Znam ludzi którzy od podstawówki wiedzieli co robić, żeby praca była hobby.
Przyznaję, to duży komfort psychiczny już od startu.
Robię to, o czym marzyłam od dziecka, i po 12 latach w zawodzie mogę powiedzieć, że nadal nie wyobrażam sobie, bym mogła być kimś innym.
Ale hej, wydaje mi się, że to są dość jednostkowe sytuacje. Pamiętając np rozterki moich koleżanek i kolegów z liceum chociażby - większość osób wtedy była niezdecydowana i nie miała pojęcia, co chce w życiu robić, jaki wybrać kierunek studiów itd.
Nigdy nie jest za późno, by zmienić coś w swoim życiu.. ale to chyba najlepiej, żeby się wypowiedział np. nasz el.kocyk ;)
W pizdu z takim wątkiem. Myślałem, że wspolnie zapłaczemy nad losem. Kazdy następny bardziej zadowolony.
Za małolata wiedziałem, że nie lubię chodzić do szkoły, a w dorosłym życiu wiem, że nie lubię chodzić do pracy.
Edit
Gol to jednak forum spełnionych przedstawicieli klasy wyższej.
Z edukacji "szkolnej" jestem absolutnie niezadowolony. Niemal wszystkiego, co umiem (może poza pisaniem i czytaniem w zakresie elementarnym), nauczyłem się poza szkołą, w tzw. "czasie wolnym". To wina (w większej mierze) przestarzałego systemu szkolnictwa w Polsce oraz (w nieco mniejszej mierze) braku odpowiedniego przygotowania do zawodu u wielu nauczycieli (wiedza z danego przedmiotu nie wystarczy, żeby być sensownym tutorem).
Szkoła ("pruska") to była strata czasu. Niestety, polska młodzież wciąż marnotrawi czas w szkolnych ławkach, choć mogłaby się właśnie zająć czymś znacznie bardziej pożytecznym, czyli np. samokształceniem (pogłębianiem wiedzy i umiejętności w ramach obszaru zainteresowań).
BTW, mnie nawet studia do zawodu odpowiednio nie przygotowały (a pracuję głównie w niby "wyuczonym"), bo zyskałem ogromną wiedzę z określonych dziedzin, ale nie pozyskałem umiejętności związanych z jej przekazywaniem. Dopiero kilka lat praktyki (i mnóstwo odpowiednich książek) zrobiło swoje.
Jestem zadowolony ze swojej sytuacji finansowej natomiast żałuję jak już mam na coś narzekać, że nie mogłem w pełni się kształcić tak jak bym sobie tego życzył.
Generalnie nie pracowałem jeszcze w miejscu które nie psuło by mi całej niedzieli od rana.. ta świadomość, że jutro muszę tam iść i się użerać zawsze była destrukcyjna.
Co do faktów to pochodzę z rodziny gdzie rodzic ten decyzyjny wpajał nam, że tylko ciężko praca popłaca i uważam to za zamordyzm i całkowicie odwrotnie ukierunkowuje swoje pociechy.
Aczkolwiek patrząc na moją żonę, która wstaje w poniedziałek rano z uśmiechem stwierdzam, że da się bezgranicznie kochać swoją pracę i cieszyć się nią jakby była czymś więcej niż społecznym obowiązkiem i warunkiem egzystencji.
Być może to kwestia nastawienia.
Po przeczytaniu wszystkich wpisów, z zazdrością i podziwem patrzę na osoby, które są w stanie tak łatwo podejmować decyzje dot. zatrudnienia i edukacji. Charakter i samozaparcie jest chyba chyba nawet ważniejsze niż jakiekolwiek umiejętności, a że brakuje mi w praktycznie każdej tej sferze to myślę, że to dobry czas na spisanie testamentu.
Ja osobiście po latach zauważyłem jakim głupkiem byłem wybierając kierunek studiów, których nawet dobrze nie zacząłem. Jest tyle fantastycznych tematów do nauki i tyle super uczelni. Znam ludzi którzy od podstawówki wiedzieli co robić, żeby praca była hobby. Zazdroszczę im. Sam obecną pracę lubię, kasa się zgadza, ale brakuje czasu i mózgu na coś nowego, co naprawdę bym kochał przez 8h. W sumie się rozpisałem, ale życie jest strasznie krótkie na poznawanie/naukę. Mózg robi się leniwy.
Obecnie robię w innej branży, niż 3 lata temu. Wyszło na to, że moje dotychczasowe doświadczenie i wykształcenie nie miało wpływu na moją obecną sytuację. Poza tym nawet nie chciałbym, żeby moja praca miała związek z hobby. Zbrzydło by mi tylko hobby jakbym miał to robić zawodowo. Pewnie niektórzy są na to odporni, ale ja na pewno nie.
Edukacja
Jestem zadowolony. Ukonczenie kierunku Multimedia i Grafika Komputerowa sprawilo, ze moglem szukac pracy w zawodach zwiazanych bezposrednio i posrednio z gamingiem.
Kariera zawodowa
Gdy jeszcze mieszkalem w Polsce odbijalem sie od jednej firmy do drugiej bez powodzenia, a w miedzy czasie trafila sie nawet posada ochroniarza w Supermarkecie. Dopiero wyjazd za granice umozliwil mi podjecie pracy marzen. Po 11 latach przebranzowalem sie na logistyke, w ktorej wytrzymalem troche ponad 3 lata. Obecnie wracam na stare smieci i znowu bede mial stycznosc z branza gier wideo. Juz sie ciesze :)
Wykształcenie: hahaha. Haha. Hahaha. No nie. Dość powiedzieć: magister politologii. Z pozytywów: nauczyłem się czytać, pisać oraz wykonywać podstawowe działania matematyczne. Dodatkowo szkoła nie do końca zabiła we mnie zdolność logicznego myślenia. Angielskiego nauczyłem się już w zasadzie sam.
