Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Weź los redaktorów GRYOnline.pl w swoje ręce w interaktywnym opowiadaniu i wygraj 1000 zł oraz strój Thiefa!

początekpoprzednia12
16.03.2014 13:34
201
odpowiedz
gladi96
2
Junior

Garret obudził się. Znajdował się w ciemnej i wilgotnej celi. Na kamiennej podłodze leżała kromka czerstwego chleba i drewniany kubek wypełniony wodą. Jedynym źródłem światła była pochodnia wisząca na ścianie korytarza ciągnącego się między celami. Światło dobrze oświetlało jego sąsiada z celi obok. Mimo silnie obitej twarzy Garett rozpoznał w nim Steve’a. Utwierdził się w tym przekonaniu gdy przemówił on swoim śliskim, choć nieco zachrypniętym głosem:
-Bober ty świnio! O wszystkim wiedziałeś! Współpracowałeś z tą suką Maggie. Swoim gadaniem namówiłeś tego złodzieja, żeby jej pomógł w zabiciu Verminusa. Powinniśmy donieść na ciebie z Mattem jak tylko zacząłeś kraść te świeczniki. Wtedy wisiałbyś tu zamiast mnie. Co ta dziwka ci obiecała za pomoc? Może też ci się oddała jak Verminusowi? Mam nadzieję, że skończysz jak on.
Dopiero teraz Garret zwrócił uwagę na ciemiężyciela Steve’a. Był to istotnie Bober, który nie sprawiał już wrażenia niedojdy. Był dumny i z dziką satysfakcją okładał kijem byłego strażnika.
-Jestem materialistą. Dała mi wystarczająco złota żeby mieć cztery takie jak ona i by grać do woli. Ten złodziej zjawił się w idealnym czasie, choć zaraz odpłacę mu za tak dotkliwe obicie mnie.
Garett czuł olbrzymie pragnienie, lecz wiedział jak lepiej wykorzystać wodę z kubka. Podszedł z kubkiem do krat i chlusnął wodą na pochodnie. Pochodnia zgasła momentalnie i przy celach, które pochodnia oświetlała nastała ciemność. Garett natychmiast poczuł się o wiele bezpieczniej.
-Cholerne przeciągi – mruknął Bober i poszedł zapalić pochodnie na nowo.
Złodziej zdążył w tym czasie zdjąć pęk kluczy z pasa Bobera i otworzyć drzwi jego celi. Nim Bober zrozumiał, że to nie był przeciąg został po raz kolejny ogłuszony przez Garetta.
-Ten gość naprawdę nie będzie mnie lubił - pomyślał z ironią Garett.
Ukrył Bobera w swojej celi zamykając ją na klucz, zabrał z krzesła swój ekwipunek i ostrożnie wspiął się schodami w górę posiadłości. Został oczywiście pozbawiony wszystkich kosztowności, które udało mu się zrabować więc na cel postawił sobie jedynie odzyskanie Formuły i wyrównanie rachunków z nową właścicielką posiadłości. Następnie przeszedł drogimi schodami w górę i omijając strażników chodzących po posiadłości znalazł się przy sypialni Lorda. Ostrożnie wszedł do środka i otworzył skrytkę za obrazem tak jak wcześniej Maggie. Tak jak się spodziewał była pusta, ale musiał się upewnić. Właścicielka miała najpewniej Formułę przy sobie, więc to ją musiał znaleźć. Aby dostać się niepostrzeżenie do pokoju Maggie wyszedł przez okno i po gzymsie dostał się do jej pokoju. Poczuł znajomą woń różanych perfum, lecz właścicielki nie było w pokoju. Na biurku leżał natomiast list. Był napisany kobiecą ręką.
Drogi Mistrzu.
Wszystko idzie zgodnie z planem. Verminus został wykluczony z gry. Odebrałam mu Formułę. Konieczną ofiarą była również jego żona Leanna, która poznała nasze plany i chciała go ostrzec. Złodziej niedługo również pójdzie w zapomnienie. Niedługo dokończymy dzieło.
Chwała Mistrzowi Budowniczemu
Maggie

-„Banalna robota” – mruknął Garret – Basso nie wspominał, że to są jakieś sprawki Młotodzierżców.
Złodziej wyszedł z pokoju i zobaczył, że Maggie stoi pod drogocennym żyrandolem. Na jej szyi błyszczała Gwiazda Polarna. W około nie było żadnej straży. Taka sytuacja mogła się nie powtórzyć. Celnym strzałem z łuku strącił żyrandol, który zabił dziewczynę na miejscu. Garret zabrał z jej szyi naszyjnik oraz Formułę, którą trzymała w ręce po czym zniknął w czeluściach nocy.

16.03.2014 14:30
202
odpowiedz
LX771
4
Junior

Garreta obudziło łupanie z tyłu czaszki. Ktokolwiek zaaranżował spotkanie jego głowy z pałką musiał mieć sporo krzepy.
Po kilku chwilach złodziej zaczynał wracać do rzeczywistości. Siedział związany na krześle w pustym pomieszczeniu, oświetlanym leniwie przez samotną lampę naftową zawieszoną gdzieś na ścianie po prawej. Kąty pokoju spowijał aksamitny mrok.
Za jego plecami skrzypnęły drzwi, snop światła wlał się do pomieszczenia, na chwilę rozganiając czająca się po kątach ciemność. Rozległy się powolne kroki, ktoś cicho się zaśmiał, drzwi zamknęły się. Postać odziana w długa, ciemną szatę z głębokim kapturem obeszła Garreta i stanęła przed nim.
-Sporo mi sprawiłeś kłopotów, złodziejaszku. -głos płynący spod kaptura wydawał się znajomy. -Ale w końcu cię dorwałem, niczym pająk łapie muchy w swe sieci. -ramiona postaci uniosły się, zrzucając kaptur z głowy.
-Verminus? -nie był pewien, czy to co widzi jest prawdą, czy omamami wywołanymi uderzeniem.
-Tak, twe zmysły cię nie mylą, łotrze. -jego głos był pewny siebie.
-Niemożliwe. Przecież Maggie Cie otruła.
-Taaaak. -przeciągnął lord. -Myślę, że należy ci sie małe wyjaśnienie tego, co właśnie zaszło. Widzisz, cała sprawa z formułą była ukartowana. Zaplanowana i spisana niczym sztuka, która następnie została wystawiona w teatrze ku uciesze widzów. -lord uśmiechnął się lekko. -Co prawda nie wszystko poszło zgodnie z planem, dwóch moich ludzi poniosło śmierć, ale czyż nieco improwizowany spektakl nie jest ciekawszy?
-Po co to wszystko?
-Po co? -roześmiał się. -Tylko i wyłącznie po to, żeby cię złapać. Jak mówiłem sprawiłeś mi w przeszłości wiele kłopotów. Byłeś upierdliwy niczym komar letnim wieczorem. Jednocześnie ciągniesz do wszelkich bogactw niczym ćma do ognia. Podobnie jak ten Twój przyjaciel.
-Bass? On też maczał w tym palce? -spróbował się szamotać, jednak jego kostki i ręce były ciasno przywiązane do krzesła.
-Cóż, nie zrobił tego świadomie. Wystarczyło podrzucić mu plotkę o formule, reszta potoczyła się sama. -zapadła cisza, gęsta, wwiercająca się w uszy. -Zapewne zastanawiasz się, co teraz z Tobą zrobię, prawda? -spytał w końcu Verminus. Wydawało się, jakby czekał na to pytanie.
-Właściwie niespecjalnie.
-Zamierzam złożyć cię w ofierze Szachrajowi. -kontynuował lord nieprzejęty odpowiedzią Garreta. -Niech i on skorzysta na twej śmierci.
W momencie, w którym Verminus skończył zdanie, drzwi otworzyły sie ponownie i do pomieszczenia weszło dwóch, niemal identycznie ubranych jegomościów. Przy pomocy krótkich, zagiętych noży przecięli liny wiążące złodzieja do krzesła i wyprowadzili go na korytarz.
Dopiero teraz dało się poczuć chłód i zapach stęchlizny, charakterystyczny dla piwnic. Korytarz był długi, skąpo oświetlony i dość wąski, mężczyźni prowadzący Garreta po ramiona ocierali się barkami o ściany. Lord szedł spokojnie za nimi.
W końcu dotarli do końca korytarza, który rozszerzył się w dość sporych rozmiarów salę dziwnie przypominającą wnętrze kościoła, było tu jednak ciemno, kilka pochodni słabo oświetlało wnętrze, do tego pachniało wilgocią. Przy ołtarzu po drugiej stronie sali stało jeszcze dwóch mężczyzn w długich, ciemnych szatach. Garret czuł jednak, że jest tu ktoś jeszcze. Ktoś poza zasięgiem jego wzroku i słuchu.
Verminus uniósł rękę i złodziej został zaciągnięty do ołtarza i przywiązany do niego. Czterech mężczyzn stanęło dookoła, zaś sam lord ustawił i się za Garretem. Wyjął spomiędzy połów szat piękny, rytualny sztylet i wszyscy zaczęli powtarzać jakieś inkantacje. Łotr jednak nie skupiał się na nich. Próbował przeszyć otaczający go mrok, dostrzec tam coś lub kogoś.
Nagle rozległ się świst i z cienistej otchłani wyłoniła się strzała, która przeszyła klatkę piersiową jednego z mężczyzn. Nim jego ciało spotkało się z kamienną posadzką z innej strony nadleciał nóż, znajdując sobie wygodne miejsce w krtani kolejnego wyznawcy.
Kiedy pozostała przy życiu trójka rozglądała się w poszukiwaniu cichego zabójcy, po posadzce zwinnie prześliznął się trzepoczący cień, podcinając ścięgna achillesa jednemu z zakapturzonych. Gdy tylko upadł na ziemię targany konwulsjami od zatrutego ostrza, czwarty, stojący po przeciwnej stronie ołtarza już trzymał się za gardło i krztusił własną krwią. Przy życiu pozostał tylko lord.
-Pokaż się! -krzyknął, a krzyk jego przepełniony strachem odbił się echem po sali. Jak na żądanie postać z cienia zeskoczyła na ziemię. Między nią a lordem znajdował się ołtarz.
-Hm. -mruknęła postać ubrana w czarną skórę, której twarz ukryta była pod kapturem. Wykonała szybki ruch ręką i w czole Verminusa niemalże pojawił się niewielki nóż.
Oszołomiony Garret wciąż leżał przywiązany do ołtarza, nie wiedząc do końca czy się boi, czy też przepełniony jest podziwem.
Nie dane mu było długo nad tym myśleć, gdyż już po chwili kilka sprawnych cięć uwolniło go z więzów.
-Mogę wiedzieć, komu to zawdzięczam swe życie? -spytał, gdy tajemnicza postać przeszukiwała ciało lorda. Po chwili wstała. W dłoni ściskała zwinięty pergamin.
-Jestem Leanna.
-Leanna? Ale słyszałem...
Nie wierz we wszystko, co usłyszysz, chłoptasiu. -mruknęła, po czym zniknęła w obłoku dymu. Dymu bardzo dobrze Garretowi znanemu. Dymu z jednej z jego ucieczkowych kulek.
Łotr stał chwilę oszołomiony, szybko jednak się otrzepał i sam opuścił piwnicę. Nie codziennie spotyka się martwych. Tym bardziej martwych złodziei. Jak na ironię ów złodziej okradł właśnie jego.

16.03.2014 15:24
203
odpowiedz
MrSadisty
2
Junior

Garrett ocknął się, czując tępy ból z tyłu głowy. Spróbował otworzyć oczy, lecz ciężkie powieki nie chciały całkowicie się unieść. Zauważył, iż przy głębszych oddechach w jego klatce piersiowej pojawia się odrętwienie, więc starał się brać jak najpłytsze oddechy. W końcu otworzył oczy i niemrawo się rozejrzał. Większość dużego pomieszczenia, w którym się znajdował, skryta była w półmroku. Złodziej szybko przeprowadził kilka testów i stwierdził z niepokojem, że jego naturalne oko szwankuje, lecz mechaniczna gałka spisuje się dobrze. Jeszcze raz się rozejrzał i dostrzegł parę butów opartych na małej skrzynce. Ciało ich właściciela skryte było w mroku. Garrett spróbował się ruszyć, lecz jego ręce były związane łańcuchem zwisającym z sufitu.
- Witam mistrzu złodziei, miło cię znów widzieć - głos wydał się Garrettowi znajomy.
- Kim jesteś? - zapytał Garrett.
- Nie pamiętasz mnie Garrett? To ja, Zywed. - Garrett nagle sobie przypomniał.
- Widzę, że sobie przypomniałeś. Wiedz, że ja mam lepszą pamięć niż ty. Nie zapomniałem bowiem upokorzenia jakiego mi zgotowałeś kilka lat temu. Ale nie jestem tu by się zemścić. Widzisz, ja cenię sobie lekcję, którą mi dałeś i chcę tylko wyrównać rachunki. Wiedz, że jako zapłatę zabieram Formułę i ten piękny naszyjnik - Zywed zrobił krótką przerwę. - Choć dziwi mnie, że to jedyne co wyniosłeś z tej posiadłości. Ci strażnicy byli tak niezdarni, że pewnie zdołałbyś wynieść ten wielki żyrandol, gdybyś oczywiście miał dość siły, i zapewne nawet by nie zauważyli. Przejdźmy jednak do sedna, jak mówiłem, nie chcę się mścić, więc cię nie zabiję. Jednak wiem, że jeśli się wypuszczę, natychmiast zaczniesz mnie tropić - Zywed wstał i począł przechadzać się obok Garretta. Złodziej miał już wyraźnie problemy z oddychaniem i widział tylko dzięki swemu mechanicznemu oku.
- Ciekawi mnie twoja chęć zostawienia mnie przy życiu - powiedział z trudem Garrett.
- Widzisz, ty mnie nie zabiłeś, więc ja odwdzięczę się tym samym. W twoim ciele jest wolno działająca, ale śmiertelna trucizna. Zostało ci kilka godzin życia, więc gdy cię wypuszczę będziesz musiał znaleźć lek, a ja w tym czasie zniknę. Genialne, nieprawdaż?
- Rzeczywiście, piękne. A nie lepiej jak po prostu dam ci słowo? - Garrett próbował znaleźć inne wyjście z tej trudnej sytuacji.
- Po pierwsze nie ufam ci, a po drugie, już za późno. Lek jest w laboratorium hrabiego Danisza, który jak wiesz, produkuje różne odtrutki i sprzedaje je po wysokich cenach. Do niego musisz się udać. Jeżeli jesteś tak dobry jak kiedyś to sobie poradzisz. Powodzenia - Zywed przemknął gdzieś obok Garretta i po chwili złodziej usłyszał jak wspina się po skrzynkach. - Zapomniałbym, trucizna to jad skorpiona ziemistego.
Po tych słowach Zywed strzałem z łuku oswobodził jedną rękę Garretta. To wystarczyło, by ten się uwolnił. Nagły kaszel wypełnił pomieszczenie. Zywed zniknął.
Kilka godzin później na stole przechadzał się ptak. Z fajki Bassa unosił się dym, gdy ten popalał sobie w ciszy. Po chwili spojrzał na Garretta.
- Co ty sobie myślałeś?! Nie pojawiasz się na miejscu spotkania. Szukam cię w całym mieście, bez skutku. Potem nagle okazuje się, że maczałeś palce w spaleniu willi Danisza. Masz szczęście. Usłyszałem o pożarze i udałem się tam. Motłoch prawie cię powiesił, ale udało mi się ich od tego odwieść. Jesteś mi winien sporo kasy i niezłą przysługę. Musisz mi sporo wyjaśnić kolego - ptak zaskrzeczał jakby na podkreślenie tych słów. Basso odwrócił się do niego i pogłaskał go po głowie. Garrett powoli usiadł na łóżku.
- Basso, nie spodoba ci się ta historia...

16.03.2014 17:14
📄
204
odpowiedz
zanonimizowany984071
1
Junior

Czy człowiek, który tyle razy oszukał śmierć może umrzeć? Te i inne myśli sunęły się Garrettowi w głowie kiedy był nieprzytomny. Jednak w końcu się ocknął i wrócił do żywych.
-GARRETT?!!- krzyknął ze zdziwieniem Basso.
-Tak, chyba żyję... Jak długo byłem w tym stanie?- zapytał. Mina Bassa zbladła. Nie wiedział od czego zacząć.- No dobrze. Jak pamiętasz ktoś Cię ogłuszył i wykradł Formułę. Kobieta.
-Maggie.
-Owszem. Jest wiedźmą, która za pomocą Perfekcyjnej Formuły przywołała Szachraja i zmieniła nasz świat. Tamtej nocy cię ogłuszyła i wstrzyknęła pewną substancję, przez którą twoje ciało było w hibernacji...
-Ile dni?
-Cały rok.
Garrett był oszołomiony po tej informacji. -No dobrze ale co teraz?
-Musisz się cofnąć do tamtej nocy i zabić Maggie nim cię oczaruje. Akurat wczoraj zdobyłem klejnot tej wiedźmy do podróży w czasie. Niestety, nie mogę z tobą polecieć.
-Dlaczego?
-Cały czas cię ukrywałem tutaj w moim domu, a Szachraj cię szuka. Torturuje wszystkich cały czas.
W tym momencie paser podwinął spodnie i pokazał duże blizny. - Moje nogi już dość się nacierpiały.- powiedział ze smutkiem.
-Dobrze w takim razie lecę. Garrett według instrukcji Bassa przejechał klejnotem 7 razy po ziemi i wypowiedział datę. Pojawił się wielki blask i zniknął.
Pojawił się dokładnie tam, gdzie był rok temu, pod rezydencją Verminusa. Tym razem wszystko zrobił szybciej i ukradł więcej drobiazgów. Wreszcie nadszedł czas na wiedźmę. Bawiła się włosami i po raz drugi zaczęła:
-Witam, mistrzu złodzieju.- Garrett przełknął ślinę. Powoli zaczął sięgać po strzałę. -Najwyraźniej historie, które słyszałam, nie były przesadzone w najmniejszym stopniu- Teraz albo nigdy...-pomyślał i naciągnął cięciwę. -Co ty wyrabia...?!!- ostra jak miecz strzała poleciała w jej klatkę piersiową. Garrett miał już wychodzić lecz zobaczył, że Maggie nadal żyje. „Szlag! Przecież to wiedźma!” Kiedy uśmiech się pojawił na jej twarzy dwie kolejne strzały trafiły w okolice serca. Tym razem się schyliła z bólu, ale nadal żyła. Złodziej wpadł w furię użył najpotężniejszej strzały jaką ze sobą miał – ognistej wybuchowej.
Garrett miał tylko 100 sekund żeby znaleźć Perfekcyjną Formułę i się ewakuować z budynku. Na szczęście Maggie nie zdążyła otruć Lorda Verminusa a on w ten sposób położył kartkę na swoim biurku. To był dość łatwy cel ,ale zajął ponad minutę, więc musiał szybko uciekać przed eksplozją. Najszybsza droga była przez okno, ale było za małe, więc musiał wyjść na dach i liczyć na szczęście od losu. Miał pecha bo właśnie zaczęła się burza ale dlaczego strzała nadal nie wybuchła? Garrett usłyszał, że ktoś wchodzi na dach. -Zdziwiony? -zapytała arogancko Maggie. -Szczerze to nie. Akurat te wybuchowe mają spore usterki. -Formuła należy do mnie! Rozszarpię cię na srzępy! -złodziej nie wiedział co zrobić aż w oddali uderzył piorun. -Wiesz co. Możesz ją sobie wziąć.- i nabił Perfekcyjną Formułę na zwykłą strzałę po czym wystrzelił w kierunku Maggie. Tak jak planował wiedźma nie przewidziała konsekwencji i podskoczyła żeby chwycić strzałę. Po chwili uderzyła błyskawica spalając Formułę i kobietę. Teraz Garrett miał pewność, że nie wstanie. Złodziej skoczył na gałąź drzewa i zaczął schodzić, potem udał się do pasera.
-Przykro mi ta transakcja z Perfekcyjną Formułą jest już nieaktualna, ale bez obaw, mam coś równie interesującego- powiedział i wyjął klejnot do podróży w czasie. Basso należycie zapłacił, a Garrett pomyślał „ Gdyby tylko wiedział, że zapłacił za coś co sam zdobył”

Ilustracja: https://imageshack.com/i/0x6b93j

16.03.2014 17:51
205
odpowiedz
Ufekkk
5
Junior
Image

Ilość znaków bez spacji: 2992

Głowa Garretta była ciężka i ćmiła głuchym bólem. Ktoś musiał mu bardzo dobrze przyłożyć. Teraz już wiedział, jak się czują strażnicy, których czasem ogłuszał.
Złodziej niemrawo otworzył oczy, potrząsając głową na boki. Chciał się podnieść, jednak poczuł więzy szarpiące jego nadgarstki. Poderwał się mocniej, ale sznur tylko głębiej ranił skórę.
- Co jest...?
Ciepłe powietrze połaskotało go po policzkach, niosąc ze sobą zapach mchu i uschniętych liści. Garrett widział płomyczki, których światło tańczyło na miękkich źdźbłach tuż pod jego butami. Słyszał ciche dźwięki, jakby nucenie pieśni, lecz w swej na wpół nieprzytomności nie rozumiał słów.
Jego ruchy musiały być widoczne, gdyż po chwili złodziej usłyszał krzyk.
- Garrett! Dzięki Budowniczemu. Jakoż dobrze, iże cały i zdrów...
Przestępca odwrócił głowę.
Maggie!?
Kobieta była związana, przestraszona i zapłakana. Serce złodzieja zabiło szybciej z emocji. Co ona tutaj robi? Dlaczego tu są? Czemu mówi jak typowy Młotodzierżca?
Garrett zadałby jeszcze więcej pytań, gdyby nie uderzenie w bęben i ryk niczym dochodzący z gardziela bestii. Przed mężczyzną stanęła kobieta w połatanej sukni, dzierżąca jaśniejący kostur. Na jej ciemne policzki opadały kasztanowe loki. Kapłanka ściskała kartkę w wymazanej krwią dłoni.
Perfekcyjna Formuła!
- Chyżo zamilkwszy głupoludzie młot dzierżący! Złodziejaszku, któren szacunek panienki zieleńszej zdobywszy, jeśliś ciekaw słuchawszy uważnie.
Czyżby to była... Dyan? Kobieta utkwiła w nim poważne, pełne niemej groźby spojrzenie.
- Verminus głupolud, ażeby dobruchny Pan pożarłszy jego duszunie, myślawszy, iże wkupi się w łaski Hamadyad. Zdobywszy jakoś formułunię naszej Panienki liściawej zacząwszy sam ją studiować. Posiąwszy "względy" ostatniutkiego Młota w tej dzielnicy chciałwszy poświęcić ją Panu, by rytuał doprowadziłszy do...
- Zawżdy zepsułoż wasz plan y pokazały byłam wam, eżby durnie nadal yesteście!
Dyan zamachnęła się kosturem i uderzyła Maggie, zostawiając na jej policzku purpurowiejący ślad.
- Zamknąwszy się młocie, ażebym cię do sług Leśnego Władcy za wczas nie wrzuciła!
Przerażona Maggie przeczuwała co się stanie. Dyan dopełni tego, co nie udało się Verminusowi.
- Młot jednak tak głupiutki nie bywszy. Pozbyć się chciawszy formuły Wiktorii. Witki mająwszy wśród kryminalistów dowiedziałszy się o twoim skoku na Verminusa. Obałamuciwszy twojszego pasera, pomoc ci zaoferowawszy, któren ty nie potrafił odmówić. Chciaławszy, by formuła na zawsze poza naszymi rękami znalazłsza się, u jakiegoś znawcy kultur w Czarniutkim Strumyku. Nic z tego głupoludzie - Dyan odwróciła się do Maggie - Siłę odzyskawszy zdobędziem Miasto ponownie! A ty złodziejaszku o wszystkim opowiesz!
Ciężka, ogłupiająca muzyka zaczęła grać stapiając się ze słowami poganki. Oddaliła się w stronę ognia i zakręciła dookoła w dzikim transie. Rozrzuciwszy zioła, nasiona i liście napełniała miejsce magią. Jej słudzy śpiewali i grali, by oddać chwałę Szachrajowi. Mdlący zapach palonych specyfików dotarł do nozdrzy Garretta siłą przymykając jego oczy. Nim złodziej zemdlał zdawało mu się, że słyszał cichą modlitwę Maggie.
"Twój młot wbija gwóźdź, który podtrzymuje strop.
Twój młot uderza w żelazo, które staje się kotłem"

- Garrett obudź się!
Złodziej poderwał się niemalże dusząc Basso w przekonaniu, że jest wrogiem. Mężczyzna rozejrzał się dookoła niepewnie. Miasto! Czyżby wizyta u Dyan była tylko złym snem?
- Psia jego! Żyjesz! - paser odetchnął z ulgą - Nie uwierzysz! Poganie wyszli na ulicę!

****
Odautorskie komentarze:
- Dyan to przywódczyni Pogan zaraz po Wiktorii (leśnej driadzie pomagającej Szachrajowi w "The Dark Project")
- Języki Pogan i Młotodzierżców na podstawie tłumaczeń Thief "The Dark Project" oraz "The Metal Age"
- Modlitwa Maggie to modlitwa Młotodzierżców z księgi w misji "Ucieczka z Więzienia Rozpadlin" w "Thief: The Dark Project"

16.03.2014 17:56
206
odpowiedz
zanonimizowany983790
1
Junior

Ciemność... ból, głosy, szum.
- Witaj, jak ci na imię ? - spytała chrapliwym głosem postać, pochylając się nad twarzą Garretta.
Widział go jakby przez mgłę, obraz mu się zamazywał, jego głowa pulsowała.
- Jak ci na imię - ponowił pytanie nieznajomy.
- Biedaczek, czemu uderzyłeś go tak mocno Gargulio, przecież nie chcemy, żeby nasz złodziejaszek miał bóle głowy prawda ?
Tak - odpowiedział ten drugi bardzo niskim głosem i cicho zachichotał.
Garrett spróbował się ruszyć, siedział na małym, drewnianym taborecie, słowa tamtych nie do końca docierały do niego . Nagle ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody, następnie dostał dwa silne ciosy w twarz. Natychmiast, oprzytomniał i rozejrzał się. Znajdował się w klaustrofobicznym pokoju oświetlonym jedynie małą świeczką, było strasznie duszno. Spojrzał na dwóch mężczyzn, jeden z nich, który go uderzył był bardzo wysoki i słusznej postury. Czarny, misternie pleciony warkocz efektownie kontrastował z gładko ogolonymi płatami skroniowymi jego czaszki.
- Co jest grane!? - wydusił, oszołomiony nagłym atakiem.
Kolejne celne trzy ciosy ze strony wielkoluda mocno podbiły oko i rozerwały wargę Garretta. Złodziej splunął na ziemie krwią.
- Wybacz chłopcze, to nic osobistego, rozumiesz prawda ? Po prostu nie tylko ty potrzebowałeś formuły. W zasadzie przysłużyłeś mi się wykradając ją od tego...lorda.
Tutaj odchrząknął i zaśmiał się dziwacznie.
- Twoja przyjaciółka też mi pomogła. Szkoda, że cię wystawiła, nie sądzisz ?
Był starszym, niskim mężczyzną, sam jego głos, podpowiadał Garretowi, że ma do czynienia z człowiekiem niezrównoważonym.
- Czego chcesz, skoro już ją masz ?
Kolejny cios trafił w brzuch, a był tak silny, że Garrett zwymiotował i przewrócił się razem z krzesłem na ziemię.
- Ta, formuła haha, mamy ją Gargulio prawda ? Taak, rzeczywiście mamy ją.
Tutaj mężczyzna zaczął się dziwnie trząść.
Mistrz złodziei wystraszył się nie na żarty, ci ludzie zdawali się być nieobliczalni. Nigdy przedtem nie znajdował się w takiej sytuacji zawsze dzięki swemu sprytowi i umiejętnością zostawał niezauważony.
- Nie powinieneś był kraść tego chłopcze. Zapomnij o Basso, zapomnij o formule. - zakończył tym razem ze śmiertelną powagą i skinął w stronę swego towarzysza.
Mała świeczka zgasła. Garrett nawet nie widział jak Gargulio podszedł. Potem, tamten tylko przycisnął nasączoną szmatkę do jego nosa.
***

Ocknął się na mokrej od deszczu brukowanej ulicy, była jeszcze noc. Czuł się fatalnie, nic już nie rozumiał. Z jednej strony cieszył się, ale z drugiej odczuwał niepokój. Czemu go puścili ? Co się stało z Maggie ? Czym jest ta formuła ? Wszystko to kłębiło się w jego głowie i jeszcze ten ból, przeszywający każdy milimetr jego ciała. Zaczął biec w stronę domu Bassa.
Gdy był na miejscu, otworzył drzwi, które zaskrzypiały nieprzyjemnie i wszedł do środka.
- To cud, że mi się udało, sam nie wierzę, że żyję - pomyślał uśmiechając się mimo woli, ignorując piekącą wargę. Paser siedział na dużym, skórzanym fotelu.
- Wróciłem, niestety bez twojej formuły, przykro mi. Dorwali mnie jacyś chorzy ludzie i zabrali ją. Podszedł bliżej i zauważył jego twarz. Była cała sina, jego usta były rozwarte w nienaturalnym grymasie. Oniemiał, teraz przypomniał sobie słowa starca. W jednej chwili chciał uciec od tego szaleństwa jak najdalej, powstrzymał go jednak chrapliwy głos z rogu pomieszczenia.
- Witaj, jak ci na imię ?

16.03.2014 18:22
207
odpowiedz
rafigroszek
15
Legionista

Ocucił się dostrzegając wściekłego Bassa, stukającego rytmicznie butem o dębowy stół. Ból jaki odczuwał w potylicy był tak silny że nie wiedział co się stało, na szczęście uderzenie nie było bardzo mocne i wybudził się po 3 godzinach By przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów zaczął streszczać paserowi swoją przygodę. Dochodząc do współpracy z pewną pięknością Bass skrzywił się niemiłosiernie, bo wiedział że Garrett pracuje sam… Nie słuchał dalej, a po chwili spytał
-Kim po diabła jest Maggie?
Złodziej zamarł, a na jego twarzy w ciągu chwili pojawiło się więcej emocji niż ma na koncie zrabowanych przedmiotów
-To ona nie była od Ciebie? spytał, -przecież wiedziała o zadaniu? dodał nerwowo pokrzykując.
Bass zrozumiał, cynicznie się uśmiechnął i rzekł -Widzę że ta blondynka oszukała nie tylko Verminusa…
Ta wiadomość przeszyła umysł złodzieja szybciej niż piorun przeszywa niebo. On, największy, złodziej świata, przemieszczający się niczym cień został wykiwany. Nie czekał dłużej, śpiesznym krokiem skierował się do wyjścia, a na wołanie Bassa odkrzyknął tylko
-Jeszcze tej nocy dostaniesz to czego chcesz.
Teraz była to już sprawa honoru. Po drodze do willi rozmyślał jak to wszystko było zaplanowane. Na razie musiała mu jednak wystarczyć wiadomość że to Maggie wszystko uknuła.
Z domu Bassa nie było daleko do jego celu, dlatego szybko zjawił się pod ogrodzeniem, a dzięki swoim gadżetom zaraz znalazł się po drugiej stronie. Sprawę znacznie ułatwił brak straży. W ogóle cały dom wydawał się opustoszały, bo tylko z górnych okien wydobywało się światło. Postanowił więc iść tą samą drogą którą obrał poprzednim razem. Podszedł do ciągle otworzonego okienka i ujrzał tego samego strażnika który czekał wieczorem na pieniądze od Maggie, teraz poganiał on Bobera ciągnącego zwłoki martwego tyrana. Włamywacz dalej działał z rozpoznawalną dla swego fachu gracją, lecz nie zamierzał już gasić zapalonych lampionów. Szybko wskoczył do środka. Chowając się za tymi samymi beczkami podkradł się do strażnika. Wtem jednym, płynnym ruchem swego sztyletu podciął mu gardło. Gdy strażnik upadał z kieszeni wysunęła mu się gwiazda polarna, najpierw skradziona przez Garretta, później mu odebrana. Dzięki temu był już pewien że obrał właściwy trop. Następnym celem był Bober, lecz ten zemdlał od razu na jego widok. Garrett miał już dość przygód na dzisiaj więc zostawił tego pulchnego jegomościa i udał się na górę, chcąc szybko zakończyć zadanie. W holu nie było strażników, a przez otwarte złocone drzwi, było słychać słowa Maggie
-Za naszego naiwnego złodzieja, zabójcę mego męża za którego głowę już jutro będzie można sporo zarobić.
Zrozumiał już wszystko na tyle, by nie mieć ochoty na pracę skrytobójcy, dlatego wparował przez otwarte drzwi z naciągniętym łukiem. W kołczanie miał strzał tyle ilu ludzi w tym pokoju. Mimo to nie miał problemu z zabiciem mężczyzn zanim ci go dostrzegli. Ostatnią żywą osobą została Maggie, lecz czuł do niej coś wyjątkowo, wbrew swej woli skierował łuk w jej stronę. Strzały nawet nie puścił, sama wyślizgnęła się ze spoconych palców. Pierwszy raz w swym życiu chciał chybić, lecz grot wszedł prosto w jej serce. Zszokowany, wolnym krokiem skierował się w stronę formuły znajdującej się na stole cały czas wpatrując się w martwe oblicze damy leżącej w kałuży krwi.
Ocknęły go dopiero pazury kota uciekającego spod stołu które zahaczyły o jego nogę. Nie przejął się jednak kocurem i pobiegł do mieszkania Bassa, gdzie zakończył zadanie razem z brzaskiem słońca. Ta noc została w jego pamięci na długo.

16.03.2014 18:31
208
odpowiedz
Rick
52
Centurion

Jakoś się zmieściłem w limicie. Musiałem jednak trochę skrócić. Przydałoby się jeszcze 1-2 zdania żeby zamknąć w pełni ramę, ale cóż. Zasady to zasady. ;)

Garrett z trudnością otworzył oczy. W głowie dudniło mu tak, jakby właśnie przeżył bliskie i niezbyt przyjemne spotkanie z Młotodierżcami. Kiedy spróbował chwycić skronie żeby choć na chwilę zapanować nad bólem spostrzegł, że jego nadgarstki oplata gruba lina. Szybko rozejrzał się po obskurnym pokoju, w którym właśnie przebywał. W kącie zobaczył siedzącą przy biurku postać, na której twarz padało drobne światło z małego płomienia stojącej nieopodal świecy.
-Mistrzu złodzieju, nareszcie się obudziłeś. Garrett natychmiast przypomniał sobie zdarzenia tej nocy.
-Maggie... szybko zapominasz o uczynionej względem ciebie szlachetności.
-To nic osobistego mistrzu. Zrozum, to, że ten drań Verminus nie żyje niczego względem mnie nie zmienia. Dom co prawda jest piękny i z odrobiną kobiecej ręki szybko uda mi się przywrócić mu świetność, ale kobieta potrzebuje czegoś więcej. A tak się złożyło, że wszystkie cenniejsze świecidełka jakie ten bydlak posiadał są teraz pod twoją opieką... a raczej były.
-Oszczędź sobie Maggie! Nie fatygowałabyś się tyle, tylko dla kilku błyskotek. Chodzi ci o formułę.
-Jasne, że chodzi mi o formułę! Nie trzeba być przesadnie sprytnym, żeby wiedzieć, że ten świstek papieru jest wart fortunę. Fortunę, na której widzisz... bardzo mi zależy. Jest tylko jeden mały problem. Nie wiem, do czego ona służy.
-Mówiłem ci już, staram się nie interesować przeznaczeniem łupu.
-Ale twój przyjaciel Bass pewnie wie. Widzisz, miałam nadzieję, że doprowadzisz mnie do niego i upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, ale on się nie zjawił. Gdzie on jest?
-Nie wiem, byłem z nim umówiony tutaj, ale jedyne co mnie przywitało to obuch w potylicę.
-Dobrze więc, nie chcesz rozmawiać ze mną, to porozmawiasz sobie z Jake'em. To doprawdy uroczy chłopak, chciał być kiedyś sportowcem, wiedziałeś o tym?
-Urocze.
-Miejmy nadzieję, że nie żywi do ciebie urazy, w końcu widział w akcji twoją niebywałą zwinność. Liczę na ciebie złodzieju, nie zawiedź mnie.
Maggie uśmiechnęła się półgębkiem i wyszła z pokoju. Zaraz potem do pomieszczenia wszedł Jake.
-No to teraz my sobie pogadamy.
Powiedział z nieukrywaną satysfakcją i ruszył w kierunku Garretta. Maggie, choć nie można jej odmówić bystrości umysłu, nie wykazała się dużą spostrzegawczością. Od 10 minut Garrett piłował linę na nadgarstkach znalezionym na podłodze kawałkiem szkła.
Ta niedbałość, będzie cię sporo kosztowała Maggie. - pomyślał Garrett, na którego właśnie szarżował Jake. Mimo że lina już się poddawała, zajęło mu to znacznie więcej czasu niż założył. Strażnik zbyt ufał swojej przewadze i nie spodziewał się kopniaka w twarz, który złodziej wymierzył w niego chcąc zyskać trochę czasu. Garrett przetoczył się po podłodze i w tej chwili więzy puściły. Błyskawicznie doskoczył do strażnika i zadając mu mocny cios łokciem szybko pozbawił go przytomności. Garrett wybiegł z pomieszczenia, na szczęście nikt więcej go nie pilnował. W oddali usłyszał głos Maggie, rozkazującej coś dwóm pachołkom przy wozie. Czym prędzej schował się w mroku i kiedy tylko Maggie minęła źródło światła, ruszył za nią.

