BioShock: Infinite | PC
Gra świetna, ale nie pozbawiona wad, niestety. Stąd 9.5 zamiast 10. Możliwość noszenia przy sobie więcej niż dwóch broni byłaby bardziej niż wskazana, a lokacje powinny być nieco bardziej otwarte, bo Columbia może się poszczycić naprawdę świetny designem.
Wszystko jednak koncertowo nadrabiane jest klimatem, ciekawymi postaciami i dobrze opowiedzianą fabułą.
Nie wiem jak wypada w porównaniu z poprzednimi częściami, bo zwyczajnie nie miałem okazji w nie zagrać. Grę ukończyłem w około 10 godzin, więc jak na dzisiejsze standardy jest jak najbardziej okej. Grafika nie powala, nie jest zła, ani do tych fotorealistycznych też bym jej nie zaliczył - po prostu jest dobra, nadaje stosowny klimat grze. Fabuła wciąg, lecz niekiedy bywa nużąca i monotonna. Przez większość gry dynamicznie pchana jest do przodu, lecz miejscami napotkać zdania, które polegają na znajdowanie określonych rzeczy (tu celowo nie napiszę czym one są, bo nie chcę nikomu zdradzać fabuły). Gdzieniegdzie walka wstawiona jest na siłę. Ale kończąc już narzekania warto dodać, że gra wciąga. Przeszedłem ją w 3 dni, codziennie klikałem klawisze przez kilka godzin i zmęczonym wzrokiem patrzyłem w ekran. Grę polecam każdemu fanowi gatunku, co prawda nie uświadczymy tu emocjonujących walk, ale mimo to warto sprawdzić ten tytuł.
Jedna z lepszych gier ostatnich lat. Super gra.
Grałem we wszystkie części Bioshocka,doszedłem do takiej maestrii że przestałem grać,bo to już żadne wyzwanie.Tyle że w Infinite grałem najrzadziej.I chociaż Infinite ma świetną grafikę, to grywalnością ustępuje poprzednim częściom.Nikt na tym padole nie wie od czego zależy grywalność gry,ale jednak jest to wciąż kluczowy parametr.Klimat szalenstwa w Rapture był unikatowy,Infinite na tym tle to po prostu strzelanka,zbyt uproszczona w stosunku do poprzednich części.Lepszy jednak taki Bioshock niż żaden.
Jedyny minus to słaba optymalizacja,a reszta świetna,a zakończenie gry lekko wbił mnie w fotel. Polecam
Początek gry, niesamowity. Columbia to jedno z najpiękniejszych wirtualnych miejsc w jakich byłem. Ostatnio tak mnie zrzuciło z krzesła na widok Toussaint.
Soundtrack wyjątkowo dobry.
System walki przyjemny i niezbyt skomplikowany. Grę przeszedłem na Hardzie i tylko pod koniec było "dosyć trudno".
Intrygująca fabuła, postaci Elizabeth po prostu nie da się nie lubić. Osobiście bardzo się do niej przywiązałem.
Zakończenie bardzo trudne do ogarnięcia dla osób które nie interesują się Sci-Fi. Po zobaczeniu napisów końcowych nie byłem pewien, czy powinienem dostać depresji czy być szczęśliwym. W sumie to został głównie smutek.
Na prawdę warto zagrać, jedna z tych gier których się nie zapomina.
Dla tych co nie grali NIE ROZWIJAĆ SPOLIER'a. Znajduje się tam moja interpretacja zakończenia.
spoiler start
Z jednej strony ginie nasz bohater i wychodzi na to że Elizabeth którą znaliśmy, znika z kart historii. Z drugiej strony Anna/Elizabeth nigdy nie zostanie uprowadzona i będzie szczęśliwie wychowywana przez swojego ojca DeWitt'a - który nie wybrał drogi Comstocka.
spoiler stop
Doprecyzować -
spoiler start
Giną wszyscy deWici którzy wybrali drogę Comstocka,
pokazane jest jak wszystkie wersje Elizabeth znikają
spoiler stop
Dobra gierka, zaczolem ja kiedyś na psy3 ale niemoglem dokończyć. Potem na psy4 nawet już chciałem na psy pro ale, ale pieca odpalam, stym promo ma zaczynam grać ni i w końcu, w koncu chyba skończyłem..... teraz zabiorę się za dlc. W sumie nie darady powiedzieć czegoś złego na ta grę, są ram jakieś momenty ale, ale bardzo małe.
Po dwójce, w której naprawdę męczyły mnie walki, Infinite wychodzi obronną ręką. Strzelanie jest znacznie przyjemniejsze, poziom trudności nie jest tak wyśrubowany - jeżeli ktoś przechodzi raczej dla fabuły niż zmierzenia się z wyzwaniem w walce to nie ma tu problemu. Tutaj dopieszczeni będą i casuale, i hardkorowcy (tryb 1999).
Liniowość oczywiście stuprocentowa, ale nie jest to większą wadą. Fabuła bardzo dobra (choć nie uchroniła się przed pewną schematycznością), pięknie zaprojektowane poziomy, no i piękne zamknięcie całej historii. Po przejściu zostaje wręcz pustka - mimo, że podstawka to ok. 15 godzin, wystarczy abyśmy mocno zżyli się z bohaterami.
Warto ograć też Burial at Sea - ciekawa wariacja na temat Rapture.
Do tej pory najlepszy fabularny shooter z elementami RPG. Fabuła jest niesamowicie wciągająca. Jedyna rzecz do czego można się przyczepić to gra mogłaby być dłuższa.
- wątek baptyzmu
- ciekawe plazmidy
- fajne bronie
- miasto podniebne - znacznie bardziej podobała mi się ta wizja utopijna aniżeli depresyjne i klaustrofobiczne Rapture
10/10
Gra mnie na tyle zaciekawiła , że ją zakupiłem , robi ogromne wrażenie , nagrałem jej początek (cienki ze mnie zagrajmer) ale chcecie to sobie zerknijcie [link] ;P
Super gra, w mojej ocenie dużo lepsza od dwóch poprzednich. Rewelacyjna wciągająca fabuła, bardzo ciekawie i wiarygodnie zaprojektowany świat, interesujące i dobrze zagrane postacie. Nie podobała mi się za to rozgrywka, strzelanie dość nudne, na ciągłe używanie mocy brakuje soli, a walka wręcz niestety zepsuta (w porównaniu z poprzednimi częściami) przez kamerę która jest w ciągłym ruchu podczas zadawania ciosów co w połączeniu z mocami (błyskawice, ogień) sprawia, że nie wiadomo co się dzieje podczas walki wręcz, ja sobie po prostu ją odpuściłem bo bolała mnie głowa. Projekt poziomów i NPC bardzo fajny, ale graficznie szału nie ma - np. nasz bohater ma tylko dłonie, nie rzuca cienia. Irytuje tez brak opcji "ciągle biegnij". Tak czy inaczej zdecydowanie polecam.
Z ostatniej chwili- podobno trwaja prace nad nowa czescia Bioshock...https://naekranie.pl/aktualnosci/nowy-bioshock-w-produkcji-plotka-mowi-ze-tak-3089911
Jedna z niewielu współczesnych gier o których będę pamiętał, że w nią grałem. Świetna wizja świata i fabuła. No i byłem naprawdę zaskoczony, że działa mi na starym laptopie z 2012 roku. Fakt, że na niskich detalach, ale i tak wyglądała świetnie i działała płynnie.
Miodna, piękna gierka. Świetna i wciągająca rozgrywka, intrygująca fabuła i kozackie zakończenie - chętnie obejrzałbym jakiś dobry film na podst. tej fabuły! Bardzo dobra sztuczna inteligencja przeciwników, którzy flankują, chowają się za przeszkody, zachodzą od tyłu. Uwagę zwraca też wyjątkowo dobry voice acting oraz przepiękny projekt artystyczny miasta. I wisienka na torcie, czyli Elizabeth - najlepszy towarzysz/kompan z jakim grałem. Do dziś może robić wrażenie jej sztuczna inteligencja, pieczołowitość z jaką zostały oskryptowane niektóre jej zachowania, a jakby było tego mało twórcy potrafili nadać tej postaci wdzięk i urok.
Na minus - eksploracja może nieco nużyć momentami, bo amunicji, apteczek i innych zasobów jest po prostu za dużo, nawet na najtrudniejszym poziomie, a niestety brak innych wartościowych znajdziek.
