Jestem w drugiej klasie technikum na profilu, który mnie zupełnie nie interesuje - głupio to zabrzmi, ale nic mnie nie nie interesowało ze wszelkich możliwości wyboru w technikach. Poszedłem, bo ktoś znajomy szedł, ktoś inny polecił i tym sposobem jestem, gdzie jestem. Moją lekką pasją jest historia, ale tylko hobbystycznie, liceum to nie miejsce dla mnie, od razu to wiedziałem.
Moją piętą achillesową jest głównie matematyka, w przerwie między I i II klasą zostałem z niej warunkowo promowany. Teraz również nie daję sobie rady, ale pośrednio nie upatruje w tym mojego największego problemu. Najgorsze, że sam nie wiem, co nim jest. Czuję, że nie powinienem być w tej szkole, że nie dam sobie rady, jak gdybym zawodził, również przez dużą liczbę nieobecności, ale to już zupełnie inna materia. Wiele różnych czynników powoduję, że pewnie dlatego chcę sobie odpuścić szkołę o wysokim poziomie.
Nie byłem w szkole od 2 tygodni, na początku chory, później zawzięty na natychmiastową zmianę placówki. Mamy niedzielę, godzinę 22:00, ja stoję nad dylematem – czy pójść jak gdyby nigdy nic z powrotem na lekcje (pozornie „jak gdyby nigdy nic”, nawet wychowawca traktuje mnie niczym skreślonego z listy po lekkich sygnałach od rodziców, oczekując na moje rychłe przybycie po papiery) i odrabiać zaległości, czy też przepisać się do innego technikum na inny równie nieinteresujący kierunek lub zwyczajnie do szkoły zawodowej np. na mechanika, by skończyć cokolwiek, jednakże z planami na jakąś uzupełniającą szkołę, choćby do uzyskania średniego wykształcenia.
Z tą ostatnią „zawodową” opcją wiążą się również groźby związane z wyrzuceniem z domu po ukończeniu szkoły – „radź sobie jako robol z łopatą” dla przykładu. Wątpię, by tak źle wyglądała sytuacja wszystkich po tego typu szkole, bo inaczej byłoby to bezsensowną produkcją samych bezrobotnych. Nie wiem, jak to wszystko traktować, co ze sobą zrobić, potrzebuję jakiejś porady, informacji, czegokolwiek...
Konto założone specjalnie na potrzebę tego wątku.
Druga klasa. Zmieniaj, jeszcze nie jest za późno.
Jak się nie wie co chce się robić to się idzie do liceum, ale jak nie masz zapału do szkoły to nic to nie da bo zazwyczaj później powinno się iść na studia (po liceum).
To ty musisz pomyśleć co chciałbyś robić w życiu i na podstawie tego wybrać odpowiednią szkołę.
lub zwyczajnie do szkoły zawodowej np. na mechanika, by skończyć cokolwiek, jednakże z planami na jakąś uzupełniającą szkołę, choćby do uzyskania średniego wykształcenia.
Tak też bym chyba zrobił, lecz z drugiej strony:
Z tą ostatnią „zawodową” opcją wiążą się również groźby związane z wyrzuceniem z domu po ukończeniu szkoły – „radź sobie jako robol z łopatą” dla przykładu.
No i tutaj zaczyna się problem. Ten stereotyp z zawodówką mnie po prostu rozbraja. Ile znam osób, którzy po ukończeniu samej szkoły zawodowej trzepią kasę, o której niektórym nawet się nie śniło. Oczywiście podstawą zawodówki jest wybranie dobrego kierunku.
Zmieniaj, jeszcze nie jest za późno.
Gdybym jeszcze wiedział, na co? Skąd do cholery mogę wiedzieć, co będę robił w życiu? Jestem realistą, nigdy mnie nie bawiły dziecięce marzenia, a co gorsza, nawet ich nie miałem. Równie dobrze mógłbym po zawodówce popracować nawet na tej łopacie, zarobić i odłożyć, zrobić odpowiednią kategorię i jeździć na tirze. Zresztą myślę, że taka praca do pewnego momentu by mnie satysfakcjonowała.
Teraz to akurat już nieważne, póki co muszę skończyć cokolwiek, a potem zobaczę, jak ułoży się przyszłość.
Ktoś jeszcze podzieli się przemyśleniami?
No to idź do byle jakiej szkoły z byle jakim poziomem z którym zdasz.
Skąd do cholery mogę wiedzieć, co będę robił w życiu? Jestem realistą, nigdy mnie nie bawiły dziecięce marzenia, a co gorsza, nawet ich nie miałem.
No ale tak się składa że jesteś prawie dorosłym człowiekiem a nie dzieckiem. ;)