Kolejna odsłona dramatu:
Z punktu widzenia nauczyciela - plan idealny. Nie ma żadnych okienek. ;)
A teraz dodajmy codziennie ze 2 godziny "podarowane" przez Pana Ministra (10 tygodniowo) i 12-latka będzie w szkole od 8 do 17.30.
Mnie na razie najbardziej boli powrót do przedpandemicznych 45 minutowych lekcji i na razie nie mam siły przejmować się zajęciami do wieczora.
Na szczęście w poprzednich latach potrafili mi dużo gorzej porozkładać lekcje, także nie jest tak źle.
My młodego posłaliśmy do prywatnej podstawówki, póki co, pierwsza klasa maks. 6h - tak od 8:50 do 15:10, także na razie się nie przejmuję, młody zadowolony, ale to mu pewnie minie z czasem ;)
Najlepsze było, gdy pani dyrektor informowała o motywie przewodnim tego roku szkolnego - rodzina.
W wydaniu Czarnkobyla będzie ciekawie.
Gdy moja siostra chodziła do 2-3 klasy liceum (w latach 2002-2003) to miała najwyżej 5-6 lekcji. Ja gdy chodziłem do liceum (w latach 2007-2009) to już miałem codziennie 7 lekcji. Aż mi się nie chce wierzyć, że współczesna młodzież musi siedzieć w szkole przez 9-10 bitych lekcji. Tylko współczuć...
I jak zwykle poruszenie wielkie, a problem stary jak wszechświat.
Najbardziej mnie śmieszą zbulwersowani rodzice. Jeden by chciał, żeby dziecko było w szkole 8-15, drugi, że jednak 10-18 (niech w domu jak najkrócej przeszkadza), trzeci troskliwy tatuś powie, że dziecko po 4h jest przeciążone.. choćby skały srały, nie dogodzisz.
To wszystko jest oceniane jednostronnie (przez pryzmat rodziców) i w skali "mikro". Nikt nie myśli o skali "makro". Np.. że nauczyciele to też czasem rodzice (i być może nie każdy pragnie pracować do 20), że w szkole jest określona rotacja/dostępność sal, etc, etc.
Bukary, z ciekawości, ile masz okienek? :)
Bukary
po części - owszem, ale choćby z wklejonego artykułu wnioskuję, że sporo działa tutaj zwykłe pieniactwo, "bo mnie się nie podoba/mnie jest nie na rękę".
Przecież nie muszę tłumaczyć, bo doskonale wiesz.
Zabieram głos, bo moja Mama ponad 20 lat była odpowiedzialna za układanie planu (ręcznie, tylko ręcznie i na logikę, żadnych programów). Znam temat. Ale to były inne czasy, wtedy nauczyciel nie miał prawa mieć więcej niż 2 okienek (a i tak były o to skargi), nie było też opcji robić jakiekolwiek "okienko" dzieciom. Udawało się zawsze choć czasem to było wiele dni i nocy spędzonych nad tym dziwnym "sudoku".
Przecież jest zarówno niemożliwe, jak i absurdalne, by np. matematyk (prowadzący x klas) miał się wyrobić w swoich godzinach do południa, "bo mózgi dziecięce wtedy najbardziej chłonne". Codziennie. No ale w skali "mikro" się tego nie widzi. A jeszcze jak się pomyśli, że ten matematyk to też człowiek, ma swoją rodzinę, i też może chciałby pracować po ludzku - no to już czacha dymi.
Ale spoko, Bukary, jeszcze chwila i Twoje nauki nie będą tak istotne, bo trzeba będzie indoktrynować o cnotach niewieścich i życiu w rodzinie :) Odpoczniesz sobie. ;)
Przy tym systemie dodatkowych zajęć i tak w dupę dostaną niektórzy nauczyciele, bo będą siedzieć od rana do nocy w szkole :P Mnie z planem zajęć nic nie jest w stanie zdziwi, podstawówkę kończyłem w 89 roku z czego połowę pobytu tam był cyrk okrutny. Szkoła posiadała dwa budynki, oczywiście oba oznaczone jako zabytki, w jednym uczyły się klasy 1-3 w drugim 4-8, a jak byłem w połowie czwartej klasy zamknięto ten z klasami 1-3 i uczniów zapakowano w jeden budynek :P Lekcje zaczynały się od 7, wszystkie przerwy miały 5 minut oprócz trzech 15 minutowych, były dni że lekcje miałem na 12.XX do 18 :P W technikum to już nawet nie mówię pierwsze 2 lata relaks, a jak zaczęły dochodzić przedmioty techniczne to praktycznie jechałem rano do szkoły wracałem 17-18, a i tak miałem świetnie bo dojazd zajmował mi 30 min. Znajomy miał pociągiem 50 min i komunikacją miejską drugie tyle, jego 5 lat w technikum wyglądało tak że wstawał o 5 rano i wracał do domu 19-20 :P
Wywalić Religie i Wos i będzie ok.
Po 11 godzin dziennie? (...) Zajęcia do 19 wieczorem? Okienka?
