Nienawidzę "studentów". Oni są wszędzie, a prawda taka ze poszli na studia tylko poto by się dobrze napieprzyć! Najbardziej denerwują mnie Ci którzy to poszli na jakąś europeistyka, socjologie czy inny gówniany kierunek, nic się nie uczą a starym wciskają kit że nauka, że kasy potrzebują bo nie wyżyją, a chleją po kątach gdzie się da.
Jeszcze te ich studenckie ego wyższe od Kilimandżaro i samozachwyt nad sobą jacy to oni mądrzy nie są bo studiują taką pieprzoną psychologię. Albo te przechwałki w tramwajach czy autokarach ile to oni wczoraj nie wychlali wódy czy piwa i jacy to oni nie są zajebiści bo ten tamtemu zrobił jakiś żałosny żart.
To ma być przyszłość narodu? Najgorsi z najgorszych to studenci uczelnii prywatnych albo zaocznych co siedzą poza domem cały tydzień i do roboty taki nie pójdzie bo wciska rodzicom, ze cały tydzień sie uczy!
Akademiki to bród, smród i ubóstwo. Jedna wielka anarchia. Widoki gorsze niż w chlewie. A te ich żarciki a'la demotywatory czy kwejki. Najbardziej żygać mi się chce jak słyszę kiedy biadolą jacy to oni nie są biedni bo sesje mają. No dajcie spokój...
A wy co o nich sądzicie??
//nie mam nic do tych co rzeczywiście poszli na studia żeby się czegoś nauczyć dlatego napisałem studentów w cudzysłowiu.//
W stu procentach podpisuje sie pod tym kawałkiem
http://www.youtube.com/watch?v=3I7xnwpySCk
Polecam.
Pomyśl, jaką odczujesz satysfakcję, jak studenty ukończą europeistykę a się unia rozpadnie :D
Sam jestem studentem i nie, nie denerwuje mnie to. Głównie dlatego, że to nie moja sprawa. Jeśli ich/ich rodziców stać na niepotrzebne studia i imprezy, to co Wam do tego?
BTW dlaczego na tym forum, gdy ktoś poruszy trochę kontrowersyjny temat, od razu słychać głosy, że to prowokacja?
Prowokacja nie prowokacja, ale jest w tym sporo racji :D.
Akademiki to bród, smród i ubóstwo. Jedna wielka anarchia. Widoki gorsze niż w chlewie.
Gdyby niektórych ananasów-studencików z Grójca do chlewa wpuścić to by świnie przez okna spierdalały.
To żadna prowokacja, chciałem gdzieś wylać te wszystkie swoje żale i smutki, a padło na to forum.
Sam studiowałem, mieszkałem w akademiku ale zrezygnowałem bo widziałem co się tam działo, a
moja grupa mnie maksymalnie denerwowała...
Obecnie bez studiów mam prace, może nie najlepszą ale całkiem dobrze płatną // tylko, że muszę sie trochę narobić, ale polubiłem to!
Gdyby nie tytuł to do połowy tekstu myślałem, że czytam tekst o gimnazjalistach :/
Napisałbym coś więcej, ale wiecie sesja za rogiem i cza wkuwać.
Kolejne kiepskie prowo.
Kazdy ma prawo tak kierowac zyciem jak mu sie wydaje za sluszne.
Co bedzie nastepne - srajace na trawnikach psy, nieuprzejmi kierowcy/motorniczy, arogancja urzednikow?
"BTW dlaczego na tym forum, gdy ktoś poruszy trochę kontrowersyjny temat, od razu słychać głosy, że to prowokacja?" >> czy to nie oczywiste? Tylko dlatego bo koleś jest zerowym juniorem.
Co do tematu, denerwuje właśnie jak jednemu gratulują bo właśnie kończy socjologie, a z drugiego sie śmieją, czemu to on na studia nie poszedł, tylko jest kierowcą ciężarówki.
smuggler > przecież autor wątku ma wiele racji, nie wiem co ma konsumpcyjne życie studenta do srającego psa, ale co kto lubi :P
maviozo
na bashu ten tekst byl juz dawno <ziew>
Spoko, skończysz gimnazjum, skończysz liceum i sam będziesz się mógł przechwalać w tramwaju ile wychlałeś wódy :)
ale słusznie, też nienawidzę "studentów"
W sumie sporo prawdy (masa studentów nadaje się tylko do tego, żeby palić nimi w piecu), ale prowokacja niestety słaba, widać braki w warsztacie.
Kazdy ma prawo tak kierowac zyciem jak mu sie wydaje za sluszne.
Oczywiście, że nie.
Faktycznie ten koleś to troll :P nawet nie zauważyłem. Tym bardziej że to dość dobre prowo gdyby je napisał np. Tomazzi
Jeśli nie ma to wpływu na inną osobę, to dlaczego nie?
