3 najbardziej idiotyczne argumenty/riposty w dyskusjach
Jest jeszcze jeden, fajny, który (nie)świadomie umieściłeś w pierwszym akapicie tego tekstu. "Każdy ma prawo do swojego zdania" - jasne, to prawda, ale zazwyczaj to zdanie poprzedzone jest bredniami typu "nigdy nie grałem w AC i nie zagram, ale widzę, że to syf!", albo "jesteś idiotą, a ja mam prawo tak uważać, więc mnie nie obrażaj", etc. ;)
No i ogólnie przemądrzalcze gadki "wszystkowiedzących" Polaków, na temat polityki, religii, muzyki, wszystkiego! OK, można powiedzieć, że "wg mnie, Doda nie jest artystką, nie potrafi śpiewać, jej piosenki są o niczym", ale nie można tego zrobić interpretując tylko jeden utwór, albo nie słuchając żadnego. :) Nie, nie bronię tej pani, nie lubię i nie słucham, ale uważam, że NIE MOŻNA wypowiadać się o grach, książkach, filmach, polityce, religii, etc., wtedy, gdy się czegoś konkretnego, od A do Z - nie przeczytało, oglądnęło, nie zaciągnęło wiedzy u źródeł (czyli NIE w telewizji, bo to nie jest źródło faktów). OK, pozdro, sorry za rozpisanie się! :)
Mój ulubiony to wiecznie żywe:
"Nie podoba ci się film/gra/itp? To zrób lepszy!"
Mi się podoba natomiast argument jednego z niewielu żyjących czasopism o grach - „nie podoba się gra [tu wstaw wysokobudżetową produkcję, ze sporym hype i dużym wydatkiem na marketing]? To przyzwyczaj się bo takie są realia rynku".
Albo ten, w którym gracza z kilkuletnim (lub więcej) stażem opluwa się bo ten nie łyka tych wysokobudżetowych produkcji bezkrytycznie, nawet gdy gra zieje głupimi pomysłami, słabym projektem i opiera swą sławę (i sprzedaż) na hype.
Najlepsza riposta jaką kiedykolwiek dane mi było przeczytać brzmiała: "a co ty byś sobie pomyślał gdyby twoja matka cię wyskrobała?"
Drugi argument czasem ma sens. Przykład: Dzieciak zabrał się za grę w ARMA, bo tam się "szczela". Czytał gdzieś tam, że to symulator, ale co z tego, żołnierze i strzelanina. Po półgodziny stwierdza, że gra jest bezsensu, nudna i trudna. Sęk w tym, że jego komentarz nie ma żadnej wartości. Nie należy do targetu, nie kuma założeń projektu (w taki sposób można zjechać dosłownie wszystko. Każdy film, każdą grę, każdą książkę.). Prezentuje tylko zdanie ściśle określonej grupy. Pojedyncza wpadkę jestem w stanie zaakceptować, ale napieprzania przy premierze każdej kolejnej odsłony "nudna i trudna" już nie. Jak się wie co to jest i to nam się z założenia nie podoba to się tego nie rusza. Co innego, gdy ktoś jest w stanie wystawić dobre twarde argumenty.
