„Ciężka praca się opłaca” jest największym kłamstwem, jakie można wcisnąć swoim dzieciom. Mądra (nie mylić z pracą biurową lub umysłową) się opłaca, ciężka praca owocuje jedynie problemami zdrowotnymi i zwiększeniem obowiązków.
Tak wiem , że każdy ma swój rozum i można było stosunkowo szybko zrewidować idiotyczne porady rodziców i zmienić swoje funkcjonowanie
Niestety, tak to nie działa. Nie można zmienić efektów i wpływu otoczenia „pozytywnym myśleniem”. Od tego są terapeuci, bo człowiek, który doświadczył „toksycznych” porad (w przypadku pracy np. pracuj ciężko, nie zmieniaj pracy, nie chodź na chorobowe bo szef będzie zły) nie może po prostu zacząć działać inaczej. Autorefleksja przychodzi po czasie (jak w twoim przypadku), i żeby uchronić ludzi przed tym samym wypaleniem i podejściem „nic nie widział, nigdy nie żył” są powoli wdrażane kampanie społeczne, mające uświadomić, że praca to nie jest najwyższa potrzeba w życiu ludzkim.
Niestety, może i masz czego żałować, ale nie jest to twoją winą - tak zostałeś wychowany, i jedyne co możesz zrobić, to pomóc następnemu pokoleniu.
I tutaj właśnie zazdroszczę młodym. Jak jeszcze robiłem na etacie, to inne stare zgredy mojego pokolenia narzekały na nowych, że leniwi, że 16:00 i out z hali/biura, że nie biorą nadgodzin, że L4 sypią jak z rękawa, że zmieniają pracę co rok/dwa - a oni właśnie są zdecydowanie „mądrzejsi” niż narzekające na nich czterdziestolatki. Nie mają przywiązania do pracy, szef powie coś krzywego? Odpyskują znacznie gorzej i głośniej, zaproszą do kadr jak boss ma jakiś problem. I wychodzą z podniesioną głową, mając pół dnia na życie, korzystają ochoczo z urlopów podróżując lub po prostu gapiąc się w ścianę w mieszkaniu, odpoczywając mentalnie. Life work balance to zdecydowanie najlepsze, co młodsze pokolenie wniosło w świat pracy, i może oni nie będą zgorzkniali pod koniec swojego życia.
Podstawowy błąd to nie pracuj ciężko tylko pracuj mądrze.
Na wszystko jest miejsce i czas. Nie można popadać w żadną skrajność.
a ja zgadzam sie z autorem w 100%, ciężka praca jest dla frajerów. Dlatego od 3 lat jestem bezrobotny, bo nie chce dalej być niewolnikiem systemu. pieniądze zawsze jakoś się znajdują, a nie jestem uwiązany codziennie na 8h niewolnictwa.
Całą młodość rodzice i dziadkowie mówili , że CIĘŻKA praca popłaca i prawdziwy facet to ciągle pracuje i wiecznie pracuje :)
Dolatuje 40stki i chyba przepracowałem całą swoją młodość, często gardząc tymi co pracy unikali , kombinowali - jednym słowem robili co chcieli .
Podsumowując to wszystko stając przed lustrem wychodzę na frajera , gdyż nie mam źle , ale wcale nie mam więcej od tych co swoją młodość spędzili na relaksie , podróżach i byciu wolnym - paradoksalnie sam zrobiłem z siebie niewolnika... i nie wiem czy nie jest to kwestia wychowania i swojego rodzaju zaszufladkowania społeczności w której się człowiek wychowywał gdzie tak jak wspomniałem, wpajali CI do głowy od podstawówki , że pracuj chłopaku ciężko to będziesz miał w życiu dobrze, a na pewno lepiej niż te próżniaki.
Pokłosiem ciężkiej pracy są problemy zdrowotne , których raczej bym nie miał gdyby nie stres , przeciążenie , niedojadanie i niedosypianie ....
Ciekaw jestem czy nasi rodzice bo przypuszczam , że masa ludzi została w takim duchu wychowana mieli świadomość, że robią z własnych dzieci odpowiedniki mułów .
Tak wiem , że każdy ma swój rozum i można było stosunkowo szybko zrewidować idiotyczne porady rodziców i zmienić swoje funkcjonowanie , natomiast z domu idzie się z tym z czym Cię wypuszczają ... a jak zdasz sobie sprawę , że to była głupota to już jest ten czas , że masz czego żałować ...
Pozdrawiam niewolników pracy .
