FILMag #21 - Elizjum, Kick-Ass 2, Agenci z zaświatów
"najnowszego filmu Neilla Blomkampa, twórcy bardzo dobrego Dystryktu 9"
"Bardzo dobrego" filmu który po obejrzeniu aspiruje do największego gówna na jakie przyszło wydać mi kiedykolwiek pieniądze.
Econochrist <- Na razie to gównem jest twój brak uzasadnienia.
Sztanga i Cash wygląda na naprawdę niepoprawny film biorąc pod uwagę fakty, a nie jak te kickassy, do tego jeszcze ta obsada... chętnie zobaczę, może to będzie pierwszy po Wyspie film Baya co mi się spodoba?
Znów remake'i filmów z Korei, które tracą całą magię w usa...
Nie wiem co to za wątpliwości, czy Penn podoba fizycznie, przecież facet jest przypakowany już od dawna, tylko że po nim nie widać, to tak jak z Harvey Kaitelem, garbią się skurczybyki :P
Wow, nie spodziewałem się tutaj czegoś o takim filmie jak Przed północą, propsy.
Przecież studio potwierdziło sequel pacific rima parę dni temu.....
Pacific Rim - Tyle bananów na twarzach widzów po wyjściu z kina już dawno nie widziałem.
Po tym jak zawiodłem się na Man of steel, postanowiłem już nie czekać na żaden film. Skoro taki reżyser tworzy coś takiego, to nie warto na nic czekać.
Elizjum zapowiada się świetnie, poza tym pomysł na życie na orbicie, super. Wszystko właśnie dąży w tym kierunku. Jak Ziemia się przeludni bogaci będą szukali enklawy, a ta na orbicie wydaje się dostatecznie zamknięta. Nieporozumieniem jest za to dawanie ocen 8-9/10 itc. dla Pacific Rim, ledwo dotrwałem do końca. Sam dla Pacific Rim wystawiał zasłużone 3/10, a większą ocenę wystawianą przez innych traktuje jako pochwałę Del Toro. Tak Labirynt Fauna był doskonały, Pacific Rim to film na poziomie hitu z poprzedniego roku czyli Battleshipa. Obejrzałem, zaliczyłem i nie chce więcej o nich pamiętać.
No widzisz, AleX. A dla mnie nieporozumieniem jest ocenianie PR niżej niż 7/10. To jest solidny film akcji, a jeśli spojrzeć z właściwej perspektywy, jest to rewelacyjna filmowa przygoda. I jako taką ją traktuję.
O boże... Naprawdę aż tak źle, że porównujesz go do Battleshipa? Battleship ciągnęły jedynie efekty specjalne i ścieżka audio, która w kinie wgniatała w fotel. Kurde muszę sobie zobaczyć tego Rima.
Ja chciałem iść na Elizjum, ale ptaszki ćwierkają że wycięto połowę scen(!), w tym mocniejsze sceny by zmieścić się w PEGI 13. Kinówka ma trwać 1 godzinę i 30 minut.
Wolę poczekać na prawdopodobne wydanie Director's Cut i obejrzeć pełnoprawną wersję.
[1] troll decetced. Ja wiem że są różne gusta... ale co ci nie pasowało?
Mnie Dystrykt 9 zachwycił, immersja sięgała zenitu, rewelacyjny klimat i ciekawa koncepcja ludzi jako ciemiężycieli kosmitów.
eJay - Dzięki za info, w takim razie idę do kina!
Jeden z moich kolegów mówił że film Elizjum jest na podstawie naszego Polskiego Chrome lub Chrome Specforce od Techlandu, to prawda czy to on źle zrozumiał???
Now You See Me / Iluzja
Namocowali się żeby zebrać gwiazdorską obsadę. Ruffalo ma wsparcie od takich nazwisk jak Jesse Eisenberg, Woody Harrelson, Isla Fisher, Dave Franco – czwórka złodziejskich magików, zwana tu jeźdźcami – czy Morgan Freeman i Michael Caine. Umówmy się, że przy takim zestawieniu, dwójke jesteśmy w stanie odstrzelić jako najsłabsze ogniwa, bez większego zastanowienia. Franco i Fisher są tylko dodatkiem, wnoszącym bardzo niewiele do całości. Isla, bo w grupie musi być ładna kobieta. Dave, bo w grupie musi być przystojny facet. Dobrze wypadają tylko w pierwszych minutach, kiedy cała czwórka jest nam przedstawiana w swoich indywidualnych występach. Później są zepchnięci na niewidoczny plan – magia! – ciągnąc na dno kolegów po fachu. Mimo obiecujących momentów interakcji między Harrelsonem i Eisenbergiem – ten gra w zasadzie Zuckerberga z „Social Network” – jesteśmy zmuszeni śledzić poczynania agenta FBI i narzuconej mu agentki Interpolu. Oni z kartonu wycięci może nie są, ale nie dają takiej satysfakcji jak czołowi „jeźdźcy”.
