Trochę to przerażające. Zrobili wszystko, by maturę przepoczwarzyć w parodię samej siebie, z progiem zdawalności 30% i zadaniami rodem z kolorowanki. Co wyszło? Gówno.
Czy ktoś wreszcie zacznie poważnie mówić o kryzysie w edukacji, czy dalej się będą wielbiciele peruwiańskiego słonecznika zachwyacać marsjańskim łazikiem skonstruowanym przez polskich studentów? Czy ktoś zwróci uwagę, że nauczyciele akademiccy powoli dostają szału, gdy z każdym rokiem dostają partię głupszych i mniej zainteresowanych studiami młodziaków?
Glajszachtowanie nauki nie pomogło, może czas na skręt w kierunku różnicowania ścieżek kształcenia? Szkoły zawodowe i szkoły techniczne rzetelnie przygotowujące do zawodu, będące alternatywą dla wyższych uczelni kształcących bezrobotnych. Liczyłem, że na okazję "reformy" szkolnictwa wyższego jakaś dyskusja na ten temat się odbędzie. Tymczasem wyszło jak zwykle - tzn. dupa!
Wszystko jest przecież w najlepszym porządku. Licbusy znają proces fotosyntezy, bez problemu wymienią 10 alkanów, wiedzą jakie gleby dominują na Kamczatce, ale nie umieją wyliczyć pochodnej, ani nie umieją rozliczyć pitu.
Statystyki są normalne, poprostu dzisiaj każdy może pójść do Liceum, czy Technikum i niestety prawie każdy(bez wysiłku) skończyć.
Kiedyś niektórzy nawet nie próbowali iść w kierunku matury, tylko szli do zawodówki i dostawali zawód, pracowali i wszystko było OK (takich ludzi też szanuje).
bo w tamtym roku matura byla taka ze ja 30 lat po swojej bym ja rozwiazal conajmniej na minimum.A w tym roku walneli 4 x wyzszy poziom.
Co smieszne najpierw zrobili banalna mature probna .
Generalnie jak zwykle ci co ukladali pytania maja sie swietnie a powinni dostac kopa w d... i leciec i leciec i leciec.
Albo ludzi zachecamy do matury z matematyki albo nie znamy realiow w szkolach.
tylko ze teraz po zawodowce czy jak sie teraz nazywa mozesz zarobic 1k zl miesiecznie.
Jaki kryzys edukacji? Jak ktoś chce, to bez problemu uzyska dostęp do szerokiej wiedzy. A, że niektórym nie chce się uczyć? Co w tym przerażającego? Większość zawodów może wykonywać człowiek z wykształceniem przedszkolaka, więc po co na siłę edukować ludzi, którzy po prostu sobie z nauką nie radzą.
Belert-->1k miesięcznie... To życzę powodzenia w zorganizowaniu człowieka, który kładzie kafelki w łazience za tą cenę (oczywiście odpowiednio przeliczając czas pracy), albo innego dobrego specjalistę od wykończeń w domu...
A to, że nagle okazuje się, że dla części ludzi z nieco niższym wykształceniem (wyższym zresztą też) pracy nie ma, to efekt obniżenia wartości wykształcenia wyższego i średniego. Pracodawca magistrów traktuje teraz jak ludzi z maturą niegdyś się traktowało, czyli było ich w miarę dużo i można spokojnie kogoś znaleźć, nawet jeśli na stanowisko wcale wykształcenie wyższe nie jest potrzebne.
W tym roku matura z matematyki, też jakoś specjalnie moim zdaniem trudna nie była... Zresztą spójrzcie na Francuski odpowiednik, widziałem dane statystyczne tam zdaje standardowo 80% ludzi, a humaniści też mają obowiązkową matematykę. Oczywiście można pójść dalej, gdzieś w jakiejś angielskiej gazecie, czytałem, że tam dla poprawienia statystyk (lepsze oceny, więcej zdanych egzaminów) nieustannie obniża się ich poziom, na co zwracają uwagę egzaminatorzy... Polska w zeszłym roku pobiła rekord europejski jeśli chodzi o ilość osób kończących studia, więc albo nagle nasze społeczeństwo zmądrzało w stosunku do czasów, gdy jednak takowych osób było mniej, albo też nasz system edukacji produkuje nie wiadomo kogo...
albo też nasz system edukacji produkuje nie wiadomo kogo...