Bioshock Infinite to cudownie liniowa gra, dopieszczona w praktycznie każdym elemencie i dzięki temu pozostająca na długo w pamięci, szkoda tylko że dzisiaj nieco zapomniana i ...niedoceniana? Podsumowując - POZYCJA OBOWIĄZKOWA.
Nawet nie myślałem, że będzie lepsza niż poprzednie części (które były znakomite).
Rewelacja fabuły polega na robieniu ciągłych, bezsensownych zamętów, usprawiedliwianych jakimiś alternatywnymi światami. A to wszystko ginie w ciągłym, bezcelowym strzelaniu do przeciwników, jak dobrze że w późniejszej części gry można przebiec przynajmniej obok części z nich. Dalej nie rozumiem w jaki sposób atrakcyjne dla rozgrywki ma być pokonywanie tego samego denerwującego ducha, który zmartwychwstaje 3 razy... Cała trudność polega na zwiększaniu gromad przeciwników z celownikami na naszych głowach, przed końcem zmusiło mnie to do zmniejszenia poziomu trudności z tego najwyższego.
Pierwsza część była zachętą do dwójki, która dopiero zrobiła na mnie prawdziwe wrażenie. Po tym Infinite okazało się rozczarowaniem. Sympatyczna postać Elizabeth i wizjonerskie miasto w chmurach to były niestety zbyt słabe fundamenty dla całości gry.
Na kazdym kroku widac, ze gra byla projektowana pod nowe pokolenie graczy niepelnosprytnych, a wiec zamiast poziomu TRUDNOSCI mamy tu wszelkiej masci ulatwiacze, a cala mechanika rozgrywki zostala uproszczona do granic absurdu. Jeszcze gdyby przy kampani marketingowej nie podpierali sie na sile kultowym SS2 i klamali w zywe oczy. Brakuje skali aby wlasciwie ocenic ta herezje.
BioShock Infinite mesjaszem elektronicznej rozgrywki jest.
Z tym stwierdzeniem mogę się jedynie skupić na poziomie opowiadanej historii i tego co ona ze sobą niesie. Megalomania amerykanów połączona z fanatyzmem, nacjonalizmem i ksenofobią, to coś czego nie spotkasz chyba w żadnej grze oprócz... BioShock'a z 2007 roku. Więc ten mesjasz trochę spóźniony. Choć tamta gra miałą inne tło. Ja gry nie nazwę żadnym mesjaszem, bo nie jest to książka, ani interaktywny film. To jest gra i do tego strzelanka. Gra, która jest strzelanką za bardzo.
Grę ukończyłem raz na hard'zie przy użyciu kontrolera oraz 8/10 na easy i trochę tknąłem ją w trybie 1999 przy użyciu myszy i klawiatury. Ostrzegam, że hard'zie walka jest zbyt ślamazarna, więc grajcie tylko na easy. I nie mam tu na myśli swoich umiejętności, tylko statystyki broni, vigorów i przeciwników, które się zmieniają. Granie na hard'zie jest zwyczajnie nudne. Nie trudne tylko nudne.
Strzelanie to drewno. Jest co najwyżej poprawne. Przed tą grą ogrywałem Half-Life 2 więc mam skalę porównawczą. I o ile w grze Valve strzelanie przynosi realną frajdę i skok poziomu adrenaliny, tak w ostatnim dziele Irrational Games używanie broni palnej to wielokrotnie wymuszona nieprzyjemność. A im dalej w las tym częstsze i dłuższe są te nieprzyjemności.
Bronie nie mają kopa i mają jednolity wygląd. Kompletnie nie zmienia się ich obudowa po zakupieniu ulepszeń, co było świetne w poprzednikach. Nie czuć, aby przeciwnicy otrzymywali obrażenia. Wyjątkiem jest tu atak niebo-hakiem.
A najgorsze jest to, że wrogowie się respawn'ują. Przy takiej jakości walki, to dla mniej skandal.
Walkę na szczęście ratują vigory oraz Elizabeth. Vigory to umiejętności nadnaturalne, które w odpowiednim połączeniu dają fajne i efektywne działania. Żałuję więc, że przechodząc grę za pierwszym razem ograniczyłem się tylko do widoku eksplodujących wrogów od porażenia.
Niestety zasób many(tudzież soli) jest ograniczony i niestety nie da się ukończyć gry jako mag. Czyli trzeba niestety wracać do tego okropnego modelu strzelania.
Elizabeth to największy skarb tej gry i najlepszy komputerowy towarzysz w moim życiu. Nie wchodzi nam pod lufę, nie trzeba się o nią troszczyć, podaje nam amunicję, sole, apteczki a nawet pieniądze. Wskazuje pośrednio i bezpośrednio przedmioty warte uwagi. I sama w sobie jest ciekawą postacią z świetnym dubbingiem i równie świetną mimiką oraz animacjami. Właściwie o Elżbiecie nie da się napisać nic złego. To ten towarzysz za którym będziemy tęsknić, a nie cieszyć się, że go przy nas nie ma.
W jednym z materiałów Ken Levin mówił, że chce stworzyć charakterystycznych przeciwników. No tak średnio to wyszło. Tak średnio.
Policja to zwykła policja
Wojsko to zwykłe wojsko
Vox Populi to odpowiednik wojska
Strażak to ogniste kamikadze rzucające uprzednio granatami. Tu już lepiej, ale nie ma się czym jarać.
Bestia czyli opancerzony typ z mocną bronią. To już stereotyp.
Wieżyczki to wieżyczki. Mają przynajmniej oryginalny wygląd.
Komar Columbijski odpowiednik latającej wieżyczki z Rapture.
Kruk Przeciwnik, który robi się co chwilę niewidzialny i lubi atakować wręcz. Jakoś nie zapada w pamieć.
Zmotoryzowany Patriota I tu już jest lepiej, bo ten przeciwnik to co prawda tylko wielki opancerzony dryblas z miniganem, ale sam wygląd jak i zachowania, to coś warte uwagi.
Złota rączkaNajgorszy przeciwnik. Jak to nie jest rodzaj bossa/mini bossa to ja nie wiem co to jest. Wielki, a zarazem bardzo mobilny i niebezpieczny. Przekokszony cud techniki.
Syrena Okropny przeciwnik. Chyba oficjalny boss w grze. Podczas walki z nią trzeba się męczyć ze wskrzeszanymi zombiakami. Oryginalności brak. Za to jest męczący.
Chłopiec Ciszy To drugi, zaraz po Złotej rączce, najoryginalniejszy przeciwnik w grze. I albo zabawisz się z nim w Fishera, albo w Rambo.
Niestety w większości przeciwnicy to standardowe fale żołnierzy. Czasem dojdzie patriota lub wieżyczka.
SI jest durne. Cała moc obliczeniowa idzie dla Elizabeth. Również całą praca nad mimiką chyba poszła właśnie na Elizabeth.
Muzycznie niestety też nie powala. Potrafię skojarzyć muzykę w czasie walki oraz tą na plaży. Reszta jest nijaka.
Bardzo podobała mi się gra na początku, ale im dalej w las tym bardziej miałem dosyć. Za pierwszym razem ukończyłem ją dlatego, że skoro za nią zapłaciłem to warto by ją ukończyć.
Do połowy gra jest jeszcze świetna, a przeciwników nie ma na ekranie tylu, aby model strzelania dawał się we znaki. Świat był piękny, jasny i wręcz wzięty prosto z baśni. I to właśnie w tym świcie najlepiej morduje się i rozlewa krew, która tak pięknie kontrastuje z czystymi ścianami i słonecznym niebem. Później robi się coraz ciemno i tłoczno od przeciwników. I niestety słabo czuć, że gra dzieje się wśród chmur. Na początku to oczywiście aż bije po oczach, ale to szybko przemija i przez większość, gry czułem się jakbym grał na wysokości 10 m n.p.m.
Powiem tak. Przy BioShock'u 2, choć gra wykraczała mi się do pulpitu, to i tak wracałem i z chęcią ukończyłem tę grę. Przy Infinite miałem autentycznie dosyć gry. A nie miałem żadnych problemów technicznych. W grze nie zauważyłem żadnych błędów, problemów technicznych itp. Tylko proces wczytywania trochę przydługi.
