Gra o tron - jak całkowicie zepsuć ciekawą powieść
Człowieku, jak to wydawnictwo ma odzyskać czyjekolwiek zaufanie? Toż to ta sama banda, która puściła do druku legendarne już tłumaczenie Władcy Pierścieni autorstwa Łozińskiego. Tam poszli na całość - tłumaczone nazwy własne, poprzekręcane imiona i nazwy, pokracznie zbudowane zdania itd.
Wszedzie teraz tlumaczą praktykanci... Filmy, seriale... We Friendsach na TVN7 takie kwiatki odchodzą że ręce załamać...
I dlatego ja czytam ksiazki tylko w oryginale ;)
Proust, Vargas - Francuski,
Martin, King, - Angielski,
Marquez, llosa - hiszpanski,
A reszte (japonskie, chinskie, niemieckie itd) to albo w tlumaczeniu angielskim albo czasami po pl.
Ej no ale akurat tłumaczenie Łozińskiego aż takie tragiczne nie jest. jest po prostu unikalne. Lecz faktycznie gdy się weźmie pod uwagę ze sam Tolkien w odpowiedzi na list Skibiniewkiej czy tłumaczyć nazwy własne powiedział, że nie to faktycznie jest to tragiczne.
Od kiedy rozumiem angielski to staram się czytać w oryginale, więc nawet nie wiedziałem że taki problem istnieje.
Akurat z GoT było o tyle prościej, że książki po ang były tańsze na amazonie, niż w naszym języku w różnego rodzaju księgarniach, poza tym na nowe tomy nie trzeba tyle czekać.
Puściłbym to płazem, bo to w końcu blog, ale skoro autor wygłasza tyradę na temat tłumaczenia, składni, logiki itp., to postanowiłem, że się wtrącę.
1. "Żona, która parę razy zerknęła mi przez ramię na lekturę, zapytała się w końcu..." - i co sobie odpowiedziała?
2. "nie wiem kto mu powiedziałem, że umie angielski" - tego nawet nie starałem się zrozumieć. Poza tym, czy można "umieć" angielski? Czy tylko znać/rozumieć?
3. Polecam ponadto zapoznać się dogłębnie z zasadami dotyczącymi interpunkcji.
Dalej nie chciało mi się czytać i to nie ze względu na tłumacza.
Podobnie, jak kolega powyżej, zwróciłem uwagę na "zapytać się" (strasznie mnie to denerwuje, a ta forma jest niezwykle powszechna) i "umieć angielski". Trochę słabo.
EDIT - Skoro Oskar skomentował poniżej, to ja tylko dodam: zawsze traktowałem powyższe zwroty jako niepoprawne. Ale skoro nimi nie są, to pozostanę przy "brzmią fatalnie" :)
Natomiast cała reszta - dobrze się czytało. Problem z tłumaczeniami jest powszechny, ale wielka szkoda, że tak źle to wygląda w przypadku Gry o Tron. Czy wydawnictwo ustosunkowało się gdzieś, jakoś, do tych zarzutów? Ktoś im wytknął? ja książki w dłoniach nie miałem, więc nie będę się rzucał z motyką... :)
Z doświadczenia wiem, że wydawnictwa olewają takie uwagi ciepłym moczem.
Niestety większość książek, a już szczególnie tych popularnych, jest fatalnie tłumaczona i jeszcze gorzej (nie)redagowana i (nie)korygowana.
Zresztą tak naprawdę większość tych błędów to wina korekty, a nie tłumacza. Co skądinąd odnosi się również do autora wpisu.
Diuna w tłumaczeniu Łozińskiego, to jeszcze większy dramat. Nie ma to jak Wolanie śmigający na piaskowych robalach.
@Benson - Też "puściłbym to płazem", bo to przecież tylko komentarz pod wpisem, ale skoro autor tego komentarza tak ładnie chciał zabłyszczeć, pomogę mu w tym. Wiesz czego naprawdę nie lubię? Gdy ktoś się wymądrza i rzuca porady na temat, o którym nie ma pojęcia. Cieszę się, że próbowałeś mnie poprawić, ale naprawdę, zanim zabłyszczysz następnym razem, sięgnij chociaż po jakiś dobry słownik lub zajrzyj do poradni językowej i sprawdź, czy masz rację, czy ci się tylko wydaje, że ją masz. "pytać się (w domyśle kogoś/o coś)" - http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=9699, http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=203, także "umieć język"- ze względu na znaczenie słowa "umieć" jest w codziennej rozmowie jak najbardziej do obronienia. Zawsze się zastanawiam, co to za ludzie, którzy wytykają literówki w tego typu tekstach i poprawiają innych, bo im się wydaje, że... ale chyba tak naprawdę nie chcę wiedzieć. Widzisz błąd, napisz w komentarzu, jeszcze ci podziękuję. Ale znaczeń słów i konstrukcji gramatycznych nie czepiaj się dopóki nie sprawdzisz, czy masz rację, bo się w ten sposób kompromitujesz. Z interpunkcją za to się zgodzę. Dużo czytam w innych językach i książek polskich z dziewiętnastego wieku, niestety zasady interpunkcyjne są często zupełnie inne od przyjętych dzisiaj i do niektórych bardzo trudno jest mi się przyzwyczaić.