Maggie trzymała formułę w skórzanym woreczku, który z kolei przywiązała rzemieniem do nadgarstka. Nagle, poczuła nieodpartą chęć spojrzenia jeszcze raz na formułę, dzięki której już wkrótce będzie diabelnie bogata. Maggie otworzyła woreczek, wyciągnęła rulonik papieru i szybko go rozchyliła. W jednej chwili poczuła, że jest jej słabo i zaklęła w duchu. Na kartce papieru widniał napis: Cokolwiek masz, jest już moje...

16.03.2014 18:34
209
odpowiedz
zanonimizowany984102
1
Junior

- Garret! Garret! Słyszysz mnie? – zbudził go zaniepokojony głos Bassa.
Mistrz Złodziei rozejrzał się wokół siebie, żeby szybko ocenić sytuację. Nadal znajdował się na ulicy, a konkretniej w bocznym zaułku, w którym umówił się ze swoim zleceniodawcą. Z tym, że pozostawał w pozycji półleżącej opierając się o zimną ścianę jakiejś kamienicy i strasznie bolała go głowa. Obok niego klęczał Basso.
- Maggie! Mogłem się tego domyślić! – krzyknął Garrett odruchowo chwytając za pas, za którym nie było już kartki z Perfekcyjną Formułą. – Zabrała Formułę!
Wszystko układało się w logiczną całość: od początku zachowywała się tak, jakby wręcz spodziewała się wizyty Garretta i do tego wiedziała dokładnie, gdzie Verminus ukrył pożądaną przez wszystkich kartkę papieru. Otrucie jako metoda pozbycia się despotycznego pana? Nie sądzę. Jak mogłem być tak ślepy i tego nie zauważyć. Wykorzystała mnie, a ja jak ostatni błazen myślałem tylko o jej ładnej buzi i skarbach ukrytych pod suknią, zamiast skupić się na tym co naprawdę jest wartościowe dla złodzieja. Zresztą Maggie zdecydowanie wiedziała za dużo. Garrett nagle spojrzał na Bassa.
- To wszystko moja wina – jęknął paser. – Poznałem Maggie na jednym z licznych bali organizowanych przez Verminusa. To od niej dowiedziałem się, że Formuła znajduje się u jej pana i może ułatwić mi jej zdobycie. Wino uderzyło mi do głowy, zbyt łatwo jej zaufałem, no i… głupi dałem się zwieść jej kobiecym wdziękom.
„Nie ty jeden” – pomyślał Garrett, ale ta myśl wcale nie dodała mu otuchy.
- Garrett! Musisz odzyskać tę Formułę! To dla mnie bardzo ważne!
- W zasadzie to dlaczego ta formuła jest dla wszystkich taka istotna?
Basso ostrożnie wyciągnął z kieszeni mały flakonik, zapełniony tylko częściowo jakimś zielonkawym płynem.
- Dzięki tej miksturze człowiek staje się bogiem – szepnął Garrettowi do ucha – musiałem bardzo słono zapłacić, żeby to zdobyć i to ostatnie co mi zostało. – spojrzał na flakonik z czcią i kontynuował – Człowiek jest zdolny do bardzo wielu niepojętych rzeczy, ale też wiele go ogranicza, Garrett – powiedział tajemniczo – ten płyn pozwala wydobyć 100% możliwości, dzięki temu stajesz się pożądanym kochankiem, geniuszem technologicznym, co tylko zechcesz, ale… efekt jest krótkotrwały. Gdybym tylko posiadł Perfekcyjną Formułę sam mógłbym produkować miksturę. Niezwykle trudno jest też trafić na handlarza, bo mało kto chce się nią dzielić. Nie chciałem początkowo mówić i tobie. Bałem się, że kiedy dowiesz się czym jest, zachowasz ją dla siebie.
- Nie wierzę, że istnieje coś takiego – przerwał mu Garrett.
- A myślisz, że dzięki czemu Verminus tyle osiągnął? Nigdy cię to nie zastanawiało? Nie jest to zdecydowanie uwielbiany jegomość, ale to grubsza sprawa, Garrett. Mniejsza z tym – przerwał na chwilę. Ostatni raz tęsknie popatrzył na flakonik i przekazał go swemu rozmówcy. – chcę żebyś go wziął. Tobie przyda się bardziej i ufam ci, Garrett.
- Co ja będę z tego miał? Już raz się dla ciebie naraziłem i popatrz jak skończyłem.
- To oczywiste. Jeśli będę mógł sam produkować miksturę, będę cię w nią darmowo zaopatrywał. Jeśli teraz myślisz, że jesteś mistrzem złodziei, to po tym będziesz ich bogiem i zapewne nie tylko tym. Ale pamiętaj, tym razem łatwo nie będzie. Te ostatnie krople mogą ci bardzo pomóc, ale dobrze się zastanów zanim z nich skorzystasz. Będziesz miał tylko jedną szansę. I na boga, uważaj na tę przebiegłą kobietę!
- Drugi raz nie dam się jej zwieść – obiecał Garrett.
- Najlepiej w ogóle na nią nie patrz – uciął Basso i pomógł mu wstać.

(2957 znaków bez spacji)

16.03.2014 18:40
210
odpowiedz
noname375
5
Junior

Obudził się po jakimś czasie, ledwo wstał, widział niewyraźnie, złapał się za kark i splunął krwią. Zauważył że zniknęła tylko formuła, więc napastnik musiał być przygotowany i działał na czyjeś zlecenie. „Pięknie, po prostu, pięknie… Złodziej dał się obrabować. Co za ironia. To miała być łatwa, szybka i przyjemna robota” – pomyślał. Usiadł na najbliższej ławce, przed gospodą. Było ciemno, ciągle padało, układ budynków był dosyć chaotyczny, mały, kwadratowy plac z jedną odchodzącą uliczką. Zastanawiał się kto mógł być lepszy od niego, lub kto miał tyle szczęścia. Dlaczego Basso nie przyszedł? To pytanie nie dawało mu spokoju. Nie miał wrogów, może inaczej, nigdy nikt nie wiedział że to przez niego został pozbawiony kosztowności. To musiał byc ktoś kogo znał, lub ktoś powiązany. Teraz to i tak nie miało znaczenia, musiał udać się do zakładu pasera, to pierwsze co przyszło mu do głowy. W kieszeni nadal trzymał zrabowany naszyjnik i sakiewkę. „To jednak nie była kompletna klęska” – pomyślał, uśmiechnął się i odszedł. Po chwili, był już przed „zakładem” Bassa, nikt nie odpowiadał na pukanie do drzwi, wszedł do środka. Paser leżał za swoim biurkiem z poderżniętym gardłem. Twarz Garretta pobladła, nie wiedział co ma myśleć, ale zdał sobie sprawę że ta formuła musiała być jednak czymś ważnym, bardzo ważnym… Złodziej zauważył na stole kartkę - „Dziękuje Garrett, mam nadzieję, że bardzo nie bolało, za Twoją głowę wyznaczą nagrodę, lepiej uciekaj”. Nie wiedział co tu się dzieje, był kompletnie zdezorientowany, zabójca, nie dość że zabił pośredniego zleceniodawcę, zaskoczył złodzieja, to jeszcze znał jego imię. Miał już uciekać, usłyszał dźwięk, to był kot który zeskoczył ze stołu i stłukł naczynie, ale zobaczył coś jeszcze. Skrawek materiału, był czerwony, ze wzorem, takim samym jaki miała na swoim gorsecie Maggie. Nie wierzył że to przypadek, nie mógł dać za wygraną, postanowił, że się tym zajmie, pierwszy raz wzięła nad nim górę ciekawość, a nie czysta żądza zysku. Był już przed rezydencją, nie mógł od tak zapukać i zapytać - czy jest blondwłosa panna. Ale w pokoju w którym zazwyczaj przebywała paliło się światło, a okno było otwarte. Bez chwili namysłu dostał się do budynku. Nie zastał jej tam. Wszedł do środka, z pokoju wyszedł na główny korytarz. Był zbyt pewny siebie, albo ból odebrał mu czujność, nagle poczuł że stoi za nim jakiś człowiek i nóż który ociera się o jego żebra.
-Stój spokojnie, nic Ci nie będzie, panienka Maggie chciała by Cię oszczędzić.
Poczuł uderzenie klingi sztyletu o potylicę, zanim padł, uświadomił sobie że słowa „piorun nigdy nie uderza w to samo miejsce” są tyle warte co łatwe zaufanie do urodziwych kobiet. Obudził się związany, siedząc na krześle przed piękną blondynką.
- Nie myslałam że będziesz tak głupi by tu przychodzić – zadrwiła
- Musiałem zobaczyć Cie jeszcze raz, księżniczko – sarkastycznie ale z uśmiechem odpowiedział
- Wiesz… w sprzyjających okolicznościach „wykorzystałabym” Cię inaczej, lubię takich mężczyzn, ale był mi ktoś potrzebny, na kogo można było zrzucić kradzież formuły
- A ja w tych „okolicznościach” bym nie odmówił – znowu się uśmiechnął
- Pewnie nawet nie wiesz, czym jest ta formuła, ale to nieistotne, jest cenna, są na tym świecie osoby które dadzą za nią majątek
Garrett kończył przecinać sznur, za pomocą małego ostrza w rękawie. Nagle się podniósł, szybko obezwładnił Maggie, zabrał kartkę…
-Pożegnałbym Cię czulej, ale… nie zasługujesz – zaśmiał się - skoro mówisz że ten kawałek papieru jest cenny to go sobie wezmę – powiedział zadowolony i zniknął w cieniu.

16.03.2014 18:55
😃
211
odpowiedz
Przevix
1
Junior

Ja mam jeszcze jedno pytanie i proszę o szybka odpowiedz bo czas się kończy PYTANIE !!! Czy to ma być ostateczne zakończenie ze by już nic więcej nie było czy może mam zostawić znowu jakieś niedopowiedzenie zeby czytelnicy mieli wybór ? :D

16.03.2014 19:05
😊
212
odpowiedz
ViennaJones
1
Junior
Image

Zakończenie (około 2870 znaków) + grafika, zwieńczająca moją pracę. Życzę przyjemnego czytania! :)

Nagły, przeszywający ból potylicy zbudził Garretta pogrążonego w błogim letargu. Ociężale uchyliwszy powieki, ujrzał drobną kobiecą dłoń, przymierzającą się do przecięcia naskórka jednego z palców złodzieja. Nieznajoma, uzbrojona w ostrze, drasnęła bezbronnego łupieżcę tak, aby kropla krwi zabarwiła niewielki kawałek papieru.
Narastająca wewnątrz adrenalina umożliwiła Garrettowi szybką ocenę sytuacji. Gdy podniósł wzrok, momentalnie zamarł. Przełknął głośno ślinę obserwując swych oprawców, którzy pełni namiętności wznosili dłonie ku małemu ołtarzowi. Stół ofiarny został przyozdobiony znajomo wyglądającymi świecznikami i czymś w rodzaju pentagramu, nakreślonego węglem.
Dręczyciele posiadali swojskie oblicza. Niczym członkowie tajnego bractwa, Verminus, Maggie i Bober (w niczym nie przypominający bojaźliwego ochmistrza), odziani w ozdobne, ciężkie habity, umieścili zakrwawioną Formułę na ołtarzu.
Verminus drżał z fanatycznym błyskiem w oku. Jakież to było zaskoczenie, kiedy w podziemnym lochu rozbrzmiał koncert pełnych zaskoczenia okrzyków! Formuła pokryła się arcydziwnymi znakami, a tuż przy jednej ze ścian wymalowała się majestatyczna postać. Tajemniczy osobnik przemieścił się niewyobrażalnie szybko na drugi koniec pomieszczenia, by potężnym ruchem powalić strwożonego ochmistrza na posadzkę grubymi pazurami skrytymi pod czarnym rękawem płachty. Chwilę później, dwójka okultystów poczęła uciekać, kierując się w stronę mosiężnych wrót. Verminus, popisawszy się zręcznością, zdążył przecisnąć swe postawne ciało przez szparę w drzwiach. Maggie nie miała tyle szczęścia.
Wrota zatrzasnęły się na dobre. Pogrążona w amoku Maggie, w mgnieniu oka dobiegła do ołtarza, chowając Formułę w pięści.
Srebrzyste ślepia nieznajomego napotkały przenikliwe spojrzenie złodzieja. Garrett dopiero teraz, korzystając z okazji, zbadał wzrokiem zaświatowe oblicze.
- Kim jesteś? - wykrztusił Garrett, lecz postać nie odpowiedziała, odwróciwszy się do niego plecami.
- Oddaj Formułę – rzekł nieznajomy, a jego dostojny głos przerwał narastające wokół napięcie.
Maggie podniosła głowę i zmierzyła go niespokojnym wzrokiem, po czym posłusznie przekazała kartkę drżącą dłonią.
-Mógłbym was po prostu zabić. - skwitowała postać, patrząc na z trudem oddychającego Garretta.
-Nie zrobię tego, gdyż sądzę, że jesteś w stanie mi pomóc. - na te słowa łupieżca dosłownie zdębiał. Ledwo widoczne usta obcego wygięły się w szyderczy łuk.
- Nie sądzę, bym mógł cokolwiek dla ciebie zrobić. - oznajmił Garret, już nieco spokojniejszy.
- Zawrzyjmy układ. Oszczędzę was, ale w zamian... - obcy zamilkł niespodziewanie, zwracając się osobiście do złodzieja. - ...ty użyczysz mi swojego ciała, żebym mógł wykonać pewne zadanie.
Garrett przez moment czuł, jak zalewa go fala zimnego potu. Próbował poukładać myśli, znaleźć odpowiednie słowa... Wiedział, że to jedyna deska ratunku, a w jego rękach spoczywał los młodej kobiety.
Wreszcie, po długiej bitwie z rozsądkiem, złodziej kiwnął stanowczo głową, przygotowując się na najgorsze. Zatopił wzrok w nadciągającej czarnej płachcie.

Zacisnął powieki.

Gdy otworzył je ponownie, jego oczy nie przypominały już tych sprzed kilku chwil. Były srebrzyste i lśniące, niczym księżyc.

Na pobladłej twarzy Garretta zagościł delikatny półuśmiech.

16.03.2014 19:18
213
odpowiedz
zanonimizowany983944
1
Junior

Garrett poczuł że ktoś nim potrząsa. W głowie brzęczało mu stado wściekłych pszczół.
- Garrett! Garrett! Obudź się! Cóżeś narobiła idiotko!
- Tylko nie idiotko! To był twój pomysł!
Mistrz złodziei otworzył oczy. Pszczoły nie przestawały harcować. Nad sobą ujrzał zatroskaną twarz Bassa.
- Nic ci się nie stało - westchnął paser, a na jego nalanym obliczu zagościł uśmiech pełen ulgi.
- Zabieraj łapy - syknął Garrett.
Basso pospiesznie cofnął dłonie i wyprostował się.
Mistrz złodziei wziął głęboki oddech. Usiadł powoli i ręką rozmasował sobie tył głowy. Pod palcami wyczuł solidnego guza.
Nieopodal stała odziana w złodziejski strój Maggie i wpatrywała się w niego wrogo.
- Mocny cios - kiwnął głową z uznaniem.
Dziewczyna prychnęła i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Najważniejsze że nic ci się nie stało - uśmiechnął się paser.
- Zaraz zetrę ten głupi uśmieszek z twej paskudnej gęby - oświadczył Garrett.
Basso cofnął się o krok.
Mistrz złodziei zmusił pszczoły w jego głowie do posłuszeństwa, po czym wstał.
- Tysiąc złotych monet grubasie - wycedził. - Tyle mi zapłacisz jeśli chcesz odzyskać brakującą część Formuły.
- To za dużo - zapiszczał paser.
Garrett wzruszył ramionami.
- Jak tam sobie chcesz. Sprzedam ją komuś innemu.
- Dobra, dobra.
Mistrz złodziei otrzepał ubranie.
- Tym razem spotkamy się u ciebie. Masz dwie godziny na zgromadzenie funduszy.
Basso przez chwilę wpatrywał się ponuro w Maggie. Pokręcił głową i oddalił się.
Garrett został sam na sam ze swoją oprawczynią.
- Pewnie jesteś z siebie cholernie dumny - rzekła.
Mistrz złodziei uśmiechnął się pod nosem.
- Zaiste.
- Dałeś się podejść jak jakiś uczniak.
- Ale koniec końcem to ja jestem górą - odparł i uderzył się palcem w skroń. - Bez tego tutaj Formuła jest niekompletna i bezwartościowa.
Maggie ze złością tupnęła nogą, odwróciła się na pięcie i odeszła jak niepyszna. Towarzyszył jej głośny śmiech Garretta.
Mistrz złodziei został sam.
Pochwalił się w duchu za przezorność. Musiał koniecznie podziękować skrybie Erricowi za to iż ów dał mu fiolkę swojego wynalazku - odplamiacza inkaustu.
Bez tej substancji nie mógłby wymazać kilku istotnych elementów zapamiętanej Formuły czyniąc ją bezwartościową.
Ponieważ nie miał nic lepszego do roboty, a do spotkania z Bassem zostały mu dwie godziny, postanowił od razu odwiedzić sędziwego Errica.
Pogwizdując cicho ruszył na zachód.

16.03.2014 19:23
214
odpowiedz
Arahirim
1
Junior

- Garrett? Garrett! - wykrzyknął Basso, upuszczając pajdę chleba, którą właśnie łapczywie gryzł. Szkoda, bo pajda była okazała, ze smalcem i ogórkiem prosto z piwnicznych magazynów.
- Garrett! Co się stało?! Garrett!
Basso rozejrzał się, zrozumiawszy, że ciągle krzyczy. Byli co prawda w bogatej dzielnicy Miasta, ale krzyki natychmiast przyciągały gapiów. Co teraz było na pewno niewskazane.
Złodziej otworzył oczy. Wzrok miał mętny, źrenice szukały światła. Paser pewnym uderzeniem sprawdził, czy Garrett jest przytomny. Był.
- Już… Już, żyję, spokojnie.
Usiadł, rozmasowując obolałą głowę.
- Co się stało?
- A co, nie widać? - zniecierpliwił się złodziej, podnosząc się powoli z ziemi. - Łeb mam rozwalony, leżę w jakiejś bocznej uliczce, nie mam Formuły. Na co to wygląda?
- Na kradzież?
- Naćpałeś się czymś? - Garrett zmierzył wzrokiem pasera. - Tak, kradzież. Takie, jak widzisz, zrządzenie losu. Ja ukradłem - mnie okradli. Chyba mówi się na to “karma”, tak słyszałem.
- Czyli nie masz Formuły?
Garret skrzywił się.
- Nie masz, po co nawet pytam. - Basso zmierzwił włosy, po czym ukrył twarz w dłoniach. - Tyle czekania, tyle planowania, tyle negocjacji z tobą… I dupa! Gówno! Szlag by tafił to wszystko, Garrett. Nawet nie wiesz, jak to cudeńko było potrzebne! - paser wściekle uderzył pięścią w mur. Nienajlepiej wybrał sposób upustu swojej agresji, bo pozdzierał sobie knykcie. A mur pozostał w stanie nienaruszonym.
- Odnajdę złodzieja, spokojnie. Zlecenie obejmowało dostarczenie ci towaru, który straciłem. Czyli ciągle mam robotę do wykonania.
- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? - Basso wyglądał na zdziwionego.
- Nie, nie zrobię tego dla ciebie. Dla tych pieniędzy, które masz mi zapłacić. - powiedział Garrett i natychmiast zniknął w bocznej alejce.
Jedyne, co pamiętał, to cień i odgłos wydawany przez napastnika. Cień - jak to cień - niczym się nie wyróżniał oprócz tego, że musiał należeć do kogoś niskiego. Natomiast odgłos zdawał się być na tę chwilę bardziej pomocny. Łączył w sobie stukot podkutej żelazem podeszwy, brzęczenie czegoś, co prawdopodobnie było przytroczone do pasa oraz sapanie. Takie charakterystyczne - bo ten rodzaj sapania da się słyszeć raczej w przydrożnych zamtuzach, a nie na ulicach.
Rysopis, czy może “słuchopis” był gotowy. Niski żołnierz, może strażnik, który ma problemy z kręgosłupem. To także zawęziło krąg poszukiwań, bo jeśli biedaka bolały plecy, to zapewne obsługiwał balistę. A ta w Mieście była jedna. Przynajmniej sprawna, bo niesprawnych można było naliczyć o wiele więcej.
Garrett skierował swe kroki do baszty, w której spodziewał się spotkać cel swych poszukiwań. Wiedział, że niezbyt to pomysłowe - ale gdzie miał zacząć szukać?
Nie miał pojęcia, jak to rozegrać, a widział już drzwi do wieży. Czy niepostrzeżenie przemknąć po murach i wejść przez boczne okienko? Czy poczekać w cieniu, aż ktoś sam wyjdzie?
Los zgotował mu jednak niespodziankę.
Spomiędzy kamenic dało się słyszeć sapanie. Ale nie takie normalne - tylko jakby z jakiegoś przydrożnego zamtuza. Po chwili w blasku latarni pojawił się on, w całej swojej okazałości. Złodziej. Niski, twarz poorana bliznami, zgięty niemal w pół, co przy jego i tak niewysokim wzroście wyglądało, jakby cały czas się skradał. A to Garrett podkradł się do niego.
Mocne uderzenie pałką w tył głowy, przeszukanie kieszeni, Formuła w dłoniach. Najbardziej żałosna historia odbicia towaru, jaką Garrett miał kiedykolwiek opowiadać w tawernach.
Gdy Basso usłyszał, co się stało, nie mógł przestać się śmiać.

16.03.2014 20:24
215
odpowiedz
Marek86am1
18
Legionista

Ostatnią, a zarazem pierwszą którą zobaczył zaraz po przebudzeniu. Był to tylko cień, nie był w stanie dostrzec więcej, ale postać wychodziła z pomieszczenia kierując się w górę schodów jednocześnie rzucając oschle rozkaz do wartowników: „Tak co mi żaden z was nie spuści go z oka, bo jeszcze jutro zawiśniecie na dziedzińcu, obaj!”. W odpowiedzi strażników słychać było strach, najprawdopodobniej wiedzieli kogo pilnują.
Garretowi towarzyszył pulsujący ból czaszki, najwyraźniej napastnik trafił celnie i bezwątpienia boleśnie. Tak czy inaczej złodziej starał się przeanalizować każdy szczegół zeszłych kilku godzin bardzo dokładnie, w myślach układał wiele scenariuszy, czy zleceniodawca okazał się zwykłym oszustem, lub Maggie wszystko dokładnie sobie umyśliła. Jedno było pewne był teraz w niemałych kłopotach i jak najszybciej musiał znaleźć jakieś wyjście. Spokojnym ruchem rozejrzał się po pomieszczeniu, ściany porośnięte grzybami ze względu na dość wilgotne powietrze, po lewej stronie na przeciw schodów kilka skrzyń wypełnionych butelkami rumu. Przez nieszczelne okna, których pokój liczył sobie trzy wpadał co chwila zimny strumień powietrza. Była noc. Mimo to słychać było głośne śmiechy dochodzące z karczmy nieopodal. Garret co chwila, nadal ze spokojnym ruchem głowy, spoglądał na strażników jednocześnie szukając czegoś co mogło pomóc mu w ucieczce. Nagle na ulicy wybuchła kłótnia, której najbardziej prawdopodobną przyczyną był jakiś trunek.
W momencie, wrzawę przerwał ostry dźwięk rozbijanego szkła, którego – na szczęście Garreta - odłamek wpadł przez kratkę na podłogę, tuż przy jego nodze. Strażnik wstał, serce złodzieja zabiło szybciej, znów na jego szczęście tylko zobaczyć co się stało. Sprawnym ruchem nogi Garret przyciągnął szkło zaraz do swojej dłoni. Korzystając z nieuwagi strażników, szybkim ruchem przeciął rzemień przywiązany do dłoni oraz nóg, gwałtownie wstał rzucając ostry odłamek prosto w krtań jednego ze strażników, krew malowała czerwone smugi na ścianie w rytm słabnącego pulsu przeciwnika. Nim drugi zdążył sięgnąć po broń na jego twarzy roztrzaskała się pełna butelka rumu zapewniając mu długi sen. Jak najszybciej przeszukał ofiary, znajdując przy nich kilka monet, ozdobny nóż oraz klucz do celi. Dozbroił się na koszt swych ofiar, przechodząc w bardziej ostrożny tryb działania. Otworzywszy drzwi celi, ujrzał pusty hol prowadzący najpewniej do gabinetu oraz półokrągłe schody pozwalające wejść na górne piętra. Wiedział że czas nie gra na jego korzyść więc prześliznął się pod gabinet, i szarpnął za zimną, mosiężną klamkę. –Hę?! – zdążył powiedzieć mężczyzna zanim otrzymał poważny cios pałką prosto w nos. Garret nie znał tej twarzy, nigdy wcześniej jej nie widział, a była wyjątkowo paskudna, dodatkowo okaleczona w przeszłości. W każdym razie nie mógł z nim teraz porozmawiać, przywiązał mu ręce i nogi w dość niewygodny sposób do stołu, tak by jak się ocknie nie mógł się ruszyć. Złodziej miał trochę czasu, więc dokładnie sprawdził wszystkie zakamarki. Nie znalazł nic ciekawego prócz biurowych akcesoriów. Przypomniał sobie o skrytce za obrazem, którą pokazała mu Maggie i zrobił to samo w gabinecie. Była. Formuła leżała nienaruszona. Czym prędzej schował ją w sakwie i zawiązał podwójnie. Usłyszał bieg strażników. Wyprostował się, zatrzasnął drzwi i wyskoczył przez okno, zostawiając za sobą budzącego się mężczyznę. Nie znał jego tożsamości, jedyne co wiedział, było to, że jeszcze tutaj wróci, a tymczasem ruszył wolno w stronę kryjówki Bassa.

16.03.2014 20:36
216
odpowiedz
regg
3
Junior

- Wszystko w porządku, Garret? Wygląda na to, że nieźle oberwałeś. Pamiętasz co się stało?

Garret ujrzał pochylającego się nad nim Bassa. Chwycił się za obolałą głowę. Pamiętał, że dał się zaskoczyć, podejść jak jakiś nowicjusz.

-Napadnięto mnie. – Wstając obmacał swoje kieszenie. – Zabrali Formułę. Musieli wiedzieć o zleceniu. Może twoja wtyka w rezydencji wie coś więcej. – Zmrużył podejrzliwie oczy, gdy wypowiadał ostatnie zdanie.

Basso westchnął ciężko.

-A więc rozmawiałeś z Maggie? Uznałem, że przyda ci się wsparcie. To chyba nie problem?
Garret splunął, wyrażając swoje niezadowolenie.
- Pracuję sam. Myślałem, że jesteś profesjonalistą. Jeśli nie ufasz moim umiejętnością, nasza współpraca dobiega końca.
- Nie obrażaj się, proszę. Wysoko cenię sobie twoje umiejętności. Chciałem ci tylko ułatwić zadanie, ale skoro tak stawiasz sprawę to przepraszam i obiecuję, że się to już więcej nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję. – Złodziej spojrzał w rozgwieżdżone niebo. – Noc się jeszcze nie skończyła, chyba złożę wizytę naszej wspólnej znajomej.

Gdy dotarł do rezydencji, za pomocą linki z hakiem połączoną z wyciągarką dostał się do posiadłości. Nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi, postanowił dostać się do domostwa tą samą drogą którą wyszedł – sypialnię Verminusa. Wspiął się po rynnie z wprawą cyrkowego akrobaty, gdy usłyszał rozmowę dochodzącą z komnaty.

- Gdzie jest Formuła, Młotodzierżko. Odpowiadaj w imię Szachraja!
Garret ostrożnie wejrzał do sypialni. Tęgi, łysy oprych stał nad Maggie, która leżała na podłodze w kałuży krwi. Twarz miała posiniaczoną od uderzeń, a ręce związane z tyłu.
Dziewczyna splunęła krwią na buty oprycha.

- Nic ci nie powiem George. Zakon pomści moją śmierć.

Poganin wziął duży zamach by zadać kolejny cios, gdy do sypialni wparował Matt.

- Panie, udało mi się odzyskać Formułę – krzyknął zdyszany, wyciągając zwitek papieru.

Wyznawca Szachraja uśmiechnął się szyderczo do Maggie.

- Jednak wyszło na moje, a ty zginiesz. Zabrać ją do ołtarza. Złożymy ją w ofierze Roślinnemu Panu.

Garret uznał, że najwyższy czas coś zrobić. Wyjął specjalną strzałę z pojemnikiem z tajemniczą substancją umieszczonym w miejscu, w którym powinien być grot. Naciągnął powoli łuk, tak by nie wydać żadnego dźwięku, poczym puścił cięciwę. Łuk jęknął z cicha i strzała poszybowała w kierunku lampy naściennej – jedynego źródła światła w pokoju. W sypialni zapadł nieprzenikniony mrok. Złodziej wślizgnął się do sypialni, wyjął specjalną pałkę ogłuszającą i zadał szybko cios w głowę tęgiemu drągalowi, poczym doskoczył do Matta i ogłuszył także jego. Cała sytuacja trwała nie dłużej niż mrugnięcie oka. Garret ponownie zapalił lampę. Rozwiązał Maggie i posadził ją na łóżku.

- Dziękuję za ratunek, Mistrzu. Ten tutaj – wskazała George’a. – jest wyznawcą Szachraja. Lord Verminus przechowywał dla niego Formułę. Tak się złożyło, że przyszedł ją dzisiaj odebrać. Gdy odkrył, że Verminus nie żyje wpadł w szał i zaczął mnie torturować. Matt, ten służalczy szczur, musiał widzieć jak wymykasz się z rezydencji i chciał się przypodobać George’owi. Pewnie myślał, że poganin będzie następnym panem rezydencji.
- A więc to on mnie ogłuszył. - Garret podszedł do leżącego na podłodze Matta i wyjął Perfekcyjną Formułę z jego dłoni.
- Zawsze do usług – uśmiechnął się szelmowsko do dziewczyny. – Mniemam, że dasz sobie radę z tym bałaganem?

Maggie skinęła głową.

- A zatem do zobaczenia. – Złodziej ukłonił się jak dworak, po czym wyskoczył przez okno. Zlecenie wykonane, pomyślał. Czas wrócić do Bassa.

16.03.2014 21:47
217
odpowiedz
zanonimizowany983870
1
Junior
Image

Noc jest sprzymierzeńcem złodziei

16.03.2014 21:58
218
odpowiedz
seven22
30
Chorąży

Obudził go kolejny kopniak w brzuch, po bólu pulsującym na całe ciało, Garrett był pewien że nie było to pierwsze kopnięcie. Delikatnie obrócił się w stronę oprawcy. Znał go, był nim Steve.
- O, nasz dyskretny koleżka wreszcie się obudził. – Steve spojrzał na postać stojącą obok niego - Matt, podnieś go.
Matt wykonał pośpiesznie polecenie. Garrett mimo całego fizycznego bólu, nie mógł zdzierżyć jednej rzeczy i nie tyle była to sytuacja w jakiej aktualnie się znajdował, ale to że dał się zajść, stracił czujność, nie przewidział prawdziwych zamiarów Maggie. Minie wiele czasu zanim Garrett wybaczy sobie taki błąd. Przynajmniej los dostarczył mu dwie ofiary, by wyładować na nich swój gniew. Gdy Matt podnosił Garretta, ten nie protestował. Czemu nie skorzystać z pomocy - pomyślał Garrett.
- Doigrałeś się śmieciu, najpierw mnie okradasz a potem walisz pałką przez łeb – powiedział podekscytowanym głosem Steve. - Trzymaj go mocno Matt.
Garrett tylko czekał, by wykorzystać furię jaka zebrała się w przeciwniku. W ostatnim momencie uchylił się przed pięścią Steve’a. Matt nie stanowił już problemu, jego bezwładne ciało osunęło się na ziemię. Garrett błyskawicznie dopadł Steve’a i szybkim ruchem przyłożył mu wytrych do gardła.
- Kto mnie tu zostawił? – zapytał ostro. Chciał mieć pewność co do swoich przypuszczeń.
- Maggie, to była Maggie – wydyszał przestraszony strażnik.
- Dziękuję - odpowiedział uprzejmie Garrett i dał upust swojej złości. Powalił Steve’a na ziemię i jednym potężnym ciosem złamał mu nos.
Gdzie mój łuk i pałka, gdzie mój sprzęt - pomyślał Garrett. Nie za długo się nad tym zastanawiał, grupa strażników miejskich kierowała się właśnie w jego stronę.
- Bez ekwipunku równie dobrze mogę się poddać – powiedział sam do siebie.
Strażnicy otoczyli Garretta.
- Piękny mamy dziś dzień – uśmiechnął się zawadiacko do osobnika który dowodził kompanią.
- Skuć go, natychmiast - dowódca wydał rozkaz. – Co z tą dwójką? – zapytał jednego ze swoich podwładnych.
Steve trzymał dłoń na nosie w taki sposób jakby bał się że zaraz odpadnie, natomiast Matt nadal pozostawał nieprzytomny.
- Zabił Verminusa, staraliśmy się go zatrzymać – wydyszał Steve i wypluł trochę krwi która spływała z nosa do jego ust.
- Chcesz powiedzieć że Verimnus nie żyje, a ten o to osobnik za to odpowiada? – zapytał dowódca, wskazując na Garretta.
- Tak, na dodatek okradł mnie i pobił, żądam by go aresztowano – jego głos stał się prawie piskliwy, jak u jakiegoś nieokrzesanego młodzieńca.
Garrett wiedział jakim typem człowieka jest dowódca. Był świadom że żądanie skierowane w jego kierunku nie odniesie skutku a tylko pogorszy sytuację. Garrett nie mógł powstrzymać się od komentarza.
- Ale z ciebie skończony głupiec, Steve – wypowiedział, uśmiechając się pod nosem.
Dowódca nie zwrócił uwagi na złośliwość Garretta.
- Skuć mi też tego tu, wygląda podejrzanie, a tamtego obudzić i przesłuchać – całe zainteresowanie dowódcy znikło w mgnieniu oka, nie zwracał żadnej uwagi na protesty Steve’a.
Gdy strażnik miejski zakładał kajdanki na ręce Garretta, Garrett nie omieszkał ułożyć wygodnie w dłoni, ukrytego w mankiecie wytrychu.

16.03.2014 21:59
219
odpowiedz
Majki21
1
Junior

Garret dość szybko odzyskał przytomność, widocznie uderzenie nie było aż tak mocne jak mogłoby się wydawać. Pulsujący ból dobiegający z potylicy nie przeszkodził mu w wyczuciu tak charakterystycznego zapachu jakim były róże kojarzące się z jedną osobą - Maggie! Złodziej oparł się o ścianę i zaczął się zastanawiać dlaczego to miała być ona - jednak po chwili ujrzał Bassa, który rozpaczliwie biegł w jego stronę.
- Garret! Mamy problem! - powiedział z trudem zmęczony biegiem Bass
- Co ty nie powiesz.. Właśnie pewna osoba okradła złodzieja.. Wyobrażasz to sobie? - odparł pełen zażenowania Garret - Nie musisz się o nic martwić, wiem kto to zrobił. Twoja znajoma Maggie.
- Pieprzyć te formułę! Zapłacę Ci dziesięc razy więcej tylko zabij te suke! - krzyczał zdesperowany Bass - Jeżeli nas zdradzi to będzie po nas!
- Trochę to nie w moim stylu - uśmiechnął się Garret - Będę u Ciebie jutro.
Garret puścił się biegiem i po kilkunastu minutach stał już na murze posiadłości, która niedawno zmieniła swego właściciela. Posiadłości strzegło nagle sześciu strażników co oznaczało, że wiedzieli o jego nadejściu. Jeżeli Maggie wypuściła połowe swojej straży na zewnątrz to popełniła okropny błąd - ułatwiła Garretowi poruszanie się wewnątrz budnynku.
Jake razem ze swym towarzyszem przechadzali się po ogrodzie i najwyraźniej nie byli świadomi, że czas ich życia wkrótce dobiegnie końca. Garret czekał przy drzewie z naciągnietą strzałą, która po sekundzie trafiła Jake’a.
Strażnicy pilnujący głównego wejścia, padli jeszcze szybciej niż poprzednia dwójka a to dopiero początek rozrywki. Ostatnia para strzegła tylnego wejścia, którym Garret zamierzał wejść. Prędkość strzał z jaką Garret je wypuszczał była niesamowita, po chwili było po wszystkim.
Wewnątrz domu Garret przemieszczał się z nieokreśloną swobodą, ciemność witała go na całym parterze tak samo jak nieobecność straży. Wszyscy pewnie znajdowali się na piętrze i pilnowali komnaty z Maggie.
- Chyba im się wydaję, że mogą mnie powstrzymać - zaśmiał się Garret i wbiegł po schodach prowadzących na piętro.
Piętro w porównaniu do parteru było tak oświetlone, że aż raziło w oczy. Garret jednak nie zamierzał się tym przejmować i ruszył korytarzem sprawdzając po drodze wszystkie pokoje czy nie ma w nich strażników planujących zajść go od tyłu. Niestety wszystkie były puste. Skręcając korytarzem Garret w końcu spotkał odpowiednie towarzystwo do walki wręcz. Stało przed nim czterech strażników uzbrojonych w pokaźne miecze. Łuk upadł na ziemię i Garret wyciągnął dwa długie sztylety po czym z uśmiechem na twarzy pobiegł na przeciwników. Walka, którą prezentowała czwórka była strasznie chaotyczna, nie radzili sobię z blokowaniem szybkich ciosów Garreta dlatego też po minucie z czterech przeciwników zostało dwóch. Byli chyba bliźniakami ponieważ wyglądali tak samo. Jeden z braci zaszarżował na złodzieja jednak ten był za szybki, zrobił unik i zgrabnym cięciem przejechał najpierw po żebrach strażnika a później wbił mu drugi sztylet w plecy. Drugi popełnił ten sam błąd. Blok, riposta i brat dołączył do brata. Drzwi do pokoju były uchylone. Garret wszedł i zobaczył przy oknie Maggie.
- Przepraszam, musiałam to zrobić – powiedziała z żalem.
- Nie obchodzi mnie forumuła, mam inną robotę do wykonania – syknął Garret i błyskawicznie przeskoczył odległość która ich dzieliła po czym wbił sztylet Maggie w serce i ułożył ją na podłodze.
- Czas na moje skarby.
**
Garret leżał na łóżku w swojej kryjówce i z uśmiechem na twarzy podziwiał kryształowy żyrandol.