Nie napiszę nic o stronie artystycznej gry, bo byłem zbyt wpatrzony w podłoże i rogi pomieszczeń w celu poszukiwania monet abym mógł dostrzec styl tej gry. Choć po obejrzeniu materiału o tym na tvgry, nie czuję abym coś stracił. Bo styl tej gry nie był dla mnie czymś zrozumiałym, a mieszkańcy sztywni jak patyk w lodzie.
Bronie choć są to w połowie są biedne, a w połowie ok. I tyle.
Fabuła dziwna i pokręcona. Nawet po obejrzeniu i przeczytaniu materiałów o co w niej chodzi, nadal czuje, że jej nie rozumie. Można by się rozwodzić nad jej genialnością, ale trzeba mieć na to czas i chęci. Mi zabrakło tego drugiego.
Reasumując: Jest to pierwszy FPS, który lepiej mi się ogrywało na padzie. Nie wart ogrywania na poziomie innym niż łatwy, bo inaczej walki będą zbyt nudne a ty przegapisz ładne widoki, bo będziesz szukać zasobów na ziemi. Klimat za słaby, a dobra i oryginalna fabuła to za mało dla strzelanki. Strzelanie zaś to największe zło tej strzelanki.
Świetny BioShock, dobra fabuła i rozgrywka.
Super część ale nie najlepsza moim zdaniem. Mogła być o 5 godzin dłuższa. 8.5/10 za fabułę i tyłek Elizabeth.
Grę ukończyłem zaraz po premierze natomiast oceniam dopiero teraz.
Jedna z lepszych gier single player bez podziału na gatunki i platformy.
Po nie tak dobrej drugiej części Infinite znów wskakuje na poziom pierwszej części serii.
Kapitalny, klimatyczny świat. Bardzo dobra fabuła którą przechodzimy z dwiema świetnie wykreowanymi postaciami. Bardzo dobra oprawa audiowizualna. Kolejna obowiązkowa pozycja dla każdego fana gier.
Jestem świeżo po ukończeniu gry. Świetna gra, super klimat, postacie i genialna fabuła chociaż trochę pogmatwana szczególnie pod sam koniec. Główkowałem nad tym przez jakiś czas, ale nie obyło się bez szperania i szukania interpretacji w internecie :) Polecam. Teraz pora wziąć się za pierwszą i drugą część, bo nie miałem okazji zagrać, mimo iż tytuł obijał się o uszy tysiące razy :)
Super gra 10/10. Żal Szczebiotka mi było na końcu pomagał głównemu bohaterowi i się utopił potem biedny. To była smutna scena. Gra działa na emocje. Majstersztyk.
Jak na FPP fabuła rozbudowana t.j. poprzednie części. Myślałem, że za bardzo komiksowa grafika nie przejdzie mi przez gardło, ale szybko się do niej przekonałem. Najlepsza część z serii. W porównaniu do innych gier tego gatunku, przejście gry trwa znacznie dłużej. Ładna grafika i niewielkie wymagania sprzętowe.
I stało się to co podejrzewałem, Bioshock Infinite zawitał również na cudownego GOGA!
Serię Shock oceniam bardzo wysoko:
System Shock 1994 - 9
System Shock 2 1999 - 10+ ....polecam grać z 29 modami - https://lowcygier.pl/forum/viewtopic.php?f=11&t=6379
Bioshock 2007 - 9+
Bioshock 2 2010 - 8
Bioshock Infinite 2013 - 9
Czuć w tej serii, że Bioshocki kopiowały z System Shocka 2 garściami, ale rozwiązania mają okrojone, uproszczone i gry nie mają tak kozackiego klimatu. Nadal System Shock 2 wciąga nosem pozostałe części serii.
Zapowiedziane są remake pierwszej części System Shock oraz System Shock 3.
Z takich bardziej ambitnych projektów w tym stylu nie ma tego, aż tak wiele np:
Half Life, Half Life 2 z dwoma dodatkami, Deus Ex 2000, System Shock, System Shock 2, Bioshock,
S.T.A.L.K.E.R - Cień Czarnobyla , S.T.A.L.K.E.R - Zew Perypeci. Powiedzmy jeszcze Deus Ex: Human Revolution 2011, Prey 2017 itp.
Najlepsze moim zdaniem konfiguracje tych gier:
Deus ex 2000 z modem - Revision
System Shock 2 z paczką 29 modów (instrukcja na stronce z linka)
Hal Life 1998 ma porządny remaster Black Mesa i wygląda identycznie jak Half Life 2
S.T.A.L.K.E.R - Cień Czarnobyla 2007 z paczką modów - Mod Complete 2009 lub RadioPhobia 2
S.T.A.L.K.E.R - Zew Perypeci 2009 z modem COP Remake v.2 lub Misery 2.2
No i pierwsza część System Shock 1 stanie się bardziej przystępna i znacznie lepsza wizualnie jak wydadzą remake w 2020, a z tego co mówią chcą być wierni pierwowzorowi.
Chyba największymi wadami Bioshock Infinite oraz dodatków Burial at Sea - Episode One i Two jest mało nagrań budujących fabułę. W System Shock 2, Bioshock 1 i 2 jest ich znacznie więcej.
Do tego przy odsłuchiwaniu nagrań nie ma napisów. Ktoś kto zna angielski jak ja nie ma problemu, ale znajomi narzekali, bo trzeba wciskać klawisz O i tam czytać co było w nagraniach dopiero co jest znacznie gorzej rozwiązane niż w System Shock 2, Bioshock 1 i 2. Słyszałem, że Irrational Games przepraszało za to ludzi, którzy kupili wersje Pc i w zamian za darmo dawali dwa dodatki.
W każdym razie Bioshock Infinite oraz dodatki Burial at Sea - Episode One i Two są świetnym pomostem fabularnym z Bioshock 1.
O ile Bioshock 1 mnie nie zaskoczył, bo kilka patentów fabularnych skopiował z System Shock 2 to Bioshock Infinite oraz dodatki sprawiły, że cała saga Bioshock to majstersztyk fabularny.
Słuszna uwaga, tego mi trochę brakowało w porównaniu do poprzednich części. Uwielbiałem odsłuchiwać każde znalezione nagranie. No i dobre spostrzeżenie odnośnie napisów, do całej reszty napisy są. Natomiast lenistwo twórców spowodowało brak napisów do odsłuchiwanych nagrań, przez co trzeba było czytać w menu czego dotyczył dany audiolog.
Ale cała trylogia zasługuje na miano klasyka, który na stałe zapisze się w historii gier wideo. Ja natomiast mam największy sentyment do pierwszej odsłony, bo według mnie była najlepsza. Drugą część natomiast stawiam równo z dodatkami do Infinite z czego podstawę oceniam najsłabiej. Ale dodatki do niej, to majstersztyk.
Cała trylogia Bioshock, a zwłaszcza Bioshock 1 oraz Bioshock Infinite z dodatkami, które są prequelami to fabularna petarda na miarę trylogii The Longuest Journey.
The Longuest Journey 1999, Dreamfall: The Longest Journey 2006, Dreamfall Chapters 2014-2016 (5 epizodów)
Przy graniu po sobie w System Shock 2 na 29 modach i
Bioshock 1 remaster czuć, że te gry tworzyła identyczna ekipa.
Bardzo podobne mimo innego miejsca gry - statek kosmiczny w przyszłości, a podwodne miasto w 1960
Czekam za System Shock 2020 (remake SS 1) i System Shock 3.
A plotki były też, że Irrational Games, którzy stworzyli
System Shock 2, Bioshock 1 i Bioshock Infinite z dodatkami czyli wszystko co najlepsze z Shock powrócą jeszcze do tych gier i będzie kolejny Bioshock.
Wielkie starcie tytanów System Shock 2 vs Bioshock 1
Fabuła:
SS2 > Bioshock. W SS2 robi większe wrażenie, bo jest dużo bardziej tajemnicza i stopniowo odkrywamy, że jesteśmy w środku walki dwóch wielkich sił. Sam pomysł na fabułę dzięki odsłuchiwaniu zapisów jest w Bioshock 1 skopiowany 1 do 1 z SS2. Skopiowane zostało też, że byliśmy manipulowaniu od początku przez jednego z dwóch głównych antagonistów. Ale w Bioshock 1 też nieźle wypada wątek fabularny bez dziur logicznych. Jednak dopiero w połączeniu z prequelami wypada wybitnie (z Bioshock Infinite i dodatkami), gdy wszystko łączy się zgrabnie w całość.
