Serialowe Koło czasu jest bowiem kwintesencją gatunkowej poprawności. Poprawności ocierającej się o przeciętność z jednej prostej przyczyny, którą najlepiej oddaje tytuł piosenki Ale to już było.
Było gdzie? Bo na małym czy też dużym ekranie wysokobudżetowego fantasy mamy jak na lekarstwo. Władca Pierścieni, Gra o Tron, Wiedźmin, od biedy Kroniki Narnii i Mroczne Materie (mocno odbiegające klimatem) + jakieś pojedyncze wyskoki w stylu Stardust czy Warcrafta. To mniej więcej podsumowanie "dużego fantasy" przez ostatnie 20 lat w kinie/telewizji.
Marvel w ciągu jednego tylko roku potrafi zrobić więcej produkcji o facetach/kobietach w rajtuzach.
Co do samej oceny 3 odcinków to niemal odwrotnie niż w przypadku serialowego Wiedźmina - tam moim zdaniem zrobiono bardzo przeciętny serial mając rewelacyjny materiał źródłowy, tutaj mimo bardzo przeciętnego materiału źródłowego zapowiada się całkiem porządny serial.
Ma swoje bolączki, trochę toporną ekspozycję, ale wygląda lepiej i klimatyczniej niż pierwszy sezon Wiedźmina. Do tego póki co nie ma jakiś wielkich odstępstw fabularnych. Mam wrażenie, że akurat cykl taki jak Koło Czasu może sporo zyskać na serialowej formie. Książki to w wielu miejscach rozwodniona papka z masą motywów i wątków do wywalenia. Odfiltrowanie tego mułu może bardzo dobrze wpłynąć na tempo opowiadanej historii. Oszczędzi też widzom części wewnętrznych monologów i przemyśleń młodych bohaterów (w książkach napisanych w wyjątkowo siermiężny sposób).
Po obejrzeniu pierwszych odcinków jestem nieco spokojniejszy o los serialowego Władcy Pierścieni, przynajmniej technicznie Amazon podoła.
Widzę, że nikt powyżej nie pofatygował się obejrzeć odcinków "za kulisami". Tam twórcy wyjaśnili, dlaczego dokonali zmian.
Jako miłośnikowi serii (wszystkie tomy przeczytane po dwa razy) też nie wszystkie mi się podobają.
Ale myślałem, że będzie gniot - a nie jest. Wciągnął mnie i czekam na więcej.
Tez mi się podoba. Jestem po dwóch odcinkach. Dwie rzeczy mnie trochę zaskoczyły. Perrin z baba w ciąży i to jak się kończy. Drugie to sam początek, gdy Moiraine wyjaśnia o co chodzi ze Smokiem. Mówi, ze nie wiedza, czy to chłopiec, czy dziewczyna. To musi być mężczyzna. Kobiety nie szalały od Źródła.
Rozumiem, ze autor nie zna materiału źródłowego?
"Widac, ze ksiazki nawet nie zaczal czytac."
Z tego co słyszałem od czytających to serial się na dobre nie zaczął a już robi fikołki względem źródła i ludzie narzekają.
Pierwsze 3 odcinki mnie umęczyły, łażą, gadają, przebitka na krajobrazy i tak większość czasu, Zobaczymy jak to się rozkręci.
Ale trzeba mieć siano w glowie, zeby oceniać serial po 3 odcinkach. Albo historię, po poznaniu kilku jej procent. Zdążyli zekranizowac mniej wiecej pol pierwszego tomu z 15tu tomow.
Dodatkowo ignorancja "redaktora" nt. samej historii jest przeogromna. Widac, ze ksiazki nawet nie zaczal czytac.
Taki poczatkujacy redaktor bez emocji, wpisujacy sie w kanony braków kadrowych.
"Recenzja" to slabe 2/10
Osobiscie nie lubie tego typu filmowania jak w tym serialu. Pod wzgledem zgodnosci z fabula ksiazki daje rade, sa pewne niescislosci ale da rade przymknac na to oko. Ogolnie serial po 3 czesciach raczej przecietny. Napewno jakosciowo jest lepiej niz bylo z Shannara ale jednak jestem rozczarowany bo widac ze to produkcja "budzetowa". Jesli nie poprawia to szanse na kolejne sezony sa slabe.
