My, ludzie lubimy się kłócić
nie masz racji. to wszystko sciema. nie lubie Cie. to juz bylo. znajdz se sam. znasz google? noooob!
- Dzień dobry, przyszedłem się pokłócić.
- Interesuje pana 5 minut czy pełne pół godziny?
fsm - Raczej chodziło mi o coś w stylu:
- Nie zgadzam się z Twoją opinią, bo element X jest niewygodny
- A ja uważam, że element X jest innowacyjny i jest przyszłością
zamiast
- Ty <cenzura>!
- <cenzura> się!
Temat rzeka, a tylko trzy akapity. Ale zgadzam się z Tobą...
raziel > Domyślam się, o co Ci chodziło. Ja po prostu cytowałem skecz z Monty Pythona.
EDIT:
Tuminure > skrót myślowy, jasne że z MP :)
Nie powiedziałbym, że ludzie lubią się kłócić, poza wąskim kręgiem pewnego rodzaju masochistów. Natomiast znacznie więcej osób ma problem z cyklu "no jak ktoś może mieć inne zdanie ode mnie?!?". Przykre.
Mnie w ogóle śmieszy jak można się kłócić w sieci? Oburzyć się tekstem pisanym przez nie wiadomo kogo? Przez jakiegoś pryszczersa? Pfff....
Secundo, też zabawne - tak ludzie zrzędzą że czasu nie mają a kłócić się w sieci i odpisywać trollom (wzorowy użytkownik ignoruje ich) mają czas. Ot, ludzie.
Zgadzamy się co do tego, że kłótni w komentarzach jest za dużo. Różnica poglądów dotyczy tego, skąd się ich tyle bierze. Ale rozumiem, że możesz mieć inne zdanie.
nie chodzi o "lubienie" kłótni, a o niemożność oderwania osoby od opinii. inaczej - jestem tym co jem, w co gram, w co wierzę itp i prędzej umrę jak ktoś mnie przekona do swoich racji. bo to znaczy, że się myliłem. a my nie lubimy się mylić
a wpis trochę taki... "prostoduszny". słabo
Wg mnie problem polega na tym, że nie widzimy naszego rozmówcy, nie widzimy jego reakcji. O ile w rozmowie z druga osobą możemy kogoś przekonać do swoich racji to na forum nawet jak nam się to uda nikt się do tego nie przyzna (mały procent) i będzie w zaparte trzymał się swojego zdania.
Czytając GOLa nie widziałem jeszcze ani razu by, któraś ze stron przeszła do innego obozu po zaciętej dyskusji
Niestety taka jest prawda. Wdając się w dyskusję powinniśmy określić nie tylko własne możliwości zmiany zdania, ale również te drugiego człowieka. Jeżeli szansę na chociaż jedne z nich wyjdą "zerowe" po co kontynuować rozmowę? Żeby wykrzyczeć swoje racje? Z drugiej strony jeżeli dyskutujemy na forum, zawsze jest szansa, że ktoś kiedyś nas przeczyta i pomyśli "Faktycznie, nie myślałem o tym w ten sposób".
Problem polega na tym, że dyskusji nie toczy się po to, żeby dać się przekonać, tylko żeby zakrzyczeć wroga. Poza tym sam fakt obrzucania się błotem jest fajny, bo np. po co niby dyskutować z lewakiem czy pederastą, skoro i tak taki osioł i tak mnie nie przekona, że socjalizm jest fajny a pederaści powinni mieć prawo do adopcji.