Recenzja Mass Effect 2 - dobry film z kiepskim środkiem
No yasiu, widzę, że rozsądek wziął górę, i dobrze :)
Mnie środek nie przeszkadzał, a wręcz na odwrót. Z jednego prostego powodu - strasznie lubię budować relacje z towarzyszami, więc zadania skupiające się na konkretnych członkach załogi przypadły mi do gustu. I w sumie udało mi się dogodzić wszystkim. Wszyscy przeżyli :)
Jeden przytyk co do kwestii technicznej tekstu - z uporem maniaka piszesz "Sheppard", a Sheppard był w serialu Stargate: Atlantis, nie w Mass Effect :)
I jeszcze jedno. Także uważam dwójkę za lepszą grę od jedynki, ale i ta była w moim odczuciu bardzo dobra.
Shepard się pisze przez jedno p :P Fakt, fabularnie słabsza niż jedynka ale i tak to świetna gra.
Już poprawiłem moje maniakalne pp :D dzięki za wskazanie błędu.
Cayack - Przez jedynkę kiedyś pewnie się przegryzę. Trafi mi w ręce, będzie okazja, to zagram, spróbuję jeszcze raz :)
Dla mnie takie poprowadzenie scenariusza - tzn. głównym wątkiem jest zbieranie ekipy a nie coś innego, miałoby sens, gdyby trochę ten temat pogłębiono. A tu tego moim zdaniem brakuje, to są klasyczne misje 'zdobądź towarzysza' i 'zdobądź jego lojalność' - bez większych zawirowań i ciekawostek. Niemniej, teraz, kiedy wiem, że tak wygląda w zasadzie cała gra, jestem w stanie docenić elementy które wcześniej były dla mnie nieistotne :)
Nie skończyłem Mass Effecta. Chwalę się tym, że wreszcie udało mi się nie usnąć w Cytadeli :D
a to przepraszam :D mnie też cytadela... odurzała, przez długi czas chodziłem schodami gdzie tylko się dało, bo windy były jakieś... powolne ;)
Żeby uniknąć tych cholernych wind, korzystałem z opcji szybkiej podróży, czego zwykle nie robię. Szkoda, że na innych planetach nie dało się od tego uciec.
To chyba jakiś znak szczególny Cytadeli. Bo w dwójce też bywało, że podróżowałem taryfą zamiast motać się w korytarzach :D
http://www.youtube.com/watch?v=_tAcIGhh5Yo
Cały czas słysze tę melodie w uszach, śni mi się to po nocach...
Najlepszaw ogole jest Kasumi Goto, zaluje, ze nie zrobili z niej pelnoprawnej postaci ;(
jej osobiosta misja jest genialna
nie rozumiem za to zachwytu nad Zaedem... w dodatku powroci w najnowszej czesci :/
w ogole nuty z klubow na Omega 4 do tej pory slucham, sa rewelacyjne
Mnie Miranda też olała bo Shepard pomagał tej od tatuaży biotykowi, a jak ta się na mnie obraziła to nie chciała ze mną gadać i w finale zginęła spadając w przepaść przy walce z tym bio robotem zbieraczy czy żniwiarzy. Ja grałem w tej kolejności ME2 i potem cz ME, i w obu grach nie było żadnego romansu, a nie chwila z tą kobietą Ziemi poszedł do kabinyME*. Ale ciężko mi było kogoś innego zaciągnąć w ogóle, ME3 o ile zagram to nie wiem czy używać save z ME2 bo z 10 zginęła połowa. Thane jest dla mnie najlepszym kompanem, Miranda za z ME2. Głupio grać też na nowo widząc bohaterów, z którymi się zżyło w dwójce na nowo. Np widać że Mordin powraca a mi zginął w misji samobójczej, więc mam ostry dylemat.
A mnie właśnie scenariusz bardzo się podobał. Od początku wiemy co jest naszym głównym celem, aby go osiągnąć my mamy za zadanie skompletować najlepszą drużynę w galaktyce, a zdobyciem potrzebnych nam informacji ma zająć się Illusive Man.
Nie rozumiem do końca fascynacji niektórych postacią Mirandy. Ja osobiście największą sympatią, w tej części, darzyłem Thane'a.
śmigli - ja lubię tę aktorkę :) Dlatego grałem w angielską wersję ;) Sama postać w grze, jak to postać w grze :) Thane u mnie na przykład poszedł całkiem w odstawkę, poza zrobieniem misji lojalnościowej. Ale całą przygodę przeżył. Zginęły dwie osoby.