Antagoniści:
SS2 >>>>>>>> Bioshock 1.
Drastyczna różnica na korzyść SS2. A już zwłaszcza Shodan, który przez wielu porównany jest do ciekawszej wersji Skynet z uniwersum Terminator.
Klimat:
SS2 >>>>> Bioshock 1
SS2 to jedna z lepszych gier survival horror. W Bioshock jest znacznie lżejszy klimat. Do tego w SS2 świetnie buduje nastrój wystrój wnętrz i cyberpunkowy soundtrack.
Projekt lokacji:
SS2 = Bioshock 1
SS2 ma styl klaustrofobicznych korytarzy jak w laboratorium Black Mesa z Half Life 1, Doom 3, Dead Space, Obcy izolacja, SOMA.
Ale też wyróżnia się sporym zróżnicowaniem w pewnych sektorach. W Bioshock 1 wiele mamy miejsc zrobionych na podobieństwo SS2, ale zachowując własną tożsamość. Co jak co, ale Bioshock 1 od względem lokacji uroku nie można odmówić, bo robi też wrażenie. Wiele oczywiście wspólnych elementów jak szafy do kupowania/ulepszania czy systemy alarmowe są wręcz wyjęte z poprzednika.
Rozwój bohatera/elementy rpg/hakowanie
SS2 >>>>>>>>> Bioshock 1
Duża przewaga SS2. Najczęściej wymieniana wada Bioshock 1 przez tych, którzy znają dobrze SS2. W Bioshock 1 możemy odkryć wszystko przy jednym przejściu, bo jest bardzo uproszczony. W SS2 można przejść grę na kilka sposobów w zależności w co inwestujemy bardziej. Jest możliwość przejścia nawet bez oddania 1 strzału. Hakowanie też ciekawsze w SS2.
Walka:
SS2 = Bioshock 1
Obie dają tą samą frajdę pod tym względem
Grafika:
SS2 = Bioschock 1
SS2 w 1999 nie wygląd wybitnie, bo był Unreal 1, ale było przyzwoicie.
Nikt nie pokusił się do dziś o oficjalny remaster gry, ani nikt zrobił dużo lepszych tekstur HD fanowskich. Mamy ok 30 modów, które wgrywamy do gry, ale te, które są graficznymi modami dają lekki lifting wizualny czyli lepsze oświetlenie/cieniowanie, ostrzejsze/wyraźniejsze tekstury i opisy na ścianach, lepsze modele postaci, ale nie ma tu dużego postępu. Bioshock w 2007 podobnie wizualnie wyglądal jak SS2 w 1999 czyli przyzwoicie, ale brakowało do Crysis z tego samego roku. W 2016 doczekał się remastera, który poprawił wygląd gry, ale kolosalnej różnicy też nie ma, a słabo wyglądającej wody już w 2007 roku w ogóle nie poprawili w odświeżeniu.
Niestety, ale Bioshock Infinite jest PRZEREKLAMOWANY, ma strasznie ZMARNOWANY POTENCJAŁ oraz NIE CZUĆ KLIMATU.
Liczyłem na coś extra, a w rozrachunku męczyłem się i nudziłem. Starsze bioshocki były 2 razy lepsze.
Plusy:
+ bardzo dobry design lokacji
+ włożono mnóstwo pracy w szczegóły świata
+ dobra muzyka i udźwiękowienie
+ jeden z lepiej zrealizowanych towarzyszy w grach
+ mechanika prosta, w miarę przyjemna
+ jeden dobry motyw fabularny wojny klasowej, rasowej
+ dobry pomysł, ale wykonanie zniszczyło cały odbiór świata i fabuły ;/
Minusy:
- fabuła w większości niedopowiedziana, logiczne paradoksy
- fabuła nie spójna, nie porywa, a audiologi nic nie wnoszą do historii, historia na siłę, nie ma co zaciekawić
- zmarnowany potencjał fabularny dotyczący nauki, wieloczasu, wieloświatów,
dopiero na sam koniec coś się pojawiło, ale było to słabe, zmarnowane.
- brak klimatu, zbyt kolorowe i bajkowe wszystko
- brak strachu, jakiegokolwiek napięcia,
- brak urozmaiceń, idziesz i strzelasz tylko,
- nudna walka z kolejnymi klonami,
- momentami może męczyć otwieraniem tak samo wyglądających bram,
łażeniem w kółko, strzelaniem i robieniem w kółko to samo.
- sklepy, perki ubraniowe, bronie jakieś takie słabe, denerwujące wręcz nie chce się ich używać
Podsumowując:
Gra miała duży potencjał, ale twórcy poszli w bajkowe wzornictwo, które nie wyszło.
Fabularnie to jedna wielka zmarnowana historia. Technicznie nierówny.
Gameplayowo wtórny i nudny. Brak napięcia, brak urozmaicenia.
Gra na 10 godzin, gdyby nie wątek wojny klasowej, wyłączył bym po 2 godzinach.
Niestety, ale nie mogę polecić szczególnie, było sporo dużo lepszych gier. Za dużo rzeczy tu nie gra w porównaniu do poprzednich odsłon.
Bioshock 3 W pierwszej 5tce najlepszych schooterów na ps3.Genialna gra ma wszystko 9/10.Chyba najlepsza seria strzelanek w stylu DOOM.Zawsze szanowałem 2K Games za ich gry.
Bioshock i Bioshock 2 należą do moich ulubionych gier i przed premierą Bioshock: Infinite byłem bardzo podekscytowany tą grą (w ogóle mi nie przeszkadzało przeniesienie miejsca akcji, a wręcz przeciwnie - Kolumbia wydawała mi się fantastycznym miejscem). Prezentowane przez twórców gameplaye robiły na mnie świetne wrażenie.
Niemniej jednak jakoś tak się złożyło, że grę ukończyłem dopiero dzisiaj. I... zaliczam ją do moich największych rozczarowań wśród gier.
Poza tytułem, z Bioshockiem ta gra ma wspólnych tylko kilka małych rozwiązań charakterystycznych dla wcześniejszych gier z tej serii (wigor, czyli tutejsze plasmidy, sol, czyli tutejszy adam, ulepszanie broni w konkretnych punktach za pieniądze itp.). Sama treść natomiast ma więcej wspólnego ze zwykłymi FPS-ami, jakich wiele. Areny z wieloma przeciwnikami są tu praktycznie od początku do końca - sytuacje, w których walczy się tylko z jednym lub dwoma przeciwnikami, można policzyć na palcach jednej ręki, co nie wpływa pozytywnie na klimat. Jest to po prostu zwykła sieczka.
Co gorsza, Bioshock: Infinite nie jest zbyt dobrze wykonana nawet jako zwykły FPS oderwany od poprzednich części.
Można nosić tylko dwie bronie jednocześnie. Problem w tym, że bronie można ulepszać, ale nierzadką sytuacją jest, że gdy ulepszoną broń (do której się przyzwyczaiło) się straci, to trzeba korzystać z innych, wyrzucając tę ulepszoną. W poprzednich częściach tak nie było. Ba, w poprzednich częściach ulepszenia były prezentowane również wizualnie, natomiast w Infinite ulepszenia broni są tylko "na krzywy ryj". Strasznie to biedne - jak w jakiejś budżetówce.
Nowym elementem, w porównaniu do poprzednich części, jest... ubiór. Którego zresztą też nie widać na bohaterze (bo w cut scenkach go nie widać), więc też trzeba wierzyć "na krzywy ryj", że coś tam się zmienia. Jest to o tyle źle rozwiązany element, że elementów ubioru jest stosunkowo dużo, ale tak naprawdę mało który jest przydatny, przez co przez całą grę zmienia się go może ze 2 razy.
Są też rzeczy, które na rozgrywkę jako taką może nie wpływają, ale denerwują, np. brak napisów przy audiologach (tutaj zwanymi voksofonami), przez co, aby wszystko zrozumieć, trzeba wejść do ekwipunku i tam przeczytać treść nagrania (w poprzednich częściach napisy audiologów były).
Wkurza też brak możliwości gromadzenia na zapas apteczek i solu.