@'ekto - zgodzę się, ale Łoziński ma po prostu swój styl, którego się konsekwentnie trzyma i w zasadzie to są świadome decyzje tłumacza, a nie błędy.
Tłumaczenie WP w wykonaniu Łozińskiego jest zupełnie do obronienia ze względu na wyznawaną przez niego teorię. Zresztą, kiedyś tylko w ten sposób tłumaczyło się książki i nikt na to nie narzekał, ale dla ucha współczesnych Polaków brzmi to często komicznie (też zdecydowanie wolę Skibniewską).
Cóż... Ja miałem okazję korespondować ws. poprawy kilku (rażących!) błędów tłumaczeniowych w jednej z książek przygotowywanych przez Fabrykę Słów. Powiedziałbym, że odzew był dość nijaki, a wersja która poszła do druku miała te samy błędy, które ja sygnalizowałem kilka miesięcy wcześniej. :D I to była Fabryka Słów, na litość boską, największe wydawnictwo w Polsce zajmujące się fantastyką!
Przebolałem co prawda kilkadziesiąt stron tej książki,
Mi się wydaję, że tłumaczenie jest kiepskie przez pierwszą połowę pierwszej części, później już tak źle nie jest.
Morał tej bajki jest krótki i niektórym znany- lepiej w ogóle się za tę serię nie zabierać
Twoja strata.
Morał tej bajki jest krótki i niektórym znany- lepiej w ogóle się za tę serię nie zabierać
@Bezi2598
Racja, moja strata bo się za to wziąłem :P
"Morał tej bajki jest krótki i niektórym znany- lepiej w ogóle się za tę serię nie zabierać"
Ej! Z czego to cytat? Ktoś usunął jakiś swój komentarz?
@Oskar
Z komentarza pod.
Dlatego nienawidze jak ktoś odpowiada w poprzednim komentarzu poprzez edycję
@berial6
No tak. Widziałem ten wpis, ale myślałem, że napisałeś dopiero w odpowiedzi na poprzedni, bo się zapętliliście. Nie podobały ci się tylko książki, czy oglądałeś też serial i uważasz go za stratę czasu?
Przeczytałem książki aż do uczty dla Wron, cz. 1. Serial widziałem tylko w urywkach.
jakoś historia Martina do mnie nie przemawia, widać, że autor nie ma pomysłu na fabułe i idzie 'na żywioł'. Wymyśla coraz to nowsze postaci czy wątki tylko po to, by zabić postać i powiązać dwa wątki np. ktoś nagle się okazuje być czyimś dzieckiem, bratem, ojcem etc.
Gdzieś tak od "Starcia królów" Martin chyba sam nie wie, o czym pisać. Wątpię by miał ułożone zakończenie w głowie.
Ale jest to inny przypadek niż np. "Malazajska..." czy "czarna kompania"- tam kolejne tomy jako tako stanowiły odrębną historię- tutaj wszystko przypomina telenowelę.
Ale i tak nic nie przebije 'fanów' zdziwionych śmiercią pewnej postaci z wczorajszego odcink GoT
@berial6 zgodzę się z tobą. O ile serię lubię i czytać i oglądać, też mam wrażenie, że autor goni w piętkę. Fabuła ciągle krąży wokół tematu, nowe wątki, stare gdzieś wiszą. A zabijanie "lubianych" postaci zaczyna być chaotyczne. Mam nieodparte wrażenie, że autor działa na zasadzie "zabiję tego będzie szok" a nie w ramach przemyślanej fabuły.
Szczególnie widać tą w wątku Denerys która przez kilka tomów siedzi na tyłku i hamletyzuje
Szczególnie to widać w przypadku bękarta Roberta, który jest u Stannisa (przynajmniej obecnie w serialu/uczcie dla wron).