Ah... "Mass Effect 2" - gra, której życzyłem zawsze mniej hype'u, bo być może więcej "growych hipsterów" by się do niej przekonała :) Świetna space opera, w której faktycznie ktoś źle rozłożył scenariusz. Niemniej jednak nadal jest to jedno z najciekawszych uniwersów, wygrywające u mnie przez pewien czas nawet ze "Star Wars" i z niecierpliwością czekam na część trzecią, by wreszcie tę epicką ekipę wykorzystać w walce :P
To teraz czas na kontrowersyjną ocenę Mass Effect2.
Zaraz po premierze, kiedy ją ukończyłem dwukrotnie dałem jej 97. Ale po dwuletniej przerwie zacząłem się zastanawiać czy słusznie. Wróciłem do niej w święta (przed chwilą ją skończyłem) i wyszło, że ME2 zasługuje na 50/100. A dlaczego bo po pierwsze historia pierwsze minuty to nic innego jak Alien3. Nie można wyrzucić wszystkiego co udało nam się osiągnąć w pierwszej części za okno w otwierającej scenie. Następnie wywrócono cały świat gry do góry nogami tylko po to by przypodobać się gracz, którzy nie grali w ME1. Tego przykładem jest chociażby współpraca Sheparda z Cerberem (WTF!!!). Z postaciami z drużyny też nie jest wcale lepiej. Rozmowy z nimi sprowadzają się w zasadzie do jednego (łóżka). Misje poboczne też kulały w zasadzie każda z nich wiała nudą. Cała historia zaprezentowana w ME2 to dla mnie jeden wielki filler.
Teraz czas na gameplay. Zacznę od tego, że poziom trudności to kpina żeby poczuć jakieś wyzwanie trzeba grać na poziomie twardziel. Walka to nic innego jak spłycony Gears of War + horde modem, do tego w niektórych miejscach występował zupełnie niepotrzebny respawn. To wszystko wygląda tak jakby twórcy nie mieli pomysłu na wyzwania dla gracza.
Po drugie kiepskie umiejętności Sheparda jak i drużyny, sprzęt też był do kitu. Liczy się jakość nie ilość. Wymiana magazynka i samo regenerujące się zdrowie całkowicie zniszczyły dynamizm rozgrywki.
Co mi się podobało grafika, muzyka, dubbing (rzecz jasna angielski), misje główne i większa część związanych z drużyną, skanowanie planet, brak Mako, niektórzy członkowie drużyny (np.Tali, Garrus) i załoga Normandii.
Ja mam tylko jedno pytanie do Huda : jaką klasą grałeś, bo na zdjęciu z Shepardem w walce masz złapaną bardzo fajnie wyglądającą umiejętność.
Rok temu zrobiłem sobie maraton przechodząc pierwszy raz obie części i mam bardzo dobre wspomnienia. Środek scenariusze wcale mi nie przeszkadzął, bo podobnie jak Cayack lubie lepiej poznawać wszystkich towarzyszy. Zdecydowanie jeden z najlepszych Action RPGów w jakie grałem
Wkurza mnie tylko, że "trójka" wychodzi tak późno, bo już zupełnie nie pamiętam jakie dezycje podejmowałem w poprzednich częściach. Nie wiem nawet kto mi zginął w ostatniej akcji ;>
PS. Scott P.
Dlatego gry przechodzi się tylko raz ;) Większość gier ma sporo mankamentów, ale jak pozostałe elementy są świetne, nie zwraca się na nie uwagi. Gdy przechodzisz grę któryś raz, zalety cię już nie zachwycają, więc zaczynasz widzieć same wady ^^ Ofc jest sporo wyjątków ;p
Widzę, że zarzuty względem dwójki są podobne, choć ja mam nieco większe zastrzeżenia. Oczywiście, ME2 jest grą świetną, zarówno pod względem gameplay'a jak i kreacji postaci, dialogów, świata czy klimatu. Mimo wszystko to ostatnie nie dorasta jedynce nawet do pięt. Pierwszy Mass Effect, chociaż był nieco mniej epicki, questy poboczne były dość generyczne, a sam główny wątek [chyba] nieco krótszy, to pod względem fabuły i klimatu jedynka bije dwójkę na głowę. Atmosfera, klimat - jak zwał, tak zwał - pierwszej części była niesamowita. Chodzi mi tu przede wszystkim o to, że BioWare udało stworzyć się niezwykle sugestywne poczucie... kosmosu? Poczynając od menu-launchera, przez muzykę, kolorystykę, kreację lokacji aż po opowiadaną historię - wszystko było odległe, przytłaczające. Może i jeżdżenie Mako doprowadzało do białej gorączki (zwłaszcza osoby takie jak ja, które nie popuszczają grze zanim nie wycisną z niej 100% zawartości), ale atmosfera tych wszystkich niezbadanych światów była niepowtarzalna. Obcość, poczucie bezkresu kosmosu, w którym jesteśmy ledwie drobiną. Choć Shepard pokonał Suwerena, to cały czas czułem się małym, wcale nie tak istotnym trybikiem. Nawet zwiedzając samą Cytadelę czuło się pewien respekt przed potęgą przestrzeni, historią pełną wymarłych cywilizacji. Wszystko było owiane tajemnicą. A do tego główny wątek.
