Rojopojntofwiu #38 Awaria
oj, racja ten uścisk w klacie gdy komp gaśnie, dymek się unosi, czuć ten charakterystyczny zapach, a ja sobie myślę co do cholery z save'ami!!
Ja na szczęście (odpukać w niemalowane) nie doznałem tragedii z powodu pójścia z dymem komputera tylko moja siostra, która straciła większą część jakiejś pracy strasznie długo pisanej jednym palcem. Ja natomiast zyskałem nowy komputer, który służy mi po dziś dzień. Ma 6 lat a jestem wstanie na nim odpalić Wiedźmina 2 na średnich w rozdzielczości 800x600 :P
Ja też nie miałem żadnej większej tragedii ze sprzętem, ale czytając ten tekst aż mi się przypomniało co przeciąg spowodował u mnie w szkole. Od tego wiatru tak okno (stare, jak to zwykle w szkołach) jebło, w sensie otworzyło, od góry i zatrzymało się na jednostce. Trzasnęło tak, że aż ze trzy komputery połączone w sieć się spaliły. Czy ze strony technicznej to normalne, nie wiem, nie znam się, ale tak było.
Tragedia nr.1
Mały Qverty pod koniec wakacji dostaje swojego pierwszego, świeżutkiego, pachnącego nowością i świecącego bielą PCta. Rakietę ze 128mb RAMu na pokładzie i ogromnym 40GB dyskiem i ultraszybkim prockiem intel pentium 4 1.6 GHz. Odpala na nim hit strzelankowy tamtego okresu - Serious Sama FE. Cieszy się jakby wygrał milion na loterii. Po godzinie grania słyszy cichy trzask i widzi błysk z tyłu swojego ukochanego PCta. Czuje swąd palonych obwodów. Biegnie do taty i mamy skarżąc się, że coś się popsuło i, że nie chciał. Płacze jak bóbr do wieczora. Winny był wadliwy sprzęt...Pierwszy komputer, pierwszy dzień użytkowania, pierwsza tragedia. Bywa. Qverty dostaje swój komputer 2 tygodnie później już w pełni sprawny.
Tragedia nr.2
Starszy Qverty pocina na swoim wysłużonym kompie w Gothica 2. Gra tnie niemiłosiernie, komp nie potrafi jej udźwignąć w rozsądnym freemracie nawet na niskich detalach. Jednak szczwany Qverty wiedząc, że to już ostatnie oddechy wysłużonego sprzętu meczy go ile wlezie, dąży do samobójstwa PCta który w końcu ginie śmiercią tragiczną. Karta graficzna umiera ostatecznie. Qverty nie płacze, nie przejmuje sie. Wie, że jego rodzice mają sporo gotówki i są w stanie kupić mu nowy, wyczesany sprzęcior jeżeli tylko wciśnie im bajeczkę, że z usterką nie da się nic zrobić. Dwa tygodnie później Qverty pocina już w Gothica 3 a koledzy zazdroszczą mu super rakiety i sprzętu niczym z NASA, przychodzą podziwiać fotorealistyczną grafikę Gothica 3 i Tomb Raidera Legend.
Później jeszcze raz spaliła mi się karta ale oddałem na gwarancję. Sprzęcik służy mi do dziś i radzi sobie całkiem nieźle nawet z nowymi grami chociaż ma już swoje lata. Czekam aż karta drugi raz wyciągnie kopyta.
Mi osobiście nigdy nic się nie spaliło ale kilka przygód było:
Kilka lat temu gdy jeszcze była moda na jaranie się NFSami w moim napędzie wylądował nowiuteńki krążek z NFS Most Wanted. Chwile napięcia podczas instalacji zakłóca zgrzytanie w napędzie a po chwili widać też, że coś z niego wypada (coś w rodzaju kurzu) - tak to mój kochany napęd zdarł całą farbę z płyty.
