Czyli z jednej strony legalizacja obrotu marihuany jest zła, a z drugiej strony złe jest totalitarne państwo, tworzące nakazy i zakazy, wmawiające na bazie jakichś bzdurnych arbitralnych założeń co obywatel może, a czego nie może i co dla niego będzie złe lub dobre i to nie w odniesieniu do ogółu społeczeństwa, ale odnośnie określonej jednostki i jej wyborów?
"można uzależnić się od alkoholu i papierosów, to dlaczego nie można uzależnić się od marihuany czy amfetaminy?". Zło to zło - nawet gdy jest mniejsze.
Skoro można się uzależnić od papierosów i alkoholu to czemu nie wprowadzić naturalnego daru o zerowej cesze uzależniania fizycznego?
Jeżeli już arbitralnie tworzymy jakiś śmieszny system określający, które substancje człowiek może "spożywać", a których nie może powinno się jakieś sensowne kryteria wprowadzić, lub zabronić każdej substancji wpływającej na "ja" człowieka.
Tylko ja osobiście nie widzę powodu, żeby światły prawodawca nakładał na mnie nakazy i zakazy odnośnie substancji, które mogę spokojnie spożywać bez szkody dla ogółu mojego społeczeństwa.
Mr.Kalgan [ gry online level: 110 - Gold Dragon ]
No, nie. Tym wyróżnikiem jest chyba wiara w prawde przekazu Ewangelii, pewność istnienia Trójcy Świętej i stosowanie się w mniej lub bardziej doskonały sposób do nauki Chrystusa. Ponadto trzeba przyjąć chrzest.
No ta. Typowe postchrześcijaństwo wyrażające się absurdalnym postulatem "oczyszczenia ducha" z wszelkich ludzkich plugawości doczesnych. Kościół jest be, księża są be, masowe a nawet społecznościowe formy kultu są be. Dobra jest tylko "czysta wiara" i "czerwona linia do Pana Boga". Wszelkie formy zapośredniczania, wszelkie formy wyrazu fizycznego są z definicji niedobre. Dlaczego? Bo tak :)
Stąd zresztą bierze się tak wielki "popyt" na wytwory New Age'u. Religie instant, narkotyki, pieczołowicie "oczyszczone" z naturalnych form religie wschodu. To taka "religia ciętych kwiatów" (nie pamiętam już kto użył tego sformułowania, ale jest ono idealnym określeniem dla tego obłędu. "Sprzedawana" jest tylko ta część, która dąży ku Słońcu a cała reszta, która decyduje o żywotności całej rośliny ale też jest cała brudna od ludzkich wad, rutyny - a nade wszystko nie błyszczy nowością, jest odcinana.
Oczywiście takie coś nie jest w stanie przetrwać jednego pokolenia, więc dzieci wybierają się do wielkiego supermarketu religii i "wybierają" sobie nowego boga. Choćby to były UFO-ludki albo wiecznie żywy Elvis.
Tak wygląda "wiara" amatorów "duchowej czystości", którzy po prostu "brzydzą się" wszelkich form organizacji i instytucjonalizacji wiary, więc brzydzą się kościołem jako wspólnotą, która jest zdolna ograniczyć dążenia władzy do autoubóstwienia.
Weźmy sobie Kościół z jej telewizją TRWAM i RM. To są właśnie formy, które bolszewicki ściek stara się na wszelkie sposoby zohydzić, ośmieszyć, zmarginalizować. Bolszewia zwyciężyła drugi raz pod rząd, więc bolszewia nie dała TV TRWAM prawa do nadawania cyfrowego swoich audycji. Ale fundacja Lux Veritatis rozpoczęła akcję na ogromną skalę i obecnie jest już ponad milion podpisów pod protestem skierowanym do bolszewickiej KRRiT.
To jest forma bardzo wyraźnego nacisku politycznego, ale na co dzień - i tym bolszewickie ścierwo denerwuje się najbardziej - Kościół napełnia ludzie serca ideami, które bolszewickim mordercom zawsze były nie w smak.
