Taki sobie Predator, kiepski Obcy, katastrofalny Marine
Smutna prawda. Wyszła taka budżetówka. Co mnie dziwiło i to bardzo ponieważ pierwsze AvP od Rebellion uważam do dziś za absolutny klasyk (ta muzyka!), lepszy nawet od świetnej drugiej części.
Tutaj nic nie wyszło. Strzelanie jest bezpłciowe, klimatu za grosz. Czekamy na Aliens CM.
Podstawową wadą gry jest jej prostactwo. Kampania Marine'a to chodzenie jak po sznurku. Xenomorph musi zgadywać co niewydarzeni twórcy uznali za otwór, w który można wejść, a co za ciemną teksturę w kształcie otworu. W dodatku system chodzenia po ścianach woła o pomstę do nieba. Jak można było spieprzyć aż do tego stopnia opcję, którą już 10 (DZIESIĘĆ!!!) lat temu doprowadzono do perfekcji w AvP2? Automatyczne przechodzenie w nocny tryb wizyjny też jest śmiechu warte. Ale najgorszą rzeczą spośród wszystkich jest to, co wyrządzono Predowi. MUJ BORZE! Czułem się jak pieprzony kaleka, kiedy do wykonania skoku potrzebowałem asysty komputera, a cała procedura zajmowała dwa razy tyle czasu, co w poprzedniej części. W AvP2 pierwsze misje Predatora to prawdziwy majstersztyk. Owszem, Pred jest zbyt potężny względem swoich przeciwników, ale o to właśnie chodzi. Gracz naprawdę czuje się jak na polowaniu, ale przy tym powinien działać z ukrycia, unikać podmokłych terenów i najlepiej cały czas skakać po drzewach. A tutaj? Prowadzimy Predatora-geriatryka, który dostaje zadyszki po każdym skoku (tak to wygląda z punktu widzenia gracza). W dodatku arsenał Łowcy jest śmiesznie mały w porównaniu z poprzednią częścią. I aż dwa dodatkowe moduły wizyjne (!!!), z czego jeden dostajemy pod koniec gry!
Projekty Alienów to następny cios dla fanów. Xenomorphy poruszają się jak jakieś węże z falującymi kręgosłupami (nawet kiedy spadają). Kto to wymyślił?! Wszystkie wykluły się z klatki piersiowej Reeda Richardsa? No właśnie... Wykluwanie... Praktycznie przez całą grę walczymy z Dronami. Runnerów nie ma wcale. Predalien i Królowa występują w ilości jednego egzemplarza w charakterze bossów. Do tego chyba dwa razy wyskakują Pretoriany. I to tyle. Ach, no i Drony plujące kwasem. Brawo. Kiedy już prawie zapomniałem o Resurrection, ciecie z Rebellionu musieli mi o tym przypomnieć.
Jedyne faktycznie dobre rzeczy w grze to projekty lokacji (mocno odtwórcze, ale w tym przypadku to jak najbardziej zaleta) i Lance Henriksen. Fabuła jest dość schematyczna i typowa dla universum, ale została posklejana na tyle dobrze, że w niczym mi to nie przeszkadza. Nawet piramida Predów, mimo przywoływania okropnych wspomnień, nie jest dla mnie minusem, bo tutaj jej umiejscowienie nie było tak kretyńskie jak u Andersona, a w dodatku była dość funkcjonalna, jesli brać pod uwagę podstawowe założenia Łowców. Scenarzysta też odrobił zadanie domowe - dzięki temu Predy nazywają Xenomorphy jako "Serpents", a Predaliena jako "Abomination". To się chwali, ale gry w żaden sposób nie ratuje.
Gra mogłaby rozwinąć skrzydła, gdyby wzięli się za nią kompetentni ludzie z konkretnymi pomysłami, jak Monolith. Już pierwszy AvP Rebellionu miał dość prymitywną mechanikę i projekty poziomów, a cały owiany legendą "klimat" opierał się na wyskakujących znikąd ryjoklejach (w dupie mam nostalgię fanbojów, odpalcie grę teraz i sami zobaczcie jak to wygląda). Po kilkunastu latach nic się nie zmieniło poza tym, że mechanika rozgrywki została dodatkowo wykastrowana.
Ale... Mimo wszystko...
"Kampania Obcego to chory żarcik (ledwie godzina gameplaya, w porywach!)"
Czytam już któryś raz coś takiego i nie mogę się nadziwić. Ludzie, jak gracie w te pieprzone gry?! Kampania Xenomorpha jest krótka, ale bez przesady. U mnie zajęło to jakieś 2,5 - 3 godziny. Owszem, żenada, ale to więcej niż (w porywach!) jedna. To ja tak zardzewiałem czy wszyscy poza mną nałogowo używają godmode i wallhacka?