40 stka to ciężki okres w życiu wielu mężczyzn. Wiem co mówię ;)
Powodzenia w definiowaniu rzeczywistości na nowo :)
Dlatego najlepiej rozwieść się jeszcze przed czterdziestką.
Mimo, że ja miałem pomysł i założyłem firmę, wyremontowałem dom i ciągle w "coś" inwestuję (zamieniam stare na nowe) to dopiero moje dzieci zakosztują luksusu. Ja niestety będę pracował i nic z tego konkretnie nie będę miał. Inna sprawa jakby moje rodzice, dziadkowie mieli już coś poukładane ale niestety jak się urodziłem to moja rodzina była szarymi pracownikami i żyli od 10-tego do 10-tego każdego miesiąca.
Jakbym dostał na starcie milion to sprawa byłaby z goła inna ale cieszę się, że moje dzieci nie będą musiałby pracować w firmie za najniższą krajową i to jest mój największy sukces.
Niektórzy mają łatwiej bo wystarczy mieć bogatych rodziców albo dziadków czy też ożenić się z bogatą kobitą. Jak tego nie masz to musisz coś sam ogarnąć, a to jest ciężko zrealizować.
Widzialem w praktyce i druga wersje: ucz sie a wyjdziesz na ludzi. Jak kazda tego typu porada, ma to ograniczone zastosowanie. A moze inaczej: jak ktos za sztywno do tego podchodzi to wychodza potem kwiatki.
Ten wpis przypomina mi jedyny film z Netflixa, po ktorym pomyslalem, ze bylo tam cos wiecej niz rozrywka. Nie pamietam tytulu, ale dorosli polscy aktorzy grali dzieci chodzace do szkoly. Zrobione to bylo genialnie, z kilkoma przeslaniami, ale jedno bylo takie, ze dorosli maja ogromy wplyw na dzieci. Wiec nieco uwazam co robie i co mowie, bo dzieciaki przejmuja, czy chca czy nie chca.Wiec jak tez masz dzieci, to wiesz...
Lubimy porównywać się do tych którzy mają lepiej, zupełnie ignorując tych którym nie do końca poszczęściło się w życiu.
Tak też zrobił autor wątku.
Ja zaproponuję coś innego - gdybyś miał się jeszcze raz urodzić i mieć losowo wybrane miejsce i okoliczności urodzenia, to czy poszedłbyś na taki zakład?
Przypominam że mamy na świecie około 8mld ludzi i w tym zakładzie każdy z tych 8mld ma to samo prawdopodobieństwo że stałbyś się nowym człowieczkiem.
spoiler start
ja bym w życiu nie poszedł na ten zakład
spoiler stop
Jesteś tym kim jesteś dlatego, że robiłeś to co robiłeś. Nie podobasz się sobie?
W (chyba) psychologii funkcjonuje pojęcie efektu Dunninga-Krugera, który w dużym skrócie zamyka się w zdaniu: "Ludzie o niskim poziomie umiejętności wyciągają błędne wnioski i podejmują błędne decyzje, ale nie są w stanie popełniać błędów z powodu niskiego poziomu umiejętności".
Idąc dalej ludzie ci nie rozumieją popełnianych błędów co ich prowadzi do wiary we własną słuszność, i dalej, do wzrostu zaufania do własnych decyzji i do siebie, a także do świadomości własnej wyższości.
Mamy tu paradoks, z którym wszyscy często mamy do czynienia w życiu: mniej kompetentni ludzie postrzegają siebie jako profesjonalistów, podczas gdy bardziej kompetentni ludzie wątpią w siebie i swoje umiejętności. Im niższy poziom umiejętności, tym większa pewność siebie.
To jest znane od wieków. Znalazłem gdzieś w sieci dwa cytaty a propos efektu:
Karola Darwin: "Ignorancja rodzi zaufanie częściej niż wiedza"
Bertrand Russell: "Jedną z niefortunnych rzeczy naszych czasów jest to, że ci, którzy są pewni siebie, są głupi, a ci, którzy mają wyobraźnię lub zrozumienie, są pełni wątpliwości i niezdecydowania".
To co Cię trapi - trapi innych i trapiło ich od wieków i będzie trapić dawno po tym, gdy nie będzie tych, którym przekażesz swoje ideały, przekonania i wartości. I jeśli to zrobisz zgodnie z sumieniem i tym czego sam się nauczyłeś jest duża szansa, że ich też będzie trapić ta niepewność i powiedzenie "jeśli jesteś taki mądry, to dlaczego jesteś taki biedny".
Rozwiązanie jest jedno - przygotować się na to, że tak jest i olać to.
