Silent Hill po amerykańsku? Niezły, ale wolę sushi.
Jakie smutne musi być życie ludzi, którzy nie potrafią zaakceptować części trzeciej.
Jak dla mnie to Downpour jest sporo lepszy od Homecominga.
Jest trochę mniej 'Amerykański' niż 'piątka' co mnie osobiście dużo bardziej odpowiadało.
Silent Hill Homecoming oceniłbym o 1.5 punktu mniej niż Ty, ze względu na bardzo mało Silent Hilla w Silent Hillu .
Scott > W trójkę nie grałem, więc się nie wypowiem nt. jej jakości. Ale pewnie bym ją przyjął z otwartymi ramionami :)
Ogame_fan > Z Homecoming trochę jest tak, jak piszesz - za mało Silent Hilla w Silent Hillu, ale na tym polu chyba gorzej wypadł The Room. Wciąż ciekawy i klimatyczny, ale zdecydowanie bliżej oceny 6/10 (z mojego punktu widzenia) niż SH:H :)
W żadnego SH nigdy nie grałem i się otwarcie do tego przyznaję. W jednego RE pykałem, ale naprawdę niewiele.
Nie bijcie.
FSM > Jak przyjdzie ci ochota na SH3 to zaopatrz się w wersje na PS2 albo PC. Bo ten cały remake HD od strony audiowizualnej leży i kwiczy.
Trochę hmm... krótka ta recenzja.
Jeśli miałbym się wypowiedzieć na temat Homecoming to byłby to słowa jak najbardziej pozytywne. Grałem jak na razie w część II, III, The Room i Homecoming. No i w tego na PSP jednego...jak mu było Origins(?). Homecoming ze wszystkich tych części stawiam na drugim miejscu zaraz po niedoścignionej części drugiej. W trójkę od biedy pograć można - nie jest to zła gra ale był to dla mnie znak, że z serią zaczyna dziać się coś złego. A to coś złego wyszło w The Room, które było grą wręcz dla mnie beznadziejną i nijak nie zasługującą na nazwę Silent Hill na pudełku. Co do Homecominga miałem spore obawy ale zagrać postanowiłem i nie żałuję.
Już sam początek jest niezły. Gdy zaczyna się od tej akcji w szpitalu bodajże w tym samym, który występował w części pierwszej (w którą niestety nie grałem ;( ). Od razu czuć ten niesamowity klimat serii SH. No i jak dla mnie świetnie zrobione te przejścia z normalnego świata w ten całkiem inny ;) Oczywiście jedną z pierwszych rzeczy jaka się rzuca w oczy po rozpoczęciu rozgrywki jest fakt, że w końcu można operować myszką i przy jej pomocy sterować kamerą. Teraz łatwiej gdzieś zalukać a i pole widzenia jest lepsze. Do tego dochodzi nie najgorsza fizyka, która już w początkowym etapie w szpitalu wywarła na mnie spore wrażenie. Te wszystkie bibeloty, stoliki dało się wywracać itp. Sterowanie również było wygodne, walki w końcu nabrały jakiegoś tępa i nie były już tak sztywne jak w poprzednich częściach. Do tego doszły uniki i fikołki ale przyznać muszę, że przez to wcale gra nie była łatwiejsza. Kilka ciosów i postać leży a o medykamenty lecznicze dość trudno. Jak i o amunicję zresztą.