No co, za Bismarcka podobno edukację ustawiono tak, żeby (mentalnie) przygotowywać dzieci do pracy w fabrykach. Czarnek tylko realizuję politykę PiSu według której wszyscy w narodzie mają szczęśliwie pracować albo dla państwa, albo dla korporacji. Po przeczołganiu przez lata edukacji w takim systemie jaki wprowadzają obecnie, większość ludzi z przyjemnością pójdzie do państwówki (często 8-16) lub do korpo (praca do 19-stej i dłużej, nawet po 11h dziennie, z przerwą na lunch, czyli "okienkiem").
Problem jest taki, że każda kolejna władza poprawia edukację.
Efekty widać.
Dlatego ja marzę o władzy, która po prostu nic nie będzie już psuła. Niestety kandydatów do takiej na scenie politycznej nie widać.
Mi osobiście lekcje od 11 do 19 bardzo by odpowiadały (na polibudzie w poniedziałek miałem od 7:15 do 20:30 + po 21 było 2,5h sekcji sportowej i dawałem radę), czy nawet większy natłok w pon-wt kosztem luźniejszego końca tygodnia. I wywaliłbym z nauczania religii, sztuki, muzyki, zajęć technicznych (czy jak to się zwało), WDŻ i inne głupoty na których oglądało się przez okno mecze na szkolnym boisku. Więcej o sztuce i muzyce z youtubowych kanałów wyciągnąłem.
Powiem szczerze, że czasami myślę sobie jak fajnie znów byłoby wrócić do szkoły, nawet jeśli miałbym tam siedzieć do 19. 7 lat temu w technikum też miałem lekcje do wieczora i nikomu to nie przeszkadzało. Jakie zmartwienia, sprawy i obowiązki ma młody człowiek, w porównaniu do dorosłego życia na własną rękę?... żadne. Niech dzieciaki się uczą i przyzwyczajają, że do wieczora dzień jest pełen obowiązków.
Oczywiście mówię o tych starszych rocznikach, wszakże nie zabierajmy dzieciństwa ani młodości dzieciakom.
A plany zajęć i lekcje per se, to już inna kwestia, tutaj przydało by się totalne przemodelowanie systemu nauczania.
Nie do końca rozumiem jaki ma związek zopcją lekcji dodatkowych, zaproponowanych przez ministra, z faktem że ktoś w gówniany sposób ułożył podział godzin w szkole. Przecież to nie on układał te plany.
Z czego to w ogóle wynika? Jest przeładowany materiał, w gówniany sposób jest ułożony plan lekcji czy jeszcze z innego powodu? Pamiętam, że jak chodziłem do podstawówki i gimnazjum to z jakiegoś powodu w mojej szkole standardem było, że we wtorki miałem na 12:00, 2-3 lekcje i do domu; w środy było siedzenie od rana do wieczora; a w czwartki miałem 4-5 lekcji od 8:00 i o 12-13:00 wychodziłem do domu. Przez 9 bitych lat :) Pamiętam też, że moi rodzice ważyli mój plecak i bili na alarm ileż to on nie waży. Wydaje mi się, że przez te xx lat, ten temat się również nie zmienił.
ja sie jednak ciesze ze mam dzieci w szkole w Belgii a nie w Polsce ministra Czarnka, ktory wg mnie jest typowym przedstawicielem lawki rezerwowej PiSu, czyli kosciolkowosc przezarla mozg doszczetnie
moje dzieci od czasu jak mialy 2.5 roku chodza na 8:30 do szkoly i koncza 15:45, oprocz srody gdzie koncza o 12:30 i popoludniu ida do szkoly polskiej (do 17:15)
i wyobrazcie sobie to, chodza w mundurkach i choc mundurki te drogie sa to kurde, o ile latwiej rodzicowi
dwie corki w domu, w weekend potrafia sie przebrac kilka razy dziennie a tu myk, 9 lat jedna juz chodzi do szkoly, druga 6 i nie ma problemu co rano ubrac:)
i w pandemii byly na zdalnym 3 miesiace w 2020, ale caly zeszly rok szkolny mialy normalne zajecia
siostra pracuje w Polsce w szkole, szczerze jej wspolczuje
Ciąg dalszy tegorocznej historii:
https://wyborcza.pl/7,82983,27604207,nieludzkie-plany-lekcji-wstaje-o-5-do-szkoly-wracam-10-km.html
A jak tam u was plany zajęć, uczniowie i rodzice? Po 11 godzin dziennie? Religia w środku dnia? Zajęcia do 19 wieczorem? Okienka?
Pan Minister umożliwił moim podopiecznym skorzystanie z lekcji dodatkowych (10 godzin tygodniowo), które pozwoliłyby nadrobić zaległości po ostatnim lockdownie. Problem polega jednak na tym, że mają oni codziennie po 9-10 godzin (plus ewentualne zajęcia indywidualne dla osób z dysfunkcjami), więc nie sposób "daru" Pana Ministra wykorzystać (mieliby po 11-12 godzin dziennie). Kiedyś trzeba jednak żyć, jeść, spać i się uczyć. Część nauczycieli zastanawia się nad dodatkowymi lekcjami w sobotę, choć wśród uczniów nie widać szczególnego entuzjazmu.