Nic takiego nie napisałem (tzn. wkładasz nie moje słowa w moje usta), ale mimo wszystko odpowiem - jako jednostka, członek społeczeństwa nie jesteś jedynym dysponentem swojego życia choćby z tego powodu, że reszta społeczeństwa w Ciebie "zainwestowała", licząc że kiedyś ten dług oddasz ze sporym procentem. :)
Odrazu, że troll :/
każdy ma w życiu jakieś chwile słabości.
Życie nie jest usłane różami koledzy.
To co piszę to w 100% to co myśle, a nie prowo.
Eh, czy to tak trudno napisać dobrą prowokację? Pośmialibyśmy się, parę osób by się pokłóciło o jakieś pierdoły, a tak to musimy czytać te chu*owe teksty na które nawet największy debil się nie da nabrać.
Steffek Onan -> Pocieszę cię. Życie weryfikuje i odsiewa szybciej i nieporównywalnie skuteczniej niż polskie uczelnie wyższe.
General E'qunix -> Prawda, dawno nie było czegoś na naprawdę wysokim poziomie.
>> smuggler [ gry online level: 103 - Advocatus diaboli ]
Co bedzie nastepne - srajace na trawnikach psy [...]
Przeciez to juz bylo ;)
https://www.gry-online.pl/S043.asp?ID=11832009&N=1
Prowokacja prowokacją... Mieszkam z trzema koleżankami z SGH-u, które cały semestr łażą po imprezach i chlają co drugi dzień. Teraz zaczęła im się 'sesja'... dwa egzaminy na krzyż do których uczą się dwa dni wcześniej, albo robią ściągi przed wyjściem na uczelnie. A jak zadzwoni mama żalą się jak to dużo nauki. To tyle. Pozdrawiam student wydziału elektrycznego Politechniki Warszawskiej.
Dokładnie o takich studencików mi chodzi!
Zazdroscisz czy sie zalisz?
Zazdroscisz czy sie zalisz?
Na jedno wychodzi.
Pozdrawiam student wydziału elektrycznego Politechniki Warszawskiej.
Sugerujesz, ze ty nie mozesz sie opierdalac?
Pozdrawiam, absolwent WEiTI PW.
To jak ktos podchodzi do studiow to inna sprawa, to jak sie zaangazuje tez inna sprawa, bo mozna byc na studiach i praktycznie nic nie robic, a mozna jednak starac sie czegos nauczyc.
Obecnie jestem przed sesja z czego bede mial jedynie 3 egzaminy (jeden zaliczony w terminie zerowym, z jednego jestem zwolniony). Mimo tego staram sie o prace i mam nadzieje, ze sie uda. Nie mieszkam w akademiku, bo to bez sensu, skoro mam uczelnie 20 km od domu. Po licencjacie zobacze czy jest sens dalej pracowac. Aha i jestem na studiach dziennych.
Nie mogę się opierdalać, i tego im zazdroszczę. To prawda. Żalić się nie mam powodu, bo wiem że teraz odpuszczenie sobie kilku imprez, w przyszłości wyjdzie na dobre.
gdybyś się nie opierdzielał to byś chodził na wykłady. Zakładam, że właśnie nie chodziłeś i stąd te kserówki ;D
Też nienawidzę studiowania, studiów i studentów. Doszukuję się przyczyny głównie w tym, że zostałem oszukany, bo całe życie mówiono mi że to piękny okres w życiu, najlepsze co mnie spotka, a dodatkowo ten pozytywny obraz był podtrzymywany filmami, gdzie collage to jedna wielka biba, dobre lasie i świetni ludzie, w co oczywiście nie wierzyłem, ale jakiś obraz tego pozostał.
Tymczasem rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje wyobrażenie na ten temat. Studia wcale nie są fajne, nie jest fajne to, że uczysz się na własną rękę, nikt nie dba na dobrą sprawę o to czy egzaminy zaliczysz czy nie, testy z danego przedmiotu są jak dobrze pójdzie 2 razy w semestrze, a całość zaliczasz głownie sesją ucząc się jak głupi pod sam koniec. System, który był w liceum, choć oczywiście niemożliwy do zaimplementowania na studiach, moim zdaniem sprawdzał się o wiele lepiej. Jak na razie w rezultacie miałem 4 kolokwia, z których połowy nie zaliczyłem bo nie musiałem, a za tydzień mam egzaminy w sesji i generalnie jestem w przysłowiowej dupie... No nic tutaj akurat sam jestem sobie winien.