... kierowników po zarządzaniu...
napirzcie mi wypracowanie prosze, ja jestem zajędy graniem i postowaniem na GOLu
Ale edukacja w Polsce ma się całkiem dobrze. Z roku na rok mamy coraz wyższą pozycję w światowych rankingach, a wiele krajów - z USA na czele - patrzy z zazdrością na nasz system.
Jego główną bolączką jest przeświadczenie, że każdy musi iść do liceum (ewentualnie technikum, żeby nie było obciachu z zawodówką), zdać maturę, a potem najlepiej przez 5 lat studiować europeistykę, stosunki międzynarodowe, marketing i zarządzanie, czy inne niezwykle przydatne dla społeczeństwa rzeczy.
Jeśli potraktować te 25% nie zdających matury jako w większości ludzi, którzy nigdy nie powinni do niej przystępować, to nie jest aż tak źle.
Jeśli potraktować te 25% nie zdających matury jako w większości ludzi, którzy nigdy nie powinni do niej przystępować, to nie jest aż tak źle.
Z tym, że jak już wyżej pisałem, uczniowie dostający się na "prestiżowe" kierunki "prestiżowych" uczelni często okazują się zupełnymi głąbami.
Przykład: Pani studentka prawa została postawiona przed komisję dyscyplinarną z zarzutem plagiatu. Wina udowodniona, nagana do indeksu poleciała, po czym jedna kobita z komisji pyta się: "A czy pani wie, że z takim wpisem nie może już pani pracować w zawodzie prawnika?"
Studentka trochę tym była zaskoczona.
Drugi przykład - studentka trzeciego roku socjologii na UW. Pytanie pana prowadzącego: "No niech pani wymieni jedną z formacji zbrojnych powojennego polskiego podziemia niepodległościowego."
Odpowiedź: "KOR".
Inna orlica stwierdziła, że Wojna Secesyjna rozgrywała się w XVII wieku.
Można rzucać takimi kwiatkami jak z rękawa, a z roku na rok jest gorzej.
Gorsze jest to, że uczelnie potem dla pieniędzy trzymają wszelakich tego typu orłów, bo niż, bo zwolnienia itd.
Zenedon
Ale tu nie ma co winić szkół średnich, tylko wyższe - bo to one często zaniżają poziom.
Nowa matura stanowi jakiś, mniej lub bardziej miarodajny, wskaźnik kompetencji studenta - w postaci wyniku w procentach. Ale przy wiecznie niskich wydatkach na naukę, uczelnie wyższe muszą przyjmować dużo studentów, bo za to dostają konkretne pieniądze. Więc świadomie obniżają progi. A studenta - wiadomo - łatwo przyjąć, ale ciężko się pozbyć, o ile wykazuje choćby minimalną chęć studiowania.
Tutaj ciekawy list - na temat obowiązkowej matury z matmy.
Dziewczyna wyżala się, jak to system ją niszczy, bo ona jest wybitną humanistką*, a przez egzamin z matematyki oblała maturę. I jaki ten system straszny, teraz ona musi wyjechać z polski i może pisać książkę - bo każą jej się uczyć o rachunku prawdopodobieństwa...
http://wyborcza.pl/1,95892,9882464,Nie_jestem_glupia_czy_leniwa___list.html
* - chociaż trzeba jej oddać, że 100% z rozszerzonego polskiego zdobyty z matury, a nie olimpiadą to wynik wybitny
xanat0s, nalezy zalozyc tylko, ze skoro jest tak tepa z matematyki nie pomylila sie w czytaniu tych procentow :D
Pytanie brzmi, w kraju do którego wyjeżdża z Polski na maturze też przypadkiem nie musiałaby zdawać matematyki...
EDIT: A i to 100% z Polskiego nie oznacza przypadkiem, że Pani myśli dokładnie tak jak podręcznik opisuje? Taka zgodność z kluczem i ogólnym schematem myślenia.... Choć z drugiej strony nie zdawałem nowej matury, to i się nie znam...
