Większość tutaj nie rozumie jednej podstawowej rzeczy, osoba w ciężkiej depresji, a opis autora na to wskazuje Nie jest w stanie ot tak zmienić wszystkiego, wyjść na prostą, zawalczyć o lepsze życie. To się nie uda.
W pierwszej kolejności wizyta u psychiatry na nfz, aby przyspieszyć należy powiedzieć że ma się myśli samobójcze.
Kolejno, ugadać z lekarzem na początek jak najtańsze leki, podstawowe srri kosztują w zależności od dawki około 15 zł za opakowanie.
Dopiero po rozpoczęciu leczenia, jak leki zaczną działać można powoli, ale to bardzo powoli próbować zmieniać swoje życie.
Większość tutejszych rad tylko u osoby w depresji spotęguje nasilenie choroby...
Jak chłopak nie daje sobie rady na swoim podwórku, to za granicą wpadnie jak kamień w wodę.
Wybaczcie mój sceptycyzm, ale wali mi to fejkiem na kilometr. Chłopak dostał od tylu osób najróżniejsze porady, nie jest na swoim "zadupiu" w żaden sposób uwiązany (nie ma chorych rodziców, sam nie choruje na coś, co uniemożliwia przemieszczenie się - a przynajmniej o tym nie napisał), a na wszystko odpowiada "no spróbowałbym, fajnie by było, ale ja nie umie/nie chcę już/taki to już mój los".
Jak nie jesteś w stanie ogarnąć roboty na miejscu albo nie masz środków na wyjazd i utrzymanie się przez kilka miesięcy w większym mieście, to zawsze możesz szukać roboty w innym kraju. Ktoś tu nawet linkował robotę w Holandii. Przez różne agencje możesz jechać praktycznie za pół-darmo (jedynie musisz przeżyć dwa tygodnie, do pierwszej wypłaty), nawet bilet często ci opłacą, to go potem odpracujesz. I tak, nie mam info z dupy - ewentualnie z własnej, bo temat przerabiałem. Nie znasz angielskiego? Poświęć wolny czas na naukę podstawowych rzeczy - kursów online nie brakuje. Nie mówiąc o tym, że w Holandii jest tylu Polaków, że i bez języka biorą, szczególnie że zbliża się high season.
Normalnie nóż mi się w kieszeni otwiera jak czytam takie rzeczy - tak mi źle, tak nie dobrze, a nic z tym nie zrobię, problemy same się rozwiążą. Jeszcze rozumie jak ktoś faktycznie z różnych powodów nie może się ruszyć - ma dom, chorą rodzinę, dziecko, cokolwiek. Ale młody chłopak? Bez kitu. Edit: patrząc na post poniżej, właśnie o tym piszę.
Skąd ja to znam. Idź do psychiatry, leki potrafią cuda zdziałać, nie zaszkodzą a może polepszą chociaż trochę.
Wstydem jest pisanie o tym, że nie chce mu się żyć, podczas gdy niektórzy chcieliby żyć, ale wiedzą, że choroba za niedługo zakończy ich żywot
Wstydem jest twoje ignoranckie pieprzenie. Wiecie, że depresja to też choroba, która doprowadza również do śmierci? Obarczanie wstydem, czy złote rady typu "ogarnij się, inni mają gorzej" to najgorsza rzecz jaką możesz powiedzieć komuś kto ma depresję. Jesteście po prostu bandą ignorantów, którzy nie potrafią zebrać potrzebnych faktów przed wypowiedzeniem się na określony temat. Nie potraficie spojrzeć z innej perspektywy, odmiennej niż swoja własna.
Depresja to jest choroba, spowodowana zakłóceniami w sposobie przekazywania impulsów informacyjnych pomiędzy neuronami. To nie jest jakieś widzimisię, gdzie ktoś sobie wmawia swoją niedolę. To jest prawdziwa choroba, która się leczy. Nieleczona może doprowadzić do najgorszego, z taką osobą trzeba postępować w określony sposób - tak jak choremu na żołądek, nie dasz ciężkich do zjedzenia potraw, tak z osobie chorej na depresję, nie mówisz tychże pięknych rzeczy, o których wcześniej wspomniałem.
https://forumprzeciwdepresji.pl/depresja/o-chorobie/moj-bliski-ma-depresje
Proszę, link dla leniwych. Zagłębcie się trochę w temat, zanim zdążycie coś głupiego napisać, co może mieć tragiczny skutek. No ale co wam to zmienia, walniecie sobie jakąś głupotę przed kompem, odpalicie giereczkę i wywalone jaja.
Jak jestes w takim stanie to spokojnie dostaniesz dlugoterminowe L4 od psychiatry. Sam lekarz moze malo pomoze ale zyskasz czas zeby przemyslec swoje opcje, w sensie co zrobic zeby z tego wyjsc. Na pewno bedziesz musial opuscic to zadupie. Jestes jakkolwiek wyksztalcony?
