Muminki. Za klimat. Za Tatusia Muminka. Za Włóczykija. Za fajną kreskówkę. Za świetne książki. Za masę innych ciekawych głównych jak i pobocznych bohaterów.
Ciężko powiedzieć sporo ich mam, ale 4 które darzę dużym sentymentem to: Armitage III, Grave of the fireflies, Ghost in the shell, Vampier hunter D bloodlust. Za co, ano za to że to tak naprawdę nie są bajki tylko świetne historie, raczej nie dla dzieci, dzięki temu wkręciłem się w anime i mange :) Z czasów dzieciństwa to Bolek i lolek, Przygody kota filemona czy jakoś tak, no i Krecik :) Muminki były świetne, tylko ta buka :D U mnie w mieście za komuny było kino i w niedzielę o 12 zawsze był godzinny seans z bajkami, za małolata jak w kinie leciał odcinek z buką była masakra :D
btw. msza też była o 12 :D tak że co niedziela meldowałem się na mszy jak rodzice kazali.... :D
Pingwiny się liczą? Jak nie to Smerfy. Muminków zawsze się bałem. Miały dziwny klimat.
Jestem fanem wszystkiego co ma piosenki. Druga rzecza jest historia od zera do bohatera. Z animacji prym wiedzie Herkules. Znalem prawie calego na pamiec, bo mialem wersje audio na CD, ktorej sluchalem po pare razy w tygodniu.
Wiedzmin "The Lion King", bo musiałem zapracować, by obejrzeć co dało satysfakcję. Musiałem nauczyć syna sąsiada grać w tenisa ziemnego, by dostać film na VHS o którym opowiadał dziad, że powali mnie na kolana i będę zbierał szczenę z podłogi. To był piękny dzień. Najpierw na korcie, a potem w salonie z zołzą siostrą. Sentyment, respekt i świetna rozrywka w jednym. Hakuna matata. Wspomnień czar :)
Nie mogles isc do kina?
edit: Hagetaka jako OP, powinienes sam podac ulubiona animacje :)
Wojownicze żółwie ninja 1987-96, Brygada RR, Kacze opowieści (edycja lat 90), Gumisie, Super Baloo, Wielka Ucieczka Misia Yogi, Nemo Slumberland, Jetsonowie spotykają flinstonów (podobnie jak serial animowany Jetsonowie i Flinstonowie). To tylko kilka z nich, które mi się przypominają, a które najbardziej lubiłem za dzieciaka. Pamiętam jeszcze, że podobały mi się bajki z serii super adventures na angielskim Cartoon Network
Akira(1988) za klimat i muzykę. Jedyny film który oglądam co rok przynajmniej raz.
Król Lew
- muzyka Hansa Zimmera, której epickość czułem już jako mały bobo,
- fabuła sama w sobie, mogłem to oglądać codziennie,
- lew jako główny bohater, zawsze był to mój ulubiony zwierz,
- Safari na które miałem fazę jako dzieciak (troll Hugo też miał na to wpływ)
Toy Story
- klimacik,
- animacja,
- ogólnie sam pomysł z ożywieniem zabawek (długo wierzyłem że to prawda)
Dumbo, Pinokio, Śpiąca Królewna, Księga Dżungli
- kilkudziesięcioletnie animacje, które zawsze podobały mi się wizualnie,
- straszne/mroczne elementy, swego rodzaju horror dla dzieciaczków
Władca Pierścieni (1978)
- pamiętam że w okresie kiedy trylogia Petera Jacksona miała premierę, w polskich kinach nie wpuszczano dzieci na niektóre filmy. Było duże rozczarowanie, nie pamiętam dlaczego, bo w ogóle wtedy nie znałem uniwersum xD Pewnie ktoś starszy nagadał mi, że to największy hit w historii ludzkości, a ja nie miałem powodów by nie wierzyć. Krótko po tym, moja mama kupiła w.w VHS w Makro i tak poznałem najlepszą historię, jaką kiedykolwiek wymyślono. I nie robiło mi różnicy, że to nie ten Władca, grany w kinach :D
Nie jestem wielkim fanem animacji, ale z pełnometrażowych to uwielbiam większość od studia Ghibili. One mają taki mega fajny sielankowy klimat, a jednocześnie poruszają ważne tematy. No i magia się wylewa z ekranu.