Czegoś takiego "czysta duchowość" nie jest w stanie wytworzyć. Dlatego jest ona na siłę promowana nawet wśród katolików. "Kościół otwarty", "reforma Kościoła" to tylko dwie formy, których celem jest sprywatyzowanie wiary i tym samym pozbawienie religii jej siły wpływania na rzeczywistość widzialną. Bo "czysta duchowość" to tylko ładniutkie rojenie, które przy bliższym przyjrzeniu się jest tworem całkowicie sztucznym, więc martwym. Tym samym człowiek omamiony mirażem "czystej duchowości" pozbawiony jest pancerza, który chroni jego duszę przed złem a rozum i emocje przed skłonnością do zbrodni.
I nic dziwnego. "Czysta duchowość" to produkt luterańskiego i postluterańskiego obłędu. A tu już można powołać się na fenomeny polityczne będące skutkiem wpływu społeczności katolickiej na władzę. Przed najgorszą z wojen, tam, gdzie katolicy stanowili większość, państwa nie wprowadzały form eugenicznego barbarzyństwa. Tam, gdzie przeważali protestanci, eugenika święciła tryumfy.
Identycznie jest i teraz. Kościół sprzeciwia się i zdecydowanie walczy z fenomenami "cywilizacji śmierci" a ci, którzy od Kościoła odchodzą, czy stali się ofiarami obłędu "czystej duchowości" (której formą jest także współczesny ateizm) radośnie je przyjmują i świętują kolejne "zwycięstwo" "nauki" i "wolności", których wynikiem zawsze jest totalne zniewolenie o niewyobrażalne bestialstwo. Bestialstwo, które wyraża się także obojętnością wobec losu maleństw mordowanych,, trutych, rwanych na sztuki przez "lekarzy", którzy dosyć swoiście interpretują przysięgę Hipokratesa zastępując zasadę "primum non nocere" zasadą "occidere, si possibile".
Kłamstwo to świadome świadectwo zatajania lub fałszowania znanej kłamiacemu prawdy, zatem w tym sensie jak to piszesz, możesz zarzucić mi MYLENIE SIĘ, czyli złe rozpoznanie rzeczywistości.
Ty możesz to sobie nazywać "pomyłką". Ja nazywam to kłamstwem, bo to, co ty nazywasz "kłamstwem" ja nazywam oszustwem lub propagandą.
Nigdy nie twierdziłem takze, ze płód a nawet zarodek nie powinien podlegać ochronie prawnej, niemniej jest dla mnie oczywiste, że są to fazy powstawania człowieka a nie człowiek i w konflikcie interesów (np zagrozenie zycia) rozstrzygać nalezy na rzecz człowieka a nie płodu a w przypadku zarodka ów interes Człowieka ma pierwszeństwo takze i w sferze społecznej a zatem godności i jakosci życia człowieka.
No i tu właśnie widać skutki tego, że sam siebie pozbawiłeś systemu ochronnego przed dżumą XX wieku. Przyglądasz się uchu i jesteś przekonany, że ucho to nie człowiek, więc można je rozgnieść, rozerwać na sztuki, czy wypalić.
Przypomnę, że na gruncie Starego Testamentu takze i urodzone dziecko, a nawet dorosły człowiek był niejako poddany rodzicowi w zakresie prawa do zycia, skoro Ojciec życie dał to mógł je odebrać, naturalnie taka filozofia jest mi obca.
Przypomnę, że od tego czasu mieliśmy i Chrystusa. A on wyprostował to, co zostało skrzywione i naprawił to, co zostało "zepsute".
qLa [ gry online level: 107 - Temet nosce ]
Łooooj... To nie ten temat... No - może nie do końca.
Skoro można się uzależnić od papierosów i alkoholu to czemu nie wprowadzić naturalnego daru o zerowej cesze uzależniania fizycznego?
Co to znaczy? Nie rozumiem.
Jeżeli już arbitralnie tworzymy jakiś śmieszny system określający, które substancje człowiek może "spożywać", a których nie może powinno się jakieś sensowne kryteria wprowadzić, lub zabronić każdej substancji wpływającej na "ja" człowieka.
Ten system już jest. Niczego nie "tworzymy". Jedynym, co się wokół tego robi to ograniczanie, utrudnianie dostępu, podwyższanie ceny itp, itd.
Tylko ja osobiście nie widzę powodu, żeby światły prawodawca nakładał na mnie nakazy i zakazy odnośnie substancji, które mogę spokojnie spożywać bez szkody dla ogółu mojego społeczeństwa.
