A Tynio będzie miał za chwilę już 5 lat :).
Na razie mały urósł. Około 1,5 kg węża. Pewnie max z 5 kg będzie.
Niektóre Jego siostry są w podobnym rozmiarze. Największa to 15kilowa krówka.
Teraz będę musiał ogarnąć jakieś płotki, żeby mój synek nie rozbił szyby, jak będzie się uczyć raczkować i przywali zabawką ;).
To jest (był) Lucyfer przybłęda która mi się trafiła kiedy robiłem u siebie grilla w 2010 roku. Na zdjęciu ma około 4 miesięcy. Bardzo był szczwany, nauczył się sam a potem wszystkie koty w okolicy jak otwierać drzwi skacząc na klamki. Był też kotem nie miałczącym zupełnie, przez swoje krótkie 6 lat życia miałknął może 2 razy. Był ufny co niestety przyprowadziło go do zguby, trafił na złego człowieka który go pobił i pomimo prób zawalczenia o niego, jego maleńki futrzasty organizm się poddał.
Cisza, Przecinek i Miki. Rodzeństwo uratowne pod Wrocławiem. Takich dwoje jak ich troje nie ma ani jednego. Ulubione zabawy ganianie się i spanie na balkonie.
Oto Mika (babcia) i Kirke (gówniara). Pierwsza wzięta ze schroniska 10 lat temu, druga - znaleziona w wieku 4 miesięcy na drzewie na podwórku szkoły, gdzie pracuję (teraz już dwulatka).
Pierwsza często przynosi na próg myszy, druga - zazwyczaj ptaki. Kirke dostarcza nam też wielkiej frajdy, ganiając za znienawidzoną wiewiórką w ogrodzie. Na razie wiewiórka daje sobie radę.
No cześć. Klusek (ledwo odratowy kotek) i Navi, pieseł tak niebieskiej, królewskiej krwi, że się w głowie nie mieści ;)
Oprócz pięknej Heleny. W moim posiadaniu jest jeszcze Ziutek, czyli on. Przed chwilą miał wylinkę. A to zdjęcie ukazuje, dlaczego nazywają się tęczowe.
Przedstawiam wam Leona (3l.) polskiego psa gończego. Psinka od najmłodszych lat ma problemy z alkoholizmem. Będąc jeszcze szczeniakiem nażarł się całego wiadra pijanych wiśni, które to mój ojciec szykował na nalewkę. Zataczał się i kręcił bączki. Prewencyjnie wykonany został twitx na psie, ale dwa dni dochodził do siebie.
Jako że pies myśliwski to ma zakorzenione pewne zachowania, a podwórko ma bardzo duże i blisko pobliskich lasów i pól więc od czasu do czasu coś przypadkiem upoluje (nie chodzę z nim na polowania). Na liście obecnie znajdują się:
- Bażanty x3
- Gołębie x2
Z wad konstrukcyjnych nie ma fragmentu płata ucha.
To ja pochwalę się naszą kotką Neva Masquerade. Melisa uwielbia być noszona na rękach, ganiać za wszystkim, co nie przytwierdzone do podłoża i wciskać się tam, gdzie nie powinna. Słodki i mądry z niej kociak - sama nauczyła się aportować, doskonale opanowała też sztukę manipulacji :) Nie wiemy jak mogliśmy wcześniej żyć bez tej małej rozrabiary.
W przyszłym roku planujemy dobrać jej siostrzyczkę, tym razem jakąś biedną znajdę ze schroniska.
Aria, rodowodowy polski owczarek nizinny, 2 lata. Przywiozłem ją do siebie z drugiego końca Polski, w sumie pod wpływem impulsu. Piesek był ostatni z miotu, nikt jej nie chciał bo jest psem bardzo nieśmiałym (mało komu daje się w ogóle dotknąć jeśli kogoś nie zna). No i pomimo tego, że nie planowałem mieć psa mam taką oto psinkę i w tej chwili nie wyobrażam sobie żebym miał jej nie mieć.