No i jest fabuła... Nawet nie chce mi się wdawać w jej szczegóły, bzdura straszna. Dość powiedzieć, że jakkolwiek pierwsze dwa Bioshocki przy całym swoim nieprawdopodobieństwie były - powiedzmy - prawdopodobne, to w Infinite bzdura pogania niemożliwe, a nieprawdopodobne pogania irracjonalność. Inne wymiary... duchy... przeciwnicy z zada (to coś, co "słyszało grzechy" przebiło wszystko)... Nie, takich bzdur w poprzednich Bioshockach nie było i ja tego nie kupuję.
Postać Elizabeth oraz wizja i strona artystyczna Kolumbii to jedyne rzeczy, dla których chciało mi się tę grę ukończyć, bo rozgrywka i fabuła kuleją, a (bioshockowy) klimat czułem tylko na samym początku - podczas podróży do latarni i w samej latarni.
Inna sprawa, że nie mam pojęcia, co w tej grze z małymi, korytarzowymi lokacjami i generalnie martwym światem, z dość słabej jakości teksturami i stosunkowo małą ilością wielokątów na obiektach, zajmuje ponad 40 GB. Wiedźmin 3 razem z dodatkiem Krew i Wino zajmuje mniej miejsca na dysku!
And last but not least - gdzie, do jasnej anielki, jest TO (co na filmiku)?! https://www.youtube.com/watch?v=muJYTeQlvC4
Gra marna jeśli chodzi o walkę.
Większego badziewia to dawno nie grałem.
Grałem w nią pierwszy raz na trybie trudnym.
Poziom trudności jest niski jak na tryb trudny, poza niektórymi walkami zwłaszcza dziwną końcową.
Kilka razy stałem i szukałem amunicji której nigdzie nie było.
Snajperka rozbudowana na maksa a gościa z granatnikiem w łeb zdjąłem dopiero chyba po 8-10 strzałach!
Kask mu spadł po czterech, dołożyłem kolejne z trzy i widzę że klęka, a za chwilę wstaje!
Ponownie robią z ludzi debili, tutaj z udawanym przyrostem punktów broni.
Majątek wydany na rozbudowę broni która okazuje się lipna!
Setka amunicji żeby niektórych zdjąć.
Jak pisałem końcowa walka to jedna żenada.
Myślałem że sobie powalczę, ale nic z tego.
Amunicji nie ma choć broń się tarza pod nogami!
Pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja w grach.
Bardzo nierówna gra.
Ochrona i zdrowie rozbudowane do 10 pkt. (w sumie zdobyłem 29 infuzji) a tak naprawdę moment i go nie ma.
Z tą grą będę kojarzył jedno - jak w końcowej walce szukam amunicji której nigdzie nie ma!
3 pkt za rozgrywkę która tutaj leży jak opisałem powyżej w dużym skrócie.
Wszystkie zalety tutaj spadają na dalszy plan przysłonięte ostatnią bitwą.
Bardzo dobra odsłona kolejnego Bioshocka . Produkcja oferuje zróżnicowane szczegółowe lokacje . Zapadająca w pamięć towarzyszka . Ciekawe różnorodne misje . No i świetne zakończenie gdzie gracz może się popłakać . Na plus zasługuje też długość gry ( około 12h ) Na minus , jak dla mnie troszkę za cukierkowa grafika . Mała ilość zróżnicowanych oponentów . Brak napięcia strachu , brak klimatu zaszczucia . Generalnia gra godna polecenia , po premierze dał bym 9.0 . Obecnie po przejście jej drugi raz 8.0 Zapraszam na serię z całej gry https://www.youtube.com/watch?v=jRkdtvVFrnM&list=PLVYHO_RNJKKgBbSf4Kwn8ZRGiBHx8j_xA&index=2&t=0s
Z jednej strony ta gra jest ciekawa, z drugiej nudna jak flaki z olejem. Poza tym poziom trudności jest dziwaczny. Na początku jest banalnie łatwo, nie wiadomo co robić z apteczkami i solami, więc podkręciłem poziom na TRUDNY. I wtedy przez chwilę było okay. Potem jednak okazało się, że jest za trudno, bo coraz częściej ginę (pomimo ciągłego ulepszania broni i wigorów!!!).
Więc pytam: po co te wigory i nowa broń, skoro można w ustawieniach po prostu zmienić trudność gry?
Poza tym wszystko jest git. Grafika, muzyka, klimacik, itp. Nie widzę żadnych pozytywów jeśli chodzi o Elisabeth. Właściwie to plącze mi się pod nogami i najchętniej wpakowałbym jej petardę w du*pę, żeby dała mi spokój, no ale cóż... fabuła musi się domknąć.
Jestem w 3/4 gry (rozdział 30) i właśnie dostaję bęcki od ducha Lady Comstock. I szczerze mówiąc nie pali mi się, aby kończyć tą grę.
Poza tym zauważyłem syndrom splątania: po jakimś czasie latam gdzie się da, zbieram znajdźki jakie tylko można, obracam kamerą na wszystkie strony, nawet już nie słuchać voksofonów, tylko biegam jak debil i strzelam do wszystkiego, co się rusza.
Brakuje też mapy. Jest tylko ta strzałka. Za to lokacje na plus, są ładne, kolorowe.
Wczoraj ukończyłem Bioshock infinite i do tej pory nie wiem co sądzić, zakończenie wbiło mnie w fotel jednocześnie pozostawiając z masą pytań. Od razu po obejrzeniu ostatniej scenki, zacząłem czytać różne analizy i wyjaśnienia, aby na spokojnie wszystko sobie przyswoić. Niemniej jednak jestem już w stanie o grze wypowiedzieć się w miarę na trzeźwo. Na wstępie chcę napisać że informacji o fabule będzie naprawdę mało, gdyż ujawnienie czegoś więcej ponad pierwsze 30 minut gry to ogromny spoiler (przynajmniej moim zdaniem). Bioshock infinite przenosi nas do fikcyjnego miasta Columbia unoszącego się w chmurach. Wcielamy się w Bookera Dewitta, mężczyznę wysłanego do owego miasta aby odnalazł pewną dziewczynę. Jego misja jednak nie jest bezinteresowna. Jego podróż po kobietę ma na celu spłacenie jego długów jakie narobił sobie w życiu. Pierwszym cudownym elementem jest design lokacji, są one bowiem piękne, wyjątkowe i niesamowicie zróżnicowane, paleta barw używanych do ukazania nam miasta, zmienia się na przestrzeni całej gry. Częstym zarzutem jeżeli chodzi o lokacje w bioshocku są różne kompromisy takie jak: sztuczne animacje twarzy ludzi (poza animacją towarzyszki głównego bohatera, ona została zrobiona fenomenalnie), niezbyt wysoka rozdzielczość obiektów szczegółowych itd. Trzeba pamiętać że gra miała premierę w 2013 roku i aby uzyskać tak cudowny efekt graficzny, logicznym było założyć że kompromisy będą potrzebne. Muzyka, jak w każdym bioshocku jest absolutnie cudowna. Na końcu chciałbym skupić się na "mięsie" gry. W założeniach, gameplay nie różni się zbytnio od tego co widzieliśmy w poprzednich dwóch częściach, nadal dostajemy mały arsenał broni i wigory, czyli odpowiedni plazmidów znanych z miasta Rapture. Do systemu walki wprowadzono kilka pomniejszych zmian, takie jak linki po których możemy jeździć, haki których możemy się łapać, czy finishery wykonywane z broni do walki wręcz. Z systemem walki wiąże się największa wada gry w moim odczuciu, mianowicie ilość przeciwników z jaką przyjdzie nam się zmierzyć jest ogromna, co chwile wyskakują na nas jacyś żołnierze, których musimy zabić aby popchać fabułe dalej, nie muszę chyba mówić że większość tych walk wygląda tak samo. Pod koniec gry grałem wyłącznie dla fabuły, ponieważ gameplay niesamowicie mnie zmęczył. Ale uwierzcie, warto przemęczyć końcówkę gry, gdzie twórców poniosło już do końca i mamy do czynienia praktycznie z trybem hordy. Lokacje nadal są w większości liniowe, poza kilkoma pokojami na lokacje do których możemy opcjonalnie wejść, podczas eksploracji będziemy znajdywać dzienniki pozostawione przez ludzi, a ich odsłuchanie pomoże nam uzupełnić kilka luk fabularnych. Dodam tylko że podczas odsłuchiwania nagrania, nie pojawiają się napisy tłumaczące to co słyszymy, musimy wejść do menu w którym mamy zapisane wszystkie nagrania, tam znajdziemy ich pisemną przetłumaczoną formę. Podsumowując, Bioshock infinite to kapitalna historia, z jednym z najmocniejszych endingów w historii gier, wobec tego, naprawdę warto ograć pomimo dosyć nudnego gameplay-u. Na szczęście, przynajmniej mi gameplay zaczął się nudzić pod koniec fabuły, ale przede mną jeszcze dlc do przejścia.
