Czy może być coś gorszego niż szkoła?
Niespełnieni życiowo nauczyciele mający ledwo magistra a karzący sobie mówić per pani profesor.
Kretyński program nauczania wymagający wkuwania, a niekoniecznie myślenia.
Ciągłe kartkówki, klasówki, oceny, ciągły stres przed złą oceną (a że dla niektórych zła jest nawet 4 to stresują się generalnie wszyscy, nawet kujoni)
Dojrzewający młodzi ludzie o niewykształconym jeszcze w pełni poczuciu wartości, zakompleksieni i próbujący swoje kompleksy ukryć przed światem.
Cała klasa niczym stado zwierząt, walczące o pozycję w grupie, terroryzujące tych niżej w społecznej hierarchii i podlizujące się tym co są wyżej.
Brrrrrr... Chyba nie ma gorszego okresu w życiu...
Było zostać ninja a nie teraz truć dupsko.
kjx: Jesteś pewien? Nie myl melancholii za młodością pomieszanej z wybielaniem i idealizowaniem z uwagi na kiepską pamięć z najlepszym okresem w życiu :)
Nie mylę. Ja naprawdę wspominam moje szkoły miło. Z niektórymi nauczycielami mam kontakt do dzisiaj. Z ludźmi z klasy (nawet z podstawówki) również.
edit: Ale ciii, EOT, bo coś mi się zdaje, że dałem się lekko strollować.
Ja sie wlasnie obudzilem z wielka ulga, bo snilo mi sie ze jakis nauczyciel rozdawal kartkowki, wszyscy dostali czworki i piatki, a ja mialem tylko 3 punkty i wszyscy sie smiali, a ja nawet nie wiedzialem z jakiego przedmiotu to byla kartkowka. Brrrr, poczulem ulge jak sie obudzilem :)
Moja mama tez kiedys mowila ze po latach sni jej sie matura i nie sa to mile sny :)
Za nic bym nie wrocil do szkoly sredniej.
nie wiem do jakiej Ty szkoły chodziłeś ale u mnie górował: punk, jabole, lafiryndy, zielenina z zachodu, kasety z bema. piękne życie
a szkoła? to budynek w którym musisz się spotkać by zacząć swoją przygodę
koniec jest blisko -->
Masz rację. Szkoła, w szczególności średnia, to najgorszy etap edukacji. Z tym, że niesłusznie kierujesz złość do nauczycieli. Oni zmuszeni są realizować pewien ustalony program, trzymać się sztywno jego ram. Znam kilku nauczycieli, którzy chcieli spróbować "innego podejścia", osiągając przy tym świetne wyniki - ale spotkali się z negatywną reakcją środowiska nauczycielskiego, a czasami nawet zwolnieniami.
Najlepsze są studia. Chcesz - przychodzisz, nie chcesz - nie chodzisz. Nikt nie sprawdza Ci zeszytów, nikogo kompletnie nie interesujesz. Sam decydujesz kiedy czego się uczysz, jak prowadzisz notatki (czyt. od której dziewczyny je skserujesz). Na końcu semestru zwykle jest weryfikacja. Umiesz - zdajesz, nie umiesz - w...alasz i nikogo to nie interesuje. Wielkim plusem studiów jest właśnie to, że w końcu traktują Cię jak dorosłego człowieka.
Co zatem mogę Ci doradzić? Przebrnij przez te szkole a potem już będzie normalnie.
Okres LO FTW \m/
Co zatem mogę Ci doradzić? Przebrnij przez te szkole a potem już będzie normalnie.
:D
Kiedy bylem nastolatkiem, zawsze mialem ubaw z ludzi, ktorzy mi opowiadali, ze szkola byla najlepszym okresem w ich zyciu. Zdalem mature ponad piec lat temu, niedlugo koncze studia i uwazam czas przebyty w szkole (nie lata w ktorych chodzilem do szkoly, bo mialem poza nia jeszcze zycie) za stracony i za baardzo nieprzyjemny. Jedynie podstawowka w poczatkowych klasach jeszcze byla spoko, gdyz nie bylo wyscigu szczurow i walki o hierarchie w klasie. Pozniej bylo coraz gorzej. Kretyni z ktorymi nie dalo sie sensownie porozmawiac. Nauczyciele, ktorzy chyba wybrali wlasny zawod z przymusu.
Ogolnie rzecz biorac, ciesze sie, ze ten czas sie skonczyl. Nie mam czego wspominac. Jak jezdze do Polski i widze moje stare budy do ktorych chodzilem, to nie przywoluje to milych wspomnien, a conajwyzej zgage. Natomiast czas spedzany po szkole to inna bajka :). Ten wspominam bardzo interesujaco...
Szkoła jako zajęcia i nauka ssie, ale jako centrum ciekawych wydarzeń bynajmniej:) Wiadomo, narzekało się i nienawidziło, ale teraz kiedy pracuję często mam ochotę cofnąć się do tych zwariowanych czasów. Moim zdaniem najgorszy okres zaczyna się wraz z wkraczaniem w prawdziwe dorosłe życie, co mnie właśnie w najbliższych latach czeka :P
Kretyni z ktorymi nie dalo sie sensownie porozmawiac.
I tu jest właśnie ten haczyk. Każdy ocenia okres szkolny w zależności od otoczenia. Twoje było ch*jowe więc mówisz że szkoła była niepotrzebna.
Szkoła jak kibel chodzisz ,bo musisz.
Co zatem mogę Ci doradzić? Przebrnij przez te szkole a potem już będzie normalnie.