Moja Józia, ukochana kiciusia mająca trzy i pół roku, zaledwie zdążyła wejść w kocią dorosłość, zanim odeszła. Znalazła sobie u nas dom 13 marca 2020 roku, miała około ośmiu miesięcy. Pamiętam, jak popatrzyła mi w oczy i zmiękło mi serce, pokochałem to zielonookie pysio od pierwszego wejrzenia. Józia była radosnym, pełnym życia i zaufania kociakiem wobec wszystkich domowników, nawet obcych. Potrafiła rankiem wybudzać, przytulała się w nocy oraz odprowadzała o późnych godzinach na papierosa. Bardzo często przy mnie siadała, uwielbiała robić baranki ze mną i żoną. Nade wszystko Józia kochała swojego piesia, dużego kremowego pluszaka na którym najczęściej leżała i spała prócz różowego pączka ze zdjęcia. Pamiętam, jak była mała przyciągnęła w pysiu swoją maskotkę z innego pokoju. Józi było pełno wszędzie i jej radosnego pomiaukiwania, był bardzo gadatliwym kociakiem, miała cały repertuar. Ponadto tak żywej mimiki nie widziałem u żadnego zwierzęcia. Okazywała nam przywiązanie, bezinteresowną miłość i zaufanie dosłownie na każdym kroku. Była moim towarzyszem, odprowadzała do drzwi, witała po powrocie z pracy, zasypiała ze mną. Niezliczoną liczbę wskakiwała na łóżko i kładła się blisko mojej klatki piersiowej pomrukując. Czasem chwytałem ją delikatnie za ogonek i tak się przechadzaliśmy do kuchni. Uwielbiałem rzucać jej przysmaki, jak ona wtedy wysoko skakała ! I skoki na witrynę z książkami, gdzie lubiła się czasem wylegiwać. Józia była od dzieciństwa nosicielem FIV - zespołu niedoboru immunologicznego, odpowiednika ludzkiego HIV. W grudniu 2022 Józia zaraziła się od kotów jednej z córek zmutowanym FCoV. Żona i córka truły tyłek bo święta itd. aż się zgodziłem wbrew zaleceniom weta i rozsądkowi. Jeden z kotów miał pchły, zaniedbanie córki, która zapewniała o zdrowiu i higienie. W lutym 2023 Józia zachorowała na zapalenie płuc, hemobartonelozę i ostatecznie zapalenie otrzewnej. Przez półtora tygodnia walczyliśmy z dwoma pierwszymi i pokonaliśmy, niestety, zdążył uaktywnić się śmiertelny wirus FIP. Zrozpaczeni z żoną podjęliśmy kurację eksperymentalną GS-441524. Ostrzygliśmy piękne, bujne futerko z którego była tak dumna pod robienie iniekcji. Przez trzy miesiące codziennie o jednej porze podawaliśmy bardzo bolesne zastrzyki, stabilizator w roztworze miał niskie PH, jeżeli odrobina dostała się na kocią skórkę bądź nieumiejętnie podaliśmy śródskórnie powodowała potworne, rozległe odczyny wyglądające jak poparzenia. Leczyliśmy Poliseptem aż do ich wygojenia. Kiedy nie mogła jeść karmiliśmy i poiliśmy ją ze strzykawek. Wykonaliśmy dla pewności w sumie 87 iniekcji, czyli o 3 więcej niż zalecane. Kicia była nieziemsko cierpliwa, jakby wiedziała, że walczymy z całych sił o jej życie. Józiowe badania były po kuracji bardzo dobre więc przeszliśmy na kilkumiesięczną obserwację. Niestety, po półtora miesiąca ponownie zachorowała na tą samo - mokry FIP, który na początku rozwijała się w ukryciu i dawał zbliżone symptomy do innych infekcji. Szukaliśmy nie tam gdzie trzeba i straciliśmy bezcenny czas. W tym samym czasie umierał mój 74 letni Tata. Nie podaliśmy w porę kotce ponownie zastrzyków. Józia dostała żółtaczki, brzuszek miała wzdęty od nagromadzonych płynów. Umierała, jednak mimo powikłań do końca walczyła o życie. Odeszła na moich oczach 16 czerwca, Tate pochowałem 11'stego. Doszło jeszcze kilka czynników, m.in. w tym samym czasie operacja żony, pogarszający się stan zdrowia matki i mój organizm nie wytrzymał obciążenia. Dostałem mikro udaru. Józia została skremowana wraz ze swoim ukochanym piesiem tydzień od śmierci, teraz jej prochy spoczywają w porcelanowym serduszku na pluszowej piłeczce i szarej mysi przy fotoramce z wyświetlającymi się jej zdjęciami. Nie było happy end'u jak w dziesiątkach tysięcy innych przypadków. Podarowaliśmy jej zaledwie kilka miesięcy. Pozostał pusty dom i echo jej kociej radości. Nigdy nie sądziłem, że można tak głęboko przywiązać się i pokochać mimo wszystko zwierzę. Bardzo boleśnie przekonałem się również ile dla mnie znaczyła Józiowa miłość oraz zrozumiałem tych wszystkich ludzi opłakujących stratę swoich kocich przyjaciół.
