Nie poddawaj sie Kolego. Nigdy nie jest za pozno na wyjscie z depresji. Wg Ciebie jest za pozno, lekarz na pewno bedzie mial inne zdanie. Szczerze radze - po raz kolejny idz do specjalisty. Wierze ze Ci pomoze.
Adamie walcz i nie przestawaj, wiem że to tylko jeden z milionów postów w internecie ale wierzę że dasz radę i zaczniesz patrzeć na świat z uśmiechem.
spoiler start
PS nie zapominaj że nadal czekam na wspólne ogrywanie Gothica z Tobą na jednej kanapie
spoiler stop
No ja w szpitalu obecnie jestem już 6 tygodni, a wyjść mam wstępnie w grudniu o ile mi się poprawi. Już jestem na maksymalnej dawce leków i się nie poprawia, czekać muszę jeszcze dwa tygodnie, a jak mi się nie poprawi to coś innego dostanę. Leki to jest mega gówno jeżeli chodzi o dopasowanie, bo niewiadomo nigdy jaką dawkę potrzeba, który lek i niewiadomo jakie efekty uboczne wystąpią. Nie poddawaj się, bierz leki i chodź regularnie do lekarza i stosuj się do zaleceń. Ja odpuszczałem leki, bo poprawiało mi się lekko, ale dalej nie było dobrze. I to był błąd, nie miałem samodyscypliny wystarczającej, a potem przyszły jak zwykle wątpliwości co do tego czy mogę zostać wyleczony.
Poszukaj sobie jakiegoś psychoterapeuty albo psychologa (omijaj terapuetów). Jeżeli myślisz, że nie dasz rady wszystkiego upilnować to może warto się udać do szpitala tak jak ja? Plusem jest to, że psychiatra porozumiewa się z psychoterapeutą, druga sprawa to będą cię pilnować z lekami, jak będziesz miał cięższy dzień to inni pacjenci cie podniosą na duchu, albo możesz w każdej chwili porozmawiać z lekarzem. No i są też terapie grupowe.
Jeżeli chodzi o miejsce do wygadania się to ja korzystam z prywatnych grup wsparcia na facebooku. Dużo łatwiej jest wygadać się osobom, które cie zrozumieją, bo przechodzą przez to samo. Tam zawsze dostaniesz wsparcie i dobre słowo, warto sobie zobaczyć. Jak wpiszsz depresja w wyszukiwarkę i wejdziesz w grupy to ci dużo grup wyskoczy. W grupach prywatnych twoi znajomi nie zobaczą co piszesz (chyba, że też są w tej grupie) więc o to się nie martw. Gol to raczej takie średnie miejsce do takich rzeczy. Znaczy zawsze warto jest mówić o swoich problemach psychicznych otwarcie, przy okazji uświadamiać innych ludzi, ale musisz się liczyć, że na GOLu się spotkasz z durnymi komentarzami wobec własnej osoby.
edit:
Dodam jeszcze, że terapia bardzo mi pomaga, pozwala spojrzeć na pewne sprawy inaczej.
Ważne jest też dojście do prawdziwej przyczyny tej depresji, ja ostatnio po wielu rozmowach z psychologami doznałem możnaby powiedzieć olśnienia ;)
I nigdy nie jest za późno, krótko się leczysz tak naprawdę, nie przekreślaj jeszcze leczenia.
Istnieje prawda, która dotknęła mnie gdy byłem pewnie w podobnym stanie co Ty. Nie pomoże Ci nikt, jeśli sam sobie nie chcesz pomóc. Byłem w takim punkcie gdzie czułem się jakbym utknął, nie potrafiłem nic zmienić, a moja własna wola jakby zniknęła i mimo, że czułem, że wszyscy na około chcą mi pomóc, nie przyjmowałem tej pomocy, bo sam nie chciałem sobie pomóc.
Tak jest ze wszystkim, nie sprawisz, że ktoś w coś uwierzy, jeśli sam w to nie wierzysz czy nie będziesz szanował ludzi, jeśli nie szanujesz sam siebie.