Druga kwestia to ludzie. Spodziewałem się ogarniętych ludzi, ponoć moja uczelnia należy do takich gdzie można ich spotkać, jednak to co zobaczyłem mnie załamało. Osobiście okres jarania się tym ile wypiłem i jak się nie najebałem przeżyłem gdzieś tak na przełomie 3 gimnazjum, a 1 liceum, tymczasem dla większości tych ludzi, zwłaszcza ze wsi i miasteczek ( a tych jest ok 75%) wygląda to na zupełną nowość i spora część rozmów jest o tym jak "grubo" było, po czym Ci sami ludzie wstawiają zdjęcia na facebooka z 30 metrowego mieszkania gdzie było 10 osób na krzyż, rzeczywiście grubo. Z drugiej strony jest cała masa pizdeczek chodzących w garniturach, święcie przekonanych o tym, że taki się przyjęło ubierać na studiach, oczywiście słuchają muzyki klasycznej i uwielbiają filozofię, oraz zawsze zgłaszają się do tablicy. Szkoda, że zazwyczaj nie mają nic ciekawego do powiedzenia.
Osobna kwestia to dziewczyny. Na początku rozglądałem się na wykładach za jakimiś dobrymi lasiami, niestety po jakimś czasie przestałem, bo takich po prostu nie ma. Nie mam pojęcia gdzie są wszystkie ładne dziewczyny z LO, ale zdecydowanie nie na studiach, przynajmniej nie moich. A nawet jeśli trafi się jakaś 6/10 (bo o wyższych nie ma mowy) to gdy tylko się odezwie kartofle wypadają jej z budzi, czasami szczęśliwie trafi się taka, która ma "tylko" owłosione ręce bardziej niż ja, albo twarz, ale to nie jest jeszcze najgorzej. Spośród znajomych mam cztery dziewczyny, które gdyby się uprzeć można uznać za ładne.
Oczywiście wyścig szczurów, proszenie o wpisanie piąteczki do indeksu bo będzie na pamiątkę, czy spazmy podczas czytania wyników kolokwium są na porządku dziennym. Na dodatek na roku mam 1000 osób, rozpieprzonych po najróżniejszych wykładowcach, więc o jakiejkolwiek integracji znanej z liceum (jedna klasa przez 3 lata) nie ma mowy. Tutaj z ludźmi przebywa się raz, góra dwa razy w tygodniu po 4 godziny.
Może powinienem się na to przygotować, biorąc pod uwagę fakt, że progi do mojej uczelni wynosiły ok 80% przy trzech przedmiotach na rozszerzeniu i jednym na podstawie, raczej normalni ludzie się nie podostawali.
No nic wyżaliłem się bo mi to od dawna ciążyło na serduszku, a teraz wracam się uczyć do sesji. Amen
[35] Geez, na jakie studia ty chodzisz...W sumie u mnie studia wyglądają prawie tak jak na tych amerykańskich filmach...Prawie bo wiadomo, że aż tak grubych melo to nie ma...
[35]
Na studiach za rączkę nie prowadzą, no i dobrze. Potem kończą uczelnie takie sieroty i dziwią się, że nikt na dobrą sprawę za nich nie dba o to, czy znajdą robotę, czy też nie... Oh, wait. W życiu generalnie musisz zadbać sam o siebie, to niedopuszczalne :o
[8]+1
No widzisz, trzeba się było uczyć, teraz byś wódkę chlał i ego miał jak Kilimandżaro...
Albo te przechwałki w tramwajach czy autokarach ile to oni wczoraj nie wychlali wódy czy piwa
Z checia bym zaprosil takiego "kolege" na moj spirytusik i przetestowal te jego epicko mocna glowe.
Krótko - całkowicie zgadzam się z autorem wątku.
Tzw. "studenci" to banda wieśniaków, którym się w dupach poprzewracało i zasmradzają moje piękne miasto.
Widzę też, że wiele osób tutaj albo nie rozumie, albo nie miało do czynienia z tą nędzną "subkulturą".
Nie jeżdżę tramwajami więc nie mam kiedy się przechwalać :( Za to jak jeździłam za czasów licealnych to częściej słyszałam biadolących gimnazjalistów niż studentów.
Pozdrawiam
Studentka V roku ;)
Widzę też, że wiele osób tutaj albo nie rozumie, albo nie miało do czynienia z tą nędzną "subkulturą".
Bo wiele osób tutaj to klasyczni "studenci" ;)
Nikt mi nie wciśnie kitu, że istnieją takie kierunki studiów, gdzie trzeba ciężko pracować całymi dniami. No chyba że jakiś student prawa - ale oni się nie liczą, bo oni kujoństwo mają we krwi i innego życia sobie nie wyobrażają ;P W każdym razie, dla normalnego człowieka studia to jest piękny czas radosnego bimbania.