Tak może twierdzić, tylko ktoś, kto nie ma bladego pojęcia o skutkach uzależnień.
Attyla
Wiem, że nie, ale skoro już o tym wspomniałeś to dyskusję podejmuję;)
Znaczy to tyle, że skoro do obiegu jest dopuszczony alkohol i nikotyna, które są używkami o kilkukrotnie większym piętnie wywieranym na organizm niż konopie indyjskie to jaki problem w ich zalegalizowaniu lub przynajmniej depenalizacja, szkodliwość czynu jest praktycznie zerowa w aspekcie społecznym, bardziej szkodzi ogółowi rozplem dilerów i kontakt palaczy z takim środowiskiem, niż depenalizacja lub nawet czerpanie zysku z obrotu.
Jeżeli natomiast nie zrozumiane zostało "zerowa cecha uzależniania fizycznego" - nie wiem jak jaśniej można to ująć? Brak uzależnienia fizycznego? Brak głodu substancji czynnej? Brak efektu odstawienia? Dawka śmiertelna praktycznie nie istnieje? Natomiast mity o tym, że marihuana jest tzw. "gateway" drug przez badania empiryczne nie zostały w żaden sposób potwierdzone, a wręcz przeciwnie, wykazały, że konsumenci konopi indyjskich rzadziej sięgają po inne środki odurzające.
Ten system jest, przy czym został "stworzony" jako objaw XX wiecznego postępowego nadopiekuńczego zarządzania społeczeństwem i jego gustami, nie jako wyraz opieki nad tym co złe i co dobre, a nad prostym wyborem człowieka - coś jak zabronić słodyczy, bo przecież też na ustrój działają, ba, działają nawet na "ja" człowieka. Zresztą przykład światłej opieki nad obywatelem możemy sobie przypomnieć czytając o czasach prohibicji w US.
Ależ ja mam świadomość co to jest uzależnienie, tylko w obecnych światłych czasach, gdzie uzależnionym można być od książek, adrenaliny, pracy, generalnie WSZYSTKIEGO, słowo uzależnienie traci na swojej wartości, natomiast znany cytat jak dla mnie tłumaczy wszystko w tej kwestii "Omnia sunt venena, nihil est sine veneno. Sola dosis facit venenum".
Wytłumacz mi więc proszę na czym polega zło marihuany?
Co tą biedną roślinkę czyni złem i co czyni złym człowieka, który ją popala, zjada, whatever?
qLa [ gry online level: 107 - Temet nosce ]
Znaczy to tyle, że skoro do obiegu jest dopuszczony alkohol i nikotyna, które są używkami o kilkukrotnie większym piętnie wywieranym na organizm niż konopie indyjskie to jaki problem w ich zalegalizowaniu lub przynajmniej depenalizacja, szkodliwość czynu jest praktycznie zerowa w aspekcie społecznym, bardziej szkodzi ogółowi rozplem dilerów i kontakt palaczy z takim środowiskiem, niż depenalizacja lub nawet czerpanie zysku z obrotu.
Oświecę cię, bo najwyraźniej o tym nie wiesz: Różnica pomiędzy obejmowaniem prawem jakiegoś zakresu a deregulacją jest ogromna. Zwłaszcza w zakresie prawa karnego. W odniesieniu do nowego zakresu objęcie go prawem może przynieść pozytywne skutki w postaci wysłania wyraźnego sygnału, że to a to jest niedobre i robienie tego może spotkać się z karą. Jednocześnie jedna nakładanie nowych regulacji niesie ze sobą skutek fatalny w postaci rozpoczęcia procesu zastępowania prawem stanowionym reguł tworzonych samoistnie przez społeczności. Chodzi o to, że "ludzie zwykli" mają znacznie więcej poczucia zdrowego rozsądku niż ludzie wykształceni, którzy zazwyczaj mają na punkcie swojej nieomylności hyzia nie z tej ziemi. Tym samym "ludzie zwykli" po prostu nie dublują norm - chyba, że norma narzucona prawem stanowionym będzie wprost gwałciła normy zwyczajowe. Wówczas powstaje fenomen znany "przymusu strukturalnego", tj. sytuacja, w której prawo stanowione stanowi ciężkie brzemię, ponieważ jego przestrzeganie rozumiane jest jako bezprawie.
