1. Chodzę do lekarza, jak już sam sobie nie mogę poradzić z problemem, bądź widzę większe zagrożenie w dłuższej perspektywie. Jakieś przeziębienia mocniejsze staram się "ogarniać" samemu.
2. W momencie kiedy mam problem z zebraniem siły na wstanie z łóżka.
3. Trochę pomiędzy, biorę parę jakichś supli, odżywiałem się zdrowo (teraz dietę szlak trafił XD).
4. Reklamy działają tylko w ten sposób, że idąc do apteki, mówię "poproszę coś w stylu XYZ na ZYX", gdzie XYZ to ten znany lek z reklam, a ZYX to jakaś tam choroba.
1. chodzicie do lekarzy, kiedy jest taka potrzeba, czy próbujecie ogarnąć na własną rękę metodami naturalnymi?
Chodzę na L4 i się kuruję (często w połączeniu oglądaniem czegoś, np zaległości seriali). Staram się unikać jak się da antybiotyków, zawsze proszę o leki łagodniejsze. Wolę dłużej wyleżeć niż się niszczyć antybiotykami.
2. gdzie macie granicę między "to katar tylko" a "umrzywam, nie idę do roboty bo spisuję testament"?
Jak mnie głowa boli/mam gorączkę tak bardzo, że obawiam się że w razie jak ktoś mnie wyprowadzi z równowagi, moge powiedziec coś przez co będę miał problemy z przełożonymi. Ale ogólnie bardzo nie lubię chodzić do pracy z chorymi zatokami, silnym bólem głowy, stanem podgorączkowym itd. Chodzę na L4.
3. jesteście nafutrowani suplami z jąder rekina (na odporność, wiadomo), czy raczej wolicie bardziej cywilizowane metody, jak np. zdrowe odżywianie?
Ani zdrowo się nie odżywiam, suplementów raczej nie używam. Jak czuję, że coś mnie "bierze", to staram się łagodzić to witaminą C ale to tyle.
4. (chyba najważniejsze) jak na was wpływają reklamy suplementów tudzież "alternatywnych metod leczenia", w skali 1-10, gdzie 1 - gardzę nimi, 10 - od tego zależy moje życie
2. Ogólnie o ile bardzo unikam antybiotyków, tak suplementów również nie stosuję; jestem zdania że chorobę trzeba zwyczajnie wyleżeć i dać organizmowi czas na "samonaprawę".
Idę do lekarza gdy "domowe sposoby" (czyli OTC plus jakiś miód i inny chrzan) nie pomagają, ostatnio byłem trzy lata temu, ale też obyło się bez antybiotyku.
Do pracy nie idę gdy pojawia się gorączka, a zwykle pojawia się na 1-3 dni, albo uciążliwy katar, który wolę po prostu wygrzać w domu.
Leczę się Apapem, Strepsilsem, Tantum Verde, Cholinexem Intense i jedynym skutecznym lekiem na katar - Otrivinem Ipra Max.
Reklamy cementu? Puszczam mimo uszu.
1. Unikam lekarzy jak ognia, zawsze staram się postawić na nogi własnymi siłami i środkami
2. Jeżeli zawiedzie punkt pierwszy i już się czuję tak fatalnie, że sił do życia zaczyna brakować, to jest ten moment gdy jednak idę do lekarza po coś mocniejszego i/lub L4
3. Dwa tygodnie temu właśnie coś próbowało mnie rozkładać, to popołudniami i wieczorami zawijałem się pod kołderką z kubkiem gorącej herbaty. Jak zacząłem dochodzić do siebie to kupiłem sobie witaminy żeby odbudować odporność, tak to nic kompletnie nie biorę. Staram się dbać o swoje zdrowie za pomocą aktywności fizycznej, chociażby okrągły rok jeżdżę do pracy rowerem, praktycznie niezależnie od pogody.
4. 0 - mam je tam gdzie słońce nie dochodzi :)
Od zawsze starałem się nie mieć nic wspólnego z służbą zdrowia, miałem o niej bardzo słabe zdanie. Od dwóch lat pracuję w przychodni i przez ten czas się tylko w tym przekonaniu utwierdziłem :D
Do lekarza trzeba iść gdy:
- gorączka powyżej 39, lub niższa która nie mija po 3 dniach
- jest ból który nie znika przez tydzień, lub jest to mocny ból nie od urazu mechanicznego
- widzimy wyraźnie zmiany na skórze, w motoryce, w widzeniu, słuchu, węchu, oddechu, wydzielinach itd. któe nie są jednorazowe.