Później już gdy akcja działa się w mieście odczułem lekki zawód bo czułem się niestety dość znacznie ograniczony a cały dostępny w tym momencie teren wydał mi się ciutkę za mały. Ale ten fantastyczny klimat pozostał (chociaż nie taki jak w II ^^>) ale jednak z powodzeniem dawał radę. Fabularnie gra bardzo przypadła mi do gustu i po prostu chciało się grać aby poznać dalsze szczegóły historii. Na plus jest też moim zdaniem wykonanie jak i sama obecność bossów - był tam taki jeden, z którym nieźle musiałem się napocić aby go ubić ;)
Jeśli chodzi o kwestię techniczne i audio-wizualne to również nie mam się do czego przyczepić. Gra była tutaj krytykowana za spadki płynności - najbardziej rozśmieszyła mnie opinia pewnego recenzenta z pewnego pisma o grach, że na kompie wyposażonym w 4gb ramu i nie zgorszą grafikę miał takie spadki płynności, że grać się nie dało zaś sama gra dostała coś w okolicach 5/10. Ja natomiast grając na znacznie gorszej karcie i mniejszej ilości pamięci spadków animacji ani problemów z wyświetlaniem grafiki nie miałem. Grafika zresztą również była krytykowana - tutaj też szczytem głupoty pewnego, już innego recenzenta było psioczenie na małe zróżnicowanie i wyblakłość kolorów. A co to ma kuźwa być - jakiś kucyk pony czy inne dziadostwo z bogatą paletą żywych barw. Przecież to Silent Hill i grafika ma być szara i ponura - toż to doskonale buduje klimat. No i muzyka podobno też była taka sobie podczas gdy dla mnie całkiem dobrze w komponowała się w całość i pomagała budować ten fajny klimacik ;)
Ja oceniam grę na mocne 8 w skali 10 punktowej. Jak w mordę strzelił ;)
Natomiast co do recenzji (przykrótkiej :P) fsm'a zgadzam się z oceną nie za niska i nie za wysoka (bo gra jednak ideałem nie jest) czyli niemalże w sam raz ;P
[6] -> +1, też dałbym 8/10
Ja jakbym miał oceniać wszystkie części Silent Hilla to byłoby tak :
Silent Hill - 9+
Silent Hill 2 - 10
Silent Hill 3 - 8
Silent Hill 4 - 7
Silent Hill Origins - 7+
Silent Hill Homecoming 6/6+
Silent Hill Shattered Memories - 8+
Silent Hill Downpour - 8+
komg123 > Recki na GP mają to do siebie, że mogą być krótkie i treściwe. Tym tekstem "odreagowałem" długą recenzję Mass Effect 3 swego autorstwa :)
I cieszę się, że się z grubsza zgadzamy.
Scott > Konsoli nie posiadam, więc remake HD mogę sobie co najwyżej na YT pooglądać. Jeśli kiedyś zagram, to tylko na PC :)
A mnie najbardziej straszyła część 4. Głównie za sprawą nawiedzonego pokoju, ograniczonego inwentarza i nieśmi3ertelnych wrogów, no i możliwość sejwowania tylko w pokoju.
Silent Hill 2 w ogóle mnie nie straszył, głównie dlatego, że nigdy nie brakowało mi amunicji. (normalny poziom trudności)
Silent Hill 3 już był nieco lepszy pod względem straszenia, ale nadal amunicji było pod dostatkiem.
W Silent Hill 4 każdy nabój, każda świeca, były na wagę złota. I jak jeszcze się nie znalazło wszystkich mieczy przeznaczenia, czy jak one się tam nazywały, to pod koniec się spieprzało przed tymi demonami z moczem cieknącym po gaciach.
Nie rozumiem tego hejtu na części 3 i 4, dla mnie były doskonałe. Dwójka oczywiście miażdży obie fabułą i klimatem, ale nie straszeniem (jak dla mnie)
keeveek - dlatego że w czwórce nie ma Silent Hilla.
Gdyby gra nazywała się The Room dostałaby oceny 8/9, ale jako że wcisneli ją do kanonu serii to sami się wpieprzyli w kłopoty.
Gdzie tam ciemność ? gdzie mgła? radio i latarka ? a przede wszystkim :
GDZIE TAM SILENT HILL ?!