Trzeci argument również nie jest wcale idiotyczny. Istotny jest zawsze kontekst. Zależy również od naszych poglądów na temat obiektywnej prawdy. Ja nie uznaję obiektywnej prawdy i uważam, ze wszystko jest czysto subiektywne. I tutaj nie ma czasem sensu pieprzyć, ze coś jest dla nas ładne, a dla kogoś innego nie. Każdy prawdopodobnie otrzymuję podobną dawkę poczucia estetyki i przyjemności przy oglądania innego obiektu. (np. wspomnianej w tekście kobiety). Jak więc można argumentować naszą przewagę, gdy sam rdzeń przyjemności jest inny u kogoś innego? Do pewnego stopnia dyskusja ma sens, szczególnie jeśli jesteśmy podobni we właśnie samym - jak to ująłem - rdzeniu przyjemności. Trzeba wiedzieć gdzie leży granica pomiędzy czysto subiektywnym odczuciem, a faktem. (tutaj kolejny problem filozoficzny. Co uznać za fakt, ale powiedzmy, że powszechnie na podstawie doświadczenia i intuicji). Jeszcze jest inna kwestia. Jak wg. nas ma wyglądać dyskusja. Dla mnie to wymiana opinii, a nie próba wymuszenia naszych poglądów w oponencie. Ja prezentuje swoje argumenty na temat tego dlaczego obraz jest ładny. Ty prezentujesz swoje. Jeśli coś jest faktem, możemy się pokłócić i próbować przekonać, ale jeśli mówisz "Nie masz gustu, ten obraz jest brzydki. Jaskrawe barwy są strasznie kiczowate." wtedy argument "o gustach się nie dyskutuje" ma sens. Dalsza konwersacja przerodzi się w kłótnie, a nawet może dojść do aktów przemocy. (niekoniecznie fizycznej). Chyba, że osoba do której się zwracasz ma charakter strasznie uległy i się zgodzi na największy absurd. W wypadku konfrontacji dwóch silnych charakterów dojdzie tylko do niepotrzebnego konfliktu. Dlatego poszanowanie czyiś poglądów jest istotne. (dalej można się rozwodzić. Kiedy powinniśmy interweniować, bo np. ktoś chce wszystkich zabić, a my wg. tej zasady powinniśmy to tolerować, żeby go nie obrazić. itd.). Z niektórymi ludźmi nie warto wchodzić w dyskusje. Czasem warto próbować się dystansować od własnych poglądów. (świeży osąd sytuacji. Wyznaczenie plusów i minusów).
Jak widać problem jest bardzo rozbudowany i nie uważam, aby któreś argumenty były we wszystkich sytuacjach błędne tudzież absurdalne.
@SpecShadow:
„nie podoba się gra [tu wstaw wysokobudżetową produkcję, ze sporym hype i dużym wydatkiem na marketing]? To przyzwyczaj się bo takie są realia rynku" - mi ten "argument" na kilometr śmierdzi przymusowym uszczęśliwianiem kogoś. Popatrzmy na to z perspektywy: ktoś powiedział, że gra mu się nie podoba (nie ważne z jakich przyczyn), a my musimy go za to zgnoić, bo śmiał mieć inne zdanie na temat produktu niż my. IMHO totalny absurd. Jeśli ktoś pisze na forum, że dla niego np taki Call of Duty lub Battlefield jest grą beznadziejną, z biedną grafiką, słabą fabułą, a w dodatku jest przeokropnie nudna, no to co mi z tego przyjdzie, że powiem mu: "nie pasi - twój problem przyzwyczaj się". To naprawdę mój problem, że komuś się coś nie podoba? Jeśli chcesz pokazać, że gra nie jest beee i fuj to zaprezentuj zwięźle argumenty potwierdzające Twoją opinię. Wtedy czytelnik, który szuka info o danym tytule skorzysta z waszej wymiany zdań. Sypanie argumentami pt. "Nie podoba się? To GTFO!" nie przynosi realnych korzyści nikomu.
[6]
Wiesz, myślę, że chodzi o sytuację, w której ktoś podnosi jeden z wymienionych wyżej argumentów i na tym kończy jakąkolwiek dyskusję i argumentację. Trochę na zasadzie "nie bo nie".
A propos dyskusji o gustach, to głównym problemem jest to, że najpierw jakiś trzeba mieć ;)
Jeśli ktoś jedzie po, na ten przykład, sztuce współczesnej, jako bezsensownej, wulgarnej i, ogólnie rzecz biorąc, gównianej, przy czym jego edukacja w zakresie historii sztuki rozpoczęła się i zakończyła na "Bitwie pod Grunwaldem" to jego "argument" mówiący o tym, że o gustach się nie dyskutuje może być co najwyżej śmiesznie żałosny.
Mnie, poza wymienionymi, denerwuje odpowiedź pod tytułem: "nie podoba ci się, bo nie zrozumiałeś". Tak jakby "zrozumienie" równało się "podobaniu się".
Otóż mogę rozumieć założenia, przesłanie i treść jakiegoś utworu i nie zmienia to tego, że mi się nie podoba. Wiem co autor miał na myśli i co chciał osiągnąć i dalej uważać, że jego twór jest beznadziejny.
