną, a nie liberalną. Już słyszałem, że niby Kaczyński w ramach kompromisu ma oddać mu gospodarkę, ale to jakieś bzdurne gadanie. Tak się nie stanie, chyba, że to KNP wygra wybory.
Zresztą tylko czekam, jak wyciągną Korwinowi tą jego lojalkę, którą podpisał dla SB.
Zresztą tylko czekam, jak wyciągną Korwinowi tą jego lojalkę, którą podpisał dla SB.
Ale co maja wyciagac, i w jakim celu? Przeciez sam juz dawno przyznal, ze podpisal, to zadna tajemnica.
O ile wiem, są tacy co wychodzą. Niestety wielkomieszczaństwo stolicy kręci nosem z racji zakłóceń w pędzie po swoje dwa tysiące pińcet, a poza stolicą nastroje budują systemowe środki przekazu. Sam pamiętam całkiem pokaźne demonstracje związkowe w Szczecinie przed ustawą 67, chociaż związki czyli głównie budżetówka u nas syta, ale swoje jednak potrafią odbębnić . Zresztą starsi mają całkiem nieźle, przeżyli komunę i teraz właściwie mają raj, gdzie dla nich 67 jak znam całą masę emerytów lekko po 50. Figę z makiem dostaną under 30', jak chcą więcej to czekają ich barykady, ale pewnie łatwiej wyjechać i położyć lachę.
[19]
Chyba jednak jakieś obawy ze strony władzy są. Niedawno po omacku weszła ustawa o możliwości interwencji zagranicznych służb, potencjalnie umożliwiająca tłumienie zamieszek... ale wiecie - tu chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo :).
Tak sobie obserwuję wszystko to, co się dzieje i coraz bardziej zaczyna przemawiać do mnie teoria, że Polską rządzi bezpieka, w której ostatnio chyba nastąpił jakiś konflikt interesów. Różne tego typu sygnały pojawiały się w przeszłości i pięknie widać to było przy okazji wybuchu "afery taśmowej".
W teorii zwalczenie partyjniactwa w "dużych" gałęziach gospodarki, uwolnienie naszej produkcji spod szarej strefy (i nie mam na myśli walki z ludźmi, którzy w tej szarej strefie siedzą, bo bohaterscy ludzie działający tam są obecnie główną podporą rozwoju kraju) jest możliwe przy wydaniu kilku aktów prawnych. Człowiek ustanowił, człowiek więc może znieść. Wydaje mi się jednak, że politycznie zahacza to o niemożliwość. Prędzej ktoś będzie miał wypadek, niż tu coś zmieni. Pamiętajmy, że po drugiej stronie stoją ludzie, którzy również drżą o swoją przyszłość, nie chcą być rozliczani, demaskowani, nie chcą tracić tego, co im się "rodowo" należy. Co oni wówczas poczną? Dzieci resortowe też mają pragnienia (i narzędzia). Jak się tą całą degrengoladę przydusi kolanem do ściany, to może być ciekawie :).
Dlatego mimo, iż takiemu Korwinowi życzę z całego serca wszystkiego najlepszego, to w żadne potencjalnie istotne zmiany systemowe nie wierzę (a jeśli okaże się, że nie mam racji, to odkopię ten wątek i przeproszę).