Akira jest sztosem i żeby zrozumieć trzeba oglądnąć.
Ghost im the Shell też jest kozak, ale dopiero dwójka mnie wgniotła w fotel, głównie przez odniesienia do filozofii.
Z takich seryjnych co oglądałem jak byłem mały to na pewno na liście były Muminki, laboratorium Dextera, świat według Ludwiczka, X-meni, Transformers i może Dragon Ball, ale ominęła mnie mania jak leciało na rtl7
Napisałbym jeszcze o bajkach z takiego mega wczesnego dzieciństwa jak Brygada RR czy Pole position ale prawdę mówiąc nie pamiętam o co tam chodziło nawet.
South Park, Robot Chicken, F is For Family, Ostatni Jednorożec (nostalgia, miałem na kasecie), Muminki (podobnie), stare Family Guy, Rick And Morty i dziesiątki innych. Mam bliżej czterdziestki niż trzydziestki, a mimo to czasem przekładam dobrą animację nad serial czy film z prawdziwymi aktorami, za nieprzewidywalność.
Kaczor Donald i Scooby Doo, pamiętam jeszcze taką dziwną bajkę z vhs z owcami które wyglądały jak komandosi/żołnierze i strzelały karabinami na osy/pszczoły ale tytułu niestety nie pamiętam
Do tego oczywiście stare Transformersy i inne bajki z wielkimi robotami
https://www.youtube.com/watch?v=f-TUXosnzdY
Z pełnometrażowych wszystkie animacje z lat 2000. Z serialowych pingwiny z Madagaskaru i baranek Shaun. Te do teraz potrafię oglądać.
Choć jakbym miał wypisać wszystkie do których mam sentyment, to chyba bym się bardziej rozpisał niż na rozprawce maturalnej.
Generalnie wszystkie filmy studia Ghibli, z naciskiem na "Nausicaa z Doliny Wiatru", "Laputa - podniebny zamek", "Grobowiec świetlików", "Mój sąsiad Totoro", "Powrót do marzeń".
"Dwa głupie psy" - intelektualna głębia opowieści, nieoczekiwane zwroty akcji, elegancja bohaterów oraz ich pedantyczna metoda rozwiązywania problemów - to tylko niektóre z cech jakie nie opisują tej serii!
"Lilo i Stitch" - podobny poziom porąbania bohaterów do mojego, czyli samodiagnoza ze wskazaniem na myślenie życzeniowe.
G.I. Joe The Movie. Obejrzany za dzieciaka jakiś milion razy. Dzięki niemu jestem dziś tym, kim jestem.
Czyli w sumie nie polecam.
https://www.youtube.com/watch?v=4Ah2I166f_U
Megas xlr. Czemu? Bo to kompilacja wszystkiego co zajebiste: gigantyczny robot z klasycznym autem zamiast głowy, a za kierownicą/padem siedzi gruby metalowy nerd. Same walki całkiem brutalne jak wyrywał ręce wrogom i nimi ich tłukł . Szkoda, że tylko dwa sezony.
Scooby Doo, Tom i Jerry, Pokemon, Dragon ball,
mnostwo seriali na Cn i Jetix: blizniaki cramp, lucky luke, odlotowe agentki, jerry i paczka, dzieciaki z klasy 402
Ponadczasowa dla mnie animacja, która nigdy się nie nudzi i wracam co jakiś czas to "Nowe szaty króla". Polecam uwadze.