Nie rozumiem ludzi, którzy wymagają od Silent Hilla strachu. Według mnie w serii zawsze chodziło o klimat, fabułę i emocje jakie te powyższe czynniki wywoływały, a nie o mgłę, latarkę i radyjko. Dlatego bardziej niż hejtu części trzeciej nie rozumiem nienawiści do czwórki. Straszno-senną atmosferę miały wszystkie części cyklu. Część trzecia (i trochę pierwsza) nie potrafiły wzbudzić we mnie zaangażowania i zaciekawienia. Po kilku godzinach gry (spędzonych na rozwiązywaniu nielogicznych zagadek) nic w fabule nawet się nie zaczęło. 2, 4, Homecoming i (przede wszystkim) Downpour już na samym początku zaciekawiły mnie, sprawiając że chciałem dowiedzieć się co wydarzy się dalej i mimo mało przyjemnego gameplay'u brnąć przez ten koszmar.
vulpes433 - ale co ma budować klimat jak nie długie, wąskie, ciemne korytarze - oświetlane słabym światłem latarki; szmery wydobywające się z radia; mgła przez którą nie widać czubka własnego nosa ?
mikroskopijne 'areny' z czwórki ? gdzie z jednego końca widać potwory na drugim końcu ? gdzie co chwilę trzeba biegać do dziur, żeby wyrzucić kolejną porcję amunicji, bo jakiś debil sobie wymyślił, że przedmioty się nie łączą.
Sorry ale Silent Hill to nazwa miasteczka, w każdej grze witaliśmy w tym miasteczku a w czwórce ? połowa gry to kopiuj w klej, te same lokacje i sztuczne przedłużanie gry .
Dokładnie ;) jak dla mnie to żaden silent hill jak do tej pory nie był straszny.
Szkoda, że ta seria ma też takie braki w gameplayu ;/
Ogame_fan, nie żartuj. Historia z SH4 idealnie wpasowuje się w świat Silent Hilla. I jakbyś zrozumiał o co w nim chodzi, to byś wiedział, że dla każdego Silent Hill jest czym innym. Nie musi być za każdym razem czarne jak noc. Mnie ciemność w ogóle nie straszy, dla przykładu.
A fabuła trójki i jedynki jest znacznie słabsza. Za bardzo koncentruje sę na mistycyzmie i kulcie, za mało na ludzkich żywotach i emocjach.
A bieganie za amunicją było właśnie dobre. Brak amunicji i konieczność uciekania przed wrogami powoduje więcej sikania po gaciach niż jakikolwiek klimat, w sytuacji kiedy masz 100 naboi do pistoletu w każdym momencie gry.
Nie powołuj się na fanów serii bo oni właśnie najbardziej hejtują 'czwórkę' .
I nijak odniosłeś się do moich argumentów przeciw.
Nie pisałem o bieganiu po amunicję, tylko z nadmiarem amunicji, przykład :
mam w ekwipunku 5 paczek amunicji zajmujących mi 5 slotów, do tego pistolet, broń dla Lachona, 2 fiolki z lekarstwem i rurkę (na wyjątkową okazję) i muszę podnieść klucz. Mogę :
a) wypić lekarstwo
b) wystrzelać paczkę naboi
c) zapier**** przez pół etapu do dziury żeby wrzuć zbędny stuff .
gdzie tu sens ? I nie wiem gdzie Tobie brakowało amunicji w SH4 .
I nie bój się, fabuła była dość prosta, więc to żaden wyczyn że ją zrozumiałeś . Tylko nadal nie rozumiem po co nazwali tą grę Silent Hill ?
[1]
Co jest smutnego w nieakceptowaniu nastawionego na jumpscenki, podrzędnego straszaka z beznadziejną fabułą i irytującymi bohaterami, których wolałbym ubić zamiast potworków?
Tak, ten pokój z lustrem był fajny. I ten wózek inwalidzki (zerżnięty z Session 9) też był fajny. I to w sumie tyle.
Bo jak zbierałeś amunicję, zamiast przedmiotów, które były naprawdę potrzebne, to nie ma się co dziwić, że musiałeś biegać, Ogame_fan.
No tak, to moja wina że jakiś baran nie wpadł na to że przedmioty takie jak amunicja i lekarstwa powinno się łączyć w jednym slocie .
I to wyjaśnia dlaczego Tobie brakowało amunicji i łaziłeś z kiślem w gaciach .
