Badass boss od Capcomu? Ekhm…
"Capcom" i "badass boss"? Gill. WSZYSCY trzęsą przed nim portkami za każdym razem. Nie da się go rozpracować, nie da się go oszukać, można go tylko pokonać. Umiejętnościami i odrobiną szczęścia.
A z bossów badassowych nie ze względu na czystą trudność, a wrażenie jakie robią - zdecydowanie stawiam na El Gigante, w pierwszym kontakcie walka z nim przypomina próbę o przetrwanie jakiej nie było w grze wcześniej.
RE skończyło się na statycznych kamerach! czyli na Code Veronica!:P
a co do Bossa właśnie tam... problemem było, ze trzebabyło na sam koniec gry na inne sterowanie i trochę inną mechanikę przestawić...
Z gier Capcomu, w które grałem (czyli około 5) tylko w RE4 i DMC3 były najlepsze walki z bossami. El gigante z RE4 jest fajny, ale w moim odczuciu to bardzie miniboss (jak prawie każdy boss z RE4). Dla mnie takim badass bossem z RE4 był Krauser podczas walki w ruinach (może nie był duży, ale walki z kimś o takich samych rozmiarach jak ja bardziej mi się podobają) i ten mutant, przed którym trzeba uciekać w wiszących nad przepaścią klatkach. W DMC3 badassem był bez wątpienia Vergil, długo nic i później są bliźniaki. W DMC4 też walczyło się z fajnymi bossami, ale żeby ocenić, czy któryś z nich był badass musiał bym jeszcze raz w to zagrać. Tak z pamięci mógłbym tylko wymienić Angelo Credo.
Czwórka to moja ulubiona część z serii "Resident Evil" ale w temacie bossów i ogólnie antagonistów z gier wideo, w czołówce będzie dla mnie Nemesis - nieustępliwy, brzydki, inteligentny i sprawny w walce oraz, wydawałoby się, że praktycznie nieśmiertelny.
3dD1e - o właśnie, ten mutant, z którym walczymy w klatkach też był niezły. Szczególnie za klimat i sam projekt walki.
Antares - tutaj też się podpisuję, Nemesis jak najbardziej robił odpowiednie dla bossa wrażenie. Strach było biegać Jill po Racoon City przez to monstrum.