Niby dobijasz do 40stki a naiwny jesteś jak dzieciak. Życie jest niesprawiedliwe. Tyle i aż tyle.
Niektórzy, jak Twoi znajomi, mogą mieć łatwiej, inni trudniej. Niektórzy będą harować całe życie bez chwili wytchnienia i nic nie będą z tego mieć. Niektórzy nie przepracują w swoim życiu nawet godziny, bo akurat urodzili się w takiej, a nie innej rodzinie (albo po prostu będą mieć szczęście). Niektórzy założą swoją, kochającą rodzinę i umrą w otoczeniu bliskich, inni umrą samotnie, naiwnie wierząc bajeczkom Disney''a, że i na nich ktoś gdzieś tam czeka. Dziwne, że starym koniom trzeba takie rzeczy tłumaczyć. A, no i to, że "prawdy absolutne" wpajane w dzieciństwie przez rodziców są najczęściej nic nie warte to też inna sprawa.
W żadnym , ale to w żadnym przypadku czas i wkład pracy nie przekłada się na znaczące różnice majątkowe - co ciekawe tam gdzie się pracuję ciężej i więcej są większe problemy z rodziną i dziećmi - a konkretnie czasem by to wszystko spiąć tak jak powinno wyglądać....
Czyli sugerujesz że dorobiłeś się Porsche i kolega bumelant co unikał pracy będąc pasożytem na karku innych dorobił się jeszcze lepszego Porsche? No to chyba muszę przestać pracować, choć ja mam ten problem że za bardzo lubię swoją pracę i traktuję ją czasem chyba jak jakieś hobby bo idę do niej z uśmiechem na twarzy tak jak choćby do ulubionej restauracji.
Rozumiem, że obecnie czujesz się rozczarowany i zniechęcony swoim życiem zawodowym, ale chciałabym Cię pocieszyć i powiedzieć, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Praca jest ważna, ale nie powinna być jedynym celem w życiu. Warto czasami zrobić sobie przerwę, odpocząć i skupić się na swoim rozwoju osobistym.
Pamiętaj, że każdy ma inny sposób na to, jak spędzać swoje życie. Nie ma jednej drogi do szczęścia i spełnienia.
Nie warto patrzeć wstecz i żałować swoich wyborów, bo to tylko marnuje czas i energię. Lepiej skupić się na tym, co możesz zrobić teraz, aby poprawić swoją sytuację. Zmiana jest możliwa, trzeba tylko znaleźć w sobie odpowiednią motywację i odwagę, aby zacząć działać.
Co tu można poradzić?
Pizdnij to wszystko jeżeli możesz, jeżeli nie dasz rady to staraj się trzymać dystans, również do samego siebie.
Ale o co chodzi? Nie masz żony lub partnerki, zostawiła cię?
Całą młodość przeżyłeś w piwnicy z giereczkami, bez znajomych? Nigdzie nie byłeś, świata nie zobaczyłeś, niczego nie przeżyłeś, nikogo nie poznałeś i jesteś czterdziestoletnim prawiczkiem?
No nie, ponoć masz nawet córkę.
Sam piszesz, że nie jest Ci źle.
Gdzie tak tyrałeś, na magazynie, na kasie w Macro? Czy jednak na jakimś lepszym "stanowisku"?
Teraz pomimo tego wszystkiego masz jeszcze czas na bycie konfederackim/prawicowym trollem (to pierwsze tylko twoim zdaniem).
Zwolennicy Konfy to chyba doszliby do wniosku, że na co sam zapracowałeś, to masz, widocznie jednak nie byłeś ani taki mądry, ani sprytny, jak zazwyczaj sądzisz. Więc w czym problem? Bierz się do roboty, jeszcze masz czas by się dorobić.
sam jestem po 40tce
pracowalem kiedys sporo ale przynajmniej za ladna kase
ale duzo wydawalem, prywatna szkiola dla dzieci, podroze
kumple kupowali mieszkania na wynajem i maja po kilka, ja w sumie z majatku to mam dom na kredyt, dobre auto, troche sprzetu i tyle
bylem troche niewolnikiem pracy przez lata, zarabialem duzo jako freelancer wiec glupio liczylem w stylu - wezme 10 dni wolnego to nie zarobie 5000 euro (jak mialem dniowke 500)
potem sie to zwiekszylo do ponad 6000
a potem nagle mialem wywalone
bralem wolnego ile trzeba, czasem by pojsc na rower po prostu
a pozniej calkiem rzucilem prace ktora dawala mi ponad 12tys euro na miesiac by rozwijac swoje hobby o ktorym tu juz pisalem
i teraz zarabiam mniej, moze kiedys bede tyle samo co wczesniej, nawet duze ale watpie bym chcial do tego dopuscic bo to by znaczyloi ze pracuje znowu wiecej niz chce
Nie mów do mnie jak z telewizora. Napij się Stasiu i powiedz, o co się tobie rozchodzi.