Druga sprawa, to wiele osób myśli, że to jak się czujesz narzuca Ci to co robisz. Bo jak czujesz się dobrze to chce Ci się działać czy być miłym, jednak to nie do końca jest tak, ponieważ to co robisz kreuje twoje samopoczucie. Jeśli czujesz się, źle powinieneś robić coś, co sprawi, że będziesz czuł się potrzebny czy wartościowy, ewentualnie coś co Cię rozwija. Spróbuj zaakceptować, że twoja egzystencja jest względnie bezsensowna, więc spróbuj pomóc w miarę możliwości innym. Czy to jest twoja najbliższa rodzina, czy jak masz ambicje to miasto, kraj albo cały świat.
Droga do wyjścia może być ciężka ale zastanów się czy jest rzeczywiście cięższa niż pozostanie w obecnej sytuacji.
Wiem, że trochę coachingowe gadanie ale życzę Ci powodzenia i służę pomocą. Gdybyś chciał porozmawiać to możemy się zgadać :)
Dobrą metodą przynajmniej dla mnie jest znalezienie odległego celu (nie za daleko) - ale takiego który ma wiele "punktów kontrolnych". Osiąganie ich powoli zawraca głowę w takim stopniu że nie ma czasu na zmartwienia. Ale wiadomo że w takiej sytuacji to łatwo mówić... Nigdy nie miałem depresji raczej, bo nigdy się nie poddawałem tylko zastanawiałem się co mi się właściwie nie podoba i powoli to zmieniałem- chociażby po poziom i kolor światła w pokoju po głupie ułożenie mebli tak jak zawsze chciałem. Lepsze to niż nic nie zmieniać tylko akceptować, ponieważ Daje to choć trochę satysfakcji, bowiem najgorsza jest bezczynność. Wtedy ma się za dużo czasu na szukanie negatywów życia i otoczenia. Bardzo dużo daje gdy pomaga się komuś i widzi się jego zadowolenie, jest się komuś potrzebnym... Nigdy nie wolno skreślać siebie! Co do pracy- warto wziąć taką która daje ci poczucie przyziemności- tak to określę. Czyli żadne pisanie w biurze, tylko coś gdzie możesz na własne oczy podziwiać co zrobiłeś. Swoje postępy... Na przykład układanie płytek jest moim zdaniem świetne i motywujące gdy zobaczy się jak praca wre :) Jest też spokojna i zajmuje główkę, taka praca zadaniowa- jest cel. Nie myśli się o niczym innym tylko o tym aby to po prostu robić.
Tak czy inaczej- odwiedź może lekarza raz jeszcze. Nie myśl za dużo- naprawdę to nie pomaga zbytnio :/
Jeśli chcesz pogadać- jestem zwarty i dostępny. Wydaje mi się to ciekawą alternatywą. Rozmowa z ludźmi, nie przejmując się o to że to osoba znajoma czy coś takiego. Nie tylko o problemach, ale po prostu. Dyskusja- czymś się zająć, a może znajdzie się światełko w tunelu :)
Welp
Mam od 15 lat.. Dodatkowo dobiłem się,jak zacząłem coraz częściej,używać sieci do poznawania świata. I po dowiedzeniu się,jak to naprawdę wszystko wygląda, kto nas robi w bambuko ,jaki jest syf,niewolnictwo ,katastrofy,masa chorób,dzieci na onkologii i wiele innych takich rzeczy,to jednak mnie przygniotło jeszcze bardziej,i przestałem całkowicie żyć. Głupie,bo wiem że równie dobrze mogło mi się coś stać wcześniej,że nawet w domu przecież mogą coś mieć,rak zaatakuje od czapy itp itd.Mam po prostu już papkę ,i nie wiem nic. A powinienem doceniać to co mam,i nie martwić się na zapas.Bo masa ludzi ma gorzej .I przynajmniej do zdrowia, mam w miarę szczęście.