16.03.2014 22:00
220
odpowiedz
fabregas47
21
Centurion
Image

Garret przywiązany do słupa patrzył się w oczy swojego nemezis, próbował wymyślić sposób na wydostanie się z tej beznadziejnej sytuacji. Węzeł na jego rękach był związany dość luźno. Bez problemu Garret mógł sobie z nim poradzić. Zaczął powoli rozplatać go i wtedy osoba której patrzył się w oczy odezwała się.

Otworzyłem oczy, jednak zmrużyłem je natychmiast. Ktoś świecił po mnie lampą naftową.
Rychło w czas. - rzekł Basso.
Zabierz tą lampę sprzed moich oczu!
Basso położył przedmiot na ziemi. W jego ruchach było widać nerwowość.
Mógłbyś mi wyjaśnić, co do cholery się stało? - powiedziałem trzymając się za bolącą głowę.
To pytanie powinienem skierować do Ciebie! Dałeś się podejść jak przedszkolak!
Oburzyłem się.
Widziałeś wszystko?! Nie mogłeś się pofatygować z pomocą, prawda?
I co miałem jej zrobić? Przekonać ją moją wspaniałą retoryką?
Coś zaczęło mi świtać. Maggie!
Jej? Czy to była Maggie?
Pierwsze słyszę.
Oczywiście. Oszukała go! Użyła go aby pomógł jej wyeliminować strażników i zdobyć Formułę. Poczuł wzrastający w nim gniew. Złożył dłoń w pięść.
Nie ma czasu. Zostawiłem Basso bez wyjaśnień i ruszyłem w stronę domu zamordowanego Verminusa.
Wkradłem się przez tylne okno. Słyszałem kroki. I to dużo kroków. Zdziwiłem się. Mag najprawdopodobniej zdążyła zwerbować nowych ludzi.
„Pora udać się na górę” - pomyślałem i udałem się w ich stronę.
Przy drzwiach do pokoju Maggie stali strażnicy. Było ich aż pięciu. Rzuciłem sztyletem, który wziąłem po drodze, na drugą stronę korytarza. Wbił się w ścianę.
Zak! Idź sprawdzić z Gerry'm co to było! Wy dwoje, marsz na drugą stronę sprawdzić czy czasem tam kogoś nie ma.
Dwóch strażników ruszyło w moją stronę. Schowałem się za komodą, która znajdowała się zaraz przy wejściu na schody. Byłem za plecami obu strażników. Wyciągnąłem niezawodną pałkę i obu ogłuszyłem. Złapałem ich, aby nie było huku uderzającego ciała. Chwyciłem za łuk. Nie było wyjścia – musiałem wyeliminować wszystkich trzech. Strzeliłem pierwszemu w pierś, gdy tylko się odwrócił, drugi nie zdążył się nawet połapać, że teraz jego kolej i strzała przecięła mu tętnicę.
Trzeci strażnik wyglądał na kogoś kto stawi największy opór. Tak się nie stało i z krzykiem próbował skoku z schodów. Prawdopodobnie się zabił, ale nie obchodziło mnie to.
Wyważyłem drzwi. Maggie patrzyła mi się w oczy.
To był błąd Maggie. Nie lubię jak ktoś robi mnie w konia.
Błędem było Twoje przyjścia.
Poczułem uderzenie w potylicę, upadłem na ziemię. Znowu.

Jake stał obok ubranej w kaptur Maggie.
„Trzeba było odpuścić. Ale charakteru się nie zmieni. Razem z tą formułą spłoniesz w tym oto pięknym piecu.
Przestałem słuchać, uwolniłem się. Jake zaatakował, wykręciłem mu rękę, w której trzymał sztylet. Kopnąłem go w kulejącą nogę i klingą uderzyłem go w skroń. Maggie zaczęła krzyczeć: „ Ta formuła nie może dostać się w niepowołane ręce, ona...” Padła jak rażona piorunem. Schowałem pałkę. „Pora uczyć się na błędach” - zaśmiałem się w duchu.
Po odzyskaniu formuły, wróciłem do Basso po zapłatę.

16.03.2014 22:06
221
odpowiedz
fabregas47
21
Centurion

Oczywiście nie widać "pauz" przez co dialogi są brzydsze:p
Rysunek niezbyt profesjonalny, ale bez bicia mogę się przyznać, że nie umiem rysować :p Spróbowałem i wyszło jak wyszło :)

16.03.2014 22:11
222
odpowiedz
zanonimizowany981110
1
Junior

Mistrz złodziei powoli dochodził już do siebie, jednak wciąż silnie kręciło mu się w głowie. Nie wiedział gdzie jest ani jak się tu znalazł. Jakby przez mgłę dostrzegł dwie rozmazane sylwetki. Do jego uszu dochodziły tylko brzęczące dźwięki
Podnieś go.
Ale….moja noga.
Szybko, chyba nie sądzisz, że ja to za ciebie zrobię.
Jeszcze poplamiłabym sobie ubranie, poza tym jestem damą.

Teraz komnata rozświetlona blaskiem gazowych lamp odkrywała tajemnice izby Verminusa. Długa na 300 stóp i wypełniona kosztownościami co pretendowało posiadłość do najwspanialszych w Mieście obok rezydencji Boyle’ów. Postać siedząca na końcu długiego stołu, uniosła wzrok, na jej twarzy kreślił się grymas a czubek głowy zwieńczał kapelusz – Garrett od razu rozpoznał w nim Basso.
Basso wstał i od razu przeszedł do meritum sprawy:
- Wiem kto stoi za kradzieżą Formuły.
- Słucham.
- To Charvo Acatto.
- Kiedyś kiedy jeszcze nie znałem Ciebie Garrett, pracowałem z nim, teraz kiedy sobie przypominał to zawsze mówił o Perfekcyjnej Formulę, w kółko i w kółko, była jego obsesją. Od pewnego czasu krążyła plotka o tym, że zamierza ją wykraść. Niestety ty go ubiegłeś.
Gdzie jest jego dziupla? – zapytał złodziej.
House Tips w Starym Porcie w Dalewall.
Jedyna droga wiedzie przez sieć kanałów. Będziesz musiał uważać na strażników.
Możemy pomóc! – wykrzyknął gwałtownie Moose.
Mistrz złodziei zawsze działa w pojedynkę – skwitował Basso.
Poza tym jesteście mi potrzebni tutaj, trzeba pozbyć się ciała – dodała Lady Maggie.

Pod osłoną nocy Garrett przedostał się do kanałów.
Przeprawa okazała się nadzwyczaj łatwa. Nie spotkał żadnego strażnika, prawdopodobnie wszyscy zostali wcześniej zabici i pożarci przez wygłodniałe szczury. Spotkał jedynie kilku ludzi dotkniętych dziwną zarazą, przemykał obok by nie wznosić alarmu. Parę metrów dalej ujrzał szczura który wynurzał się z głębi. Szczur zatrzymał się, skierował wzrok ku niemu po czym zakręcił się w miejscu z piskiem i upadł, wyrzucając krew z pyszczka. W tej dzielnicy musi panoszyć się jakaś choroba – pomyślał Garrett.
Wyszedł na otwarty teren, zewsząd otoczony budynkami, nisko zawieszony księżyc oświetlał prostokątny obszar. Garrett dopadł do drzwi po lewej stronie. Dostał się do budynku, droga prowadziła jedynie w górę, przemknął susem na pierwsze piętro.
Kolejne drzwi. Otworzył. Przed nim rozlał się mrok Starego Portu.
W dzielnicy nie było żywej duszy, szybkim ruchem pokonał niezbyt wysoki murek, wykonał kolejny zwinny ruch i już znajdował się na dachu niskiego budynku. Nie tracąc czasu wyszukał dogodnego miejsca by wspiąć się wyżej, strop wyższego budynku wystawał trochę poza jego obręb. Uskoczył i wspiął się na dach. Z tej pozycji pozostało mu jedynie wślizgnąć się przez okno na poddasze.
Pokój wypełniony był mnóstwem okazów m.in. piętnem heretyka czy nakręcaną pozytywką. Oprócz tego: raki, płaszcz, wysokie buty z twardymi podeszwami. Na podłużnym blacie wystawione były fiolki z przezroczystym płynem i rozkrojony szczur. Obok leżała Formuła. Chwycił ją.
Nie wiedział jednak, że Charvo uknuł zasadzkę i tylko czekał na okazję by utkwić ostrze miecza w barku zdezorientowanego Garretta. Wyjął miecz i wbił stalowe ostrze w pierś Garretta.
Charvo chwycił futrzasty płaszcz, raki oraz założył ciężkie buty i ulotnił się przez okno.

Tak zatem kończy się panowanie i po okresie zamętu oraz śmierci poprzednika na tron wstępuje nowy prawowity władca Mistrz Złodziei a na jego cześć wzniesiono Dom Lasu.
Tłum wiwatował „niech żyje król Acatto”. A zewsząd rozbrzmiewały dźwięki rogu.

16.03.2014 22:11
kaczka-dziwaczka
223
odpowiedz
kaczka-dziwaczka
20
Centurion

Poszedłem na łatwiznę, wiem, ale czy można inaczej zakończyć historię z tym ograniczeniem co do długości, które narzucają organizatorzy? Nie wyobrażam sobie tego inaczej.
TEKST WŁAŚCIWY:
Mężczyzna w zgniłozielonym kapturze schylił się, przechodząc przez masywne drzwi, prowadzące do niskiej komnaty. Wewnątrz panował półmrok, na niewielkim stoliku paliła się duża świeca, śmierdziało wilgocią.
— Odzyskałeś formułę? — spytał wysoki damski głos.
Mężczyzna wytężył wzrok, żeby dostrzec filigranową sylwetkę jasnowłosej.
— Tak, mam ją, pani — odrzekł.
Kiedy kobieta odwróciła twarz w jego stronę, natychmiast spuścił wzrok. Każdy by tak zrobił, każdy kto znał tę kobietę, która mimo swojej drobnej postury miała w sobie niezwykłą charyzmę. Bo Dyana była urodzoną liderką, nic więc dziwnego, że od śmierci Viktorii to ona przewodziła Poganom.
— Daj mi ją — rozkazała Dyana.
Mężczyzna oddał złożoną na pół kartkę w drobne dłonie szamanki i natychmiast wrócił na swoje miejsce.
— Dobrze się spisałeś, Arnoldzie. Wiedziałam, że można ci zaufać — dodała po chwili Dyana.
— Dziękuję, pani.
Kobieta wsunęła kartkę za obcisły gorset.
— Co z Garrettem? — spytała.
— Lena zabrała go do tego pasera — wyjaśnił Arnold.
— Hmm… Macie się go pozbyć jak najszybciej.
— Zabić?
Dyana zastanawiała się przez chwilę.
— Tak będzie najlepiej — odpowiedziała wreszcie. — Zabijcie Garretta i pozbądźcie się jego zwłok. Tylko zróbcie to przed świtem.
— Dobrze, pani.
*
— Garrett! Psss… Garrett obudź się!
Złodziej otworzył oczy i dostrzegł, że znajduje się w ciemnym, dusznym pomieszczeniu; przez wąskie okno wpadało księżycowe światło, z sufitu zwisał żelazny dzwon. Leżał na drewnianej podłodze, ręce i nogi skrępowane miał grubym sznurem.
— Garrett… — wołał go szeleszczącym głosem Basso, którego przywiązano do krzesła w rogu sali.
— Czego?
— Dzięki Bogu obudziłeś się. — Basso był wyraźnie zdenerwowany. — Słuchaj Garrett musisz uciekać i odzyskać formułę…
— Co ty pieprzysz?! — Garrett był wkurzony na pasera nie na żarty.
— To… to nie tak jak myślisz. Oni mi grozili. Musiałem im powiedzieć gdzie się spotkamy, bo… bo by mnie zabili.
— Co za oni?
— Garrett — w głosie Bassa słychać było strach — no, Poganie…
— A więc to ich sprawka?
— Tak, to Poganie na ciebie napadli i ukradli formułę. Musisz… tylko ty możesz ich powstrzymać.
— Nigdy o to nie pytam, ale powiedz mi co jest w tej formule, że tyle osób zawraca sobie nią głowę? — Złodziej skupił wzrok na okrągłej twarzy pasera.
— Ah, dobrze… — Basso zwiesił głowę. — Formuła to plan Szachraja na zniszczenie cywilizacji. Rozumiesz, gdy Poganie jej użyją z Miasta nic nie zostanie.
— Więc znowu wszystko wymknęło ci się spod kontro...
Nagle do środka wpadło dwóch drabów uzbrojonych w drewniane pałki. Wyższy z nich złapał Bassa za kubrak i pociągnął pasera za sobą.
Kiedy wyszli Garrett postanowił działać. Używając wszystkich swoich zdolności wyswobodził ręce z więzów i rozwiązał sznur krępujący jego nogi.
W chwili, gdy Garrett kończył rozmasowywanie zbolałych nadgarstków do środka weszło czterech mężczyzn. Jeden z nich, ubrany w zgniłozielony kaptur, wskazał Garretta palcem. Trzech pozostałych natychmiast rzuciło się na złodzieja, ale on nie zamierzał stać bezczynnie. Szybko jednak wyszła na jaw słabość Garrett w walce wręcz, w końcu był złodziejem, nie wojownikiem. Doszło do niego, że nie ma cienia szans z napastnikami. Podjął więc szybką decyzję — musi ratować się ucieczką. Garrett rzucił się biegiem w stronę okna.
Mistrz złodziej zbiegł po dachu, zatrzymując się tuż przed krawędzią. Dostrzegł, że dwóch napastników podjęło pościg za nim. Garrett zrozumiał, że ma tylko dwa wyjścia — oddać się w ręce Pogan albo rzucić się z dachu. Tak czy siak wybierał między śmiercią a śmiercią.
I rzucił się z dachu.

17.03.2014 00:12
224
odpowiedz
Celabril
6
Junior

Ciężko w małej ilości znaków zakończyć taką historię, więc pozwoliłem sobie potraktować to jak otwarte zakończenie pierwszego rozdziału. Jeśli wygram, chętnie dopiszę dalsze ;)

Jest tajemnica, jest zdradliwa kobieta, jest niebezpieczeństwo i są eksplozje. Czegóż chcieć więcej? Zapraszam do lektury...

TEKST WŁAŚCIWY (2975 znaków bez spacji):

Pobudki nigdy nie należą do przyjemnych, pomijając może te rzadkie chwile, gdy Garrett budził się obok przyjemnie zaokrąglonych blondynek. Niestety, nie tym razem. Uświadomił sobie, że siedzi na krześle ze związanymi z tyłu dłońmi. Zaklął w duchu i z trudem otworzył oczy.
- Mistrzu, widzę, że pan się obudził. – rozległ się drwiący głos za plecami złodzieja. – Witam w moich skromnych progach.
Garrett rozejrzał się po pomieszczeniu. Psiamać, ależ rwał go czerep! Ten, który dał mu w łeb zadbał o to, by uciekła mu spora część doby.
Pokój, w którym się znalazł znamionował bogatą dzielnicę, w której miał czekać na pasera. Przez szparę w okiennicach widział zarys wieży zegarowej, która znajdowała się rzut beretem od miejsca spotkania. Nie mogli przebyć więcej niż kilka przecznic. Dobra, to już coś. Na próbę ruszył nadgarstkami, próbując poluzować więzy.
- To na nic, panie Garrett, lata na morzu uczą człowieka wiązać przyzwoite węzły. Proszę się nie wiercić, bo będę musiał poprawić panu pałką, a głowa chyba boli pana wystarczająco, prawda? – głos był monotonny, jakby jego właściciel był skupiony na czymś innym. Lata na morzu? Dobrze, każdy strzęp informacji się przyda. Złodziej jeszcze raz spojrzał w okno. Zamknięto okiennice, a pomieszczenie było jasno oświetlone, więc w szkle widział zarys postaci pochylonej nad stołem zastawionym alchemicznymi utensyliami. Dopiero teraz poczuł dziwną woń chemikaliów unoszącą się w powietrzu. Garrett zacisnął powieki, próbując się skupić. Po ciosie w czaszkę mózg nie funkcjonował jak należy, a smród nie pomagał. Myśl!
- Nie zabierałbyś mnie tutaj, gdybyś chciał mnie zabić. – rzucił na próbę. - Mogłeś poderżnąć mi gardło wcześniej. Swoją drogą, gratuluję. Niewielu, którym się to udało jeszcze chodzą po Mieście.
Mężczyzna przy stole zaśmiał się szczekliwie.
- Zarówno ja i pan mamy swoje sztuczki, panie Garrett. A teraz proszę mi wybaczyć, pora wrócić do warzenia tego, co tak uparcie próbował pan zdobyć.
A więc to o to szło! Alchemik korzystał z Formuły, którą złodziej wyniósł z rezydencji! Garret wsłuchał się w brzęk zlewek i patrzył na chmury dymu, które od czasu do czasu wznosiły się znad warsztatu. Coś tu było nie tak. Zapach odczynników dominował w pokoju, ale była jeszcze subtelna nuta perfum. Różanych perfum. Maggie? Cholera, ta układanka ma za dużo elementów.
Rozważania złodzieja przerwał przenikliwy syk, po którym nastąpił okrzyk i głośna eksplozja jednej z kolb na stole alchemicznym. Garrett pochylił się odruchowo, ale i tak poczuł, jak ostry kawałek szkła wbija mu się w ramię tuż przy szyi. Gdy dym opadł, w szybie zobaczył, że mężczyzna leży na ziemi. Nie było wiele czasu, zaraz zlecą się ludzie. Przechylił głowę i delikatnie, ostrożnie wyjął ustami odłamek z rany. Puściła się krew, ale nie zważał na to. Wyrzucił głowę w tył, okruch poszybował w górę i wylądował wprost w związanych dłoniach złodzieja. Uwolnienie się było kwestią sekund.
Złodziej rozejrzał się po pokoju zdemolowanym przez eksplozję. Jego niedawny pogromca leżał bez przytomności wśród odłamków szkła. Ktoś musiał majstrować przy Formule. Verminus nie byłby tak sprytny, by zabezpieczać się w ten sposób. Ktoś inny musiał pociągać za sznurki. Garrett pochylił się i ściągnął z palca alchemika sygnet. Złoty, z symbolem klepsydry i kluczy. Symbol Strażników, ale wyglądający jak zgnieciony czymś ciężkim. Renegat? Zza drzwi dobiegły odgłosy nadbiegających ludzi. Garrett nie miał czasu. Wrzucił sygnet do kieszeni i znikł za oknem. Na odpowiedzi przyjdzie czas później.

17.03.2014 00:16
225
odpowiedz
zanonimizowany984174
1
Junior

TEKST 2988: Świadomość powoli przebijała się przez zasłonę ciemności. Garrett zamrugał powiekami próbując wyostrzyć spojrzenie. Podziałało nadzwyczaj dobrze. Poczuł ból z tyłu głowy. Sięgnął dłonią w tamtą stronę. Cichy zgrzyt metalu o kamień i bezskuteczność tego ruchu uświadomiły mu że jest skrępowany. Szarpnął lekko, by sprawdzić trwałość więzów. Warknął cicho niezadowolony z rezultatów. Metal trzymał jego nadgarstki w chłodnym potrzasku. Znacznie ograniczało to możliwości ruchowe. Lekko podirytowany szarpnął się jeszcze kilka razy zmuszając zastałe mięśnie do wysiłku. Udało mu się uklęknąć i wtedy ją zobaczył. Stała naprzeciw niego zanurzona w półmroku. Było w niej coś nierealnego i dopóki nie oderwała się od muru Garett skłonny był uwierzyć w istnienie duchów bądź własną śmierć.
- Wybacz Mistrzu Złodziei chłodne przyjęcie, ale musiałam upewnić się, że wysłuchasz mojej oferty – mówiła bardzo cicho. Gdy weszła w większą plamę światła zauważył, że połowę jej twarzy zasłania biała maska.
- Kim jesteś? I co u diabla tutaj robię? – kobieta czy nie na pewno nie zasługiwała na szarmanckie traktowanie odbierając mu wolność i okradając z łupu.
- Nazywam się Lenna i przebyłam długa drogę, by zdobyć formułę. Jedyną rzecz, która może wynagrodzić mi wszystko co do tej pory przeszłam – powoli sięgnęła do twarzy i zdjęła maskę. Garrett mimowolnie wypuścił głośniej powietrze widząc paskudne blizny zdobiące niegdyś piękną twarz dziewczyny. Zauważył tez liczne podłużne zabliźnienia na jej dekolcie i ramionach.
- Nie zrozum mnie źle, nie potrzebuje twojej litości. Doceniam wysiłek włożony w zdobycie formuły. Dlatego proponuję ci adekwatną do niego zapłatę – podeszła do pobliskiego stołu i otworzyła stojącą na nim szkatułkę. Błyszczące złoto od razu Garretta pozytywniej do niej nastawiło. – Dodatkowo dorzucam coś prosząc o twoja dyskrecję – kilka woreczków spoczęło w szkatułce – i możesz zachować wszystko co wyniosłeś z tamtego domu – w jej dłoni pojawiła się Gwiazda Polarna. Chwilę wpatrywała się w nią z tęsknotą po czym delikatnie położyła ją w szkatule. – Co ty na to mości złodzieju?
Garrett musiał przyznać, kobieta potrafiła się targować. Zapłata była zdecydowanie wyższa niż pierwotnie założył. Dla niego formuła nic nie znaczyła, dla niej najwyraźniej warta była małego majątku. Przez chwilę jeszcze wahał się zastanawiając się co powie Bassowi. Jednak interes był interesem, a kłamstwa należały do jego specjalności.
- Zawsze byłem zdania że najlepsze interesy robi się z kobietami, choć zazwyczaj wtedy więzy nie są potrzebne – potrząsnął łańcuchami.
- Doskonale Mistrzu Złodziei wiedziałam, że zawsze można liczyć na twoje poczucie własnej wartości – tu spojrzała znacząco na złoto i klasnęła dwa razy w dłonie. Drzwi po przeciwległej stronie pokoju otworzyły się gwałtownie. Do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Ich postura znacznie przewyższała posturę Garretta, dlatego bez większych sprzeciwów pozwolił im się rozkuć i odeskortować do wyjścia. Zanim Lenna oddała mu zapłatę poczuł lekki chłód bijący od jej ciała i miał okazję na chwilę spojrzeć w zimne błękitne oczy.
- Wybacz mi mistrzu ale muszę chronić swoich tajemnic – czarny materiał worka przesłonił mu świat – ale możesz być pewny, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Mężczyźni chwycili go za ramiona i wynieśli w nieokreślonym kierunku. Mimo niekomfortowej sytuacji Garrett był pewny, że dama dotrzyma danego słowa. Niedługo będzie mógł zanurzyć palce w szkatułce, by przeliczyć faktyczny zysk z tego zadania. O konsekwencjach pomyśli później.

17.03.2014 00:33
226
odpowiedz
zanonimizowany981685
3
Junior

- Nie stójcie tak! – krzyknął Basso - Mozu biegnij za nią! Tiar sprawdź co z nim!
- Nic mu nie jest. Stracił przytomność, ale jest cały – Odparł najemnik.
- To na co czekasz? Ocuć go!

Strażnik po chwili zastanowienia zrobił pierwszą rzecz jaka przyszła mu na myśl. Kopnął nieprzytomnego w brzuch. Reakcja Garretta była natychmiastowa. Chwycił Tiara za nogę którą oberwał i powalił go na ziemie. Szykując się do zadania ciosu zauważył stojącego obok przyjaciela.

- Garrett! Uspokój się on jest z nami! – Krzyknął pośpiesznie Paser.
- Kobieta, gdzie jest? – syknął przez zaciśnięte zęby Garrett.
- Tam pobiegła – pośpiesznie odparł Basso wskazując kierunek – Posłałem za nią mojego człowieka, powinien ją dorwać.

Garrett bez słowa zerwał się do biegu. Ruszył we wskazanym kierunku nie zwracając uwagi na krzyki dobiegające za jego pleców.
Ciemne ulice Miasta były jego domem. Znał doskonale wszystkie zaułki, przejścia i skróty. Wiedział, że napastnik może biec tylko w jednym kierunku. Nie rozglądając się, gnał przed siebie zdając się wyłącznie na swój instynkt. Skręcając w kolejną ulicę o mało nie potknął się o leżącego strażnika Bossa. Mozu leżał oparty mur posiadłości wzdłuż, której biegł złodziej. Ręką ściskał gardło, między palcami płynęła szkarłatna ciecz. Jedno spojrzenie w oczy mówiło wszystko, umierał. Ostatkiem sił zdołał podnieść rękę wskazując kierunek.
Gerrett zrozumiał gest. Wiedział, że nie jest w stanie mu pomóc. Skinął głową w podzięce i ruszył w wskazanym kierunku.
Postanowił zaryzykować. Zwinnie przeskoczył przez mur i skierował się na wschód. Był świadom, że pewnie zwróci uwagę strażników pilnujących posiadłości, lecz jeśli chciał ją dorwać musiał skrócić drogę. Dzięki adrenalinie nie czuł zmęczenia, ani bólu. Biegł ile sił nie zważając na to by pozostać w mroku, gdzie byłby bezpieczny. Gdy dobiegł do drugiego końca posiadłości, wyczuł, że ktoś stoi po drugiej stronie ogrodzenia. Wykorzystując pęd odbił się od rzeźby stojącej przy murze, i przeskoczył go lądując na kobiecie odzianej w czerwień.
Przeturlali się na ulice, zaczęła się szamotanina. Kobieta wyciągnęła wciąż zakrwawione ostrze, chcąc nim dźgnąć Garretta. Był jednak na to przygotowany . Chwycił jej nadgarstek, i wykręcił w bolesnej dźwigni . Nocną ciszę przeszył krzyk bólu, oraz brzdęk upadającego ostrza.

- Maggie? - wysapał zaskoczony Garrett – Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego teraz, a nie w rezydencji?
- Jesteś naiwny jak na Mistrza Złodziei Garrett – odparła Maggie z drwiącym uśmiechem na twarzy – Zaskoczyłeś mnie! Gdy się pojawiłeś musiałam improwizować. Pomyślałam aby wrobić cię w morderstwo, ale Szachraj ma ciekawsze plany względem ciebie niż szafot.
- A więc, ty też? W takim razie dlaczego zabiłaś Verminusa? Przecież on też był wyznawcą Szachraja.
- Był opieszały. Wiesz co zwiera ta formuła? Jest to opis części rytuału, który umożliwi powrót Boga do naszego świata w ludzkiej formie. Lord był głupcem, ciągle kazał nam czekać. Uznaliśmy, że stracił wiarę. Wraz z resztą zakonu postanowiliśmy usunąć go i zrobić to co nam przeznaczone.

W tym momencie korzystając z nieuwagi Garretta, zaatakowała. Uderzyła kolanem w podbrzusze swego przeciwnika. Dzięki temu oswobodziła rękę, którą podniosła upuszczony sztylet. Garrett w ostatniej chwili uniknął desperackiego pchnięcia, i wyprowadził cios w krtań kobiety. To wystarczyło, Maggie straciła na chwile oddech. Drugi cios pozbawił ją przytomności. Kątem oka Garrett zauważył nadbiegających strażników miejskich. Nie tracąc czasu odnalazł formułę, i usunął się w cień.

17.03.2014 00:37
227
odpowiedz
Merian
1
Junior

Ocucił go łupiący ból głowy. Gdy wreszcie udało mu się zogniskować wzrok, tuż przed swoim nosem dostrzegł kostkę bruku, pod dłonią poczuł mokrą maź, a w nozdrza uderzył fetor, pochodzenia którego wolał się nie domyślać. Niemrawo poruszył się, a kudłate coś, co jeszcze przed chwilą obwąchiwało jego łydki, uciekło z piskiem.

Ostrożnie podnosząc się do pozycji siedzącej potrząsnął głową, by usunąć sprzed oczu resztki mgły i zaklął siarczyście, gdy w głowie nagle wybuchły fajerwerki. A wraz z nimi powróciło wspomnienie. Basso. Formuła. Cień.

Zaklął jeszcze raz, sprawdzając jedną z wewnętrznych kieszeni doskonale wiedząc, że tego, czego szuka, już dawno tam nie będzie. Idiota! Dobrze, że przynajmniej ten, kto go zaatakował, okazał się mieć miękkie serce, bo Garrett jedynie dostał po głowie, zamiast sztyletem pod żebro. Pewnie ze względu na sentyment i delikatność kobiecej natury, bo też nie mógł to być nikt inny, niż Maggie. Bo też tylko ona wiedziała, gdzie będzie się znajdował i co miał schowanego za pazuchą.

Wokół wciąż było ciemno, a z gospody dochodził codzienny gwar, więc albo przeleżał pod ścianą całą dobę i nikt go nie zauważył albo Garrett był nieprzytomny krócej, niż myślał. Z zamiarem sprawdzenia, czy Basso wciąż jeszcze na niego czekał, wszedł do gospody.

Wnętrze przypominało bardziej pijacką melinę, oświetlaną jedynie ogniem w dużym kominku i świeczkami na stołach, niż elegancką gospodę, która bardziej by pasowała do charakteru bogatej dzielnicy. Atmosferę dodatkowo zagęszczał duszący dym palonego zielska, znacznie na wyrost zwanego tytoniem, snujący się pod powałą i układający się w malownicze wstęgi.

Dostrzegł znajomą postać w dalszym końcu sali, przy stole dogodnie ustawionym blisko tylnego wyjścia. Widać Basso nie marnował czasu, bo na bok zostały odsunięte puste już talerze i dwa kufle.

- Już myślałem, że nie przyjdziesz - gwałtownie podniósł głowę znad zapalanej właśnie fajki, ale zaraz rozluźnił się - Mówiłem, że to banalna robota. Formułę, jak mniemam, masz?

- Miałem - Garrett z ulgą klapnął na krzesło, mimowolnie sięgając ręką do potylicy, gdzie zdążył wykwinąć imponujących rozmiarów guz - Ale nasza wspólna znajoma postanowiła sama dokończyć zlecenie.

Basso całkowicie skupił się na fajce, starannie unikając wzroku przyjaciela. Garrett pochylił się nad blatem i splótł palce.

- Dlaczego nie wspomniałeś, że będę miał towarzystwo?

- Bo byś nie wziął roboty - wreszcie zniecierpliwiony odłożył fajkę - Słuchaj, to nie było takie proste. Klient miał bardzo specyficzne wymagania co do tego, kto powinien wykonać zlecenie. A przy okazji wspomniał, że mają tam już swojego człowieka, który potrzebował trochę pomocy. Poza tym, zdrowa rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

- Kto jest klientem? I co to w ogóle za Formuła?

- Młoty - na zdziwione spojrzenie Garretta wzruszył ramionami - Wiem, gdybym tego nie widział na własne oczy też bym nie uwierzył. Formuła ma być jakimś świętym tekstem, coś o zmartwychwstaniu ciał. Ale klnę się na grób matki, nie wiedziałem, że siostrą Maggie była Leanne!

Garrett gwałtownie wyprostował się na krześle, gdy wszystkie klocki układanki wskoczyły na swoje miejsce.

- Była żona lorda? Rzekomo złożona w ofierze Szachrajowi?

Zrozumienie spłynęło na Basso w tym samym momencie, w którym Garrett się roześmiał.

- Zaraz, nie mówisz chyba, że będzie chciała wskrzesić siostrę?

Złodziej wzruszył ramionami, wstając z krzesła.

- Chyba nie mam co liczyć na zapłatę, co?

- Ale co z Maggie? Co mam powiedzieć Młotom?

- To ich człowiek. Niech sami się o to martwią.

17.03.2014 00:55
BinolPL
228
odpowiedz
BinolPL
15
Legionista

Garretta obudził paskudny odór. Zauważywszy bezdomnego zerwał się na nogi, złapał pośpiesznie za kieszenie i spostrzegł, że nie ma Formuły i Gwiazdy Polarnej, pieniędzy jednak nikt nie tknął. Rzucił więc bezdomnemu parę złotych monet.
- Dostaniesz więcej jak powiesz, kto mnie okradł – podrzucił mieszek pełen złota.
- Czyż można okraść złodzieja, Mistrzu Złodzieju? – wyszczerzył ubytki bezdomny.
- Konkrety. Chcesz złota, czy nie? – zniecierpliwił się.
- Kobitka, Mistrzu Złodzieju. Blondynka, szczupła, z dużymi cycuszkami – zaśmiał się perwersyjnie. – W czarnej sukni i czerwonym gorsecie ukrytym pod ciemnym płaszczem z kapturem.
- To mi wystarczy. Trzymaj. - Garrett rzucił bezdomnemu prawie pustą sakiewkę. – Zasłużyłeś.
Wspinając się po pozostawionej przy poprzedniej wizycie w posiadłości linie, zastanawiał się, co powodowało Magie; musiał jednak odłożyć rozważania na później - przedostał się na drugą stronę muru ogradzającego posiadłość. Strażnicy widocznie nauczyli się na swoich błędach - koło okienka, którym ostatnio dostał się do piwnicy, kręcił się strażnik. Chowając się za drzewem, Garrett złapał mały kamyczek i rzucił nim w mur, odwracając na chwilę uwagę strażnika. Ten, kuśtykając, udał się sprawdzić źródło dźwięku. „Klasyka, a działa. Po co coś zmieniać, skoro działa?” – pomyślał Garrett, wchodząc do piwnicy. Przemknął niczym cień do masywnych białych drzwi (po drodze wymyślając kilka sposobów, jak jednak ukraść ten żyrandol) za którymi, jak pamiętał, kryły się schody oraz droga do komnaty Maggie; te tym razem były jednak zamknięte, a złote zdobienia zniknęły. Widocznie ktoś wykorzystał okazję. Wyjął więc wytrych i kilkoma sprawnymi ruchami zaoszczędził sobie trudu szukania alternatywnej drogi; minąwszy kolejną przeszkodę udał się bezpośrednio do Maggie.
Nieoczekiwanie zastał ją siedzącą przed sekretarzykiem i czeszącą włosy. Dostrzegła jego cień w lustrze, odwróciła się i niemal nadziała na ostrze sztyletu, wycelowanego w jej krtań.
- Mistrzu Złodzieju? Co robisz? – spytała zaskoczona.
- Odbieram, co moje. Poproszę Formułę i Gwiazdę Polarną – rzucił spokojnie.
- Mistrzu Złodzieju, zadziwiasz mnie. – Sięgnęła do sekretarzyka wyjmując skradziony naszyjnik. – Zadać sobie tyle trudu dla zwykłego zadania. Przecież willa mogła być doskonale strzeżona po twoim zabójstwie na Verminusie.
- O ile dobrze pamiętam, to ty go otrułaś.
- Nieoficjalnie. Oficjalnie zabójcą jesteś ty – powiedziała, zawieszając naszyjnik na ostrzu.
- Zapomniałaś o Formule – zauważył.
- Nie zapomniałam. To ja zleciłam jej kradzież, więc oszczędzę Ci kłopotu i zachowam ją.
- Nie rozumiem.
- Jak wspomniałam przy naszym pierwszym spotkaniu, planowałam to od dawna. Verminus musiał zginąć, a ja miałam zostać bez podejrzenia. Formuła to jego testament, który po kradzieży podmieniłam na swoją wersję, a oryginał zniszczyłam. Kupiłam twoje usługi, wpłacając zaliczkę w postaci informacji o posiadłości - pozostałe 500 sztuk złota miałeś dostać po wykonaniu zadania. Niestety, ta świnia Steve spostrzegł się, że za truciznę dostał o 500 za mało. Straciłam więc możliwość spłacenia cię. Na moje szczęście - ogłuszyłeś Steve’a w moim pokoju, na moje nieszczęście - wcześniej go okradłeś, więc znów zmiana planów. Na miejsce transakcji przybyłam chwilę przed tobą. Zabrałam co moje i uciekłam.
- Czemu zostawiłaś pieniądze? – zdziwił się Złodziej.
- Należała Ci się zapłata za dobrze wykonane zlecenie. – zachichotała. - Poza tym, polubiłam Cię.
- Bober miał rację. Faktycznie dziarska z ciebie dziewucha.

17.03.2014 02:30
229
odpowiedz
zanonimizowany981703
2
Legionista
Image

Niech to.
Wyrobiłam się w limicie - co do tego nie było problemu. Problemem okazuje się pokonanie własnego stylu! Pracowałam nad nim od wielu lat i nie potrafię pisać inaczej, w inny sposób.
To było doskonałe ćwiczenie :)
Jeszcze tylko ostatnie zdjęcia porobić i mogę wrzucać ;)

A to tak na zaostrzenie apetytu na zdjęcia:
[link]
Tylko to niewyraźne, bo wyraźne zostawię już do opowiadania :3
(nawet nie wiecie, jak niewygodnie się siedzi w sukni, w zwykłym siodle... i jak ciężko zmusić konia, żeby stał nieruchomo!)