Przecież tak naprawdę matura to loteria. Zabrakło dwóch punktów. W pierwszym momencie, patrząc na kolumnę tabeli, w której jak wyrok widniało 26 proc., rozpłakałam się. Mama przytulając mnie, powiedziała: "Brałaś to pod uwagę, przecież na tym się świat nie kończy, zobacz masz 100 proc. z rozszerzonego polskiego".
W tym momencie głos z offu powinien dodać - który był "loterią" :D
Z edukacją w Polsce jest dramatycznie źle. I co? I nic.
Będziemy się cieszyć z rewolucji, czyli posyłania sześciolatków do szkół oraz reformy programowej, po której uczniowie 2-3 klasy liceum mogą znać historię jedynie w formie jakichś śmiesznych bloków.
Uczelnie wyższe już dawno zamieniły się w parodię samych siebie. Kadra oczywiście przymyka oczka, bo pieniądz nie śmierdzi. Zamiast szkół wyższych mamy ośrodki akwizycji i producentów dyplomów dwa w jednym. A przede wszystkim festiwal hipokryzji.
Kadra oczywiście przymyka oczka, bo pieniądz nie śmierdzi.
Z tym też tak wcale do końca nie jest. Ale co może zrobić młodsza kadra, kiedy każda próba innowacji jest blokowana przez zramolałych debili na stołkach, co przez całą karierę zdołali wydać jedną publikację?
Zresztą nie mają o co kruszyć kopii, kiedy ich zarobki są żałośnie śmieszne. Wolą czas i wysiłek włożyć w trzaskanie pieniędzy na uczelniach prywatnych.
I tu dochodzimy do kolejnego punktu programu - moim zdaniem uczelnie państwowe są planowo zarzynane, by napędzić klientów uczelniom prywatnym. Dla ludzi, którzy siedzą w temacie oczywistym jest, że pod wieloma względami te drugie wyprzedziły już "prestiżowe" uniwersytety.
"Ale edukacja w Polsce ma się całkiem dobrze. Z roku na rok mamy coraz wyższą pozycję w światowych rankingach, a wiele krajów - z USA na czele - patrzy z zazdrością na nasz system. "
Masz może jakiegoś linka do tych rewelacji. Chciałbym sobie poczytać jak to juesej chwali nasz system.
"tylko ze teraz po zawodowce czy jak sie teraz nazywa mozesz zarobic 1k zl miesiecznie."
Panu już dziękujemy. Jest to typowe polskie wsadzacie wszystkich do tego samego wora. Znam ludzie po zawodówkach(nawet podstawówkach) co wyciągają po 10000 zł na miesiąc, jak i magistrów turystyki, co zapieprzają za 950 zł. Bo liczy się zaradność i spryt, a nie pseudo dyplomy i trofea. No i pracowitość.
Problem jest taki, ze mamy coraz mniej specjalistów, techników, robotników od danej dziedziny. Coraz ciężej jest znaleźć dobrego spawacza czy ślusarza. Zresztą ponoć nawet o dobrego programistę jest ciężko. Ale i tak daje sobie chuja odciąć, ze 70% tych obecnych maturzystów będzie chciało budować swoje szczęście za granicami Polski( jedni po maturze, inni po studiach).
Zenedon--->
Co może zrobić młodsza kadra? Nie wiem, ale sam przyznałeś mi rację - wszystko rozbija się o forsę. Zamiast przyjmować na studia doktoranckie 3x mniej osób, ale płacić im 3x więcej - jest jak jest. Tak właśnie działa system, który jest demoralizujący - wciąga naiwnych idealistów i uczy ich cynizmu.
Taak ktos jest bardzo fajny, jesli pisze tytul po angielsku naprawde.