Tu właśnie leży druga, zasadnicza różnica pomiędzy obydwiema grami. Fabuła pierwszej części nie zaczynała się od jakichś wiekopomnych wydarzeń, zwiastujących koniec wszechrzeczy. Miała wymiar personalny - zemstę za śmierć Nihlusa, zdradę Sarena. Jeśli się temu przyjrzeć, każda z pięciu postaci dołączyła do drużyny w wyniku naturalnego biegu wydarzeń, ze swoimi osobistymi pobudkami i motywacjami, każda miała jakiś własny powód do ścigania Sarena. I pomimo całego wątku Żniwiarzy to właśnie Saren był główną osią wydarzeń. Namacalny, realny wróg z krwi i kości, z imieniem, osobowością i celem. A do tego nieprzewidywalność i tajemnica. Pierwszy ME co i rusz zaskakiwał nas może nie tyle efektownymi sekwencjami, co okdryciami, dotyczącymi historii galaktyki. A to rozmowa z Suwerenem, która (tu niestety polska wersja nie umywa się do oryginału) jest jedną z najbardziej baddassowych w grach wideo w ogóle (według mnie, rzecz jasna) i sprawiała, że po plecach przebiegały ciarki, a człowiek czuł się mały i bezsilny. Jak z tym walczyć? Jakie mamy szanse? Z drugiej strony zarówno ta konwersacja, jak i pogawędka z Vigilem na Ilos stanowiły kopalnię wiedzy, wywracając naszą wiedzę o uniwersum do góry nogami - co krok to nowa rewelacja o Żniwiarzach, Cytadeli, przekaźnikach masy, opiekunach, kanale, proteanach - fabułę aż do samego końca śledziło się z żywym zainteresowaniem, a pomimo zwycięstwa nad Suwerenem miało się świadomość, że to dopiero pierwszy powiem przed huraganem.
A co z dwójką? Dwójka, w moim odczuciu, może nie tyle utraciła klimat (wysnuwać takie stwierdzenie byłoby bluźnierstwem ;p), ile zmieniła jego... hmm, kierunek? Zabrakło tego poczucia "obcości", wszystko stało się jakoś bardziej "swojskie", Shepard stał się jeszcze większym kozakiem. Nie było poczucia niepewności, tajemnicy. I zaskoczenia. Niestety, w sporej mierze fabuła była dość przewidywalna, nie licząc epizodów w stylu zniszczonego Żniwiarza. Oczywiście cały wszechświat został rozbudowany, wątki poboczne niczym nie ustępowały głównemu, odwiedziliśmy wiele światów, poznaliśmy wiele kultur, ale... Zabrakło "spiny". Praktycznie na początku gry dostaliśmy ostateczne zadanie: "Słuchaj Shepard, jest sprawa. Zbieracze robią dla Żniwiarzy, giną tysiące ludzi, a robactwo siedzi za przekaźnikiem Omega 4. Zbierz parszywą dwunastkę i znajdź sposób, by trafić do bazy Zbieraczy i ją rozwalić." Znikają tysiące ludzi, a ja nie czuje tego, że galaktyka wisi na włosku. Zbieracze są niby super tajemniczą rasą, w której istnienie mało kto wierzy, jednak dla połowy postaci ich istnienie jest oczywiste i co trzecia miała z nimi kontakty. Co więcej, nie mamy tu żadnego stopniowego rozwoju wydarzeń, gdzie jedna rzecz implikuje następne wydarzenia - jak napisał yasiu - mamy początek, koniec, a cały środek to zbieranie ekipy i zdobywanie ich lojalności, przetykane misją na Horyzoncie, statku Zbieraczy i na wraku Żniwiarza. Zbieracze teoretycznie zniszczyli pierwszą Normandię i przyczynili się do śmierci paru członków załogi (w tym naszej, sic!), a jednak nie pragniemy żadnej zemsty... są nam (graczom) obojętni. Tu nie ma żadnego Sarena czy Benezji, charyzmatycznej postaci na czele armii. Tutaj głównym wrogiem jest sama armia, pozbawiona charakteru, cywilizacji, motywacji... ma się wrażenie, że walczymy z niebezpieczną, ale bezmózgą (pomimo całej posiadanej technologii) masą w stylu orków z dowolnej gry fantasty. Poza tym zabrakło nieoczekiwanych