Kariera: biorąc pod uwagę powyższe, to nie mogę narzekać. Oczywiście zupełny brak związku z wykształceniem. Czasem chciałbym wiedzieć większy sens w pracy, lub robić coś dobrego dla świata. W takie dni płaczę całą drogę do banku...
Dla kontekstu wypowiedzi: VP w dużym korpo finansowym. Za granicą.
Dużo osób omija to, co faktycznie robi i przez brak kontekstu wypowiedź się rozmywa. Już pomijam bogola, który ponownie wszedł, coś tam powiedział bez ładu i składu i więcej nie wróci.
Osobiście uważam, że system szkolnictwa u nas leży. Pamiętam jakieś bzdurne daty typu bitwa pod psim polem czy cedynią, by nie przerobić XX wieku. Studia i aplikacja były zresztą podobne. Na studiach kazano nam uczyć się prawa kanonicznego i rolnego. Na aplikacji zamiast pokazywać jak prowadzić kancelarię mieliśmy egzamin z etyki zawodu.
Tak więc wydaje się, że nauczanie ma podstawy i zaszłości tak anachroniczne, że rozciąga się to na nasze całe życie. Mamy wiedzieć wszystko, zamiast rzeczy przydatnych.
W sumie ja decyzję o zawodzie podjąłem z grubsza gdzieś w 3 klasie podstawówki. Z grubsza bo wiadomo, że szczegóły musiały się z czasem dograć wraz z wzrostem świadomości jednak plan z grubsza realizowałem już od końcówki podstawówki.
A czy studia dobrze mnie przygotowały do zawodu? Z grubsza tak. Wiadomo, człowiek parę rzeczy by zmienił, ale z drugiej strony często takie nieoczywiste elementy też są przydatne bo choćby testują charakter, upór, zmuszają do nauki rzeczy spoza naszej strefy komfortu. itd. Pamiętaj jeden przedmiot ze studiów, to był jeden z tych co by chociaż 2/3 roku zdało to miał z 6 terminów poprawkowych lub więcej a spora część ludzi robiła go po trzy lata. Wiedza z niego koniec końców przydatna była może na promila absolwentów bo to technologia bardzo dzisiaj już niszowa (ale nie zniknie nigdy). Jednak jego przydatność jak się człowiek dowiedział pod koniec studiów brała się nie z jego treści a z testu charakteru. Otóż ludzie, których stras z nim związany przytłaczał nie nadawali się do zawodu bo świeżo po 30 wylądowaliby w szpitalu po zawala, albo rzuciliby go znacznie wcześniej z powodu rozstroju nerwowego. Jak człowiek nie miał dość uporu, sprytu i odporności na stres by go zaliczyć to znaczy, że do zawodu po prostu się nie nadawał i tyle. Zwłaszcza, że jak człowiek już zorientował sie jak się do niego przygotowywać to się stawał wcale nie aż tak trudny, ot wymagało to zmiany schematów.
To edukacji czy kariery zawodowej? Bo mam wrażenie - i na swoje nieszczęście wiele osób tego nie dostrzega - że dziś edukacja bardzo często w ogóle nie idzie w parze z karierą zawodową. Rynek jest taki, że co kilka lat trzeba wymyślać siebie na nowo lub ciągnąć kilka srok za ogon.
Ja coraz bardziej oddalam się od wyuczonego zawodu i cieszę się, że mam taką możliwość, bo mnie ten zawód po prostu nudził. Z drugiej strony bez niego na pewno nie miałbym przywileju oddalania się (wykład Steve Jobsa o łączeniu kropek .avi) więc nie uważam tego za zmarnowane lata.
Uważam jednak, że na przykład teraz na dniach rodzi się cała armia nowych zawodów, młodzi, przedsiębiorczy ludzie wykorzystują AI i rozkręcają nowe firmy na kompletnych bzdurach. Na przykład generując gołe baby i sprzedając napaleńcom.
Ktoś ładnie powiedział, że sukces w życiu nie jest miarą intelektu czy wykształcenia, a charakteru. To prawda. To tak dla tych co piszą, że nie są zadowoleni.
Idioci w Internecie często kpią, że komuś się udało „bo wstawał wcześnie rano”. Ale właśnie dlatego ci idioci do niczego nie dojdą, bo odbierają wszystko dosłownie i naprawdę myślą, że śmieją się z ustawiania budzika na 4.00.
