Hideo Kojima - autorytet z przypadku?
Ostatni akapit spoiler!! 0_o
joke of course :)
W sumie to się nie zgodzę że nie jest wizjonerem, np. pudełko było jedną z pierwszych możliwości skradania się w gier wideo, nigdzie wcześniej czegoś takiego nie było ... ;p
Jej... głębokie przemyślenia. Masz wielką słuszność i w pełni popieram Twoje słowa. Nic dodać, nic ująć. Serio spotkałeś Kojime na GC? Rany, zazdroszczę. Może jedno spotkanie to nic wielkiego, ale jednak zwykły śmiertelnik nie ma styczności z takimi ludźmi. Z niecierpliwością czekam na kolejne MGSy, licząc na to, że będą równie dobre, co pierwsze części. Ukłon w stronę Hideo za tak wspaniałą serię i ukłon w Twoją stronę za ciekawy tekst. Pozdrawiam.
Bardzo fajny artykuł. Również przeszedłem każdą odsłonę cyklu oprócz dwóch pierwszych metal gearów (tych bez "solid") i również na peace walkerze się zawiodłem.
Peace Walker - miało być wskrzeszenie podupadającego PSP. Nie wyszło.
Zabawne. Bo z tego co widze to wlasnie Peace Walker pociagnal PSP do gory. I tak od tytulu do tytulu bedzie kilka perelek dla ktorych wlasnie bedzie warto miec konsole. Przy okazji - dla mnie peace walker to mocne 9/10. Moze fabularnie jest slabiej ale za to rozgrywka jest genialna. Do tego multi (proste pytanie - grales solo czy z kims?), ktore pozwala wyciagnac z gry jeszcze wiecej.
Widzę że piszesz na blogu już z domu, nie z redakcji, to dobrze bo to niespodzianka wejść o 1 w nocy i przeczytać coś ciekawego. Osobiście nie wyrobiłem specjalnego zdania na temat Hideo Kojimy, poprostu był, jest będzie. MGS'y naprawdę są świetne i chwała mu za to.
Z wydawaniem takich orzeczeń, bo pytanie retoryczne w tytule jest równoznaczne z orzeczeniem, wstrzymałbym się do wydania nowej gry Kojimy (gość ma przegenialne nazwisko) niezwiązanej z uniwersum Metal Geara. Wiem, że coś tam jeszcze stworzył, ale ani ja, ani nikt z moich dość licznych znajomych nie widział tych gier na oczy. Więc dobrym pomysłem byłoby nawiązaniem do nich i ich jakości w felietonie. Ale rozumiem, że staracie się z okazji niedawnego otwarcia tej nowej substrony (?) zapełnić ją na szybko materiałem.
W każdym razie zgadzam się z autorem co do kwestii przypadkowości autorytetu Kojimy. Chociaż właściwiej w tym przypadku było by to nazwać uwielbieniem i oddaniem dla wirtuoza. Stworzył serię, która autentycznie porusza, która wciąga swą niesamowitą fabułą, reżyserią i postaciami, a to tworzy między nim, a nami, graczami nierozerwalną wieź (tak przy okazji, pamięta ktoś Rozerwane Więzi?). Kochamy go za to, co nam dał i nie ważne co zrobi dalej, my dalej będziemy go kochać, bo stara miłość nie rdzewieje.
Ale gwoli tej przypadkowości, jako jego fan (a nawet dwaplusfan), czyli osobna dość dobrze znająca jego życiorys, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że przypadek miał bardzo duże znaczenie w życiu Hideo, ekonomisty z wykształcenia. Ale rozumiem, że nie o ten typ przypadku tutaj chodzi. Nie wiem jak "podejść" do tematu, więc nawiążę na razie do kwestii niezasłużonego według autora miejsca Kojimy w gronie najbardziej zasłużonych twórców gier. Nie chce mi się na ten temat rozpisywać, więc powiem tyle, że się z tym nie zgadzam i zadam pytanie: czy Eric Chahi jest kultowym twórcą gier? Will Wright? A Jordan Mechner?
Rozumiem, że na płaszczyźnie rozgrywki MGS'y nie błyszczą tak jasno jak Uncharted'y, Gearsy czy Splinter Cell'e (te trzy pierwsze), ale jako całość te gry dają radę, i to jaką. Rozumiem, że jako całość Peace Walker też nie przypadł tobie do gustu i się nim rozczarowałeś, co zresztą mam nadzieje nie powtórzy się w moim przypadku, ale czy to powód, by uniżać zasługi Kojimy? Zwłaszcza, że po recenzjach w Neo Plusie, PSX Extreme i CD-Action nie uważam premiery Peace Walkera za porażkę.
Naturalnie dostrzegam pewne wady Japończyka, z tą jego bondowską pewnością siebie na czele, i wiem, że dotąd jak na razie nie miał aż takiego wpływu na rozwój branży gier jak Infinity Ward, Cliff Bleszynski czy Blizzard, ale dalej pozostaje osobą stojącą za serią, która mi, tobie i milionom innych graczy na stale zapadła w pamięć i nikt mu już tego nie odbierze. A zbieg okoliczności, o którym piszesz, dzięki któremu trafił w gusta mas, jest niczym innym, jak po prostu świetną grą, jego najlepszą, chociaż wolę powiedzieć, że najlepsze ma jeszcze przed sobą.
W każdym razie, jako, że jest to mój pierwszy komentarz pod materiałem z gemeplay.pl, chciałem pogratulować Lordowi za ten felieton i całemu GOLowi za pomysł na tą stronę, muszę przyznać, że czegoś takiego na kształt blogów strasznie mi tutaj brakowało. W końcu jest co komentować i o czym dyskutować, gratuluję i liczę na kolejne teksty!