Jesli wladce pierscieni zrobia w tym samym stylu to bedzie niezla padaka :/
Książka mnie nie porwała serial też.
Typowe fantasy na ekranie zawsze będzie w pewnym sensie kiczowate. Chociażby stroje, bronie czy niektóre postaci.
GoT to nie jest typowe fantasy, dlatego dobrze wypadł i nie bylo aż tak bardzo kiczu. Akcja GoT dzieje sie realiach naszego świata, bo tak wzorował się Martnin. Nie tworzył jakiś fantastycznych krain, masy ras, wielkiej magii itd. tylko oparł to na zwykłych rodowych przepychankach skopiowanych z dziejów średniowiecznej Anglii. Domieszał do tego trochę egoztyki, magii, epizodów historycznych z innych regionów świata.
Mogli też i GoT zrypać, jakby postawili akcenty na inne elementy, a nie zwykłych ludzi i polityczne gierki, gdzie tak naprawdę całe fantasy nie ma tu nic do rzeczy. Równie dobrze mógłby być to serial historyczny. Gdyby coś takiego miało miejsce.
Podobną powieścią jest właśnie Wiedźmin, ale baka kompletnie nie ogarnęła czym jest Wiedźmin i zrobiła z tego typowe zachodnie fantasy. Stawiając akcenty na elementy fantastyczne, a to ludzie, świat, polityka są mocą tej sagi.
Sapek też się inspirował historią Europy i bardzo dużo z niej czerpał. Gdyby postawili większy nacisk na urealnienie świata, a nie fantastykę, to byoby bardzie poważnie i lepiej.
Pisząc w skrócie Koło Czasu to wyjątkowo nudna i "klasyczne" książki - a serial choć nie jest kopią fabuły moim zdaniem bardzo dobrze oddaje styl narracji i tempo książki.
Tak to nie jest nic nowoczesnego, większość młodych ludzi umrze z nudów czytając Koło Czasu. Ja w zasadzie też umierałem, bo nigdy nie przeszedłem 3 tomu.
Ale nie rozmawiamy o książce tylko o serialu, on wcale nie jest zły, on jest taki jak książka, ma inne odmienne do współczesnego tempo opowieści.
I tu się zgadzam z tym że to serial mentalnie sprzed 20 lat ... tylko że to nie jest żaden sensowny zarzut.
Ja lubię taką narrację jak w starych filmach.
Serio, nie trzeba być jakimś wielkim specjalistą żeby widzieć, że serial jest kiepsko zrobiony. Już sam początek, w którym lektor objaśnia podstawy świata pokazuje klasę scenariusza.
Okropna ekranizacja. Matt z dysfunkcyjnej rodziny, Perrin żonaty (!), Aes Sedai czarujące rękami; bez rąk unieszkodliwione... Smok Odrodzony mógłby być kobietą... i jeszcze więcej tak przekręconych wątków, że jak to oglądałem to się tylko za głowę łapałem. Cały cykl ma o ile się nie mylę 15 tomów, więc mieli czas żeby powoli wszystko wprowadzać. Zamiast tego nawciskali pół pierwszego tomu w pierwsze 3 odcinki przeplatając to na siłę wciskanym lore. Wyszedł z tego niezły gniot. Boję się oglądać następne odcinki. Jako serial fantasy mogę mu dać 6/10 i to głównie dzięki przyzwoitym efektom specjalnym. Jako ekranizacja książki: 3/10
Rozumiem krytykę wobec serialu - widać że twórcy nie rozumieją dlaczego fani pokochali to uniwersum i wiele zmian jest kompletnie nietrafionych.
Ale jeśli chodzi o samo źródło, książki Roberta Jordana początkowo miały być czystym i bezwstydnym hołdem w stronę Tolkienowskiego Władcy Pierścieni.
Oprócz tego jest to też bardzo specyficzna forma prozy w której jest wiele niewinności i takiego typowego sztampowego fantasy.