Niemniej jednak dziękujemy Panu Ministrowi za wspaniałą inicjatywę.
Zaproponuj inne wyjscie z tej sytuacji. Narzekac to kazdy potrafi. Jeszcze niedawno pisales jakie zdalne nauczanie to jest sciema i dzieciaki nic sie nie ucza. To Twoim zdaniem co nalezy zrobic, aby nadrobic ten stracony czas? Serio jestem juz zmeczony Twoimi bolami dupy. Nie przypominam sobie zadnego pozytywnego Twojego postu o nauczaniu w Polsce. Wszystko jest do dupy. Nie lubie takich osob bo sa modelowym przykladem "Polaka wiecznego narzekacza". No , ale jestem Ci wdzieczny za mozliwosc odznaczenia tego dzialu, aby nie czytac takich wypocin.
Ps. Jak tak bardzo cierpisz w swojej pracy to sie zwolnij i pracuj gdzie indziej. Naprawde roboty jest teraz pelno. Na magazynie pewnie wyciagniesz wiecej niz masz jako nauczyciel. Fizyczna praca, ale jak wrocisz z pracy to nie bedziesz o niej myslal i sie wkurzal. Ergo bedziesz szczesliwszym czlowiekiem.
Oj tam oj tam, już przed ministrem Romanem miałem lekcje w LO do 18:20, a dwa razy w tygodniu jeszcze próby chóru od 18:30 do 20:00 i żyję...
Same cornflakesy teraz czy coś. A kiedyś to były czasy, jeszcze starym ikarusem w zimie jeździć musiałem!
A w wątku już pełno Januszy chętnych na twoją ciepłą posadkę ty polonistyczny nierobie? Pewnie tak :D
Mój plan bardzo średni jest, ale nic nie szkodzi bo za tydzień zmiana planu kolejna (i tak się zmienia co chwilkę hehe)
Widzę, że media coraz bardziej zainteresowane "planami lekcji":
https://tvn24.pl/premium/plany-lekcji-dlaczego-doprowadzaja-was-do-lez-5405579
Olaboga, min. Czarnek doznał właśnie przebudzenia!
Przez ostatnie miesiące kombinował w blasku kamer, jak dorzucić uczniom parę godzin do ich tygodniowych planów: a to zajęcia wyrównawcze po pandemii, a to obowiązkowa etyko-religia, a to nowy dodatkowy tok historii ojczystej, a to egzekwowany od wszystkich WDŻ.
A tu pełne zaskoczenie! Rzecz która ministrowi-świeżakowi nie mogła nawet przyjść do głowy: wychodzi na to, że plany lekcji są przeładowane JUŻ TERAZ bez tych obiecanych czarnkowych dodatków!
W Szczekarkowie układanie planu to skomplikowana gra logiczna. Nie pomagają w niej nawet specjalne programy. - W całej szkole są tylko dwie osoby, ja i polonistka, dla których to jedyna placówka, w której uczymy - mówi anglistka Edyta Borowicz-Czuchryta. I opisuje zawodowe historie kilku kolegów oraz koleżanek z pokoju nauczycielskiego.
Informatyk pracuje w trzech różnych szkołach na terenie dwóch gmin. Podobnie pani od chemii i fizyki, która od trzech lat ma w swoich szkołach identyczny plan, którego nie może ruszyć. Germanistka, by mieć etat, uczy w czterech placówkach! I jeszcze musiała dołożyć zajęcia z wiedzy o społeczeństwie. To cztery rady pedagogiczne, cztery wywiadówki i cztery razy więcej problemów wychowawczych. A jak widać, również organizacyjnych.
Borowicz-Czuchryta przyznaje, że plan nie jest optymalny dla nikogo. Plan ma się spinać. - Gdzie w tym wszystkim uczniowie? Ich pasje i zainteresowania?
Malina, mama ucznia IV klasy technikum: Lekcje od 7.05. Mój syn dojeżdża codziennie godzinę pociągiem do Katowic. Żeby zdążył do szkoły, musi jechać o 5.05. Więc ja się pytam, czy to szkoła czy kopalnia? (...) Jak można myśleć później na lekcjach, kiedy wstaje się o 4.30?
Podobne pytania zadają uczniowie ZS Ekonomicznych w Ostrowie Wielkopolskim. Tam III klasa technikum dwa dni w tygodniu ma lekcje do 17.30, a kolejne dwa do 18.15. - W te dni większość osób dojeżdżających wraca do domów między 19 a 20...
https://www.facebook.com/NIEdlachaosuwszkole/posts/1976091842554325
Jak to jest ze jednocześnie mamy statystycznie duże klasy i prawie że najmniej uczniów na jednego nauczyciela? :) Preładowane programy - czyli wiele specjalności nieobecnych gdzie indziej, wliczanie księży, niewliczanie asystentów nauczyciela obecnych w wielu krajach?
Bo zaraz ktoś wyciągnie te statystyki i zapyta jak to możliwe że nie da się ułożyć planu gdy mamy średnio 1 nauczyciela na 10 uczniów... :)