Mam podobne zdanie co keeveek. W serii chodzi o emocje i portrety pojawiających się w miasteczku ludzi. Silent Hill nie jest fizycznym miejscem. Kiedyś ktoś trafnie określił Silent Hill jako stan umysłu. Dla każdego miasto przybiera inną formę. Jest swego rodzaju zindywidualizowanym czyśćcem. Jest odbiciem sumienia, lęków i skrywanych emocji goszczących w nim ludzi. SH4 miał genialnie nakreśloną psychologię głównego bohatera. Poznawaliśmy go przez oglądane wydarzenia (np. stanowiące punkt wyjścia dla całej historii zamknięcie mieszkania) i mimowolnie wykonywane czynności (np. podglądanie sąsiadów). Oprócz tego poznawana fabuła mogłaby stanowić materiał do dobrego kryminału lub thrillera.
Ja również uwielbiam ciężki klimat starych Silentów. Jednak nie jest on zbyt przyjemny i moim zdaniem zniechęca do gry. Myślę, że zakładając na głowę zardzewiały garnek i uderzając w niego pałką, czułbym się jakbym grał w Silent Hill. Dopiero motywacja nadaje grze tego typu sens.
vulpes433 - nie wiem ile zrozumiałeś z fabuły, ale gdzie miałeś tam nakreślony charakter głównego bohatera ? gdzie jakaś tajemnica jego przeszłości ? ano ni ma .
Dlatego też sami twórcy przyznali się że głównym bohaterem był tam tak na prawdę Walter i jego historia.
I nie mydlcie sobie oczu że Silent Hill to stan umysłu, bo właśnie przez takie myślenie, można by dopiąć do kanonu serii, saints row - wystarczy dać tytuł Silent Hill Crazy Town i niech się dzieje w umyśle gracza.
Skoro Silent Hill to czyściec (lub piekło) głównych bohaterów to gdzie jest Silent Hill w czwórce ? przecież tam go nie było.
Już nie przeginaj w drugą stronę. SH2 wyraźnie pokazuje, że miasto dla każdego może być czymś innym. Tam nawet stwory i lokacje odzwierciedlają stan umysłu bohaterów (nie tylko Jamesa). SH1 i SH3 są bardziej bezpośrednie i fizyczne ze względu na silną więź miasta z Alessą / Cheryl. SH4 nie miał być nawet częścią serii (choć i tak był lepszą grą od SH3), więc tu można zrezygnować z analizy, chyba że jako łącznik z miastem uznać Waltera, a protagonistę gry jedynie za obserwatora, ale wówczas i tak większość rzeczy trzeba sobie samemu dopowiedzieć.
Meph - sorry ale poniosło mnie trochę, po prostu dziwi mnie zamienianie wad SH4 w zalety.
To że każdy ma swoje potwory, miejsca i postaci to oczywiste. I właśnie na tym polu najbardziej leży SH4.
Mephistopheles > O tym czy SH3 straszy nie będę się wypowiem bo strach to subiektywne uczucie, ale rzadko się zdarza by bać się czegoś co się już zna to raz, a dwa jak się złamie schemat gry to tym bardziej nie ma się czego bać.
Fabuła możesz mi powiedzieć co w niej takiego beznadziejnego, bo ja uważam ją za bardzo dobrą. Chociaż mogę się zgodzić, że z początku nie wiadomo o co chodzi. Postacie są irytujące też chciałbym wiedzieć dlaczego. A ten wózek inwalidzki w kontekście gry miła racje bytu.
rzadko się zdarza by bać się czegoś co się już zna
A jeszcze gorzej, gdy zna się to coś, bo jest po prostu kalką najbardziej prymitywnych "strasznych" scen z horrorów klasy B.
Fabuła możesz mi powiedzieć co w niej takiego beznadziejnego, bo ja uważam ją za bardzo dobrą.