Pretensje do byłego Przewodniczącego PE :] On "zniszczył" oświatę :]
Ja jakoś nie narzekałem na system ośmioklasowy w podstawówce i 4 letnie licea albo 5 letnie technika. Nawet jak porównałem książki z moich czasów i teraz to wydawnictwo Operon pisze już tak skrótowo, że człowiek nic nie nauczy się :] A potem uczniowie mają pretensje do nauczycieli :] Pretensje do tych co wypuszczając takie kiepskie podręczniki i oczywiście "góry" :]
Majkel Dżordan - No wplywu na otoczenie nie mialem. Zmienic szkoly nie moglem.
Na pewno sa na swiecie ludzie, ktorym szkola sprawiala przyjemnosc. Jednakze ja mam beke z tych, ktorzy mi wmawiali ze ja NA PEWNO tez tak bede sadzil. Zreszta, ludzie ktorzy tesknia pamietaja tylko wybiorczo pewne wydarzenia. Jakby mieli znowu codziennie tam lazic i siedziec po 10 godzin, to by szybko zmienili zdanie. Dla mnie to jak z ogladaniem bajek jako dziecko - wtedy byly interesujace, ciekawe i wciagajace - tak je tez zapamietujesz. Jak dzisiaj zobaczysz je na YT, to lapiesz sie za glowe jak mozna bylo to kiedys ogladac. Tylko ze wspomnienia z zycia sie zacieraja i nie mozesz tego ponownie zobaczyc....
System edukacji jest kiepski, trzeba uczyć się wielu bzdetów. Jednak tylko outsajderowa ciamajda może twierdzić, że szkolne lata są najgorszymi w życiu. Takiej laby jak w szkole nigdy już nie będziesz miał, co najmniej do 67 roku życia.
Tak ci sie wydaje póki musisz do niej chodzić,ja swoją (mówie o podstawowej) skończyłem kilkanaśćie lat temu i wbrew pozorom z perspektywy <dzisiaj> nie wspominam tego okresu źle a im jest od niego dalej tym jakby lepiej.Klimat lat 90-tych.Próżno tego szukać obecnie.Teraz wszędzie kicz i głupota.Nawet gry robią które nie mają nawet startu z tymi z lat 90-tych.
Szkoła to najgłupsze co istnieje, system edukacji jest do dupy i cała reszta też. Jedyny plus to znajomości i przygody, cały aspekt edukacyjny to idiotyzm do potęgi.
Nie dość że uczysz się całej masy zbędnych, nieprzydatnych i nieciekawych bzdetów, to jeszcze musisz zapierdzielać i robić to wszystko za darmo. Za trud włożony w chodzenie do pracy przynajmniej dostajesz coś w zamian. Tyle z mojej strony.
mckk----------> Dzisiaj robią gry ładne i komercyjne ale bez grywalnośći.Wtedy robili gry brzydkie ale miały grywalność.To raczej nie śmieszne.Rynek obłożony tysiącami tytułów a nie ma w co pograć.
Ze szkołą to jest taki myk że jak jest fajne towarzystwo to resztę idzie przeboleć, ale jeśli już masz towarzystwo tępaków to wszystko się sypie.
Stary facet i dalej bawi się w prowokacje.
a w temacie
Studia>podstawówka>LO>gimnazjum
[28]
Pieprzysz jak potłuczony, tak jakby kiedyś nie robili masy kiepskich gier.
http://en.wikipedia.org/wiki/North_American_video_game_crash_of_1983
Niespełnieni życiowo nauczyciele mający ledwo magistra a karzący sobie mówić per pani profesor.
Jest nawet chaczyk na orto-nazi.
A mnie liceum bawiło najbardziej z całego okresu edukacji.
Wyzwania edukacyjne były przyjemnie stymulujące (zwłaszcza matematyka - 6 godzin w tygodniu), zaś w czwartej klasie szkoła nastawiona była na przygotowanie do matury, co oznaczało że przychodziło się niemal wyłącznie w celach towarzyskich.
Jednocześnie ten wiek to połączenie wielu możliwości "młodego dorosłego" z niemal kompletnym brakiem odpowiedzialności.
Bo kiedy szkoła to było jedyne zadanie z jakim należało się zmierzyć (a kryteria i wymagania były znane i oczywiste) to zostawało mnóstwo czasu na rozrywki i przyjemności.
Później już nie było tak przyjemnie - owszem, wolności jeszcze wiecej, ale za cenę brania odpowiedzialnosci za swoje dalsze losy. A i zasady i reguły w życiu dorosłym są dużo bardziej rozmyte.
haha to najpiekniejszy okres w twoim zyciu. Generalnie im dalej tym gorzej .Nie miej zludzen .
Po maturze wszystko przyspiesza a ty rozpaczliwie probujesz utrzymac sie zeby sie nie cofac.Jestes wolny mozesz robic co chcesz ale tez nikogo nie obchodzi co z toba bedzie.No i kasa ..ktora jest potrzebna na wszystko.A rodzice juz tak chojnie nie beda dawac pieniedzy na wszystko .Bedziesz slyszal : zarob sobie , ja w twoim wieku juz pracowalem itd itp.
Po maturze zacznie sie okres ustwaiania sie w zyciu jak go sp... to bedzie marnie .
Czy ja wiem, czy najgorszy - brak jakichkolwiek realnych obowiązków, brak zobowiązań, jestem chory - biorę L4, nie chce mi się iść - nie idę.
Zupełnie beztroski okres życia przeplatany pierdołami rozdmuchiwanymi do nadmiernej wielkości.
Zupełnie beztroski okres życia przeplatany pierdołami rozdmuchiwanymi do nadmiernej wielkości.
O ile pierdołą jest dla kogoś fakt, że w tym okresie decydujemy o naszej przyszłości.
[1] Dokładnie tak samo wspominam liceum.