[44] -> Kierunki medyczne. Wcisnąłem Ci?
k4m - nie wiem czy dobrze pamiętam, ale to ty byłeś tym gościem (z zeszłorocznego wątku maturalnego :)) który dostał się na prawo UW i SGH? Co w końcu wybrałeś? Mam koleżankę z tego pierwszego kierunku i generalnie studia bardzo sobie chwali.
U mnie na szczęście wygląda to weselej, chociaż dopiero na studiach przekonałem się że łatwość przyswajania informacji i dobre wyniki w nauce wcale nie przekreślają bycia idiotą ;)
...to ja też wracam się uczyć.
ad. Megera_
44 - Nie zgadzam się kompletnie z Tobą. Na mechanice i budowie maszyn aby przejść semestr 3,4 bez warunku trzeba poświęcać co najmniej 3-4 godziny dziennie na solidną naukę i pracę.
Bullzuś
Bueueueue, wracasz do formy. :DDD
Gotman
Nie powiesz mi chyba, że WSZYSCY tak robią.
ad. Megera_:
"Nie powiesz mi chyba, że WSZYSCY tak robią."
oczywiście, nie wszyscy. Ci którzy tak nie robili już odpadli (zostało nas 40% po dwóch semestrach) a ci którzy cudem się utrzymali i też tak nie robią mają od 2 warunków w górę do zapłacenia i perspektywę wylotu. Jeśli ktoś chce przejść semestr bez warunków musi zapiepszać.
W szkole życia powiadasz ... innymi słowy pod tą enigmatyczną nazwą kryje się Wyższa Szkoła Lansu i Bansu w Pścimiu Dolnym ...
pooh_5---> tjaaa dostałem się i na prawo UW i na SGH, ale w końcu wybrałem tę drugą uczelnię i teraz odbija mi się to czkawką. Głównie dlatego, że ludzie mówili o tej uczelni bardzo pozytywnie, przez co byłem bardzo optymistycznie do niej nastawiony, jednak ja tego tak nie odczuwam. Ogólnie z resztą zdania są podzielone, mniej więcej połowa jest zachwycona, ale nie dziwie się skoro przyjechali z Wypizdowa Dolnego od rodziców do Warszawy, gdzie mieszkają z rówieśnikami i mają nieograniczone wręcz możliwości. Druga połowa zaś ma do tej uczelni podobny, lub odrobinę lepszy stosunek niż ja, głownie osoby z Warszawy, lub większych miast.
Generalnie zamiast narzekać wolę jednak działać i po sesji prawdopodobnie przeprowadzam się do mieszkania, które pewnie będę dzielił ze znajomym i może kiedy się usamodzielnię będę w stanie przychylniej spojrzeć na studenckie życie. Plus planuje dołączyć do organizacji których na SGHu jest cała masa, może tam pochowali się co bardziej ogarnięci ludzie, zobaczymy. A tymczasem idę spać, a później katować matematykę <3
poza pizza z apollo i fc barcelona, studia to najpiekniejsza rzecz jaka mnie w zyciu spotkała
k4m - dobrze chociaż że nie mieszkasz w akademiku :D Zakładałem raczej że piszesz o prawie i chciałem to jakoś skonfrontować z opinią koleżanki - w takim wypadku życzę powodzenia w przeprowadzce i szukaniu pozytywniejszych ludzi :)
Tymczasem rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje wyobrażenie na ten temat. Studia wcale nie są fajne, nie jest fajne to, że uczysz się na własną rękę, nikt nie dba na dobrą sprawę o to czy egzaminy zaliczysz czy nie, testy z danego przedmiotu są jak dobrze pójdzie 2 razy w semestrze, a całość zaliczasz głownie sesją ucząc się jak głupi pod sam koniec. System, który był w liceum, choć oczywiście niemożliwy do zaimplementowania na studiach, moim zdaniem sprawdzał się o wiele lepiej. Jak na razie w rezultacie miałem 4 kolokwia, z których połowy nie zaliczyłem bo nie musiałem, a za tydzień mam egzaminy w sesji i generalnie jestem w przysłowiowej dupie... No nic tutaj akurat sam jestem sobie winien/i]
To wina studiów, że jesteś gówniarzem i nie potrafisz sobie pracy zorganizować? Będzie się skrażył w przyszłości na pracę w ten sam sposób?