To jest historia Józi i moja.
Jest również przestrogą, zawsze należy pamiętać ponad wszytko o zdrowiu i bezpieczeństwie kociego członka rodziny. Józia nadal by żyła gdyby nie fatalna w skutkach decyzja żony i córki oraz moja uległość. Inaczej możemy stracić kogoś bezcennego a czas, niestety, ran nie leczy wbrew powiedzeniu. Pozostają wspomnienia i tęsknota za istotą, która była ziemskim aniołem.
Och nie nie nie, ten wątek nie może zostać zdominowany przez KOTY :P
Dla równowagi, pozdrawiamy niedzielnie z osiedlowego monitoringu. :)
Precel jagodowy. Otrzymałem go dosłownie w worku po tygodniowym wyciu córki o kotka. To było jedno z tych małych zaskoczeń typu wraca człowiek po pracy a tam ... tateł, zobacz co ja mam. Kotka trafiła do nas od Pani przedszkolanki i została przetransportowana ręcznie przez małżonkę podczas odbioru zachwyconej młodej. Trafiłem akurat na mrauczący wściekle worek z kilku miesięcznym czarnym i posikanym kłębuszkiem nieszczęścia. O perypetiach z Józią już pisałem wcześniej. Jagoda jak była młoda uwielbiał rwać, gryźć, drapać wszystko i wszystkich. To drugie szczątkowo pozostało. Prócz kilku skoków z balkonu jednym z jej największych osiągnięć było zrywanie tapety w korytarzu. Przyśpieszyło to tylko decyzję o remoncie i pozostaniu przy farbie. Wraz z przybywaniem lat stawała się coraz mniej ruchliwa jak to kotka geriatryczna, głównie śpi, ma sporo siwej sierści i problemy z twardszymi kąskami. Dlatego głównie pożera pasztety Gourmet. Jest z nami, jak wspominałem, od 16 lat i ze wszystkich perypetii zdrowotnych wyszła zwycięsko. Ostatnio naderwała mięsień tylnej łapy i trochę kulała, jak ją coś napadnie potrafi brykać jak młode kocię. Jak na swój wiek i tak ma świetną kondycję oraz chęci do gryzienia ludzi i innych zwierząt ;P
Sorry Megera ;)
Można poszukać gdzieś skakuna i jej przez lupę pokazać. Nie ma bardziej pociesznego pająka.
PS. Najłagodniejszy ptasznik to chyba Brachypelma emilia. Miałem, to była oaza spokoju.
Kulusia mówi część.
W związku z tym, że mam małe dziecko, Kulusia... jest teraz u mnie :D.
Jest to pająk mojej mamy, ale skoro mama przyjeżdża do nas częściej i na dłużej, żeby nam pomagać, to Kulusią nie miałby się kto zajmować.
Powoli dorasta w nas chęć do adopcji jakiegoś psa lub kota, ale jeszcze trochę minie, nim się zdecydujemy :)
Takie terrarium jej zrobiłem. Było ładne. Jestem z niego zadowolony.
Oczywiście żadna roślinka nie przeżyła. Połowa wykopana, a reszta przygnieciona tłustym zadkiem.
Wątek poświęcony historii naszych milusińskich, jak do nas trafiły, czym karmimy, co kochają a czego nie znoszą. Czy mają swoje ulubione gry, przy których spędzają z nami najwięcej czasu. Zdjęcia pupili jak najbardziej na miejscu, jeżeli wyraża pyszczkami swoją zgodę. Jak przyłożą łapkę, także o ich smutkach i radościach. Chomiki, pająki, jaszczurki i inne również mile widziane.