17.03.2014 03:39
😐
230
odpowiedz
zanonimizowany984177
1
Junior

No nie wierzę. Sądziłam, że ma to być minimum 3000 słów, a nie znaków. Napisałam na trochę ponad 1,5 tysiąca słów i doczytuję, że chodziło o znaki. Wyobraźcie sobie mój wyraz twarzy. Nie potrafię ograniczyć teraz moich 10 000 znaków do 3000...

17.03.2014 11:38
231
odpowiedz
zanonimizowany981703
2
Legionista

@KrwawyYaevinn, jeden z moich wykładowców kiedyś stwierdził, że ograniczanie się w treści jest bardzo trudne dla młodych pisarzy, ale zarazem bardzo ważne. Moim zdaniem przede wszystkim trzeba wyrzucić zbędne opisy otoczenia i różnych małych, niewiele znaczących na chwilę obecną przedmiotów.
Nie martw nic. Da radę.
Jedna strona to około pół godzinki pisania, jak już masz pomysł i fabułę.
Do roboty i powodzenia! :)

17.03.2014 13:59
Agrelm
232
odpowiedz
Agrelm
59
Pretorianin

Własnie najtrudniejsze było zmieścić się w limicie i stworzyć coś sensownego. Utrzymanie jednolitej narracji z takim wypadku jest chyba najtrudniejsze. Gdyby dali nawet 3 strony A4 to już całe zadanie byłoby zbyt proste.

17.03.2014 14:26
233
odpowiedz
zanonimizowany292846
13
Legionista

Do której można dziś wysyłać prace? Do północy?

17.03.2014 14:26
234
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Przevix - to już zależy od Ciebie, nie ma tutaj żadnych ograniczeń czy zaleceń.

17.03.2014 14:26
235
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Araso2005 - do 23:59.

17.03.2014 14:29
👍
236
odpowiedz
zanonimizowany292846
13
Legionista

@mycha734 - dzięki za szybką reakcję ;-)

17.03.2014 14:32
237
odpowiedz
zanonimizowany981621
1
Junior

Kiedy Garrett odzyskał przytomność padał deszcz, a dookoła nie było już nikogo, jednak złodziej miał ciągle przed oczami postać, która ukradła mu Formułę – postać kobiety... „Maggie” pomyślał i natychmiast wstał z ziemi. Potwornie kręciło mu się w głowie, a skroń nieznośnie pulsowała przypominając o tępym uderzeniu pałki. Wiedział jednak, że musi pokonać ból i znaleźć „niewinną osóbkę”, która tak perfidnie go wykorzystała, by potem zbiec z jego łupem. Musiał się jednak śpieszyć – Basso mógł w każdej chwili zjawić się po odbiór zamówienia.

Złodziej uważnie rozejrzał się po okolicy. Na wilgotnej od deszczu ziemi dostrzegł ledwie widoczne ślady kobiecych pantofli. Odciski były płytkie, kobieta nie mogła ważyć wiele. Czy to możliwe, by była w stanie ogłuszyć Garretta jednym ciosem? Nie, ktoś musiał jej towarzyszyć. Tylko kto? Z pewnością nie kulawy Jake – on zostawiłby wyraźny ślad w błocie. Złodziej rozejrzał się jeszcze raz po okolicy. Gdy już miał zrezygnować ze snucia domysłów i po prostu ruszyć w kierunku, w którym prowadziły ślady pantofli, zauważył pod swoimi stopami skrawek materiału. Schylił się by go podnieść. Szal był mocno pobrudzony błotem, a w ciemności nocy ciężko było dostrzec szczegóły, jednak Garrettowi wydał się dziwnie znajomy. „Basso?” spytał sam siebie. „Nie, to nie możliwe... Po co miałby kraść mi coś, co sam zlecił zdobyć?”. Gdyby okazało się, że również jemu nie można ufać... Nie chciał nawet o tym myśleć.

Deszcz padał krótko i nie zdołał zmyć śladów złodziejki. Podążając za nimi Garrett starał się nie myśleć o ewentualnej zdradzie Basso. Skupił się na odnalezieniu Maggie, odzyskaniu Perfekcyjnej Formuły i ukaraniu dziewczyny. Jednak, kiedy po godzinnym spacerze okazało się, że trop kończy się przed biurem jego pasera, nie był już tym faktem zdziwiony. Uchyliwszy ostrożnie drzwi rozejrzał się uważnie po ciemnej izbie. Nie było w niej nikogo, jednak z sąsiedniego pomieszczenia słychać było niewyraźne głosy. Garrett sunął bezszelestnie w kierunku drzwi, gdy w progu pojawił się paser.
- Witaj, przyjacielu. Czekaliśmy na Ciebie. – powiedział Basso uśmiechając się szeroko. Zza jego pleców cicho wysunęła się rozbawiona Maggie. W dłoni trzymała Formułę.
- Co to wszystko ma znaczyć? - spytał zdezorientowany Garrett. Nie rozumiał już nic. Jego paser zlecił mu zadanie, ale po cichu wysłał też dziewczynę, która najpierw pomogła mu zdobyć Formułę, a następnie ją wykradła i przyniosła Bassowi.
- To był jej pomysł! - paser zaczął się tłumaczyć, widząc zmarszczone brwi i ostre spojrzenie złodzieja - To ona chciała się zakładać! Mówiłem, że nie ma szans ukraść coś złodziejowi, ukraść coś TOBIE. Ale uparła się, machnęła sakiewką pełną monet, więc cóż miałem począć? Znasz mnie przecież, wiesz, że brzęk monet kocham bardziej niż kawał soczystej pieczeni prosto z rusztu. - Basso był znów wyraźnie rozbawiony.
- Niech cię Basso.... - Garrett w końcu zrozumiał – to była gra. Nie było żadnego zlecenia, a Perfekcyjna Formuła okazała się być... przepisem na pieczeń z dzika.

17.03.2014 16:08
238
odpowiedz
zanonimizowany984177
1
Junior

Po długich godzinach redukcji tekstu, przestawiam opowiadanie, które ma się następująco. WŁAŚCIWY TEKST:
Kiedy Garret przebudził się, stał pośrodku jakiejś komnaty, z dłoniami skutymi w kajdany, które umocowane były łańcuchami do sufitu. Przed nim natomiast stał wysoki, postawny, acz przygarbiony mężczyzna. Giacinto Orsini.
- Żałuję, że właśnie w takich okolicznościach spotykamy się... synu. - powiedział w końcu Orsini. - Jestem Twoim ojcem. Ty zaś krwią z mojej krwi, kością z kości. - dodał.
Garrett całkiem zaniemówił. Odrzucał myśl, że ten obcy, odrażający typ może być jego ojcem. Zarazem jednak, jaką mógł mieć pewność, że nim nie jet?
Jego oprawca uśmiechnął się. Z kieszeni płaszcza wyjął kolejno buteleczkę z eliksirem i kawałek pergaminu - formułę.
- Słyszałeś kiedykolwiek o Glavidach? Była to ludność, cywilizacja. Dostrzegali beznadzieję i głupotę rodzaju ludzkiego. Uważali się za ważniejszych od reszty świata, od której się odcięli. Zamieszkali na wyspie. Charakteryzował ich pewien szczególny zwyczaj. Glavidowie żenili się tylko między sobą. W ten sposób przedłużali swój doskonały ród, nie narażając czystości krwi. Żyli tak przez setki lat. Co ich zgubiło? Okazali się zbyt ciekawscy. Kilka osób opuściło wyspę, większość nie wróciła, kwiat ich cywilizacji po prostu uwiędnął. Ale pozostawili coś po sobie. Wiesz już co, prawda? - opowiedział, kończąc pytaniem.
- Formułę...
- Właśnie. Eliksir sporządzony według tej formuły umożliwia przejęcie przez jedną osobę lat życia drugiej osoby. Warunkiem jest morderstwo tego, komu chcemy odebrać lata i domieszka jego krwi w eliksirze. Tutaj pojawiasz się Ty. - dopowiedział z zadowoleniem Giacinto.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego wybrałeś właśnie mnie. Co sprawia, że chcesz to zrobić własnemu synowi? - zapytał.
Czy to możliwe, żeby dziecko było obojętne swemu ojcu?
- Glavidowie byli rodziną. Dlatego eliksir zadziała tylko w przypadku osób, które łączą więzy krwi. To musisz być ty. - wyjaśnił Orsini.
Starzec wyjął zza pasa sztylet i przybliżył się do syna.
- Powinieneś cieszyć się z możliwości przedłużenia życia swego ojca. - stwierdził.
Nim złodziej zdążył odpowiedzieć cokolwiek, ojciec przebił mu serce. Giacinto przystawił Garrettowi do piersi buteleczkę z napojem i kiedy nabrał odrobiny czerwonego płynu, odsunął się. Spojrzał ostatni raz na konającego mężczyznę. Kazał go rozkuć, najwyraźniej uznając to za wielkie miłosierdzie.
Napił się wreszcie i uśmiechnął złowieszczo, ale już po chwili jego wargi zacisnęły się w wąską linię. Padł na kolana, charcząc. Wyglądało to tak, jakby się dusił. Ale Garrettowi nie było dane obejrzeć tego do końca, bowiem po prostu zamknął oczy i odpłynął.
Mistrz złodziei przebudził się. Podniósł się do siadu i rozejrzał. Był w tej samej komnacie, w której -jak dotąd sądził- dopełnił żywota. Ale on żył! Rozplątał kurtkę i włożył dłoń pod koszulę. Nie czuł rany, tylko bliznę.
Natomiast obok siebie zobaczył zwłoki swego ojca. Nic z tego nie zrozumiał. Miał przejąć lata Garretta, a tymczasem sam stracił swoje? I dlaczego on sam przeżył?
Podniósł pergamin leżący u boku trupa Orsiniego i przeczytał treść formuły. Zwrócił uwagę na końcówkę.
"A ktokolwiek wypije go[eliksir] z domieszką krwi zmarłego, z którym więzy krwi go łączą i miłość rodzinna, ten zyska jego lata."
Pojął, gdzie Giacinto Orsini popełnił błąd. Spełnił on tylko jeden z wymaganych warunków. Łączyły ich bowiem więzy krwi, ale mężczyzna nigdy nie kochał Garretta. Dlatego też po wypiciu przez tego niegodziwca eliksiru, zamiast wzbogacić się o kolejne lata życia, stracił te, które mu zostały. Przeszły one na jego syna.

17.03.2014 16:17
239
odpowiedz
zanonimizowany708706
16
Legionista
Image

Kiedy Garrett ocknął się zobaczył nad sobą Basso. Na jego twarzy widać było troske i zaniepokojenie.
- Jak się czujesz? - spytał Basso
- Bywało lepiej.. - odpowiedział Garrett
- Masz formułę? - zapytał Basso
Garrett sięgnął do miejsca gdzie schował formułę i zaniepokoił się, ponieważ jej nie znalazł.
Zaczął razem z Basso zastanawiać się kto mógł ją mu odebrać.
- Wydawało mi się że widziałem kobiete.., Basso musze wiedzieć dokładnie co to była za formuła- powiedział Garrett
- Cóż zawierała rytuał przywołania Szachraja - rzekł Basso
- Szachraj.. skoro Verminus był jego wyznawcą to ktoś z jego otoczenia mógł być także jednym z pogan, może wykradł mi ją ten mizerny strażnik? Chyba że Maggie? Nie to by nie miało sensu -
W miare tych rozważań twarz Basso zaczeła przybierać zaskakujący wyraz. Garrett z niedowierzaniem patrzył na kompana, aż ten wybuchnął niepochamowanym śmiechem.
- I co cię tak śmieszy? Będziemy musieli odzyskać formułę a w dalszym ciągu nie wiemy kto ją wykradł - powiedział Garrett
Na to Basso opowiedział mu co się stało.
- Kiedy szedłem uliczką na spotkanie i byłem już blisko ciebie zauważyłem spadającą dachówke lecacą w strone twojej zamyślonej osoby, spadła ona prosto na twoją głowe i własnie przez to straciłeś przytomność. Nikt cię nie napadł nie było żadnej kobiety, chyba po prostu za dużo o jakiejś myślisz. Tak czy inaczej wpadłem na pomysł że grzechem było by nie wykorzystać takiej sytuacji na zażartowanie z króla złodzieji -
- Basso...! - powiedział Garrett zaciskając zęby
- Oczywiście najpierw upewniłem się że żyjesz a znając twardość twojego czerepu wiedziałem że po za bólem głowy nic ci nie będzie, wziąłem formułe i cię ocuciłem pózniej wystarczyło poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. A było to bardzo śmieszne, że wielki niepokonany złodziej wszech czasów został pokonany przez zbieg okoliczności, załatwiła go zwykła dachówka strącona przez kota którego wcześniej pogonił - naśmiewał się Basso
-Wolałbym nie przeżywać już więcej takich sytuacji -powiedział Garrett kwaśno się uśmiechając
- A co do zapłaty.... - wtrącił Basso
- Jesteśmy kwita o ile zakończenie tej historii zostanie miedzy nami - odparł Garrett oddalając się od niego.

17.03.2014 16:25
👍
240
odpowiedz
zanonimizowany979552
1
Junior

Cóż, ciężko jest pisać z limitem i ciężko porzucić własny wypracowany latami styl, ale cóż... Inne rzeczy ludzie robią dla pieniędzy, a ja - dla przyjemności. Przyjemnego czytania.
Garrett z trudem otworzył oczy. Padało, ktoś mówił.
- Znowu delirka? - zapytał sam siebie.
- Tym razem nie - padła odpowiedź. Złodziej zerwał się na nogi.
- Nie radzę, porządnie oberwałeś - powiedział spokojnie człowiek siedzący pod ścianą.
Basso! Nie zachodź mnie tak więcej – wysyczał Garrett trzymając się za bolący kark.
Masz szczęście, ten, który cię ogłuszył nie był profesjonalistą – kontynuował siedzący – właśnie opowiadałem ci jak sprzedałem ten świecznik, co… Nieważne, daj Formułę.
Nie mam. Myślisz, że czemu leżałem ogłuszony w kałuży?
Opowiedział paserowi całą historię o Verminusie, o Maggie, o zabójstwie. Wszystko, co przeżył tej nocy. Basso starał się nie denerwować.
Więc chcesz mi powiedzieć, że otrułeś Lorda, ukradłeś formułę i ktoś ci ją po prostu zabrał!? Przecież jesteś mistrzem!
Rozumiem cię, ale to przez Maggie, ona jest… te jej paznokcie…
- Przykro mi, ale nie znam jej. Wysłałem tam tylko ciebie.
Te dwa zdania wystarczyły, by zniszczyć świat złodzieja. Kim ona jest? Skąd go zna? Po chwili zrozumiał. Nie zna. Żadnego z nich. Musiała zobaczyć, co zrobił strażnikom. Paznokcie. Zaczął przyglądać się brukowi. Musiał głupio wyglądać, ale znalazł. Znalazł to. Malutki czerwony ślad, odprysk. Nie krew, lakier. Złapał oparty o ścianę łuk, strzały i pobiegł. Pognał najszybciej jak umiał. Wciąż szybko. W kilka minut dotarł do willi Lorda Verminusa. Właściwie, to do willi Maggie. Jednym susem pokonał mur, strzelił do strażnika czarną strzałą i już wspinał się po białej ścianie budynku. Pazury jednak są bardzo przydatne. Wśliznął się bezgłośnie oknem do byłej sypialni Lorda. Przylgnął do zacienionej ściany i zastygł w bezruchu. Nie musiał czekać długo. Chwilę później blondynka weszła do pokoju. Chciał od razu się na nią rzucić, ale jakaś tajemnicza siła powstrzymała go. Choć równie dobrze tajemniczą siłą mogła być sylwetka po drugiej stronie pokoju. Przeciwnik był szybszy. Podbiegł cicho do oszustki… i puknął ją lekko w ramię. Podskoczyła.
- Daj Formułę i więcej mnie nie zobaczysz, przysięgam. – powiedział szorstki, męski głos.
Szybkim ruchem dłoni kobieta wyciągnęła zza gorsetu złożoną kartkę, po czym podała ją tajemniczej postaci.
I to ma być mistrz? – prychnęła – Obrobiłabym go w biały dzień, ze związanymi rękami.
Garrett poczuł się urażony, ale siedział cicho. Nawet zamyślił się na chwilę. Zbyt długą. Prawie nie zauważył, kiedy Cień przeleciał przez okno obok. Mistrz wystrzelił więc szybko strzałę z wodą i wyskoczył za nim, pozostawiając Maggie samą w ciemnym pomieszczeniu. Nieznajomy zdecydował się na bieg dołem. Bezszelestnie sfrunął na gzyms, opadł na stertę skrzynek, przewrócił się i rąbnął plecami na bruk. „Amator” pomyślał Garrett, który jednak chcąc pozostać niezauważony, musiał biec dachami. Przeciwnik szybko wstał, otrzepał się i puścił biegiem na południe. Mistrz podążył za nim. Po minięciu plątaniny uliczek oraz paru dużych dziur między dachami Cień zatrzymał się. Ktoś do niego podszedł. Paser o imieniu Basso. Chwilę przekomarzali się, gruby zapłacił, nieznajomy zniknął. Basso odwrócił się i spokojnie poszedł do siebie. Garrett wypuścił strzałę z liną, chwilę później szedł za paserem. Jeden mocny cios pałką wystarczył, by powalić grubasa. Zręcznie odciął sakiewkę z Formułą oraz drugą z kluczem. Wiedział, gdzie mieszka zdrajca. Widział też, ile „ciekawych” rzeczy ma w domu.
Ostatnim, co Basso zapamiętał był szept: „Cokolwiek masz, jest już moje.”

17.03.2014 16:51
241
odpowiedz
heros266
5
Junior

-Wstawaj złodzieju.
Garrett obudził się związany w jakimś ciemnym pomieszczeniu.Nie widział, do czego jest przywiązany ,gdzie są drzwi albo jakiekolwiek możliwe wyjście, ale widział jedno.Twarz osoby, która go złapała,osoby, której Garrett w ogóle się nie spodziewał.
-Prosiak?-Zapytał z zaskoczeniem Garrett
-Zgadłeś bystrzacho.Co,nie myślałeś, że to mogłem być ja,prawda?Nikt się tego nie spodziewał.Kto w końcu podejrzewałby takiego głupka jak ja.-Na twarzy prosiaka widać było paskudny uśmieszek.
-Wychodziłem cało już z gorszych opresji -odezwał się Garrett- I obiecuję ci prosiak,jak już się stąd uwolnię zrobię z ciebie pieczeń-Po głosie Garretta słychać było że nie żartuje.
Prosiak dalej był pewny siebie-Tyle że ty nie uciekniesz.Kiedy ja wyjdę sprzedać formułę,wejdzie tutaj dwóch moich ludzi.A co będzie dalej chyba wiesz.
-Tak wiem.Mam nadzieję, że zapłaciłeś im z góry.
-Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny siebie.Ale to już nie mój problem.Do widzenia złodzieju,na mnie czeka klient.-To mówiąc prosiak wyszedł z pomieszczenia, w którym się znajdowali.Przez otwarte drzwi w końcu dostało się trochę światła.Garrett zaczął się rozglądać i doszedł do wniosku, że znajduje się w piwnicy posiadłości Verminusa.Garret zauważył jeszcze jedną rzecz.Prosiak nie przeszukał go dokładnie i nie zabrał mu schowane noża.
-Prosiak popełnił karygodny błąd.-Pomyślał Garrett-Chyba jego głupota jednak nie była udawana.
Jak powiedział prosiak do piwnicy weszło dwóch strażników.Teraz trzeba się tylko z nimi rozprawić,znaleźć prosiaka,odzyskać formułę i dotrzymać słowa

17.03.2014 16:54
242
odpowiedz
m4dm4n
15
Legionista

Garretta obudziły promienie wschodzącego słońca, nieśmiało wyłaniającego się spomiędzy wysokich, bogato zdobionych budynków. Czuł pulsujący ból z tyłu głowy. Kurczowo sięgnął do paska, za którym powinna znajdować się Perfekcyjna Formuła. Mimo, iż wiedział, że nic tam już nie ma, poczuł zawód. Stracił owoc kilkugodzinnej pracy, a na dodatek nie posiadał żadnych wskazówek dotyczących tożsamości złodzieja. Nieznacznie poprawiło mu humor, że inne skradzione skarby wciąż miał przy sobie. Wyraźnie dowodziło to, że celem rabusia była wyłącznie formuła.
Wstał powoli, pomagając sobie rękami, aby nie stracić równowagi. Kiedy w końcu oprzytomniał, spojrzał raz jeszcze na miejsce, w którym leżał przez ostatnie kilka godzin. Zaczął szukać poszlak, mogących powiedzieć mu cokolwiek na temat napastnika.
Wczesna poranna godzina jasno wskazywała na to, że nikt jeszcze nie przechodził tędy od czasu zdarzenia. Mieszkańcy bogatej dzielnicy Miasta prawdopodobnie wciąż byli w łóżkach. Garrett przykucnął z nadzieją na znalezienie czegoś pomocnego w śledztwie. Lekko muskając dłonią kostkę brukową, szukał najmniejszych nawet szczegółów. Szedł od punktu jego kilkugodzinnego spoczynku, powoli przesuwając się w stronę, od której został zaatakowany, aż do rozwidlenia ulicy. Kiedy skończył bezowocnie, sfrustrowany powtórzył tę trasę raz jeszcze, tym razem jednak szybciej i bardziej nerwowo. W pewnym momencie zastygł w bezruchu. Ze spuszczoną głową obserwował swoją kamizelkę. Na skórzanym pasie zauważył czerwoną plamę. Widział ją już wcześniej, lecz myślał wówczas, że była to krew. Teraz jednak zorientował się, że mimo silnego ciosu oraz upadku, oprócz kilku siniaków i potłuczeń, nie doznał żadnej rany. Przyjrzał się więc bliżej pozornemu brudowi, identyfikując odprysk czerwonego lakieru do paznokci.
Nie miał już wątpliwości, że za napaść odpowiada Maggie. Zdenerwowany ruszył szybkim krokiem w stronę biura Bassa.
Kiedy doszedł na miejsce, zastał zamknięte drzwi. Rzadko zdarzało się żeby paser opuszczał swoje schronienie. Przez umysł Garretta przebiegło jednocześnie kilka myśli. Wahał się między czekaniem na powrót informatora a ponownym wtargnięciem do rezydencji Lorda Verminusa. Biorąc jednak pod uwagę zaistniałą sytuację, Basso był tutaj największą niewiadomą. Równie dobrze to właśnie on mógł zdradzić Jednookiego Złodzieja, mógł też być poszkodowaną osobą postronną, czy po prostu zbędną przeszkodą. Oczekiwanie przed drzwiami byłoby stratą czasu. Odrzucił więc tę opcję, pozostawiając tym samym jedynie możliwość zakradnięcia się do lordowskiej siedziby raz jeszcze.
Zabezpieczył zdobyte ostatniej nocy kosztowności i resztę czasu w oczekiwaniu na zmrok spędził starając się nie rzucać się nikomu w oczy, tak jak to potrafił najlepiej. Kiedy zaszło słońce, znalazł się na miejscu.
Tym razem wszedł łatwiej niż poprzednio. Znał już plan budynku, a obejście strażników nie sprawiło żadnych problemów.
Skradając się długim korytarzem na piętrze, wszedł do pokoju Maggie. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak, jak je zapamiętał. Nikogo nie było tutaj przez ostatnią dobę. Cicho zamknął za sobą drzwi i pomknął zaniepokojony w stronę komnat Verminusa.
Przez sekundy, które dzieliły go od wejścia, nerwowo starał się opracować plan, w zależności od tego, kogo zastanie w środku. Przywarł do drzwi nasłuchując, jednak grube dębowe deski nie przepuszczały żadnych dźwięków. Wiedział, że w momencie, w którym naciśnie klamkę, zwróci na siebie uwagę i nie będzie już odwrotu. Mimo wahania, zdawał sobie sprawę, że jest to jedyny sposób, żeby dowiedzieć się, co stało się z Bassem oraz gdzie jest Perfekcyjna Formuła.
Przetarł dłonią usta, złapał haust powietrza i powoli otworzył wrota do komnat Lorda.
W pokoju znajdowały się, zgodnie z przewidywaniami Garretta, trzy osoby. W fotelu siedział właściciel rezydencji, obok niego, na krześle, Maggie. Przed nimi, na podłodze, leżał skrępowany, półprzytomny paser. Na jego sinej od obrażeń twarzy malował się grymas bólu. Spuchnięty łuk brwiowy zasłonił jedno oko, a z nosa wyciekły strużki zakrzepłej krwi.
- Dobry wieczór, oczekiwaliśmy pańskiego przybycia – podjął Verminus. Uśmiechnął się krzywo i spojrzał na dziewczynę. – Zdaje się, że nasza wspólna znajoma wybrała, dla kogo pracuje. Powiedz Garrett, czy nie zastanowiło cię, jak łatwo przebiegła moja pozorna śmierć? Nie ma innego wyjścia – rzucił sarkastycznie – twoją naiwność muszą spotkać konsekwencje.
Król Złodziei zaklął niewyraźnie pod nosem. Wiedział dokładnie, co nastąpi po tych słowach. Chwilę później poczuł przeszywający ból w plecach. Osunął się na kolana i podparł rękami. Głośno zachłysnął się powietrzem. Stanęły nad nim dwie sylwetki. Spojrzał w górę i rozpoznał strażników, Matta i Prosiaka.
- Co z nim teraz zrobimy? – zadał pytanie ten pierwszy.
- Zwiążcie i połóżcie tutaj, obok grubasa – tym razem głos zabrała Maggie. – Na tę chwilę będziesz musiał uspokoić emocje, Matt. Później jest twój, zgodnie z umową.
Z ciasno spętanymi rękami i nogami, strażnicy rzucili Garretta obok Bassa, który popatrzył na niego przepraszającym, bezradnym wzorkiem. Stało się jasne, że Złodziej musi poradzić sobie bez niczyjej pomocy w zaistniałej sytuacji.
- Zostawcie nas samych – rzekł ostrym tonem Lord. Odprowadził wzrokiem Matta i Prosiaka opuszczających pomieszczenie. Później znów spojrzał na poszkodowanych. – Widząc stan swojego kolegi, domyślasz się pewnie, że nie chciał powiedzieć nam zbyt wiele. Może ty okażesz się bardziej rozmowny.
Z obłąkanym uśmiechem założył kastet na prawą dłoń. Wstał z fotela, wyprostował się. Chwilę później przykucnął i z całej siły uderzył lewą skroń Garretta, któremu cały świat natychmiast zawirował przed oczami. Poczuł, jak ciepła posoka spływa po jego policzku.
- Kto chciał kupić moją Perfekcyjną Formułę? – Verminus podniósł się i odwrócił. Czekając na reakcję, zaczął cicho szeptać do Maggie.
Jednooki Złodziej tylko wypatrywał okazji kiedy zostanie spuszczony z oczu. Wypluł schowany pod językiem niewielkich rozmiarów pilnik, który ukrył tam na wszelki wypadek, chwilę przed wtargnięciem do komnat. Podczołgał się kilka centymetrów i niezauważenie chwycił go w dłonie. Gdy agresor znów się obrócił, Garrett leżał w taki sam sposób, jak wcześniej. Nie chciał ryzykować przecinania więzów na oczach oprawców, zdawał sobie jednak sprawę, że wiąże się to z przyjęciem jeszcze kilku bolesnych razów.
Lord Verminus czerpał wyraźną przyjemność z torturowania bezbronnych ludzi. Tym razem bez słowa, jak gdyby wciąż czekał na odpowiedź, uniósł nogę i kopnął rannego w brzuch. Powtórzył jeszcze dwa razy, po czym nachylił się i uzbrojoną pięścią gruchnął go w podbródek. Złodziej wypluł na podłogę dwa zęby wraz z plamą śliny zmieszanej z krwią. W tym momencie Maggie zaczepiła Verminusa i przywołała do siebie, jakby wciąż mieli jakąś ważną, nierozwiązaną sprawę do omówienia.
Kiedy zaczęli rozmawiać, sfrustrowany Garrett przystąpił do przecinania sznura. Mimo zręcznych nadgarstków, nastręczyło mu to niemałych problemów, jednak skończył wystarczająco szybko i zanim ktokolwiek się zorientował, stanął cicho, wyciągnął pałkę i od tyłu uderzył Verminusa w głowę. Ten bezwładnie runął na podłogę, momentalnie tracąc przytomność. Zszokowana kobieta nie zdążyła nawet wydobyć z siebie głosu. Złodziej błyskawicznie przystawił jej sztylet do szyi.
- Gdzie jest formuła? – nie miał najmniejszej ochoty wdawać się w żadne głębsze dyskusje. Przerażona dziewczyna nawet nie próbowała kłamać.
- W sejfie...
- ...który zaraz otworzysz – dokończył.
Podeszli do obrazu. Maggie trzęsącymi rękami otworzyła skrytkę i wyciągnęła Perfekcyjną Formułę, którą Król Złodziei od razu wyrwał z jej dłoni. Rzucił okiem, czy dokument jest autentyczny i chwilę później wsunął za pas. Jego zakładniczka wykorzystała sytuację, odepchnęła go i rzuciła się do ucieczki, wzywając krzykiem strażników. Garrett szybko dopadł ją i obezwładnił.
- Szkoda, że tak się to skończyło. Naprawdę nie chciałem tego robić – rzekł zdenerwowany i przesunął sztylet po gardle dziewczyny. Czerwona ciecz rozlała się na jej ubranie i podłogę.
Nie zdążył nawet wstać, jak drzwi do pomieszczenia otworzyły się z impetem i do środka wparowało dwóch zaskoczonych, rozjuszonych strażników. Widząc zwłoki, rzucili się w stronę zabójcy. Ten błyskawicznie rzucił bombę dymną pod nogi, ukrywając swoją obecność, jednak również uniemożliwiając sobie zaatakowanie wrogów. W obecnej sytuacji poczuł bezradność. Nie uda mu się uciec przed przeciwnikami, a w otwartym starciu nie ma najmniejszych szans.
W pewnej chwili usłyszał hałas upadającego na ziemię ciała. Nie miał czasu zastanawiać się, co się wydarzyło, odgadnął jednak, że został mu do wyeliminowania już tylko jeden ze strażników. Wahał się przez sekundę. Ostatecznie postanowił odczekać, aż dym zrzednie, ponieważ wyjście z ukrycia w tym momencie wiązało się ze zbyt dużym niebezpieczeństwem.
Gdy zasłona zaczęła powoli opadać, dostrzegł stojących naprzeciwko siebie Bassa i Matta. Jego partner, mimo swojego stanu, wykorzystał zamieszanie i uwolnił się przy pomocy pilnika, który upuścił Garrett. Chwilę później ujrzał halabardę wbitą między żebra pasera, który odkaszlnął obficie krwią i osunął się na podłogę. Zaślepiony wściekłością, wypadł zza resztek osłony. Niewiele myśląc, rzucił się na strażnika. Razem z nim upadł, sztyletując go kilkunastoma dźgnięciami. Nie dostrzegł leżącego dwa metry dalej w kałuży krwi Prosiaka. Umazany krwią, przypadł do kompana, próbując mu pomóc. Wyciągnął z jego ciała broń i wyjął alkohol oraz bandaż z jednej z sakiewek. Szybko opatrzył ranę, jednak stan poszkodowanego był krytyczny.
- Dawno nie dźwigałem ciężarów. Następnym razem postaraj się ułożyć lepszy plan, stary przyjacielu – powiedział próbując się uśmiechnąć. – Chodź, wyciągnijmy cię stąd – z wielkim wysiłkiem wziął Bassa na plecy, ledwo utrzymując równowagę i idąc powoli, raz na zawsze opuścił rezydencję Lorda Verminusa.

17.03.2014 18:19
😊
243
odpowiedz
zanonimizowany984205
1
Junior

Zapach róż tak bardzo znajomy. Wiem gdzie jestem. Jej oddech, delikatne dłonie...
-No wstawaj śpiący królewiczu ile będziesz jeszcze spał?-Powiedziała sprzedając Garrettowi solidnego kopa.
- Maggie moja droga przyjaciółko! Już się za mną stęskniłaś?
- Za tobą? Chyba za czymś co masz ty, a powinno się znajdować w mojej gablocie, tak tej pięknie grawerowanej. Tylko ty mogłeś się dobrać do takiego zamku.
-Diament, najlepszy kochanek kobiety. Mów czego chcesz naprawdę skończ tą szkopkę.
-Czego ja mogę chcieć? - rzuciła siadając na nim okrakiem. - Ważniejsze jest to czego ty chcesz.Formuła. Ktoś oferował za nią więcej niż kilka żyć.
-Cóż jest cenniejszego od jego śmierci?
-Wszystko. Twój cień mi to wszystko oferował, a to co usatysfakcjonowałoby ciebie jest bliżej niż myślisz.
-Maggie, zapomniałaś, że rozmawiasz ze złodziejem? Motaj mną dalej a ujawnisz więcej.
Garrett jednym ruchem zrzucił ją z siebie na łóżko , zwinnym ruchem zakrył jej usta, pochwycił poduszkę którą położył na twarzy kobiety i dusił puki ostatni dech nie wydal się z piersi.Pewien jej śmierci podszedł do drewnianego stolika. Leżało na nim pióro. Z pozoru zwykła rzecz. Garrett wiedział ze jest niezwykłe.Złote ornamenty układały się w jeden symbol. Złodziej widział go już wiele razy. Znak ten wzmagał w nim złość. Stało się jasne -Kobieta którą własnie zamordował nie była zwykłą osobą. Jego nowym celem stała się posiadłość Barona.
Skrada się. W półmroku był niemal niewidzialny. Miejsce do którego się udał było pilnie strzeżone. Na każdym kroku mógł zostać zdemaskowany. -Najbezpieczniej ominąć portal, Wkradnę się kanałami. W powietrzu unosi się zapach stęchlizny. Z willi dobiega odgłos trwającej uczty. Piją. Tylko ułatwiają mi zadanie. Z głębi korytarza dało się usłyszeć rozmowę dwóch mężczyzn. Czy to jest rzeczywistość , czy omamy. - Znam te głosy. Jeden z wielu propagandowych przemówień. Baron we własnej osobie. Drugi... Dziś już go słyszałem konał na moich oczach...Maggie ! Ta Su*a go uśpiła! Verminus żyje ! Dała mi formułę tylko po to, by nie wzbudzić podejrzeń Bassy. Dlatego cień, on miał nie żyć! Nie, to ja miałem nie żyć. Rozmowa ucichła, oddalają się. Czas ruszyć do przodu. Podążając ich tropem trafił do podziemi willi. W małym pomieszczeniu nieznacznie błysnęło. Jest zbyt cicho przeciwnik musi być jeden. Wybawię go tutaj. Garrett z żalem serca wyjął z kieszeni drogocenny naszyjnik po czym rzucił go w stronę przejścia. Zza drzwi wyłonił się Baron oszołomiony pięknem diamentów, nie zwrócił uwagi na złodzieja dając mu pełne pole manewru. Garrett sprytnym ruchem zaszedł go od tyłu i delikatnym ruchem pozbawił go formuły. Stracił swój cenny łup a zarazem wykonał misję. Czas udać się do Bassa i odebrać swoją nagrodę...

17.03.2014 19:28
244
odpowiedz
zanonimizowany292846
13
Legionista
Image

Potężny ból głowy dawał się mocno we znaki. Oszołomiony, powoli dochodził do siebie. Jeszcze otaczał go mrok, jednak niewielka plama światła rozpoczynała już swój taniec pod przymkniętymi powiekami. Z wolna otwierał oczy. Wzmagający się ból odstręczał od wszelkiego wysiłku, jednak Garrett wiedział, że musi rozpocząć walkę o życie.

Zimny, niespodziewany strumień wody opryskał jego twarz, dostając się do ust, nosa oraz za koszulę. Parskając i plując, opanował uczucie paniki, które mogło doprowadzić do zachłyśnięcia, a następnie do utopienia.

- Budź się! - przytłumiony dźwięk męskiego głosu zdziwił Garretta, jednocześnie przyczynił się do szybszego odzyskania przytomności umysłu. To nie był obcy głos, złodziej już go gdzieś słyszał. Garrett próbował coś powiedzieć, jednak nie panował jeszcze nad brzmieniem swego głosu. Zachrypnięty, przypominał dźwięk wydawany przez piłowaną belę drewna. Próbował się ruszyć, szybko jednak zaniechał prób. Więzy na nogach trzymały mocno, kajdanki na przegubach dłoni również spełniały swą rolę. Odzyskawszy ostrość widzenia, z wolna rozpoznawał miejsce, w którym się znajdował. Bez żadnych wątpliwości była to piwnica pod pałacem Verminusa, ta sama poprzez którą dostał się do budynku. Kilka kroków przed złodziejem stał elegancki mężczyzna, Lord we własnej osobie!?

- Przecież... - w jednej chwili dotarło do niego w jakiej grze brał udział. Zawstydzony swoją łatwowiernością, spuścił wzrok, ciężko oddychając.
- Nie martw się tak bardzo, mój panie. Ulec mądrzejszym, rzecz to nieurągająca honorowi...poza tym żyjesz i prawdopodobnie żyć będziesz - ostatnie słowa Verminus wypowiedział bez przekonania, jednak wesoły ton był na pierwszym planie.
- Ty żałosny karle! - chwilowa rezygnacja Garretta, ustąpiła dzikiej wściekłości.