Megera_ - jestem na informatyce i od grudnia nie ma dnia zebym sie nie uczyl. Robia tak wszyscy, ktorzy maja zamiar przejsc semestr. Ci, ktorzy nie robili, juz nie chodza, bo uwalili laborki i nie maja szansy na zaliczenie wystarczajacej ilosci przedmiotow. Na kierunkach technicznych jest calkiem inaczej - nie jest tak, ze tylko w sesji sa zaliczenia, a w trakcie semestru, "do stycznia" w planie sa same wyklady. Ciagle piszemy wejsciowki, sprawozdania, robimy projekty na zaliczenie itp. Od 3 dni nie spie, bo robilem projekt z baz danych jakies 30 godzin. Nie, nie opieprzalem sie wczesniej i to nie moja wina, po prostu wczesniej mialem np. program na 700 linijek modelujacy oswietlenie polowy elipsoidy pokrytej naprzemiennie jakimis materialami, sprawozdanie z podstaw miernictwa, czy zaprojektowanie modelu matematycznego ukladu naczyn polaczonych, w ktorych nalezy regulowac slup cieczy na zadanym poziomie.
ad. celebez:
Na mechanice jest dokładnie to samo. Wejściówki, projekty, laboratoria, sprawozdania.
Kocham te martyrologie studentow kierunkow inzynierskich :) To chyba podswiadoma chec usprawiedliwienia zycia 'imprezowego' w postaci popijaw na gejparty.
Na WEiTI (w rankingach zawsze gdzies w czolowce wydzialow z kierunkami takimi jak elektronika, informatyka i telekomunikacja) po 4 semestrze latwiej bylo wyleciec w kosmos, niz z uczelni. Od 6 zaczalem pracowac na 3/5 etatu, od 8 na pelny. Projekty jak projekty - swoje trzeba bylo posiedziec, ale zawsze mialo sie solidna baze z ksiazek/kodu online/wykladow. Kolosy i egzaminy? Bitch please, przerabia sie stare na 1-3 dni przed i o ile nie wkulo sie tego na pamiec, to nie ma opcji, zeby nie zaliczyc.
Dzięki za przykłady, ale w ogóle mnie to nie przekonuje - też mogłabym sypać jak z rękawa, ile musiałam zrobić w jak krótkim czasie. I faktycznie, pierwsze 2 lata byłam podniecona, że och jej, mam takie ciężkie studia, tyle muszę się uczyć i to SAMA bo nikt mi nie dyktuje notatek, i w ogóle mam co tydzień dwa kolokwia. Na szczęście w okolicy trzeciego roku wyzdrowiałam i miałam czas absolutnie na wszystko. Nigdy niczego nie musiałam sobie odmawiać, jak miałam ochotę iść na imprezę, to to robiłam, a uczyłam się następnego dnia. A w sesji to najlepiej mi się oglądało seriale, i to całe sezony. :)
Aha - przy okazji, nie zaliczyłam ani jednego warunku, powtarzania, komisa czy czegokolwiek w tym guście. Bynajmniej nie dlatego, że jestem ultrazdolna - po prostu miałam zdrowe podejście.
NIE ODDAWAJCIE SWOICH ZWIERZUNT POD OPIEKE MARTUSI, WOLALA OGLADAC SERIALE NIZ UCZYC SIE O JELITACH KONI
Tego można było się spodziewać po tym wątku - studenci i byli studenci będą miziać się po fiutkach/pipkach jak to fajnie jest i było na studiach (śmieję się kurwamać, żeby nie było :P:)
Co wy znowu z tymi akademikami? Mieszkam z dwoma kolesiami z mojej grupy i wszystkie projekty robimy razem, bo i to jeden drugiemu wytłumaczy i jest weselej. Na sąsiednich piętrach mieszkają tacy wymiatacze, że jak czegoś nie wiem, albo coś mi nie idzie, to wystarczy że do nich zajdę. Do kolosów też się uczymy razem, bo jest wydajniej. Nie potrafię nawet sobie wyobrazić, jak wyglądałyby moje studia, gdybym mieszkał sam na stancji czy dojeżdżał z domu. Połowy rzeczy bym nie ogarnął.
spoiler start
I te gejbibki w czwartki;P
spoiler stop
^up
Co akademik to inny obyczaj. Zajrzyj np do miasteczka studenckiego AGH, może zrozumiesz tych co piszą negatywnie o domach studnckich.
Studenci nie są ani tacy wspaniali, za jakich się ich uważa, ani też tacy źli jakimi ich się maluje. Są tacy jak większość ludzi - różni. Generalnie zgadzam się z kolegą założycielem : ) - wielu studentów ma zawyżoną samoocenę, wielu nie robi wiele ponad chlanie i drapanie się po tyłku; wiele akademików to burdele na kółkach (choć są chlubne wyjątki) - masz pan rację. Studentki, które ledwie liznęły historii filozofii robią z siebie bógwico. I choć może się to wydać dziwne, studia nadal traktowane są przez spory odsetek ludzi jako szpan (sic!) - bo imprezy, bo świat intelektualistów (taa...), bo gmach uczelni też ładny, a ilu mądrych słówek można się nauczyć...
Tak, to wszystko prawda. Ogólnie jednak - wyluzuj, kolego. Studenci też ludzie, nie są bez wad. I choć uważam, że nauka jest najważniejsza, to jednak nie wyobrażam sobie semestru bez popijawy. Trza żyć normalnie - znaleźć czas i na naukę, i na zabawę.