Ponieważ 8 letnią podstawówkę skończyłem z wynikiem 5,3 (i gówno mi to dało w życiu) po zdaniu banalnych egzaminów dostałem się do "prestiżowego" liceum "z tradycjami". Szybko przekonałem się jednak, że prestiż i tradycja wynika tylko z tego, że do tej szkoły uczęszczali uczniowie, którzy swoją wiedzą i inteligencją wypromowali tę szkołę, kadra nauczycielska się do tego nie przyłożyła.
Nauczycieli miałem okropnych, dokładnie takich jak opisano w pierwszym komentarzu.
Historia - "wielka" pani mgr zajmowała się "pierdołami" czyli te różne szkolne szopki na jakieś tam święta, rocznice itp. przez co wielokrotnie zamiast nas uczyć to zajmowała się w/w. Do tego swoją wiedzę czerpała z książki rok produkcji 1960 i nie akceptowała materiału z obecnych książek, które obowiązywały w tej szkole.
Kiedyś pokazała prawdziwą bezczelność. Wszystkie klasy pisały sprawdzian ze Średniowiecza (wszyscy pisali praktycznie w tym samym terminie, oprócz nas bo się przecież nie wyrobiła). Zdążyła oddać wszystkim sprawdziany a my jeszcze nie napisaliśmy, ale dzięki temu mieliśmy już wiedzę co będzie. Minął tydzień napisaliśmy, minęły kolejne dwa odaje nam sprawdziany. Wynik: na 40 osób 35 ndst, 2 dop i 3 dost. Jak spojrzałem na mój sprawdzian to myślałem, że ją tam zabije. Porównując punktacje ze sprawdzianami z innych klas powinienem dostać dost a nie ndst. A dlaczego tak się stało? Wszystkie klasy miały max punktów 50, a u nas zrobiła 100, ale nie zmieniła wartoći dla poszczególnych ocen. Chyba wiecie o co chodzi? Tyko ci z wynikiem ponad 50 dostali dop i dost. No ja się pytam co to k. jest? A ta szmata jeszcze polazła na skargę, że klasa jest leniwa i nikt się nie chce uczyć jej pięknego przedmiotu.
Geografia - kolejna wariatka. Ostatnia lekcja budowa skorupy ziemskiej. Materiał w podręczniku to niecała strona. Bierze dziewczynę do odpowiedzi ta mówi, mówi, mówi przerwała jej bierze kolejną osobę, ta zaczyna mówić to samo, a ta franca jej przerywa i mówi jej, że ma się nie powtarzać. Ponieważ pierwsza dziewczyna nie zdążyła powiedzieć wszystkiego to jeszcze coś ta druga zdołała dodać, niedużo tego tego było więc w końcu zamilkła. Nauczycielka już w furii, że ta skończyła wzięła chłopaka, ten wstał i nawija dokładnie to samo co pierwsza dziewczyna no bo niby k. co miał mówić? Pani mgr przerywa mu po dwóch zdaniach i wystawia oceny: pierwsza dziewczyna dost, druga dziewczyna i chłopak po ndst.
Biologia - młoda p. zaraz po studiach. Od razu widać było, że będzie sprawiać problemy i dokładnie tak było. Jeden chłopak się zakręcił i powiedział do niej "proszę pani". Jak się sucz oburzyła. Powiedziała: panią to masz w sklepie do mnie masz się zwracać "pani profesor". Ciekawe dlaczego? Bo tak się przyjęło? Na profesora to trzeba sobie zasłużyć. Korciło mnie, żeby do niej mówić pani magister (co byłoby zgodne z prawdą, ale wiadomo jak jest). Kolejna sprawa. Mimo, że byłem na profilu ogólnym, to pani magister stwierdziła, że u niej ocenę bdb mogą uzyskać tylko osoby, które podczas odpowiedzi i na sprawdzianach będą używać nazw łacińskich. Oczywiście było to niezgodne z programem bo nazwy łacińskie nie są obowiązkowe i powinny być nagradzane ale ocenami celującymi.
Matematyka - tutaj będzie krótko. Nikt nie rozumiał tego co próbowała nam wyłożyć nauczycielka więc średnia klasowa była na poziomie 2,8 co oczywiście doprowadzało panią magister do furii.
Fizyka - jak matematyka. Średnia 2,8. Na chwilę obecną nie pamiętam kompletnie NIC z fizyki zakresu szkoły średniej.
Chemia - tu nam też się nie udało. Uczyła nas "zasłużona" dla szkoły "emerytka", ale za to prawdziwa pani profesor (a co czasem sie trafi). Ciężko jednak nazwać to nauką. Brała losowo kogoś do tablicy i rób. Jak nie wiesz jak to pytaj. Super system. Dobrze, że chemię zawsze lubiłem więc akurat mi to nie preszkadzało.
J. polski - tu nie ma co opisywać. Polski to polski. Nikogo nie obchodzi i nikogo nie interesuje. Przez cały rok szkolny jeden jedyny raz podniosłem rękę, aby powiedzieć co autor chciał przekazać, powiedziałem co uważam, ta do mnie, że się mylę i nie to miał na myśli. No fajnie - ktoś ma wyłączność na stwierdzenie co siedzi w wierszu? Tak wygląda język polski w Polsce.
J. rosyjski - i kolejny fail. Tutaj akurat wina leżała po naszej stronie bo można było zauważyć, że poziom kształcenia języka rosyjkiego w polskich szkołach podstawowych był marny i moja grupa odbiła się od poziomu zaawansowanego. Zresztą Polacy chyba czują jakąś wewnętrzną niechęć do nauki języków obcych.