MGS byl dla mnie najlepsza gra na PSX. Niestety, zadna kolejna czesc nie wywarla juz na mnie tak poteznego wrazenia. Generalizujac, Japonczycy maja to do siebie, ze nie wiedza kiedy skonczyc. Obecnie w serii znajduje sie 9 tytulow i chyba oczywiste jest to, ze pojawia sie kolejne. Grajac w ostatnie czesci, kazdy zwrot akcji doslownie mnie irytowal, zamiast wywolywac we mnie jakies zaskoczenie czy podekscytowanie. A to chyba nie o to chodzi... A co do samego Kojimy, to nie lubie, kiedy gra ma jedna twarz. Kojima jest designerem, a nad produkcja gry pracuje caly sztab ludzi. Od reprezentowania sa marki, a seria MG bardziej kojarzy sie z twarza azjatyckiego, tatusiowatego nerda. Nie to, zebym mial cos do Kojimy. Czytalem kiedys troche na czym opieral sie jego wklad do serii Metal Gear'a i oczywiscie mam dla niego duze uznanie. Zwyczajnie nie podoba mi sie uzywanie jego osoby do promowania gry.
Peace Walker to MGS'ów z dużych konsol się nie umywa, ale jednak całkiem ciekawy jest motyw z rozwijaniem bazy. Fabuła w tej części jest mocno średnia - niestety.
bez tych filmowych, ośmiogodzinnych cutscenek nie widzę sensu MGS, chyba, że ktoś uwielbia łazić w kartonowym pudle
Odważne spojrzenie na ludzkość , która ciągle dąży do autodestrukcji poprzez władzę totalną i wyścig zbrojeń (nie tylko MGS3). Pokazanie, że jest jeszcze miejsce na wspomnienia, życie i szacunek do niego.
I to nazywasz poczuciem humoru i zmysłem estetycznym? Pękam.
Właściwie chciałem powiedzieć to, co mati w poście wyżej. Kojima porusza w grach bardzo ważne kwestie, chce umieścić w nich konkretne przesłanie i przemyślenia. Zauważ, że sama fabuła dla fabuły nigdy nie była tym czynnikiem, który czynił MGSy tym, czym są. Raczej to, że gry miały dawać pole do przemyśleń o sprawach tak czy inaczej odległych od fabuły gry.
Dodatkowo Kojima mimo wszystko jest japończykiem i elementy ichniejszej kultury chce również w grze zawrzeć, co mnie nie dziwi. Jacy sa Japończycy chyba wszyscy wiemy, ekscentryczni. To nie jest jego sposób na całe serie, na całe gry, dodaje jedynie tego dziwacznego posmaku, który najzwyczajniej nie wszystkim pasuje.
Niestety co do Peace Walkera nie mogę się wypowiedzieć (nie grałem), choć jak widziałem w gameplayach baloniki odnoszące trupy to stwierdziłem, że Kojima za daleko zabrnął w stronę tej "infantylności", jeśli mogę to tak nazwać.
EDIT:
I też z Kojimy nie robię żadnego boga. Na pewno w dużej mierze uczynił serię taką, jaką jest, ale nie zgodzę się na to, iż zastosował on tylko parę zabiegów, które ze względu na swoją odmienność spodobały się ludziom. Mnie urzekł klimat, postacie, wydarzenia, ogólna koncepcja i jakaś chociaż chęć skłonienia odbiorcy do myślenia. Nie zaś młode Azjatki w strojach kąpielowych na gazetach..
Dzięki Ci Dave za wsparcie. Co do Peace Walkera to balonikami wysyłamy tylko śpiących, ogłuszonych, a także bliskich śmierci żołnierzy. Tak dokładnie to do owych baloników z doczepionymi żołnierzami (albo odwrotnie :)) podlatuje nasz helikopter, który wysyła ich do naszej bazy, w której są rekrutowani na członków najemniczej organizacji Militaires Sans Frontieres (Soldiers Without Borders) dowodzonej przez Big Bossa.
Szczerze mówiąc, to Hideo Kojima jest po prostu jednym z wąskiego grona projektantów, którzy potrafią stworzyć interesujące gry, zdobywające sobie dużą popularność. Tylko tyle i aż tyle. Jego "autorytet" (w cudzysłowie, gdyż on sam najwyraźniej nie chce niczego dyktować i podąża własną scieżką) to wynik wysokich umiejętności. W branzy jest (lub bylo, bo mówimy o ~30-letnim okresie) wielu takich ludzi: Hideo Kojima, Steve Meretzky, Tim Schafer, Chris Avellone, Brian Fargo, Richard Garriott, Warren Spector. Każdy z nich miał jakąś wizję po czym, nie obracając się na innych, stworzył oparte na niej dzieła. Te spodobały się odbiorcom i uzyskały status legendy. To wszystko.
Należy się jeszcze małe sprostowanie.
"tylko po to żeby móc udawać, że opętuje go przyszyta w zastępstwie ręka jego przełożonego"
Otóż Ocelot ANI RAZU nie udawał, że Liquid go opętuje poprzez jego (Liquida) amputowaną rękę. W MGS2 Ocelot naprawdę był opętany przez rękę Liquida i przejął jego osobowość. W końcu trudno jest imitować z PERFEKCYJNĄ DOKŁADNOŚCIĄ głos innej osoby, prawda?
Natomiast w MGS4 Ocelot ma PROTEZĘ. Luquid przejął nad nim kontrolę (by oszukać Patriotów) poprzez psychoterapię, jakieś tam leki, tamto i owamto. Tyle że głosu jakoś nie przejął, ale cóż.