Miałem trochę szczęścia, dobrze trafiłem na firmę (programista Java, trochę .neta) - siedzę zdalnie, stuknęło już kilka latek więc w głównych projektach czuję się jak ryba w wodzie, robię rzeczy dla firmy a nie zewnętrznego klienta (więc nie muszę tańczyć z piórkiem w dupie), bezproduktywnych spotkań jest relatywnie mało (może z 5-6h na tydzień), stresu śladowe ilości (bo jak już wspomniałem dobrze znam system i ludzi), czasem tylko jest nerwówka jak się coś masakrycznie wysypie, ale to rzadkość. Mojej karierze (i teraz już portfelowi, choć nie mam powodów do narzekań) dobrze zrobiłaby zmiana ale bardzo cenię komfort psychiczny i ile luzu mam w obecnej pracy - ze stawianiem życia na głowie jeszcze trochę poczekam, tym bardziej że timing średni, rekrutacje mocno przysiadły (hurrrr wygryzie mnie AI). Zespół też fajny, choć jestem jedynym Polakiem, zdecydowana większość to sympatyczni ludzie, mruk jest jeden (ale to koleś od baz danych i absolutnie kosmicznych kwerend - chyba rozumiem jego zrzędliwość). Właściwie lubię moją pracę (na tyle na ile można lubić pracować), wiadomo nie skaczę z radości każdego poranka że znowu otwieram lapka, ale nie czuję że dzieje mi się krzywda. Jedyne co bym zmienił to uciął czas pracy o 2-3h, jakbym kończył o 12:00 to już w ogóle byłoby eldorado :)
Studia (bioinformatyka) były dość ciekawe i niełatwe (ze względu na bardzo szerokie spektrum zagadnień - była chemia, biologia, matematyka, fizyka, programowanie, sterowanie, mechanika płynów, dynamika ciepła i wiele wiele innych) ale czuję że był to trochę zmarnowany czas, żałuję że nie polazłem na klasyczną infę choć teraz to niewiele zmienia (znałbym assembly i trochę lepiej wiedział 'jak działa komputer', co przydało mi się w pracy całe 0 razy). Generalnie kierunek zajebisty, prawie każdy po biotechnologii zrobił kompletnie inne studia albo robi coś innego, także 10/10 :D
Biorąc pod uwagę początki w wiejskiej szkole to na edukację nie będę psioczył.
Jedyne co bym zmienił to lata po doktoracie. Zamiast użerać się z postdocami i próbowania stałej pracy na uczelni powinienem pierwszego dnia zacząć w przemyśle. A tak to 8 lat do piachu :/
Cóż, u mnie to w zasadzie trafiło się jak ślepej kurze ziarno :D
tl;dr: tak.
Idąc do liceum miałem plan być informatykiem (teoretycznie - programistą). Ale tamże trafiłem na profesora, który w sumie niewiele mnie nauczył osobiście pod względem stricte wiedzy, ale dał mi szansę i możliwości. Przez pewien czas (w sumie ponad rok) miałem praktycznie na własność klucze do naszej małej pracowni, dostałem własny komputer, szkolną kamerę i soft. To oczywiście zupełnie inne czasy od obecnych (zwłaszcza w moim świecie) i taki komputer z internetem, to było coś! Potem jeszcze pokierował mnie do lokalnej TV.
Od tamtego czasu siedzę w swojej branży i nigdy nie robiłem już niczego innego - poza delikatnym programowaniem na własne potrzeby.
Miałem trzyletnią przygodę z łódzką filmówką i ostatecznie w zasadzie "w wolnym czasie i dla papieru" zrobiłem inżyniera informatyki. O tyle się "opłacało", że napisałem chyba z 8 prac dla kolegów (nie za miliony)
Ale i tak myślę, że 95% wiedzy, jaką dzisiaj posiadam, nabyłem sam, przez szukanie informacji w necie, lub zdobywając doświadczenie pracując.
i tak w zasadzie od liceum nie mam dnia zupełnie wolnego, bo nawet jak jadę na urlop, to i tak z tyłu głowy są zlecenia do oddania :)
Niestety albo i stety, nie jest to branża w której można zostać właścicielem firmy i tylko być jej szefem. Może w dużym mieście, w dużym "przemiale" tak by się dało, bo przy większej ekipie realizacyjnej inaczej się nie da (nie da się samemu robić dobrze realizacji wielokamerowej, czy ogarniać duże plany filmowe), ale na moim poziomie każdy umie liczyć kasę i woli robić sam na swoje, niż dla kogoś (to zrozumiałe). Z drugiej strony nie mam parcia na tworzenie takiego molocha, bo jednak to też wiąże się z (jeszcze) większym stresem, odpowiedzialnością i de facto jeszcze większym brakiem wolnego czasu :)
A tak to jak coś spierd**lę, to mogę tylko siebie za to winić :)
Reasumując: życie się w sumie zajebiście ułożyło, jeszcze gdyby nie moja prokrastynacja i notoryczne tracenie czasu na bzdety (np. gola), to byłoby jeszcze lepiej, no ale w życiu mimo wszystko też musi być miejsce na małe (i duże) przyjemności. Bo inaczej cała ta robota pójdzie na marne.....
Inżynier mechaniki i budowy maszyn zrodzony w bólach, który aktualnie wytłacza plastik.
Dzisiaj wybrałbym technikum, a później może studia.
Z tą karierą, to ciężko powiedzieć, bo mając 35 lat dalej do końca nie wiem co chcę robić w życiu.
Marzy mi się gospoda :)
Bracie, ogólnie rzecz biorąc to tak, jestem zadowolony. Praktycznie od dziecka wiedziałem z czym będzie związana moja przyszłość i ten cel osiągnąłem. W sensie samej nauki to nigdy nie traktowałem systemu edukacji jako czynnik dający Mi coś a jedynie kierunkowskaz do samodziałania - nawet najlepsza szkoła nic nie da jeżeli sam nie masz w sobie chęci i poświęcenia. Praca, bezpośrednio związana z obraną ścieżką edukacji, przez wiele lat sprawiała mi niezwykle dużo satysfakcji i pozwalała się specjalizować ale nigdy bym jej nie nazwał moim hobby bo dla mnie: "tam gdzie pojawiają się pieniądze, tam kończy się zabawa". Ale muszę przyznać Ci rację, że po wielu latach trudno się zaangażować w coś zupełnie nowego, z tym że u mnie nie jest to związane z lenistwem a bardziej z pragmatyzmem, po prostu unikam zagłębiania się w tematy z których nie będę regularnie korzystał.