Czadowo :)
Vader, lat 6, lubi prawie wszystko, poza kotami, gołębiami, ludźmi którzy od razu chcą się głaskać i spoufalać i czerwoną papryką (surową).
(wątek super tylko jakby się dało nie rozmawiać o tych chorobach... bo szlag jasny mnie trafia czytając pseudoteorie :P)
Stefan. Lat nie wiem z 7 może. Lata temu zabił swoją matkę Stefkę. Bawiły się na stole i Stefan przez przypadek zrzucił ja ze stołu, a ta skręciła kark i zmarła na miejscu. Stefan nie lubi ludzi, zazwyczaj go nie ma w domu, wraca raz na parę dni coś zjeść i trochę odpocząć.
Aktualnie nie mam żadnego futrzaka, ale moja namawia mnie na Brytyjczyka. Są przepiękne. Koleżanka ma takiego kocura, który zwie się Bongo, ale coś czuję, że się dam namówić. Miałem w domu rodzinnym kilka kotów, z czego dwa mi uciekły albo ktoś je zabrał, jeden niestety musiał zostać uśpiony, a rodzice teraz mają kota po babci, którym się zajmują. Także jak tylko takiego zakupię to się pochwalę. :D
No to i ja się dorzucę do tematu, koci gang ze wsi (w której już nie mieszkam, ale koty nadal są) ale na wsi to wiadomo jak z kotami, biegają gdzie chcą, robią co chcą, na razie żaden nie zaginął i są w komplecie.
Jeden się ukrył pomiędzy innymi na górze xD (na zdjęciu jest 6)
Sussi
Właśnie po wylince. Z urodzenia Czeszka, lat 12. Jak na boa tęczowego całkiem spora, 2 m. będzie mieć.
Dzięki. To nie ja a moja dziołszka go ogarnęła. Ledwo żywy, karmilismy butelką a pies "mył" i tulił. Mamy jeszcze 2 stare koty. Ten miał iść do "dobrego domu". No i został:)
To co z psem czasem odwalają to głowa mała.
No jak to oddać?
Te oklaski mi się należą. 3 koty, pies i trójka dzieci. Zasłużyłem, a co:D
Dzisiaj znowu nie wytrzymałem w sklepie zoologicznym jak kupowałem żwirek kukurydziany i probiotyk oraz przy okazji smaczki. Chodzi o zabawki dla kociaków, za każdym razem walczę ze sobą, żeby czegoś nie dołączyć do zakupów. W końcu zacznie się to zamieniać w manię :D Dzisiaj kolekcja wzbogaciła się o brązową mychę. Pokażcie swoje zabaweczki dla milusińskich ? Może coś znajdę dla moich brzdący.
Na marginesie, te malutkie szare myszki kociaki uwielbiają ale to istna masakra, kiedy co trochę gubię lub porzucą pod szafami i trzeba szukać.
Via Tenor
Od wczoraj do dzisiaj smaczki z rybek i kaczki NO LIMIT. Oczywiście w granicach rozsądku. Niech futrzaste maluchy też mają coś z tego święta demokracji.
Czesanie jej to jest po prostu masakra. Chwilą porządku w sierści a jutro znowu kołtuny.
Nikt mnie nie zrozumie, ale może coś ważnego przekażę..
BADAJCIE te swoje zwierzaki, do cholery. Profilaktycznie. NIE IGNORUJCIE objawów, nie próbujcie tłumaczyć że "może nie smakuje", "może za gorąco", cokolwiek.
Spotkałam dzisiaj uroczą suczkę pitbulla, leciwą już, z podejrzeniem poważnej dysfunkcji nerek. Poza tym, że wyszło bakteryjne zapalenie pęcherza moczowego, największym problemem okazał się nowotwór żołądka (a nerki ma zdrowe).
Do czego zmierzam - ja wiem, że to wszystko są pieniądze. Badania krwi kosztują, badanie USG też kosztuje. No niestety musi kosztować.
Zawsze warto się zastanowić, czy w ogóle "stać mnie na zwierzę" - możecie mnie znienawidzieć, ale uważam, że zwierzęta to są "dobra luksusowe" i takie powinno być ograniczanie właścicielstwa.
Nadal nie rozumiem, dlaczego ludzie wchodzą do lecznicy weterynaryjnej w trybie żądania, a np. do salonu Mercedesa w trybie uległym.