Gra bardzo świetna , grafika i lokacje to jej wg mnie najlepsza część , piękne i kapitalnie zaprojektowane - miód. Walka jest niezła ale bez przesady , wigory (plazmidy) tez rewolucji nie robią , za to historia , fabuła rozgrywki to najwyższy poziom , bardzo dobrze mi sie w to grało i nie mogłem sie doczekać jak to sie skończy , co będzie dalej.
Nie jestem fanem nastawionych na fabułe fpsów bo ciężko mi sie jest sie wczuć w gre nie widząc swojej twarzy (jak Metro czy Dishonored) ale tutaj o dziwo nie przeszkadzało mi to, może dlatego że główny bohater nie jest niemową (metro - brr) tylko odzywa sie i to często. Lokacje w tej grze to istna miazga, zaglądanie w każdy kąt sprawia wielką przyjemność, muzyka która zazwyczaj jest wariacją jakiejś muzyki klasycznej (np Lacrimosa Mozarta) robią klimat. Długość gry jest idealna.
co do samej walki jest tak sobie, nic odkrywczego, poziom trudności na tym wyższym szczególnie na koniec jest bardzo ciężko, ogólnie bez grania na 100% i zbierania wszystkiego co sie da by ulepszyć wigory/broń nie widze tego żeby gre przejść na najwyższym poziomie. Byłoby za ciężko moim zdaniem, aczkolwiek grałem na padzie od xboxa a na nim zawsze sie strzela ciężej w FPS.
Grafika jest subiektywnie fajna, podobała mi sie, pasowała do tej specyficznej historii, jedynym zarzutem byłoby to że twarze NPC dosłownie wyglądają tak samo. Szczególnie kobiece. Każda ma taką samą twarz. Nawet kilka modeli nie chciało im sie zrobić.
Aczkolwiek nasza "partnerka" Elizabeth z kolei wygląda fajnie, też podobało mi sie że uczestniczyła w naszej grze dając amunicje/kase/apteczki gdy tego potrzebowaliśmy, komentowała wydarzenia co jakiś czas i nie poruszała sie bez sensu tylko np oglądała różne rzeczy, siadała na ławce gdy była ku temu okazja czy opierała sie o ściane. Bardzo naturalnie to wyglądało.
Fabuła na początku wydaje sie prosta, potem zaczyna sie wić, pod koniec już zaczyna głowa boleć a na koniec masz "O" na ustach. Samo zakończenie nie jest nam wyłożone do końca na tacy i musiałem sobie explaina na youtubie włączyć. Grałem w pełną wersje angielską (jest polska? ) co nie pomagało bo dużo szybkiego mówienia w trakcie wędrówki, przepowiednie, chrześcijańskie słownictwo, czasami ciężko było wszystko w pełni zrozumieć. A pełne szybkie zrozumienie przy tak dawanej historii jest kluczowe. No ale od mniej więcej 3-4 godziny do końca ta mnie trzymała w napięciu więc jest dobrze.
Zaraz zabieram sie za Burial at sea ;)
podstawka dostaje ode mnie 8.5. Aczkolwiek czuje że zasługuje gra nawet na więcej. Po prostu to nie jest mój wymarzony gatunek gry więc nie bawiłem sie na tyle żeby dawać coś z przedziału 9-10
Bioshock 1 i 2 od początku - od pierwszej minuty do ostatniej wciąga jak bagno. Tutaj pierwsza połowa gry 10/10. Druga to już mega nudy są, na siłę skonczona. Plusy-piękny swiat, super towarzyszka, super muzyka, masa skilli i broni. Minusy-dużo gorszy gameplay niż w 1 i 2. Wytrychow już miałem pod koniec gry z 15 na plusie, bez sensu. Niema tak ze brakuję. Pozatym nie widać upgrade na broniach, i głupia exploracja. Wchodzę do wielkiego banku i 3/4 szafek w tym banku to słodycze i napoje które i tak niewiem po co spozywac bo żyć mam na maxa. Ale żeby już explorowac to spozywam, bez sensu. Pozatym 4 skille mi wystarczają tu, reszta mogłoich nie być. W B1&2 każdy ma sens. Takie mocne 8. Bioshock 1&2 to 10/10
Przecież Bioshock 1 to już był kastrat w gameplayu w stosunku do poprzedniej gry studia czyli System Shock 2 w ogromnym stopniu.
Bioshock Infinite z kolei jeszcze bardziej ma ubogi gameplay niż Bioshock 1.
Przykładowe opinie ne temat System Shock 2 i Bioshock 1, które dobrze znają SS2:
"Tak się zastanawiam co się obecnie dzieje z grami. Powstają masowo twory gropodobne. To wszystko jest wyprane z rozgrywki i rozbudowanych lokacji i fabuły, a ludzie zachwalają Bioshocka, który już w 2007 był wiele kroków w tył i zarazem uproszczeniem tego co miał oryginał czyli System Shock 2. Teraz czytam jak dzieciaki chwalą Bioshocka, który jest dla mnie schematycznym sztucznym plastikowym zbitkiem w casualowej formie wszystkiego co było efekciarskie w ss2, ale nie wymagało używania mózgu- część na myślenie usunięto i zastąpiono to liniowym schematycznym zbitkiem efektów. Co obecnie się dzieje z grami, że słabą kalkę dla casuali zwie się arcydziełem. Obecne gry to twory gropodobne."
"Od Bioshocka 1 zaczęła się casualizacja gier. Zmieniono genialną i futurystyczną grę z masą pomysłów w jej casualowy i uproszczony odpowiednik. Zamiast dać coś nowego zabrano wszystko co wymagało myślenia i wrzucono w jedną gierkę to co już było zabierając zamiast rozwinąć to co wymagało myślenia w System Shock 2. W Bioshocku przemyślano tylko grafikę i fabułę, a cała reszta średnia. Schemat w każdym calu. Śmieszy mnie to określenie, że w Bioshock jest wszystko pieczołowicie przemyślane, a w rzeczywistości tak nie jest upchano tam wszystko co się dało i było - w grafikę, ale zabrano całą genialność myśli i rozgrywki z SS2. Co mi po tym, że grafa jest lepsza skoro cała reszta to nudny i słaby schemat. Ukończyłem System Shocka 2 - 6 razy. . Zabrano z tej gry wszystko co było dobre w SS2 i zastąpiono braki lepszą grafiką - ale to normalne z każdym rokiem jakość grafiki w grach rośnie..."
Bioshock 1&2 kocham. Już po 4 razy skończyłem. Tu już za drugim razem gram. Mam z półtora - do dwóch godzin do końca. Walnąłem tym już. I zabieram się za nie męczące dlc, i od nowa remastery. Infinite pod koniec okropnie nudzi. Niestety daję 7/10. Ta gra ma syndrom im dalej tym gorzej. Elizabeth tego nawet nie ratuję. Tylko pierwsza połowa gry super.
Szczerze....Gra ma bardzo dobry klimat (nie co gorszy od poprzedniczek) i szczerze jak na 2013 rok to wygląda pięknie! Fabuła lekko pogmatwana oraz trochę gorsza od bioshock 1 i 2.
Lecz końcówka gdzie walczymy z hordą wrogów rozczarowuje i z czasem robi się nudno, po za tym gierka 8/10
Dosc ciekawa gra z przyjemna grafiką i muzyką.Fabuła jest mocno skomplikowana i zakręcona i ciezko sie w tym wszystkim połapac.Klimat kolorowego,latajacego miasta w chmurach za bardzo mi nie podszedł,zdecydowanie lepiej było pod tym względem w podwodnych brudnych Bioshockach.Bronie i umiejetnosci całkiem ciekawe,walka rowniez dosc przyjemna przy tym czesto dosc wymagajaca.W grze wystepuje sporo backtrackingu.Ogółem jest dobrze ale poprzednie czesci serii były dla mnie ciekawsze i miały zdecydowanie lepszy mroczniejszy klimat.