obrotów zdarzeń. Poza odkryciem "tożsamości" Zbieraczy i poznaniem paru faktów na temat Żniwiarzy w ostatniej misji, zupełny brak zaskoczenia. O wiele ciekawsze było dla mnie coś, co na szczęście nie zmieniło się od jedynki - pośrednie nawiązania do Żniwiarzy, smaczki w opisach planet, jakieś pozostałości ich poprzednich inwazji. A szkoda. W zasadzie to najlepiej wyszły chyba wątki osobiste poszczególnych postaci, które poszerzały naszą wiedzę o świecie lubo motywacji bohaterów (Mordin i genofagium, Grunt i kultura krogan, a przede wszystkim Legion, będący kopalnią wiedzy o gethach - chylę czoła). Z drugiej strony mamy postacie ciekawe, ale zupełnie nieuzasadnione fabularnie. Ok, Zaeed czy Kasumi są w porządku, ale czy najemny żołnierz, mistrzyni złodziejstwa, zabójca (Thane) są naprawdę niezbędni w walce ze Zbieraczami? Polemizowałbym.
Pozostaje mieć nadzieję, że fabularnie trójką będzie jakąś wypadkową jedynki i dwójki - jedynki pod względem sposobu prowadzenia i klimatu, dwójki w kwestii dialogów, postaci i "epickosci". :)
Mnie dwójka podobała się chyba nawet bardziej jak część pierwsza. Podobnie jak yasiowi - podoba mi się, że twórcy "sprecyzowali" rozgrywkę - w jedynce było to takie trochę nie wiadomo co - ni to RPG, ni to gra akcji. W dwójce już postawili na akcję - ważne, żeby się zdecydować, obojętne w którą stronę (jakby zrobili z tego grę stricte o mechanizmach RPG też bym nie narzekał).
Fabularnie - motyw zbierania ekipy mi strasznie przypadł do gustu, ze względu na barwne postacie i unikalne historie za każdą z nich. Strasznie spodobała mi się Jack, jako mroczna, tajemnicza postać, która jednak trochę jakby się zmienia w naszym towarzystwie. No i Legion ("for we are many") - genialny materiał na postać. No i Lair of the Shadow Broker - uważam za najlepsze DLC ever - fajna intryga, piękna lokacja (na zewnątrz) i ogólny klimat.
Trójki nie mogę się doczekać, przeczytałem po drodze dwie książki:Ascension i Retribution, które, o dziwo, całkiem przyjemnie się czytało - poszerzają trochę lore i dopowiadają parę rzeczy. W samej trójce mam wrażenie, że spory fragment będzie zbliżony do ME2 - tam jednoczyliśmy ludzi, tu będziemy jednoczyć "narody" do walki ze wspólnym wrogiem. Czekam na wpływ wyborów z poprzednich części (Rachni!), liczę na rozwinięcie/zamknięcie wątku Quarian i Gethów i...więcej nie pamiętam :D
Główny wątek jest rzeczywiście nieporównywalnie gorszy do tego z jedynki lecz taka a nie inna jego konstrukcja ma swoje uzasadnienie - autorzy rozszerzają uniwersum, przygotowują nas do wielkiego finału przed 3 częścią. Jeżeli rzeczywiście wszystkie rozpoczęte wątki znajdą swoje zwieńczenie w 3 częsci to fabuła dwójki jest całkowicie usprawiedliwiona (IMO).
UVI nie może przejść jedynki? Ja właśnie przechodzę ją drugi raz, bo kupiłem ME2 i chcę mieć idealny save. Na razie na Weteranie gra nie sprawia zbytnich trudności, ja poziom Weteran w ME traktuję jako Normalny. Pytanie czy UVI walczy z poziomem trudności, czy gra jest dla niego nudna. Chociaż wątek główny jest bardzo krótki. Ja będę starał się ukończyć część pierwszą wykonując wszystkie zadania. Już wyruszyłem w kosmos i na pierwszy ogień pójdą nudne misje poboczne na niezbadanych krainach.
Już nie mogę się doczekać kiedy zacznę "dwójkę", chociaż zmartwiło mnie to co napisałeś, że szukanie pomocników zajmuje prawie całą grę. Strasznie lubię relacje między bohaterami, ale powinno być jednak coś jeszcze...