Zawód zmieniłem pięciokrotnie i to najczęściej diametralnie.
Żadna tam edukacja tylko własny potencjał ma podstawowe znaczenie, kogoś zmotywowanego na zdobywanie wiedzy "edukacja" nie stłamsi.
Jestem zadowolony, ale pewnie nie spełniony, bo tyle jest jeszcze zawodów a tak mało życia.
Z jednej strony tak a z drugiej wszystko za pozno.
Edukacja, czyli podstawowka i liceum - meh, noone cares.
Studia - daja spora wiedze i jakies umiejetnosci (analityka), ale co z tego skoro jak je skonczylem (biotech, wtedy uznawany za "przyszlosciowy" kierunek w PL) to na 400 ofert pracy jako akwizytor przypadala jedna sensowna oferta pracy w przemysle/RnD. Na uczelni tez nie udalo mi sie zostac, bo wszystko rozdane po znajomosci (ludzie, ktorym pomagalem dokonczyc magisterke, z wynikami znacznie gorszymi od moich, dostali sie bo ich chlopak/dziewczyna/wujek byli profesorami albo znajomymi krolika). Robilem chwile doktorat w innym miejscu, ale wycofalem sie po pol roku (promotor pierdolniety :). Pozniej kilka lat z GOLem i klepanie roznych robot na boku, az wybralem sie do UK i zrobilem tutaj PhD i dalej robie to co lubie.
tl;dr
Powrot do punktu wyjscia tylko jestem jakies 10 lat starszy niz powinienem a tego nikt mi nie odda. Welp.
To co sie nauczylem w PL na studiach nadal o dziwo sie przydaje (mgr inz).
To edukacji czy kariery zawodowej? Bo mam wrażenie - i na swoje nieszczęście wiele osób tego nie dostrzega - że dziś edukacja bardzo często w ogóle nie idzie w parze z karierą zawodową. Rynek jest taki, że co kilka lat trzeba wymyślać siebie na nowo lub ciągnąć kilka srok za ogon.
Trochę tak jest ja teraz jestem na etapie szukania czegoś nowego. A Ty jaki masz zawód wyuczony?
Ja co roku dokładam sobie nowe zajęcie/zainteresowanie/hobby. Nie po to by się przemęczyć, a nie pozostać w czymś co złudnie „lubię”. Chce jak najwięcej opcji i możliwości poznać, zanim przy czymś zostanę na dłużej. Na pewno na złe mi nie idzie nauka i poszerzanie horyzontów :D.
Zasadniczo nie narzekam, zwłaszcza że pracuję w zawodzie który jeszcze nie tak dawno temu nie istniał.
Natomiast mogę powiedzieć, że w pewnym sensie zazdroszczę tym ludziom z klasy licealnej którzy już na etapie przed maturą mieli konkretny pomysł co chcą robić dalej, dlaczego i w jaki sposób to osiągnąć.
Co do narzekania - nauczyłem się tego unikać. Co prawda gula mi skacze jak słucham o zarobkach i premiach kolegów ale z drugiej strony stać mnie finansowo i co ważniejsze czasowo na czeste wyjazdy na tripy. I z takiego założenia wychodzę - nie wiadomo czy za 10 lat nie skończy sie rakiem i zadna kasa czy liczba mieszkań mnie nie uratuje.
Z edukacji?
Nie, zdecydowanie nie. Wiele aspektów można wymienić. Studia przerwałem na drugim roku.
Z kariery?
Zdecydowanie tak. Jestem programistą, lubię to co robię i mam z tego dużo kasy, ale żeby dojść do tego poziomu musiałem poświęcić ogrom czasu i wysiłku. No i wada jest taka, że po pracy nie mam ochoty patrzeć w jakikolwiek ekran więc odpada netflix czy gra (przynajmniej przez jakieś 2 godziny po pracy).
Edukacja? Jak to wygląda w polskim szkolnictwie, każdy widzi. A studia koniec końców porzuciłem z dwóch powodów.
1) Potrzebny był na dłuższą metę pieniądz, a nie jestem na tyle zaradny by jednocześnie pracować i zaocznie studiować
2) Mimo wszystko kierunek który wybrałem, to była ślepa uliczka. Gdybym ostatecznie go ukończył i miałbym pracę w zawodzie, to dzisiaj byłbym nieszczęśliwy.
Aczkolwiek nie żałuję okresu studiowania. Mimo iż ten czas można było spożytkować lepiej, to nie była to jednak zupełna strata czasu. Coś tam z nich wyniosłem.
Kariera zawodowa? Jestem zadowolony. Zaczynałem zupełnie od zera (brak jakiejkolwiek wiedzy w tym kierunku), ale w międzyczasie porobiło się jakieś kursy, zdobywało się wiedze po prostu pracując itp. I jakoś to poszło. Podwyżki regularnie wpadają, był nawet jakiś awans. Ogólnie jestem zadowolony. Praca nie jest jakaś mega ciekawa czy wybitna, ale przede wszystkim mnie nie męczy ani nie nuży. No i zarabiam wystarczająco. Zatem mam wszystko, czego potrzebuje i wymagam od pracy.