I w mojej opinii narzucanie każdemu uniwersum tego pazura, którego nauczyliśmy się kochać przy Grze o Tron to nie jest oczywisty, poprawny ruch.
Nawet biorąc pod uwagę to że oczywiście przyniosło to wiele świeżości w świecie tworów fantasy.
Z tego co mi znajomi powiedzieli całkiem ok adaptacja, jest kilka rzeczy które się nie zgadzają. Serial nie podoba się tym, którzy książek nie czytali.
To tylko pokazuje, że robienie w miarę zgodnych z materiałem źródłowym nie jest dobrym pomysłem.
Marzy mi się, że ten serial ze świata Tolkiena będzie w pełni zgodna z materiałem źródłowym. Płonne marzenia. Niestety ten serial najprawdopodobniej będzie skierowany do osób, które nawet nie wiedzą kto to jest Tolkien.
Widziałem 3 odcinki, szału nie ma.
Na plus wojownik + mag w wiosce, naprawdę czuć moc tego połączenia, co często jest pomijane w serialach fantasy :)
Widziałem reklamę w TV z lektorem, czy to pierwszy serial w Amazon Prime dostępny w polsce z polskim lektorem?
Ocenia się całość, a nie parę odcinków. A ogólnie większość jest pozytywnych opinii, chociaż sporo zmienili. Najbardziej narzekamy oczywiście my ;D Bo jakby inaczej. A Koło czasu jest ponoć specyficzne, wielkie, ale także małe i kameralne. Są tomy, które generalnie są uważane za słabe i nudne. Nie każde fantasy to musi być wielkie armie, super hiper magia, czy co tam jeszcze.
Coz, nie obejrzalem, ale ogladalem pewna recenzje i jesli tak bardzo odchodza od ksiazek (wiek postaci, zwiazki, watki fabularne, ktore sa w ksiazce, a w serialu ich nie ma) juz w sezonie pierwszym, mam wrazenie, ze tu moze byc dosc mocny fail, zwlaszcza w pozniejszych sezonach. Obym sie mylil.
Dobry początek serialu, który ma spore szanse pogrzebać w przyszłości zarówno Wiedźmina jak i Grę o Tron. Widać pomysł na adaptację tej serii. Zmiany niezbędne do przeniesienia 14 tomowej! opowieści na srebrny ekran są poprowadzone w taki sposób by zachować sens oryginału ale jednocześnie nie nudzić widza nadmierną ekspozycją młodzieżowej dramy, którą cechuje się zwłaszcza pierwszy tom. Stąd świetny wybór twórców, którzy zdecydowali się dodać kilka lat głównym postaciom, tak by uczynić ich nieco bardziej doświadczonymi życiowo. Nie wyobrażam sobie oglądać sztywno poprowadzonej wersji książkowej, w której dajmy na to niedojrzały Mat, wpuszcza dziewczynom borsuki pod sukienki - uważając to za dobry dowcip. Nikt na taką dzicinadę nie traciłby czasu przed telewizorem. Serialowy Mat - cynik o lepkich palcach, który ze względu na nieodpowiedzialnych, utytłanych we własnej dramie rodziców wychował się sam, a w dodatku stara się jeszcze być rodzicem dla swojego młodszego rodzeństwa jest postacią bardziej wiarygodną od niedojrzałego wesołka z ksiażki. Zmiany w przeciwieństwie do tych w Wiedźminie mają tu sens, zachowując jednocześnie klimat orginału.
Dla tych, którzy nie czytali a obejrzeli szybki quiz: początek 1 odcinka zaraz po pierwszej scenie - to panoramiczne ujęcie na zielony widoczek - ilu z was zarejestrowało że to drapacze chmur porośnięte roślinnością? Halo! Witamy w świecie post-apo Horizon Zero Dawn się kłania bez maszyn ale z "magią" i w renesansie zamiast średniowiecza.
Fani Koła Czasu nie mają też co narzekać bo smaczków przeniesionych z serii jest całe zatrzęsienie: Aes Sedai nie moga kłamać, choć ich prawda nie zawsze jest tym czym się na pozór wydaje - "...jakby Białe Płaszcze pytały to jestem szlachcianką z upadłego domu" - pięknie wpleciona historia Moraine.
