Im wyżej mierzysz, tym niżej upadasz - recenzja BioShock: Infinite
Czytając to miałem wrażenie, że jesteś po kilku piwach hehe :) Dobrze wypunktowane błędy, tekst gites. Szkoda, że nie zeskanowali twarzy Anny w technologii znanej z LA Noire, bo growa Eli taka jakaś niemrawa sie wydaje.
Elizabeth i Anna Moleva. Widać uderzające podobieństwo[\i]
Nawet dwa.
Zbyt często bardziej przypomina skansen, niż miasto pełne rzeczywistych, normalnych ludzi
Bo Columbia na początku była zbudowana właśnie jako taki propagandowy Disneyland. ;)
@ Mały: Nie, na trzeźwo pisałem. Mogłem być jedynie pijany ze szczęścia. :) Co do Anny - to raczej nie wchodziło w grę, bo BioShocki mimo wszystko nigdy nie szły w realizm w kwestii odwzorowania twarzy - te zawsze miały charakterystyczny, "nierealny" styl.
@ GameSkate: Jak sam napisałeś - na początku. Booker przybywa do Columbii, gdy jest już względnie normalnym miastem z prawdziwą populacją, a nie pokazówką dla reszty świata. :)
guy -> wiem o co chodzi, ale kurde no, Anna sama w sobie jest nierealna :) A jeśli miałbym wybierać z tych growych to bym raczej skłaniał się ku wcześniej :) Składowych tekstu nie skometuje bo nie grałem.
Dobra recenzja, tylko szczerze przyznam, że tytuł może być trochę mylący.
Co do wypunktowanych wad to zgadzam się z nimi w całej rozciągłości. Zachowanie ludzi jest strasznie sztywne, wszyscy mają swoje przypisane czynności i praktycznie obecność Brookera nie robi na nich wrażenia.
Inna sprawa, że jest to FPS, którego najsłabszą częścią jest strzelanie. Dawno tak bardzo nie męczyły mnie potyczki z przeciwnikami. Bronie są jakieś dziwne, zupełnie nie czuć ich mocy (pomimo tego, że strzelba jest prawdziwym narzędziem mordu), a dobrze rozwinięte dwa/trzy wigory wystarczają do przejścia całej gry.
Mimo tych wad muszę przyznać, że gra mnie oczarowała. Przesiedziałem przy niej dobre 12 godzin. Zaglądałem w prawie każdy zakątek Kolumbii. Słuchałem rozmów, oglądałem plakaty, podziwiałem widoki. Miasto autentycznie mnie porwało.
Jednak i tak największą zaletą gry jest Elizabeth. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to jedna z najlepiej napisanych postaci w grach od dobrych kilku lat. Co prawda zdarzają się takie kwiatki jak to, że nie umie podnosić wytrychów, ale w ogólnym rozrachunku jej zachowanie w walce i poza nią (np. to że podczas jednego poziomu chodzi obrażona na Devita jest świetnie zrealizowane) przysłania tę drobną wadę.
@ mały: To widać mamy inne zdanie nt. Elizabeth. :P
@ Kopec23: Tytuł faktycznie może sugerować "co on za durnoty wypisał", ale po to jest tekst, by wyjaśnić, o co mi chodziło. :)
Co do mechaniki strzelania - BioShocki nigdy nią nie stały, choć w jedynce bardzo sugestywnie strzelało się z Thompsona, zaś w dwójce szarżowało.
12h? Mnie zajął bodaj 18h, bo zaglądałem dosłownie wszędzie i kombinowałem, czy na pewno odnalazłem wszystkie klucze/szyfrogramy.
Elizabeth to oczywiście jeden z najlepszych elementów Infinite. Jest bardzo dziewczęca, marzycielska i wrażliwa, ale czuć, że dotychczasowe wydarzenia odciskają piętno na jej psychice. Do szczęścia zabrakło tylko lepszej interakcji.