Nie dublowanie norm to z kolei skutek w postaci unicestwienia norm zwyczajowych. W ich miejsce wchodzą wówczas normy stanowione, przy czym nie istnieją wówczas żadne hamulce mogące ograniczyć ich zasięg.
Zupełnie inaczej sprawa ma się z kwestiami prawem stanowionem objętymi. Tu zazwyczaj deregulacja pozostawia po sobie pustkę, ponieważ zwyczaje w kwestiach uregulowanych prawem stanowionym po prostu nie istnieją. To znaczy prawie nie istnieją, ponieważ znajdują się w stanie permanentnego zaniku. Co więcej, deregulacja wobec zakazów przyjmowana jest jako odwrócenie stanowiska poprzedniego i to to było oceniane jako zło, nagle staje się "dobrem". Co więcej - prawo nie uznaje odcieni. Prawo wymusza przyjmowanie perspektywy zbrodni lub "świętości". Prawo nie toleruje zwyczajów "trochę" z normą niezgodnych i "trochę" z normą zgodnych. Tu musisz zdeklarować się wyraźnie albo zrobi to za ciebie prokurator. Dlatego zresztą państwo współczesne, więc totalnej polityki (czyli totalitarne), to państwo rozdzierane walkami stronnictw ożywianych duchem o charakterze jak najbardziej fanatyzującym.
Efekt zamiany "zła" stanowionego w "dobro" "cywilne" (choć jest ono "cywilne" tylko pozornie - kwestia raz objęta prawem stanowionym może być "cywilna" tylko tymczasowo i bardzo łatwo wraca do stanu "upaństwowionego", zwłaszcza, że "brak zakazu" przyjmowany jest jak "zezwolenie" lub "zachęta") jest tym łatwiejszy im bardziej ten sposób postrzegania wspierany jest propagandą.
Weźmy przedmiot tego wątku: mordowanie dzieci w łonach "matek". W normalnym układzie sprawa jest jasna: życie to życie i każdy, kto dopuści się zamachu na nie przyjmowany jest tak jak należy - więc co najmniej jako brudny, zawszony i śmierdzący a dziecko jako niewinna ofiara synonimu wcielonego zła - "wyrodnej matki" (weź sobie pod uwagę status matki tej dziewczynki, którą media podniecały się przez ostatni tydzień - ona będzie tak traktowana także, gdy trafi do więzienia, bo ludzie uwięzieni mają znacznie czystsze pojęcie o sprawiedliwości niż ty i ja razem wzięci). Tym samym fakt - jeżeli już się zdarzy będzie skutkiem albo ogromnego nacisku konieczności albo kwestią zupełnego upodlenia lub arogancji sprawcy.
W układzie, w którym działa prawo stanowione jest całkowicie odmiennie (oczywiście do analizy biorę stan idealny - więc stan zupełnego zaniku poczucia sprawiedliwości naturalnej). Tutaj - gdy czyn jest spenalizowany - ludzie przyjmują go raczej obojętnie - "sprawą" zajmuje się bowiem prokurator i "bezstronny sąd" (emocje pojawiają się i mają nasilenie odpowiadające stopniem nasilenia, stopniowi przymusu strukturalnego, o którym wspominałem wcześniej). Gdy natomiast czan staje się "uwolniony" od zagrożenia sankcją (następuje deregulacja) stan nie powraca do stanu poprzedniego. Tu mamy stanowiska animowane wyłącznie ideologicznie. Mamy zatem albo zaangażowanych rewolucyjnie, którzy dążą do udowodnienia słuszności dokonanej deregulacji, więc udowodnienia tego, że ludzie są z natury dobrzy i kropka (co nie jest trudne, gdy jednocześnie kwestionuje się istnienie zła jako takiego) albo ludzi zaangażowanych w odruch konserwatyzmu transcendentnego, więc takich, którzy głęboko wierzą, że przywrócenie sankcji na czyn uzdrowi sytuację. Cała reszta zjawisko ma głęboko gdzieś i praktykuje jedyne hobby, jakiego oczekuje od nich władza, więc "zjeść raz dziennie coś na gorąco i żeby do pierwszego starczyło".