- wyraźne osłabienie, zawroty głowy, nadmierna senność itd. przez więcej niż 3 dni.
- zaburzenia psychiczne według własnego uznania
Ogólnie gorączka jest idealnym sygnałem że trzeba oddać swoje zdrowie w ręce kogoś kto się na tym zna.
Suplementy nie działają, równie dobrze możecie się kropić wodą świeconą.
Większość lekarstw również nie działa, bo nie usuwa przyczyn tylko efekty. Te co usuwają przyczyny i tak wszystkie są na receptę.
Antybiotyki są super, ale tylko odpowiednio dobrane i dawkowane na konkretną chorobę, czyli przez prawdziwego lekarza. Biorąc anybiotyki samodzielnie można sobie zrobić straszą straszną straszną długotrwałą krzywdę.
1. Do lekarza tylko po zwolnienie, a leczenie we własnym zakresie. Gorączkę zbijam paracetamolem lub pochodnymi, inhalacja w przypadku infekcji płucnych, herbata z miodem, mlekiem, cytryna, czosnkiem, cebulą i leżenie, wygrzewanie. Rzadko choruje.
2. Zwykły katar olewam, ponieważ jest to oznaka, że organizm walczy z choroba (i przeważnie wygrywa), a za stan choroby uważam u siebie moment podwyższenia temperatury i wtedy reaguje.
3. Preferuje zdrowy tryb odżywiania, a suplementuje tylko witaminę D w okresie zimowym oraz magnez, ponieważ lubię wypić maks 3 kawy dziennie. Nie pije alkoholu, ani nie palę papierosów. Ćwiczę na siłowni i uprawiam różne sporty. Mimo wieku 35+ nigdy nie czułem się lepiej.
4. W przypadku suplementów na wszystko, reklamowanych w tv, jestem przeciwko. Już pomijając, że sam sposób tego jak są reklamowane, czyli hasłami lub dialogami, w który uwierzyć by mógł tylko ktoś nieobdarzony, choćby średnią, inteligencją. To zachęcają ludzi do niezdrowych nawyków żywieniowych. Uważam, że to co jest najbardziej wartościowe w zyciu, czy odzywianie czy inne jego aspekty, wymagają wyrzeczeń, pracy oraz determinacji. W ten sposób można zbudować solidne nawyki, a nie działać doraźnie. Jeśli chodzi o medycynę naturalną to jestem otwarty na sposoby leczenia, które były odwiecznie skuteczne i dopracowywane na przestrzeni wieków. Oczywiście nie jest to fanatyczną wiara, a logiczne rozważania zalet i wad. Do lekarzy mam duży uraz, bo gdybym miał się zdawać tylko na ich osąd to mój syn dziś by nie żył. Lekarzy z powołaniem, którzy mają misje życiową "nieść pomoc", jest tylko niewielki ułamek, a reszta chce tylko odwalić minimum i wyciągnąć ręce po pieniądze.
1. Poki co, odpukac, lekarz byl mi potrzebny tylko do wystawienia L4. Od lat lecze przeziebienia tymi samymi sposobami. Zaden szamanizm, po prostu duzo spie/leze + aspityna + cos na katar/kaszel/bol glowy w zaleznosci od tego co najbardziej dolega.
2. Jak czuje, ze nie bedzie ze mnie pozytku to nie ide. ;) Niestety nie lubie chodzic po lekarzach, nawet zeby to glupie L4 ogarnac. Dlatego zazwyczaj korzystam z chorobowego dopiero w ostatecznosci.
3. Cos tam lykam. B3, B6, B12, D3 i Cynk. Trzymam to w pracy i jak sobie przypomne to ze 2-3 razy w tygodniu zarzucam takie combo.
4. 0 - takie reklamy sa nieobecne w moim zyciu, albo kompletnie ich nie wylapuje.
W takiej Holandii to na większość chorób tylko paracetamol lekarz daje ;) ludzie w zimę na rowerach bez czapek, hartowani tak juz od dziecka.
Uwielbiam łykać prochy i tabletki, nawet profilaktycznie. Czuję się wtedy jak Max Payne zażywający Painkillers ;)
1. Chodzę, kiedy jest taka potrzeba.
2. Właściwie jak czuję, że to coś gorszego niż katar to uznaję, że jest potrzeba. W sensie jak to katar to staram się pić dużo płynów itp. a jak mam ból zatok i nie jestem w stanie pracować to idę sprawdzić co na to teleporada. Jak nie przechodzi po 3-5 dniach to raportuje do źródła recept.