Inna sprawa, że jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło nie zrozumieć tego co właśnie przeczytałem, obejrzałem, lub w co zagrałem.
[8]
No ok. ale "obowiązek" argumentacji spoczywa na obydwu stronach. Jeśli ktoś pisze, że CoD mu się nie podoba, bo jest syfiaste i ma słabą grafikę to to jest zwykły spam, a nie wymiana opinii.
Zasnąłem próbując przeczytać twój post :)
Bo sprawa jest złożona, a i tak tylko delikatnie ją musnąłem. :P
Mnie też denerwuje odpowiedź pod tytułem: "nie podoba ci się, bo nie zrozumiałeś". Tak jakby "zrozumienie" równało się "podobaniu się".
W takim wypadku masz jakieś ambitniejsze argumenty. Mówimy raczej o osobnikach nieodróżniających się psychicznie od ameby. Zresztą sam to zauważyłeś.
I rzeczywiście masz rację. Brak poglądów potrafi być strasznie denerwujący. Z kolei odpowiedź "nie, bo nie" ma mocne podłoże psychologiczne. Ktoś zwyczajnie boi się dalszej rozmowy, często by nie wyszła na wierzch jego niewiedza w jakimś temacie. (co poskutkuje ośmieszeniem i wstydem). Chociaż pewnie więcej powodów można znaleźć. W takim kontekście jakikolwiek argument będzie absurdalny i prowadzący do ucieczki. "Nie, bo nie" ubrane w inne słówka.
Ja mam swoje własne top 3, kolejność przypadkowa: 1. Winny się tłumaczy - to jest po prostu hicior. Gimbusy używają tego nagminnie. Tłumaczysz dlaczego postąpiłeś tak a nie inaczej, to jest ja powyżej. Nie tłumaczysz, to zgrywasz bufona/chama/ciotę (niepotrzebne skreślić). 2. Zachowujesz się jakbyś pozjadał wszystkie rozumy - yeah, to też uwielbiam. Piszę posta na swoim blogu, gdzie krytykuję wiele zachowań ludzkich. Oczywiście, posługuję się przykładami, ale nigdy nie używam prawdziwych imion i nigdy nie wyzywam tych ludzi. W odpowiedzi słyszę właśnie to powyżej. Żenada. 3. Nie wtrącaj się, tam gdzie cię nie chcą - to jest najlepsze szczególnie wtedy, gdy coś pisze krytycznego... na mój temat :D.
Z tym pierwszym argumentem to nie jest takie proste - to jest wręcz bardzo dyskusyjne:
- z jednej strony można skrytykować książkę / film nie będąc pisarzem / filmowcem.
- z drugiej strony niedaleko tutaj do ignorancji - krytykowania czegoś czego się nie rozumie w sposób, który jest wręcz absurdalny dla osób znających temat - PLAGA W INTERNECIE.
Przykładowo: setki cwaniaczków w necie potrafią skrytykować jakiegoś gamedeva jako lenia, bo już 2 lata ślęczy nad projektem, ale te cwaniaczki nigdy gry nie robiły i nie wiedzą, że to czym się ta osoba zajmuje w normalnych warunkach w dużej firmie wykonywana jest przez 5 osób, a nie jedną. Jak taka osoba ma się poczuć harując jak wół i z zażenowania załamując się głupotą krytyki, która nie zna realiów? "Nie znasz się - nie krytykuj" nabiera wtedy sensu i to zbyt często... i obrona typu "nie muszę być specem od czegoś by krytykować" też traci sens.
"Może czasem śmiesznie jest, gdy totalny laik wypowiada się, zgrywając znawcę"
- nie, to nie jest śmieszne i to nie zdarza się czasem tylko jest MASOWE i NAGMINNE. Ignorancja jest gorsza od głupoty. W internecie prawie każdy zna się na absolutnie wszystkim.
Krytyka jest dobra, ale ją też trzeba robić racjonalnie i "nie wchodzić na teren" wymagający bardzo konkretnej wiedzy, tym bardziej jeśli takowej nie posiada się wcale.
