Tydzień KotORowy #6 Książka Revan oraz przemyślenia o Star Wars: The Old Republic
Dla mnie książka Revan była świetna. Żałowałem, że nie był poruszony w żaden sposób watek Jolee Bindo i Hk-47, no ale trudno...
w kazdym razie swietnie była pokazana potęga Revana
spoiler start
kiedy odzyskał maske i to jaką maskotką okazała się być Darth Nyriss w obliczu potęgi Revana
i mimo tej potęgi Revan był niczym w obliczu Imperatora
spoiler stop
dla watku Revana grałem w SWTORa i niestety też sie zawiodłem... myslałem, że wątek Revanistow bedzie czyms wiecej niz sektą na Dromund Kaas, bardziej myślałem o ruchu, który ogarnia cały wszechświat, no ale co tam...
Nie używam znaczników ze spoilerami, bo musiałbym wrzucić w to praktycznie cały tekst. Kto nie chce znać fabuły, niech nie czyta.
Książka jest raczej średnia i pozostawia ogromny niedosyt. Największą wadą jest to, że stanowi jedynie podstawkę pod SW:TOR, więc nie mogła wprowadzić żadnej rewolucji do universum. Zamiast tego postanowiono napisać historię, która za główny cel wzięła sobie utrzymać status quo wręcz do granic absurdu. Dlatego właśnie Revan przez pół książki siedzi w brudnych szmatach, zamknięty w jakiejś zapyziałej klitce, żeby pod koniec wrócić do tego samego miejsca. Wątek Meetry też raczej nikogo nie zadowoli, skoro ta postać pojawia się tylko dlatego, że ktoś musiał uwolnić tego biednego Revana. Chwilę po tym, kiedy cel jej życia zostaje osiągnięty, umiera w bezsensowny sposób.
Niewątpliwą zaletą jest kreacja Lorda Scourge'a i Imperatora Tenebrae. Pierwszy z nich to prawdziwy Sith z (czystej) krwi i kości. Jeden z nielicznych przedstawicieli Ciemnej Strony Mocy, którzy w EU nie zostali przedstawieni jako sadystyczni idioci z mózgiem wychowywanego bezstresowo pięciolatka. Z kolei Imperator to praktycznie awatar Ciemnej Strony. Istota tak skrajnie zła, że samą swoją obecnością potrafi unicestwiać żywe istoty, niszczyć droidy, zakłócać prawa fizyki, a nawet sprawiać, że kolory otaczającego go świata bledną.
Dobrze, że za książkę wziął się Karpyshyn, który jest przynajmniej sprawnym rzemieślnikiem. Umiał sprawić, że czyta się to z zainteresowaniem, ale widać wyraźnie, że odgórne decyzje bardzo go ograniczały. Bądź co bądź, to i tak najlepsza powieść sygnowana tytułem The Old Republic. Następną w kolejności jest Annihilation, również autorstwa Karpyshyna.