Proponuje odłożenie tych 200zł i zapisanie się do psychologa choćby na tą jedna wizytę, możesz tez iść na NFZ. Pamiętaj, żeby się nie łamać, ale tutaj raczej nikt nie błyśnie złotą rada i Ci nie pomoże. Znajdź jakieś zajęcie po pracy, ten okres minie szybciej niż myślisz, musisz tylko znaleźć w sobie ta siłę i rozwiązać problem, a przyznanie się do problemu i nie uciekanie przed nim to pierwszy dobry krok :)
W Polsce wszystko idzie jak kąpiel w kisielu.
Czyli opornie. :/
Dopóki nie zamieszkałem w Beunos, to myślałem to norma, że tak jest wszędzie.
Czasem człowiek chciał się nawet odpalić i iść na sznur, jedynie wyprowadzka mnie uratowała.
Wytrwałości życzę.
Mam nędzne życie i nie mogę tego zmienić, chce to zmienić z całego serca, ale nie mogę....nie mogę choć kilku dni w pracy opuścić bo braknie mi tych kilu stówek na rachunki w przyszłym miesiącu, od kilku lat zero przyjemności z życia, jedne wielki tortury, już zbyt długo się męczyłem, zbyt długo
Nie łam się chłopie. W życiu różnie bywa. Musisz zmienić środowisko. Jest szansa wyjechać na jakieś roboty za granicę ?
Najniższa krajowa i 6 dni roboczych - to jest niewolnictwo, a nie praca.
Wyjechał bym choć by jutro tylko nie mam za co, jak już mówiłem nie jestem w stanie ani grosza odłożyć miesięcznie a aby jechać za granicę to nie oszukujemy się ale trzeba na start mieć pieniądze
Mordo jedź za miedzę jak nie masz możliwości utrzymać się w miejscu zamieszkania. W takiej Holandii zarobisz na głupim magazynie 2k €/m-c a wyjechać jest bardzo łatwo, jak masz kwalifikacje i uprawnienia to tylko lepiej.
Masz linka do sprawdzonych agencji.
Nie słuchaj tych co ci jakiegoś psychiatrę wciskają na problemy finansowe :D
https://marvelpc.pl/
https://www.abmiddennederland.pl/
Zmień pracę. Gorzej już nie będzie, ale może być lepiej. Jak nie ma pracy w pobliżu to jedź za granicę, bo wyprowadzka do innego miasta w tym kraju i tak ci finansów nie poprawi. Szczęścia ci to nie da, ale robisz te 8-9 h w miłej atmosferze (byle nie tylko w polskiej obsadzie) i do domu. Ewentualnie zarób tam i spróbuj szczęścia w większym polskim mieście, tylko nie zdziw się że będziesz niczym Irlandczyk mijający Statuę Wolności u wejścia do portu w NY.
Co prawda musisz być zarejestrowany jako bezrobotny w PUP ale może bon zasiedleniowy? Dostaniesz do 200% średniej krajowej na start i uderzaj do jakiegoś miasta. Nawet jakiś Amazon czy jakiś magazyn.
W Warszawie często szukają na sortownie przesyłek. Co prawda robota w godzinach nocnych z nieludzką stawka 18-20 brutto za taką pracę ale zawsze coś. Pracujesz, szukasz w międzyczasie czegoś innego i uciekasz.
Skoro jest ch.... to może spróbuj jakieś kursy po pracy porobić, choćby online. Może spróbuj jednak zmienić pracę, może jakieś korpo, albo nawet jak nie korpo to po prostu biuro, tam też pewnie dużo lepiej nie będzie na początku, ale z czasem na pewno coś lepiej zarobisz. Mówisz, że mieszkasz na zadupiu, auto masz? Może pora rozglądnąć się za pracą gdzieś dalej i codziennie śmigać. U mnie w robocie jest mnóstwo ludzi co dojeżdża dzień w dzień 30-50km w jedną stronę, siedzą po 9-10h i dojazdy w sumie 2h, ale pieniążek za to nieco lepszy i nie mówię tu o żadnych specjalistach czy dyrektorach, spokojnie mógłbyś wykonywać ich robotę. Powodzenia i głowa do góry.
Dzięki za odpowiedź, właśnie nie mam po co szukać, bo 50 km ode mnie jest też zakład produkcyjny i też najniższa krajowa, tyle że soboty wolne, ale co to zmienia...nic. Szukałem pracy zdalnej, bo o takiej zawsze marzyłem, pracować w domu, ale zostałem tylko oszukany i tyle..
Nie wierzę że wszyscy pracują w tej firmie.