Ja rowniez nie rozumiem w czym jest problem. Zapisalem sie juz na studia, z czego ide tylko po to, zeby miec papierek. Matematyke obowiazkowa napisalem na 96%. Wszystko dlatego ze mialem poprawke w drugiej klasie i bardzo wymagajaca nauczycielke. Wzialem sie przez 2 miesiace do roboty, ale poprawke zdalem ledwo ledwo. Szczesliwie jednak zdalem. Potem wszystkie zadania maturalne byly tylko igraszka. Lecialem glownie na dwojkach, ale wynik jest jaki jest. Jestem z niego zadowolony, choc wcale nie mam zamiaru sie nim szczycic bo to nie to pozwoli mi przezyc. Przykladowo Kuba Wojewodzki byl w liceum 6 lat (choc podkreslmy fakt ze to bylo liceum czteroletnie), a doszedl do zajebistej popularnosci i forsy. Dlaczego ? Bo wiedzial co chce i jak powinien sie za to zabierac.
A i to 100% z Polskiego nie oznacza przypadkiem, że Pani myśli dokładnie tak jak podręcznik opisuje? Taka zgodność z kluczem i ogólnym schematem myślenia....
Nie. Punkty przyznawane są też za styl, język, ortografię i ogólną "klarowność" pracy. Punkty za to całe "trafianie w klucz" to jakieś 30% całości do uzyskania z pracy pisemnej.
Próby fajności wypomina mi gość, który za nick wziął sobie nazwisko telewizyjnego pajaca.
Ja rowniez nie rozumiem w czym jest problem. Zapisalem sie juz na studia, z czego ide tylko po to, zeby miec papierek.
No i proszę. Pytanie zadałeś i po części sobie w drugim zdaniu odpowiedziałeś. Zresztą nie wiem co nas interesuje twoja historia życiowa? Jaki to ma związek z tematem wątku?
Hajle --> Zgadzam się w stu procentach, poza jednym faktem. Często na studia doktoranckie idą pierdoły, które nie wiedzą co w życiu robić. Stąd spory popyt na miejsca i płynący z tego nadmiar doktorantów.
marcing805
Mówisz, masz :)
http://www.polityka.pl/nauka/czlowiek/1516948,2,szkola-polska---lepsza-ale-nie-dosc-dobra.read
Ciekawy cykl artykułów o polskiej edukacji publikowany był w tym roku w Polityce. Jeden z nich poniżej:
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1515922,1,oplakane-skutki-nauki-pod-klucz.read?backTo=http://www.polityka.pl/opolityce/informacjeprasowe/1516568,1,debata-o-jakosci-edukacji.read
Włos się na głowie jeży jak się czyta takie rzeczy:
"Opinia publiczna co roku ogląda słupki, z których wynika, ile punktów zdobyli gimnazjaliści podczas testów końcowych. Jeśli wynik nie różni się znacząco od poprzedniego roku, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Odpowiedzi, za które uczniowie dostają zero punktów, widzą tylko egzaminatorzy. A to one tak naprawdę pokazują, jaki chaos panuje w głowach gimnazjalistów."
Jak dla mnie matura powinna zostać zlikwidowana, bo niczemu nie służy, a w jej miejsce powinny zostać przywrócone egzaminy na studia.
Zgadza się. To zreszta byłoby dobre takze dla młodzierzy - taki egzamin mógłby w jakikolwiek sposób pokazać realia kierunku na jaki zdajemy. Choc wtedy problemem byłby fakt, zę liceum w obecnje formie niak nie kierunkuje, a nabór na studia jest raz na rok...
Inna sprawa to te szkoły techniczne - moze kiedys poziom był inny, a jeśli nie? Teraaz, zwłaszcza do tych teoretycznie deficytowaych w powołania ( machenika, budowlanka itp ) idize bydło. człowiek za słaby obiektywnei an studia czy o prostu mogący z lepszym skutkiem obrac mniej prestizowa, a przecież nie mniej czesto pozyteczna drogę ( bo ktos te pałące lekarzm msi, do cholery, zbudować - no i ma byc picus-glancus, nie? ) zrazi sie i nie pójdzie, bo do takiego bydła jednka nie pasuje. Więc siłą rzeczy zostaje akademia - moze też z niewieloma ludźmi idealnymi (( czy właściwie tacy są? ) ale przynajmniej z jakims asortymentem tych bardziej kulturalnych i z ogładą... Bo wiecie, jeśli młodzi w technikum sadzą takie zarty jak ci fachowcy co mi remont robili, to ja wolę los bezrobotnego magistra...