Arystokrata podszedł do skutego Garretta i płynnym ruchem sięgnął do jego przegubów. Chwilę później złodziej miał już wolne ręce.
- Z pewnych względów muszę uczestniczyć w tej farsie. Nie mogę sprzeciwić się Northcrestowi wprost, także musiałem ciebie pojmać - krótki nerwowy śmiech przerwał na chwilę jego wypowiedź - Jesteś jednak zbyt cenny, abym powierzył „opiekę” nad tobą komuś innemu, szczególnie temu obłąkanemu starcowi! - Garrett patrzył na niego z nieukrywanym zdziwieniem, jednak przebiegły człowieczek kontynuował - Pojawisz się tutaj dokładnie za trzy dni o trzeciej w nocy, mam wobec ciebie wielkie plany - mówiąc to wsunął długi sztylet za skórzany pas więźnia - To powinno pomóc w walce z żołnierzami.
- Skąd wiesz, że będę chciał z tobą współpracować? - syknął złodziej.
- Chciwość skieruje twoje kroki do mego domu, gwarantuję ci to! - głośny śmiech Lorda niósł się przez całą długość piwnicy.
- Nic nowego - powiedział ironicznie Garrett - To mój fach... - w tym momencie usłyszał ciężkie, szybkie kroki na schodach prowadzących do piwnicy.
- To żołnierze Barona. Lepiej aby zobaczyli mnie nieprzytomnego – Garrett nie zwlekał, doskoczył do Lorda, powalając go celnym uderzeniem w szczękę. W chwilę później był przy otwierających się drzwiach, kopiąc w nie z całej siły. Drzwi huknęły z impetem w wielkie cielsko pierwszego z żołnierzy, jednak nie zdołały go powalić. Garrett bez wahania zagłębił sztylet w podudziu przeciwnika, ten wrzasnął z bólu, chwytając okolice rany. Drugi konwojent, ulegając panice, poślizgnął się na krawędzi schodów po czym sturlał się, ciężko dysząc, pod nogi złodzieja. Garrett opuścił piwnicę i bez większych przeszkód opuścił teren posiadłości, niknąc w mroku wąskich uliczek.

17.03.2014 19:40
245
odpowiedz
zanonimizowany984293
1
Junior

Z otępienia obudził go ohydny posmak ziołowej mikstury i zapach palonego drewna. Świadomość powoli wracała, ale ciągle nie mógł otworzyć oczu. Ból głowy przyprawiał Garretta o mdłości. Ktoś podtrzymywał jego głowę. Po delikatnych ruchach dłoni domyślił się, że należą do kobiety.
- Erin?! Co, do chole...
- Uspokój się - z cienia dobył się głos Basso. - Maggie dała ci łupnia i ulotniła się z Formułą. Erin wszystko widziała i znalazła w kieszeni twoich spodni kartkę z miejscem spotkania po misji. Miałeś ją spalić!
- Małe niedopatrzenie - odparł pokornie Garrett.
- Resztę opowie ci Erin. Chce pomóc w odzyskaniu Formuły.
Męska duma Garretta silnie protestowała, ale musiał przyznać, że schrzanił sprawę.
- Miałam w planach mały rabunek w okolicy, ale nie mogłam pozwolić, żeby zwykła kurtyzana cię tak załatwiła.
- Daruj sobie - Garrett wiedział, że Erin nie przepuści żadnej okazji, żeby go dobić.
- Wciągnęłam cię pod schody i pobiegłam za Maggie. Ona jest na usługach Bractwa Winorośli, zaniosła im Formułę. Później znalazłam Bassa w mieście i wróciliśmy po ciebie. Musimy jak najprędzej wyruszyć.
- Nie traćmy czasu.
Garrett biegł ramię w ramię z Erin, pomimo potłuczeń nie stracił swojej złodziejskiej precyzji. Im bardziej zbliżali się do celu, tym gęstsze stawało się powietrze. Słychać było dochodzące zewsząd szepty. W końcu dotarli na miejsce. Przed nimi rozpościerał się kamienny krąg epatujący magiczną energią. Wewnątrz tułały się ogromne czarne kształty.
- I co teraz? - Spytał.
Z ciemności wyskoczyła zwinna postać, która w mgnieniu oka przystawiła nóż do gardła Erin.
- Maggie!
- Nie drzyj się tak! Te potwory to moi ludzie odurzeni czarną magią. Ukradłam Formułę, żebyś pomógł mi zdjąć klątwę.
- Widzisz tamtą wieżę?
- Tak.
W samym centrum kręgu wznosiła się potężna iglica z kości słoniowej.
- Znajdziesz tam Kapłankę Dyan, musisz ją uśmiercić, wtedy Formuła będzie twoja. A mój lud będzie wolny.
- Tu roi się od twoich ludzi, nie dam im rady w pojedynkę.
- Ty tu jesteś panem cieni - odpowiedziała i zniknęła w odmętach nocy razem z Erin.
Garrett wiedział, że nie będzie łatwo. Czarne i rozwścieczone cielska pałętały się wokół wieży. Naliczył ich około trzydziestu.
"Jestem złodziejem. Zabiję Dyan, ukradnę Formułę i uciekam" - powtarzał w myślach to zdanie, aż w końcu zrozumiał - "Cel, nie mieli celu i przepadli".
Szedł w kierunku iglicy, mijając po drodze walczące ze sobą stwory.
Nagle gdzieś z oddali usłyszał: Formuła! Spowity cieniem udał się do wieży. To, co zobaczył w środku, ścięło go z nóg. Wewnętrzne ściany mieniły się tysiącami pastelowych kolorów, które jakby tętniły własnym życiem. Dusze ludzi Maggie tkwiły uwięzione w budowli. Zaczął iść schodami do góry, z każdym krokiem czując, jakby stąpał po cudzej duszy. Dotarł do komnaty, w której ujrzał tkwiącą na tronie Dyan. Najwyraźniej spała, wysysając moce z ludzi Maggie. Garrett dostrzegł pod fałdą płaszcza szamanki wystający zwój Formuły. Najciszej, jak tylko potrafił, dobył dłonią strzały z kołczanu, szykując się do zamachu. Nie mógł trafić w bardziej dogodnym momencie. Zaledwie trzy celne strzały dzieliły go od zdobycia Formuły.
Ogniowa strzała mknęła prosto w czoło Dyan. Jeszcze nie dotarła na swe miejsce, a tuż za nią szybowała strzała wodna w kierunku serca. Garrett postanowił zwieńczyć perfekcyjną robotę mchową strzałą, dzięki czemu zdjął zaklęcie z ludzi Maggie i wyzwolił ich dusze.
Pozostawił szamankę „śpiącą” na tronie. Zbiegł szybko po schodach, żeby odzyskać Erin i wrócić do Bassa z Formułą, którą trzymał bezpiecznie w dłoni.

Artwork:
- Kapłanka Dyan
http://i.imgur.com/4E5mX69.jpg?1

- Iglica
http://i.imgur.com/iPRBYGD.jpg?1

17.03.2014 19:49
247
odpowiedz
kamilos2354
2
Junior

Gdy Garret podniósł się z ziemi i schował się w zaułku między domami. Począł domyślać się co się stało. Powiedział sam do siebie „Hmm. Więc Maggie nie była osobą która była „na miejscu” i która mnie zabezpiecza”. Ona była konkurencyjną złodziejką. I nagle wszystko ułożyło się w całość, więc dlatego płaciła Steve’owi i to stąd miała tyle złota. Garret’a te wszystkie informacje wyrwały z zaułka biegł teraz co sił w nogach do biura swojego pasera- Basso. Kilka dachów przed siedzibą pasera na ulicy u jego stóp zobaczył idącą Maggie. Rozejrzał się czy na ulicy nie ma żadnych świadków lub strażników. Potem lekko i bezszelestnie zeskoczył za jej plecami a następnie potraktował ją pałką tak jak ona potraktowała go wcześniej. Z jej sakiewki złodziej zabrał perfekcyjną formułę, jeszcze raz rozejrzał się za ciekawskimi oczami oparł dziewczynę o ścianę i pobiegł dalej na spotkanie z paserem.
Zapukał w umówiony sposób po chwili drzwi otworzył mu Basso. Złodziej wszedł, położył na stole złożoną kartę z formułą i powiedział:
-Tu masz formułę, a teraz zapłata
-Oczywiście-Basso zdjął z paska sakiewkę i położył na stole
-Interesy z tobą to czysta przyjemność-odpowiedział szybko Garret wsuwając sakiewkę do kieszeni
-Jeszcze jedno, nie wiesz co dzieje się z Maggie?- zapytał podenerwowany Basso
-Musiała.. chwilę odpocząć niedaleko twojego biura-powiedział spokojnie złodziej
Nie mówiąc nic więcej złodziej wyszedł z biura i pobiegł w stronę budzącego się centrum miasta szukając nowych zleceń i nowych rzeczy którymi mógłby się zaopiekować

17.03.2014 19:55
248
odpowiedz
gol234
19
Legionista

Hej mam pytanie. gdzie jest moja praca, bo przeszukałem cały wątek komentarzy, a nigdzie jej nie ma, a pamiętam że pisałem. Pomocy, proszę.

17.03.2014 20:14
249
odpowiedz
Lapak
8
Legionista

Ostry ból głowy obudził Garretta. Złodziej sięgnął ku potylicy tylko po to aby wymacać opuchliznę będącą pozostałością po uderzeniu. Mężczyzna z jękiem podniósł się a łóżko zaskrzypiało pod jego ciężarem. Chwila... łóżko? Rozejrzał się po pomieszczeniu, chociaż chwilę zajęło zanim odzyskał ostrość widzenia. Znajdował się w swojej wieży. Chyba po raz pierwszy znienawidził cykanie wskazówek zegara. Zacisnął zęby kiedy ostry dźwięk przeszył jego czaszkę.
- Co się działo? - Rzucił w przestrzeń swoim niskim głosem, który był jedynym kojącym dźwiękiem. Zerknął przez okno, było ciemno chociaż pierwsze promienie Słońca powoli przebijały się ponad horyzontem. Nie czekał długo na zadane pytanie.
- Starzejesz się Mistrzu. - Odezwał się kobiecy, znajomy głos. To była Maggie, schodziła właśnie po schodach, które wiodły na wewnętrzny balkonik gdzie znajdowały się wszelkie notatki, księgi oraz listy będące zleceniami.
- Maggie? - Nie często można było usłyszeć ton zdziwienia w głosie Garretta, nie każdy miał ten zaszczyt. Maggie powinna być dumna z siebie. Zaskoczyć Mistrza Złodziei? Tak, to zdecydowanie był wyczyn.
- Tak, ja. Znalazłam Cię w zaułku. A właściwie Spacja Cię znalazł. Pewnie sierściuch żałował, że nie jesteś martwy, bo wyglądał na głodnego. - Po tych słowach na jej twarzy wystąpił ironiczny uśmieszek. - Zadziwiasz mnie. Włamałeś się do domu lorda a dałeś się tak zaskoczyć w ciemnym zaułku. - Dodała i postawiła na kolanach złodzieja tacę z jedzeniem. Na tacy było za to dużo pyszności, na widok których, Garrett poczuł burczenie w brzuchu. Sięgnął po dużą bułkę i czym prędzej rozłamał ją na pół. Szybko pochłonął połówkę, musiał być bardzo głodny.
- Ile czasu byłem nieprzytomny? - Spytał z pełnymi ustami ale na szczęście całkiem łatwo Maggie odszyfrowała jego bełkot.
- Dzień. A teraz powiedz gdzie schowałeś Formułę. Sprawdziłam Twoje ubranie i nic tam nie zobaczyłam. Masz może tam jakieś dodatkowe kieszenie? - Garrett uniósł brew do góry słysząc słowa Maggie. Zerknął na krzesło, na którym wisiał jego stój i dopiero teraz spostrzegł, że jest... nagi. Tacą zakrył oznakę swojej męskości. Na myśl o dłoniach Maggie błądzących po jego ciele poczuł mały gorąc. Musiał się jednak opanować, przecież był profesjonalistą.
- Nie, z tego co pamiętam widziałem jakąś dłoń, zanim nastąpiła ciemność. - Odparł i już miał wziąć kolejnego gryza bułki kiedy nagle poczuł ból na policzku. To Maggie zadziwiająco szybko się zamachnęła.
- Idioto! Oddałeś jeden z najpotężniejszych przedmiotów? Wiesz co to oznacza!? - Maggie była zła, bardzo zła. Garrett odpowiedział jej zaskoczonym spojrzeniem. - Tam było zaklęcie. Ten kto ma tą formułę może wchłonąć moc pierwotnego kamienia. Wyobrażasz sobie jaką moc ma pierwotny kamień? - Dopiero teraz do niego dotarło. Dotarło do niego jaki popełnił błąd. Słyszał o potędze pierwotnego kamienia. Pomimo bólu w potylicy zerwał się z łóżka i zaczął ubierać swój czarny strój.
- Dokąd biegniesz!? Przecież dopiero co się przebudziłeś! - Zawołała za nim Maggie jednak mężczyzna kucał już na progu swego okna, w dłoniach trzymał linę.
- Jak to dokąd? Do Basso. Trzeba odzyskać Formułę lub ukraść pierwotny kamień. - Odparł po czym znikł zjeżdżając po linie.

17.03.2014 20:27
pawel246
250
odpowiedz
pawel246
38
Pretorianin

Garett powoli wracał do siebie, sprawdził sakwę, jednak nie było tam Formuły. Przeszukał okolicę i znalazł malutki skrawek materiału. Przypomniał sobie, że tuż po zdarzeniu zdołał chwycić złodzieja i jak widać to się opłaciło.
Przyjrzał się płótnu, był to element charakterystycznego stroju noszonego przez wyznawców Szachraja. Teraz bohater ,żeby odzyskać łup, musiał udać się w paszcze lwa. Dobrze wiedział, że sekta zbiera się portowych magazynach.
Król złodziei dotarł tam kilkanaście minut później. Wspiął się na dach ogromnej hali. Dzięki hakowi z linką spuścił się do najwyższego rzędu szyb i zgrabnym ruchem otworzył jedno z nich.
Bezszelestnie poruszał się po belkach nośnych, aby przybrać jak najlepszą pozycję do obserwacji rytuałów. Spostrzegł, że przy ołtarzu jest ok. trzydziestu wyznawców Szachraja. Garett miał chwilę czasu na podjęcie decyzji.
Jest ich zbyt wielu, żeby skoczyć tam z nożem i walczyć, przecież jestem królem złodziei, a nie zabójców- wyszeptał pod nosem.
Wreszcie zareagował, położył na belce mały ładunek wybuchowy, z zapalnikiem czasowym.
Wyciągnął swój łuk, podpalił strzałę i wystrzelił w beczkę z prochem. Ku jego zaskoczeniu nic się nie stało, jego przeciwnicy niczego nie zauważyli. BUUM!!! Część magazynu zaczęła płonąć, ludzie ruszyli gasić pożar,
wtedy złodziej miał jedyną okazję na odzyskanie łupu. Zeskoczył i podbiegł do kapłana trzymającego Formułę, przebił sztyletem jego ciało, mówiąc "Nigdy nie okradaj złodzieja". Garett od razu wybiegł z magazynu,
gdyż zostawił dla swoich przeciwników miłą niespodziankę. Bomba czasowa zdetonowała się, niszcząc belki nośne, które zgniotły niczego nie spodziewających się szachraistów. Cały budynek się zawalił, a razem z nim prawda o ty co się tam wydarzyło.
Bohater otrzepał się z pyłu i schował, przed chwilą odzyskany skarb. Teraz pozostało mu odebrać nagrodę, którą miał zyskać kilka godzin wcześniej. Nagle nadjechała kareta i zatrzymała się przed nosem przestępcy. Myślałeś, że tak łatwo można się mnie pozbyć, gdzie jest mój skarb- powiedział Lord, wyciągając szable.
Woźnica uciekł, bojąc się o swoje życie.
Trochę się spóźniłeś. Zapytaj twoich przyjaciół, którzy leżą w gruzach, sześć stóp pod ziemią- odpowiedział z dumą i ironicznym uśmiechem.
Szykuj się na śmierć, chętnie powieszę w domu bezcenne trofeum- robiąc zamach bronią.
Mężczyźni walczyli... Verminus powalił rywala, gdy chciał zadać ostateczny cios, szabla Garetta przebiła jego bezduszne serce.
Chyba się więcej nie spotkamy, tego nie da się przeżyć- stwierdził, zamykając oczy denatowi.
Złodziej wbiegł w boczną uliczkę, zniknął w mroku i ślad po nim zaginął.

17.03.2014 20:39
251
odpowiedz
goras
32
Legionista

- I tak to było. - zakończył swoją opowieść Garrett. Siedział rozparty w miękkim fotelu, przy stole, na którym stał parujący kubek ziołowego naparu. Zawartość kubka skutecznie tłumiła silny ból głowy i szum w uszach, i pozwalała opowieści toczyć się coraz bardziej wartko.
Siedzący naprzeciw niego mężczyzna splótł razem dłonie, ciało pochylił w stronę Garretta i słuchał uważnie każdego słowa. Mężczyzna nic nie pił. Mocno zaciśnięte szczęki sugerowały zdecydowanie podwyższony stan napięcia, który niebezpiecznie spokojnie przeradzał się w cichą wściekłość. Nie przerwał złodziejowi nawet na moment. Nawet teraz, gdy ten skończył opowieść, mężczyzna siedział nieruchomo, w wyczekującej postawie. Nie pytając Garretta o wnioski, wymusił je na złodzieju samym swoim milczeniem.
Garrett poprawił się w fotelu, bezwiednie dotknął głowy w miejscu, gdzie Prosiak uderzył go pałką. Mimochodem pomyślał, że to duże szczęście, że nasłali na niego akurat Prosiaka, który był zbyt głupi, żeby wraz z Formułą zabrać też inne cenne przedmioty znalezione przy Garretcie. I jednocześnie wystarczająco głupi, by nie wpaść na to, żeby Formułę zatrzymać dla siebie.
- Plan powiódł się w stu procentach – Garrett zaczął mówić powoli, ważąc słowa – antidotum od Basso w pełni skuteczne, zdrajcy i spiskowcy zdemaskowani. Zdaje się, że jedynym, który nie stanął po stronie Maggie był Steve, który stanąć dzięki mnie nie mógł, a zresztą wierny jest raczej tylko sobie i swoim zboczeniom. Jak Maggie udało się ich wszystkich przeciągnąć na swoją stronę? Na pewno pomogła jej w tym zła opinia krążąca na twój temat, którą zresztą sam tyleż skutecznie, co nieprawdziwie stworzyłeś. W każdym razie – ciągnął złodziej – wydaje im się, że dostali to co chcieli. Lord nie żyje, mają Formułę, a my mamy...
- Też Formułę, tyle że prawdziwą. - po raz pierwszy tego wieczoru odezwał się drugi mężczyzna.
- I okazję na świeży start, tak jak sobie życzyłeś.
Mężczyzna tylko skinął głową, zapadając znowu w pełne tłumionej wściekłości milczenie. Cisza, która zapanowała w pokoju stanowiła doskonałe tło dla brzęczenia rozbrzmiewającego w głowie Garretta. Brzęczenia, którego nie dało się już zignorować, ani udawać że jest efektem ciosu w głowę. Złodziej wiedział, że to jego szósty zmysł bije na alarm.
Źródłem tego alarmu były słowa Gambrinusa, który wykorzystując jak zwykle okazję do powiedzenia paru pełnych ciepła i miłości słów o swoim bracie bliźniaku, Verminusie, ostrzegał Garretta przed wchodzeniem z Lordem w jakiekolwiek układy. Pomijając wszystkie dodatki i upiększenia całość sprowadzała się do tego, że radosne oddanie Formuły, wraz z całą władzą i potęgą, jaka się z nią wiązała, w ręce nieopanowanego szaleńca, który w jednej krótkiej chwili stał się zdradzonym dowódcą i porzuconym kochankiem, jest co najmniej niezbyt rozsądne.
I gdy teraz złodziej siedział naprzeciw Verminusa, wygląd Lorda sprawiał, że alarm w głowie Garretta rozbrzmiewał coraz głośniej.
A cisza w pokoju ciążyła.

Garrett szybko dopił zawartość kubka, uspokajając kołatanie w głowie i maskując podjętą w jednej sekundzie decyzję. Wstał z fotela, skinął głową mężczyźnie i wyszedł, przekraczając próg z nowym postanowieniem.

17.03.2014 20:52
252
odpowiedz
Morawski
9
Legionista
Image

,,Jego przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Być może była to zasługa kubła lodowatej wody, który został nań wylany lub też widoku jaki uświadczył po ocknięciu. Owym widokiem była paskudna twarz Mosse. Obraz wkoło łamał się i wyostrzał, jakoby był w trakcie zejścia po największym pijackim maratonie. Tak się również zresztą czuł. W okolicy potylicy kuł go ostry, przenikliwy ból. Po otrząśnięciu się z amoku zorientował się w swym otoczeniu. Nikły blask świecy odbijał się od kamiennych ścianek pomieszczenia. Powietrze ciążące na nim było zarazem zimne jak i wilgotne. W pomieszczeniu unosił się smród palonej siarki połączonej z czymś jeszcze gorszym - wonią śmierci. Ból w nadgarstkach powiadomił go o związaniu ich z tyłu jego ciała.
- Nareszcie się ocknąłeś – usłyszał znajomy głos, a wraz z nim doszedł do niego zapach kobiecych perfum. Oniemiał. Nad jego ciałem stanęła Maggie. Przeklął w duszy swą głupotę. Już wcześniej myślał, że to wszystko było zbyt łatwe, zbyt dużo zbiegów okoliczności, zbyt dużo szczęścia. Do tego to zabójstwo. Jednooki nigdy nie był zabójcą, to nie jego fach. On zabierał własność, nie zaś życia.
- Dziękuję Ci wielce za pomoc z Lordem, jednakże formuła którą Ci dałam jest dla mnie dość cenna. A wiedziałam, że będziesz za wszelką cenę chciał ją odzyskać, więc i Ciebie musiałam ująć w swe ręce. Zresztą chyba nie jesteś aż tak naiwny, że sądziłeś, iż pozwolę Ci z tym ot tak odejść? – zakpiła. Wystrychnęła mistrza złodziejskiego fachu na dudka. Jej twarz i oczy wyglądały teraz zupełnie inaczej niźli wcześniej. Najwyraźniej kobieta ta skrywała więcej niż to się wydawało Garrettowi na początku. On jednak miał jeszcze asy w rękawie. Mimo obszernego przeszukania jego osoby wiedział, iż ukryte, malutkie ostrze z tyłu pasa po wewnętrznej stronie pozwoli mu się uwolnić. Tacy jak on dopiero nadzy mogą zostać całkowicie zdemilitaryzowani.
- Zanim Twoje życie zostanie poświęcone wyższemu celu, pragniesz o coś zapytać? – zapytała uśmiechając się paskudnie, co skontrastowało z urodą jej twarzy. Ruchem ręki zaś nakazała straży wyjść z pomieszczenia.
- Jak domniemam to Ty zabiłaś Leannę? – Bardziej oznajmił niźli zapytał. Musiał ją czymś zająć na czas przecinania sznura bronią, którą z trudem wyciągnął palcem zza pasa.
- Och, jednak aż tak głupi nie jesteś na jakiego wyglądasz. W gwoli ścisłości za Młotodzierżcami też nie przepadam. Sądzisz, że to Lord kierował w posiadłości wszystkim i że to jego formuła? Zabawne. Mimo wszystko potrzebowałam kogoś tak głupiego do całkowitego przejęcia tutaj kontroli i zabicia go. Teraz zaś zostaniesz nowym naczyniem Szachraja – wyjaśniła podchodząc bliżej. Wręcz za blisko. Silniejsze cięcie przecięło sznur, który zsunął się z rąk Garretta. Ten zaś niczym przyczajony grzechotnik wystrzelił miękko ku oprawczyni. Jego dłoń wciąż trzymała krótkie, cienkie ostrze. Wystarczyło ono do cięcia wszerz szyi, na tyle szybko, by Maggie nie zaalarmowała straży za drzwiami. Kobieta powłóczyła ostatni raz nogami, by po chwili paść na podłogę. Tuż przed upadkiem Jednooki złapał ją i delikatnie ułożył nie powodując większego hałasu. Nie był zabójcą, jednakże to ostateczność. Stał tak wciąż nad ciałem przez dłuższą chwilę. W końcu wstał i podszedł do stołu ze świecami nieopodal. Formuła tkwiła na jego blacie, okazała się tym czego się obawiał - manuskrypt przyzwania Szachraja. Garrett jednym ruchem podjął pergamin muskając go o płomień świecy. Gdy zaś żarłoczny żywioł strawił doszczętnie cały, Złodziej pogrążył się w otchłani ciemności."

Zrobiłem dwa rysunki do pracy. Można tylko jeden(albo ja jestem taką lamą) załadować na poście, tak więc dodaje na hostingach.
Pierwszy - sam Garrett przed zniknięciem w ciemność: http://oi57.tinypic.com/2aj6r0n.jpg
Drugi - palący się zwój: http://oi59.tinypic.com/255uio9.jpg

17.03.2014 21:11
253
odpowiedz
bartek7001
19
Legionista

Powoli otworzył oczy. Zamrugał oczami i spróbował podnieść głowę. Przestał rozumieć co się stało, gdy udało mu się to bez żadnego problemu. Przecież pałka, metal, utrata przytomności. Tymczasem nie mógł namacać żadnego guza, nie bolała go głowa. Właściwie nic go nie bolało, poza łokciem, który najwyraźniej stłukł sobie upadając na wybrukowaną ulicę. Niepewnym ruchem sięgnął do kieszeni, w której przedtem ukrył Formułę. Papier tkwił tam nadal. Zdezorientowany Garrett potrząsnął głową i płynnym ruchem wstał. Cała reszta się zgadzała. W domu, w którym umówili się z Bassem paliło się światło. Najwyraźniej paser czekał. Obszedł róg budynku i otworzył boczne drzwi. Podał zwiniętą kartkę, odebrał sakiewkę z pieniędzmi i szybkim krokiem ruszył w dół ulicy. Nie liczył pieniędzy. Basso doskonale wiedział, że gdyby brakowało tam choćby kilku sztuk złota z umówionej kwoty, byłoby to nie tylko ostatnie zamówienie wykonane dla niego przez Garretta. To byłoby ostatnie zamówienie, jakie komukolwiek złożyłby Basso.

***

Kluczył jeszcze przez kilka kwadransów, po czym skierował się do swojej kryjówki. Do następnego zlecenia miał kilka dni i zamierzał odpocząć. Gdy tylko przekręcił klucz w zamku w umyśle włamywacza zapaliła się ostrzegawcza, czerwona lampka. Rygle zamka ustąpiły zdecydowanie zbyt łatwo. Ktoś otwierał go wytrychem i to niedawno. Ostrożnie przestąpił próg, nie zdążył jednak zapalić światła, bowiem jeden z dwóch osiłków stojących tuż za drzwiami zatrzasnął je z hukiem.
- Myślałeś, że możesz nas wykiwać? Po mistrzu złodziei nie spodziewałem się takiej głupoty – niezbyt głośny, ale pewny siebie głos wydobywał się z kąta pokoju. Garrett rozejrzał się i zobaczył trzęsącego się ze strachu Bassa, który siedział skulony na krześle obok okna. Pod okiem pasera wykwitł potężny siniak. – Dobrze kombinujesz – kontynuował głos z cienia. – Twój kolega oberwał pierwszy, ale domyśliłem się, że nie miał pojęcia o twoim wybryku.
Jeden z osiłków wykręcił Garrettowi ręce a drugi już brał zamach ręką, by upodobnić jego twarz do oblicza Bassa. Jeden ledwie widoczny gest z cienia powstrzymał wyrok. Ochroniarze niezadowolonego klienta przerzucili sznur przez belkę powały, jednym końcem skrępowali Garrettowi ręce, a drugi przywiązali do nogi ciężkiej, dębowej szafy, stojącej w rogu pokoju. Naprężyli linę a złodziej z wyprostowanymi do góry rękami stanął na palcach jak posłuszna ruchowi kuglarza marionetka. Czuł każde rozciągnięte do granic możliwości ścięgno. „Formuła” – przemknęło mu przez myśl. „Ktoś ją podmienił”.

***

Z cienia wynurzyła się postać, która musiała być właścicielem sączącego się stamtąd wcześniej głosu. Garrett gorączkowo próbował przypomnieć sobie, komu ostatnio podpadł, komu zależałoby na wrobieniu go w oszustwo klienta. „Jestem złodziejem, nie oszustem” – pomyślał, ale zachował tę uwagę dla siebie. Postać zbliżała się. W prawym ramieniu poczuł ukłucie i w ułamku sekundy pokój zaczął się chwiać na wszystkie strony. Obraz stracił ostrość. Słyszał głos jakby z oddali.
- Zemsta smakuje wtedy, gdy trwa – marudził klient Bassa. Ale włamywaczowi było to już obojętne. Czuł, że po raz kolejny dzisiaj odpływa. „Czas na emeryturę” – postanowił w myślach. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, było przekrwione białko i rozszerzona źrenica spoglądająca w sam środek jego mechanicznego oka. Potem błysnął wąski nóż i Garrett nie widział nic więcej.

17.03.2014 21:21
254
odpowiedz
Przevix
1
Junior

Nieświadom zbliżającego się zagrożenia Garrett dał się zaskoczyć. Obudziwszy się w jakimś podziemnym lochu zdał sobie sprawę, że jest przywiązany i nie może wykonać żadnego ruchu.
Przez jego głowę przelatywało teraz mnóstwo myśli, ale jedna górowała nad resztą - ” Gdzie jestem i kto mi to zrobił? ”
Nagle usłyszał kroki, znajome kroki. Kroki tak równe i szykowne, że od razu wiadomo było kto to był- Maggie !
Podeszła do złodzieja zalotnym krokiem wymachując przed nosem kartką z formułą. Tak cenna kartka. Chwilę potem wszedł za nią ktoś kogo Garrett spodziewałby sie najmniej - Lord Verminus .
-Zdziwiony ? -zapytał Lord .
-Naprawdę myślałeś, że nic nie wiemy o Twoich planach wykradnięcia formuły ? Że nie będziemy na to przygotowani !? - krzyknął Verminus.
-Szkoda, że jednak przeżyłeś - odparł Garrett z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
-Jesteś zdumiewająco wesoły jak na swoja sytuację- rzekł poirytowany Lord
-Nie przedłużając, gadaj gdzie jest Basso ? .
-Nie mam pojęcia, nie jestem jego niańką - drwił sobie z wrogów Garrett.
-Dobrze porozmawiamy gdy skończy z Tobą mój przyjaciel - odparł Lord wskazując na masywnego człowieka stojącego za nim.
Po kilku ciosach Garrett padł nieprzytomny .Budząc się po kilku godzinach , widząc blask księżyca, wywnioskował , że jest noc. Lekko się poruszył. Sznur przy prawej ręce był słabiej zawiązany. Po paru zręcznych ruchach złodziej był już wolny. Obity i osłabiony ruszył ku wyjściu. Idąc ,instynktownie przy ścianie ,sunął do przodu unikając jakiegokolwiek zagrożenia. Jednak gdy natknął się na strażnika stojącego w przejściu nie miał wyboru. Pozbawiony swojego ekwipunku Garrett postanowił rozproszyć strażnika. Rzucił kamieniem do sąsiedniego pokoju, a zaintrygowany odgłosami mężczyzna udał się tam by sprawdzić co się dzieje. Niezauważony przemknął obok. Po wyjściu postanowił sprawdzić czy z Basso wszystko porządku. Po krótkiej chwili znalazł się pod chatą Basso. Wszedł trochę niepewnie i wychrypiał:
-Bassooo , jesteś tu ?
-Tak przyjacielu , jak twoja misja ? - zapytał zaciekawiony
-Nie za dobrze , ledwo uszedłem z życiem - odparł Garrett
-Hmm to źle , a co z formułą? – zapytał Basso
-Stracona – rzekł zasmucony złodziej
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a w progu stanął Lord Verminus z Maggie u boku i małym oddziałem straży. Najwidoczniej złodziej był śledzony , lecz zanim ktokolwiek zdążył zareagować pomieszczenie wypełnił dym . Jedyne co było słychać to świst i jęki… Po chwili ich oczom ukazał się dziwny obraz… Lord Verminus leżał martwy na podłodze. Jedyną osobą która stała jeszcze na nogach była Maggie. Roztrzęsiona i zdezorientowana starała się zrozumieć sytuację . W progu stał Bober i kilku dziwnie wyglądających strażników. Uśmiechnięty Ochmistrz od razu skierował wzrok na Garretta i powiedział :
-Witam panie zabójco
-Szukasz świecznika ? – zażartował złodziej
-Cześć Bober – odezwał się niespodziewanie Basso
Widać było, że się znają.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi ?– nie wytrzymał w końcu Garrett
-Ach , oczywiście – odpowiedział Basso
-Byłem twoim zabezpieczeniem , dowiedziałem się co planuje Verminus i w razie niebezpieczeństwa miałem go zlikwidować.
- Basso czyżbyś nie wierzył w moje umiejętności ? – zapytał Garrett
-Hej Garrett zapomniałeś o czymś – syknął Bober rzucając mu Formułę.
-Chyba jesteś mi coś winien-rzekł Garrett podając Formułę Basso.
Słońce chyliło się ku zachodowi gdy Garrett ściskając w ręku sakiewkę ruszył w miejsce gdzie czuł się najlepiej- w stronę mroku…

17.03.2014 21:31
255
odpowiedz
zanonimizowany980335
2
Junior

-Obudź się! Obudź się. - Garrett słyszał powoli dochodząc do siebie.
-Co się stało...moja głowa...boli.
- Ogłuszyli cię strażnicy. Skorzystałam z okazji jak jeden wyszedł i przyszłam cię uwolnić. - mówiła Maggie rozwiązując Garretta
-Dziękuje.- odrzekł złodziej- Gdzie mój łuk?
-W skrzyni za tobą.
Poszli po osprzęt Garretta, gdy przerwał im głos. W drzwiach stał John Dowe
-No proszę. Pani piękna pomogła mord...
Świsnęła strzała i szef straży padł martwy. Garrett znalazł w kieszeni Dowe'a ten ważny dokument i zaczął kierować się w stronę głównej bramy. Oczywiście pomniejszając przy tym budżet "sztywnego" właściciela posiadłości o sakiewkę monet, puchar wysadzany klejnotami i złoty naszyjnik. Szedł dalej i nagle poczuł przerażający ból w lewej nodze. To była strzała wystrzelona przez Moose'a.
Garrett rzucił bombę blyskową pod nogi strażnika i zanim ten się opamietał z wściekłości mistrz złodziei był już za nim z pałką gotową do uderzenia. Ostatnie, co Moose usłyszał to:
-Słodkich snów...
Garrett będąc przy bramie obrobił jeszcze jednego strażnika. I chcąc spokojnie wyjść nie spodziewał sie usłyszeć krzyków Szpotawego Jake'a
-Tam jest! Złodziej i morderca brać go.
Garrett tylko krzyknął.
- Żegnam.
I oddalił się od posiadłości.
Na nieszczęście dla Jake'a na drodze jego pościgu wylegiwał sie kot- pupilek barona. Biedny strażnik potknął się o grubego zwierzaka i skręcił kostkę.
Garrett był już daleko od pościgu.
- Muszę opowiedzieć Basso o tej niezwykłej historii.

17.03.2014 21:43
256
odpowiedz
zanonimizowany984371
1
Junior

Garrett ocknął się z niewiarygodnym bólem głowy. Co dalej?
Postanowił wrócić do pałacu Verminusa. Wpadł do pałacu, znalazł Maggie i opowiedział co się stało. W czasie rozmowy usłyszeli hałas na ulicy. Zobaczyli Straż Barona która wchodziła do pałacu. Maggi znała wyjście przez kuchnię. Uciekli tamtędy.
Garrett stwierdził, że do siebie boi się wracać, bo nie wiadomo kto na niego poluje. Maggie zaproponował spędzenie nocy w jej mieszkaniu w celu odpoczęcia i wymyśleniu wyjścia z tego impasu. Tak się też stało ale Garrett w nocy poszedł w miasto, aby dowiedzieć się o czym mówią po piwiarniach. W piwnicy Pod Wilkiem spotkał Ottona. Kolegę z podwórka, na którego zawsze mógł liczyć. Otton powiedział że słyszał że na mieście jest wydany wyrok na niego i powinien uważać.
Garrett zrozumiał, że musi uciekać z miasta, ale nie wiedział dlaczego. Postanowił poprosić o pomoc Bassa. Otto powiedział żeby uważał na Bassa. Umówił się na spotkanie z Bassem w następny dzień nad rzeką, obok mostu o 17.00.
Poszedł z Maggie nad rzekę o 15.00. Maggie schowała się w okolicy i obserwowała miejsce spotkania. Miała dać znak Garretto gdy coś będzie nie tak. Garett przyszedł drugi raz o 17.00. Zobaczył Bassa i zobaczył ze ktoś chce uderzyć Maggi podbiegł do niej i ją uratował . Meggi wskoczyła do płynącej barki ale pościg poszedł za Gerattem. Zorientował się to on jest celem tego spotkania. Uciekał, uciekał wreszcie wskoczył do wody i zanurkował pod most....