A kiedyś było inaczej.Nie przejmowałem się chorobami,czy coś mi się zbytnio stanie.Myślę że trzymało mnie po prostu to,że miałem znajomych.I wychodziło się częściej,grało się w coś. Nie myslało się o samych złych rzeczach, bo też nie było jak,internetu się nie miało. Potem coraz rzadziej się cieszyłem,w rodzinie zaczęły się poważniejsze tarcia(35 lat różnicy to ogrom w sposobie myślenia ) I jakoś totalnie już sie skupiłem na grach /filmach .Bo wygodnie,bo łatwo i spokojnie.Kasę miałem z fuksa,więc mogłem. Ale jak tak teraz myślę, to mnie powoli zabijało.I myślę że bardzo źle jest od 3 lat.Jakoś zacząłem się zmieniać,to co lubiłem zaczynało mnie męczyć,stałem się wycofany.Zawsze byłem spokojny i cichy z boku,ale nie aż tak. A teraz długo już nie jestem wśród ludzi zbyt często.I mam masę wątpliwości .Szczególnie,że przez 10 lat świat zmienił się diametralnie ,a ostatnie właśnie 3-4 lata jeszcze bardziej,jeśli chodzi o zachowania.Czuję się obcy,tak jakby to nie był mój świat.Jestem wychowany raczej w starym stylu ,wiele rzeczy mi przeszkadza i nie lubię.I tu jest bardzo dużo mojej winy .Tak jakby się z pierdla wyszło. A od pandemii jest jeszcze gorzej,już nawet nie trenuję,rano nie chce mi się jeść,ogólnie często mam takie głodówki oprócz obiadu. Nie widzę w niczym sensu,boję się czegoś,co może się nigdy nie wydarzyć,boję się tego co się pewnie wydarzy,i sobie nie poradzę. A specjalista mi nie pomógł.Ani jeden,ani drugi. Jestem tu,i piszę,czasami jest lepiej,tylko dlatego,że parę rzeczy mnie trzyma na tym świecie. I jeszcze jestem winny to rodzicom,żeby opiekowac się nimi w razie W. Gdybym był już dawno sam,albo by mnie już nie było,albo bym nie miał nic do stracenia,i spróbował żyć gdzie indziej. Trzymaj się,czasami do poprawy,wystarczy ta druga osoba.Jedna rzecz i będzie lepiej,chociaż łatwo powiedzieć.
W sumie w wielu rzeczach,które mnie blokują, jest brak kasy.Gdybym miał więcej samozaparcia ,to może miałbym kasę,i wtedy problem leczenia,czy obawy przed chorobami, nie byłyby takie duże. Może nowe leki na bazie trawki jakoś pomogą?
Ziomeczki, czy ktoś może mi powiedzieć, jak wygląda w tym momencie cała procedura, jeśli chodzi o leki antydepresyjne? W sensie, czy musisz dzwonić najpierw do rodzinnego, a on rozpoznaje, czy się kwalifikujesz na skierowanie do psychiatry? Czy można to jakoś prościej załatwić?
Trzymam Adamie za Ciebie kciuki. Chodź to największy banał to nie wolno się nigdy poddawać.
Również polecam jak jakiś kolega wyżej posłuchać wykładów Ajahna Brahma. Świetny gość. Jego filmiki są jak terapia. Do tego możesz zainteresować się Davidem Gogginsem i trochę poczytać o nim i jego filozofii. Jego postepowanie jest bardzo skrajne ale na pewno motywujące i pokazuje jak się człowiek potrafi podnieść i osiągać rzeczy prawie niemożliwe.
POWODZENIA!
Odpisywałem Ci już kiedyś w innym wątku, i nawet niedawno w jakimś innym, innego twórcy.
Leczenie depresji może zając lata, i będą one przepełnione momentami zwątpienia. Klucz to siedzieć w tych negatywnych emocjach i je zrozumieć. Wywlec wszystkie brudy z szafy i zacząć układać na nowo. Ba, czasami równie ważnym jest zrozumienie chemii w mózgu tak więc jeśli dobrze mówisz po angielsku - łap.
https://www.youtube.com/watch?v=Xu1FMCxoEFc
Jeżeli zakładasz tutaj wątek i jesteś w stanie o tym rozmawiać to jeszcze nie jest za późno. Te same informacje co w pierwszym poście powinieneś przekazać swojemu lekarzowi - jego zadaniem jest dobieranie/modyfikowanie rodzajów i dawek leków na bieżąco w zależności od braku czy poprawy sytuacji. Jeżeli tego nie robi - idź do innego. Powinien objąć Cię - jeśli będzie trzeba - nawet wieloletnią opieką i być dostępny pod telefonem w razie kryzysu.