Ja nie cierpię jak przyjmują jakiegoś studencika do pracy w zakładzie którym pracuje ,banda lewusów ,nic nie potrafią
podstawa to czarny płaszcz,hehe. żal mnie ogarniał jak widziałem kumpli co po pójściu na studia zrobili się nagle tacy sztywni jakby ktoś im coś w dupsko włożył, pełna powaga i oczywiście jak napisałem wcześniej, czarne wdzianko to podstawa.
ja jak jechalem oststnio trawwajem to taka pizdusia z liceum na full volume rozmawiala przez telefon o tym z kim to pojdzie albo i nie na studniowke, i jak to jest jej ciezko z nauczycielami i jakie jej kolezanki do pizdy
i to trwalo przez kilka przystankow, po prostu nie widziala w tym nic niestosownego
te dziewuchy to glupie sa jak but, polska to dziki kraj
a mnie swego czasu rozbawiło jak studenciaki organizowali marsze, bo jakiegoś biedaczka też studenta zasztyletowano, ileż to było płaczu, transparenty, ubiory na czarno, miał chłopak "szczęście", gdyby był po zawodówce, towarzystwo nawet nie kiwnęło by palcem.
maviozo ==> Jaki suchar. Pół internetu zna już ten "dowcip".
Megera, to, że do ludzi mówi się; ty psie, suko, świnio, stary koniu itp., nie oznacza od razu, że weterynaria to kierunek medyczny.
Ha, ha, a w pierwszej chwili chciałem napisać w poprzednim poście: "To, że do ciebie mówią: 'ty suko', nie znaczy że weterynaria to kierunek medyczny." Uznałem jednak, że jest to zdecydowanie za mocna riposta, a tu proszę - spotkała mnie kontra na podobnym poziomie.
W każdym razie, dziwię się, że masz tupet pokazywać się w wątku, w którym okłamałaś użytkownika sugerując, że skończyłaś kierunek na akademii medycznej a nie na wysrolu czy czymś w tym rodzaju.
że skończyłaś kierunek na akademii medycznej
Nigdzie tego nie napisałam. Albo udowodnij :D
Dla wszystkich jest to oczywiste. A nie, przepraszam, zapomniałem, że mam do czynienia z absolwentką akademii rolniczej. ;)
Tylko nie wyskakuj z tekstem o "medycynie weterynaryjnej".
Należysz najwidoczniej do grupy ludzi, dla których dentysta to tylko i wyłącznie stomatolog, fryzjer to stylista fryzur, nauczyciel j. obcego to lektor, aptekarz to farmaceuta, no i weterynarz to lekarz weterynarii. Ach te kompleksy...
spamer
Zdobyłam tytuł lekarza, mam to w papierach, nie rozumiem, z jakiego powodu mam być zakompleksiona. Jesteś jakimś studencikiem medycyny z ego wielkości Kilimandżaro?
I ponoć "za obrażanie użytkowników też należy się ban". :)
Megera -----> "studencikiem medycyny"? A więc jednak tu tkwi źródło kompleksów...
Poza tym, nie trafiłaś, z medycyną nie mam nic wspólnego.
Magejron, pliz, znam jedną osobę, która nie miała poprawki na medycynie LUDZKIEJ, a nie KOCIEJ, na pierwszym roku i ta osoba wychodziła na imprezy, owszem, dwa razy w semestrze, a poza tym noce zarywała po kilka z rzędu, żeby wyrwać 4. Więc prawdopodobnie ty przechodziłaś podobny scenariusz. Co ty w ogóle chcesz komukolwiek udowodnić? Że się da? Nie znam ludzi, którzy brak poprawek połączyliby z brakiem jakichkolwiek wyrzeczeń. Aczkolwiek rozumiem, że jeśli wymagania ma się niewielkie (2 imprezki na semestr), to i wyrzeczeń się człowiek nie doszuka. Musiałaś doskonałe predyspozycje połączyć z dużą dozą szczęścia, nikogo nie staraj się oszukać, że było inaczej i każdy tak może. Serio, zbytek skromności.
Ja ci też odpowiem, dlaczego masz powód do bycia zakompleksionym lekarzem. To ten sam powód przez który zręcznie omijasz słowo wteterynaria, używając terminów innych. BA DUM TSSS.
WTF, mogę być dla was nawet konowałem, naprawdę słowa nie robią mi tutaj większej różnicy, przedstawiłam tylko prosty fakt, że po studiach mam tytuł lekarski, a nie magisterski, licencjacki, czy jakikolwiek inny. I to nie jest mój wymysł.