3. Dieta (choć tu bywa różnie), ćwiczenia, suplementy - witamina D, magnez musi być.
4. Omijam. Chyba udało mi się wyrzucić wszystkie nazwy z reklam z głowy.
1. lekarz tylko i wylacznie jak jest bardzo źle i wiem, ze ogranizm sobie sam nie poradzi (zazwyczaj zakazenia grzybiczne czy bakteryje w miejscach gdzie ich nie powinno byc: skora, oczy; chirurg etc)
2. zaleznie od tego czy chce mi sie jechac do roboty :). "working from home" to taka cudowna fraza no i w moim zawodzie jak najbardziej aktualna
3. jestem naturlanie odporny na cholerę: przy tej ilosci energetykow co pije odwodnienie i brak soli mi nie grozi. A poza tym: aspiryna/etopiryna (ta od gozdzikowej, ma magiczny etenzamid, ktory na mnie po prostu dziala)/paracetamol/ibuprofen - zaleznie od zrodla bolu/choroby. Czasami jakis syrop na kaszel lub Otrivin jak oddychac sie nie da. Nie uzywam magicznych mikstur panoramiksa czy sproszkowanych jąder bizona bo nie wiem co w tym jest. Nie ufam szamanom.
4. nie ogladam, bo gdybym ogladal pewnie kupilbym 50 kilo maści na grzybicę pochwy O-o
1. Lekarz w domu więc chodzę regularnie do mojego ogólnego i koniecznych specjalistów.
2. Niepracujący jestem.
3. Suplementy uzupełniają leki podstawowe, ale tylko okulistyczne.
4. Reklamy mnie śmieszą i wkurzają zarazem. Realia naszego kraju (ciemnota)powodują, że sporo starych, chorych i biednych ludzi kupuje te specyfiki za ciężkie pieniądze i przez to brakuje im na podstawowe leki.
1. ja z 99 proc. problemów idę do niebędącej lekarzem mamy, bo mnie zna lepiej, niż lekarz z przychodni, który ma za przeproszeniem wywalone, zwykle jej porady są wystarczające, lekarz tylko z jakimś specjalistycznym problemem, ew. jak trzeba wypisać receptę, na L4 nie byłem nigdy w dorosłym życiu, bo mam własną firmę, więc to by nic nie zmieniło
2. moja konkubina się śmieje, że jestem hipochondrykiem, chociaż ja tak nie uważam, ale ostatnio w sumie doszliśmy do konsensusu, że mam coś w rodzaju traumy po covid-19, którego bardzo ciężko przechorowałem w marcu 2021, generalnie całe życie lubiłem nawet być lekko chory, bo to gry komputerowe zamiast szkoły, ale w ostatniej dekadzie dwa razy miałem grypę, którą realnie odczułem (że to nie przelewki) + ten mój covid masakra - myślę, że taką moją granicą, gdzie pojawia się problem, jest jednak gorączka wyższa niż 38 stopni, wtedy zaczynam mieć dreszcze i to już mnie trochę rozwala
3. ja jestem typowym facetem, niezbyt lubię zdrowe odżywianie i niezbyt pamiętam o braniu supli - jak mi się przypomni lub ktoś podstawi pod nos (częściej mama podczas wizyty po słoiki) to łyknę tych wszystkich magnezów, witamin d3 itd., ale ogólnie to raczej się nie suplementuję, wyniki nie licząc cholesterolu ofc mam dobre, chociaż w sumie ja chociaż lubię owoce i warzywa, moi koledzy nawet tego nie lubią
4. 3 - nie gardzę, wiem, że są, ale nie stosuję za specjalnie. Mówiąc szczerze mam też w głowie pewien chaos co do skuteczności tego typu suplementów, czy np. suplement diety z witaminą d3 5000 j. dziennie jest w ogóle skuteczny (była kiedyś jakaś dyskusja na ten temat, że suplementy są nic nie warte, ale do końca nie rozumiem czemu)
a w ogóle zrobiłem sobie ostatnio testy DNA, ogólnie rozczarowanie, zero semiskich i mongolskich naleciałości, ale wyszło mi, że mam naturalną skłonność genetyczną do nadciśnienia oraz +50 do odporności na choroby serca (trochę dziwne przy nadciśnieniu), raka prostaty (majowa wizyta u urologa, która bezpowrotnie zakończyła pewien etap w moim życiu mogła być błędem) i +99 do odporności na celiakie, za to mogę przenieść na potomnych jakąś gorączkę śródziemnomorską (wtf) i głuchotę, bo jestem nosicielem (co ogólnie nie jest takie złe, po tym jak przejrzałem listę chorób genetycznych, których nie jestem nosicielem)
Pierwsze wnioski, i mam nadzieję, że to nie zabije dalszej dyskusji:
1. "nie lubię antybiotyków dawanych jak cukierki" - to jest mega pro. Szkoda, że lekarze o tym nie wiedzą ;)
2. czyli jednak trochę idziemy w rytuały? ;) kocyk, herbatka z cytryną, plastry czosnku na klatę.. ;)
Żarty żartami, ale pamiętam, że dziecięciem będąc, byłam wręcz katowana ultrazdrowotną mieszanką cytryna-miód-imbir. Pomogło mi to tylko w jednym - oddaniu naturze.