Za czasów premiery Gothica 3 mój komputer nie radził sobie z ową grą. Ładowała się niemiłosiernie długo, chodziła z prędkością max 15 klatek na sekundę. Mimo to udało mi się zajść całkiem daleko - 60 lv, ładny ekwipunek, dość daleko w grze to było. I pewnego dnia pewne monstrum zwane kobietą (hmm... może lepiej dziewczyną :D) chcąc zrobić mi na złość zresetowała mi kompa podczas gry - a save poleciały w kosmos. Kilkanaście nocy zarwanych dla gry wyparowało - długo po tym na G3 nie mogłem spojrzeć. Sprawczyni całego zajścia wybaczyłem :P
Kilka razy maiłem też Blue Screena i w sumie to tyle. Mam jakoś szczęście do sprzętu. Mój Xbox mimo, że ma 3 lata, nie ma dysku, huczy jak odkurzać i jest w użyciu po kilka godzin dziennie ma się całkiem dobrze i nigdy mnie nie zawiódł.
Podjąłeś dość hmm.... prawdę mówiąc - tragiczny temat. I nie.... - wcale tu nie przesadzam. Możecie zacząć wyzywać mnie od n00bów , nolife'ów , maniaków , mam to głęboko w poważaniu ;). Wszyscy jesteśmy graczami - gaming to dla nas hobby , idąc dalej - pasja , a zdarza się , że i nawet życiowe powołanie , ale o tym już było. Każdy z nas ma swoją własną maszynkę do głoszenia prawdy - czy to poczciwego blaszaka , czy to też stare , dobre pudło. Kiedy najdzie nas ochota - odpalamy nasz ukochany sprzęt i pochłaniamy garściami to , co daje nam wirtualny świat. Szczerze powiedziawszy stosujemy już jakby nie było pewnego rodzaju rutynę - włączamy ekran , wkładamy płytkę i viola - ruszamy na ratunek księżniczce... Ale często zdarza się tak , że albo przez własną głupotę , albo czynniki natury wyższej nasze ulubione zajęcie zostanie czy to nagle przerwane , czy to też w ogóle się nie rozpocznie...
Czasem po prostu górę daje ludzka głupota - zawsze znajdą się pewni "cwaniacy" , którym jakoś oryginalne pudełka do imidżu nijak nie pasują. A więc sobie obierają prosty tok myślenia - "Po co płacić ? - zawsze można pokombinować tak , by było za darmo" No tak... możliwe jest wszystko , ale pomijając już wszystkie kwestie prawne , to ------->
ciągnie za sobą jeszcze inne niebezpieczeństwa... Nagle kiedyś dioda się zaświeci na czerwono , a zamiast pomaszerować do serwisu , jedynym wyjściem będzie dogorywającej konsolki zezłomowanie. Po co sobie życie utrudniać ? Ano na to pytanie to owi panowie chyba sobie odpowiadają po całym zajściu. No ale otaczająca rzeczywistość tylko utwierdza w tym , iż "Polak mądry po szkodzie...."Są też i Bogu ducha winni dobrzy gracze , którym owo nieszczęście się przydarzy , ale wtedy niestety trzeba liczyć na to , że złe fatum będzie krążyć nad ciemną stroną konsolowego społeczeństwa ;)
PCty to narzędzia wielofunkcyjne... Możemy grać , ale i surfować po necie , pisać , czatować , czytać , oglądać , słuchać , a nawet pracować.... Jego strata boli nie tylko grającą część społeczności , ale i miliony innych ludzi , których dosięgło częste zjawisko złośliwości rzeczy martwych. Myślimy tylko o gamerach , ale prawda jest taka , że w obecnych czasach komputer ma każdy - ludzie pracy , młodzież , studenci , seniorzy , a nawet duchowni.... My gramy , większość z nich pracuje lub też oddaje się swoim ulubionym sieciowym zajęciom. Strata boli każdego tak samo - gracze nie mogą wejść w świat wirtualny , oni wykonywać swoich obowiązków. Niby działa zasada fifty-fifty , ale jednak społeczność graczy na ogół składa się z ludzi , którzy grają... Grają dużo. Brak ulubionego zajęcia - swoistej ambrozji zapewniającej przeżycie ( wiem , dramatyzuję ;) , to cierpienie , które rzadko można znieść i w spokoju przeczekać. Kiedy nie ma hmm... dostępu do tradycyjnych środków , trzeba sięgnąć po radykalne metody ;) I ja miałem parę takich sytuacji...