"Fabuła" to aż zbyt mocne określenie, więc może rozłożę tę... eee... historyjkę na czynniki pierwsze.
spoiler start
Główna bohaterka to irytująca małolata wyjęta jakby z innej bajki, całe jej backstory (powtarzane po porzygania sprzeczne informacje na temat jej wieku) do niczego nie prowadzi, związek z Alessą jest właściwie niezauważalny. Nawet twórcy chyba to zauważyli, więc uznali za stosowne przypominać o nim (bez większego celu) co jakiś czas. W dodatku jej umiejętności bojowe czynią tę postać jeszcze bardziej z dupy wziętą, a już ostatecznie dobija żart na temat farbowania włosów pod koniec gry (PO POJEDYNKU Z JEBANYM DEMONEM ZŁA, KTÓRY CHCIAŁ ZNISZCZYĆ ŚWIAT, KURWA). Kogo tam dalej mamy? Klon Dahlii z SH1, tylko bez prawdziwych powiązań z Cheryl, więc jej rola sprowadza się głównie do tego, że jest klonem Dahlii z SH1 i przypomina o tym jaką dobrą grą była część pierwsza. Vincent ma jeszcze mniej do roboty - napisać, że "jest" to już zbyt wiele. A, jest też stary detektyw, którego rola sprowadza się do tego, że podwozi Cheryl do Silent Hill i łamie nogę. I chyba jednym zdaniem wspomina, że jego syn kiedyś umarł. Wydaje mi się, że to miało być jego backstory, ale nie jestem pewien. No i jest też Har... Nie, moment, scenarzysta zawalił na niego most. Tak, to wszystko, cztery postacie, jedna irytująca i trzy nudne jak flaki z olejem. Chyba, że liczyć Vincenta jako część dekoracji - wówczas wychodzą trzy postacie.
Ale może sama (niech stracę) fabuła ma sens? Średnio. Ostatni boss, "Bóg", nie ma nic wspólnego z Samaelem, SH3 nie skrywa tak właściwie żadnych tajemnic po tym jak dowiadujemy się, że Heather to Cheryl (grubo przed połową samej gry), a nieliczne dobre rzeczy (jak walka z Doppelgangerem) to autokalka z SH1.
Gameplay pozostał z grubsza bez zmian. Ale te nieliczne zmiany, które wprowadzono budzą pusty śmiech. Heather w kamizelce kuloodpornej wygląda komicznie, jej skill w używaniu broni obdziera grę z resztek klimatu, a rzucanie potworom mięcha to jakiś chory żart.
spoiler stop
Przecież ta gra to parodia poprzednich części. Jedyne dobre rzeczy to lokacje, muzyka i grafika, która - co dziwne - do dziś trzyma wysoki poziom. Ale to trochę za mało, żeby uczynić z podrzędnego survival-horroru prawdziwego Silent Hilla.
No no, kto by pomyślał, że zrodzi się aż taka dyskusja. Cieszy mnie to w każdym razie, jako fana serii (-: Ja akurat miałem "przyjemność" (używanie tego słowa w kontekście grania w gry spod znaku Silent Hill zawsze jest bardzo kontrowersyjne (-; ) zagrania - i poznania serii - od legendarnej części pierwszej, w dodatku całkiem nie tak długo od jej premiery, bo bodaj w 2003 roku. Wtedy jeszcze grafika poczciwego psx'a nie kuła w oczy tak mocno, a mnie sama gra wyrządziła sporo krzywdy, ryjąc moją jakże młodą jeszcze wtedy, 15-letnią psychikę (-;
Swoją drogą, z grami SH jest coś takiego... - że najstraszniejsza w naszym odczuciu graczy jest zawsze ta część - w której zetknęliśmy się z serią po raz pierwszy... I tak - dla mnie SH1 jest grą, która jak żadna inna, potrafiła wzbudzać we mnie wręcz poczucie panicznego strachu - a choćby jako kontr-przykład - mój kuzyn zagrał po raz pierwszy w część 3, i przy niej miał podobne objawy, np. nie był w stanie grać dłużej niż 30min-1h dziennie... (z kolei na mnie "trójka" oraz części kolejne, nie były w stanie już tak kolosalnego wrażenia zrobić, no nic holery już nie "straszyły")
Ze 3 lata później wpadła w moje ręce "dwójka" (którą uważam do dziś za jedną z osobistych 'TOP3 Ever' gier w jakie grałem).
Później nastąpiła spora przerwa, i jakiś rok temu "naszło mnie" na uzupełnienie znajomości serii gier, które tak mocno wryły mi się pamięc. Zacząłem kombinować części, w które nie dane mi było zagrać - więc poleciały (w kolejności, jak grałem) - SH3, SH:Origins, SH4, SH: Shattered Memories.