Na szczęście mam świetny plan/lifehack, aby nawet nie dożyć do czterdziestki. I już nie muszę się spinać.
Jedno nie wyklucza drugiego.
Wielu mysli ze jak rzuci robote, to jakims cudownym sposobem nagle bedzie podrozowac, znajdzie piekna dziewczyne i przezyje niesamowita przygode.
Nie, tak nie bedzie. Jak rzucisz robote to zadna dziewczyna nie bedzie cie chciala i bedziesz siedzial i gapil sie w sciane w pokoju zamiast zarabiac pieniadze.
Po prostu trzeba znalezc robote ktora ci sprawia przyjemnosc i przynosi duzo $ to wtedy ci sie wszystko inne pouklada. I nie bedziesz mial wtedy wrazenie ze sie sfrajerowales.
Wiek tu nie ma nic do rzeczy. So 20 latkowie co zarabiaja miliony $ i sa 60 latkowie co ciezko tyraja i gowno maja.
Pokłosiem ciężkiej pracy są ...
NIE nie są. One są pokłosiem złych wyborów i niewłaściwie uporządkowanych priorytetów.
Ciężka praca nie jest zła i rzeczywiście przynosi efekty o ile jej cele są dobrze wybrane.
Jeśli mieć pretensje do rodziców, to o niezadbanie o umiejętność wyboru priorytetów, a nie o namowę do ciężkiej pracy.
I śmieszą mnie te teksty "pracuj mądrze, a nie ciężko" - to niemądrzy ludzie nie rozumieją, że ciężko nie oznacza niemądrze.
Najlepsze jest to, że na pytanie co to znaczy mądrze? (w konkretnym przypadku) odpowiedzi tacy zwolennicy "konceptów z kalendarza" raczej nie udzielają.
Powinno być po prostu "pracuj mądrze", ale to nie brzmi atrakcyjne i nie trafi do zagubionych szaraków, którzy z tego powodu np. nie puszczą adekwatnego mema na łotsapie lub nie wykupią kołczingu i nie dowiedzą się, że pracują ciężko aby opłacić kogoś, kto (jak im się wydaje) im wytłumaczy, jak pracować mądrze.
Rady rodziców w przeciwieństwie do rad takich "wszekliej maści kołczów" można zweryfikować na etapie porady - po prostu obserwując jak rodzice sami realizowali to, co radzą.
Zawsze przy takich rozkminach przypomina mi się moment z Tokyo Drift >>> https://www.youtube.com/watch?v=Wyz2NhxdObM
Mam taka radę odnośnie ''kryzysu wieku średniego mężczyzn'' - znajdź sobie jakieś hobby na które wydasz kasę(o ile możesz) i zatrać się w nim. Przepuszczanie kasy, takie z pozoru bezsensowne, nieopłacalne ale będzie sprawiać radość. Choćby takie kolekcjonowanie z samego kupna i szukania rzeczy, czegoś co nie ma wartości dla wielu osób. Wydaje się śmieszne i głupie ale wiele ludzi dziwi się potem, że znalazła coś co wcześniej potrafiła omijać czy nawet tym gardzić.
Pokłosiem ciężkiej pracy są problemy zdrowotne , których raczej bym nie miał gdyby nie stres , przeciążenie , niedojadanie i niedosypianie ....
Oj nie nie nie. To nie jest pokłosie ciężkiej pracy. To jest pokłosie wyzysku w który dałeś się wrobić. Trzeba było na którymś etapie powiedzieć: stop.
Jeżeli byś był wcześniej asertywny, to by do tego nie doszło. Jeśli by Ci zagrozili zwolnieniem. To niech zwalniają, niech zatrudniają te stada chętnych.
Powinieneś sobie zrobić rachunek sumienia, bo tak nie może być. To że mają w firmie złą organizację pracy to jest wina jej organizatora, nie Twoja. Ja teraz jestem w pracy w której służbowy telefon zostawiam na biurku. I to nie jest kwestia tego, że mam wywalone, tylko jasno postawionej granicy. I się nie stresuję po godzinach pracy. Praca jest fajna ale nie można sobie dać wejść na głowę.
Miej czas po pracy na swoje hobby, samorealizację i rodzinę.