„Now You See Me”, to bajeczka. Każdy musi być tego świadom, przystępując do seansu. Fabuła ma tyle wspólnego z logicznym śledztwem, co cały zestaw przedstawionych sztuczek. Część z nich jest prosta, wszystkim znana, zaczerpnięta od podrzędnego magika. Większość jest absurdalna i nieświadomie zabawna. Mowa tu o kobiecie w środku latającej bańki mydlanej, i tego typu głupotach. Brakuje tylko słoni i gadających wiewiórek. Jakby się człowiek czepiał szczegółów, to przy wielce eksponowanej umiejętności do hipnotyzowania ludzi, cała czwórka mogłaby osiągnąć cel o wiele szybciej. Przedobrzyli z tym motywem, kiedy ludzie po wypowiedzeniu magicznego słowa – niczym w „Klątwie Skorpiona” Allena – zaczynają grać na skrzypcach. Woody potrafił się tym bawić, oni wałkują ten sam motyw kilkukrotnie, obrazując swoją głupotę.
Powiadają, że im więcej widzisz, tym łatwiej będzie Cię oszukać. W „Iluzji” im więcej będziesz myślał, tym mniej Ci się to wszystko spodoba. Budują napięcie do czegoś, co ciężko nazwać sztuczką, a cel który im przyświeca, to dowcip bardzo niskich lotów. Przyznam jednak to, że udało im się mnie oszukać. Oszukali mnie przy zwiastunie, kiedy oczekiwałem dobrego, rozrywkowego kina, a dostałem to. Przeciętniaka, któremu żaden Copperfield by nie pomógł – 4/10
The Lone Ranger / Jeździec znikąd
Western w wersji pro-dziecięcej, to cieżki do przełknięcia orzech. Hasają na koniach, paradują w kapeluszach, mają rewolwery, ale to nie robi z nich kowbojów. Cała obsada wygląda jak zgraja przebierańców. Żaden nie ma najmniejszego zamiaru nas oczarować, czy wciągnąć w prostą historię o braterskiej zemście.
Mawiają po „Lone Rangerze”, że to najwyższy czas by Depp odstąpił od tego typu kreacji. Spędził z nimi większość swojej kariery i już się wystrzelał. O ile nie sądzę bym należał do grona znudzonych takim Johnnym, tak Tonto jest mało zabawny i nieciekawy. Nie sypie coraz to lepszymi tekstami, tylko tam jest, bo być musiał. Wiedzieli, że potrzebują jego nazwiska, ale najwyraźniej nie wiedzieli, co z nim zrobić. Slapstick z najniższej półki.
Jego partner wypada odrobinę lepiej – przynajmniej takie odnoszę wrażenie, bo od JD oczekiwałem więcej – ale i tak zostanie przyćmiony samym nazwiskiem i pomalowaną twarzą popularniejszego kolegi – szczególnie w oczach najmłodszych, targetu. Nikt tu nie będzie mówił, że Armie Hammer ukradł show. Nikt nawet nie zapamięta jego nazwiska po wszystkim. Jeśli w ogóle można kogoś pochwalić za grę, to tylko William Ficthner przychodzi do glowy. Zawsze przyzwoity w roli antagonistów, choć nie zaskoczy niczym oryginalnym. Przeciętność wystarcza, by się na tej pustyni wyróżnić.
Ten jeździec jest znikąd, i jedzie donikąd – przez grubo ponad 2h! Pocięli to wszystko na mało atrakcyjne akcje, klejąc je minimalną warstwą fabuły. Jazda konna, podczas której bym usnął i zleciał zaraz na starcie. Disney przestał być zadowolony z „Piratów”, i podrobił swój produkt, licząc na naiwność widzów. Miała być nowa seria, ja mam nadzieję, że nie doczeka kontynuacji. Żaden to powiew świeżości. Daleko temu do bardzo dobrej „Klątwy Czarnej Perły”. Raczej upada niżej, niż kolejne części Karaibów. A to źle. Bardzo źle. – 2/10
Pacific Rim
Warstwa wizualna robi wrażenie. Czuć, że to efekty pieścili najbardziej. Jednak to, co daje kolosalny orgazm oczom, zwykle zaniedbuje wszystko inne. Dosłownie! Historyjka jest prosta. Oni atakują, My bronimy. Można się spierać, że przecież nie o to tu chodzi. Nie czepiajmy się sfer drugoplanowych. Jednak już o protagoniste, za którym będziemy trzymać kciuki, warto byłoby się upomnieć. Postawili na Charliego Hunnama – gościa znam z Green Street Hooligans. Dostał rolę za ładną twarz i kaloryfer – obowiązkowe sceny bez koszulki. Na papierze rozpisali mu byle co – traci brata, odchodzi od pilotowania, po paru latach jest potrzebny, wiadomo co się stanie – mieszając z byle jakim wątkiem miłosnym, z byle jaką Azjatką. Gość jest przezroczysty, mimo rzekomego bagażu emocjonalnego, który nad jego postacią ciąży.