Dlatego pisałem, że z perspektywy państwa totalitarnego złem jest państwo dążące do regulowania i złem jest jest państwo dążące do deregulowania. Sami sprawiliśmy sobie to szambo i sami musimy znaleźć sposób, żeby się z niego wygrzebać. Chociaż bardziej prawdopodobne jest, że zanim zdążymy wymyślić jakiś sposób na "uleczenie" się z uzależnienia od państwa totalitarnego, przestaniemy istnieć jako etnos/kultura/cywilizacja. Ja w każdym razie nie znam takiego lekarstwa a każde, z jakim się stykam odrzucam, bo korzysta ono z mechanizmów, jakie ma teoretycznie zwalczać, więc umacnia to, co ma osłabiać.
Dyskutować na temat trawki nie mam zamiaru. Nigdy tego g**** nie próbowałem i nigdy nie pozwolę na to potomstwu. Dość ma podniet związanych z utrzymaniem rodziny, żeby dodatkowo ekscytować się takim syfem. Zwłaszcza, że może to wyłącznie zaszkodzić. Tak samo zresztą jak alkohol i papierosy.
Dlatego nie przyjmę dyskusji na temat czy trawka jest "dobra" czy "zła" ale chętnie podyskutuję na temat czy państwo totalitarne jest dobre czy złe a jeżeli jest złe to jak się z tego szamba wygrzebać.
Pytanie brzmi - czy z tego szamba da się jeszcze wygrzebać, ale na nie pewnie ani ja ani Ty odpowiedzi nie znajdziemy i myślę, że nie w naszej mocy leży dźwiganie ludzkości ponad to szambo.
Natomiast brak mi instrumentów do sensownej dyskusji w kwestii kształtowania pożądanego systemu prawnego - jak wiesz nie mam wykształcenia prawnego, a medyczne, więc dyskusje poza sferą etyki/filozofii przekraczają moje kompetencje. Ograniczam się do znajomości kodeksu lekarskiego i kodeksu cywilnego;)
Również trafna obserwacja, którą sam już kiedyś poczyniłem, ludzie "zwykli" bardzo często wykazują bardziej uporządkowany system moralny, niż ludzie edukowani, ciekawe z czego to wynika.
qLa [ gry online level: 107 - Temet nosce ]
Pytanie brzmi - czy z tego szamba da się jeszcze wygrzebać, ale na nie pewnie ani ja ani Ty odpowiedzi nie znajdziemy i myślę, że nie w naszej mocy leży dźwiganie ludzkości ponad to szambo.
Niekoniecznie. Jeżeli siłą, która ogranicza dążenie władzy do kontrolowania wszystkiego jest chrześcijaństwo, to metodą na wygrzebanie się z tego szamba może być przywrócenie silnej wiary. Jeżeli wiara dała nam siłę, by przeciwstawić się komunie, to może to też być moc konieczną do przeciwstawienia się Magdalence. Obecne elity polityczne i dużej części także intelektualne owładnięte są poczuciem bezsiły i braku potencjału i nadziei do jej odzyskania. Dlatego jedynym ich pragnieniem jest przypodobanie się tym, których uważają za silnych. Ci z kolei uznają wyłącznie autorytet siły. I to siły państwa a nie siły ducha poddanych. Mamy zatem sytuację bardzo podobną do sytuacji tuż przed powstaniem listopadowym: mamy część ludzi, którzy mają wiarę i nadzieję i mamy "elity", którym brak jednego i drugiego. Co więcej te "elity" przejawiają te same skłonności, jakie przejawiały elity Królestwa Kongresowego: dążą wszelkimi sposoby do osłabienia wiary i nadziei w zwycięstwo, by uzyskać mandat do przegrania najmniejszym kosztem - licząc na łaskę zwycięzców.
Na tę łaskę liczyć nie możemy. Wszak vae victis.
Natomiast brak mi instrumentów do sensownej dyskusji w kwestii kształtowania pożądanego systemu prawnego - jak wiesz nie mam wykształcenia prawnego, a medyczne, więc dyskusje poza sferą etyki/filozofii przekraczają moje kompetencje. Ograniczam się do znajomości kodeksu lekarskiego i kodeksu cywilnego;)
Ja także w poprzednim poście nie wspominałem nic o manipulowaniu instytucjami zapośredniczenia relacji jednostka - zbiorowość. Wręcz przeciwnie. Napisałem, że najpierw Niemcy a następnie sowieci umieścili nas w ramach perspektywy totalitarystycznej, z której do tej pory nie chcemy się - jako społeczność - uwolnić. Bunt roku 1980 wybuchł na bazie siły serc ludzi. W tamtym czasie zaś nasza pozycja była o niebo trudniejsza niż obecnie. Mimo to na papieskie wezwanie "Nie lękajcie się! odpowiedzieliśmy brakiem strachu. Czego boimy się dzisiaj - trudno zgadnąć.
