Są gry, z których warto wycisnąć 100%.
Zawsze po ukończeniu jakiejś gry zastanawiam się czy warto do niej wrócić. I tak dwa pierwsze Gothiki spokojnie ukończyłem ponad 10 razy, Riseny i Wiedźminy po 2, kilka razy CoDa 2 i 4, GTA: SA.
Jeśli gra mnie czymś urzeka nie mogę sobie odmówić powrotu do niej po raz drugi, a może i trzeci, czwarty.
Między innymi dlatego mam zaległości.
Ja ostatnio miałem tak z nowym Tomb raiderem. Pierw przeszedłem znajdując wszystkie znajdzki, przynajmniej starałem się znaleźć wszystkie:D ] A kilka dni później przeszedłem kompletnie je olewając.
chciałem tak zagrać w bioshocka ale znudziło mi się zaraz na początku za drugim razem.
Najwięcej to chyba grałem w Skyrima którego przeszedłem 3 razy z czego ze 2 razy nie przeszedłem mając coś koło 60 poziomu. W skyrima grałem coś koło 400 godzin :D Gdyby nie mody to pewnie bym tyle nie siedział.
Fallout 2 - sam juz nei pamietam ile razy to przechodzilem. W sumie zawsze robilo sie prawie to samo, ale i tak bylo ciekawie (oprocz misji na zabijanie moleratow). Jesli jest w grze wystarczajaco zawartosci zeby grac na rozne sposoby, to jesli gra sie podoba, to duza strata do neij nei wrocic. Mass Effect 1 przeszedlem 7 razy, 2czesc -6, 3czesc -5. I dalej sa rozne, inne drogi i inne sceny niz dotychczas widzialem. Na jutubie jest mnostwo filmikow ktorych w zyciu nei widzialem, a gre znam na wylot. To sie ceni. Teraz siadam do New Vegas, poki nie wyjdzie watch dogs i assasins creed.
Najgorsze, jak te 100% robisz w tydzień jeśli to sandbox (GTA V) albo w dzień/dwa jak to bardziej uproszczone produkcje, szczególnie shootery.
IMO robienie gier na 100% jest nudne... jak jeszcze słyszę, że mam zebrać jakieś 100 piór albo inną pierdołę to się zastanawiam, ale po kiego ? robię wszystkie poboczne questy, ale nie tego typu pierdoły :)
przypomina mi się jak zawsze trochę obśmiewałem ludzi, którzy grali ze mną w WoW'a i oni logowali się po to żeby zrobić np. 5 tysięcy questów po to tylko żeby im wszedł achiv... jasne niech, każdy robi kto chce tylko zastanawia mnie czy nie szkoda czasu ? można przecież rozpocząć inną grę :) albo wyjść na piwo :)
Ja mam trochę inne podejście, z grami mam podobnie jak z książkami. Jedno podejście zakończone sukcesem najczęściej wystarcza mi w zupełności i nie mam potrzeby powrotu do danego tytułu. Jeżeli chodzi o książki wyjątkiem jest "Diuna" i "Władca Pierścieni". W przypadku gier comebacki i ponowne przechodzenie raczej nie wchodzi w rachubę.
Próbowałem tak z Jagged Alliance 2, czy Silent Stormem, ale po przejściu paru misji odbijałem się na dobre. W przypadku pierwszego S.T.A.L.K.E.R.a zacząłem pędzić tuż po dotarciu do Prypeci czując że finał jest już blisko. Takie podejście zemściło się w gdy ukończyłem "Zew Prypeci". Niedokończone, niezaczęte czy spaprane questy zemściły się częściowo negatywnym zakończeniem. Sprawą dyskusyjną jest to czy moją winą jest "parcie na szkło", czy wina w tej kwestii leży po stronie develeperów. Jestem zdania, że chciałoby mi się bardziej maksować grę, zwiedzać i dokańczać questy gdyby S.T.A.L.K.E.R. był cRPG pełną gębą (albo przynajmniej gdyby posiadał więcej elementów tego gatunku). Brak ekspienia to chyba główny powód tego rodzaju stylu przechodzenia gry. Inaczej było w przypadku Wiedźmina 2. "Korytarzowa" konstrukcja gry, fabuła pędząca na złamanie karku powodowała, że chciało się przeć najszybciej na przód. Na szczęście W3 będzie miał otwartą strukturę i mam nadzieję, że spędzę przy nim więcej czasu.
Innymi słowy warto jest poznawać jak najwięcej z zawartości gry, ale ja nie mam potrzeby na opisywane przez was powroty.
To ciekawe. W przypadku GTA miałem prawie tak samo, z tą jednak różnicą, że juz za pierwszym podejsciem robiłem większość zadań i grę ukończyłem w ok. 45 godzin z 80% ukończenia. Jednakże juz dzień po ukończeniu zacząłem drugie podejście, także o wiele bardziej zwracajać uwagę na szczegóły i na swój sposób delektujac się grą. Są gry które warto przejsc drugi a nawet trzeci raz, co prawda 1 lub 2 na rok, ale jednak są.
Przypomniałem sobie, wyjątkiem jest chyba GTA: Vice City, bo tą grę ukończyłem (chyba) dwa razy. No ale to było tylko dla głównego wątku fabularnego, znajdziek nie maksowałem. GTA IV przeszedłem kiedyś w 70% (też tylko wątek fabularny). Teraz staram się ukończyć tą część w 100%. Na razie zablokowałem się na misji z napadem na bank i powoli opuszczają mnie siły i chęć do dalszego grania.
Ano są. Jak najbardziej. Jednakże większość nie warta jest osiągnięcia setki niestety...
Mówisz np. o powtarzających się, nudnych questach, czy bardziej o nudzących wielu znajdźkach?
I to, i to, ale bardziej mam tu na myśli sekrety. Pal licho, jeśli dają jakieś bonusy jak chociażby w GTA 3. Najgorsze są te, co nic nie dają, a pojawiają się o zgrozo w liniowych produkcjach z zamkniętymi mapami, przez co nie ma jak powrócić do wcześniej odwiedzonych już miejsc. To już z kolei jest plaga w świecie elektronicznej rozrywki.
Ja mam wiele razy wrażenie, szczególnie w odniesieniu do tych bardzo liniowych produkcji, że wrzucenie tam bezcelowych sekretów czy znajdziek dla samego fakty ich bycia, to taka jakby próba wniesienia, marnej bądź co bądź, treści do gry przez autorów, którzy niejako chyba są świadomi tego, że coś im nie poszło i próbują łatać dziurę w dachu sianem. To nie ma prawa działać. ;-) Nędzne uzupełniacze?
Qualltin - Bo tak jest. Swoją drogą, ja bym wolał, aby w ogóle nic nie dodawali. Wte, albo wewte, a nie tak, aby tylko.
Jest wiele gier do ktorych wracalem nawet kilkukrotnie, nie ma chyba jednak zadnej ktora zaliczylbym na 100%. Nie czerpie szczerze mowiac zadnej satysfakcji z robienia jakichs questow, ktore mnie po prostu nie interesuja, tym bardziej w zadnej grze nigdy nie bawilem sie w szukanie 'znajdziek'.
Ale GTA V pochwalić trzeba, bo questy nie są monotonne, nie są utrzymanie w stylu "zabij i przynieś". ;-)