J. angielski (stopień podstawowy) - podstawy podstawami, ale nie było lepiej niż na języku rosyjskim. Wybitnie większość grupy nie radziła sobie z nauką jezyków. Ja mogę tylko powiedzieć, że nie mam głowy do nauki języków. W szkole podstawowej byłem uczestnikiem olimpiad nawet na szczeblu wojewódzkim z fizyki, chemii i biologii a jezyków nie potrafię się nauczyć. Rosyjski jeszcze jakoś tam mi podszedł, ale angielskiego mój mózg nie potrafi zrozumieć. Dlaczego pisze się "house" a czyta się "hałs"? Pytam się pani magister, a ta wytrzeszcza gały i mówi: bo tak. No skoro bo tak to ja nic nie poradzę. Z ustnych odpowiedzi miałem więc db i bdb bo pamięć mam dobrą więc wymowę zapamiętam, ale z kartkówek miałem ndst lub dop (bo pisowni kliku zdań nauczyłem się na pamięć). Ale wiem, że nie tylko ja mam taki problem. Znajomy, który trafił w innym liceum na język francuski nie zdał do następnej klasy ze średnią 3,8. Zastanawiacie się jak to możliwe? Ze wszytkich przedmiotów miał 3 lub 4 a szmata od francuskiego tego dopa mu nie dała. I tutaj właśnie widać jak polskie szkolnictwo zabija uczniów.
Co tam jeszcze zostało.
PO - nawet to PO dało nam w (.). Nauczyciel, który to prowadził miał jakąś manię pierwszej pomocy i ciągle tylko wściekał się i wydzierał mordę: nikogo nie przepuszę do kolejnej klasy jesli nie opanuje pierwszej pomocy do perfekcji. Najśmieszniejsze jest to, że obecnie pierwsza pomoc wygląda inaczej niż nas uczono (ilość uciśnięć i wdechów).
Religia - uważacie, że religia jest "lekkim" przedmiotem? Żałujcie, że nie uczyliście się tam gdzie ja. Po pierwsze nauka religii w polskich szkołach to nauka tylko wiary katolickiej. Dlaczego? Po drugie nasz ksiądź oceniał to czy uczęszczamy do kościoła. Okłamać się go nie dało, gdyż dostaliśmy specjalne książeczki, w których probosz miał nam podbijać udział we mszy, różańcach, roratach czy co tam się organizuje. Normalnie nas pytał z zakresu jakiegoś tam materiału i zadawał na ocenę zadania domowe. Gdy otrzymałem trzy ndst w ciagu minuty (za brak zadania domowego, z odpowiedzi i brak pieczątek) powiedział mi, że jeśli nie chce się uczyć religii to niech przyniosę od rodziców kartkę, że rezygnuje z jego zajęć. Kartkę dostarczyłem mu za pięć minut, ale nie chciał przyjąć. Musiałem fatygować sie po raz drugi bo osoba niepełnoletnia nie może sama podjąć decyzji w tej kwestii, muszą zrobić to rodzice.
Po dwóch latach dałem sobie spokój z tą "prestiżową" placówką i szkołę średnią ukończyłem w trybie eksternistycznym. Egzaminy zdałem przed państwową komisją. Maturę również. Ze studiami dziennymi dałem sobie spokój bo jak widziałem jak cierpi na nich moja siostra to stwierdziłem, że nie dam satysfakcji tym chamom z uniwersytetów do traktowania mnie jak śmiecia i jeśli kiedyś się zdecyduję na studnia to będa to studia zaoczne gdzie płacę wieć wymagam i tam pan profesor już tak nie "gwiazdorzy".
W między czasie na koszt ukochanej UE "zrobiłem" sobie policealnie technika informatyka (tylko dla papierka bo sama wiedza niestety nic nie znaczy; miałem 9 wynik w województwie), a od przyszłego roku prawdopodobnie zdecyduję się w końcu na rozpoczęcie nauki w kierunku technika farmacji, którego od zawsze chciałem mieć tylko ta nieszczęsna łacina może być problemem nie do przeskoczenia.
Jak dotarłeś do końca to gratuluje. Opisałem tak szeroko, abym mógł powiedzieć: polskie szkolnictwo jest beznadziejne. Męczy się uczniów zbędną wiedzą i zmusza do nauki czegoś co ich nie interesuje. Nauczyciele natomiast w większości nie są ludźmi z powołania i uczą tylko żeby uczyć.
wysiak, nawet nie wiesz jaką mam nadzieje że masz racje :)
Jak dla mnie:
Podstawówka>Średnia>Gimbaza
W Gimbazie miałem 1/4 klasy idiotów, ale było zabawnie. W średniej jest taki plus, że jeśli trafią się tacy idioci(których u mnie nie brakuje) to najczęściej przepieprzają rok i nie zdają, więc w 1 klasie sielanki, a potem wielkie zaskoczenie...
Śmieszą mnie ci dyrektorzy i pedagodzy. "Jeszcze jeden taki wybryk i wyniesiesz papiery" itd. Ale oczywiście to tylko taka gadka i na tym się kończy...
Absolutnie zgadzam się z Azziem, współczesna polska szkoła to skostniały instrument opresji i wspominam ten okres równie fatalnie, z perspektywy czasu oceniam, że jedynym plusem tej żenującej instytucji jest możliwość poznania ciekawych ludzi - i fakt, z niektórymi mam kontakt do dziś. No ale wszystko inne było beznadziejne. :) Najgorsze w szkole jest chyba to, że człowiek jest uwalony na prawie cały dzień, wstaje się o 6, najpóźniej o 7, wraca o 16, później zadania domowe, nauka... Dramat, czasu dla siebie jak na lekarstwo. Na szczęście już w gimnazjum pojąłem jak bezsensowny jest ten proces, więc uczyłem się tylko tyle ile trzeba było żeby zdać do następnej klasy, szkołę średnią wybrałem przeciętną i wagarowałem w niej intensywnie. :) Skok jakościowy odczułem dopiero na studiach, studiując dwa kierunki (Administracja i Prawo na Uniwersytecie Wrocławskim, przynajmniej o tym drugim mogę z pewnością powiedzieć, że jest wymagający) byłem w stanie pracować zawodowo i podróżować przez 2-3 miesiące w roku. Dodam, że głąbem na studiach nie byłem, przez kilka lat otrzymywałem stypendium naukowe, po obu kierunkach miałem propozycje zostania na uczelni i pisania doktoratu. :) Niestety, śmiem przypuszczać, że obecnie w szkołach jest jeszcze gorzej, przynajmniej z relacji dwóch znanych mi gimbusiar wynika że ciśnienie jest jeszcze mocniejsze niż gdy sam tam uczęszczałem - czyli ponad dekadę temu. Smutne.