Najlepsi to są goście "nieomylni" którym się przedstawi tysiąc dowodów na to, że ich teza jest nieprawdziwa a oni dalej stoją przy swoim i nie dadzą sobie nic powiedzieć.
"O gustach się nie dyskutuje" to normalne, logiczne stwierdzenie przecież. Załóżmy taką sytuację: Zamawiamy z kumplem pizze i rozpoczyna się dialog:
- Weźmy oliwki!
- Nie, nie lubię oliwek.
- No co ty, oliwki są zajebiste!
- O gustach się nie dyskutuje.
Przecież nie będę dyskutował na temat smaku oliwek jak mi po prostu nie smakują, bo mam taki gust, a nie inny. Może tak być w wielu sytuacjach dotyczących smaku, muzyki, filmu czy sztuki. Nawet w twoim przykładzie wg mnie jest to zdanie logicznie użyte, przecież ci znajomy nie będzie tłumaczył co mu się podoba w kobiecie, jeżeli ty masz inny gust to i tak cię nie przekona do swojej racji, więc po co dyskutować?
Moim ulubionym "argumentem" jest "bo nie", który wyjaśnia wszystko i nic :)
edit: wg mnie dyskutuje to się przy różnicach poglądów, wiedzy/niewiedzy, a nie o gustach.
Okruch - nie chciałbym mieć takiego kumpla, który mi wali taki sloganem ilekroć chce z nim podyskutować. Nie chcesz ze mną dyskutować o wyższości oliwek nad cebulą? to sp[ierd./+.!!!
Na wuj się w ogole koleś pcha na forum dyskusyjne skoro nie chce dyskutować? A gustem jest wszystko począwszy od kulinarnych na politycznych skończywszy. Każda opinia podlega dyskusji, jeżeli nie chcesz w niej uczestniczyć to wypad z baru.
"Przecież nie będę dyskutował na temat smaku oliwek jak mi po prostu nie smakują, bo mam taki gust, a nie inny. Może tak być w wielu sytuacjach dotyczących smaku, muzyki, filmu czy sztuki."
skoro nie to o czym tym chcesz gadać?? o pogodzie? nudny z ciebie facet musi być.
Ja dyskutuje o wszystkim, potrafie godzinami rozmawiać z żona o jej niechęci do cukru w herbacie. Z kumpelą, o roli pornoli w życiu i ich walorach edukacyjnych. z kumplem o wyzszości piwa lech nad tyskim, waląc przy tym pieścią w stoł i zamawiając kolejne kufle.
Moje ulubione to riposty/argumenty które w skrócie oznaczają to > "50latek musi sobie zaslużyć na szacunek 15 latka" albo "15 latek wypowiada się na wazne tematy poprzez swoje dlugoletnie doswiadczenie zyciowe" :)
Widzisz kapciu, taki ze mnie nudny facet, że potrafię godzinami dyskutować o piłce nożnej, koszykówce, podróżach, fabule filmów, seriali i gier komputerowych, czy po prostu żartować. Tutaj gust nie ma nic do rzeczy, bo jaki jest sens dyskusji kiedy mam inny smak niż znajomy? Ja lubię kolor czerwony, znajomy lubi niebieski i mam dyskutować o wyższości czerwonego nad niebieskim, czy odwrotnie? Jest wiele tematów na które można dyskutować, ale nie można mylić poglądów z gustem, bo to są dwie różne rzeczy.
Swoją drogą wolę Tyskie od Lecha :)
"- Weźmy oliwki!
- Nie, nie lubię oliwek.
- No co ty, oliwki są zajebiste!
- O gustach się nie dyskutuje."
Tyle, że to dialog pozbawiony sensu i w ostatniej wypowiedzi powinno pojawić się coś w stylu "mnie po prostu nie smakują". Gust dotyczy wrażeń estetycznych, a nie smakowych...
Słaby artykuł! Jak Ci się nie podoba mój komentarz, to go nie czytaj, a poza tym zaraz zrobie lepszy, o! A jak myślisz, że nie będzie lepszy to koko Ci w oko, bo o gustach się nie dyskutuje.
Zawsze, gdy ktoś skomentuje negatywnie można powiedzieć jeszcze, że "Tylko Bóg może nas oceniać".