(w dupie mam nostalgię fanbojów, odpalcie grę teraz i sami zobaczcie jak to wygląda)
Odpaliłem niedawno 1 i grało się świetnie. To tak dla Twojej informacji i jakże dojrzałych twierdzeń.
Ja odpaliłem jedynkę ponownie jakieś pół roku temu i poczułem zażenowanie, kiedy po latach uświadomiłem sobie, że gra wykorzystuje najbardziej prymitywne techniki straszenia z horrorów klasy B (wiecznie migające świetlówki i ryjokleje), a przyczynowo-skutkowość w mechanice rozgrywki w zasadzie nie istnieje - przypadkowy przełącznik otwiera przypadkowe drzwi w przypadkowym pomieszczeniu, które, mimo że szczelnie zamknięte, mieści w sobie stado Alienów. Tym większy szacunek mam do Monolithu, który z topornej gry, z poziomem trudności sztucznie zawyżanym przez brak save'ów (z nimi można by przejść całość w jeden wieczór), wyciągnął te co lepsze pomysły i ulepszył je do tego stopnia, że grę AvP2 mogę bez wahania stawić na równi z najlepszymi tworami, jakie powstały dzięki pokręconej wyobraźni Gigera (czyt: 3 pierwsze Alieny i pierwszy Predator).
Czytam już któryś raz coś takiego i nie mogę się nadziwić. Ludzie, jak gracie w te pieprzone gry?! Kampania Xenomorpha jest krótka, ale bez przesady. U mnie zajęło to jakieś 2,5 - 3 godziny. Owszem, żenada, ale to więcej niż (w porywach!) jedna. To ja tak zardzewiałem czy wszyscy poza mną nałogowo używają godmode i wallhacka?
Durnota AI powoduje, że etapy związane z czyszczeniem pomieszczeń przechodziłem w 1-2 minuty. Wjazd na ścianę, doskok, kill, odskok na ścianę, doskok, kill itd. Zero emocji, zero trudności. Na dodatek plansze są dość małe (jedynie pierwszy ciągnie się jak ser przez wgląd na tutorial). W finale nie zginąłem ani razu i też mi jakoś ten moment mrugnął, że po obejrzeniu outra rzekłem "to już?!?".
Ja miałem z kampanią Aliena o wiele więcej problemów. Choć głównie ze względu na idiotyczne rozwiązanie z chodzeniem po ścianach, przez które sam nie wiem ile razy zginąłem. Gdyby zaaplikować system z AvP2, nie byłoby żadnych kłopotów.
Co nie zmienia faktu, że w tę godzinę (w porywach!) nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.
Mephistopheles--->U mnie chodzenie po ścianach było bardzo przyjemne, używałem raczej spacji niż myszki, wszystko było intuicyjne, choć w paru momentach irytowałem się gdy robal zamiast podczepić się pod sufit wybierał jakąś rurę.
Ja AvP2 przeszedłem kilkanaście razy, więc moje neurony nie były w stanie dostosować się przez tak krótki czas do nowego sterowania. Kiedy znowu zagram w nową część, to... hmm... może jednak nie...
Śmiech przez łzy - partner z patrolu zostaje podziurawiony, a kompan nic sobie z tego nie robi. Nawet nie poświeci latarką na sufit
Nioestety, AI w tej grze nie zostało wyposażone w umiejętność patrzenia na sufit...Zgadzam się ze wszystkimi zarzutami, ta gra to chory żart. A zapowiadało się dobrze...Chyba już nie będzie godnego następcy AvP2...
[5]
Weźmy pod uwagę, że gra jest z 99 roku. Owszem, zgodzę się, że jest surowa w swojej konstrukcji (ale nie prostacka) z tymże dla mnie to był właśnie plus. Brak save'ów wraz z poziomem trudności Director's Cut także bardzo mi odpowiadał. Tam każdy xenomorph był śmiertelnym zagrożeniem i przynajmniej ja to czułem. Tak samo to wiecznie migające oświetlenie dla mnie dawało świetny efekt i doskonale pasowało do tej gry. O muzyce już wspominałem, dla mnie jeden z najlepszych OST w grach.
Zgadzamy się co do elementów ale oceniamy je skrajnie inaczej.
Plus tryb skirmish, którego mi cholernie brakowało w AvP 2. Z kumplem potrafiliśmy w jednym posiedzeniu po kilkaset morphów ubić ganiając po mapach.
AvP2 faktycznie doszlifował wiele spraw i również tę część uwielbiam (pamiętam dziś jak zasuwałem do Empiku zaraz po jej premierze - 99 zł;). Jednak klimat jedynki pozostaje dla mnie bezkonkurencyjny.