Pewnego razu oddawałem się przyjemnej , niezobowiązującej rozrywce przy grze dobrze wszystkim znanej , a mianowicie DUM DU DU DU DUM! - trzeciej części Fallouta. Jak w jednym momencie ujrzałem tylko migawkę kolorów , usłyszałem zgrzyt muzyki rodem z ośmiobitówek i wtedy już wiedziałem , co się święci.... To był koniec , a jakże.... Westchnąłem tylko , zatrzasnąłem drzwi i pomyślałem , że nie zrobię nic przez bite 2 tygodnie. To był okres wakacyjny - serwis wyjechał ;) , a ja mogłem sobie tylko pomachać radośnie do zamkniętych drzwi budynku firmy... Bajka co nie ?
Pomyślałem - "To się nie godzi" Bez choćby jakiejkolwiek śladowych ilości ekranowych pixeli wegetować nie będę. To i wtedy sposób się znalazł... Jakiż to ? Ano w końcu przydała się wyśmiewana przez wszystkich siedziba Gminnego Centrum Informacji. Komputery niegrzeszące szybkością , tandetne myszki i wolny internet. Ale przezwyciężyła żądza i możliwość prześlęczenia choćby trochę na Flashowych pierdółkach pokroju gier Tower Defence... Taka to prawda - kiedy ćpunowi brakuje prawdziwego towaru , to będzie wciągał nawet biały cukier ;). Zrobiłem jak powiedziałem i do naprawy przetrwałem z tym że przedłużyła się o 1 tydzień...
Był jeszcze jeden incydent , który wydarzył się stosunkowo niedawno - może 2 , 3 tygodnie temu... Pewnego wieczora wyłączyłem mojego wysłużonego blaszaka , a następnego bądź co bądź odpalił , ale już z prędkością zredukowaną o 70%. Zdarza się - komputer przegrzewał się bardzo szybko , pobierał tyle energii , że chłodzenie nie nadążało. Prawdopodobnie była to sprawka jakiegoś skrzętnie ukrytego wirusa , który truł mi system , grzejąc blachę tak mocno , że i można by na nim zrobić barbecue , którego by się McDonald nie powstydził... Nie mogłem grać w ogóle - tak sprawa się przedstawiała na początku. Później przyszedł czas na niekonwencjonalne metody , a mianowicie wspomożenie chłodzenia... Jak? Nie pytajcie... Ważne że wtedy w końcu temperatura blaszaka odrobinę spadła i w końcu mogłem odtwarzać filmy bez klatkowania , czy efektu 'Bullet Time'a co 15 sekund... Ostateczną solucją był format systemu dzięki czemu odetchnąłem z ulgą , ale cena za "fachowca" też niestety zaciążyła.
Tak więc jak widać awarie się zdarzają , ale trza żyć dalej , bo to tylko przedmioty.... zawiodą zawsze w najmniej spodziewanym momencie. :)
Jan a szczęście nie mam źle i nigdy się tak nie wkurzam, żeby coś rozwalić
spoiler start
hahah chodźcie on w to uwierzył ahhah nie ma osoby która by się tak nie wkurzyła, ze w myślach przechodziły myśli destrukcyjne ;P
spoiler stop
Prócz problemów z Windows 98 miałem dwa problemy.
Pierwszym była karta GeForce 2 MMX 440, z której spadał radiator. Wciskałem papier między kartę muzyczną a radiator grafiki żeby nie odpadał :]
Drugi - postanowiłem zrobić generalne porządki w kompie i oczyścić go całego z kurzu. Do tego celu użyłem sprężonego powietrza. W sprayu.
Padł mi przez to zasilacz. Najpierw dziwny zaduch w pokoju, potem trzeszczenie, potem swąd i BOOM! zasilacz odszedł z hukiem!
Nie wiem jakim cudem nie padła reszta podzespołów. Może taki bezpieczny zasilacz? Był to beQuiet Straightpower.
U mnie było tak że PS3 nie chciało się włączyć. W efekcie by móc grać na niej dalej straciłem wszystko co miałem...