No i tak - część 3 była naprawdę niezła, nie mam z nią problemu - żeby psioczyć "że to już nie to"
Origins - tutaj już miałem odczucia bardzo mieszane, bo niby klimatem zawiewało wręcz z 2 pierwszych części (moich ulubionych, co by nie było) to sam gameplay wpędzał mnie momentami w zażenowanie... (ale wiadomo - Climax, nie Konami)
SH4 - od razu mówię, nie chcę "hejtować" - gra jest bardzo fajną i porządną grą... przygodową, po prostu - i mogę śmiało powiedzieć, że naprawdę tę grę lubię... (pod względem przygodowej gry akcji z nutką dreszczyku - podoba mi się dużo bardziej od Alan'a Wake'a chociażby) ALE to nie jest Silent Hill (bo nawet w ogóle nie miał nim być (-: - to był przecież zupełnie oddzielny projekt na zupełnie inną grę, jednak w końcowej fazie - ktoś zmyślny wpadł na pomysł, by podkleić do The Room'a logo SH - "a nóż, uda się dzięki temu wyciągnąć nieco więcej kasy z kieszeni fanów serii") Więc raz jeszcze - gra jest naprawdę dobra, ale nie jest Silent Hill'em, tyle.
Shattered Memories - ufff, taka wariacja i eksperyment na "jedynce", nawet nie chcę oceniać czy na plus/czy na minus (nie umiałem potraktować jej poważnie)
No i cóż... w najbliższych miesiącach chciałem się zabrać właśnie za Homecoming, następnie za najnowszego Downpour'a.
Wiem jedno - do obu gier muszę się po prostu odpowiednio nastawić - nie chcę wymagać od nich "dużej zawartości Silent Hilla w silent Hillu" , bo wiem już doskonale - że to już minęło, i po prostu nie powróci (-; Już dawno przeszła mi "napinka" na to, że seria "się psuje" itp. Znak czasu, ot co. Zaakceptowałem już fakt, że SH zmieniały profil gameplay'u i tak już pozostanie. Jedyną rzeczą, jakiej sobie życzę jako fan serii - żeby nie "zdziadziała" zupełnie
- możemy dostawać gry na poziomie Homecoming'a czy Downpour'a, nie mam z tym problemu. Byle nie zaczęło być gorzej... (-;
ta, niestety 3 część może nie tyle jest parodią, co bardzo nieudanym etapem. Jak dla mnie jest ona najsłabsza do tej pory. Wspomnieć należy jeszcze o totalnej niezdarności heather i upierdliwości potworów - zwłaszcza kiedy ją przewracali. POnadto to co strasznie kuło w oczy ( a raczej w uszy) to dialogi i głosy postaci. Takiego drewna dawno nie słyszałem. W 4 jedyną zaletą było przechodzenie potworów przez ściany (kalka z RE3), które niesamowicie podnosiło ciśnienie.
Silent hill 2 za to stoi obok mafii i HL2 na moim podium najlepszych gier wszechczasów. Przechodziłem je multum razy.
Również grałem jako szczyl w 1. Niestety nie ukończyłem jej, ponieważ w ostatniej bitwie zabrakło nam amunicji:) Tak, kiedzđ bzo to możliwe:) Zresztą tak samo zakończyłem przygodę z RE1
i na koniec
Alan Wake może czyścić buty każdej z gier spod znaku SH. Może grafika i fabuła jest lepsza, ale przyjemność z grania zostaje daleko z tyłu.
ale przyjemność z grania zostaje daleko z tyłu.
Bardzo śmieszne.
Alan Wake to gra akcji, a SH to gry przygodowe (te nowe są też nastawione na akcję, ale mechanika gry leży w nich i kwiczy). Ja tam problemów z kamerą i powolnego łażenie w stylu SH 2 nie lubię, wolę coś dynamiczniejszego.
Co do fabuły się zgadzam, dla mnie ta w Alanie jest ciekawsza od tej z dowolnego sh.