Również trafna obserwacja, którą sam już kiedyś poczyniłem, ludzie "zwykli" bardzo często wykazują bardziej uporządkowany system moralny, niż ludzie edukowani, ciekawe z czego to wynika.
Pewnie z tego, że nikt im w głowach nie namieszał do tego stopnia, by utracili ducha i wolę. Ale to mieszanie trwa. I jeżeli nasz potencjał do uwolnieni się z uzależnienia od totalitarnego państwa spada, to zasługa michników czy innych lisów.
Żeby było śmieszniej, to w sprzedawalności prym wodzi tygodnik Gość Niedzielny a największą ilością wiernych słuchaczów i widzów cieszy się RM i TV TRWAM a mimo to w kolejnych wyborach wygrywa totalitarna swołocz a w procesie koncesyjnym do multipleksu TV TRWAM nie otrzymuje koncesji. To pewnie dlatego, że suma widzów i słuchaczów mediów niekatolickich jest większa niż suma widzów i słuchaczów mediów katolickich. Dzięki temu gajowy, gdy powiedział, że nie będzie oglądał się na opinię Kościoła (więc statystycznie 90% ludzi w tym kraju), wygrał wybory miast wylądować na orbicie.
Stąd wniosek, że już dziś ludzie mają namieszane pod sufitami jak diabli a przynajmniej zdolni są oddać wszystko dla mirażu stabilizacji majątkowej.
Dlaczego władza leje z wyżyn swej arogancji na nas wszystkich? Czy nie dlatego aby, że może? Czy nie dlatego aby, że skretyniały tłum dał na Krakowskim Przedmieściu dowód na to, że gotowy jest do absolutnej władzy absolutnego państwa plując na Krzyż i sikając do zniczów mających upamiętnić śmierć istot ludzkich? Czy to nie jest wyraźny dowód na to, że młodzi, "wykształceni" z dużych miast mają gdzieś szacunek dla zmarłych, że gotowi są spalić w tym kraju wszystkie świątynie wraz z wiernymi i gotowi są na zadania, jakie postawi przed nimi totalitarna władza?! To z takich jak oni powstały najpierw SA a potem SS. Tym dzisiejszym nie brakuje nawet wroga. Media dały im Kaczyńskich a te tumany udowodniły tańcząc na grobie śp. Lecha Kaczyńskiego, że gotowi są na wszystko.
Oglądałeś "Ostateczne rozwiązanie"? Nie wiem jak ty, ale ja byłem zszokowany kontrastem pomiędzy wyobrażeniem Heydricha, jakie dała mi ocena moralna jego czynów i miłą a nawet pociągającą powierzchownością wykształconego, inteligentnego człowieka?
Stąd wniosek, że zbrodniarze to nie żywiące się ludźmi, krwiożercze bestie, których sam widok zdejmuje obezwładniającym strachem ale ludzie, którzy zdolni są oczarować bliźnich. I jestem dziwnie przekonany, że takiego np. palikota dzieli od tego tylko brak czarnego munduru. Tyle, że na tamtej sali był nie tylko Heydrich. Byli tam też ludzie, którzy mimo, że mdłościami reagowali na wizję masowej eksterminacji, to jednak godzili się na to a nawet godzili "entuzjastycznie".
Jakim gnojem, niedorozwojem, kretynem trzeba być, żeby dywagować, czy człowieka( na etapie rozwoju embrionalnego) można w niektórych sytuacjach rozerwać na na strzępy?! Po prostu to jest ohydne, aż mnie ciarki przechodzą jak czytam te posty i chce mi się wymiotować, jak dzieciaczki dyskutują czy w przypadku gwałtu czy w niektórych sytuacjach rozwojowych można rozgnieść, rozwalić na strzępy, zjeść człowieka na którymś etapie rozwoju. Dzikusy. Żałosne dzikusy. Ale dostaniecie za swoje i wtedy to wy zostaniecie rozerwani na strzępy.
http://www.youtube.com/watch?v=R6KhgAhO9F0&feature=player_embedded#!