Moja sprzętowa tragedia to wtedy kiedy w fallout 2 byłem w Vault city. Byłem szczęśliwy bo trudno było mi tam dojść (wiem jestem trochę słaby w te grę ale ją bardzo lubię :) ). Nagle komp zawiesił się na amen. Nie mogłem nic zrobić. Widziałem tylko na ekranie ścięty obraz gry. Zawiozłem komputer do naprawy. Tam powiedzieli mi, że komputer jest stary, zakurzony i już nie do użytku. Straciłem mój najlepszy sejw :(. I nie tylko (ale w tedy oprócz fallouta nic innego mnie nie interesowało). Teraz regularnie czyszczę komputer i o niego dbam.
A ja na szczęście żadnej poważniejszej usterki z sprzętem nie miałem, no może oprócz pegasusów które miały to do siebie, że się często psuły, ale wtedy brało się 30 zł do kieszeni i szło się na bazarek po kolejny egzemplarz, ehh to były czasy, chyba 4 czy 5 pegasusów łącznie miałem, ten 5 stoi na półce i ciągle jest sprawny :)
No, ostatnio też rozwaliłem pada do PS3 :D
Jeszcze działa, ale obudowa pękła. Wszystko przez BC2 i cheaterów!
I tak kupiłem nowy i staram się go nie zniszczyć.
Ehhhh, niestety mam taką historię związaną z awariami... wprawdzie było to dość dawno temu, bo gdzieś pod koniec lat 90, ale pamiętam to jakby to było wczoraj (Boże, zabrzmiałem jak stary dziad jakiś :P). No w każdym razie niech ta historia będzie przestrogą, żeby nie lekceważyć sił natury :P
Było to w pewien wiosenny, weekendowy wieczór, za oknem zbierało się na burzę, a ja wesoło pomykałem sobie na moim starym sprzęcie w grę o zacnym tytule Commandos (kto nie kojarzy, była to taka gra podchodząca pod gatunek RTS, gdzie sterowało się drużyną komandosów i należało wykonywać różne zadania na mapie będąc cały czas w ukryciu). No więc grałem ja sobie w tą grę, a burza za oknem rozkręcała się na dobre. Ja oczywiście nie zważając na jakiekolwiek zasady bezpieczeństwa i fakt że komputer powinno się wyłączyć, radośnie szlachtowałem sobie niemców z ukrycia. W pewnym momencie z głośników mojego komputera wydobyły się słowa "ALARM ALARM" (co oznaczało, że szwaby wykryły naszą obecność) i w tym oto momencie za oknem się błysnęło i zdrowo p***dolnęło. I nagle magicznie dostawa prądu w moim domu skończyła się, a razem z nią skończyło się moje wesołe likwidowanie wrednych szkopów. Dalsza część historii jest mniej ciekawa, bo jak się okazało sprzęt uległ spaleniu i był prawie cały do wymiany. Szczęściem w nieszczęściu było to, że jedyną rzeczą, którą udało się ocalić był dysk twardy więc save'y nie przepadły :D Od tamtej pory podczas burzy zawsze wyłączam całą listwę z gniazdka, żeby mieć pewność, że podobna sytuacja się nie powtórzy, a dodatkowo też nauczyłem się robić częste backupy danych (bo dysk może następnym razem już tyle szczęścia nie mieć :P). Jakie płyną wnioski z tej historii?
1. Nie zostawiaj włączonego kompa podczas burzy, bo mu piorun może strzelić BOOM HEADSHOTA
2. Kaloryferem się nie ogolisz
Pozdrawiam :)
Ishi - standardowo uzupełniłeś tekst o kilka elementów, które autor pominął/o których zapomniał. Super!
Taka to prawda - kiedy ćpunowi brakuje prawdziwego towaru , to będzie wciągał nawet biały cukier ;). - to mnie rozwaliło! Sama prawda. Ja jak np. miałem szlaban na kompa to na komórce grałem:P
@UP - Coś kojarzę.... Co do pytanka: Owszem, denerwuję się, ale to baaardzoo rzadko. Nigdy mi się nie zdażyło czegoś, w taki sposób zniszczyć, ale czasem przypieprzę w klawiature ;)
Az mi sie smutno zrobilo jak to przeczytalem :(
Mam podobnie jak cos sie pierdaczy. Nie potrafie sobie znalezc innego zajecia, czlowiek szwenda sie jak struty.
Moja sprzetowa tragedia jest to ze smigam na laptopie wiec nie mam mozliwosc upgrade'u a chce byc na biezaco z niektorymi tytulami ;/