jeszcze zmienisz zdanie. choc co do systemu nauczania to macie racje. ostatnio nawet na socjologii o tym dyskutowalismy. nie jest to cos, czym mozemy sie pochwalic. ale sam okres szkolnych lat jest najlepszy. masz mnostwo wolnego czasu, wiekszych obowiazkow brak. tylko sie cieszyc. :]
chociaz cie troche rozumiem. sam - gdy chodzilem do "obowiazkowej" szkoly to narzekalem, jakie to ciezkie zycie w szkole. :) dopiero po jej przejsciu czlowiek zaluje, ze juz skoczyl sie ten czas szkolnych lat.
CyberRekin: wszystkoi z tego okresu da sie nadrobic no chyba ze faktycznie przesrales sobie konkretnie : wyrok sadowy , kompletne zero z przedmiotow itd.Ale generalnie wszystklo jest pozniej do odkrecenia ,szkoda ze duzym wysilkiem .Skala mozliwych blednych wyborow zyciowych rosnie z wiekiem i osiaga apogeum gdzies kolo 25-27 roku zycia.Wtedy sie ustawiasz juz mniej wiecej .
Oczyiwscie mozna wszystko stracic w wyniku bledow pozniej ale to juz inna historia.
ale sam okres szkolnych lat jest najlepszy. masz mnostwo wolnego czasu
Pobudka o 7:00, lekcje najpóźniej (przynajmniej u mnie) do 15:00. Na prawie każdej lekcji nauczyciel ma pretensje że się nie uczymy a wystarczyło by usiąść nad tym z godzinkę. No to zakładając że nie ze wszystkim lekcji tak gnębią dodajemy powiedzmy 5 godzin nauki z pracą domową. Pul jeszcze posiłki/obowiązki poza szkolne i czas wolny zaczyna nam się o 21:00. Sporo osób ma jeszcze innych, dodatkowych zajęć jak szkoła językowa itd. Gdzie jest mój wolny czas?
Najbardziej w naszych nauczycielach lubię to, że każdy myśli tak jakbyśmy chodzili tylko do niego na lekcje. 30 zadań z matmy na jutro? Pewnie, przecież nie mamy nic do roboty ani nauki. Dobrze, że w mojej szkole jest przepis, że jednego dnia nie może być więcej niż jeden sprawdzian i nie więcej niż 3 tygodniowo, bo inaczej nikt by nam nie żałował.
ferie ? wakacje ? sobota/niedziela ? teraz masz wszystko w nosie .nie chcesz isc do szkoly mama wypisze usprawiedliwienie ,dostaniesz L4 jak masz katar .
Takie życie w ochronce :)))
Cyber Rekin
O swojej przyszłości to decydujesz jakoś w okolicy połowy studiów, chociaż znam i takich co po, wszystko oczywiście zależy od obranego kierunku.
W czasie liceum to ja się raczej przyszłością za grosz nie interesowałem;) Problemy dnia codziennego.
CyberRekin: Twoje klopoty sa adekwantne do twoejgo wieku.Pi razy oko nacisk i ich waga jest to tyle co potraisz uniesc.Wiec sie nie przejmuj tylko korzystaj z zycia :))
[46] dokladnie.
kiedys, jak jeszcze chodzilem do liceum, policzylem ile dni to dni szkolne, a ile to weekendy, ferie, wakacje, swieta. wyszlo, ze jakies (+/-) 190 dni to wolne od szkoly, a 175 to dni, ktore chodzilo sie do szkoly. zyc, nie umierac. :)
Panowie,
Prawda jest taka, że kształcenie masowe wszędzie ssie, nie tylko u nas. U nas może trochę bardziej, ale nie można patrzeć na szkołę w oderwaniu od sytuacji społeczno-politycznej. Pokażcie mi chociaż jeden normalny panstwowy sektor gospodarki. Zawody zaufania publicznego - lekarze? Śmiech na sali.
Takie gadanie, że nauczyciel powinien to czy tamto jest bez sensu. Można taką listę pobożnych zyczeń zrobić do miliona rzeczy w tym kraju, tylko że nic z tego nie wynika.
Nie łudźcie się, że za rogiem szkoły czeka w stendbaju milion świetnych pedagogów, których nie dopuszcza się do pracy w szkole. Nauczyciele są lustrzanym odbiciem społeczeństwa, podobnie jak politycy.
Cyber Rekin [ gry online level: 39 - Zawsze wieksza Ryba ]
wysiak, nawet nie wiesz jaką mam nadzieje że masz racje :)
Cyber - Sukcesy i porażki szkolne nie decydują o twojej przeszłości. Nie od tego jest szkoła i okres dojrzewania.
I to jest najważniejsze "wyzwanie" - kształtowanie swojej osoby, szkoła tez ma w tym pomagać.
Zresztą dawny program np. języka polskiego tego właśnie dotyczył. Poznawania polskiej kultury poprzez istotną literaturę, a przy okazji zmuszanie uczniów do stawiania pytań i szukania sensu.
Oczywiście w momencie gdy przeszliśmy na maturę w postaci testu, cały ten zamysł przestał się liczyć.