W ogóle tak sobie myslę, zę narzekanie na maturę to patrzenie an problem od dupy strony - takie myslenie typu - zmieńmy rodzaj testu, to ludzie inaczej będą sie do neigo uczyc i to załatwi sprawę. A nei w tym rzecz. I test "abc" moze sprawdzic dobrze wiedzę, ale nie jego forma decyduje o sukcesie czy porażce edukacyjnej. Nie od formy testu zależy podejscie do naki, do życia - nie negujac braków obecnje matury. Sukces i wyniki zależą od zgrania wieeelu czynnikow - a przede wszystkim srodowiska, wychowania, wsparcia najbliższych, nauczycieli, którzy przekazuja wiedzę , imponują, stanowia wzór, potrafia zainteresować, podręcnzików, o które, jeśli maja byc dobre, coraz trudniej, bo pisać chce każdy, a talent maja pewnie jednostki w skali całego naukowego/nauczycielskiego srodowiska...
[...] Tak, zawaliłam maturę z matmy. Tak, mimo korków, mimo tysiąca rozwiązanych arkuszy po prostu spanikowałam widząc zadania zupełnie inne niż rok wcześniej. [...]
Tak, to był jeszcze większy i dużo przyjemniejszy szok. Spojrzałam jeszcze raz na to piękne 100 proc., które było zupełnie prawdziwe. Szczerze, mimo, że z polskiego zawsze miałam piątki, liczyłam na jakieś 60 proc., bo nie wierzyłam, ze klucz będzie aż tak mi przychylny, nigdy nie robiłam arkuszy, nie wiedziałam nawet do końca co biorą pod uwagę przy ocenianiu tych prac.
Co ona za przeproszeniem pier... Matmy nienawidzi i zrobiła 1000 arkuszy, a polski kocha i nie robiła arkuszy i nie wiedziała jak oceniają prace? Jeszcze takie brednie drukują. Skoro rozwiązała tyle arkuszy z matmy i nie zdała, to oznacza że jest ostatnim nieudacznikiem. Jeszcze burzy się, że w matematyce trzeba wzorów używać, a klucz odpowiedzi w polskim jej nie przeszkadza. Pewnie z tymi wymarzonymi 60% z polskiego chciała iść na socjologię.
Nie rozumiem co dziwnego w tym, że co 4 osoba nie zdaje matury. Gdzie jest napisane, że wszyscy muszą mieć tę maturę zdaną? Ilu jest potrzebnych zwykłych roboli do zasuwania z miotłą czy kopania rowów? Skoro ktoś nie potrafi napisać podstawowych przedmiotów jakimi są matematyka i język ojczysty na 30%, to cieszę się, że z roku na roku będzie coraz mniej takich ynteligentów na polskich uczelniach.
Jeśli będzie mniej, to tylko z uwagi na niż demograficzny. Większość pewnie te matury popoprawia, przecież nie splami się pracą fizyczną po maturze. A jeśli za rok obleje jeszcze więcej osób, to trzeba będzie zorganizować jakąś amnestię. Niestety, nie ma jaj, żeby zrobić na maturze odsiew. Najlepiej widać to po artykule z GWna - już zaczęli gardłować, jaka ta chómanistka bidna.
Zenedon--->
Takich ludzi trzeba by odsiewać. Podstawowy chyba problem jest taki, że średnia ze studiów czy nawet wyjazdy na jakieś śmieszne, pijackie konferencje w trakcie studiów są daleko niedoskonałym wyznacznikiem potencjału do pracy naukowej. Można by uczynić proces rekrutacji bardziej uznaniowym, opartym na rozmowie rekrutacyjnej, mistrz wybierałby sobie ucznia itp. - ale tu z kolei pojawia się problem krewnych, powinowatych i innych znajomych królika, który pewnie poobsadzaliby 3/4 miejsc. Ciężko leczyć ręce i nogi, gdy chora jest głowa.