"tego zabiję, temu utnę nos, temu ręke". A końca nie widać.
Ja się tylko zastanawiam czy ci wszyscy ludzie nie maja nic lepszego do roboty niż wytykanie błędów interpunkcji/składni. Piję tutaj do niejakiego Bensona i wielu innych, którym się wydaje, że jak znajdą jakiś błąd w tekście to są mądrzejsi od autora wpisu. Ja zwykle nawet nie zauważę błędu, a jeżeli nawet to mi to wisi. To nie jest kilku tomowa saga gdzie kontekst i małe detale mogą mieć znaczenie, to tylko krótki wpis w internecie.
@Coen55
Ale jednak- lepiej we wpisie o słabym tłumaczeniu nie popełniać błędów. Wtedy wychodzi na to, że autor skarży się na to, co sam robi.
Ja z Grą o Tron miałem podobnie. Serial mi nie podchodził głównie z racji tego, że odcinki były takim swoistym spaghetti dla mnie - ciągnęły się bez końca, więc postanowiłem sięgnąć po książkę. Otworzyłem ją niesamowicie uradowany, że mogę ją nareszcie przeczytać a tu.... klapa. Książka nie była w stanie mnie zająć do około 150 strony, nie pamiętam wszystkiego prawie, co do tej strony się stało, bo czytałem to bez zaciekawienia. Dziękuję przede wszystkim autorowi tego artykułu, bo gdyby nie Ty, to nie wiedziałbym, że pierwsza część była tłumaczona przez zupełnie innego faceta i zawierała takie błędy. Na szczęście później zrobiło się ciekawiej a 2 część już jest rewelacyjna. W dodatku udało mi się ją kupić za 20zł a tłumaczenie jest zupełnie innego pana (Michała Jakuszewskiego bodajże) i to tłumaczenie wgniata pana Kruka w ziemię a co najlepsze, jest ono we wszystkich późniejszych częściach także jeśli chcecie czytać książkę, to pierwszą zmęczycie (nie jest aż taka zła swoją drogą :D) a resztę czytajcie spokojnie :)
Piszesz farmazony ale doceniam fakt, że zwróciłeś na to uwagę i wytykasz błędy tłumacza na forum. Ja szary czytelnik, laik i fan serialu też nie słyszałem o taki człowieku i pisarzu ever, i gdyby o tym nikt nie napisał to bym dalej żył w takiej nie wiedzy. Choć lubuję się w fantastyce i przygodach. Dlatego jak coś to oglądam tylko filmy obcojęzyczne z polskim lektorem, przez co gdzieniegdzie wyłapuję różne kwiatki w przekładzie. Bo liznąłem nieco angielskiego i wychowałem się na grach komputerowych.
Całkiem niedawno przeczytałam Ucztę dla wron (Zysk i s-ka) i oniemiałam: w życiu czegoś takiego nie widziałam, to jest jakiś redakcyjny gniot, jakaś wydawnicza katastrofa!!! Nie wiem jak wydawnictwo ośmiela się sprzedawać taki bubel, jak im nie wstyd. Tłumaczenie jak by ktoś żywcem wrzucił tekst w translator. Jak to się stało że książka trafiła w takim stanie do czytelnika? Nawet jeśli tłumacz był marny, to przecież tekst przechodzi przez redakcję! Również na etapie składania tekstu osoby które się tym zajmują, mają możliwość zaznaczenia błędów i odesłania do ponownej korekty. Ręce opadają. Co do tego nieszczęsnego autora tłumaczenia: początkowo wydawało mi się że niedostatecznie zna angielski, ale po dłuższej analizie śmiem zaryzykować tezę że może jednak nie angielski jest tu problemem, ale zbyt słaba znajomość języka polskiego. Prawdopodobnie jest to osoba wychowana w polskiej (może polsko-angielskiej) rodzinie w anglojęzycznym kraju. Sama od lat mieszkam za granicą i obserwuję jałowienie języka polskiego u emigrantów a szczególnie u ich dzieci. Niby mówią po polsku ale szyk już jest angielski :) no i te potworki językowe :). Polecam przeczytać Martina w oryginale, przekład polski to wyrzucone pieniądze.
„Ser Waymar Royce był najmłodszym synem starego rodu posiadającego zbyt wielu przodków”
Niestety wersja poprawiona przez Michała Jakuszewskiego również zawiera ten błąd. Tak przynajmniej wynika z przykładowego fragmentu na Legimi.
[link]