Albo Rand: "All roads lead to Tar Valon.." - Mat: "This is not how the Roads work".
Oglądam w orginale więc nie wiem jak tam z tłumaczeniem na Polski ale tego typu smaczków jest sporo.
Kapitalnym pomysłem są również mini filmy animowane towarzyszące każdemu odcinkowi - robią naprawdę świetną robotę w budowie świata oraz kontekstu opowieści.
Autor tego artykułu wygląda mi na osobę, która nie zna tematu albo zna go jedynie powierzchownie (nie przeczytał cyklu). Wydaje się nie mieć też pojęcia o technicznej stronie całego show - nowoczesnym studio jakie wybudowano na potrzeby tej produkcji (oraz Władcy Pierścieni) i zamówionym już trzecim sezonie. Recenzja wydaje się echem drukowanych w tych magazynach, które sprzyjają Netflixowi.
Notabene "krytycy", którzy obsmarowali Koło Czasu Amazona równocześnie pieją zachwyty nad Cowboy Bebop Netflixa, które wyszło tego samego dnia.
Koło Czasu ma oceny na Rotten Tomatoes 73% od krytyków i 83% od publiki
podczas gdy Cowboy Bebop 48% / 53%
Mi tam się podobały pierwsze 3 epizody, tylko rudy ak strzelam focha, irytuje tak mocno :P Nie wiem czy to aktor, czy po prostu wynika to z materiału źródłowego, bo nie czytałem :)
Wygląda jak by recenzent, oglądał to pobieżnie, robiąc coś innego.
Oceniam jakość pierwszych odcinków serialu - niezależnie od tego, co wydarzy się na przestrzeni reszty sezonu, początkowe epizody już na zawsze pozostaną mocno przeciętnym kawałkiem fantasy. I uważam, że taka opinia jest dość sprawiedliwa w erze nowych mediów, kiedy jesteśmy nieustannie zasypywani nowymi treściami. Dziś szanse wybić się mają produkcje, które prezentują sobą coś ciekawego od samego początku - o debiutach nieudanych bardzo szybko się zapomina.
"Przygodowe fantasy zawsze potrafi zaskoczyć – na przykład grupą białych jegomości w środku lasu."
No chyba nie, zdecydowanie nie wszyscy są biali xD
Zobaczyłem Pike myślę WOW to bedzie coś super a do tego amazon. Po trzech odcinkach wymęczonych: takiego crapa ze świecą szukać. Netflixowe krowie placki przy tym wygladaja jak pachnace naturalne większe kwiatki ;) ocena po 3 odcinkach otwarcja.
"Koło czasu byłoby świetnym serialem fantasy. Gdyby powstało 20 lat temu"
Byłoby, gdyby porównać do Xena i Hercules z połowy lat 90', ale w porównaniu do Robin of Sherwood z lat 1984-1986 wypada bardzo źle zarówno Xena i Hercules jak i nowe seriale jak Wiedźmin i Koło czasu.
Gra o tron zdetronizował RoS ustawiając nową poprzeczkę, ale zwłaszcza imponował w sezonach 1-4, bo potem serial posypał się (scenariusz, dialogi, spójność postaci, intrygi, scena polityczna itd.). RoS na tyle różni się od GOT, że mocno broni się klimatem, soundtrackiem, zdjęciami, postaciami, realizmem walk (prawdziwa broń biała jako ostatnia produkcja ostatnich 40 lat, brak dublerów, udźwiękowieniem)
Najpierw bym chciał przeczytać książki.... Bogowie, ile to ma tomów.
A poza tym....Nie chce mi się czytać recenzji ale to nie chodzi o przestarzałość w sensie: brak elfów - murzynów i wątków LGBTQWERTY ?