17.03.2014 22:02
257
odpowiedz
Samzon
20
Chorąży

- Łycha, sprawdźże no jego kiece! – jeden z goryli przyglądał się łapczywie Garrettowi. Złodziej wciąż leżał w miejscu, w którym pozostawił go oprawca. Głowa zanurzona była w kałuży krwi, która spływała z jego opuchniętej potylicy. Szybko zdał sobie sprawę w jakiej sytuacji się znalazł, stracił formułę, a teraz musiał zbiec jak najdalej od zbirów. Jeden z nich powziął przywiązany do tuniki worek z łupami. Gdy skupili się na plądrowaniu jego zawartości Garrett zerwał się na nogi i zebrawszy piach rzucił go w twarze oprychów. Zbiry ryknęły, wymachując swoimi opuchniętymi, zapijaczonymi łapskami. Łycha upuścił łup, który natychmiast pochwycił Garrett. Wziął długi rozbieg, złapał za znajdującą się nad nim belkę i podciągnął się, wbiegając na dach pobliskiego doku, pozostawił oprychów za sobą. Podczas biegu syczał z bólu, rana dawała o sobie znać, jednakże musiał skupić się na priorytetach. Tak lukratywny biznes nie mógł zostać zaprzepaszczony, dodatkowo formuła musiała być kluczem do czegoś wielkiego, skoro ktoś go śledził dla głupiej kartki papieru. Wbiegł w alejkę, w której znajdował się przybytek pasera.

Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu był leciwy płomień, znajdującej się na cisowym biurku świecy. Basso widocznie nie zareagował żywiołowo na pojawienie się gościa. Oczy utkwione miał w skórzanej sakwie przed sobą.

- Wiem, że nie masz formuły – przemówił paser, przełykając ślinę. Zdziwiony Garrett sięgnął po podsuniętą mu sakiewkę, zawartość wysypał na biurko. Po blacie przeturlał się odcięty, kobiecy palec, owinięty aksamitną tkaniną członek został przez złodzieja rozpoznany. W jego fachu liczyła się spostrzegawczość, więc jego oczom nic nie mogło umknąć. Zaniemówił. Basso wymienił się z nim porozumiewawczym skinięciem głowy.

- …Maggie. Wraz z tym przyszła wiadomość co do wymiany. Wyronie, które tak miło zajęły się twoją głową chcą w zamian za dziewuchę amulet, który zniknął po twojej wizycie z rezydencji. Jak zapewne już wiesz Verminus był jednym z kultystów Szachraja, z którym od dawna masz na pieńku. Chcą wykorzystać zapiski z formuły i zawarte w tym świecidełku pogańskie zabobony by przywołać do życia coś co zwą leśną panną…

Garrett z hukiem zatrzasnął drzwi, podmuch powietrza spowodował, że jedyne źródło światła w pokoju zniknęło. Nastała ciemność, skierował się w kierunku cmentarza. O zmierzchu miało dojść do wymiany. Gdy dotarł na miejsce za pomocą dratwy stworzył sieć między nagrobkami, które stworzyły pułapkę z bomb dymnych. Na pobliskim dębię zawiesił naszyjnik. Gdy niebo spowiło mrok zza dębu wyłoniły się sylwetki, w tym jedna kobieca. Ciężko było ocenić jej stan, jednakże nie było w niej ikry tej samej kobiety z rezydencji. Chuderlawy człek ruszył w kierunku drzewa, na którym zawieszony był amulet. Na tą chwilę czekał Garrett, ruch uwolnił pułapkę. Po cmentarzu rozprzestrzenił się gęsty dym, który zmieszał się z mgłą, tworząc mulastą zasłonę. Złodziej polegał na swoim instynkcie, nałożył na cienką cięciwę dwie, srebrne strzały, wystrzelił w miejsce, w którym pojawiły się sylwetki goryli. Przeciął krępującą dziewczynę linę, uspokajając ją. Doskoczył do trzech kolejnych przeciwników, pozostawiając ich truchła w opadającej na ziemię zasłonie. Gdy ostatni jegomość spostrzegł to złapał za amulet i ruszył przed siebie. Jednak było już za późno, sztylet ugodził go w jego kościstą rękę, przypierając kultystę do drzewa. Zaryczał z bólu, próbując się wyrwać z objęć. Garrett uśmiechnął się i szepnął do jego ucha, wyrywając zdobycz.

- Nie okradaj złodzieja.

17.03.2014 22:08
258
odpowiedz
zanonimizowany984159
1
Junior
Image

Garrett obudził się w ciemnym pokoju. Odczekał chwilę, żeby przyzwyczaić oczy do ciemności, a potem rozejrzał się. Pomieszczenie było ciasne, a jedyną drogę wyjścia stanowiły drzwi sprawiające wrażenie zbyt solidnych, żeby móc je wyważyć. Złodziej zbadał ściany i podłogę więzienia, ale nie znalazł nawet szczeliny. Zabrano mu broń, był bezradny. Postanowił czekać, ustawił się naprzeciw drzwi, gotów do ataku. Po chwili usłyszał stukot butów o posadzkę, a potem szczęk zamka. W drzwiach stanął młody mężczyzna o włosach barwy miedzi. Widząc przytomnego Garretta chwycił rękojeść miecza. Złodziej był szybszy i założył mu chwyt.
Chcę odzyskać swoje rzeczy albo skręcę ci kark – powiedział Garrett.
Zaprowadzę cię do mistrza. Proszę, nie rób mi krzywdy – wydyszał chłopak.
Ruszyli kamiennym korytarzem oświetlanym przez małe pochodnie. Po kilku zakrętach dotarli do otwartych drzwi. Z następnego pokoju bił przytulny blask i zapach kadzideł. Garrett wszedł do środka. Przepych sali, w której się znaleźli zaspokoiłby nawet nieżyjącego Verminusa. Podłogę pokrywał dywan, na którym wyszyto sylwetki nagich kobiet, a oświetlenie zapewniał ogromny, kryształowy żyrandol z mnóstwem świec. Wisiał wysoko nad nimi i przypominał królewską koronę. Po dwóch stronach sali znajdowały się wejścia na szerokie, drewniane schody, które błyszczały jakby przed chwilą je wyczyszczono. Prowadziły do balustrady, na której stał łysy mężczyzna ubrany jak lord. Garrett zauważył, że do pasa ma przypiętą formułę.
Widzę, że szybko doszedłeś do siebie. Nie szkodzi i tak za chwilę będziesz martwy. – powiedział łysy człowiek i klasnął w dłonie. Po jego bokach pojawiło się dwóch kuszników. Zupełnie, jakby wypłynęli z cienia. – Nazywam się Ramon. Zanim umrzesz chcę ci podziękować, za wykradzenie formuły.
Jak udało ci się mnie przechytrzyć? – spytał Garrett, żeby zyskać na czasie. Zasłaniał się rudzielcem, ale była to marna tarcza.
Nie było to trudne, skoro dałeś się zajść – zaśmiał się Ramon. – Wprawdzie mogłem cię wynająć, ale jestem bogaty, ponieważ umiem zdobywać cenne rzeczy niskim kosztem. Kazałem moim ludziom obserwować dom tego głupiego lorda. Moi informatorzy donieśli, że ktoś będzie chciał ukraść formułę. Tak jak mówiłem, dziękuje ci. Pogawędziłbym dłużej, ale śpieszy mi się. Zabijcie go.
Garrett był gotów do szaleńczego biegu po schodach. Nagle pierś jednego z kuszników przebiła strzała i na górze pojawiła się Maggie.
Spłacam dług – odezwała się swoim uroczym głosem i rzuciła mu jego broń.
Ramon krzyknął i wyciągnął sztylet rzucając się na kobietę. Garrett pochwycił łuk i kołczan, skoczył w tył i w locie wystrzelił strzałę w przeciwnika. Kusznik zdążył wypuścić bełt, który przebił rudzielca na wylot i podziurawił pierś w wizerunku kobiety na dywanie. Sekundę później kusznik i rudy chłopak byli martwi.
Rzuć broń albo ją zabije. – powiedział Ramon, widząc że Garrett wstaje i celuje kolejną strzałą.
Kupiec chował się za Maggie i trzymał sztylet przy jej szyi. Odkryty miał tylko fragment twarzy i prawe oko.
Nie zdołasz mnie trafić. Kazałem ci rzucić bro… – Nie zdążył dokończyć zdania. Strzała przebiła się przez jego oczodół i utkwiła w czaszce. Wystająca z twarzy mężczyzny lotka tworzyła obraz tak samo makabryczny, co groteskowy. Maggie zręcznie przerzuciła zwłoki Ramona przez balustradę.
Garrett odzyskał formułę i spojrzał na kobietę.
Kwita – powiedziała słodkim głosem Maggie i uciekła.
Nie okrada się złodzieja – mruknął Garrett do martwego Ramona i odszedł zadowolony z powodzenia kolejnego zadania.

17.03.2014 22:09
259
odpowiedz
zanonimizowany984375
1
Junior

Garrett ocknął się przed południem. Siedział pod ścianą w ruchliwej uliczce, o tej porze pełnej mniejszych kupców, a także bogatych mieszczan podziwiających orientalne towary. Jeden z przechodniów widząc ledwie dychającego Garretta spojrzał na niego z politowaniem i rzucił mu pod nogi dwie złote monety. Złodziej wziął pieniądze i szybko podniósł się na nogi. Nie zważając na przenikliwy ból głowy udał się w stronę willi Verminiusa. Świadomość utraty skarbu, o który trudził się całą noc nie dawała mu spokoju.
Stanął przed bramą domostwa. Ośmielony wczorajszą współpracą z „Panią Domu” wszedł do środka głównym wejściem. Przemierzał znajome korytarze coraz szybciej, nie mógł jednak dostrzec ani śladów wczorajszych wydarzeń, ani żadnego z domowników. Sytuacja stawała się niepokojąca. Wreszcie udał się do piwnicy.
Gdy zszedł po schodach jego oczom ukazał się przywiązany do krzesła Basso, otoczony przez bandę gryzoni. Zdjął mu opaskę z ust i zapytał:
– Co ty tu robisz?
– Ufff... - Basso wziął głęboki oddech. - Jeszcze chwila i by mnie zabiły... A teraz rozwiąż mnie.
– Nie mam Formuły. Okradli mnie kiedy już na ciebie czekałem – oznajmił Garrett, na co ten skrzywił się nieznośnie.
– Ta kobieta nie dała mi wyjścia.
– Maggie.
– Powiedziałem jej wszystko. Kto potrzebuje Formuły i ile za nią zapłaci.
Garrett złapał się za głowę.
– Gdzie ona teraz jest?
– Nie wiem... Pewnie u zleceniodawcy. Plac Alberta 21.
Garrett nie potrzebował nic więcej. Odwrócił się gwałtownie i wybiegł na zewnątrz. Zatrzymał się dopiero pod drzwiami wskazanej kamienicy.
Wszedł do środka lekko zdenerwowany. Poruszał się bezszelestnie przeszukując poszczególne pomieszczenia. Nikogo nie zobaczył, nikogo nie usłyszał. Wreszcie wchodząc do jednego z pokoi na poddaszu stanął nieruchomo. Na podłodze leżało ciało Maggie.
Dokładnie obejrzał pomieszczenie – w rogach stały skrzynie oraz kilka zabezpieczonych prześcieradłem obrazów. Na suficie między belkami podtrzymującymi dach rozwieszona była siatka, na której trzymano worki i stare beczki. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w środku wszedł i pochylił się nad zwłokami kobiety.
Szybko zabrał się za przeszukiwanie jej kieszeni. Formuły nie znalazł. Wyjął wbity w nią nóż i podniósł się na nogi. Już miał się obrócić, kiedy na plecach poczuł bolesne ukłucie.
– Wybacz Garrett... - odezwał się znajomy głos.
– Basso? Dlaczego? - Garrett nie mógł zrozumieć, co się dzieje.
– Rzuć sztylet na ziemię – rzekł stanowczo. Widać było, że nie chce negocjować.
Garrett szybko rozeznał się w sytuacji – nie może się odwrócić, nie może też odłożyć noża. Teraz dokładniej przyjrzał się siatce na suficie. Była przywiązana tylko na rogach, reszta swobodnie zwisała.
– Rzuć broń! Garrett zrozum, tu nie chodzi o przyjaźń, lojalność...
– To o co chodzi?
– Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, czy nawet wspólnikami – Basso zaczął mówić spokojnie, wręcz melodyjnie. - W tym fachu liczą się tylko pieniądze. Wygrywa ten, kto najwięcej potrafi zarobić. A teraz rzuć w końcu ten sztylet.
Złodziej już nie zastanawiając się rzucił bronią w róg siatki. W momencie cała opadła, a stos worków i beczek posypał się tuż przed nimi. Zdezorientowany Basso nawet nie zauważył kiedy Garrett obrócił się za niego i odebrał mu jego własną broń. Teraz, trzymając go w objęciach, szepnął mu do ucha.
– To ja najwięcej potrafię zarobić. Jestem złodziejem. Jestem Garrett. Pamiętasz?
Energicznym ruchem wbił mu ostrze pod żebro po samą rękojeść. Ciało opadło na podłogę. Garrett zabrał mu wszystko co cenne. Wstał i wyszedł z kamienicy szukać nowego zadania.

17.03.2014 22:21
260
odpowiedz
zanonimizowany983925
1
Junior

Obudził go kopniak w żebra.
- Chciałem tylko oddać ci za to. – rzekł Bober i pokazał mu sińca na twarzy. - Jeszcze coś miłego? – spytał Garrett. - Tak, otóż musisz mi pomóc.- powiedział po czym przeciął krępujące go więzy. - Niby w czym?- spytał z niedowierzaniem złodziej. - Verminus był tyranem, ale Maggi jest szalona, musisz ją powstrzymać. – mówiąc to podał mu strój oraz broń.
Złodziej ubrał się prędko, to był jedyny sposób na odzyskanie Formuły.
- Szybko chodź za mną. – ponaglił Bober.
Garrett podążył za nim, w głąb willi, w której o dziwo nie było nikogo.
Szybko doszli do kuchni, w której Bober otworzył tajne przejście.
- To tu, życzę ci powodzenia! – rzekł i uciekł
Garrett spojrzał w tajemne drzwi i zobaczył kręcone schody. Nie pozostało mu nic innego jak zejść w mrok…

Schodząc zastanawiał się czy właśnie nie wszedł w pułapkę, ale jego rozmyślania przerwał koniec schodów, zobaczył drzwi.
Przystawił do nich ucho by sprawdzić czy są za nimi strażnicy, lecz usłyszał tylko hałas. Zaryzykował i pociągnął za klamkę, a jego oczom ukazał się niesamowity widok.
Otóż ujrzał sporą jaskinię, przekształconą w fabrykę. Odgadł że musi kierować się na drugą stronę groty, do miejsca, które góruje nad wszystkim.
Po jednej stronie były wielkie piece, kotły i hałdy węgla, przy których uwijali się robotnicy, a po prawej stosy skrzyń i beczek. Garrett zastanawiał się, która droga będzie lepsza i jego wybór padł na skład.
Jak cień szybko i bezproblemowo pokonywał dystans dzielący go od celu, czasem tylko chował się i czekał aż przejdą strażnicy.
Gdy wszedł na podwyższenie, ujrzał Maggi siedzącą przy biurku. Gdy podszedł by zabrać Formułę, kobieta odwróciła się:
-Okradziony złodziej wrócił po łupy?- zapytała drwiąco.
-Wyjaśniłabyś mi co tu w zasadzie się dzieje? –odparł.
- Więc. –zaczęła - Verminus kupił willę i przypadkiem znalazł przejście do tej groty, w której znalazł Formułę oraz fabrykę, moi bracia wysłali więc mnie bym zlikwidowała jego, po czym użyła Formuły w jedynym słusznym celu, bo widzisz – mówiąc to uniosła papier. –To przepis na łatwopalną i wybuchową broń.
Garrett wiedział już z kim ma do czynienia – Mechaniści.
- Znów próbujecie eksterminacji Pogan, a przy okazji reszty ludzi? – zapytał gniewnie.
- To oczywiste że nie chcemy dokonać ludobójstwa! – spojrzała na niego, a on spostrzegł szaleństwo w jej oczach. – To będzie tylko Oczyszczenie!
Już chciał ją zaatakować, gdy nagle przez jedne z drzwi wpadł strażnik:
- Uciekajcie! – wrzasnął.- Idą ludzie Sza…
Nie skończył, padł na ziemię i zobaczyli strzałę tkwiącą w jego głowie. W jednej chwili zapanował chaos. Przez wrota wparowali słudzy Szachraja, podpalając, niszcząc lub zabijając wszystko na swojej drodze. Strażnicy stanęli do walki. Maggi rzuciła się do ucieczki. Garrett ruszył w pościg. Pożar zaczął trawić fabrykę. Trudno było ją złapać między uciekającymi lub płonącymi. Jeden z ludzi Szachraja zaatakował go włócznią, lecz on płynnym ruchem ominął grot i poderżnął mu gardło. Dorwał Maggi dopiero przy tajnym przejściu.
- Chcesz nas zabić! – wrzasnęła. – Zaraz zapłoną beczki z miksturą!
Musiał przyznać jej rację i razem pobiegli w górę schodów, a potem w kierunku drzwi rezydencji. W momencie gdy przekroczyli próg, fala uderzeniowa wyrzuciła ich do przodu. Ujrzeli słup ognia, który wystrzelił w niebo. Potem Garrett stracił przytomność.
Gdy się obudził, Maggi nie było. Był jednak list:
Do widzenia Mistrzu Złodziei, myślę że niedługo znów się spotkamy.
Póki co ruszył w stronę wschodzącego słońca i zaczął się zastanawiać ile Basso zapłaci mu za Gwiazdę Polarną.

17.03.2014 22:25
261
odpowiedz
zanonimizowany984183
1
Junior

Pierwszą rzeczą jaką zarejestrował jego umysł tuż po przebudzeniu była obezwładniająca ciemność. Dopiero gdy mechaniczne oko przyzwyczaiło się do panującego wokół mroku zdołał wychwycić kontury stojących nieopodal mebli. Obudził się w zupełnie innym miejscu. Ciało miał sztywno przymocowane do drewnianej belki, sznur boleśnie wrzynał się w klatkę piersiową przy każdym ruchu.
- I to ciebie nazywają królem złodziei? – rozległ się znajomy głos za plecami Garretta a komnatę wypełniło mdłe światło lampy. Maggie zbliżyła się do niego. – Może powinieneś pomyśleć nad zmianą zawodu?
- Mylnie wziąłem cię za jasny punkt na zachmurzonym niebie. Chociaż powinien dać mi do myślenia fakt, że bez mrugnięcia okiem załatwiłaś Verminusa.
- Lord był głupcem. Nie wiedział, jaki skarb ma przed nosem. Dzięki tobie, złodzieju, udało mi się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozbyłam się największego rywala i zdobyłam przedmiot, dzięki któremu TO JA stanę się najwierniejszą wyznawczynią Szachraja!
Złodziej westchnął ciężko.
- Ten cały ambaras to jego sprawka? Mogłem się tego spodziewać. Ale powiedz mi, jaką rolę odegrał w tym wszystkim Basso?
Dziewczyna krzątała się po pomieszczeniu, co i raz biorąc do ręki niewielkie przedmioty – część z nich lądowała w przepastnej sakwie leżącej w kącie, pozostałe odkładała na miejsce.
- Basso to tylko kolejna marionetka w moim teatrze lalek. Myślałby kto, że ze swoją profesją powinien mieć sporo oleju w głowie, jednak na szczęście dla mnie, jest wrażliwy na kobiece wdzięki. Nie powinieneś na nim polegać, podczas gdy ty tkwisz tutaj ciasno skrępowany i zdany na moją łaskę, twój przyjaciel zaznaje cielesnych rozkoszy zaledwie kilka komnat dalej.
- Dlaczego zadałaś sobie tyle trudu żeby dowlec moje bezwładne ciało do Ukwieconego Domu?
- Chłopcom, którzy pomogli mi przetransportować cię tutaj pozwoliłam wziąć twój ekwipunek – Maggie uśmiechnęła się słodko. – No i dość tych pytań, mój drogi. Nie planowałam pogawędki z tobą – powinnam już dawno być w drodze. Jeśli spokojnie doczekasz świtu, ktoś przybędzie ci na ratunek. Jeśli zaś strażnicy posłyszą twe krzyki, przygotuj się na spotkanie ze śmiercią. Osobiście radzę nabrać ogłady, inaczej...
Jej dalsze słowa zatonęły w gwałtownym łoskocie dobiegającym zza drzwi.
- Otwieraj, Maggie! Jesteś mi coś winna, czyżbyś zapomniała?
Garrett natychmiast rozpoznał stłumiony przez grube drewno głos.
- Basso! Potrzebuję pomocnej dłoni! – zakrzyknął. Przez moment na twarzy Maggie zagościł szok, jednak szybko się z niego otrząsnęła. Podbiegła do Garretta i z zagłębienia między piersiami wyjęła maleńki flakonik. Odkorkowała go i potrząsnęła przed twarzą złodzieja. Z buteleczki buchnął niewielki kłębek szmaragdowego dymu.
- W istocie jesteś tylko pionkiem w zmyślnej grze Szachraja. Śpij słodko, mistrzu złodziei. Jeszcze się spotkamy.
Ostatnim obrazem, jaki zarejestrował przyćmiony umysł Garretta zanim ponownie pogrążył się w wymuszonym śnie było otwarte na oścież okno.

Zbudził się w biurze Bassa, promienie popołudniowego słońca ogrzewały jego twarz. Palący ból klatki piersiowej był jedynym wspomnieniem po krępujących go wcześniej więzach. Paser siedział za biurkiem.
- Uciąłeś sobie porządną drzemkę, Garrett. Co masz mi do powiedzenia?
Złodziej próbował uspokoić myśli. Wspomnienia minionej nocy przepływały ścieżkami jego umysłu niczym wartki strumień.
- Historia zatacza koła. Ale ta jeszcze nie dobiegła końca – westchnął. – W końcu dałem się zwieść kobiecie.
- Nie ty pierwszy i nie ostatni. Nie pierwszy i nie ostatni...

17.03.2014 22:26
262
odpowiedz
zanonimizowany981703
2
Legionista
Image

Skoro wszyscy piszą, ile mają znaków, ja mam bez spacji i formatowania na forum 2987 :)
Mam nadzieję, że tym razem uda się wkleić zdjęcia, nad którymi się tak napracowałam...

Dodaję ponownie, ponieważ poprzednim razem się nie opublikowało.

TEKST:

Jedyne, co do czego Garrett mógł mieć pewność to to, że napastnikiem nie byli żaden z Pogan. Ci nie mieli powodu, żeby pozostawiać Złodzieja w zaułku, żywego na dodatek.
Garrett, wstawaj – powtórzył poirytowany głos nad jego głową.
Basso... – Z ust złodzieja wydobył się żałosny jęk, który nijak nie przypominał mowy.
Paser nie odpowiedział, za to przystawił mu do ust bukłak, z którego Garrett niefrasobliwie łyknął. Palący płyn spłynął gardłem w dół, momentalnie stawiając obolałego złodzieja na nogi.
Co to było? – zapytał, kaszląc.
Na specjalne okazje – odparł paser. – Co się stało?
Basso musiał przyjść niedługo po tym, jak Garrett dostał w łeb. Dalej panowała noc, możliwe też, że napastnik daleko nie odszedł. Kolejną zastanawiającą rzeczą było to, że cios nie był na tyle silny, żeby rozłupać czaszkę. Albo ktoś nie chciał zabić, albo nie miał wystarczająco sił i czasu... albo takiego zamiaru?
Poklepał się po kieszeniach, sprawdzając, czy coś nie zniknęło. Nie było Formuły, ale też Gwiazdy Polarnej i innych kosztowności. Przeklął pod nosem. Jego łuku i strzał również nigdzie nie było.
Dowiem się – odpowiedział, przypatrując się śladom na wilgotnej ziemi.
Basso skinął głową i odszedł. Obaj wiedzieli, co mają robić i że jeśli zajdzie taka potrzeba, Garrett znajdzie pasera.

https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/t1.0-9/69591_598102973607235_495188715_n.jpg

Złodziej ruszył prędko uliczką, przemykając z cienia do cienia. Uważnie nasłuchiwał, równocześnie usiłując odróżnić dźwięki otoczenia od szumienia w głowie. Nie było to łatwe zadanie.
Zdawało się, że szukanie napastnika jest niczym szukanie igły w stogu siana. Miliardy śladów nakładały się na siebie, jednak Garrettowi jedne z nich nie pasowały. Tak małe, z charakterystycznym odciskiem obcasa mogła zostawić jedynie droga podeszwa, zupełnie nie pasująca do tej dzielnicy.
Zobaczył Maggie dopiero przy wylocie z uliczki, powoli zmierzała konno w stronę rezydencji. Ona też go zobaczyła. Garrett pomyślał, że wyjątkowo dobrze radziła sobie z damskim siodłem. Jego ręka odruchowo powędrowała do kołczanu, jednak natknęła na pustkę.

https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/t1.0-9/1901957_597607636990102_1440359106_n.jpg

Doścignięcie galopującego konia było niemożliwe, nawet po dachach. Zdyszany złodziej zdołał zobaczyć jedynie, jak za Maggie zatrzaskują się drzwi rezydencji.
„Chyba nie myśli, że się tam nie dostanę?”, pomyślał. Strażnicy nie byli żadnym wyzwaniem, udowodnił to już raz. Świadom, że nowa pani tego domu mogła sprowadzić dodatkową ochronę, zeskoczył zwinnie na ziemię. Po chwili wspinał się już do okna.
Głowa bolała go niesamowicie, a specjał Bassa przytłumił nieco zmysły, jednak nie przeszkodziło to złodziejowi w dostaniu się do środka. Podążył znaną już trasą, sprawdzając każdy pokój, jednak nikogo nie spotkał.
„Dziwne” przeszło mu przez myśl.
Nagle do jego nozdrzy doleciał swąd palonego pergaminu. Złodziej niemal biegiem wpadł do ciemnego pomieszczenia, w którym Maggie pochylała się nad czymś, co płonęło na biurku. Rozpoznał Formułę.

https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-frc1/t1.0-9/q71/s720x720/10006910_597607666990099_167334221_n.jpg

Spóźniłeś się, Garrett – powitała go, stając na drodze do ocalenia resztek dokumentu.
Dlaczego? – zapytał złodziej, tłumiąc gniew.
Żeby tacy ludzie jak ty i Basso nigdy nie dostali jej w swoje łapska. Nawet nie wiesz, ile zła mogłoby to wyrządzić w nieodpowiednich rękach – odparła, dumnie unosząc głowę. – Trzymaj, twoja zapłata, złodzieju. – Wyciągnęła w jego stronę kuferek, w którym znajdowała się spora garść monet i to bynajmniej nie miedziaków. Pomiędzy nimi znajdowała się Gwiazda Polarna.

https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn1/t31.0-8/q73/s720x720/10014898_597607736990092_1203797053_o.jpg

Formuła była stracona. Maggie trzymała rękę na sztylecie, gotowa się bronić. Garrett musiał podjąć decyzję:
Wybrano: zabranie zapłaty i odejście.

17.03.2014 22:27
😊
263
odpowiedz
Mati35
2
Junior

Mistrz Cienia po godzinie budzi się i zauważa że na miejsce w którym został ogłuszony pada światło księżyca, nie chce tracić czasu na durne rozmyślanie. Szybko przesuwa się w cień i wzrokiem bada okolicę nie zwracając przy tym uwagi na ból który sprawiło mu uderzenie. Chwila wystarcza mu aby ocenić że w pobliżu nie ma zagrożenia, Garett postanawia znaleźć lepsze miejsce na przemyślenie co dokładnie mogło się stać i kto odważył się okraść mistrza złodziei. Podczas sprawnego przemieszczenia się po dachach budynków w jego głowie rodzi się wiele pytań ale jedno pytanie powoduje ogromny niesmak "Jak mógł się dać tak łatwo podejść" nagle zatrzymuje się na środku dachu nie zwracając uwagi na to gdzie znajduje się cień "Kur*a". To słowo najwidoczniej mu pomogło ruszył szybciej w kierunku w którym zmierzał. Po pewnym czasie znalazł się na najwyższym dachu w mieście do którego można było się dostać za pomocą ogromnej drobiny albo talentu. Garett usiadł spokojnie przy murku opierając się plecami o niego i spoglądając w tak dobrze mu znany księżyc, analizując przy tym każdy krok który wykonał tej nocy.
-"Łatwe zadanie, od tej łatwizny boli mnie łeb" "Ktoś złamał umowę handlu, hmm" przez moment mistrz zapatrzył się na gwiazdy a może chciał dokładnie przemyśleć sytuacje
- " Bober był zbyt głupi i chciwy na drobne rzeczy, po za tym wydałby się przy naszym spotkaniu" po tym zdaniu Garett wyjął swój mały sztylet który był idealnie wykonany przez kowala z mithrilu i zaczął obracać nim między palcami.
- "A może jeden ze strażników ?" ale w jednej chwili przypomniał sobie pewien drobny szczegół który podczas tej szalonej misji mu umknął, nie obyło się przy tym bez przekleństwa pod nosem za swoją postawę.
"Gdy byłem w piwnicy ta kurtyzana musiała mnie wiedzieć byłem tylko parę kroków od celu a w tym miejscu cień mi nie pomagał"
"Cholera a ja jej życie uratowałem, powtarzałem tyle razy - Liczy się tylko cel" ostatnie przekleństwo wydarło się z gardła mistrza i ruszył w drogę.
Tym razem już nie zwracał uwagi na obecność księżyca chciał zakończyć tą sprawę jeszcze tej nocy. Gdy ponownie znalazł się w ogrodzie. "Tym razem wejdziemy od góry" burknął na siebie Garrett.
Szybko podbiegł do elewacji budynku i sprawnym ruchem zarzucił kotwicę o kant rynny. Wiedział że musi wykonać jak to sam nazywał elegancki skok. Trzy oddechy i już jego stopy wyczuwały dobrze wykonaną duchówkę. Podszedł nad okno z którego parę godzin temu wyskoczył i nie zauważył żadnego światła więc postanowił zdecydowanie wskoczyć do środka. Tym razem każdy jego ruch był perfekcyjny nikt nie mógł go usłyszeć nawet sam mistrz był z siebie dumny tym skokiem. Oczy samoczynnie zaczęły już analizować otoczenie i tym samym zrozumiał że pokój się zmienił, wcześniej na ścianie nie było krwi, ciało Lord'a zostawiło na łóżku i podłodze ślady krwi.
- "No to teraz zaczyna się robić ciekawie" Garrett podszedł szybko do drzwi ale one otworzyły się gwałtownie i uderzyły go prosto w bark. Na chwilę Mistrz Cieni stracił panowanie nad nogami ale oparł się o ścianę plecami i czekał na rozwój wydarzeń. Do pokoju weszła całkiem rozebrana Maggie ale na jej pięknym ciele pojawiły się krwawe nacięcia. Stała przez chwilę samotnie po środku ciemnego pokoju trzymając słaba świecącą lampę gdy do pokoju wszedł pewnym krokiem wysoki mężczyzna ubrany w ciemny strój bardzo podobny do stroju Garrett'a
ale zamiast kaptura na głowie miał na twarzy maskę przypominającą wizerunek demona, cała była wypełniona wgłębieniami które to zostały pokryte jaskrawym niebieskim splotem. Mistrz wiedział że takie rzeczy potrafią wykonać tylko kowale ze srebrnego miasta i to nie za małą cenne i nie byle komu. Cisza w pokoju została przerwana przez głos wysokiego mężczyzny.
- "Wyjdź z cienia mistrzu i tak widzę Cię doskonale" - donośny głoś rozbrzmiał w czterech ścianach niczym śpiew mnicha w katedrze.
-"Co tutaj się dzieje" - zapytał z irytacją Garrett
-"Przepraszam Cię on mnie do tego zmusił" - odezwała się Maggie ale szybko po tych słowach została uderzona i znalazła się na ziemi.
-"To ja Cię mistrzu przepraszam za brak manier jestem Drakar najemnik a także łowca głów"- był nad wymiar spokojny w tak dziwnej sytuacji która miała miejsce w tym pokoju. "Wiele o Tobie słyszałem, dużo ludzi opowiada o Twoich wyczynach a bardowie piszą nawet o Tobie pieśni, nadano Ci miano mistrza a nawet słyszałem że nazywają Cie duchem"
-"Gó*no mnie to obchodzi gadaj po co tutaj jesteś i co jej zrobiłeś" - Garrett tracił już nerwy ale starał się panować nad swoimi słowami, wiedział ze sprawa jest niekorzystna dlatego jego prawa ręka już leżała na rękojeści maczugi.
- "Strasznie jesteś niecierpliwy a przecież przed nami cała noc. Widzisz mamy a raczej mieliśmy wspólnego znajomego"
- "Bass!!"- wykrzyknął mistrz
-"OOO tak właśnie było mu na imię zapomniałem przepraszam. Odwiedziłem tego jegomościa wczorajszego dnia aby dowiedzieć się kiedy mogę Cię zastać był bardzo oporny do wyznania tej tajemnicy ale utracenie klejnotów spowodowało miód dla moich uszu. Niestety biedak zaczął klnąc na mnie czego bardzo nie lubię więc poderżnąłem mu gardło"
-"Ty skur*ielu" - syknął przez zęby Garrett
- "I widzisz tak samo głupi był Twój przyjaciel" - przechadzał się przy tych słowach Drakar po pokoju oglądając wnętrze.
-"Po co cała ta farsa?"- zapytał ciężko mistrz
-"Widzisz bo ja nie uważam Cię za mistrza, to ja nim jestem. Wiem że pewnie samodzielnie nie podejmiesz się walki ze mną ale spokojnie pomogę Ci" - Drakar podniósł Maggie i mocno szarpnął w swoją stronę szybkim ruchem wbił w nią sztylet i rzucił w kąt pokoju "Masz dokładnie 3 minuty aby podać jej odtrutkę która leży na biurku inaczej ta ślicznotka odwiedzi Twojego przyjaciela i może da mu dupy a nie Tobie"
Garrett nie myśląc dłużej dobył lewą ręką swojego sztyletu i cisnął nim w stronę Drakara w prawej ręce już gotowa była jego maczuga. Jednak sztylet minął skroń łowcy i wbił się w ścianę. Sam Drakar skoczył do mistrza i zaczął atakować mieczem którego wcześniej Garrett nie zauważył. Wymiany były błyskawiczne dla zwykłego człowieka nawet niewidoczne, obaj zadawali precyzyjne w technice ciosy tylko najlepsi szermierze byliby w stanie je zablokować a dla nich obu była to drobnostka. Obaj wojownicy także stosowali brudne zagrywki ale im dłużej walczyli bardziej zdawali sobie sprawę że kończy im się repertuar zaskakujących ciosów. Ciągła szarża Drakara wymuszała że Garrett cofał się blokując nadchodzące ciosy naglę stracił równowagę przez mocarny cios z góry i otrzymał kopnięcie na klatkę od łowcy. Mistrz przeleciał przez pokój i o mało nie wypad przed okno, szybko zebrał się w sobie i postawił wszystko na jedną kartę rzucił swoją maczugą w stronę , łowca odbił ją bez trudu ale to dało chwilę czasu dla Garrett'a dzięki temu dobył on jednej ze swoich kulek i cisnął wprost pod nogi Drakara na jego nieszczęście kulka błysnęła jaskrawym światłem a jego oczy zgłupiały. Garrett sprawnie podskoczył do ściany w której był wbity jego sztylet ale w tym samym momencie łowca odzyskał wzrok i rzucił się na niego z mieczem, Garrett uchylił się od ciosu zachodząc od prawej ręki i szybkim ruchem wbił mu ostrze prosto w wątrobę.
-" To jeszcze nie koniec prawdziwy mistrzu"- wyszeptał Garrettowi Drakar po czym upadł na ziemie.
Garrett zabrał ampułkę i podaj jej zawartość Maggie. (Tutaj kończę historię i zostawiam wam możliwość pisania własnego zakończenia mojej historii) Miłego czytania :)

17.03.2014 22:33
264
odpowiedz
zanonimizowany983925
1
Junior
Image

Rysunek, który nie dodał się w opowiadaniu.
(Nigdy nie grałem w żadną część serii, przepraszam więc za błędy rzeczowe.)