Nie jestem fanem naszej polskiej edukacji. Mając wiedzę po latach pewnie wiele bym zmienił. Chociaż niektórych ograniczeń np. finansowych i tak bym nie przeskoczył. Czy wiedziałem co będę robił w życiu? I tak i nie. Tak bo miałem jakieś ogóle marzenie na pracę w sektorze IT. Chociaż na etapie liceum nie siedziałem po godzinach i nie dłubałem pierwszych zaawansowanych programów w Pascalu tylko zagrywałem się w gry do nocy. Ale, być może przez to że komputer i internet pojawił się u mnie bardzo późno, to ciągnęło mnie do wszystkiego co związane z informatką. Od bebechów, przez grzebanie w systemie, zabawę z sieciami aż do tworzenia głupich programów na lekcjach informatyki co by wyprowadzić nauczycielkę z równowagi. Dokładając do tego opowieści kolegi z klasy, którego brat po studiach dobrze zarabiał utwierdziłem się w przekonaniu, że to może być ścieżka dla mnie.
Na studiach nie wszystko poszło tak jak bym chciał. Zawaliłem rok przez różne sprawy osobiste i niedojrzałość charakteru. Ostatecznie zmieniłem kierunek i uczelnię. Ale niczego w tej przestrzeni nie żałuję. Być może mniej się nauczyłem z obszarów technicznych ale tez uważam za przydatne aspekty z dziedzin biznesowych i umiejętności miękkich, które miałem okazję trochę zgłębić. Na minus studiów na pewno (niezależnie od uczelni) przywiązanie prowadzących do znanych i lubianych technologii zamiast, jak przystało na uczelnie wyższe, eksperymentowanie z nowymi. W rezultacie zaliczałem kursy z języków programowania, które już wtedy były niszowe i na marginesie wykorzystania komercyjnego.
A dlaczego nie do końca zgadzam się z tezą, że widziałem co będę w życiu robił? Dlatego, że jako nastolatek miałem zbyt mgliste pojęcie o tym jak wygląda świat IT, jak on ewoluuje i że to nauka przez całe życie. Jako szczeniak chciałem po prostu "być informatykiem", ale dopiero na studiach zacząłem się bardziej interesować programowaniem. Na jednym kursie załapałem silnego bakcyla do baz danych i w tym kierunku się mocno rozwijałem idąc na taką specjalizację. A w pracy zawodowej przechodziłem o baz, przez aplikacje, hurtownie aby teraz pracować przy inżynierii danych.
Nie wątpię, że miałem dużo szczęścia w życiu jeżeli chodzi o wybory i koniunkturę rynkową. Ale też uważam, że naprawdę mały odsetek młodzieży wie co chce w życiu robić. Natomiast jestem zdania, że warto próbować i zmieniać aż się znajdzie coś co będzie nam sprawiało frajdę i przy okazji pozwalało godnie żyć.
Studia, tak, bardziej z tego co się działo naokoło. Jedyny minus, to że trwały za dlugo, dzisiaj bym robił max 3 lata.
Kariera spoko, ciągle trzeba myśleć, wykorzystywać zdolności analityczne, ale też pracować z ludźmi. Plus jakas tam drobną cegiełkę do polepszania świata się dodaje.
Skoro w tym kraju nikt z niczego nie jest zadowolony to dlaczego ja miałbym być wyjątkiem? Hehe, nie no, narzekać nie mogę, bo nauka dobrana typowo pod zainteresowania, więc przynajmniej się nie męczę, ale co będzie dalej to nie wiem. I tak pewnie skończę w kompletnie innej branży niż ta wyuczona tak jak większość znanych mi osób, więc nie mam po co oceniać skoro wiele jeszcze przede mną.
z edukacji nie wiem, chyba tak.
jedyne czego żałuję, i to moja wina, to za mało się uspolecznialem w swojej grupie na studiach. w celach networkingowych, nie towarzyskich.
kariera? chyba tak.
olałem magisterkę, bo załapałem dobra pracę "w zawodzie" zaraz po studiach, a krótko potem załapałem jeszcze lepszą, ale już poza swoim zawodem. tam przygoda trwała do czasów pandemii i byłem zmuszony zrobić ogromny krok w tył - przez kilka miesięcy pracowałem na magazynie w Holandii. po czterech miesiącach znalazłem lepszą pracę, znowu w zawodzie.
W latach 90 studiowałem na kierunku humanistyczno-przyrodniczym na jednym z większych polskich uniwersytetów. W karierze zawodowej mi to kompletnie nie pomogło, ale bardzo miło wspominam ten okres i uważam, że studia humanistyczne korzystnie wpłynęły na mój rozwój. ;)
Po studiach, około dziesięć lat pracowałem na obrzeżach IT - wdrażanie oprogramowania w sektorze MSP i jednostkach samorządowych. W pewnym momencie nawet się zastanawiałem na studiami związanymi z informatyką, ale ostatecznie stwierdziłem, że "to nie to".
W okolicach 2010 zdecydowałem się na przebranżowienie i nie żałuję. Musiałem zrobić studia inżynierskie, żeby otworzyć sobie ścieżkę do maksymalnego poziomu uprawnień i po około dziesięciu latach pogłębiania wiedzy udało się je zdobyć.
W tej chwili jestem w tej komfortowej sytuacji, że to zleceniodawcy zabiegają o to abym przyjął ich zlecenia, więc kolejnego przebranżowienia już nie przewiduję.