Każdy ma inną sytuację, inne uwarunkowania, inne źródła tejże choroby - mnie walka zajęła wiele lat, był to niezły emocjonalny rollercoaster. Naprawdę da się wyjść z tego gunwa zwycięsko a jeśli to zrobisz - będziesz nie do zdarcia :) Ten kto przeżył prawdziwą depresję bądź boryka się z zaburzeniami osobowości wie, jaka to jest męka a zdrowy człowiek nigdy nawet sobie tego nie wyobrazi.
Z jakiego regionu polski jesteś? Mam paru dobrych lekarzy, którzy na pewno by się podjęli pomocy.
10 lat temu byłem blisko zakończenia tego żywota przez depresję, wyciągnęła mnie rodzina i lekarze, miesiąc temu mój dobry kolega nie wytrzymał i skończył ze sobą, strych, whisky, sznur, krzesło, zgasło światło.
Nie skończ w ten sposób, idź do lekarza który zmieni leki i pomoże w terapii, to nie tak, że zaczynasz coś brać i jest lepiej, to są lata pracy nad sobą z pomocą lekarzy i prochów.
Zdrowia.
Może gdybym zaczął leczenie wcześniej... ale według mnie jest już niestety za późno.
Nigdy nie jest za późno. Nigdzie tego nie przeczytałem, wiem, po mojej babci, którą to choróbsko dopadło kiedy była już po sześćdziesiątce. Wylądowała w końcu w Gnieźnie - wtedy, na początku lat 90-tych XX w., to miałem związane z tym jak najgorsze przeczucia. Wylądowanie w takim miejscu, w czasach, kiedy za pójście do psychiatry (lub psychologa, niezbyt wtedy popularnego) dostawało się łatkę "czuba", kiedy wiązało się to ze społecznym ostracyzmem, to nie był "łatwy kawałek chleba" - dość powiedzieć, że wówczas, osobom chorym na depresję, mówiło się banały, w rodzaju: "weź się w garść" albo "inni mają gorzej"....
I tamtejsi lekarze, z tego szpitala, jej pomogli, za co zresztą jestem im dozgonnie wdzięczny. Być może (a nawet jest to prawdopodobne) lekarze z gnieźnieńskiego szpitala, uratowali jej wówczas życie. Przeżyła jeszcze dobre 25 lat, w dobrym zdrowiu, także psychicznym, zaliczając (bo takie już jest, po prostu życie) takie traumy jak nagła śmierć mojego dziadka (umarł we śnie), a później śmierć siostry bliźniaczki. I poradziła sobie z tym, psychicznie.
Tobie też się uda - nie wybrałeś chłopie "sznura", poprosiłeś o pomoc. To pierwszy krok, najważniejszy, bez niego nie byłoby kolejnych.
Moja znajoma jakiś czas temu wpadła w depresję. Czwarty miesiąc jest na zwolnieniu. Nie odbiera telefonów. Nie chce żebym przyjechał. Nie chce pisać. Jakieś szczątkowe informacje mam poprzez jej córkę.
Na początku bardzo dużo pisałem, starałem podtrzymywać ją na duchu, proponowałem pomoc. Wszystko bez odzewu. W końcu odpisała, że prosi abym przestał pisać. Da znać jak będzie lepiej. Mija czwarty miesiąc.......
Podpowiedzcie; pisać dalej w nadziei że gdzieś tam mimo wszystko jej to pomaga, świadomość że jest ktoś kto się o nią martwi, myśli o niej, czy odpuścić i poczekać aż sama się odezwie?