Poza mną na roku było jakieś 240 osób - widziałam, jak wyglądają ich studia. Owszem, niektórzy z książek nie wychodzili, ale zdecydowana większość wiodła po prostu NORMALNE życie, nie narzekając na zarwane noce czy przemęczenie. Nie zaliczyli czegoś raz, to zaliczyli drugi. No big deal.
A jak już tak bardzo fapujecie do och_jedynych_prawdziwych_lekarzy, to trzymam sporo kontaktów ze znajomymi z liceum, którzy faktycznie na lekarski poszli, i widzę, że ich życie, o zgrozo, również wygląda normalnie. Aha, medycyna wrocławska i łódzka głównie, więc możecie sobie darować docinki, że to pewnie jakiś Białystok.
A kompleksy to może mieć co najwyżej ktoś, kto usilnie próbuje zdegradować wartość mojego zawodu, "uzasadniając" to tym, że moja uczelnia to nie UMed, LOL :) /a na ekonomicznych nie ma inżynierów zapewne, buebueue/.
/a na ekonomicznych nie ma inżynierów zapewne, buebueue/
coś w tym jest, ja nie będę miał po ekonomicznym tytułu inżyniera, więc gdzie mi tam do naszych wspaniałych studentów polibudy przed którymi świetlana przyszłość (w końcu według powszechnej opinii tytuł inżyniera to gwarantowane szczęście i dostatek)
Ja również słyszałem, że na medycznej we Wrocławiu trzeba przetrwać pierwszy rok, a potem to już ktoś musi naprawdę chcieć by wyleciał.
[34] Ewidentny przykład "studenciaka"
[55] Masz problem ze studentami z małych miasteczek/wiosek?
/Najlepsze są płacze na face, że trzeba się uczyć xd
Megera, nikt się tutaj nie wywyższa, zwróciłem ci uwagę na oczywistą kwestię - weterynaria nie jest kierunkiem medycznym, a weterynarz nie jest lekarzem (mimo że taka u was funkcjonuje tytulatura) i sama masz tego świadomość; więc nie pisz, że ukończyłaś kierunek medyczny (post [46]), bo jest to kłamstwem.
Nie będę w kółko pisać o tym samym - z mojej strony EOT.
Odwieczny konflikt.
Booring.
Z tym wywodem jest zawsze tak, że Ci bez szkoły będą hejtować każdego z wykształceniem wyższym, Ci z technicznym, tych z kierunku gier i zabaw, a wykształciuchy razem, tych bez studiów.
Ale po co??
Studenci dzielą się na studentów i tych co się uczą. Prawda jest taka, że studenci, to zwykłe bydło, które chleje i syfi w akademikach, tam jest epicentrum tych paskud :) Są to zazwyczaj mniej ambitne kierunki, bo te bardziej mają więcej zajęć i kół. Nie można więc generalizować.
Co do intratnych niby kierunków, to prawda, czasami wystarczy przetrwać pierwszy rok na medycynie lub prawie, by potem mieć luz. Przykładowo, na prawie od drugiego roku piątki plus inne dni wolne, na biotechnologii I dzień wolny był na piątym roku. A i kucia tam więcej.
Obecnie dorobiliśmy się wielu mgr inż. i niestety inż. nie zapewnia już wow, co czyni absolwentów bezrobotnymi. Doktorzy mnożą się na potęgę.
Co do nienawiści niedouczonych do studenciaków, nie wiem skąd to się bierze. Osobiście pewnie z lekkiej zazdrości, ale także oburzenia na chamstwo jakie się na studiach szerzy. Często ludzie po zawodówce są bardziej obrotni i cywilizowani, niż Ci po studiach.
Miałem znajomego, ukończył gimnazjum i wyznawał ideologię skina, zawsze tępił studentów. Nigdy nie umiał mi jednak wytłumaczyć dlaczego ;/
Na koniec dowcip, który zawsze mnie bawi:
jeden student do drugiego:
- idziesz na wykład?
- idę.
- żartujesz?!!!!!!!
- Ty pierwszy zacząłeś...
Wy to macie problemy
Błagam was, akademiki to bydło? Co w takim razie powiecie o dresiarni,darciach ryja pod blokami o 3 w nocy w rytm melodii piosenek stadionowych? Że niby tylko studenci robią borute? Ludzie z każdej klasy społecznej i wykształceniowej piją, robią boruty etc, studenci też akr żeby ius razu hejtować tych jednych z przymknięciem oka na innych? Bardzo wybiórcze i wygodne :)
No i naturalnie każdy studencik musi wszędzie widzieć "straszliwych dresów", na których nawrzuca w internecie albo z kolegami przy wódce za 15zł, bo jest zbytnią psitą by się komukolwiek postawić :).
weterynarz, który głosi wszem i wobec że skończył studia medyczne i jest lekarzem to ten sam poziom co ktoś po administracji mówiący, że ma wykształcenie prawnicze.