A tak w skrócie: najlepsza rzecz w karierze - zdecydowanie - to robota za granicą. Siedzenie tylko w jednym miejscu często daje bardzo wąską perspektywę. Są zawody gdzie to nie ma znaczenia lub jest przydatne, ale patrząc z mojej perspektywy to że byłem zawodowo w kilku bardzo różnych miejscach cały czas procentuje.
Nie, ale to po części jest moja wina. Po pierwsze, włączył mi się okres buntu w najgorszym możliwym momencie (matury), do tej pory z ucznia który każdą klase kończył z wyróżnieniem i paskiem (na świadectwie, nie na dupie) spadłem do bumelanta i średniaka i to w kluczowym dla edukacji momencie.
Matury oczywiście zdałem bez żadnego problemu, ale mogłem osiągnąć dużo więcej i pójść na dużo lepsza uczelnie i na dużo lepszy kierunek.
Druga sprawa, że trafiłem na słabych nauczycieli w liceum którzy nie potrafili mnie zainteresować nauką.
Cóż, studia skończyłem na dobrej uczelni, mam 5 na dyplomie, magisterka zaliczona ale w zawodzie nie pracuje i nawet bym nie chciał.
Skończyłem dwa kierunki (mocno hobbystycznie ale jeden z nich pomógł mi w znalezieniu obecnej pracy), w najbliższą sobotę bronię trzeci (podyplomowy) związany z obecną pracą. Niby mam umowę na czas nieokreślony ale przyda się w przyszłości do awansu.
Myślę że wybrałem najlepsza ścieżkę jaka mogłem wraz ze świetną decyzja żeby nie robić magisterki
Natomiast na pewno nie podjąłem najlepszych decyzji finansowych, bo patrząc z perspektywy czasu, podejmując inne bardziej odważne decyzje już nie musiałbym pracować
Mam to szczęście, że w wieku ~10 lat wiedziałem co chcę w życiu robić i jakoś tak się to potoczyło że się udało. Lubię swoją pracę, nie mam oporów żeby strzelić dwucyfrowe liczby nadgodzin w miesiącu jeżeli trzeba, bo i to przyjemne i opłacalne. Wiedzy kierunkowej ze szkół/studiów używam z okolicach 10% ale bez papierka z polibudy raczej nie rozpocząłbym tej ścieżki.
Ja tam jestem zadowolony. Kasa nie jest duża ale za to poznaję sporo fajnych ludzi w branży, po prostu są inne wartości dodane. Pracuję też w moim hobby, a poniekąd też w zawodzie. Wcześniej pracowałem zdecydowanie w zawodzie ale czasy były trudne, a że pojawiła się okazja zacząć coś nowego to z niej skorzystałem.
Nie jestem zadowolony ogólnie i nie chodzi o zarobek bo zły nie jest, kij tam z edukacją ale obecna praca mnie już dobija, od poniedziałku do piątku zazwyczaj od 7:00 do 17:00 nie raz w sobotę trzeba przyjść, na początku zaczynałem na budowie jako elektryk, awansowałem bo paru latach do biura na kosztorysanta, bo zauważyli wtedy że młody i ogarnia komputer itp. ogólnie dobrze wykonuje swoją pracę bo żadnej większej wtopy nie było, ale czas pracy mnie już dobija i ciągły stres czy wszystko się policzyło jak trzeba. Tak szczerze to najlepiej wspominam okres jak się miało 15-18 lat bo jeździłem regularnie do brata na wieś pomagać na gospodarstwie, pomimo że było ciężko fizycznie bo wtedy nie było jeszcze sprzętów pokroju John Deera czy zautomatyzowanego dojenia krów, tylko klasycznie Ursus C-330 czy Zetor i szczerze brakuje mi tego, wole jeździć ciągnikiem cały dzień po polu orać pole, bronować, siać czy żniwa, buraki czy kukurydza niz to co obecnie, ale cóż, czasu się nie cofnie.
Czy jesteście zadowoleni ze swojej edukacji?
Nie. Tzn tak, ze zobaczyłem jak to wygląda, a nie, ze nie chciałbym w sumie robić niczego związanego z tym obszarem (IT), bo nawet nie dałbym rady siedzieć na krześle tyle godzin, a co dopiero gapić się w kąkuter.
A skoro skończyło się studia, nie lubi się niczego z tym związanego robić, nie robiło się nic szczególnego w domu, to i na specjalne oferty pracy nie miałem co liczyć.
Czy jesteście zadowoleni ze swojej kariery zawodowej?
Powiem tak. Nie mam bólu dupy, ani depresji z powodu, ze do tej pracy idę, a to juz spory plus. Mam pracę przy maszynach, gdzie jezeli nic zlego się nie zadzieje, to muszę tam najwyzej 'być'. Oczywiście musiałem wspiąć się na wyzyny i z uposledzenia mechanicznego troszkę ogarnąć, podobnie z automatyką. Uwazam, ze jak kilka osob napisało wyzej, potrzebne są pewne zdolności, zeby dobrze odnaleźć się w nowym miejscu i moze to tez troche cwiczą studia. Masz nową dziedzinę i musisz się w niej odnaleźć, zrozumieć ją. Umieć rozwiązywać napotkane problemy.
Też bym z alexem zrobił rozdzielność.
Ale nasz bogol nie rozróżnia rozdzielności od wspólnego gospodarstwa domowego.
edukacja szkolna kompletnie nic mi nie dała i uważam to za czas stracony.