[45] Oj ty biedny, zebyś nie był w szoku to na studiach dziennych czesto są kilku godzinne okienka między zajęciami a niektórzy pracują w systemie dwu lub trzy zmianowym. Ciesz się wolnym czasem póki go masz, później będzie gorzej.
@Cyber Rekin
5 godzin nauki dobre sobie, zeby tyle czasu co korzystanie z kompa szlo na utrwalanie wiedzy i faktyczna powtorke. Co ty z tym czasem, lekcje do 15 ola boga, zrozumiałbym jakbys dojeżdzał z pcimia dolnego czy innego wypiździejewa czekajac godzine, dwie na pks czy pociag. I te kilka godzin lekcji, co sie stanie jak w pracy beda nadgodziny albo 3 zmiany.
Zależy do jakiej szkoły się pójdzie. Ja akurat wybrałem szkołę do której chodzenie to przyjemność, a nauczyciele i uczniowie stanowią wspólnotę. Inna sprawa, że to szkoła społeczna która z polskimi realiami ma niewiele wspólnego.
No tak, co z tego że dzieciństwo stracone przez szkołę, potem i tak będzie gorzej :D Wspaniały tok myślenia.
Chciałbym tylko zauważyć, że przez te 12 lat nauki w niestety sporej części uczę się rzeczy które mnie nie interesują i nie przydadzą mi się w życiu. Więc proszę nie porównujcie tego do studiów, które, jak sami powiedzieliście, już choć trochę decydują o naszej przyszłej karierze.
Może i wcześniej się uczy pierdół, które się nam nie przydadzą w przyszłości, ale zawsze jest jakaś tam nadzieja, że w końcu coś się spodoba i ułożymy sobie plan, gdzie iść na studia. A o przyszłej karierze równie dobrze może decydować ostatnia klasa szkoły średniej, no bo to w końcu wyniki po niej otwierają drogę na studia, gdzie rozwijamy swoje umiejętności do przyszłego życia. Problem jest taki, że zazwyczaj ta ostatnia klasa maturalna jest jednak za wcześnie, niż powinna być i ludzie nie są przygotowani na tą głęboką wodę.
[56] Life is brutal, mi się nie zawsze chce o 4 wstawać do roboty lub wkurza mnie nocna zmiana ale czasami trzeba scisnąć pośladki i iść dalej.
[56]
I tak bedziesz stekal jak Kesik czy inny łajza, ze masz nagle WF albo filozofie/psychologie na niezwiazanym kierunku. Edukacja obowiazkowa ma byc w duzej mierze ogolna zeby nie bylo, ze ktos nie ma pojecia co to jest delta, nie wie kto napisał Pana Tadeusza albo uwaza, ze ziemia jest plaska.
uczę się rzeczy które mnie nie interesują i nie przydadzą mi się w życiu
cytuję jako wielokrotnie powtarzające się zdanie, a nie konkretnie [56]
Czyli szkoła powinna byc 1-klasowa. W rok nauczyłaby czytać i pisać oraz liczyć na tyle, aby można policzyć wypłatę lub resztę w sklepie. Potem nastąpi piękny okres po szkole ;)
To bardzo dobre rozwiązanie - zmniejszy konkurencję na rynku pracy (przynajmniej dla tych, którzy jednak uczyli się niepotrzebnych rzeczy), obniży koszty w gminach (nie trzeba będzie utrzymywać tylu szkół), ułatwi rządzenie (wystarczy populizm). Polska upadnie finansowo po raz drugi, ale co tam - przecież można wyemigrować.
No tak, co z tego że dzieciństwo stracone przez szkołę, potem i tak będzie gorzej :D Wspaniały tok myślenia.
Chciałbym tylko zauważyć, że przez te 12 lat nauki w niestety sporej części uczę się rzeczy które mnie nie interesują i nie przydadzą mi się w życiu. Więc proszę nie porównujcie tego do studiów, które, jak sami powiedzieliście, już choć trochę decydują o naszej przyszłej karierze.
Te 12 lat nauki nie stanowi prawie żadnego wyzwania intelektualnego. To naprawdę są rzeczy proste.
W te 5 godzin na odrabianie lekcji nie uwierzę NIGDY, PRZENIGDY. Sorry - na tyle młody jestem że pamiętam ile czasu na to potrzeba.
I nie narzekaj na szkołę i zmarnowane dzieciństwo.
Gdyby nie ona, to od 12 roku życia musiałbyś SAM ZARABIAĆ na utrzymanie (dokładać się do domowego budżetu).
Jeśli miałbyś wyjątkowe szczęście to mógłbyś pracować w zakładzie ojca. Jesli byś go nie miał - to w fabryce. A jak byś miał wyjątkowego pecha, to na linii sortującej węgiel w kopalni.
Mam wrazenie ze problem ze szkola jest taki ze czlowiek mlody jest niedoswiadczony, niepotrzebnie sie stresuje, nie umie zachowac dystansu... i pod tym wzgledem tak, jest to najciezszy okres w zyciu. Potem jest ciezej, ale latwiej to zniesc.
To po prostu kwestia doswiadczenia.
W sumie szkoła to zło przez ten stres ludzie później krócej żyją.
Proponuje wszystkim omijać ten temat szerokim łukiem bo autor niejaki ,,koniec jest blisko" lubuje sie w zakładaniu prowakacyjnych wątków na tym pożal sie boże forum i straszenia ludzi sądem, prokuratorem i policją - wygląda na to że to jego hobby
Michale z Jaworzna proszę nie przesadzać...!