Jeden z moich kumpli miał duży problem z buraczeniem się. Po prostu palił cegłę w kontaktach z każdą nowo napotkaną osobą. Nie mógł sobie z tym poradzić. Dopadła go przez to bezsenność i skończyło się depresją bo widziałem co się z nim dzieje na co dzień. Ocierało się to już o jakąś chorobę psychiczną. Popadał ze skrajności w skrajność jeśli chodzi o wyrażanie emocji i nastrój. W końcu trafił na jakąś lekarkę w WWa co go z tego wyleczyła jakimiś falami z tego co mówił etc - nie pamiętam. Potem zaczął ostro uderzać do panien wiec faktycznie podziałało. Dziś już nie mamy kontaktu bo widział kumpli tylko wtedy jak był singlem a gdy miał pannę to dla niego nie istnieli - ale naprawdę odmieniła go ta kuracja.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ze mną jest tak, że ja się absolutnie niczym nie przejmuję i to aż za bardzo. Mój koleżka mi zazdrościł i opowiadał o tym tej swojej znachorce. Stwierdziła, że takie przesadne zdystansowanie do wszystkiego i totalna olewka świadczy o tym, że mam coś nie tak z garem i zapraszała mnie do siebie.
Mimo wszystko jest mi z tym dobrze po dziś dzień, nikomu krzywdy tym nie robię przecież. Współczuję wszystkim zmagającym się z deprechą, sam straciłem bliską osobę w wieku 22 lata która odebrała sobie życie. Chciałbym zarażać moim podejściem ale niestety, nie mogę.
Nie jesteś żadną parówą, nic nie przegrałeś.
Życie ma to do siebie, że czasami znajdujemy się w sytuacji, która wydaje się beznadziejna, Bez wyjścia.
Na podstawie tego co napisałeś to widzę że masz dużą świadomość tego co się obecnie z Tobą dzieje, jesteś świadomy swojej egzystencji. I to już jest coś, to jest jakiś punkt odniesienia.
Potrafisz też wymienić elementy, które na chwilę obecną Ciebie przygniatają. Odbieram to jako dowód na to, że chcesz aby było dobrze, chcesz się otrząsnąć z tego i ruszyć śmiało przed siebie.
Opisujesz swoją podróż przez życie jako nieszczęśliwą, może to przytłoczyć. Wszystko to co Tobie się przytrafiło ubierasz w negatywne emocje. Zupełnie niepotrzebnie, popatrz ile w tym jednym poście wymieniłeś pozytywnych rzeczy:
przyjaciele
muzyka
gra w kosza
chęć podjęcia pracy
podróże
To wszystko jest Twoje, to jest coś. Ja raczej widzę kogoś kto chce wrócić i dalej cieszyć się życiem. Widzę tęsknotę za tym co było dobre. Dlaczego uważasz, że to już przeszłość?
Nie mam dla Ciebie rady idealnej. Ale jestem przekonany, że jeżeli ukierunkowujesz swoją świadomość na to za czym tęsknisz i zaczniesz krok po kroku realizować się w tym kierunku to przyjdzie ulga. Nie każdą bitwę wygrasz ale już sam czyn może dać Tobie motywację na którą czekasz.
Nie bój się zatroszczyć o swoje życie, czuję że jeżeli to zrobisz to życie się odwdzięczy.
Powodzenia.
Nie jestem dobry w takich sprawach, ale najważniejsze to, żeby się nie poddawać, nawet wtedy, gdy wydaje się, że to wszystko stracone. Niby twierdzisz, iż jest już za późno, aczkolwiek jak to się mówi - "nigdy nie jest za późno". Nie przestawaj chodzić na te terapie i kto wie? Może w pewnym momencie zacznie się to wszystko poprawiać.
Jak mówiłem, najważniejsze to się nie poddawać, a koniec końców wszystko może się jeszcze ułożyć. Trzymam kciuki.
Miałem właśnie kolejną rozmowę z psychem i cóż - dostałem te same leki tyle, że w jeszcze większej ilości żebym mógł trochę lepiej spać. Zakładam, że znowu podziałają miesiąc max. Zostaje już chyba tylko zamówić te 2 metry sznura bo nie ma opcji abym się z tego wyrwał.
Wychowuje sie nas od malego na osiaganie celow, wiec szukamy rozwiazan. Szybkich. A czasem trzeba wolniej, z nastawieniem na proces, nie rezultat, szczegolnie jak sie ma do czynienia z umyslem. Moze sie komus przyda:
https://www.youtube.com/watch?v=A4XmVDirqOk
Ludziska nie mówcie takich rzeczy, zostawcie te sznury. Depresja wynika z bardzo zafixowanego mindsetu. Jesteś w jednym miejscu, z którego nie możesz wyjść i masz dwie opcje. Kopiesz się dalej w tym co masz lub robisz krok do przodu, zmieniasz coś na lepsze i żyjesz. Wykorzystaj to co daję Ci bycie gatunkiem ludzkim czyli np. zdolność adaptacji. Pojedź do pracy za granicę, wskocz na głęboką wodę. Wbijesz się na dobre tory, zarobisz trochę pieniędzy i będziesz miał to czego aktualnie nie widzisz, czyli możliwości. Pomóż samemu sobie.