W związku z trwającą jesienną, intensywną inwazją azjatyckich biedronek chciałbym przestrzec Wszystkich przed spożyciem tych toksycznych chrząszczy przez mruczki i piesełki.
https://kociamadka.pl/czy-biedronka-azjatycka-jest-grozna-dla-kota/
https://pomorska.pl/biedronki-azjatyckie-moga-atakowac-tez-nasze-psy-uwazajcie-na-zwierzaki/ar/c1-14506781
Osobiście szlag już mnie trafia no ale taki efekt niszczenia ekosystemu przez człowieka bo ptaki już by sobie z nimi poradziły. Te latające cholerstwa wyparły nasze rodzime niegroźne biedroneczki a w tym roku to istna plaga. Mam pozakładane moskitiery ale ciężko trzymać całą dobę futrzaki w domu. Moja starsza Tosia zamiaukuje nas do skutku a po wypuszczeniu poluje.
Mój Udrap to kotek szalony. Dziś spadł z parapetu, wczoraj z regału( w obu przypadkach +/- 1,5 m). Nic mu nie jest oczywiście. Ale moja żona to już panikuje, czy aby na pewno nic sobie nie zrobił ;) Miałem już wcześniej koty gdy mieszkałem w domu na wsi , i wiem z jakich wysokości skaczą/spadają . Dla żony to pierwszy kotek tak z bliska ;)
Niestety mojego Totozaurusa musiałem zabrać dzisiaj do weta. Od trzech dni ma rozluźniony stolec i saneczkowała. Okazało się, że w gruczołach około odbytniczych zgromadziła się kał i wet pupę mojej Tosi wycisnął. To był już drugi raz od początku pobytu. Chyba również przejadła się ostatnio kociej trawy. Podajemy probiotyk (myślałem jeszcze o powrocie do synbiotyku) ale z tym gromadzeniem się kału wokół oka saurona jest problem, bo nie wiem jak temu zaradzić. Mieliście z czymś takim do czynienia, poradziliście sobie jakoś ? Tylko wet ? Kupra nie ruszymy.
Gołębica, którą z żoną dokarmiamy. Przynajmniej staramy się od ponad trzech lat, czyli kiedy stała się obiektem zainteresowania naszej Józi. Przylatuje do nas systematycznie, Józia lubiła wtedy siadać w oknie i ją obserwować, tak stało się to naszą tradycją, nawet kiedy Józia przeszła tęczowy most. Nie jestem pasjonatem tego gatunku, daję temu upust nazywając je latającymi szczurami w momencie, kiedy opadają w grupie i przeganiają naszą ulubienicę. Gołębica ma od jakiegoś czasu partnera, gołębia ze zdeformowanymi pazurkami, który z trudem się przemieszcza.
Jak często karmicie swoich pupili, żeby im się zbytnio nie przytyło ? Stosujecie jakieś diety, specjalną karmę ?
Wczoraj natrafiłem i wspomniałem moje psinki, które ze mną były a które odeszły dawno temu.
https://youtu.be/l54ZadTXS_c
Nasza kotka (opisywana powyżej w poście nr 16) stała się zwierzęciem medialnym. Dziś w "Tygodniku Podhalańskim" ukazał się artykuł, którego jest główną bohaterką. Szkoda, że zyskała "sławę" w takich okolicznościach.
Ankieta na poidelka dla kota :)
Wymagania, latwa w utrzymaniu czystosci + fajnie by bylo jakby dalo rade myc w zmywarce
Via Tenor
Udanych, szczęśliwych i zdrowych Świąt dla Was i Waszych milusińskich życzę ze szczerego serca!
Spadł u mnie śnieg, koty pierwszy raz w życiu posadziły na nim swoje kupry ;)
Jak tam Wasze zwierzęce pociechy zniosły sylwestrowe wybuchy?
Moja starsza Tosia schowała się pod łóżkiem, młodsza Klarcia biegała wystraszona między pokojami w poszukiwaniu ciszy, nie dała się złapać, zewsząd dochodził huk odpalanych fajerwerków i petard. Obydwie miały podany wcześniej Kalmvet. Uspokoiły się dopiero po kilku godzinach odkąd miejscowa, pewnie już schlana, gawiedź wystrzelała się z "piniondza".