Gra jest bardzo nierówna. Sceneria przepiękna, opowiadana historia – choć wyrywkowa – urzeka. Elementów fabularnych mogłoby być więcej, zdecydowanie wolę pod tym względem Dishonored. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Elizabeth – nie jest cieniem ciągnącym się za graczem, sprytnie porusza się w świecie gry. Natomiast akcja jako taka? Moim zdaniem w zasadzie tandetna. Walki są mało porywające i bardzo do siebie podobne. O wigorach w czasie starć w zasadzie można by zapomnieć i inwestowanie w nie lepiej sobie darować.
Czy ja wiem, wigory się przydają. Zwłaszcza wierzgający koń (czy jakoś tak). To wielka frajda unieść wroga w powietrze i zdjąć go jednym strzałem. Choć muszę przyznać, że część wigorów jest faktycznie zbędna.
Sama gra rzeczywiście ma słabsze momenty, ale wykreowany świat potrafi oczarować. Cała ta dystopijna stylistyka robi wrażenie, a gdy pod koniec następuje wędrówka między czasoprzestrzeniami, z tymi wszystkimi drzwiami... aż poczułem ucisk w gardle. Ten motyw bardzo mi przypomina Atlas chmur.
Ogólnie rzecz biorąc Bioshock Infinite to bardzo udana strzelanka. Przechodzę ją drugi raz i bawię się lepiej, niż przy pierwszym podejściu.
Moja ocena 7.5 ----------------------------------------------------------------------------------- czas gry 31:14
Miałem dobre przeczucia do tego FPS’a i się nie pomyliłem.
Ładna grafika – piękne miasto z pejzażami jak i za dnia tak i w nocy. Nieco podkoloryzowane, ale na pewno jest to lepsze niż te zamknięte klaustrofobiczne puszki z dwóch poprzednich części. Sporym przełomem jest także to że tak do połowy gry występują etapy gdzie zwiedzamy Kolumbie bez ciągłej wymiany ognia. Spotykamy mieszkańców obserwując ich codzienne rutyn jaki i obchodzenie świąt.
Nie da się zaprzeczyć że głównym atutem Infinite jest postać Elizabeth. Świetny model, głos, animacja . Wraz z Booker’em tworzą zgraną narracje. A właśnie w końcu nie mamy niemowy tylko mężczyznę z charakterem po przejściach który ma swoje przemyślenia, obawy i osobiste demony.
Fabularnie powiedzieć że jest ciekawa to jakby nic nie powiedzieć. Do połowy mamy niewinną opowieść o próbie „ratowania” dziewczyny przez typa z pod ciemnej gwiazdy. Jednak później zaczyna dziać się magia aż do finału którego szczegóły trzeba sobie poukładać.
spoiler start
Poziom historii jest porównywalny z „Imperium kontratakuje i KOTOR’em razem wzięte.
spoiler stop
Co do rozgrywki:
Możemy posiadać tylko dwa rodzaje broni co wymusza na nas ciągłą zmianę pukawek i dostosowywanie strategii. Z wigorami także tak jest ale je akurat można przełączać w locie w podręcznym menu.
Zubożenie względem poprzednich części jest brak statystyk oraz brak biblioteki przeciwników i miejsc.
Mimo że korzystanie z szyn jest satysfakcjonujące i efektywne bardzo łamie prawa fizyki. Booker potrafi skoczyć do szyn nawet jeśli są 5 m ponad nim, a i gdy z nich zeskakujemy nie ma ograniczeń - 10/15 m nic nam nie grozi. Gdy jednak skaczemy z daszku który ma wysokość 3 / 4 metry, nasze zdrowie już to odczuwa.
Nieotwarte wyrwy przeszkadzają wizualne trochę w wymianie ognia
Gra jest naprawdę dobra i dałbym pół oczka więcej jakby samo strzelanie było bardziej satysfakcjonujące.
Zupełnie nie rozumiem z czego wynika tak wysoka ocena. Wiele osób tutaj dobrze przedstawiło plusy i minusy tej gry więc nie będę się powtarzał. Jak dla mnie gra jest jednym wielkim stymulantem, non stop jesteśmy bombardowani i przytłaczani zbyt dużą ilością bodźców w postaci krzyków, muzyki, rażących w oczy kolorów, narmiaru detali otaczającego świata itp. Fabuła żadna, właściwie gra jest tak skonstruowana że idziemy do przodu i ktoś coś w tle krzyczy i to ma jakąś treść ukazywać. Jak dla mnie potencjał zmarnowany, nie ma klimatu, wszystko jest w jakimś takim pędzie, nie chciało mi się nawet zatrzymywać na dłużej w żadnej lokacji.
Chyba grales w jakiegos innego BioShocka, bo to co opisałeś w ogole nie pokrywa się z tym co jest w Infinite
Rozumie że gra ci nie przypala do gustu ale :
"Fabuła żadna" - ???? Faktycznie na początku jest dość naiwnie. Ale potem historia staje się naprawdę złożona. ( a i niektóre nieistotne szczegóły z początku nabierają nowej głębi ) W internecine jest wile stron które wyjaśniają jej zawiłości jak nie ogarniasz.
Rozumiem że po po prostu gameplay cię zniechęcił i tak naprawdę w to nie grałeś .
Przeszedłem w końcu tą grę i nawet jej druga połowa momentami była wciągająca, chyba ze względu na to że sceneria zmieniła się z tej obrzydliwie cukierkowo pstrokato oczojebnej na bardziej klimatyczną. Niestety fabuła to jest totalne dno, a końcówka to po prostu szczyt idiotyzmu. Ktoś bardzo na siłę chciał zrobić coś głębokiego, nieoczekiwanego, alternatywnego, ale wyszła z tego totalna kupa. Zakończenie to był prawdziwy horror przedłużany do bólu, bombardujący nas ogromną ilością bodźców i zagmatwanej pseudo głębokiej historyjki, której miałem serdecznie dość i wręcz zbierało mi się na wymioty czekając aż to w końcu dojdzie do końca. Ogromne rozczarowanie, to jest przykład gry gdzie wszystko jest rozdmuchane i przesadzone, ale nie ma w tym ani trochę głębi tylko jeden wielki stymulący odbiorcę galimatias. Nie polecam gry w żadnym razie. PS. Ładna grafika, doceniam pracę tych którzy projektowali od strony wizualnej to wszystko, szkoda że reszta nie wypaliła.
Opinia do DLC - Clash in the Clouds
Moja ocena 2.5
Polskie tłumaczenie przygoda w chmura jest dość nietrafione. Bo jeśli postanowiło się zrobić wyzwani niebieskiej wstążki to nazwałbym to frustracją w chmurach. Sam koncept specjalnych wyzwań w danej fali jest naprawdę fajny, ale jeśli nam się nie uda ( zbłąkany pocisk trafił w to co nie powinien, to nie możemy powtórzyć danej fali tylko mamy następną. By ponowić próbę trzeba zaczynać wszystko od nowa.
Niezaprzeczalnie fale nie są duże - miedzy 5 a 15 przeciwników ( lub pojedynczy więksi wrogowie ) w czasie jeśli chcemy wykonać wyznanie to zazwyczaj 3 min ( wyjątki potrafią trwać nawet 10 min )
Walka jest łatwiejsza niż w trybie 1999, ale jeśli chcemy mieć wszystkie odznaczenia trzeba się przyszykować na znacznie większy pot.
Dodatek nie posiada żadnego tła fabularnego . Co najwyżej możemy wykupić w muzeum teleport do laboratorium „bliźniaków" i przesłuchać trzy dodatkowe voksofony Rosalind Lutece które tak naprawdę nic nowego nie wnoszą.
Osobiście bardzo słabe DLC nie wpływa na fabułę, a polegające na nie lubianej przeze mnie walce z falami wrogów.
Ukończyłem chociaż momentami nudnawa. O wiele "lżejsza" od oryginału i na swój sposób biedniejsza. Skończyłem przez sentyment, ale lepiej jakby wydali to jako dodatek do Borderlands,.