O ile mówić sobie jeszcze mogą mówić, to stanowcza ocena z perspektywy "ja się znam" o trudności tych jednych studiów poprzez analogię do swojego kierunku jest tak samo uzasadnione jak mówienie na ananasa ziemniak, bo też rośnie w glebie.
Ja byłem w październiku na studiach i moje spostrzeżenia są takie:
1. w akademiku pełno było tak:
- dziewczyn wskakujących do łóżka większosci chłopakom po kilku dniach znajomości,
- na korytarzach, po całych nocach tylko się piło i krzyczało
- było też paru normalnych, kujonków itp. a nawet jedna dewotka
nie mówię sam z nimi piłem ale bydło to było...
- dziewczyn wskakujących do łóżka większosci chłopakom po kilku dniach znajomości,
Po kilku dniach? To jakiś porządny akademik.
Swoją drogą ten punkt programu przeszkadza najbardziej ludziom, którym owe dziewczęta do łóżka nie wskakują:).
oj dajcie spokój, jak się gania kosmitów to nie ma czasu na tak przyziemne sprawy.
Alexej
Przedmiotów, których nie ma na administracji jest stosunkowo mało ( zaryzykowałbym twierdzenie, że przewijają się w tej czy innej formie ). Te same egzaminy, te same książki, ci sami wykładowcy/ćwiczeniowcy ... kończę w przyszłym roku obydwa kierunki, więc wiem o czym mówię
Katane, Zenedon i - nawet bym nie chciał, pasztety zwykłe, solarium itp. zresztą było ich tylko 4 a obsłużyć zdążyły pół korytarza... zresztą nie wiadomo czy się jakiegoś syfa by nie złapało po tylu kolesiach...
adrem - żebyś wiedział....
[94] Nie piszę odnośnie Twoich kierunków,ale o ogólnej sytuacji:
Niestety Ci sami ćwiczeniowcy/ wykładowcy jeszcze nic nie dają. Dlaczego? Bo na róźnych kierunkach mogą być różne programy nauczania do tego samego przedmiotu (co jest zrozumiałe, bo skoro inny kierunek to kładzie nacisk na inne sprawy) a także ważność przedmiotu. Na jednym kierunku przedmiot może być za 7 ECTSów i być bardziej rozbudowany, a na drugi może być tylko na zapchaj dziurę i zaliczenie np. bez egzaminu. Oczywiście o ile te 2 kierunki są na tej samej uczelni(w tym samym trybie nauczania) to różnice raczej na tym się kończą, ale jeśli dodamy kierunki na różnych uczelniach to dochodzi jeszcze prestiż uczelni. Śmieszy mnie jak słyszę, że ktoś studiował na polibudzie i mu matma nie szła, a teraz studiuje na jakiejś prywatnej uczelni-ma tych samych wykładowców(co jest kluczem)-i nagle ma piątki. Oczywiście rozumiem, że sytuacja może być dwojaka:
1) Wykładowca na państwowej musi oblać bo uczelnia musi zarobić na nowy budyneczek
2) Wykładowca ma po prostu wyjebane i olewa przedmiot.
Najczęściej sprawa leży gdzieś po środku, co nie zmienia faktu, że widziałem egzamin z powiedzmy matmy na takiej uczelni i wiem jak wygląda ściąganie, lekceważenie nauczyciela i jego wyjebka- gdyby chciał to 20% wyleciałoby w ciągu pierwszych dziesięciu minut.
Taki sam argument dotyczący książek i egzaminów.
Co do samej administracji i studiów prawniczych to przecież też robisz 2, więc z czegoś ta różnica musi wynikać. Myślę, że administracja po prostu kładzie nacisk na swoje, czyli jakąś część tego co ogarnia się na studiach prawniczych. Zgadza się?
[90] A czego wymagasz od społeczeństwa, gdzie dla większości uczelnia/studia= szkoła + więcej imprez. A jednak jest różnica w szkoleniu a uczeniu/studiowaniu, o czym jednak młodsze(też do niego należę) pokolenie zapomniało.
Studenci rakiem tego świata - prostacy, chamy, pseudointeligentne i pseudośmieszne psitki, wyrwane spod kiecki mamy mogące zasmakować życia w większym mieście. Czemu w ogóle siedzicie tutaj, zamiast uczyć się do sesji? A może tak mówicie tylko rodzicom, a teraz sączycie argusy kupione z wypłaty mamy?
Niestety niektórzy są po sesji już:<
Nie ma im co zazdrościć,ani ich nienawidzieć. To ich wybór,bo chcą w przyszłości dla siebie lepszego życia.Ty też możesz spróbować,jeśli nie jest za późno.