17.03.2014 23:20
265
odpowiedz
zanonimizowany782274
2
Junior

Złodziej otworzył oczy i chwilę zajęło mu przyzwyczajenie się do światła, którego przez lata tak dbale unikał. Nie mógł przypomnieć sobie co się wydarzyło, ale poczuł się nieswojo w tak jasnym pomieszczeniu. Był zakuty w kajdany. Nerwowo poklepał się po kieszeni – nic nie poczuł. Sięgnął do niej i dokładnie sprawdził zawartość. Tak dokładnie jakby nie mógł uwierzyć w brak tego, co kosztowało go tyle pracy.
Gdy już odzyskał ostrość obrazu zobaczył obok zwłoki Bassa. Okazało się, że złodziej był w domu zleceniodawcy. Zastanawiał się czemu został tu przyniesiony. Usłyszał głosy. Jego znajomi z domu Verminusa właśnie podpalali budynek. Garret popatrzył na martwego gospodarza. „Ty stary obżartuchu. Chciałeś ugrać za wiele i gdzie cię to zaprowadziło? A co gorsza kto mi teraz zapłaci…” – pomyślał. „Właśnie! Ty i twoje nawyki”. Garret przeszukał kieszenie Bassa. Wiedział, że miał on w zwyczaju bawić się ozdobną srebrną wykałaczką, którą tak obleśnie wydobywał resztki jedzenia spomiędzy zębów, gdy dawał mu instrukcje odnośnie skoku. Ale w kieszeniach nic nie znalazł. Zrezygnowany szukał innego wyjścia, aż w akcie desperacji sprawdził jeszcze usta Bassa. Widać zaskoczyli go nie mniej niż Garreta. Srebro nie było najlepszym materiałem na wytrych, ale zamki kajdan też nie należały do najbardziej zaawansowanych.
Garret zaczął szukać wskazówek. Znalazł notkę przysłaną do Bassa. Widniała na niej pieczęć cechu medyków. Znalazł w niej informacje o spotkaniu, a nieopodal leżała kartka, na której Basso zapisywał swoje uwagi. Złodziej pod presją czasu nie czytał ich. Wiedział, że każdy paser musi mieć ukryte wyjście na wypadek nieprzyjemnej wizyty. Lata doświadczenia sprawiły, że Garret szybko je znalazł.
Z notatek wynikało, że Basso odkrył, iż Verminus na zlecenie cechu medyków wykradł kiedyś recepturę na jakąś cudowną maść czy miksturę od ich konkurencji, by nie psuć im sprzedaży. Jej produkcja zniszczyłaby ich interesy. A nikt nie lubi gdy psuje się jego interesy. Oni do tego mieli władzę i byli piekielnie bogaci. Verminus przechytrzył ich. Zamiast sprzedać przepis kazał utrzymywać się do końca życia na poziomie arystokraty, a jeśli stałaby mu się krzywda przepis miał trafić w ręce wrogów cechu.
Szczęście dopisywało dziś Garretowi. No, może zaczęło mu w końcu dopisywać – z dachu budynku zobaczył zbirów, którzy podpalili dom Bassa. Doprowadzili go do domu Verminusa. Z bezpiecznej odległości obserwował dziewczynę, która w nerwowej atmosferze kazała swoim ludziom przeszukać każdy zakamarek, po czym przeszła do innej komnaty. Siedział tam Steve, związany. Przesłuchiwała go dobrą chwilę raz uwodząc, raz tworząc sztyletem paskudne blizny na jego ciele. Uważała go za wspólnika Verminusa, tego, który wie, gdzie jest ukryta prawdziwa Perfekcyjna Formuła. „Jak to?” - pomyślał złodziej – „To receptura, którą miałem w ręku była fałszywa?”. Gdy nadarzyła się okazja po kolei likwidował zbirów. Na koniec poszedł do Maggie, by zadać jej kilka pytań, ale ona uśmiechnęła się i rzuciła na Garreta ze sztyletem. Nadziała się wprost na jego ostrze. Steve ostatnim tchnieniem powiedział, że nie ma Perfekcyjnej Formuły, to był przekręt ich życia. Złodziej ostatni raz podszedł do Maggie. Z jej twarzy nie zniknął cierpki uśmiech i nadal pachniała różami. Garret odgarnął jej włosy z twarzy, zerwał z jej szyi Gwiazdę Polarną i powiedział „Chciaż ty mnie nie opuścisz. Aż do momentu gdy dostanę za ciebie ładną sumkę, rzecz jasna…” po czym wstał i odszedł. W cieniu i po cichu, tak samo jak przyszedł.

17.03.2014 23:23
266
odpowiedz
GorKasz
3
Junior

Właściwie to więcej czasu spędziłem na przycinaniu tego do właściwej długości (Znaków bez spacji 2995), niż samym pisaniu :D Ale mam nadzieję, że się spodoba:

Garrett ocknął się zaledwie kilkanaście minut później. To było dziwne. Żył i nie obudził się w celi. Szybkie sprawdzenie wyposażenia i był już pewien, że zniknęła jedynie Formuła. Czyżby zatem ktoś chciał w ten sposób przeciągnąć Złodzieja na swoją stronę? Tylko skąd wiedział o miejscu spotkania?
- Maggie. - Wygląda na to, że będzie musiał odwiedzić posiadłość Lorda Verminusa raz jeszcze.

Dotarcie na miejsce zajęło chwilę. Teraz jednak, gdy pozornie wszystko było przygotowane czuł się... nieswojo. To było dziwne wchodzić do posiadłości osoby, którą zamierza się okraść nie starając się nawet ukrywać. Nie było jednak innego wyjścia. Maggie wiedziała już o nim odrobinę i spodziewała się jego przybycia. Lepiej więc było przynajmniej pozornie przyjąć swoją porażkę. To nie było, jednak działanie w jego stylu i oby nie tylko on tak myślał.
Wiedział, gdzie go oczekują. Po drodze, jednak nie napotkał żywej duszy, co wykorzystał zostawiając na schodach niewielką kulę. Tak, jak się spodziewał. W obszernej komnacie dawniej należącej do Lorda poza Maggie było jeszcze kilku strażników. Doliczył pięciu, wszyscy z kuszami. Trzech za jego plecami i dwóch po drugiej stronie komnaty. Garretta starał się wyglądać na nie wzruszonego, choć irytowała go ilość światła jaką dawał żyrandol nad nim. W pokoju praktycznie nie było cienia i Złodziej czuł się z tym naprawdę źle.
- Oh, sam Mistrz Złodziei. Kto mógł się spodziewać? - Spytała Maggie uśmiechając się niewinnie.
- Formuła.
- To? - Dziewczyna pozwoliła sobie pomachać mu Formułą przed nosem - Oczywiście należy do Ciebie. Ale...
- Powinienem się jakoś zrekompensować za przetrzymanie jej dla mnie?
- Czytasz mi w myślach. - Maggie uśmiechnęła się lekko. - Widzisz jest ktoś, kto nie zaakceptuje moich praw do tego miejsca. Zabijesz go. Oczywiście możesz odmówić, ale wtedy pozostaniesz z niczym.
- Rozumiem. Zatem chyba nie mam innego wyjścia...

W zaledwie kilka sekund po tych słowach uruchomiła się niespodzianka, która zostawił na schodach wywołując głośny huk i przeciągły gwizd. To sprawiło, że wszyscy, jak jeden obrócili się w stronę wejścia do pokoju. Poza Garretem. Granat dymny upadł na środek pokoju, a jego detonacja zbiegła się z salwą z przeciwległej strony pokoju. Złodziej jednak zanurkował nisko, przetaczając się po podłodze i oba pociski przecięły powietrze na nim. Jeden pozbawił życia kusznika tuż obok. Strażnik przy oknie nie zdążył zareagować. Cios w skroń lekko go otumanił, lecz jego napastnik już był za nim mocnym szarpnięciem odwracając go twarzą do stojącego w drzwiach. Dzięki temu to on, a nie Garrett oberwał pociskiem. Jego towarzysz zbladł, uświadamiając sobie, że teraz to Złodziej ma przewagę, gdyż ten właśnie mierzył do niego z kuszy. Miast jednak w przeciwnika Garrett strzelił w łańcuch przytrzymujący żyrandol. Ten z głośnym hukiem upadł na ziemię, gasnąc. Zapanował chaos, który Maggie starała się opanować krzycząc na podległych Jej ludzi, pomiędzy kolejnymi atakami kaszlu. Dzięki temu Mistrz Złodziei wiedział, gdzie stoi. Skoczył naprzód płynnym ruchem wyciągając pałkę, a gdy dziewczyna dostrzegła w dymie niewyraźny kształt było już za późno. Celny cios w skroń pozbawił Ją przytomności. Wystarczyło chwycić to po co przyszedł i ulotnić się nim dym się rozwieje. Ponownie skorzystał z okna. W kilka sekund później stał już w bezpiecznej odległości od posiadłości, w której zrobiło się głośno, gdyż wszyscy rzucili się szukać Złodzieja. Ten zaś zlewając się z ciemnością przysiągł sobie, że ktoś mu słono dopłaci za wpakowanie go w kłopoty.

17.03.2014 23:26
267
odpowiedz
zanonimizowany668247
168
Legend

,,Mrok spowił nieprzytomne ciało Garretta, a on sam leżał nieruchomo tak jakby sen skradł mu duszę. Czas mijał nieubłaganie, a mimo to noc wydawała się jakby trwała wiecznie. Garrett się ocknął, pomacał ręka potylicę, lecz ból nie wydawał się tak silny jak mógłby przypuszczać. Uderzenie nie było silne, ale niezwykle precyzyjne. Po szybkiej kontroli zawartości ukrytych skrytek zauważył brak Formuły.
-Czas zamienić z kimś słowo twarzą w twarz lub pałką w łeb. - Pomyślał Garrett i udał się szybkim krokiem do posiadłości Lorda Verminusa.
Rezydencja wyglądała niezwykle podejrzanie, cały budynek był okryty atramentem nocy, a samej posiadłości pilnowało raptem paru młodych strażników.
Bez najmniejszych przeszkód Garrett dostał się do środka i ogarnęła go głęboka cisza. Nie było słychać rozmów strażników, ani nawet chrapania. Zachowując czujność Garrett udał się do pokoju Maggie na rozmowę. W pokoju jej nie było. Posiadłość wyglądała na opuszczoną. Nic bardziej mylnego. Instynkt podpowiedział Garrettowi, by ten sprawdził jeszcze komnatę Verminusa. Jak pomyślał, tak zrobił. Ostrożnie wszedł do środka. Cisza zamieniła się w głuchy odgłos mantry, a leżący przy łóżku złoty sygnet przykuł uwagę mistrza złodziei. Na pierścieniu widniał symbol wyglądający jak ryba w niepełnym okręgu. Na rybie znajduje się okrąg z punktem w środku, a nad nią również punkt. Garret od razu zauważył, że ten symbol to "Trzecie Oko Szachraja" - symbol Pogan.
Garrett jeszcze bardziej czujny przekroczył próg wiodący do sekretnych, mroczniejszych części posiadłości. Schody po których schodził były wąskie i słabo oświetlone. Po przekroczeniu ostatniego progu Garrett znalazł się w pomieszczeniu z pasem cel, jedna przy drugiej. W jednej z nich wydobywał się dosyć uporczywy, mający problem z prawidłową intonacją głos Mad Matta.
- "No to jak mój przyjacielu, wyśpiewasz mi wszystko co chcę wiedzieć czy mam połamać twoje złodziejskie paluszki? - zarechotał - "Niczego ode mnie nie wyciągniesz i tak wiesz więcej ode mnie." - Odpowiedzial Basso.
- "Jak śmiesz się tak do mnie odzywać." - Krzyknął Matt, próbując się powstrzymywać(czasem siłą) przed podnoszeniem głosu.
Garrett niepostrzeżenie zaszedł Matta od tyłu, ogłuszając go.
- "Jak miło Cię widzieć. Ale dotarcie tutaj mogłoby Ci zająć trochę mniej czasu. Mimo to masz u mnie kielicha..." - powiedział Basso z nieskrytym uradowaniem.
- "Klient nas wykiwał? Bo jeśli to Ty zdradziłeś tajemnicę handlową to lepiej byłoby dla ciebie, jakbym wcale tu się nie pojawił." - odrzekł Garrett.
- "Okazuję się bowiem Mistrzu Garretcie, że nasz klient właśnie przeprowadza jakiś rytuał przywołania Szachraja. Jak się okazuje, chcą wykorzystać ciało Lorda Verminusa jako naczynie dla samego Szachraja." - wyjaśnił Basso.
- "Ta doskonała Formuła ma w tym pomóc? - po chwili zastanowienia Garrett dodał - "Zresztą nie chcę wiedzieć. Czas tym razem zepsuć tę noc komuś innemu."
Garrett uwolnił Basso i udał się prędko w głąb korytarzy, prosto do sali, gdzie odbywał się rytuał. Był tam ołtarz znajdujący się w środku Heptagramu, na którym leżało truchło Lorda Verminusa. Przy ołtarzu trzymając oburącz karmazynowy kielich a w nim substancja wytworzona dzięki formule. A przed ołtarzem stoi spora grupa wyznawców, w tym także lordowska straż. Powtarzający słowa Szamanki Maggie niczym modlitwę.
Basso dołączył do Garretta. - "Trzeba działać, zanim sprawy bardziej się skomplikują." - zaszeptał Basso. "Ty lepiej nic mi nie mów o komplikacjach, ale masz rację." - odpowiedział cicho Garrett.
Wyciągnąwszy kuszę, po chwili wahania Garrett oddał celny strzał prosto w krtań szamanki, przerywając tym samym rytuał. Straż oraz reszta wyznawców ruszyła w bój przeciwko mistrzom złodziei i gdyby nie bomby błyskowe, kilka celnych strzał z kuszy w kończyny strażników, jak i zamęt który przy tych działaniach powstał, Ci już byli martwi. Trupy pogan rozścieliły salę. Dla pewności, że rytuał nie zakończył się powodzeniem, Garrett oddał ostatni bełt prosto w lordowską czaszkę.
- "Następnym razem upewnij się, kto zleca nam zadania. Chyba, że chcesz żebym zmienił profesję i czynić honory jako cel pierwszej misji." - Odrzekł Garrett po czym zniknął wraz z cieniem nocy, która równym tempem ustępowała światłu dziennemu.
- "Dobrze się spisałeś Garrett. Wieczorem wypijemy sobie po szklaneczce, a jutro będę mieć dla Ciebie specjalne zadanie, które z pewnością Ci się spodoba. Zasłużyłeś sobie, oj zasłużyłes."

17.03.2014 23:39
268
odpowiedz
Ailim9
9
Legionista

Płuca płonęły żywym ogniem, lodowata woda wdzierała się do ust, uszu i nosa, a potem nagle wszystko ustało.

Wydarzenia ostatnich godzin pamiętał jak przez mgłę, ale jedno nie dawało mu spokoju: został okradziony. „Ironia losu” pomyślał i zaczął rozglądać się po okolicy. Pierwsze co przykuło jego uwagę to miejsce w jakim się znajdował. Nie pamiętał, żeby wybrał się do doków. Drugie były nietypowe ślady butów przy brzegu.
- Szpotawy Jake. - Splunął na ziemię. - Wygląda na to, że muszę złożyć Maggie wizytę. - Spojrzał w górę, powoli zaczynało świtać, po czym rozpłynął się w mroku.

Była tam gdzie widział ją po raz ostatni, w komnacie Verminusa. Stała do niego tyłem i właśnie dolewała sobie trunku do kryształowego kieliszka, wyraźnie świętując, kiedy rozległy się nierówne kroki, a po nich pukanie. „Jake” domyślił się złodziej „pewnie przyniósł jej Perfekcyjną Formułę. Tym lepiej dla mnie.” Drzwi zamknęły się, a Meggie wróciła do kieliszka kładąc Formułę obok na barku. Garret uśmiechnął się do siebie „to będzie łatwiejsze niż myślałem”. Bezszelestnie znalazł się za dziewczyną i szybkim ruchem sięgnął po cenną kartkę. Prawie wrzasnął kiedy jego ręka przeszła na wylot. Spróbował jeszcze raz.
- To bezcelowe. - usłyszał damski głos dochodzący zza jego pleców. - Nigdy ci się nie uda.
Odwrócił się na pięcie i natychmiast tego pożałował. Niecałe kilka kroków od niego stała kobieta cała poznaczona głębokimi ranami ciętymi, z których wciąż ciekła krew zlewając się z czerwienią jej sukni.
- Spokojnie ona nas nie słyszy – nieznajoma ruchem podbródka wskazała Meggie, która właśnie razem z Formułą opuszczała pokój – i nie widzi.
- Kim jesteś? - Garret z trudem hamował wściekłość, był tak blisko.
- Leanna. - Przedstawiła się wyciągając rękę. Nie uścisnął jej. - Garret jak sądzę. - Cofnęła dłoń zmieszana.
- Leanna nie żyje. Chcesz mi wmówić, że zacząłem widzieć duchy?- Przerwał jej chłodno.
- Nie. Próbuję w możliwie najmniej bolesny sposób uświadomić ci, że jesteś martwy, a konkretnie rzecz ujmując stałeś się duchem, widmem nazywaj to jak chcesz. - Złodziej milczał skonsternowany, więc mówiła dalej. - Wiesz jaka jest Maggie. Wolała dać ci Formułę, a potem za jednym zamachem pozbyć się świadka morderstwa i odzyskać co jej. Pewnie wmawia wszystkim, że to ty zabiłeś Verminusa.
- Muszę iść.
- Co? Dokąd? Stój! Nie rozumiesz?! Już nic nie możesz zrobić! Zostań ze mną! - W jej głosie pobrzmiewała rozpacz i... samotność.
- Muszę wiedzieć po co to wszystko. - Odszedł nie odwracając się ani razu.

- Co!!! - Krzyk Maggie poniósł się echem po całej rezydencji. Chwilę później ze ściany obok wynurzyła się głowa Garreta. - To nie może być puste! Tu miał być tekst Perfekcyjnej Formuły! - oglądała kartkę pod różnymi kątami, ale niczego nie dostrzegła. W końcu sfrustrowana rzuciła nią w kąt pomieszczenia wkładając w to całą swoją złość. - Ktoś mi za to zapłaci. - Wściekła wysyczała przez zęby i wyszła z pokoju.
Zrezygnowany złodziej ruszył w stronę obecnie bezwartościowego świstka. „Czyli cała ta afera o zwykłą, pustą kartkę. Ktoś kto zlecił tę kradzież musiał się świetnie bawić.” Spojrzał z góry na Perfekcyjną Nie-formułę i zamarł w bezruchu. Nie była pusta. Ukląkł żeby przyjrzeć się jej bliżej i zaczął czytać. Nie był w stanie zrozumieć ani słowa, ale kiedy skończył, świat wokół niego zawirował.

- Zobaczysz, to będzie banalna robota. Wejdziesz, złapiesz Formułę i wyjdziesz. Verminus nawet się nie zorientuje, że ktoś go obrobił. Garret czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Basso wyglądał na wyraźnie poirytowanego. - Bierzesz tę robotę?
- Nie tym razem.

17.03.2014 23:47
269
odpowiedz
zanonimizowany351857
1
Junior

Garret znajdował się w ogromnej rezydencji, ścigały go ciemne postacie, lecz gdy tylko próbował się ukryć wszystko dookoła znikało , zostawiając go samego, bez szansy na ratunek. Sen minął krótko przed przebudzeniem przez migające światło latarni, po zmrużeniu oczu, dostrzegł znajomą postać. Basso stał tam w swoim kapeluszu i stroju który był parodią eleganckiego. Po zawieszeniu latarni zobaczył że złodziej nie śpi, wydął swoje rybie usta i chytrze się uśmiechnął, choć było widać że jest nie zadowolony. Po chwili się odezwał,- No to powiesz co się stało?, mój czas jest drogi, jak ta formuła, zresztą ten lokal też nie jest tani-. Głowa Garretta wciąż pulsowała od bólu,-Auu... nie jestem pewien ale... -.Przeszukał swoje wyposażenie by stwierdzić że oprócz formuły brakuje naszyjnika z ostatniej misji. Mogło być gorzej. Paser pochylił głowę by rozmawiać szeptem- Co z formułą?-.Garret pokiwał przecząco głową. Paser wyprostował się energicznie i machnął zawiedziony rękoma - Przecież nie schowałem jej w zaułku,gdzie byłeś?- [b]Wybornie szła mi karta, a kiedy dotarłem na miejsce chyba przestraszyłem twoich znajomych.
- Widziałeś kto to?-. W odpowiedzi Basso wykrzywił przecząco twarz.- A więc przegrywałeś grając w karty, kiedy ja byłem okradany? -Skąd ten pomysł?.Ehh...tak przegrałem. Jak masz mi coś do zarzucenia lepiej powiedz czemu Mistrz Złodziei dał się podejść
- Żebyś zobaczył jak się kończy niepunktualność-. Po uspokojeniu się wyjaśnili sobie resztę informacji. Ustalili że Paser dowie się czegoś o tej sytuacji i popyta kto chce sprzedać podwójnie ukradziony medalion, a Garret się wyleczy i poczeka na rozwój wydarzeń. Przeszkodziły im tylko karczemne dziewki. Garret wyjaśnił Paserowi że mu na ból głowy nie pomaga to co jemu i polecił by od razu zabrał się do pracy. Dziewka umówiona z Basso nie kryła zawodu z tego powodu.
Garret już dawno zorientował się do której karczmy zabrał go Basso. Po doprowadzeniu się do porządku, zamówił przy barze specjalność dnia. Usiadł jak zawsze plecami do rogu karczmy w cieniu. Pomyślał nad ostatnim oszałamiającym wydarzeniem, czuł tam charakterystyczne perfumy,
o ile zaułki tak ostatnio nie pachną to była tam Maggie. Miała pomocników, nie mogła go powalić sama, nie żeby ujmował złodziejce ukrytych atrybutów, ale po prostu cios padł z góry zadany przez kogoś wysokiego. Rozmyślania Garretta przerwał bogaty jegomość, który chciał się uraczyć
jakimś chamskim napojem, w końcu okazja czyni złodzieja. Nie była to jedna z biedniejszych karczm, w których cieszył się sławą wielkiego sportowca, a tamtejszym sportem narodowym było złodziejstwo. W tej karczmie mało kto go znał i wkrótce drogi sztylet jegomościa
który dumnie trzymał przy pasie, zdobił teraz torbę nowego właściciela. Po czasie zobaczył Basso
dumnego z siebie, Paser od razu zabrał się do mówienia. - Wiem kto to był, szybko znalazłem pasera mającego ten medalion, on znowu ze strachu przed tobą od razu opisał sprzedawce-. Po dokładnym wysłuchaniu opisu, Garret pokazał Basso by podszedł z nim do człowieka, wyglądającego jak z opisu. Przestraszył się, ale nie uciekał, w końcu Garrret chwycił go za kołnierz i zaczął nim szarpać- Po co mnie śledzisz, to ty mnie zaatakowałeś?-. Przestraszony człowiek z łysą głową i twarzą jak zakapior odpowiedział – spokojnie mam propozycje gadaj!. -Mieliśmy sprzedać formułę kolesiowi umówionemu z Maggie, straszny gość zakapturzony, milczący, nie dało się go zapamiętać. Maggie poszła za nim by sprawdził formułę, nagle latarnie zaczęły gasnąć, zrobiło się zimno, usłyszeliśmy urwany krzyk. Próbowaliśmy uciekać ale jego pomocnik powiedział że mamy znaleźć prawdziwą formułę i drugą też, albo nas znajdzie-. Wtrącił się zdziwiony Basso – Co zabrali ci podróbkę?, Garret ciągle mnie zaskakujesz -, Garret uśmiechnął się w odpowiedzi – Dobrze wiedzieć że były dwie-. Zakapior znowu zaczął mówić – Stłukliśmy kolesia który miał drugą, ale mojego kumpla już ktoś załatwił, więc co ty na to oddajemy formuły i dzielimy się po połowie? - Ciekawa propozycja,ale przeoczyłeś jedno, wszystko co masz jest już moje-. Kiedy łysy nieszczęśnik zaczął gorączkowo przeszukiwać swój pas, Mistrz Złodziei znikał już w cieniach karczmy.

17.03.2014 23:53
Fantasta_13
270
odpowiedz
Fantasta_13
62
Pretorianin

Złodziej ocknął się, i zorientował się, że siedzi związany w niemal pustym pokoju. Szybko uporał się z niezłymi węzłami, po czym z wytrychem podszedł do drzwi przed nim. Wchodził w pułapkę, ale pozbawiony swoich zdobyczy oraz ekwipunku nie miał wielkiego wyboru.
Wszedł śmiałym krokiem do skromnie urządzonego pokoju, w którym znajdowała się tylko szafa, łoże, stołek i dywan na podłodze. Spodziewał się tu każdego, dosłownie każdego, ale nawet przez sekundę nie pomyślał o pucułowatym wartowniku pilnującym drzwi do rezydencji. Ten miał na sobie strój z szarej skóry, kaptur i... łuk Garetta. Siedział na oparciu okna z przewiązaną linką i wiadomym było, że lada moment opuści się i zniknie w mroku. Garett stojący w progu drzwi nie miał szans, by go dopaść, nim tamten ucieknie.
- Ty jesteś... Warchlak? - wypalił Złodziej. Jego rozmówca roześmiał się i odparł:
- Srodze mnie rozczarowałeś, Garett. Może się starzejesz? Nie zauważyłeś mnie odkąd zacząłem podążać twoim śladem w rezydencji! Nie zauważyłeś mnie w ciemnym zaułku! Jeszcze ta przemoc. To nie w twoim stylu. - eks-wartownik miał naprawdę rozczarowaną minę. - Nie mówiąc już o naszej przebiegłej damie w opałach. Zrobiła nas obu, nie ma co.
- Kim jesteś?
- Hmm. Może Nowym Złodziejem? - zapytał onieśmielonym głosem – Może głupawym strażnikiem z rezydencji, Prosiakiem? A może...? - przerwał na moment - Gdybyś uważnie słuchał i kojarzył fakty pewnie byś już wiedział! To oczywiste, że miałem pilnować Verminusa. Ten dureń był nam potrzebny, bo ma pieniądze i władzę. Nie tylko ty zawiodłeś dziś wieczór, ja także. Spuszczając z oka małą Maggie, kiedy obserwowałem ciebie, popełniłem niewybaczalny błąd. Na szczęście drugie rozdanie i Formuła należą do mnie. A właśnie, jak myślisz, czym jest Formuła?
Garett milczał.
- Ha! O ileż prościej byłoby znając odpowiedź na to jedno pytanie. Zadaj je tym, którzy cię mi wystawili. Uroczej Młotodzierżczyni Maggie i sprzedajnemu Basso. A teraz, żegnaj Złodzieju! - szybkim ruchem wychylił się za okno.
- Gówno wiesz, Warchlaku. - stwierdził spokojnie Garett. - I gówno masz.
- Hmm. Mocne słowa, jak na kogoś, komu właśnie skradziono broń. - przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem - Co masz na myśli? - odparł w końcu młodszy z mężczyzn powracając do wygodnej pozycji w ramie okiennej.
- To, co trzymasz w wewnętrznej kieszeni kurty, to nie Formuła. Ukryłem ją i wziąłem ze sobą falsyfikat wiedząc, że mnie śledzisz.
Po długiej chwili nerwowego milczenia w końcu zeskoczyła bezgłośnie na dywan i dobyła łuku.
- Bez sztuczek. Mam łuk i nóż za pasem, a ty nie masz czym się podrapać po tyłku. Gadaj, Garett. Gdzie jest Formu...
Złodziej nie czekał i ani myślał o gadaniu. Błyskawicznie obrócił się bokiem do przeciwnika tak, by strzała, którą tamten wystrzelił miała mniejsze szanse na trafienie go. Sztuczka opłaciła się, Złodziej oberwał w ramię. Nim zdołał cokolwiek poczuć zdążył szarpnąć za dywan, na którym stał jego oponent. Postać z łukiem runęła na ziemię i po chwili czuła już na gardle własny nóż przyłożony do szyi przez Złodzieja.
- Muszę przyznać, że jesteś naprawdę niezły. Zapomniałeś jednak, że w tym fachu najważniejsze jest... oszustwo. Wiem, że ani Maggie, ani Basso mnie nie wystawili. Ach, i zapomniałbym, to JEST prawdziwa Formuła. - powiedział Złodziej sięgając po swoją zdobycz.
Usłyszeli pukanie do drzwi.
- Harley, otwieraj! Młotodzierżcy rozpracowali naszą siatkę, musimy się zmywać i to czym prędzej! Harley!
- Ładny pokój. Cokolwiek masz... - powiedział Złodziej znikając za oknem, a ostatnie z jego słów zagłuszył wiatr.

17.03.2014 23:58
ArikEckhart
271
odpowiedz
ArikEckhart
1
Junior

Krople deszczu delikatnie muskały jego twarz, gdy unosił swe ociężałe powieki. ,,Ból” – to pierwsza myśl, która przeszyła jego umysł gdy odzyskał przytomność, powolnym ruchem dłoni złapał się za potylicę, która w tym momencie pulsowała dla niego żywym ogniem. Podniósł się i rozejrzał dokoła, nie był już bowiem w umówionym miejscu lecz w jakieś bocznej uliczce, leżał pomiędzy jakimiś beczkami, ktoś wyraźnie nie chciał by wzbudzał sensacje. „Formuła … cały wysiłek na marne” zaklął cicho i zgrzytnął zębami. Wyszedłszy na główny trakt zacisnął tylko swe wściekłe pięści i ruszył żwawo przed siebie a kroki swe skierował na umówione spotkanie, właśnie tam gdzie miał się spotkać z Basso. Gdy dotarł na miejsce zastał swego zleceniodawcę jak siedział w najlepsze na ławeczce i drapał się po brodzie. Gdy ujrzał Garretta uśmiechnął się tylko kątem ust i rzekł – Spóźniłeś się, masz formułę?. Złodziej jednakże jako odpowiedź wyprowadził cios w brzuch człowieka a ten padł skulony na ziemię. Basso załkał cicho i rzekł drżącym z przerażenia głosem - Dlaczego?! Chwila, czekaj … co robisz?! - po tych słowach padł kolejny cios ten tym razem wymierzony został w szczękę niedoszłego kupca. Złodziej odetchnął z ulgą, klęknął przed wijącym się z bólu paserem i rzekł całkowicie spokojnym głosem jak to z resztą miał w zwyczaju –Właśnie Basso, dlaczego? Tak ciężko było po prostu zapłacić nieprawdaż? – i wymierzył mu kolejny cios w szczękę – Gdybym nie zdążył na czas, Maggie mogła, by nie żyć i tak mi dziękujesz za ratowanie swoich ludzi?. Basso złapał się za twarz i splunął w bok juchą z krwawiącej wargi, po czym wręcz się wydarł – Maggie?! Przecież ona jest od ciebie! Przyszła do mnie po zapłatę dla ciebie i mówiła że zaraz przyjdziesz z formułą! – po tych słowach odruchowo zasłonił twarz i skulił się na wypadek kolejnych ciosów. Jednakże zamiast tego złodziej po prostu ruszył biegiem przed siebie, wszystko dla niego bowiem stało się jasne. Po kilku chwilach był już przed rezydencją Verminusa wdrapał się na mur tak samo jak poprzednim razem, o dziwo nikt nie zauważył liny zwisającej w zacienionym odcinku muru. Gdy przedostał się już na teren pałacyku ujrzał kulawego Jake’a, który akurat pełnił wartę przy frontowym wejściu, złodziej stanął przed kolejnym wyborem … utorować sobie drogę po trupach czy oszczędzić tylu ile się da. Na nieszczęście dla strażników Garrett postanowił dać upust wściekłości i podszedł bezszelestnym krokiem do wartownika, gdy ten na dosłownie chwilę odwrócił wzrok, nie zdążył nawet krzyknąć, włamywacz jednym szybkim ciosem otwartej dłoni w gardziel zmiażdżył mu krtań. Ciało osunęło się po chwili na ziemie popadając w przedśmiertne konwulsje. Bez większych ceregieli Garrett ruszył dalej, gdy postawił swe kroki w głównym holu rozejrzał się tylko czy nikt go nie usłyszał i ruszył schodami na górne piętra budynku. Przed wejściem do sypialni Maggie ujrzał jeszcze dwóch strażników, nie patyczkując się jednak wyjął swój łuk i napiąwszy cięciwę zdjął obu z nich. Gdy obaj leżeli już martwi wszedł do jej pokoju, tak jak poprzednio dało się wyczuć woń perfum unoszących się w powietrzu. Zastał ją siedzącą na łóżku, wyraźnie czekała na niego – Zatem … już to rozgryzłeś, nieprawdaż? – rzekła cicho wzdychając przy tym. Złodziej nie odpowiedział, spojrzał tylko na stolik, na którym leżała wypchana sakwa oraz formuła, po krótkiej chwili podszedł do kobiety i jednym szybkim ruchem skręcił jej kark. Po tym odszedł zabierając ze sobą złoto i formułę, spytacie pewnie co stało się z, nim potem … cóż to już zupełnie inna historia.

17.03.2014 23:59
ArikEckhart
272
odpowiedz
ArikEckhart
1
Junior

Krople deszczu delikatnie muskały jego twarz, gdy unosił swe ociężałe powieki. ,,Ból” – to pierwsza myśl, która przeszyła jego umysł gdy odzyskał przytomność, powolnym ruchem dłoni złapał się za potylicę, która w tym momencie pulsowała dla niego żywym ogniem. Podniósł się i rozejrzał dokoła, nie był już bowiem w umówionym miejscu lecz w jakieś bocznej uliczce, leżał pomiędzy jakimiś beczkami, ktoś wyraźnie nie chciał by wzbudzał sensacje. „Formuła … cały wysiłek na marne” zaklął cicho i zgrzytnął zębami. Wyszedłszy na główny trakt zacisnął tylko swe wściekłe pięści i ruszył żwawo przed siebie a kroki swe skierował na umówione spotkanie, właśnie tam gdzie miał się spotkać z Basso. Gdy dotarł na miejsce zastał swego zleceniodawcę jak siedział w najlepsze na ławeczce i drapał się po brodzie. Gdy ujrzał Garretta uśmiechnął się tylko kątem ust i rzekł – Spóźniłeś się, masz formułę?. Złodziej jednakże jako odpowiedź wyprowadził cios w brzuch człowieka a ten padł skulony na ziemię. Basso załkał cicho i rzekł drżącym z przerażenia głosem - Dlaczego?! Chwila, czekaj … co robisz?! - po tych słowach padł kolejny cios ten tym razem wymierzony został w szczękę niedoszłego kupca. Złodziej odetchnął z ulgą, klęknął przed wijącym się z bólu paserem i rzekł całkowicie spokojnym głosem jak to z resztą miał w zwyczaju –Właśnie Basso, dlaczego? Tak ciężko było po prostu zapłacić nieprawdaż? – i wymierzył mu kolejny cios w szczękę – Gdybym nie zdążył na czas, Maggie mogła, by nie żyć i tak mi dziękujesz za ratowanie swoich ludzi?. Basso złapał się za twarz i splunął w bok juchą z krwawiącej wargi, po czym wręcz się wydarł – Maggie?! Przecież ona jest od ciebie! Przyszła do mnie po zapłatę dla ciebie i mówiła że zaraz przyjdziesz z formułą! – po tych słowach odruchowo zasłonił twarz i skulił się na wypadek kolejnych ciosów. Jednakże zamiast tego złodziej po prostu ruszył biegiem przed siebie, wszystko dla niego bowiem stało się jasne. Po kilku chwilach był już przed rezydencją Verminusa wdrapał się na mur tak samo jak poprzednim razem, o dziwo nikt nie zauważył liny zwisającej w zacienionym odcinku muru. Gdy przedostał się już na teren pałacyku ujrzał kulawego Jake’a, który akurat pełnił wartę przy frontowym wejściu, złodziej stanął przed kolejnym wyborem … utorować sobie drogę po trupach czy oszczędzić tylu ile się da. Na nieszczęście dla strażników Garrett postanowił dać upust wściekłości i podszedł bezszelestnym krokiem do wartownika, gdy ten na dosłownie chwilę odwrócił wzrok, nie zdążył nawet krzyknąć, włamywacz jednym szybkim ciosem otwartej dłoni w gardziel zmiażdżył mu krtań. Ciało osunęło się po chwili na ziemie popadając w przedśmiertne konwulsje. Bez większych ceregieli Garrett ruszył dalej, gdy postawił swe kroki w głównym holu rozejrzał się tylko czy nikt go nie usłyszał i ruszył schodami na górne piętra budynku. Przed wejściem do sypialni Maggie ujrzał jeszcze dwóch strażników, nie patyczkując się jednak wyjął swój łuk i napiąwszy cięciwę zdjął obu z nich. Gdy obaj leżeli już martwi wszedł do jej pokoju, tak jak poprzednio dało się wyczuć woń perfum unoszących się w powietrzu. Zastał ją siedzącą na łóżku, wyraźnie czekała na niego – Zatem … już to rozgryzłeś, nieprawdaż? – rzekła cicho wzdychając przy tym. Złodziej nie odpowiedział, spojrzał tylko na stolik, na którym leżała wypchana sakwa oraz formuła, po krótkiej chwili podszedł do kobiety i jednym szybkim ruchem skręcił jej kark. Po tym odszedł zabierając ze sobą złoto i formułę, spytacie pewnie co stało się z, nim potem … cóż to już zupełnie inna historia.

18.03.2014 00:00
ArikEckhart
273
odpowiedz
ArikEckhart
1
Junior

Kurcze ... aż dodałem dwa razy przez przypadek >.<

18.03.2014 00:00
274
odpowiedz
zanonimizowany983866
1
Junior

Garrett wślizgnął się zwinnym ruchem do pokoju. Cel jego misji znajdował się tuż przed nim. Szkatułka leżała na hebanowym blacie sekretarzyka. Ostrożnie wyciągnął rękę po swój łup. Zastygł, gdy katem oka dostrzegł poruszającą się w półmroku niewielką sylwetkę. Czarno-biały kocur wskoczył na drogocenny mebel i dostojnie usadowił się na szkatułce. „Przeklęty sierściuch” pomyślał Garrett. Nigdy nie lubił kotów.
- A kysz! - próbował przepędzić zwierzaka.
- Garrett, gdzie Formuła?
Złodziej zamrugał ze zdziwienia i z lekkim niedowierzaniem spojrzał jeszcze raz na kota.
- Gdzie Perfekcyjna Formuła złodzieju od siedmiu boleści?- powtórzył z naciskiem kot.
- Koty nie mówią.-stwierdził stanowczo Garrett.
-Jakie koty? Co ty chrzanisz Garrett? Aż tak mocno oberwałeś? Oprzytomnij wreszcie!
Obraz zaczął się rozmywać. Wyczuł parę silnych rąk mocno nim potrząsających. Przed jego oczyma zmaterializował się wizerunek Bassa. Wspomnienia nocy powróciły. Dłoń złodzieja mimowolnie powędrowała w kierunku schowanej Formuły. Niepokojąca pustka, na którą natknęły się palce Garretta potwierdziły najgorsze przypuszczenia.
- A niech cię… Akurat teraz musiałeś dać się tak głupio podejść?
- To może wytłumaczysz mi swój brak punktualności?
- Nagła rewizja. Podpuszczenie strażników było sprytnym zagraniem, ale nie mogła wiedzieć, że byłem gotowy na taką ewentualność.
- Kogo masz na myśli?
- Maggie. Wystawiła nas obu. Zawsze pracowała dla tego, kto daje najwięcej. Nie sadziłem, że ktoś przebije moją ofertę. Słuchaj Garrett, ta Formuła wiąże się z ogromnymi zyskami. Podejrzewam gdzie Maggie mogłaby chcieć sfinalizować swoją transakcje.
- Czy ja dobrze rozumiem? Najpierw bez mojej wiedzy zaangażowałeś w tą misje jeszcze jedną osobę, po czym oczekujesz, że za tą samą stawkę będę naprawiał twoje błędy? Jeśli chcesz żebym się tym zajął musisz nieco dopłacić.
- Powinienem potrącić ci za twój brak rozwagi, ale niech ci będzie.- Niechętnie zgodził się Basso.

