Metal Gear Solid: Ground Zeroes z ryzykownym i kontrowersyjnym scenariuszem?
Patrząc na "smaczki" jakie Kojima przemyca do swoich gier nie zdziwiłbym się gdyby ujawnił światu że jest miłośnikiem chłopców.
Jestem lekko rozczarowany. Myślałem, że projektem poruszającym temat tabu miało być nowe IP. Szkoda. Gra pewnie będzie w porządku, Kojima tym szczególnym pomysłem jest podekscytowany już od bardzo długiego czasu, więc prawdopodobnie jest to coś naprawdę mocnego. Odnosząc się do mojego wcześniejszego niezadowolenia i informacji o niekanonicznej grze z The Boss w roli głównej. Moim zdaniem Kojima powinien robić już tylko spin offy. Zostawić markę Metal Gear Solid w spokoju i pozwolić jej umrzeć. Metal Gear Rising jest ok, nowa seria z własnym kanonem bazująca na kanonie MGS. To jest właściwa droga. Człowiek musi zrozumieć, że poprzez kretyńskie i wymuszone retcony psuje obraz poprzednich, świetnych gier z serii.
Kiedyś pisałem:
Jeśli o mnie i o nadmierne eksploatowanie znanych marek chodzi, to najbardziej przeszkadza (tylko?) mi nadmiar gier z serii Metal Gear Solid. Chodzi mi zwłaszcza o sytuację z Big Bossem: mieliśmy dwie części MGS'ów, gdzie od wielu postaci słyszeliśmy wiele rzeczy o nim. Trochę faktów, trochę odczuć różnych osób. Tyle. Nic ponad to. Nic nachalnego. Potem nadszedł czas Snake Eatera, trzeciej odsłony w serii. Gra była niesamowita. W poprzednich grach słyszymy jedynie o Big Bossie jako o "superżołnierzu", o szaleńcu, który całe swoje życie podyktował urzeczywistnieniu wizji o Outer Heaven. Trójka traktowała o genezie tej postaci, wyjaśniała, co BB kierowało, jakie były początki jego szaleńczych marzeń.
I zrobiła to perfekcyjnie. Człowiek myślał, że na tym koniec, że z tą postacią już skończyliśmy. Srogi zawód. Zamiast zostawić resztę jego życia wielką niewiadomą, pozwalającą graczowi "marzyć" o jego losach na podstawie tej genezy i rzeczy, które słyszymy w poprzednich grach, dostajemy dwie części na PSP i kolejne w drodze na duże konsole. Cała "romantyczność" sytuacji, o której wcześniej pisałem, zniknęła. Wszystko mamy podane na tacy. Prawdopodobnie jeden z najgenialniejszych ruchów Kojimy, cofnięcie się o 40 lat i obsadzenie w głównej roli "tego największego złego", "antagonisty całej serii", doszczętnie zniszczony.
Z tego co pamiętam Kojima mówił, że jest już zmęczony robieniem mgs i zamierza zająć się innymi projektami. Fani mimo tego biadolili o więcej mgs to wybiadolili ground zero.