O i na to czekałem. I teraz chciałbym się oficjalnie zapytać adsministratorów tego forum: JAKIM PRAWEM JEDEN Z UŻYTKOWNIKÓW FORUM MA DOSTĘP DO DANYCH OSOBOWYCH, W TYM PRZYPADKU RÓWNIEŻ PUBLIKOWANIA ICH, KTÓRE POWINNY BYĆ CHRONIONE WEDŁUG OBOWIĄZUJĄCEGO REGULAMINU?
stary co Ty mowisz - szkola srednia i studia to najlepszy okres w zyciu - lepszego nie ma :) imo ofc :)
[66]
od kiedy kibicujesz wiśle, michał?
huj cie to obchodzi
ad.66
chlopie - Twoje dane osobowe / sympatie druzyny pilkarskiej sa dostepne w necie na innych stronach ale pod tym samym nickiem ... pomysl :)
ja bym za nic nie wrocil do podstawowki, liceum czy na studia
wspominam te czasy bardzo milo, zwlaszcza studia, 6 lat w akademiku, piekne zycie, mnostwo znajomych
lubie sie uczyc, ale nie w sposob zaplanowany przez innych
kursy - to rozumiem, szkola to zabojstwo kreatywosci...
kolarz90: te i inne informacje o Tobie mozna znalezc na stronie: http://goo.gl/Baiy
[73]
za pozno, koles albo usunal konto albo tak sie przestraszyl ze usunal avatara i sygnaturke
Dzieki, fajna stronka, szkoda ze nie mozna wpisac wlasnych slow :)
Ja bym wyróżnił dwa etapy w edukacji, które najmilej wspominam:
1) liceum - prawie że już dorosłe towarzystwo (w odróżnieniu od barachła z podstawówki), pierwsza miłość etc. W kwestii poziomu nauczania... myślę, że sam program nie był taki zły (pierwszy rocznik reformy oświaty). Dużo jednak zależało od stopnia zaangażowania danego nauczyciela. Niektórzy naprawdę znaleźli się we właściwym miejscu i czasie. Poświęcali czas organizując dodatkowe zajęcia po godzinach dla tych, którym naprawdę zależało na należytym przygotowaniu do matury. Nie ukrywam, że jest to dość subiektywna ocena. Osoby którym nauka nie przychodziła łatwo, nie mieli tak łatwego życia.
2) studia - ale tylko pierwsze 2-3 lata (poziom inżynierski, bo magisterka to już nuda, przynajmniej na informatyce, gdzie w miarę ogarnięty student to wszystko już wie - połowa studentów już pracuje a sale wykładowe świecą pustkami) głównie ze względu na szokujący skok poziomu wykładanej matematyki i fizyki (pierwszy odsiew studentów) w porównaniu do LO oraz obecność podstawowych przedmiotów inżynieryjnych takich jak architektura komputerów (drugi odsiew studentów - asembler), elektronika czy metody numeryczne. Pełne audytoria, zarwane nocki przed kolokwiami/egzaminami, wspólne rozwalanie zadanek z kolegami... zaiste piękne to były czasy :)
Z drugiej strony zaś... podstawówka i gimnazjum - dno, w każdym wymiarze.
W budzie było dość spoko, coś tam się wykuło, trochę pospało i powydurniało.
Natomiast program nauczania jest do dupy, że aż szkoda godać. No i od nauczycieli zależy bardzo dużo, a niestety mało jest takich prawdziwych, którzy umieją uczyć.
Sporą przeszkodą w nauce jest liczba uczniów w klasach, 30 osób to za dużo.
pamiętam, że sam nie raz narzekałem na szkołę, ale jednak w ostateczności rodzice mieli rację mówiąc, że będę ten okres wspominał jako najlepszy w moim życiu. Były momenty lepsze i gorsze, zwłaszcza gimnazjum wspominam nie najlepiej, ale już czasy liceum z perspektywy czasu uważam za bardzo udane. Zarówno na płaszczyźnie towarzyskiej- pierwsze randki, alkohol, imprezy, to wszystko miało niesamowity klimat za którym człowiek tęskni. Wszystko wtedy było nowe i fascynujące. Również jeśli chodzi o samą szkołę to nie było tak źle. Rzeczywiście wstawanie o 8 i średnio 7h zajęć dziennie do najprzyjemniejszych nie należało, ale z drugiej strony pozwala to docenić resztę czasu wolnego, zwłaszcza weekendy. Same lekcje też bywały ciekawe, trzeba po prostu mieć jakieś zainteresowania, ja np zawsze lubiłem uczyć się historii, geografii i angielskiego, później doszła jeszcze do tego matematyka (czyli przedmioty profilowe w mojej klasie). Do tego studniówka (która u mnie jako impreza wyjątkowo nie wypaliła, ale wspomnienia o dziwo mam dobre), czy matura (dla mnie to nie był żaden stres bo się wcześniej wszystkiego nauczyłem)
Studia zaś.. są inne. Początkowo byłem strasznie zawiedziony i rozczarowany, ale z czasem zacząłem się do studiów przekonywać. Od 2 semestru 1 roku na zajęcia chodzę sporadycznie (wychodzi +/- 10h w tygodniu), mam masę wolnego czasu, bo kolokwiów praktycznie w semestrze nie mam, tylko w sesji, ale przyznam, że tak się o dziwo bardzo ciężko funkcjonuje. Początkowo super, cały czas imprezy, spotkania ze znajomymi, wyjazdy np do Krakowa w tygodniu itd, później jednak to wszystko mi się zwyczajnie znudziło. Do tego stopnia, że aktualnie z własnej, nieprzymuszonej woli szukam pracy, tylko po to, żeby wypełnić czymś sobie wolny czas i zdobyć nową wiedzę i doświadczenie na przyszłość
btw jakby kogoś interesowały moje wrażenia ze studiów po pierwszym semestrze z innego wątku to wklejam:
"Też nienawidzę studiowania, studiów i studentów. Doszukuję się przyczyny głównie w tym, że zostałem oszukany, bo całe życie mówiono mi że to piękny okres w życiu, najlepsze co mnie spotka, a dodatkowo ten pozytywny obraz był podtrzymywany filmami, gdzie collage to jedna wielka biba, dobre lasie i świetni ludzie, w co oczywiście nie wierzyłem, ale jakiś obraz tego pozostał.