Sytuacja o tyle kuriozalna, że rodzice zawsze powtarzali jak mantrę "skończ studia, kiedyś ten papierek się przyda. No to skończyłem, dla świętego spokoju, żeby mi nie wypominali do końca życia. Jak przyszło co do czego to przy zakładaniu firmy nie przysługiwały mi żadne dotacje, bo według urzędników mam wykształcenie wyższe i sobie bez tego poradzę :)
Wszystkie potrzebne umiejętności zawodowe nabyłem w formie samodoskonalenia. Hobby przerodziło się w pracę (grafika komputerowa) - najpierw jako pracownik, później jako freelancer. Koniec końców przebranżowiłem się i nie robię nic związanego z branżą "komputerową". Natomiast umiejętności nadal bardzo się przydają, bo nie muszę nikomu zlecać żadnych projektów dla firmy.
Uczelnia na której wylądowałem nie miała nic wspólnego z tym, co chciałem wtedy robić. Składałem papiery na japonistykę i jako backup na filologię angielską. Nie dostałem się ani tam, ani tam, a że nie chciałem iść do wojska, to na szybko zapisałem się na informatykę na prywatnej uczelni "bo i tak ciągle siedzę przed komputerem".
Pierwsze studia - inżynieria oprogramowania, drugie skończyłem robiąc magisterkę pod kątem baz danych, od kilku lat siedzę w korpo i zarządzam serwerami.
I z tym siedzeniem nie przesadzam.
Przez 90% czasu NIC się nie dzieje. Doprowadziliśmy środowisko do takiego stanu, że jest stabilne jak skała. Jeżeli ktoś przychodzi z głupim changem to mu mówimy, że jest głupi (change, bo człowieka tak nie nazwiemy nawet jeżeli tak pomyślimy) i ostatecznie rozwiązujemy problem tamtej osoby w poprawny sposób. Reszta regionów polega na inżynierach z Indii w pierwszej kolejności a tamci wprowadzają zmiany jak leci...
Anyway zazwyczaj podczas pracy nie ma problemów, żebym sobie obejrzał serial, pograł w coś itp. Jedynym nieudogodnieniem jest fakt, że muszę siedzieć przed kompem, żeby jednak odpisać komuś, jak już napisze.
Do końca roku mam 2 dodatkowe "etaty", gdzie płacą 3 razy więcej na B2B, a wymagają równie mało, bo wszystko mam już zautomatyzowane.
Czy jestem zadowolony? Zazwyczaj tak. Pracuję z domu, mogę zająć się dzieckiem jak trzeba, większość rzeczy to już rutyna, forsa się zgadza (w tym roku powinienem spłacić mieszkanie, 20 lat przed czasem). Jedyny problem mam z jednym etatem, który jest dla ludzi z AM. Miałem wszystko załatwiać w godzinach dla mnie korzystnych, ale większość rzeczy chcą, aby były robione ich wieczorami, czyli ok pierwszej w nocy naszego czasu. Zazwyczaj mam 4-5 takich "nocek" w miesiącu, ale ze względu na normalną pracę od 9 nie jestem w stanie się wyspać. No i z urlopami jest problem, bo trzeba to ogarniać w 3 miejscach na raz :P
Czy jesteście zadowoleni ze swojej edukacji/ kariery zawodowej?
Ogólnie to tak, chociaż edukacja mogłaby być dużo bardziej kierunkowa, no i mogłem kształcić się dalej, ale lenistwo :D
U mnie sytuacja wyglądała mniej więcej tak:
7 klasa podstawówki,
pierwsze zajęcia z chemii - chcę być chemikiem, ale pewnie pójdę do mechanika, bo do chemika się nie dostane
fajnie by było pracować w labie i takie tam
szkoła średnia - technikum chemiczne specjalizacja analityka chemiczna
chce studiować chemię, ale pewnie się nie dostanę
na pewno nie chcę mieć już nic wspólnego z chemią organiczną
praca w labo lub przemyśle spoko
uczelnia, AGH
ogólnie to podchodziłem do studiów 3 razy.
Za pierwszym razem studia dziennie: Wydział Metalurgii Nieżelaznej - spoko można być złotnikiem, ale niestety warunek z fizyki + matmy, a na drugim semestrze wytrzymałość materiałowa - to nie dla mnie
za drugim razem Wydział Inżynierii Materiałowej i Ceramiki, technologia chemiczna, zaocznie. Ale niestety obecna praca z której opłacałem studia raz że była o tyłek rozbić (ochrona) tak jeszcze nie dało się zawsze pogodzić pracy ze studiami, wiec olałem obie rzeczy
za trzecim razem, ponownie ten sam wydział, ale tym razem studia ukończone, w między czasie praca zawodowa jako galwanizer, laborant i ogólnie chemik od wszystkiego w dwóch zakładach pracy w czasie studiów.
wnioski:
- nie chcę pracować w labo jako labo - za duża powtarzalność
- nie chcę pracować w branży ceramicznej - za duży hałas i pyły no i gorąco
Tak czy inaczej pracuję w chemii związanej z oczyszczaniem ścieków i uzdatnianiem wody, jestem zadowolony z tego co robię oraz za to za ile to robię.
Jak chodzi o edukację, to na każdym etapie nauczania było dla mnie za dużo zapychaczy, chociaż z każdym stopniem było mniej (ale i tak bym na każdym stopniu nauki coś wywalił).