Rozdzierający ból.
Dr Kanwaljeet Anand, lekarz pediatra z amerykańskiego Uniwesytetu Arkansas, zeznał przed miejscowym sądem, że 20-tygodniowy płód poddawany aborcji odczuwa silny, rozdzierający ból (severe and excruciating pain). Dr Anand był przesłuchiwany jako ekspert w sprawie o uznanie za obowiązujący rządowy zakaz aborcji przy częściowym porodzie.
Lekarz jednoznacznie stwierdził, że dzieci w 20-tym tygodniu życia płodowego są zdolne do odczuwania bodźców i doświadczają silnych cierpień podczas aborcji, bez względu na jej metodę. Dr Anand przedstawił sądowi dane potwierdzające zeznania: pomiary akcji serca, przepływu krwi i poziom hormonów dziecka wskazują na odczuwanie silnego bólu.
"The Guardian" - 07.04.2004 r.
I jeszcze dla zwolenników mordowania nienarodzonych dzieci:
1."Partiai Birth Abortion Ban. " Jest to szczególnie okrutna metoda stosowana w 20-24 tygodniu życia płodowego dziecka - lekarz prowokuje poród i wyciąga rodzące się dziecko za nóżki, przed urodzeniem się główki wbija nożyce chirurgiczne w rdzeń kręgowy u podstawy czaszki i za pomocą próżnio ciągu odsysa mózg, a następnie pomaga urodzić martwe dziecko.
2. W Chinach do restauracji wprowadzany jest nowy rarytas! Uwaga, uwaga! Co? Nienarodzone dzieci! Śliczne płodziki, embrionki, czy jak tam neonaziści nazywają młodych ludzi, lądują na talerzu! Kanibalizm XXI wieku. No, ale jak widać, dla wielu padlin to nie jest kanibalizm tylko spożywanie "zlepka komórek", które nie są człowiekiem. W dodatku, embriony te są używane w przemyśle kosmetycznym i medycznym. Głównie przez takie ścierwa i padliny jak w tym wątku, które na to przyzwalają i nie walczą z tym zbrodniczym przemysłem. Ba! Walczą jeszcze o słuszność tego zbrodniczego mordu!
Tylko 20 tygodni to 4.5 miesiąc krynico mądrości, a nigdzie legalnie nie robi się wtedy aborcji, do tego dochodzi fakt, że w cywilizowanych krajach podaje się dziś tabletkę. Nikt z ludzi, którzy stanęli choć odrobinę za prawem do aborcji (nie chodzi tu nawet o jej całkowite uwolnienie) nie pomyślał o jakichś skrajnych i chorych przykładach jakie przytaczasz, nie dałby przyzwolenia na nic co choć w ułamku się w tym zawiera.
Maziomir ---> A co Ty się z durniem przerzucasz argumentami? :) Niedługo Kidler poda linka do newsa o tym, że został zamordowany 70-latek i powiąże to z aborcją. Wiesz, taka "trochę przenoszona" ciąża :)
BTW - w niektórych stanach w USA jest dozwolona aborcja prawie aż do momentu narodzin czy coś takiego. W każdym bądź razie bardzo, bardzo późna. No, ale USA to nie jest cywilizowany kraj, to można to pominąć :)
A najśmieszniejsze jest to -> "W dodatku, embriony te są używane w przemyśle kosmetycznym i medycznym. Głównie przez takie ścierwa i padliny jak w tym wątku, które na to przyzwalają i nie walczą z tym zbrodniczym przemysłem." - no toś pojechał drogi chłopcze. Zdajesz sobie sprawę z tego, że Jan Paweł II był przez pewien czas leczony lekami powstałymi właśnie na bazie komórek macierzystych? :) Ciężko znaleźć jakieś informacje na ten temat, ale można jak się chce :) Ładnie to tak nazywać JPII? :)
Dzięki Hellmaker za tę informację - USA jak widać jest krajem skrajności, a wszelkie skrajności ocierają się o głupotę. W tym wypadku również o niepojęte dla mnie barbarzyństwo.