Niesamowita gra. Sama estetyka Columbii, sceneria, oświetlenie wypada genialnie. Fabuła o wiele bardziej złożona niż poprzednie 2 części, żeby ją w pełni zrozumieć trzeba przesłuchać wszystkie nagrania w grze jak i dodatkach. A druga część dodatku Burial at Sea to prawdziwe mistrzostwo, zarówno fabularnie jak i gameplayowo. Nie dość że w dodatkach wraca się do Rapture to jeszcze idealnie łączą one wszystkie części w jedno i zamykają wszystkie wątki. Poza tym ten zmieniony sposób gameplayu z dodatków - bardzo mała ilość amunicji i pieniędzy, elementy skradankowe - podobał mi się dużo bardziej niż ciągła rozwałka z podstawki.
Mam nadzieję, że Bioshock 4 jeśli kiedyś się pojawi da radę dorównać tej trylogii.
Znacie jakieś ciekawe mody które naprawią wrażenia szarpania FPS nawet przy stabilnych 144 kl/s ?
Nawet jak postać biegnie w prostej lini to ekran szarpie na boki skokowo. Brakuje płynności.
hmmmm.
+ końcówka mocno pokręcona i dająca do myślenia
- strzela się i walczy o wiele gorzej niż we wcześniejszych wersjach. Pakowałem wszystko w mane i używałem głównie czaru na opętanie wroga. To wystarczyło by pokonać wszystkich przy pomocy innych.
- ulepszeń i broni jest dużo ale i tak nie widze sensu grania czymś innym niż akurat mamy pod ręką.
-gra jest mało wymagająca
-walka jest mało satysfakcjonująca
-walka na wstegach jakoś mnie nie urzekła.
Czy miał ktoś z Was problemy techniczne z tą grą? Wersja zakupiona i pobrana ze Steam, uruchamiana przez konto na 2K. Nie do końca się znam na technicznych zagadnieniach jeśli chodzi o gry, więc sorry za pewnie niezbyt dobry opis problemu.
Do pewnego momentu gra działała bez problemów i spadków płynności. Te zaczęły się mniej więcej na etapie gdzie Booker i Elizabeth są tuż przed domem Comstocka. Z dźwiękiem wszystko jest ok, natomiast obraz/animacje tną, przedmioty do zebrania po zabiciu wrogów i inne znajdźki wyświetlają się z opóźnieniem i też ledwo. Najgorzej jak się włączy ekran pauzy, praktycznie nie da się z niego wrócić do rozgrywki (dżwięk w grze działa wtedy dalej bez żadnych zacięć, sprawdzałem to odtwarzając voksofony), muszę wtedy restartować grę. Problem musi występować konkretnie w tej grze, bo ogrywałem równocześnie na laptopie inne tytuły (Hellblade, Wiedźmin 2, Wolfenstein) i wszystko działa tam bez zarzutu.
Nie wiem ile mi zostało jeszcze do końca gry, ale w to się nie da już praktycznie grać. Jeśli ktoś miał podobny problem i znalazł rozwiązanie, to będę wdzięczny za pomoc.
Miałem problem z Wiedźminem 2, gdzie też z czasem zacinało i nawet wywalało do pulpitu, tu przyczyną okazała się zbyt duża ilość save'ów (kilkaset). Ale Bioshock zapisuje grę automatycznie, więc nie ma raczej możliwości usunięcia zbędnych zapisów gry, żeby poprawić płynność rozgrywki. To musi być coś innego.
Gdybym wydał na tę grę więcej kasy to bym chyba zażądał częściowego zwrotu za te problemy techniczne. Próbowałem z najniższymi ustawieniami grafiki i problem nie tyle nie zniknął, co było jeszcze gorzej. Zacząłem się bawić z tymi poradami na forach, ale nie chce mi się kombinować z tymi plikami, zmienianiem gdzieś głębiej ustawień itp. Gra powinna ku4wa działać na laptopie, który znacznie przekracza minimalne wymagania systemowe. To jest wina producenta, że gra tak się sypie nawet na dobrym sprzęcie.
Trochę się zawiodłem, bo słyszałem, że przekozacka gra, no a tutaj taki średniaczek mocny bo mocny, ale bez rewelacji w żadnym względnie.
Na pewno odbiór mi psuły kwestie techniczne, bo niezależnie co i jak dałem w ustawieniach, to tekstury często szły się chędożyć, lub migały, przed moim oczami zmieniając się w nieskończoność z potato mode do ultra. Mógłby ktoś to ogarnąć, zwłaszcza że remastery Bioshocka chodzą bez zarzutu, no i to unreal jest, czyli bardzo zacny silnik.
Gameplayowo jest przyzwoicie, ale twórcy sami sobie skaszanili to. Mocy jest za dużo w sumie, a i tak nie robią wielkiej różnicy. Te granaty są tak słabe, że po połowie gry płakałem, gdy je rzucałem, a były ulepszone. Ale najgorsze, że twórcy nie chcieli, by gracz się dobrze bawił i dali to ograniczenie, że można 2 spluwy jednocześnie mieć. Tragedia. Przez to cały czas się trzeba pilnować, czy ma się broń i w ogóle niektórych giwer w ogóle się nie testuje, bo nie ma sensu. Ja rozumiem, że niektóre strzelanki stawiają na realizm i przez to nie można masy spluw mieć przy sobie, ale tutaj? Po co taki "realizm" zastosowano?
No i na końcowych levelach przeciwnicy to są gąbki na pociski, aż smutno to wygląda jak pruje się z nich z wybuchającej kartaczownicy i 10 strzałów na nich trzeba, bo nic im to nie robi. Też za małe magazynki dali, nawet po ulepszeniu jedno starcie i od nowa trzeba chodzić i szukać i zbierać amunicję, zamiast podziwiać levele.
Dobra, to teraz czas na diss na fabułę. Alan Wake to przy tym liniowa i prosta historia. Pewnie to też znak czasów i zmęczenie Marvelem, ale multiversum to naprawdę kiepskie uzasadnienie dla tego wszystkiego, tak powoduje, że człowiekowi wszystko jedno, bo skoro wszystko się wydarzy, no to po co się starać, skoro i tak gdzie indziej się to wydarzy. No i nie po to się gracz męczy godzinami by być jednym z miliona, nieistotnym pyłkiem. Jeszcze jak w finale z odbytu duchy wyciągnięto, no to już zaczęło się robić kieprawo. Chociaż przynajmniej na końcu nawet ładnie zawiązują początek i koniec, historia została nakreślona, choć mówię, użyto do tego dość wygodnych narzędzi, a i fakt, że to miasto w chmurach jest tak służy tylko sobie samemu, ma jedynie ubarwić całość, a nijak się to do niczego ma.
Wszystko tu jest ogólnie bardzo rzetelne i solidnie zrobione, trochę przekombinowano i dużo udziwnień wstawiono dla samego udziwniania. Warto sprawdzić, jak komuś chodzi bez bugów.
I tylko moje pytanie, jakim cudem złe zakończenie mi wyszło, jak nawet nigdzie nie mogę go na youtubie znaleźć???
Jest to historia zamknięta. No może jest jeszcze kontynuowana w Burial at Sea, która z kolei jest prequelem Bioshock 1
Żadna cześć Bioshock'a tak naprawdę nie posiada całkiem dobrego zakończenia.
Cała seria jest wspaniała i cudowna, z drobnymi różnicami. Infitnie pozostaje oryginalne, ale wciąż mistrzowskie.
Jak to z BioShockami bywa, pod względem audiowizualnym ta gra jest przepiękna, ilość szczegółów i nawiązań bywa przytłaczająca, wręcz momentami można odnieść wrażenie że na ekranie dzieje się zbyt dużo w jednym momencie.
Jeśli chodzi o rozgrywkę to niestety nie jest zbyt kolorowo. Strzelanie w tej grze zwyczajnie stało się dla mnie przykrym obowiązkiem, nie wywołującym żadnych odczuć masakrowaniem kolejnych fal wrogów, do tego fatalny system ulepszania broni(wybór na co wydać zgromadzone pieniądze między kiepskim a gorszym ulepszeniem) i vigory których w zasadzie przez większość gry mogłoby nie być, podczas gdy jeden z nich jest zbyt przegięty.
Natomiast Elizabeth i jej relacja z Bookerem to zdecydowanie mocny punkt tej gry i za każdym razem wyczekiwałem interakcji między nimi, a i fabularnie gra mimo momentami zagmatwanej retoryki trzymała w napięciu do samego końca