Czymkolwiek by to "Koło czasu" nie było, dość ryzykowne jest nazywanie tego równie kultowym co "Władca Pierścieni". Pomijając już mało konkretne znaczenie słowa "kultowy" (oczywiście poza jego bardzo precyzyjnym, pierwotnym znaczeniem), to jednak Władca... jest książką autentycznego geniusza, która praktycznie od zera stworzyła cały gatunek i może być spokojnie rozważana jako najważniejsza powieść ubiegłego stulecia. Z kolei filmy to jedna z najwybitniejszych trylogii, jedyna praktycznie udana ekranizacja fantasy (poza jeszcze może pierwszą "Narnią") oraz rekordzista jeśli chodzi o liczbę zdobytych oscarów. A o tym Kole Czasu podejrzewam, że większość nawet nie słyszała...
A co do posuchy w zakresie dobrych ekranizacji fantasy to wytłumaczenie jest wręcz banalne. Filmy są beznadziejne bo cały gatunek stał się uosobieniem miernoty i nijakości. Autorzy, którzy sięgają po gatunek "fantasy", nie rozumieją do czego on służy tzn. co stanowi o jego wyjątkowości oraz jakich środków dostarcza, których nie dostarczają inne gatunki. Przyjęcie konwencji fantasy służy obecnie tylko jednemu tj. zamaskowaniu braków erudycyjnych autora. Podczas gdy inne gatunki wymagają choć minimum wiedzy, czy to o historii, czy to o świecie współczesnym, tak pisząc fantasy wystarczy uznać, że wszystko dzieje się w wymyślonym świecie i już można odpuścić sobie wszelkie zaplecze merytoryczne. I ktoś może powiedzieć, że nie, to nie tak, autorzy sięgają po fantasy żeby nic nie ograniczało ich kreatywności itd... Tylko, że to bzdura wierutna. Wystarczy sięgnąć po opis pierwszej lepszej, aktualnie popularnej książki fantasy, żeby zobaczyć jak wtórny i nieoryginalny jest ten gatunek. Wszystko to odbitka odbitki od odbitki od Tolkiena, z tu i ówdzie wprowadzonymi "innowacjami" mającymi pokazać, że autor jednak coś tam samemu umie wymyślić. I potem wystarczy, że gdzieś pojawi się więcej krwi, albo przekleństwa czy inne obscenizmy i już wszyscy się zachwycają jako to "nowe i oryginalne". Blichtr i sztampa. Autorzy wyprzedzają się kto wymyśli ciekawszy system magii albo kto bardziej "urealni" swoją opowieść, nie zadając sobie pytania po co w ogóle tą opowieść pisze. I tu tkwi sedno problemu. Większość tych autorów nie ma nic do powiedzenia, nic do przekazania. Przeżyli całe życie w ciepłym fotelu a potem zapisują stronę za stroną opisami okrucieństw wojny. Literatura Fantasy nie ma nic do powiedzenia, a już na pewno nic co wymagałoby skorzystanie z tej konkretnej formy. To po prostu kolejne opowiastki przygodowo-awanturnicze, mniej lub bardziej krwawe, ubrane w fantastyczne szatki z powodów wyżej wymienionych.
I oczywiście, że nie jest tak, że nie znajdą się autorzy, którzy mając talent i coś do powiedzenia, świadomie korzystają z formy jaką jest fantasy. Obok koryfeuszy w postaci J.R.R. Tolkiena i C.S. Lewisa mógłbym wymienić choćby S. Lawheada z jego cyklem arturiański, Petera S. Beagla z "Ostatnim Jednorożcem" czy naszego Sapkowskiego, który pojęcie fantasy dobrze przeanalizował (tu zwłaszcza jego eseje). Do tego na siłę dałoby się wcisnąć Le Guin, która była po prostu dobra literacko, choć na polu fantasy nic wielkiego nie odkryła. Jeszcze o "Diunie" słyszałem, że mogłaby się obok Tolkiena znaleźć, ale tego nie mogę z własnego doświadczenia potwierdzić.
Resumując to przydługie zrzędzenie i wracając do tematu recenzji, warto sobie zadać pytanie "czy naprawdę potrzebne nam są seriale fantasy?". Czy historia, która jest w nich opowiedziana potrzebuje elementów nadnaturalnych, albo przynajmniej na nich zyskuje? Czy tylko jest pretekstem żeby wrzucić w serial/film więcej wybuchów, efekciarskiego CGI oraz usprawiedliwić wszelkie nielogiczności fabuły?