Mam też wrażenie, że szkoła średnia dała mi mega dużo pod względem praktycznym - dzięki czemu mogłem się bezproblemowo odnaleźć w pracy zawodowej i w części praktycznej studiów. Studia natomiast pokazały mi, że szkoła średnia zupełnie nie przygotowała mnie do studiowania i miałem mega braki z fizyki, matmy itp. co dziwne bo jednak szkoła chemiczna powinna te przedmioty też mocno cisnąć, w zamian za to mieliśmy wycisk z historii, polaka, biologii itp. (gdzie szkoła miała podpisaną umowę z AGH na łączoną maturę, wiec tym bardziej powinna cisnąć przedmioty które są ciężkie na AGHu).
Sama uczelnia natomiast miała masę przedmiotów zawodowych które pewnie by mi się przydały, ale nie koniecznie chcę pracować w ceramice, dodatkowo rozwinęła u mnie myślenie techniczne i pozwoliła zrozumieć pewne rzeczy co tak naprawdę jest przydatne w pracy, brakuje natomiast uczenia się np. takich trywialnych rzeczy jak występu publiczne, co koniec końców większość studentów po ukończeniu studiów w pracy będzie musiała zaliczyć.
Tak czy inaczej raczej na plus, chociaż wolałbym aby już od szkoły podstawowej była segregacja dzieciaków na zdolne w danych regionach nauki, to samo w szkole średniej jeszcze więcej praktyki, a mniej teorii (chociaż i tak byłem w szkole mocno praktycznej), na studiach podobnie, więcej samodzielnych projektów, więcej laborek, więcej przemysłu (chociaż było tego i tak sporo).
Oczywiście nie, ale uważam, że praca to ta sfera życia, która powinna być co najwyżej znośna, nigdy satysfakcjonująca. Jesli kiedyś powiem, że lubię chodzić do roboty (obojętnie jaka by nie była), to będę wiedział, że to najwyższy czas, żeby się zabić.
Trzeba tak robić żeby pracować krótko 2-3h i zarobić to co zarobiłbyś robiąc po 8-10h dziennie. Dziwie się żonie, że jeździ na fabryki tyrać i z dojazdami/powrotami + wstawanie i szykowanie się do pracy traci 11h dziennie. Z drugiej strony się cieszę bo trafiłem taką kobietę która uwielbia pracować co procentuje na budżecie rodzinnym, a nie jakiegoś pasożyta.
Może nie jestem wykształcony ale lubię kombinować i w szkole też dużo kombinowałem to teraz mam luźne życie. Ludzie mi pieniądze przynoszą do domu, a nie ma w tym ani wykształcenia ani kariery zawodowej.
mam 3 dyplomy ze slabej uczelni
pracowalem przez lata w naprawde dobrych firmach a teraz jak niektorzy wiedza tutaj, pracuje fizycznie piekac chleby
wiec moja edukacja ostatecznie na nic sie nie przydala
ale tak podsumowujac, nie nauczylem sie nic ciekawego przez te wszystkie lata:(
Jak ktoś widzi w pracy hobby to dobrze niemniej większość osób pracę traktuje jako konieczność, obowiązek lub przykry obowiązek. Dlatego zaradni ludzie robią wszystko aby mieć szybko dochód pasywny i móc zrezygnować z pracy na rzecz rzecz istotnych. Pamiętam czasy kiedy pracowałem do 2-3 w nocy a wstawałem o 7 rano i po wypiciu podwójnej kawy zaczynałem swój "wspaniały" dzień. Miałem w czasie tego dnia jeszcze dwa epizody kawowe a jedzenie najczęściej tragiczne pojawiało się w okolicach godziny 15. Oczywiście mimo że tragiczne to i tak było lata świetlne przed tym co serwuje sobie gęstochowa (chyba że już przestał bo organizm powiedział dość i spoczywa gdzieś już przykryty kwiatkami). Takie życie to nie życie. To jest przeżycie i nie ważne ile się zarabia.
Ja nie pracuje już prawie 10 lat i uważam że to była najlepsza decyzja w moim życiu. Niemniej jak ze wszystkim niech każdy robi to co uważa za najlepsze dla niego.
Zależy jaką uczelnie kończysz. Jak kierunkowa specjalistyczna to w 95% przypadkach robisz to do czego cię nauka przygotowała. Oczywiście że to są tylko podstawy a całość i tak potem wynika z zdobytego w czasie pracy doświadczenia. Kierunki medyczne i techniczne właściwie zawsze kierunkuje potem twoją pracę tak samo jak kierunki wymagające zdobycia uprawnień. Ja osobiście robię to do czego cele życie naukowe się przygotowywałem czyli pracę zostawić dla innych. 100 lat życia i z tego oddać 40 na pracę i 20 na naukę aby na koniec skończyć w jakimś domu starców, ludzi dobrze wytresowania. Są co prawda zawody otwierające oczy jak prokuratorzy, sędziowie w stanie spoczynku i czy zawody mundurowe które pokazują że schemat pracy do starości to paranoja. Prędzej czy później rządy wprowadza bezwarunkowy dochód podstawowy bo są czynności które nie generują dochodu a są społecznie potrzebne. Jak kończyłem studia to byłem ukierunkowany na : teraz trzeba tylko znaleźć pracę bo to najważniejsze tak mnie uczono a powinni uczyć rób to co lubisz bo to jest najważniejsze jak przy tym coś zarobisz to tylko wartość dodana.