Garrett stąpał lekko po drewnianym podeście, zachowując z dawna wyuczone nawyki. Przylgnął na skraju opuszczonej wartowni i w bezruchu obserwował pogrążony w mroku wskazany przez Bassa zaułek. Już po chwili zjawiła się kobieca postać. Przystanęła w najciemniejszym kącie wyraźnie kogoś oczekując. Chwilę później z ciemności wychynęła kolejna sylwetka. Garrett nawet nie zauważył skąd nadeszła. W duchu przeklął swoją nieuwagę. Maggie bez zbędnych formalności oddała wspólnikowi cenny dokument. W odpowiedzi tajemnicza postać rzuciła jej przyjemnie brzęczącą, pękatą sakiewkę. Garrett przyjął dogodną pozycje do oddania strzału. Spokojnym ruchem sięgnął po strzałę. Ramiona łuku powoli naginały się pod wpływem siły złodzieja. Nie czekając na dalszy przebieg akcji wypuścił strzałę. Niespodziewanie klient Maggie zgiął się w pół unikając zabójczego ataku. Strzała minęła swój cel i przyszpiliła do muru płaszcz kobiety. Garrett co prędzej rzucił się w pogoń za uciekającym nieznajomym. Jeszcze raz wymierzył i wypuścił strzałę. Grot przechwycił formułę w locie, zaś szaty uciekiniera opadły na ziemię jakby ich zawartość wyparowała. Garrett docierając na miejsce dostrzegł pod swoimi stopami studzienkę. W czeluści kanałów panował mrok znacznie gęstszy i bardziej niepokojący niż ciemność w której skąpane było miasto. „ Nie wpatruj się zbyt długo w otchłań bo otchłań zacznie się wpatrywać w ciebie” przypomniał sobie stare powiedzenie.
Mimo że Garrett ostatecznie zdobył Formułę i sakiewkę Maggie, to wciąż zastanawiała go tajemnicza postać.

18.03.2014 00:10
275
odpowiedz
zanonimizowany983866
1
Junior
Image

Uhh.. nie zdążyło zapisać mi grafiki teraz wersja już z oprawą graficzną:
Garrett wślizgnął się zwinnym ruchem do pokoju. Cel jego misji znajdował się tuż przed nim. Szkatułka leżała na hebanowym blacie sekretarzyka. Ostrożnie wyciągnął rękę po swój łup. Zastygł, gdy katem oka dostrzegł poruszającą się w półmroku niewielką sylwetkę. Czarno-biały kocur wskoczył na drogocenny mebel i dostojnie usadowił się na szkatułce. „Przeklęty sierściuch” pomyślał Garrett. Nigdy nie lubił kotów.
- A kysz! - próbował przepędzić zwierzaka.
- Garrett, gdzie Formuła?
Złodziej zamrugał ze zdziwienia i z lekkim niedowierzaniem spojrzał jeszcze raz na kota.
- Gdzie Perfekcyjna Formuła złodzieju od siedmiu boleści?- powtórzył z naciskiem kot.
- Koty nie mówią.-stwierdził stanowczo Garrett.
-Jakie koty? Co ty chrzanisz Garrett? Aż tak mocno oberwałeś? Oprzytomnij wreszcie!
Obraz zaczął się rozmywać. Wyczuł parę silnych rąk mocno nim potrząsających. Przed jego oczyma zmaterializował się wizerunek Bassa. Wspomnienia nocy powróciły. Dłoń złodzieja mimowolnie powędrowała w kierunku schowanej Formuły. Niepokojąca pustka, na którą natknęły się palce Garretta potwierdziły najgorsze przypuszczenia.
- A niech cię… Akurat teraz musiałeś dać się tak głupio podejść?
- To może wytłumaczysz mi swój brak punktualności?
- Nagła rewizja. Podpuszczenie strażników było sprytnym zagraniem, ale nie mogła wiedzieć, że byłem gotowy na taką ewentualność.
- Kogo masz na myśli?
- Maggie. Wystawiła nas obu. Zawsze pracowała dla tego, kto daje najwięcej. Nie sadziłem, że ktoś przebije moją ofertę. Słuchaj Garrett, ta Formuła wiąże się z ogromnymi zyskami. Podejrzewam gdzie Maggie mogłaby chcieć sfinalizować swoją transakcje.
- Czy ja dobrze rozumiem? Najpierw bez mojej wiedzy zaangażowałeś w tą misje jeszcze jedną osobę, po czym oczekujesz, że za tą samą stawkę będę naprawiał twoje błędy? Jeśli chcesz żebym się tym zajął musisz nieco dopłacić.
- Powinienem potrącić ci za twój brak rozwagi, ale niech ci będzie.- Niechętnie zgodził się Basso.

Garrett stąpał lekko po drewnianym podeście, zachowując z dawna wyuczone nawyki. Przylgnął na skraju opuszczonej wartowni i w bezruchu obserwował pogrążony w mroku wskazany przez Bassa zaułek. Już po chwili zjawiła się kobieca postać. Przystanęła w najciemniejszym kącie wyraźnie kogoś oczekując. Chwilę później z ciemności wychynęła kolejna sylwetka. Garrett nawet nie zauważył skąd nadeszła. W duchu przeklął swoją nieuwagę. Maggie bez zbędnych formalności oddała wspólnikowi cenny dokument. W odpowiedzi tajemnicza postać rzuciła jej przyjemnie brzęczącą, pękatą sakiewkę. Garrett przyjął dogodną pozycje do oddania strzału. Spokojnym ruchem sięgnął po strzałę. Ramiona łuku powoli naginały się pod wpływem siły złodzieja. Nie czekając na dalszy przebieg akcji wypuścił strzałę. Niespodziewanie klient Maggie zgiął się w pół unikając zabójczego ataku. Strzała minęła swój cel i przyszpiliła do muru płaszcz kobiety. Garrett co prędzej rzucił się w pogoń za uciekającym nieznajomym. Jeszcze raz wymierzył i wypuścił strzałę. Grot przechwycił formułę w locie, zaś szaty uciekiniera opadły na ziemię jakby ich zawartość wyparowała. Garrett docierając na miejsce dostrzegł pod swoimi stopami studzienkę. W czeluści kanałów panował mrok znacznie gęstszy i bardziej niepokojący niż ciemność w której skąpane było miasto. „ Nie wpatruj się zbyt długo w otchłań bo otchłań zacznie się wpatrywać w ciebie” przypomniał sobie stare powiedzenie.
Mimo że Garrett ostatecznie zdobył Formułę i sakiewkę Maggie, to wciąż zastanawiała go tajemnicza postać.

18.03.2014 00:15
276
odpowiedz
Runemaster
4
Junior

Zanim otworzył oczy, zebrał donośnym charknięciem zalegającą w podniebieniu krew i splunął gęsta wydzieliną. Później ujrzał ją, z jeszcze większą pewnością na twarzy, niż kiedy podawała truciznę Verminusowi.
-Ha - zaczęła z jeszcze większa pewnością – naprawdę myślałeś, że tak to się wszystko skończy? Nic Nie podejrzewałeś? Ty, książę złodziei?
-Pałka wymierzona w tył głowy skutecznie utrudnia myślenie - odparł. Chyba będę musiał zmienić wspólnika, na mniej...
-Basso ma z tym tyle wspólnego co i Ty, Garrecie – przerwała, domyślając się reszty zdania – Wami dwoma da się z łatwością manipulować. Perfekcyjna formuła... Moje wspaniałe narzędzie manipulacji – duma w każdym jej słowie niemal uderzała Garetta swym podmuchem – Wystarczyło kilka plotek we właściwych miejscach i właściwym czasie, aby ze zwykłego kawałka papieru powstało coś, co przyciągnęło uwagę każdego szemranego typa w tym mieście, a w konsekwencji Ciebie, Garrecie. Któż inny mógłby dostać się do tak dobrze strzeżonej rezydencji? Musiałam mieć Ciebie i Twoje zdolności, to – wyciągnęła z woreczka naszyjnik, który odbił sie w jej oczach takim blaskiem, że stworzył z nich idealna parę – było zbyt dobrze zabezpieczone. Garret wisiał przywiązany sznurem do sklepienia piwnicy, nie zdradzając po sobie krzty emocji.
- Ty masz swoje wytrychy Garrecie – ciągnęła – a ja mam waszą huć, niewiarygodne jak dobrze przyswajacie sobie informacje zaszeptane w łóżku. Basso połkną haczyk o tajemniczej formule. Verminus nawet nie zorientował się, że jego przybytek stał się marzeniem każdego pasera w mieście, a Ci tutaj – wskazała na straż stojącą tuż za nią – im wystarczy tylko spojrzenie.
-Skoro podzieliłam się swoim kunsztem z kimś kto w ogóle go zrozumie i mam pewność, że Twoje truchło nie wzbudzi podejrzeń, możesz już umrzec łacherze – jej demoniczność wezbrała do stopnia najnikczemniejszego z sukkubów.
-Doprawdy świetnie zagrane Maggie – u kącika jego ust można było dostrzec zawadiacki uśmiech – jeżeli twoje przemówienie podłaskotało już dostatecznie Twojego, pozwól, że teraz ja przemówię.
- Jak ja, Garret, książę złodzieji - jak to ujęłaś mogłem się nie domyślić? – Kontynuował niezykle spokojnie – Cóż... Przekonasz się, kiedy dokładnie obejrzysz sobie swoją gwiazdę polarną, a może raczej MOJĄ gwiazdę polarna.
Maggie z prędkością rozwścieczonej niedźwiedzicy dopadła do woreczka, przyjrzała się, poczerwieniała ze złości i krzyknęła – Ty podstępny łacherze!
- Wiesz, że tylko ja wiem gdzie ona jest, więc grzecznie mnie wypuścisz, a ja może wskażę Ci te miejsce.
- Jeżeli spróbujesz jakichś sztuczek –zginiesz! Wściekłość Maggie zasnuwała jej oczy jak gęsty dym.
Sekundę po rozwiązaniu Garreta gęsty dym zasnuwał oczy wszystkich oprócz jego samego.
Po chaotycznej krzątaninie w pomieszczeniu zostali tylko strażnicy i wściekła femme fatale.
Dopiero później w woreczku na naszyjnik Maggie dostrzegła, że w miejscu repliki znajduje się mała karteczka. Chwyciła ją drżącą ręką i przeczytała - „Dzięki za zlikwidowanie wszelkiego tropu odnośnie MOJEJ gwiazdy i do zobaczenia wkrótce –G.” Po chwili dostała migreny.

18.03.2014 00:20
277
odpowiedz
WillTheScout
3
Junior

Miarowe dudnienie w głowie Garretta stopniowo zaczynało słabnąć. Powoli otworzył oczy, jednak nie zobaczył nic, poza małymi smugami światła. Wyczuwał, że grunt co chwilę lekko podskakuje. Poruszał się. Dopiero kiedy jego wzrok się przyzwyczaił, zorientował się, że to co widzi jest drewnianą skrzynią, a on znajduje się w jej wnętrzu. -Nieźle utknąłem – pomyślał. Spróbował podnieść głowę, lecz natychmiast uderzył w wieko, a ból stał się nie do zniesienia.
-Chyba się obudził – usłyszał jakiś głos z zewnątrz.
-Na razie zostawmy go w spokoju, przecież mamy dowieść go żywego – opowiedział drugi głos.
Garrett postanowił siedzieć cicho i powoli sprawdzać, czy cała jego amunicja została zabrana. Przeszukał wewnętrzne kieszenie stroju, skrytki za paskiem i cholewy u butów. Odetchnął. W ostatnim miejscu znalazł parę małych shurikenów. Zawsze coś – pomyślał.
Nagle poczuł że pojazd zaczyna zwalniać. Po kilkunastu sekundach zatrzymał się i usłyszał paru ludzi gorączkowo ze sobą rozmawiających. Niedobrze. Zaraz po tym poczuł, skrzynia z nim jest niesiona. Trwało to parę minut, aż wreszcie została opuszczona i otwarta. Garrett nie mógł nawet myśleć o ucieczce – stało nad nim czterech umięśnionych ludzi, którzy natychmiast go związali. Na oczy założyli mu przepaskę, tak aby nie mógł podejrzeć drogi powrotnej. Był wleczony do środka jakiegoś starego zamczyska. Nie wiedział kto go porwał, gdzie się znajduje i co się stało z Formułą. Był zdany jedynie na jakiś łud szczęścia.
Wkrótce ściągnięto mu przepaskę, a jego oczom ukazała się ogromna, okrągła sala. Wszędzie pełno było gobelinów, starych obrazów oraz wielkich okien. Naprzeciwko złodzieja postawiony był prymitywny tron. Siedział na nim mężczyzna w średnim wieku, ogolony na łyso, z lekkim wąsikiem. Co kawałek ustawieni byli strażnicy z pełnych zbrojach z halabardami w ręku. Garrett starał się nie okazywać strachu. Jednak kiedy usłyszał głos mężczyzny na tronie przeszły mu ciarki po plecach.
-A więc wreszcie się spotykamy, Garrecie, królu złodziei – powiedział z ironią mężczyzna. –Teraz, kiedy odwaliłeś całą brudną robotę za mnie, myślę że jesteś usatysfakcjonowany. Wydawałoby się, że jesteś trudniejszym przeciwnikiem – ciągnął dalej.
-Nie wiem nawet z kim mam do czynienia – odburknął zlodziej.
-A więc dobrze, przedstawię Ci się, choć dziwi mnie, że mnie nie poznajesz. Jestem Cahir, brat Verminusa i zarazem jego największy wróg. Nawet nie wiesz jaką przysługę mi oddałeś pozbawiając go życia.
-Nie ma sprawy – odrzekł ponuro Garrett. – Szkoda tylko, że ty też nie możesz podzielić jego losu.
Mężczyzna zaśmiał się.
-Dlaczego zaczynasz rozmowę tak agresywnie? – spytał nieco przychylniejszym tonem mężczyzna. – Fakt, może warunki podróży nie były za wygodne, ale to nie powód, żeby się tak wściekać. Sprowadziłem Cię tutaj, bo mam dla Ciebie ciekawą propozycję.
Garrett dalej milczał. Cahir zaczął ciągnąc dalej.
-Czyż nie interesuje Cię tylko zysk, złodzieju? A może chodzi tutaj o coś więcej niż tylko pieniądze? Jaki jest twój główny cel? Co chcesz osiągnąć poprzez kradzież formuły?
Złodziej był zbity z tropu. Nie wiedział co odpowiedzieć.
-A może chciałbyś pracować dla mnie? – mówił dalej mężczyzna. –Uznajmy że Formuła była twoim pierwszym zleceniem. Oczywiście zapłacę Ci tyle co Basso. Od razu powiem, że znalazłbym jeszcze parę zajęć dla Ciebie. Co ty na to?
Trudno podejmować decyzję, kiedy jest się otoczonym przez strażników – pomyślał Garrett. Chyba nie mam innego wyboru, muszę się zgodzić.
- Dobra, umowa stoi. Jakie jest moje kolejne zadanie?

Trochę po terminie, ale myślę, że wkład zostanie doceniony :)

18.03.2014 00:49
278
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

Wiem, że zasady są zasadami, ale proszę mi wybaczyć spóźnienie. Praca była gotowa o 23:40, ale nie wiedziałem, że nie mogę dołączyć tutaj więcej niż 1 grafiki, więc musiałem szukać serwera do zdjęć, a do tego mam straszny problem z internetem. Jak pech to pech. Spóźniłem się tylko o 50 minut(i to nie ze swojej winy, bo wszystko miałem gotowe już o 23:40, ale jak mówiłem, miałem problemy z internetem i grafikami), a nad swoją pracą starałem się bardzo długo i włożyłem w nią wiele trudu :( Naprawdę proszę jej nie dyskwalifikować. Pozdrawiam, Julion.

Moja praca ma 2981 znaków, na początku miała ok. 8500, ale z powodu regulaminu musiałem ją drastycznie pociąć, przez co niektóre wątki są widocznie skrócone. Na końcu przesyłam także 4 rysunki i 1 zdjęcie - wszystko zostało wykonane przeze mnie (są podpisane, aby nie było żadnych podejrzeń o plagiat) :)
A oto i opowiadanie:

Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Pośpiesznie otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać! – oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
Ujrzałem przy progu cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake, który przeżył atak kultystów.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?

Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
[link]

Komnata z czterema kolumnami:
[link]

Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
[link]

Mapa jaskini(rysunek):
[link]

Garret w biurze Bassa(rysunek):
[link]

18.03.2014 01:08
279
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

Ech, pech mnie nadal nie opuszcza. Wygląda na to, że w mojej poprzedniej wiadomości nie pokazują się linki do zdjęć. Oprócz tego nie wkleiłem linka do zmodyfikowanego rysunku, a więc ponownie zamieszczę tu swoje opowiadanie wraz z działającymi linkami(mam nadzieję).

Opowiadanie:

Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Pośpiesznie otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz?!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać!
– oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
Ujrzałem przy progu cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake, który przeżył atak kultystów.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?

Grafiki:

Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
[link]

Komnata z czterema kolumnami:
[link]

Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
[link]

Mapa jaskini(rysunek):
[link]

Garret w biurze Bassa(rysunek):
[link]

Garret w biurze Bassa po zmroku(rysunek w mroczniejszej wersji):
[link]

Pozdrawiam :)

18.03.2014 01:28
📄
280
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

...
Naprawdę przepraszam za to, co wyprawiam z postami, ale znowu nie działają linki. To chyba przez użycie edycji posta :/ Więc wklejam wszystko JESZCZE raz...

Opowiadanie:

Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Pośpiesznie otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz?!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać!
– oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
Ujrzałem przy progu cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?

Grafiki:

Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
http://i.imgur.com/lYpfPON.jpg

Komnata z czterema kolumnami:
http://i.imgur.com/YtCGaWF.jpg

Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
http://i.imgur.com/953yxmY.jpg

Mapa jaskini(rysunek):
http://i.imgur.com/Rkb9Huy.jpg

Garret w biurze Bassa(rysunek):
http://i.imgur.com/AznkxfB.jpg

Garret w biurze Bassa po zmroku(rysunek w mroczniejszej wersji):
http://i.imgur.com/N5qVlbt.jpg

:)

18.03.2014 01:50
281
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Co za dzień. Tym razem linki do grafik działają, ale ucięło mały kawałek tekstu...
Muszę napisać czwartego posta pod rząd, za co serdecznie przepraszam. Już nie ta godzina na sprawdzanie prac. No ale nieważne. To, co tutaj wstawiam, jest ostateczną wersją(oby) opowiadania i grafik.

Opowiadanie:

Obudziłem się w dziwnej sali pełnej Pogan. Leżałem na misternie wykonanym ołtarzu, przyozdobionym rubinami i złotem. Pozbawiono mnie ekwipunku. Byłem ubrany w szatę ze znakiem Ludu Leśnego na piersi. Obok mnie leżał martwy Verminus. W moją stronę szedł zakapturzony człowiek ze sztyletem w jednej dłoni i Perfekcyjną Formułą w drugiej. Gdy był blisko mnie, zamknąłem oczy i udawałem, że jeszcze się nie obudziłem. Kiedy Poganin podniósł ostrze, złapałem jego rękę i zabrałem mu sztylet, który następnie wbiłem w gardło napastnika. Krew trysnęła na Formułę. Zaczęła się spalać i biło z niej oślepiające światło. Na oślep pobiegłem w stronę wyjścia.
Dotarłem do pomieszczenia ze schodami na wprost, drzwiami po lewej i odnogą jaskini po prawej. Podszedłem do drzwi i w dziurce od klucza ujrzałem Maggie. Nagle usłyszałem Pogan.
-Dalej, bracia! Nie myślcie o Formule! Musimy odnaleźć tego bandytę! Aby nasz miłościwy pan, Szachraj, mógł wskrzesić Lorda Verminusa, potrzebuje ofiary!
-Muszę szybko znaleźć swój ekwipunek. Bez niego nie mam szans, by stąd uciec – pomyślałem.
Udałem się w prawą stronę. Poganie ruszyli schodami w górę. Po chwili dotarłem do pomieszczenia z czterema kolumnami.
-Pusta komnata? Na pewno coś tutaj jest. Może powinienem sprawdzić te kolumny?
Dzięki uaktywnieniu przycisków na filarach dostałem się do skarbca. Jednak najważniejsze było to, że w rogu sali leżały moje rzeczy. Pośpiesznie zabrałem swój ekwipunek. Zdjąłem z siebie szatę Pogan i nałożyłem swój strój złodzieja. Kiedy byłem już gotowy, postanowiłem jeszcze przeszukać to miejsce.
Szybko otworzyłem stojącą obok szkatułkę. W skrzynce znalazłem kosztowności, a także mapę jaskini. Nagle znaleźli mnie kultyści. Miałem tylko chwilę na przemyślenie swojej taktyki. Poczekałem, aż Poganie do mnie podejdą, a następnie rzuciłem bombę dymną. Następnie wybiegłem z sali. Przy kolumnach ponownie wcisnąłem przyciski i tym samym uwięziłem Pogan w ich skarbcu. Po udanej akcji ruszyłem do więzienia Maggie. Gdy się tam znalazłem, otworzyłem drzwi wytrychem, a następnie zacząłem budzić dziewczynę.
-Maggie!
-Garret?! Co ty tu robisz?!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać!
– oznajmiłem.
Po tych słowach rozwiązałem Maggie i razem udaliśmy się w stronę schodów. W ostatnim pomieszczeniu znajdował się drewniany stół, kilka foteli i regał na książki, który zacząłem sprawdzać. Nic jednak nie znalazłem, ale Maggie udało się uaktywnić przełącznik ukryty pod stołem.
Dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia.
W progu ujrzałem cień człowieka. Chciałem ostrzec towarzyszkę przed niebezpieczeństwem, ale było już za późno. Napastnik z nożem wyskoczył na dziewczynę, a następnie zadał jej kilka ciosów w pierś. Tajemniczym człowiekiem okazał się Szpotawy Jake, który przeżył atak kultystów.
-Co ja zrobiłem?! Myślałem, że znów nadchodzą tu ci Poganie. Błagam cię, nie rób mi tego, Maggie, nie umieraj! – krzyczał w rozpaczy Jake, najwyraźniej zdruzgotany swoim czynem.
Było jednak za późno. Maggie wyzionęła ducha.
Na początku nie wiedziałem, co mam zrobić, ale ostatecznie postanowiłem po prostu odejść.
-Przykro mi.
Nie byłem w stanie powiedzieć Jake’owi nic więcej.
Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z posiadłości i udałem się prosto do twojego biura.
-I tak to się skończyło, Basso. Nie mam Formuły, a w posiadłości Verminusa leży pełno trupów.
-Wybacz, że posłałem cię na taką rzeź, Garret. Nie sądziłem, że wynikną z tego takie problemy. No ale przynajmniej będziesz miał co opowiadać przy kufelku, prawda?

Grafiki:

Perfekcyjna Formuła skrapiona krwią Poganina(rysunek):
http://i.imgur.com/lYpfPON.jpg

Komnata z czterema kolumnami:
http://i.imgur.com/YtCGaWF.jpg

Szkatułka z kosztownościami(zdjęcie):
http://i.imgur.com/953yxmY.jpg

Mapa jaskini(rysunek):
http://i.imgur.com/Rkb9Huy.jpg

Garret w biurze Bassa(rysunek):
http://i.imgur.com/AznkxfB.jpg

Garret w biurze Bassa po zmroku(rysunek w mroczniejszej wersji):
http://i.imgur.com/N5qVlbt.jpg

Jeszcze raz przepraszam za całe zamieszanie.

18.03.2014 05:22
282
odpowiedz
Runemaster
4
Junior

Po pierwsze, proszę o wybaczenie małego 15 minutowego spóźnienia - złośliwość rzeczy martwych. Po drugie - w moim opowiadaniu w pewnym newralgicznym momencie pada słowo " Twojego", zamiast "Twoje ego" haha, no tak, niby czemu edytor miałby poprawiać właściwie napisane słowo. :D

18.03.2014 15:03
283
odpowiedz
kamilos2354
2
Junior

Gdzie są te dodatkowe ścieżki wyboru???

18.03.2014 15:35
284
odpowiedz
zanonimizowany981703
2
Legionista

No przecież są... tylko już wybrane :P

20.03.2014 15:48
285
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

Chciałbym się zapytać organizatorów, czy moja praca jest brana pod uwagę mimo małego spóźnienia?

20.03.2014 17:40
286
odpowiedz
zanonimizowany982228
1
Junior

W regulaminie konkursu jest wyraźnie napisane, że zgłoszone przed i po czasie podanym w regulaminie prace nie będą rozpatrywane.

20.03.2014 17:43
claudespeed18
😉
287
odpowiedz
claudespeed18
210
Liberty City Finest

Garret zbyt dużo mówi i jest zbyt mało 'ironiczny' pod koniec opowiadania :/

20.03.2014 21:46
288
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

freeJah - jesteś organizatorem konkursu?

21.03.2014 10:51
289
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Niestety, jesteśmy zmuszeni trzymać się regulaminu. Prace zgłoszone o jakiekolwiek godzinie z datą 18.03 nie zostały wzięte pod uwagę przy wyborze zwycięzcy.

21.03.2014 11:16
290
odpowiedz
mik18
94
Generał

O której godzinie będą wyniki?

21.03.2014 11:45
291
odpowiedz
zanonimizowany982228
1
Junior

Julion - Nie, ale jest regulamin, który podejrzewam nie będzie łamany przez organizatorów :p
Jak to napisał mycha734

21.03.2014 12:33
😈
292
odpowiedz
zanonimizowany984205
1
Junior

kto wie kiedy będą wyniku konkursu?

21.03.2014 13:23
😈
293
odpowiedz
zanonimizowany982228
1
Junior

Dzisiaj :D

21.03.2014 14:41
294
odpowiedz
Morawski
9
Legionista

Ja tu z zawałem oglądam tę stronę, a tu brak wyników. :D

21.03.2014 14:50
295
odpowiedz
zanonimizowany980851
1
Junior

Mam nadzieję, że nie zamieszczą wyników o 23:59:59.

21.03.2014 14:59
296
odpowiedz
MvP8
7
Legionista

:) Ja też mam taką nadzieję.

21.03.2014 15:34
297
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

Mycha734 - wielka szkoda. Kurczę, to tylko niecałe 50 minut spóźnienia, naprawdę nie można zrobić wyjątku?Zwłaszcza, że nie tylko ja nadesłałem swoją pracę po północy.
W swoją pracę włożyłem wiele trudu, a spóźnienie, jak już mówiłem, nie wynikało z mojej winy. Więc ponawiam pytanie: nie można tym razem(ten jeden, jedyny raz) zrobić wyjątku dla mnie i dla innych osób, które nadesłały swoje prace po północy?

21.03.2014 15:47
298
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

freeJaH - ale tu nie chodzi o łamanie regulaminu, lecz o wzięcie pod uwagę problemów, które uniemożliwiły wcześniejsze wysłanie pracy. Poza tym niecała godzina czasu to chyba nie tak dużo w porównaniu do ogromu pracy, który został wykonany, czyż nie?

21.03.2014 15:55
Agrelm
299
odpowiedz
Agrelm
59
Pretorianin

Bez przesady, Julion spóźnił się kilkadziesiąt minut. Po co się tak sztampowo trzymać zasad?

21.03.2014 16:40
300
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

freeJah - jestem kobietą ;)
Julion - pracę można było wrzucić chociażby dzień wcześniej, nie byłoby nerwów związanych z brakiem internetu/nadmiarem obrazków i.t.d.
Agrelm - zasady są zasadami i jesteśmy zobowiązani ich przestrzegać. Jeśli będziemy wprowadzać wyjątki to po jakimś czasie nie będzie sensu zupełnie pisać regulaminu. Daliśmy dość długi czas na zamieszczanie prac, tak więc nie ma tu mowy o zbytnim rygorze z naszej strony.

21.03.2014 17:38
301
odpowiedz
Kat99D
2
Junior

O tak, ja także czekam na wyniki z niecierpliwością. Zna ktoś może orientacyjną godzinę?

21.03.2014 18:03
302
odpowiedz
Morawski
9
Legionista

Kat99D

Ja znam. Krócej niż 6 godzin na pewno. :D hahaha

21.03.2014 18:07
303
odpowiedz
Kat99D
2
Junior

Uf, to tylko 6 godzin. A co to dla mnie. :)

21.03.2014 18:08
304
odpowiedz
zanonimizowany982228
1
Junior

mycha734 - A gdzie ja napisałem inaczej, bo nie mogę znaleźć mojej wypowiedzi? :D

21.03.2014 18:19
😜
305
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Tutaj:
"21.03.2014 11:45
freeJaH
Julion - Nie, ale jest regulamin, który podejrzewam nie będzie łamany przez organizatorów :p
Jak to napisał mycha734
"

;)

21.03.2014 18:45
👍
306
odpowiedz
zanonimizowany982228
1
Junior

W takim razie wybacz :)

21.03.2014 18:47
307
odpowiedz
zanonimizowany982228
1
Junior

A gdzie będą wyniki opublikowane? Tutaj, czy gdzieś na stronie głównej gry-online.pl?

21.03.2014 18:53
👍
308
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

FreeJaH - żaden problem ;) Wyniki pojawią się na stronie http://thief.gry-online.pl/konkurs.asp w przeciągu najbliższej godziny :)

21.03.2014 19:33
309
odpowiedz
jacek9811
7
Junior

Gratulacje zwycięzcy! :)

21.03.2014 19:37
310
odpowiedz
Morawski
9
Legionista

Gratulacje. A swoją drogą, może jakieś wyróżnienia, ot ciekaw jestem kto jeszcze się plasował w głowach redaktorów. :D

21.03.2014 19:53
311
odpowiedz
MvP8
7
Legionista

No ja też jestem ciekaw :)

21.03.2014 19:56
312
odpowiedz
kosa991
4
Junior

Gratuluję zwycięzcy! Popieram pomysł z wyróżnieniami, było by to ciekawe

21.03.2014 19:57
😊
313
odpowiedz
zanonimizowany981828
1
Junior

No nieźle Ufekkk, mnie też się podoba to zakończenie, ale niedużo bardziej niż moje własne =)
Nie chcesz może sprzedać stroju? :]

Też mnie ciekawi kto tam się bił o podium i czemu ostateczny werdykt tyle trwał ;)

21.03.2014 20:35
👍
314
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Do finałowej bitwy o pierwsze miejsce zakwalifikowali sie także: Ailim9, Morawski, BinolPL, Ellenaii, KhaosShadow, Sirh, wellmiller, Mithrandir18, GonzoOo oraz homie :)

21.03.2014 20:41
315
odpowiedz
MvP8
7
Legionista

Troszkę szkoda. że nie napisaliście że obrazki itd. będą miały tak małą wartość :) Niepotrzebnie się męczyłem :P

21.03.2014 21:07
316
odpowiedz
zanonimizowany411949
1
Junior

Gratuluje zwycięzcy :)
Miło czytać, że moja praca walczyła o podium :D

21.03.2014 21:19
317
odpowiedz
Gonzo0o
5
Legionista

Tak samo. W sumie nie liczyłem, ze wespnę się na szczyt.

21.03.2014 21:23
318
odpowiedz
zanonimizowany581957
99
Generał

Porażka boli, ale konkurencja była strasznie silna, więc gratulacje dla zwycięzcy! No i pytanie do redakcji, kiedy następny tego typu konkurs!? :) Premiera The Elder Scrolls Online wydaje się być świetną okazją. Uniwersum daje wam duże pole do popisu, jeśli chodzi o kreatywne urządzenie kolejnej rywalizacji, jak i świetnej zabawy! :)

21.03.2014 21:35
319
odpowiedz
Morawski
9
Legionista

Tym trudniej przyjąć jakoś porażkę, gdy wiadomym jest, że było się branym pod uwagę. :D hahahaha. Ale to zapewne ten niby-pojazd po Łosia twarzy przeważył, który ot był zwyczajowym żartem. <--- to również jest żart. :D Cholera, aż mam ochotę zapytać kto miał jakoby II i III miejsce według redakcji. :D Więc pytam, mimo bólu egzystencjalnego. Kto miał według redakcji niejakie II i III miejsce? :D
Pytam rzecz jasna z ciekawości wrodzonej i ot by jakoś się może pocieszyć, a jednocześnie dobić, hahaha. :D

21.03.2014 21:49
320
odpowiedz
gol234
19
Legionista

Jeszcze nie wiem kto wygrał, ale tak czy siak gratuluję zwyciężcy oraz życzę dobrych insestycji z nagrody. Dla mnie nagrodą jest to, że mogłem spróbować swoich sił.

21.03.2014 22:09
321
odpowiedz
Gonzo0o
5
Legionista

A ja tam chętnie przytuliłbym ten tysiąc...

21.03.2014 22:32
322
odpowiedz
Ufekkk
5
Junior

O matko i wszystkie narody... Szczęka mi opadła do ziemi, jak zobaczyłam tam swój pseudonim! :D
Dziękuuuuuję pięknie! Ten dzień nie mógł być lepszy!
Konkurencja była przemocna, jak przeczytałam prace innych ludzi branych pod uwagę do podium. Tym bardziej człowiek się cieszy, że brał udział w takiej akcji :)
Jeszcze raz wielkie dzięki. Z tej powszechnej radości nie wiem czy dobrze wysłałam maila. To na ten kontakt "Konkursy" tak? Wiem, że durne pytanie, ale po prostu... Po prostu za dużo radości :D

22.03.2014 07:58
323
odpowiedz
Mixthoor
11
Legionista

Gdy emocje opadły, zapraszam po raz kolejny wszystkich fanów Garretta na polskie forum, gdzie nadal trwa (do północy dzisiejszego dnia) nasz wewnętrzny konkurs artystyczny. Szczegóły pod linkiem http://www.thief-forum.pl/viewtopic.php?p=143464#p143464

22.03.2014 08:07
👍
324
odpowiedz
mycha734
23
Harley Quinn

Ufekkk - Gratulujemy raz jeszcze! :) Dostaliśmy Twojego maila, wszystko jest w porządku :)

22.03.2014 10:42
325
odpowiedz
Samzon
20
Chorąży

Jestem jasnowidzem, wiedziałem, że to Ufekkk wygra, jakoś tak jego praca się wyróżniła na tle innych.

22.03.2014 14:04
326
odpowiedz
zanonimizowany980123
2
Legionista

Agrelm - dzięki, nie spodziewałem się poparcia ze strony innej osoby, która też brała udział w konkursie ;)
Szkoda, że nie wiem, czy moje opowiadanie miało szansę na zwycięstwo, bo nie zostało nawet wzięte pod uwagę.

Przy okazji mam pytanie co do alternatywnej wersji opowiadania. Garret ogłusza w niej Steve'a, który, jak wiemy, w pierwszej wersji opowiadania zostaje ogłuszony przez Garreta dopiero pod koniec, gdy złodziej spotka już Maggie. Co by się więc stało, gdybyśmy wybrali opcję, która spowodowałaby atak na strażników na schodach(=ogłuszenie Steve'a), a potem opcję uratowania Maggie(=Steve, który w przypadku wybrania wcześniejszej opcji, powinien być ogłuszony, a jednak odwiedza Maggie)?

24.03.2014 00:48
327
odpowiedz
zanonimizowany981703
2
Legionista

Gratulacje zwycięzcy! :)
Jak się wyśpię po Pyrkonie, poczytam wyróżnione ;)

Ech... Nikomu się nie podobało moje, więc wracam do szufladowego pisania.

12.03.2016 18:12
👎
328
odpowiedz
WerterPL
109
Konsul

Nie zgadzam się z tym wynikiem. Nieważne, że po tak długim czasie i nazywajcie mnie hejterem albo czym tam chcecie, ale to zakończenie ewidentnie zostało wybrane na chybił trafił. Ani redakcja ani autor nie popisali sie znajomością universum.

Po pierwsze - po co żeście te obrazki dawali, skoro okazało się, że były totalnie niepotrzebne? Po co dajecie na koniec obrazek sugerujący, że to Maggie ogłuszyła Garretta a potem inaczej?
Po drugie - Maggie jako Hameryta?! Hameryci nigdy ale to nigdy nie przyjmowali do zakonu kobiet. Mechaniści owszem, ale Hameryci NIGDY bez żadnego wyjątku. Tylko mężczyźni mieli wstęp!
Po trzecie - to miało być zakończenie. Czyli w moim rozumowaniu zamknięcie wszystkich wątków, a wy wybraliście takie, które kończy się tekstem "Nie uwierzysz! Poganie wyszli na ulicę!" Noooo i co? No wyszli i co dalej? To nie żadne zakończenie, tylko kolejny epizod, a miało być zakończenie.

Krótko mówiąc, beznadziejny konkurs. Nagrody super, ale wasz totalny brak wiedzy o Thiefie popsuł wszystko.

Forum: Weź los redaktorów GRYOnline.pl w swoje ręce w interaktywnym opowiadaniu i wygraj 1000 zł oraz strój Thiefa!
początekpoprzednia12