Ooo albo sól emska. Znacie sól emską? Osobiście nienawidzę (i nigdy mi nie pomogła w chorobie).
Z tym Otrivinem to też wam tak do końca nie wierzę. Katar będzie krótszy o 2 dni czy co? Co z tego, skoro już po 3 dniach smarkania ma się nos Voldemorta?
Na to już nawet lewoskrętna wit. C nie pomoże.
Od dawien dawna kiedy pojawia się choroba i gorączka zaczynam wpier@alać czosnek. Zwykle około tygodnia zajmuje mi dojście do siebie. Dlaczego nie przepisany antybiotyk przez lekarza? Otóż kiedyś dostałem wstrząsu po nim właśnie i bardzo piekącej pokrzywki.
Źle się czuję, idę do lekarza i dwa dni w łóżku. Rozwiązuje problem.
Cokolwiek poważniejszego - też idę do lekarza.
Via Tenor
Pewnie wielu z Was to będzie bawić, ale przez całe swoje życie obserwowałem dziadka który codziennie zjadał do kolacji dość sporą ilość czosnku. Przeżył 95 lat, lekarzy to głównie widział w telewizji lub gdy kogoś odwiedził w szpitalu.
Ja co prawda nie jem codziennie, ale profilaktycznie przez kilka dni do kolacji lubię zwiększyć odporność i dodaje sobie np. do urobionego białego sera z pomidorem. Też tak czynię gdy mam wrażenie że coś mnie łapie lub gdy wszyscy dookoła są chorzy. Przed świętami cała moja rodzina się rozłożyła, ludzie w pracy oraz znajomi również i wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę bo cały czas byłem zdrowy i pełni sił. Ale zamieniłem się na ten okres w czosnkowego dziada do kolacji i przetrwałem całe armie zarazków uderzających we mnie, potem wszyscy mówili że czas na mnie bo jedyny zostałem i najgorzej będę miał ze wszystkich. Ale takiego wała, ponad dwa miesiące minęły i się nadal trzymam.
Jako dziecko sporo chorowałem i bywałem u lekarzy, teraz jedynie widzę lekarza jak muszę zrobić badania okresowe bo po prostu kiedy czuję że coś może mnie złamać to sięgam po swojego magicznego potiona i naprawdę od bardzo bardzo dawna nie byłem chory.
1. Jak wiem że żarty się skończyły i mi nie przejdzie albo mam jakies ostrzejsze objawy to najpierw teleporada a później lekarz
2. Jak wiem że nie mam siły dojechać do pracy to jest stan "jest źle" a "bardzo źle" jak nie dam rady pracować zdalnie :)
3. W sumie w tym roku zacząłem brać witaminę D. Chyba pomaga bo ogólnie w tym roku jest nieźle. W tamtym sezonie przechorowalem wszystko na co się dało, mega ciężko, mega często i raz skończyło się szpitalem... Ale mnie nie przyjęli :D
4. W sumie to nie zwracam na nie uwagi
1. Ogarniam sam. Syrop z cebuli, czosnku i miodu oraz mleko z czosnkiem czynia cuda.
2. Granic zaczyna sie rysowac gdy jest juz bardzo zle. Ostatnio mialem przewidzenia z powodu goraczki. Doznanie, ktore ryje banie.