Tymczasem rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje wyobrażenie na ten temat. Studia wcale nie są fajne, nie jest fajne to, że uczysz się na własną rękę, nikt nie dba na dobrą sprawę o to czy egzaminy zaliczysz czy nie, testy z danego przedmiotu są jak dobrze pójdzie 2 razy w semestrze, a całość zaliczasz głownie sesją ucząc się jak głupi pod sam koniec. System, który był w liceum, choć oczywiście niemożliwy do zaimplementowania na studiach, moim zdaniem sprawdzał się o wiele lepiej. Jak na razie w rezultacie miałem 4 kolokwia, z których połowy nie zaliczyłem bo nie musiałem, a za tydzień mam egzaminy w sesji i generalnie jestem w przysłowiowej dupie... No nic tutaj akurat sam jestem sobie winien.
Druga kwestia to ludzie. Spodziewałem się ogarniętych ludzi, ponoć moja uczelnia należy do takich gdzie można ich spotkać, jednak to co zobaczyłem mnie załamało. Osobiście okres jarania się tym ile wypiłem i jak się nie najebałem przeżyłem gdzieś tak na przełomie 3 gimnazjum, a 1 liceum, tymczasem dla większości tych ludzi, zwłaszcza ze wsi i miasteczek ( a tych jest ok 75%) wygląda to na zupełną nowość i spora część rozmów jest o tym jak "grubo" było, po czym Ci sami ludzie wstawiają zdjęcia na facebooka z 30 metrowego mieszkania gdzie było 10 osób na krzyż, rzeczywiście grubo. Z drugiej strony jest cała masa pizdeczek chodzących w garniturach, święcie przekonanych o tym, że taki się przyjęło ubierać na studiach, oczywiście słuchają muzyki klasycznej i uwielbiają filozofię, oraz zawsze zgłaszają się do tablicy. Szkoda, że zazwyczaj nie mają nic ciekawego do powiedzenia.
Osobna kwestia to dziewczyny. Na początku rozglądałem się na wykładach za jakimiś dobrymi lasiami, niestety po jakimś czasie przestałem, bo takich po prostu nie ma. Nie mam pojęcia gdzie są wszystkie ładne dziewczyny z LO, ale zdecydowanie nie na studiach, przynajmniej nie moich. A nawet jeśli trafi się jakaś 6/10 (bo o wyższych nie ma mowy) to gdy tylko się odezwie kartofle wypadają jej z budzi, czasami szczęśliwie trafi się taka, która ma "tylko" owłosione ręce bardziej niż ja, albo twarz, ale to nie jest jeszcze najgorzej. Spośród znajomych mam cztery dziewczyny, które gdyby się uprzeć można uznać za ładne.
Oczywiście wyścig szczurów, proszenie o wpisanie piąteczki do indeksu bo będzie na pamiątkę, czy spazmy podczas czytania wyników kolokwium są na porządku dziennym. Na dodatek na roku mam 1000 osób, rozpieprzonych po najróżniejszych wykładowcach, więc o jakiejkolwiek integracji znanej z liceum (jedna klasa przez 3 lata) nie ma mowy. Tutaj z ludźmi przebywa się raz, góra dwa razy w tygodniu po 4 godziny.
Może powinienem się na to przygotować, biorąc pod uwagę fakt, że progi do mojej uczelni wynosiły ok 80% przy trzech przedmiotach na rozszerzeniu i jednym na podstawie, raczej normalni ludzie się nie podostawali.
No nic wyżaliłem się bo mi to od dawna ciążyło na serduszku, a teraz wracam się uczyć do sesji. Amen"
Studia wcale nie są fajne, nie jest fajne to, że uczysz się na własną rękę, nikt nie dba na dobrą sprawę o to czy egzaminy zaliczysz czy nie, testy z danego przedmiotu są jak dobrze pójdzie 2 razy w semestrze, a całość zaliczasz głownie sesją ucząc się jak głupi pod sam koniec.
Właśnie to jest epicki fail szkoły średniej w Polsce. Niańczenie i podcieranie nosków starym koniom, których już na tym etapie powinno się przygotować do samodzielności. Studia jak sama nazwa wskazuje to nie szkoła i to że akurat sam odpowiadasz za siebie to najbardziej pozytywna rzecz z tego całego systemu edukacyjnego.
k4m - nie przejmuj się...
Po studiach będzie gorzej.
Jeszcze więcej pustki i bezsensu.
Dlatego najważniejsza nauka na czas liceum, studiów i reszty życia - dbaj o bliskich ludzi. Bo oni dają ci szczeście.
Może dla innych szkoła była dużo lepsza niż teraz praca, ale jak dla mnie to idąc do roboty nigdy nie czułem się jakbym szedł na matmę albo inny gówniany przedmiot często była taka adrenalinka czy spyta a może gałę dostane a i większości wypadków nie trzeba się niczym zajmować po pracy czego nie można powiedzieć po szkole.
Też szkoły nie lubiłem, bo ciągle musiałem do niej chodzić i mi truli d.pe, jakbym nie chodził to rodzice by mi robili ciągle wymówkę a to jest bardziej wkurzające od samego dnia w szkole.
W Gimnazjum jedna z moich koleżanek mówiła do mnie
Jak nie pójdziesz jesteś dla mnie idiotą jakiegokolwiek słyszałam na świecie, a jak pójdziesz jesteś najwspanialszym chłopakiem jakiego poznałam w życiu