O ile pojedynki Kaiju – te potwory - z Jaegerami – te maszyny – są dość wyrównane, tak pojedynki ładnych buziek z prawdziwymi aktorami, to prawdziwy squash. Aktor dobry = postać spoko. Aktor słaby = nikogo nie interesujesz, możesz zginąć. Niestety, "jobberzy" mają przewagę liczebną, którą skutecznie mogą zanudzić najwytrwalszych. Honoru bronią Idris Elba i Ron Perlman. Im należy się uznanie, które – dość niesłusznie – powędruje pewnie do naukowców. Duet odpowiedzialny za rozśmieszanie widza, czyli dla niektórych dar z niebios. Co śmieszne, to dobre? Nie w tym przypadku. Ani boków nie zrywałem, ani ich nawet nie zdążyłem polubić. Są zbyt przekolorowani, nawet na taką bajeczkę, jak „Pacific Rim”.
Historia zła. Aktorzy źli. To może przyjrzymy się temu, dlaczego ten film w ogóle powstał. Walki. Tutaj zabrakło budowania napięcia. Del Toro chciał chyba pokazać zbyt wiele. W imię wszechobecnych efektów, musimy oglądać często zbędne fragmenty pojedynków - z lecącą ręką robota dla przykładu. Bo ładnie wyglądają, i tyle. Jeszcze częściej przenosimy się do kabin pilotów, co w moich oczach jest potężnym ciosem poniżej pasa. Przy pierwszej walce już mnie to zastanawiało, po co mi widok gości w kombinezonach, wciskających jakieś bliżej nieokreślone przyciski. Nawet średnio widzę ich mimikę. Tłumaczyłem to sobie, że przy pierwszej okazji chcą nam pokazać, jak to działa od środka – idzie zaakceptować. Czemu robić to w każdym pojedynku?! Trafiamy tam na kilka sekund, przez co jesteśmy skutecznie odrywani od prawdziwej akcji, która dzieje się na zewnątrz! Na tym nie wygrywa nikt.
Potwory są spoko, trzeba im to przyznać. Można dalej biadolić, że nie zawsze idzie się im dokładnie przyjrzeć, ale już nie będę taki czepliwy. To, że są do siebie podobne, zrobione pod ten sam schemat, wiem doskonale. Niby chcieli nam je sprzedać jakimiś kategoriami, że jeden mocniejszy od drugiego, bla bla bla, ale spójrzmy prawdzie w oczy, są atakiem klonów.
Elba czasami błyśnie, Perlman zaintryguje, efekty docenimy, i jak to mawia świnka Porky, to by było na tyle. Oczy szeroko zamkniętę, zaraz po finalnym speechu Idrisa – wciśniętym w zwiastun, bo żaden inny tekst się nie nadawał. Dla mnie to trochę „Avatar” 2013. Znów namocowali się z efektami – niebieskie ludki na tym polu triumfują - wzniosłymi momentami, ale to tylko odpicowana kupa. Sporo osób podniesie, innym będzie śmierdzieć – 4/10
KICK ASS rządzi w te wakacje :) po pierwszej części druga zapowiada się jeszcze lepiej :) mega film
Z tej listy najbardziej przemawia do mnie Kick Ass. Komiks jest świetny i patrząc na zwiastun dwójki chyba znowu udało im się nie zepsuć tej historii.
nie moge patrzeć już na łysego Damona a film to jakaś kalka z Mass Effect o przeżyciach Sheparda przed grą chyba :/
Adaptacja taka, a nie inna, ale tak czy siak ta "Sztanga" i tak się jawi jako jedna z atrakcyjniejszych premier teraz...
Elizjum - 8 za efekty i świat przedstawiony, 4 za fabułę
Pain & Gain - 8 za historię i wykonanie, minus za tłumaczenie tytułu
Mi Pacific Rim strasznie przypadł do gustu. Z dziewczyną w kinie bawiłem się przednie na nim :)