Is There Anybody Out There? - historia Pink Floyd - część 7.
Nigdy nie będę w stanie zgodzić się z tą opinią The Final Cut ale widać jak bardzo można mieć równe gusta, lubiąc tą samą muzykę. Mi zawsze całe TFC wchodziło płynnie z wyjątkiem... Not now John, które wydawało mi się psuć stylistykę całej płyty i niezmiernie mnie irytowało, do tego stopnia, że zazwyczaj ten kawałek przewijałem.
Podobnie Pros and cons of hitchhiking to dla mnie świetna płyta. Radio K.A.O.S faktycznie odstaje poziomem ale gównem też bym tego nie nazwał. Zresztą, mogę to Watersowi wybaczyć - w 1992 wyda najlepszy album w historii muzyki rockowej ;)
Jego ostatnią solową płytę lubię bardzo, ale chyba jest kilka lepszych albumów ;)
A ja płyt Watersa w ogóle nie trawię.
Co do MLOR to płyta niezła, choc PF bez Watersa to nie to samo jednak:)
Roger dawał temu zespołowi wiele, brak jego tekstów.
Gdy w PF rzadził sam Roger było bardzo źle ale gdy nie ma Rogera tez jest źle.
PF najlepsze było jako suma talentów wszystkich muzyków.
To prawda, ale z drugiej strony w moim floydowym Top 3 zawsze było i jest miejsce na Dyvision Bell. Choć bliżej już temu do art rocka, niż do rocka progresywnego, to nie potrafię nie zachwycać się tą płytą ;)