Oczywiście świętowanie nastania nowego roku zgodnie z filozofią Sośnierza oraz obyczajem ludności napływowej bądź tubylczej nie jest powodem do radości dla okolicznych zwierząt. Na nic apele i prośby. Podpita hołota by się pochorowała, gdyby nie weszła w 2024 z pierd***ciem. Takim durniom jak w art. życzę, żeby im w łapskach eksplodowało ze wszystkimi konsekwencjami:
https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/9393454,gratuluje-zabiliscie-koziolka-tragiczny-bilans-po-nocy-sylwestrowe.html
https://wiadomosci.radiozet.pl/polska/fajerwerki-w-dolinie-5-stawow-i-zwierzeta-w-zakopanem-skandaliczne-sceny-w-sylwestra-wideo
#niechmniektośprzytuli
Kiepsko mi się rozpoczął ten rok w pracy zawodowej. Beznadziejne przypadki, gdzie rozkładam ręce i nie widzę szans, jednocześnie patrząc w oczy właścicieli, gdzie nadzieja miesza się ze łzami.. rozwala mnie to doszczętnie. Nic nie mogę obiecać ani zagwarantować, a właściciele patrzą na mnie, jakbym była czarodziejką. Ogromnie mi żal.
Do rzeczy - co wy, właściciele czworonogów, wolelibyście usłyszeć od lekarza weterynarii? Brutalną prawdę, czy karmienie nadziei? Muszę zrewidować poglądy, bo sama w tym stanie daleko nie zajadę.
Brutalną prawdę. Jak wyżej, nie ma co karmić złudnej nadziei.
I Ty i oni wiedzą jak jest ale łudzą się jeszcze. Przykre to ale lepiej powiedzieć wprost.
Znam to z drugiej strony(niż Twoja) i uwierz, tak jest lepiej.
Via Tenor
Zdrowych, radosnych, szczęśliwych Świąt Wielkanocnych życzę Wam miłośnicy i opiekunowie kochanych zwierzaków jak i także Waszym milusińskim.
U moich to nawet spoko. Nawet lepiej jak jest 28* w pokoju. Gorzej ze mną.
Poza tym wkurzają mnie te upały bo chciałbym z Heleną pojechać do veta na USG a nie mogę bo w te upały żywej jej nie dowiozę.
Heh a ja psa przeziebilem klimatyzacja xD, w sumie to sama sie przeziebila, bo specjalnie sie spac polozyla za szafka rtv xD gdzie zimne powietrze wieje... by nikogo nie wyziebic...
Mała aktualizacja na temat zdrowia moich kotek. Miesiąc temu moja szylkretowa Klarcia przeszła zapalenie trzustki, morfo&biochem oraz USG wykazały schorzenie, w akcji seria zastrzyków u weta z antybiotykiem, temp. zniknęła i zachowanie kotki wróciło do normy (obraz w USG prawidłowy). Jest na diecie oraz bierze AmylaDol Paste. Musieliśmy wszystkim zmienić suchą karmę, przejrzałem kilkadziesiąt pod kątem składników analitycznych, padło początkowo na Purina Friskies Sterilised, obecnie Smilla Adult Light.
Najmłodsza biało ruda Marcelcia ma natomiast problemy z luźnym stolcem odkąd wyleczyliśmy kociate z Toxocara cati (była jej źródłem). Brak temperatury i zmiany zachowania. Wciągnęła tubkę Dolfos Probiotic Paste, podaję AmylaDol i dopiero zaczęliśmy Dolvit Gastro. Kupa bez zmian. Jak nie pomoże, morfo i biochem (odkładaliśmy badania, żeby kotce oszczędzić stresu ale nie ma już chyba na co czekać) oraz prawdopodobnie USG z ponowną zmianą diety, tym razem mokrej karmy dla wszystkich (wyżerają sobie wzajemnie z misek, suchą mają wspólną) na Kattovit Gastro i animonda Integra Protect Adult Intestinal. Oczywiście wszystko robię po konsultacji weterynaryjnej. Jeżeli ktoś przechodził lub przechodzi podobne problemy gastryczne z kociakiem, dajcie znać.
Jak miewają się Wasze zwierzaki?
Pies ma stać na łańcuchu, a kot myszy łapać. Z resztą tak jest napisane w Piśmie Świętym.