Mi jako tegorocznemu maturzyście nie wydaje się by poziom tych matur był aż tak niski, by można powiedzieć, że są dla debila. Jeśli chodzi tylko o to by to zdać to fakt, wystarczy być w miarę rozgarniętym i jakoś w ogóle chcieć to zdać. Jeśli chodzi o przedmioty rozszerzone to walka o te najwyższe noty wcale nie jest tak łatwa. Jeśli Waszym zdaniem napisanie matury z WOSu, biologii czy chemii pod 90-100% jest naprawdę tak banalne to ten kraj idzie ku dobremu, mamy przecież ogrom wybitnych ludzi!
To, że tyle osób nie zdało matury wynika z tego, że mamy licea, gdzie do klasy sportowej dostaniesz się mając 16 punktów (i jesteś w LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCYM!) i że mamy też licea do których musisz mieć 130. A ludzie idą do liceów bo nie ma żadnej alternatywy. Gdyby zawodówki były porządne to ok, byłaby to naprawdę dobra alternatywa. Teraz jest to jedynie wylęgarnia tępych debili, którzy mają siano we łbie i bardzo wąskie horyzonty.
EDIT:
A co do tego że najlepiej byłoby zrobić Bóg jeden wie jak restrykcyjne rekrutacje na studiach - mówią to osoby, które już studiują lub te studia skończyły. No i oczywiście aplikując na nie były ludźmi światłymi o ogromnej wiedzy i chęci pracy i nauki. Błagam Was, spójrzcie może choć trochę obiektywniej.
Nikt chyba nie twierdzi, że zdanie nowej matury na 90% jest czymś banalnym. Najważniejsze są nie sfery górne (bo te po prostu zależą od wiedzy najlepszych maturzystów), tylko dolne - tam, gdzie się postawi poprzeczkę 30%, tam uznaje się, że człowiek może studiować. Pytanie, co wyniesie ze studiów, ktoś, kto tak niewiele wyniósł z dotychczasowej edukacji.
Hajle - rozumiem, tylko na państwowe uczelnie na bardzo popularne kierunki progi mimo wszystko są wysokie. Oczywiście, że produkuje się teraz magistrów od wszystkiego, którzy nic nie potrafią, ale jest też spore grono tych, którzy chcą umieć w życiu coś konkretnego, a ci muszą już mieć na maturze o wiele więcej procent. A jak wiele wyniesie z tych studiów? Pewnie niewiele, bo jak dostanie się tam, gdzie wystarczy mieć 30 procent to i niewiele będą mu oferować ;)
EDIT: literówka.
Można by uczynić proces rekrutacji bardziej uznaniowym, opartym na rozmowie rekrutacyjnej, mistrz wybierałby sobie ucznia itp. - ale tu z kolei pojawia się problem krewnych, powinowatych i innych znajomych królika, który pewnie poobsadzaliby 3/4 miejsc.
I tu się kłaniają habilitacje. Nie włazisz w dupę żadnemu profesorowi, nie dostaniesz habilitacji.
Wszystko byłoby dobrze gdyby maturę zdawało mniej niż 50%
W tej chwili każdy kto wykaże się minimalnym wysiłkiem zda maturę oraz ukończy studia. Jednak tych co zdali dobrze maturę oraz na studiach przyswoili nowe umiejętności i wiedzę na przyzwoitym poziomie jest zaledwie kilka/kilkanaście procent. Ci ludzie są specjalistami i nie maja problemu ze zdobyciem dobrej pracy. Natomiast pozostaje cała reszta, która wykazała się minimalnym wysiłkiem by zdobyć papier.
W większości wypadków teraz są na bezrobociu nie mogą znaleźć pracy nie dlatego, że z ich wykształceniem nie ma pracy tylko dlatego, że z ich umiejętnościami (a raczej brakiem jakichkolwiek) nic nie potrafią robić.
Gdyby taki człowiek zamiast iść na studia wyuczył się zawodu w technikum, zawodówce spokojnie by pracował za normalne pieniądze. Natomiast pracodawca szukający kogoś z wyższym wykształceniem miał ułatwioną sprawę by zatrudnić kompetentnego pracownika.