Wątek bardziej z serii tych "do wygadania" aniżeli prezentujący jakąkolwiek merytoryczną wartość... chociaż w sumie to też nie do końca bo mój przypadek będzie lekką przestrogą dla tych, którzy cierpią na różnego rodzaju zaburzenia depresyjne czy to lękowe i nie chcą udać się po pomoc psychologiczną/farmakologiczną.
Niecały rok temu prezentowałem podobny wątek (z całkiem dużym odzewem), lecz niestety niewiele się od tego momentu zmieniło - deprecha niemal całkowicie przekreśliła moje szanse na jakąkolwiek sensowną sytuację zawodową - jak byłem bezrobotny tak dalej jestem bo po prostu nie byłem w stanie pójść do jakiejkolwiek pracy. Rok właśnie poszedł w plecy bo nie nauczyłem się właściwie niczego nowego, ani w jakikolwiek sensowny sposób nie poprawiłem swoich kwalifikacji bo jedyne o czym myślałem to jak bardzo chciałbym w końcu zaznać jakiejkolwiek stabilizacji psychicznej. Przestałem grać w gry, w kosza, chodzić na wycieczki, szukać jakiejś miłości... praktycznie wszystkie pasje, za które dałbym się kiedyś pociąć, przestały mi sprawiać jakąkolwiek przyjemność.
Ktoś pewnie powie, że "przestań gęstochować i idź do lekarza i dupy nie zawracaj" - welp... poszedłem i mimo jakiejś tam lekkiej poprawy dzięki lekom to w sumie nie widzę sposobu, aby jakkolwiek się wygrzebać z tego bagna. Dalej mnie męczą myśli samobójcze (imho nie zdechłem tylko ze względu na rodzinę, muzykę i myśl, że mogę zostać kaleką do końca już nędznego życia), nie widzę dla siebie żadnych perspektyw, a najgorsze, że obwiniam się za to jakim jestem jedynie ciężarem dla rodziny i przyjaciół.
Może gdybym zaczął leczenie wcześniej... ale według mnie jest już niestety za późno. Dlatego główną puentą tego mojego wywodu jest to, że jeśli cierpisz na deprechę, lękówkę itp. to nie bądź taką parówą jak ja i zamiast się czaić to od razu wbijaj do Pana/Pani psychiatry bo niestety samo nie przejdzie, a z własnego doświadczenia potwierdzam, że może być tylko gorzej.
https://www.youtube.com/watch?v=NtPk22NWB5Y&ab_channel=planet2K
Potrzebujesz pomocy? Oto gdzie możesz jej szukać:
116 111 - całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
116 123 - telefon zaufania dla dorosłych czynny 14-22:00
Lista wszystkich Ośrodków Interwencji Kryzysowej w Polsce świadczących nieodpłatną pomoc psychologiczną:
www.oik.org.pl
Lista pomocowych numerów telefonów:
www.zwjr.pl/bezplatne-numery-pomocowe
Twoje zdrowie jest dla nas ważne.
Człowiek z "depresją":
- beznadziejna pogoda, deszcz pada, zmoknę do dupy
- nie mam pieniędzy, bo słabo zarabiam, wszystko bez sensu
- k... jestem samotny, siedzę na Tinderze i nikt nie odpisuje, jestem żałosny
Człowiek, zwykły człowiek:
- beznadziejna pogoda, deszcz pada... wezme parasol, założe kurtkę z kapturem i za bardzo nie zmoknę
- nie mam pieniędzy, słabo zarabiam... dobra szukam dodatkowego zajęcia albo nowej pracy.
- k... jestem samotny, na Tinderze cisza... walić to, zapiszę się na kurs salsy, bachaty czy szydełkowania.
Depresja sresja