Karateka - remake słabszy od oryginału z lat osiemdziesiątych?
"Pierwszy raz w Karatekę grałem gdzieś w okolicach 1991 roku"
Ja sie rodziłem a ty se w gry popierdzielałeś :D
Chyba jednak zbyt ostro. Znam dobrze oryginał z lat 80-tych mimo, że sam w to nie grałem. Ja na ten przykład przy tym remake-u bawiłem się bardzo dobrze. Ma to pewne wady, jak wszystko, ale bardzo udany remake. To jest dokładnie to, co dostaliśmy 20 lat temu, no, lekko łatwiejsze zapewne.
Jako osoba niewidoma poczułem że są jeszcze na świecie tacy, którzy nie traktują gier jak coś gdzie stawiamy na konkretną grupe ludzi, ale staramy się pokazać, że każdy aspekt może być ważny. Dzięki niemal interaktywnej muzyce, doskonale wiem kiedy i jak zaatakuje przeciwnik, każda akcja w grze niemal oznaczona jest dźwiękiem, co sprawia, że niewidomi gracze również w pełni mogą cieszyć się tym tytułem. Produkt ten trafił do publiczności osób niewidomych z całkiem sporym zaintersowaniem, oczywiście poprzez reklame, proponowanie od jednych do drugich.
To co mnie urzekło, to napewno nie grafika, bo i jak, skoro jej nie widzę, ale warstwa audio. Nie koniecznie chodzi mi o samą muzykę, która tutaj akurat gra pierwsze skrzypce, ale o całą otoczkę dźwiękową. To co dzieje się podczas przygody to raj dla uszu. Klimat słychać i czuć, nie musząc go widzieć. Dźwięk uderzeń, ruchó postaci, ubrań, cudo dla ucha. Uważam, że ten produkt należy traktować poprostu nieco inaczej, albo coś jest casualowe, albo nie.