3. Zdrowe zarcie.
4. Zdecydowanie 1.
1. Nie chodzę. Ostatni raz byłem w 1986 roku - pobór do wojska. Większość moich lekarzy już nie żyje.
2. Zespół Münchhausena i hipochondria u mnie nie występuje. Więc nie mam żadnego problemu.
3. Wole bardziej cywilizowane metody. Czyli wóda ,żarcie, kobiety.
4. Reklamy działają na mnie w ten sposób. Że jak je widzę, to zmieniam na inny kanał . Czyli 1 w skali.
1. Do lekarza, chyba, że to naprawdę przeziębienie to wtedy teleporada i l4 :D
2. Jak ja choruje to od razu czuje się tak okropnie, że nie jestem w stanie praktycznie nic robić. Nie ma mowy, żeby iść do pracy, bo katar tworzy się w zastraszającym tempie, oczy łaziwią, głowa boli jakby była jakiem dinozaura, a te próbowały wydrapać sobie drogę na zewnątrz. Czyli krótko mówiąc: padam na pyszczek i umieram.
3. Witaminki, w miarę zdrowe jedzonko, ale też czasem suple. Tylko, że porządne, polecone np. witamina D, czy kwasy omega.
4. 1, ale tylko dlatego, że nie da się dać 0. W zasadzie mój stosunek do "alternatywnych form leczenia" to jakieś minus 1000 XD
Ad 1
Jak mam czas.
Ad 2
Na przykładzie bólu głowy, cezurę stawiam w miejscu, gdy walenie nią o ścianę przynosi ukojenie.
Ad 3
Phi
Ad 4
Praktycznie ich nie doświadczam, a większość z nich uważam za szkodliwą społecznie.
1. chodzicie do lekarzy, kiedy jest taka potrzeba, czy próbujecie ogarnąć na własną rękę metodami naturalnymi?
Jak mam 38 gorączki, to wygrzebuję augumentin, który przepisali 5 lat temu mamie na lewo, jak jechała na ogórki. A tak bardziej poważnie okoliczna służba zdrowia, to jest taka patola, że dostać się ciężko, pójdzie się, to przepiszą Ci jakiś klabax, czy augumentin. Jak nie mam jakichś 39 stopni i nie brędzę czegoś o 500+ i czternastkach, to staram się wyleżeć, w poprzedniej robocie dawano jakieś 2-3 dni wolne, gdy była potrzeba. Wolne, urlop był zachowany.
2. gdzie macie granicę między "to katar tylko" a "umrzywam, nie idę do roboty bo spisuję testament"?
Jeśli wstałem i żem nie umar, to nie płakałem nigdy, najwyżej raz się zdarzyło, że poszedłem po połowie zmiany, że nie da rady i idę w pizdu, bo jednak nie żyję.
3. jesteście nafutrowani suplami z jąder rekina (na odporność, wiadomo), czy raczej wolicie bardziej cywilizowane metody, jak np. zdrowe odżywianie?
Chyba tylko omegę 3 biorę, najwyżej następnej zimy witaminę D.
4. (chyba najważniejsze) jak na was wpływają reklamy suplementów tudzież "alternatywnych metod leczenia", w skali 1-10, gdzie 1 - gardzę nimi, 10 - od tego zależy moje życie
Jestem zwykłym chłopem, wierze w zabobony i czary. Więc 10. -->
https://www.youtube.com/watch?v=-PQHZuAusBo&fbclid=IwAR2bmSDu1RA0mO_CldAF4lQm2pwGNpAJaOjC4yhyPbgXx0nfZal9SpI-q_0
(nie chcę, by była to ani polityka, ani religia, dlatego temat ogólny)
Sonda publiczna:
1. chodzicie do lekarzy, kiedy jest taka potrzeba, czy próbujecie ogarnąć na własną rękę metodami naturalnymi?
2. gdzie macie granicę między "to katar tylko" a "umrzywam, nie idę do roboty bo spisuję testament"?
3. jesteście nafutrowani suplami z jąder rekina (na odporność, wiadomo), czy raczej wolicie bardziej cywilizowane metody, jak np. zdrowe odżywianie?
4. (chyba najważniejsze) jak na was wpływają reklamy suplementów tudzież "alternatywnych metod leczenia", w skali 1-10, gdzie 1 - gardzę nimi, 10 - od tego zależy moje życie
Nigdy nie choruje.. uprawiam dużo sexu i pije dużo wódki i jestem zdrowy.