Natomiast za dzieciaka było sporo bajek, wiadomo. Ale odkąd miałem magnetowid najczęściej wracałem do Miecza w kamieniu i Małego dzielnego tostera - oglądał ktoś? Tę drugą uwielbiałem. Ostatnio sobie robiłem rewatch, niektóre sceny się zestarzały, ale ogólnie to jestem pod wrażeniem tej małej psychodelki :-D dzisiaj takich animacji już nie robią. Mało tego, potem ocenzurowano wiele scen i wycięto niemal 20 minut.
Obejrzałem też piosenkę ze złomowiska w oryginalnym języku i kurczę tłumacze sporo pozmieniali (na niekorzyść). Ale brzmi świetnie, uwielbiałem ją.
Z niewymienionych kreskówek to pamiętam jeszcze Wezyra Nicponima. Ciekawe, że bardzo mało osób o nim w ogóle wie.
Poza tym wiadomo, Smerfy i Drużyna RR, Inspektor Gadżet. Ale to wszystko stare dzieje, dzisiaj Smerfy na przykład wydają mi się zupełnie nieoglądalne (co innego komiksy, które moim zdaniem nie są aż tak infantylne)
Z animców już jako stary dziad, heh, w sumie godny wspomnienia to tylko hxh
"The Lion King", bo musiałem zapracować, by obejrzeć co dało satysfakcję. Musiałem nauczyć syna sąsiada grać w tenisa ziemnego, by dostać film na VHS o którym opowiadał dziad, że powali mnie na kolana i będę zbierał szczenę z podłogi. To był piękny dzień. Najpierw na korcie, a potem w salonie z zołzą siostrą. Sentyment, respekt i świetna rozrywka w jednym. Hakuna matata. Olśniewający, radosny kawałek animowanego geniuszu. Wspomnień czar :)
"Grave of the fireflies", bo to bardzo wzruszające anime. Chwyta za serce i płakałem.Te duże kocie oczy. Chlip chlip. To serdeczne arcydzieło japońskiej animacji jest niezwykle poruszające, szczere, zapadające w pamięć i urzekające w szczególnej więzi między bratem i siostrą uwikłanych w przerażające i bezlitosne oblicze wojny. Prowadzi nas w jedną naprawdę tragiczną, ale satysfakcjonującą podróż. Zostawiło mi gulę w gardle i wyczerpało emocjonalnie, gdy napisy końcowe zaczynały się toczyć równie mocno jak arcydzieła filmowe japońskiej kinematografii Ozu czy Kurosawy. Znaczenie podróży tej historii jest silniejsze w jej rosnącym bólu i dewastacji niż przypuszczałem przed seansem. Już samo to sprawia, że cudownie teksturowana fabuła nie daje łatwego wyjścia, a rzeczywistość sytuacji nigdy nie zostaje utracona, ponieważ jest animowana.
"Mononoke-hime", bo to piękna alegoria o równowadze między człowiekiem, a naturą. Prawdziwe dzieło sztuki, które przenosi animację na zupełnie nowy poziom. Moje ulubione anime Miyazakiego. Wspaniały, pięknie animowany, poruszający serca epos. Historyczna przygoda fantasy, melodramat i wyścig z czasem. Jego tempo jest wspaniałe prowadząc nas w kulminacyjny sposób przez wszechogarniający, rozległy zakres historii. Ma serce, ma przemoc, ma wizualne piękno, ma wewnętrzny konflikt. To co najbardziej podoba mi się w Księżniczce Mononoke wykracza poza te wszystkie cudownie dostarczone elementy wspaniałego filmu. To film o współczuciu i zrozumieniu dla zwierząt. Tak, te zwierzęta są reprezentowane przez gigantyczne, brutalne bestie, ale film opowiada o ludzkim upartym wpływie w porównaniu ze zwierzęcym światopoglądem, rozsądkiem i behawioryzmem. Chodzi o to jak zdumiewająco o wiele bardziej przenikliwe i dostrojone zwierzę rozumie naturalny porządek świata lepiej niż człowiek. Myślę, że Księżniczka Mononoke będąc pięknie zrobioną przygodą jest ważnym filmem, a szczególnie dla młodszych fanów. Ważne jest, aby poważnie potraktowali przesłanie filmu.