Przeładowuję! #18 - The Outsider, czyli wolność, której nie będzie.
Podzielam twoje marzenia z dzieciństwa, choć dzieckiem już prawie nie jestem.
Ale moim zdaniem, ten projekt nie może się udać.
Z robieniem ogromnego sandboxa główny problem to to, że sensownych rozmiarów system jest bardzo trudny do napisania i wymagający ogromnych nakładów pracy, dając przy tym stosunkowo mały zysk twórcy (CoDy i tak się lepiej sprzedadzą).
Bohater każdej gry ma jakiś cel, do którego dąży. Osobiście wolałbym, żeby otwartość świata polegała przede wszystkim na ogromie sposobów dążenia tego celu - np. celem może być władza, bogactwo, może odnalezienie czegoś bardzo cennego. Wchodzenie do domów nie jest aż tak ważne, a sandbox taki jak GTA San Andreas oferuje bardzo wiele, ale tak naprawdę wszystko - wyłączając początek gry - to tylko coś jak minigry dla gracza, które nic mu nie dają, nie zbliżają go do osiągnięcia celu - chyba, że ktoś potrafi za cel postawić sobie 100% w statystykach.
Na początku jest trochę lepiej - ciśnięcie na dzielnicowej siłowni sprawia, że lepiej radzimy sobie w misjach, a ubieranie się na zielono zwiększa respekt na dzielnicy (ale niestety ziomkowie są bezużyteczni).
Mimo to, SA to zaraz po Morrowindzie mój ulubiony sandbox. Ale ten drugi jest lepszy, bo tam zawsze była szansa na jakiś zajebisty amulet, jak choćby element zbroi daedrycznej, której nigdy nie skompletowałem (a to możliwe!).