Chłopie, ja może nie zarabiałem tyle co el.kocyk a już na pewno nie tyle co żona Alexa, ale nie jest źle, zdarzało się regularnie przebijać te 50-70k miesięcznie i wiesz co?
Ma masę znajomych znacznie majętniejszych ode mnie, bo np. babcia zmarła zostawiając na Żoliborzu bliźniaka wartego 4 bańki. Znajomy odziedziczył kamienicę we Wiedniu (choć tu ktoś się pokumał w temacie i namówił go na wymianę na altanę pod Warszawą :D). Turbodebildwieleweręce wszedł w krytpo gdy ja wpakowałem wszystko w biznes, który padł na cyce po 3 miesiącach. Trochę też wywaliłem się na nieruchach/inwestycjach i nawet nie mam własnego mieszkania (choć stać mnie na nie).
I wiesz co? W sumie nic. Jest spoko, pożyłem, popodróżowałem, nadal nie jest źle a będzie tylko lepiej. Lubię to co robię, nie powiem że dnia nie przepracowałem, ale niewiele było miesięcy bez satysfakcji zawodowej.
Oh wait. Niedosypianie? Niedojadanie? To mi przypomina nie pracę a frajerstwo wczesnych milenialsów i poprzedników. No to tak, nie warto, głupiś. Czasem mi się wydaje, że 90% roboty ciągną właśnie roczniki "do ~1985", późniejsze zdecydowanie bardziej rozpieszczone, ale i mądrzejsze przez brak kultu zapierdolu.
No cóż powiedzieć, nie ma co ukrywać ale też już mam dosyć, długi czas robię od 7:00 - 17:00 i 2 soboty minimum i się żyć odechciewa, może pieniądze nie są z tego układu złe, bo za nadgodziny jest więcej ale co z tego, a jak wrócisz do domu to się odechciewa wszystkiego, a takie patusy co ciągną na socjalach czy sebixy które sobie chodzą na mieście, zadowoleni z życia, trochę to przykre, nie ma i nie będzie sprawiedliwości.
Widziałem już ludzi, którzy za gównianą plastikową plakietkę pracownika miesiąca wypruwali sobie żyły, czy pracowników „awansowanych” na kierownika, którym dokładali 300% obowiązków I dwie stówy więcej do wypłaty.
Jeśli interesują Cię tylko kategorie majątkowe, to tak, jesteś frajerem. Niemniej to niekoniecznie Twoja wina, może to szczyt Twoich możliwości.
Ale kogo obchodzą tylko ww.
Maverick0069 - pracujesz po to aby mieć za co żyć i żyć na jakimś poziomie. Jeśli nic nie odziedziczyłeś a większość osób jednak niewiele odziedzicza to jesteś kowalem swojego losu. Jedyna szansa aby nie pracować do 67 roku życia lub mieć pracę elastyczną to założenie własnej działalności. Poza tym poza szczególnymi przypadkami pracy w dużych firmach i awansu w jej strukturach nie ma żadnej szansy na zarobki takie jak przy własnej działalności. Wszystko jednak rozchodzi się tylko o prostu współczynnik poświęcony czas / wysokość zarobku czym jest wyższym tym lepiej. Potem albo masz duże oszczędności albo budujesz mechanizm dochodu pasywnego. Oczywiście lepsze jest to pierwsze. Najgorsze jest jednak porównywanie się bo jest to bez sensu, przede wszystkim nie każdy zaczyna z tego samego miejsca po drugie nie ma to żadnego sensu chyba że chodzi o motywację. Z mojej perspektywy prawdziwe szczęście to szczęśliwa i przede wszystkim zdrowa rodzina / a wszystkie inne rzeczy materialne to tylko pomoc jak kropka nad i w tym szczęściu.
A ja mam pytanie do ludzi takich powiedzmy 35+
czy zastanawialiście się w ogóle, jakie macie CELE? Tzn. celem pracy jest zarabianie, wiadomo. Ale myśleliście w ogóle, do jakich kwot dążycie i na co je chcecie przeznaczyć? Macie jakiś pułap ustawiony?
Bo w radzie "musisz się starać i ciężko pracować" nie ma w zasadzie nic złego, tylko brakuje drugiej części. Określenia celu.
Jasne, że można pracować, by kupić jeszcze większy dom/jeszcze lepszy samochód etc, ale nie sądzę, by wszyscy tu dali się porwać tak galopującemu konsumpcjonizmowi..
Via Tenor
9 miechów urlopiku i końca nie widać<3
Jak można zapierdzielać cały rok dla kilku tygodni wolnego? LOL
Życie dzieje się teraz, zaraz czas umierać, o cholera