I poszliśmy. Niczym czołg torując sobie drogę przez zasieki, bramki, ochronę i bufety, które oferowały tylko bezalkoholowe piwo. Znaczy stop - pani z obsługi z dumą stwierdziła, że to piwo ma całe 0,5 procenta, więc nie jest bezalkoholowe. Zabiliśmy ją śmiechem i zaczęliśmy się wspinać. 11 tysięcy schodków później dotarliśmy na miejsca o suchych pyskach, wyglądając przy tym jak Rudy 102 po zaliczeniu trafienia od Tygrysa. Właśnie mój ukochany Anthrax kończył grać. Zrozpaczony miałem pomysł by się rzucić z korony.
W tym momencie zadzwoniła komórka, kumpel próbował mnie znaleźć. Nawet go przez moment widziałem, jak zagubiony przedzierał się między rzędami. Jednak ustalony wcześniej wariant, by wykrzykiwał hasło coby się łatwiej namierzyć, nie było dobrym pomysłem. Znaczy pomysł może i był dobry, ale hasło nie bardzo. Usłyszałem - "Tanio sprzedam kokainę!!!" i najpierw nakryła go fala miłośników królowej śniegu, później fala krasnoludków w pomarańczowych kamizelkach. Ot, taka bajka.
Za to na scenie pojawił się Alice in Chains i po raz pierwszy mogłem posłuchać chłopaków na żywo. Dali świetny koncert. Co prawda sporej części numerów nie znałem, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało w dobrej zabawie. Sądziłem, że nikt nie jest w stanie zastąpić Layne. Myliłem się. DuVall jest rewelacyjny, a jego możliwości wokalne są niesamowite. Szkoda tylko, że nagłośnienie było rodem z taniego głośnika zanurzonego w muszli klozetowej. Zacząłem się obawiać, co będzie dalej. Metallica jest znana z tego, że jako gwiazda wieczoru podbija waty tak, że w okolicy ludziom przygasają światła, ale ten zamknięty na stadionie dach mógł popsuć wszystko.
No i w końcu na ekranach pojawił się Clint, i popłynęła melodyjka Ennio Morricone, a mnie popłynęły łzy wzruszenia. Meta się pojawiła i gruchnęło Battery. Było pięknie, ale do czasu. Techniczni się nie popisali. Kirk nie był w formie, a jego ulubiona gitara z mumią chyba zachlała poprzedniej nocy, bo po dwóch kawałkach przestała stroić. Jak zaczął solówkę przy Unforgiven, to mi dziąsła zaczęły krwawić. Żeby tego było mało, przez pierwszą część Oriona albo zgubił łączność, albo go niedostatecznie nagłośniono, bo było słychać tylko gitarę prowadzącą. Tylko co z tego? Metallica może grać na wiadrze i dwóch paletkach od badmintona, a i tak daje czadu.
Śmiesznie też wyglądały ustawione w strategicznych miejscach maszyny do dymu. Miały nadawać klimat, ale nie były w stanie przy włączonej na stadionie klimatyzacji. Za to efekty świetlne robiły wrażenie. Jak zaczęli naparzać laserami przy kawałku One, to nie wiedziałem co z oczami zrobić.
Publiczność była naprawdę świetna. Wszyscy darli japy, odpowiednio reagowali na tekst Jamesa, nucili Memory Remains nawet lepiej od byłej kochanki Jaggera i robili falę jak na Maracanie. To była świetna zabawa i niezapomniane przeżycie, mimo że siedziałem 5 kilometrów od sceny, wpasowany w fotelik przypominające te do przewożenia dzieci, co umożliwiało mi tylko skromne wymachiwanie rączkami przy graniu na niewidzialnej perkusji.
Nigdy nie zrozumiem idei chadzania na koncerty zespolu kinder metalowego.
Kirk nie jest "w formie" od jakichś 20 lat. Słowo daję, grać własny kawałek wałkowany co koncert od dekad gorzej niż niejeden amator...Sztuka.
Sethlan - musisz być strasznie twardym i dorosłym facetem. Aż zazdrość bierze :D
Wolalbym te pieniadze przeznaczyc, np na BLC. Jak mozna wydawac kase na takie barachlo jakim jest Metallica? Daj spokoj. Jeszcze kilkanascie lat temu, moze i bym sie rajcowal (Gdybym nie byl za mlody), ale teraz - w zyciu. Cale to garniecie sie na ich granie, to chyba tylko i wylacznie slepy sentyment. Mow sobie co chcesz - fakt, faktem to nie ja siedzialem na krzeselku, oddalony od sceny tak, ze blizsze doznania mialbym, ogladajac ich koncert w telewizji. :P
Ależ przyjacielu. Każdego rajcuje co innego i taki protekcjonalny ton, przy ocenie czyjegoś gustu, jest dla mnie zabawną postawą. Wiem, wiem, Metallica się skończyła na Kill'em All albo i wcześniej. A ja ją dalej uwielbiam. Większość ich numerów ze starych płyt ma wpisane w kod DNA. Na ich pierwszym koncercie byłem z tatą w 1991r. Wczoraj byłem tam ze swoją córką. Tradycja, chłopie, tradycja jest najważniejsza. :D
I chwala Ci za to. Wiadomo, ze pisze o sobie - za nikogo sie nie wypowiadam. ;)