Na pewno są tacy którzy dojeżdżają i mają transport. Zainteresuj się a może uda Ci się wyrwać stamtąd gdzie jesteś
Już wyżej padła propozycja, aby skorzystać z bonu na zasiedlenie. Tylko najpierw dopytaj w twoim powiatowym urzędzie pracy, czy mają na to kasę, jakie są warunki. Jedynie trzeba być zarejestrowanym jako bezrobotny, więc musiałbyś zrezygnować z pracy, ale jeśli w ostatnim półroczu przepracowałeś rok to będzie ci się należał zasiłek, więc coś tam kasy wpadnie, niewiele, ale wpadnie. Tylko teraz kwestia znalezienia pracy w miejscowości, do której byś uderzał. Jednak im większa miejscowość, tym większe szanse, że coś znajdziesz, więc sugerowałbym od razu, abyś szukał coś w największym najbliższym mieście (z tym, ze przy bonie musi to być miejscowość oddalona od twojego aktualnego miejsca zamieszkania o co najmniej 80km). Bon to coś między 8000 zł a 10000 zł a warunkiem jest, aby przepracować na umowie o pracę pół roku osiągając co miesiąc co najmniej najniższa krajową. Dasz radę zorganizować sobie za takie pieniądze pokój czy nawet małe mieszkanie na start. W trakcie możesz tam na miejscu też rozglądać się za lepszą pracą.
Poker online po pracy. Dokładnie turnieje z niskim wpisowym.
No cóż. Mam 30 lat,i mam to samo. No może nie tak. Przez lata nie przejmowałem się życiem. W sumie raz pracowałem ,a raz nie(dobrzy rodzice) Głównie grałem i grałem i grałem, nadrabiałem anime ,filmy seriale,coś tam czytałem ciekawego,zrozumiałem że szkoła uczyła mnie w większości bzdur,dopiero po szkole miałem więcej czasu,i zacząłem się interesować bardziej książkami, nauką, fizyką ,biologią itp itd. Tylko no właśnie,strach przed podjęciem ryzyka, i zostawieniem wszystkiego co znam,zrobił swoje.I jestem w tym punkcie co jestem.Od wielu lat myślę,że i tak starości nie dożyję(w sumie z obserwacji, po widzę dokąd świat może zmierzać i obym nie miał racji) Nie potrafiłem się ruszyć i przemóc. Dopiero w grudniu zeszłego roku jak złapałem Covid, to depresja wystrzeliła w kosmos. Albo to po prostu zbliżające się 30 lat,uświadomiło mnie, że nic nie wiem,nic nie umiem ,myślę o rzeczach, o których wcześniej nie myślałem. I nie wiem czy z tego gówna wyjdę. I w sumie gry,książki itp itd są moim małym lekarstwem, Które przestaje powoli działać .Ale od małego byłem niecierpliwy .Mam słomiany zapał. Nie potrafię znaleźć nic, co bym robił, i z tego się cieszył. Jest tyle ciekawych rzeczy do nauki,i trudno mi wybrać jedną albo dwie, poświęcając resztę. Kursy swoje kosztują,psycholog to akurat też drogo. I nie zawsze trafi się dobry.
Po prostu się boję.
Mogłem być piłkarzem czy lekkoatletą ,bo byłem w tym nawet dobry. Ale wiecie ,20 lat temu o kasę łatwo nie było. A od małego miałem takie głupie myślenie,że rodzice zapłacą,a mnie się nie uda. Albo że będę musiał opuścić rodzinę na rzecz czegoś tam. W podstawówce dodatkowo jeden z klasy podkopywał pewność siebie...uwziął się na mnie . Potem doszedł ojciec.Dobry,ale ma swoje przywary,jak krzyczenie z dupy o nic. No wiecie, coś się w domu stało, to od razu że moja wina albo brata. Nawet nie wiecie jak to się wrzynało w głowę.No i teraz ja jestem czasami agresywny jak mi coś nie idzie,albo coś głupiego chce. I wiem że nie powinienem się drzeć. No ale jak ktoś się drze na ciebie bez powodu tyle lat,to potem jest tak samo w drugą stronę. A teraz nie widzę sensu spróbowania wyjechać. Rodzice coraz starsi,tu jeszcze jakichś znajomych mam.Mieszkanie po babci mam, Za minimalną mogę wyżyć, i jeszcze zostanie. Jak znowu pracuję na magazynach to i ponad tysiak się uda na miesiąc oszczędzić . Ale czegoś mi brakuje.Może też ta świadomość,że rodzice się starzeją,babcia już mocno starsza,nie gada się z nią już tak jak jeszcze powiedzmy 5 lat temu.To boli,traci się osoby do rozmowy,traci się oparcie. Może też brak zainteresowań rodziców robi swoje. No ale jakie większe zainteresowania były w PRLu? Praca praca praca. Jedynie co mi zaszczepili to szacunek dla innych,i miłość do gór.No ale nie winię ich,inne czasy. Gdybym teraz miał 10 lat , to wiedziałbym w co iść,miałbym internet,i wiedziałbym co się opłaca, co jest fajne.
No a tak 30 lat minęło.10 lat zmarnowałem,zamiast się rozwijać, czy wyjechać na próbę. Za 10 lat znowu życie będzie inaczej wyglądać. Z roku na rok życie w tym kraju wygląda coraz gorzej. Na świecie też ,tylko że wolniej.Nie podobają mi się pewne zmiany,ta cała pełna cyfrowość .Narzucany szacunek . Wiem że muszę zmienić myślenie. Mieć wywalone na rzeczy,na które nie mam wpływu. I starać się żyć tak jak mogę. Wiecie jestem introwertykiem ,więc ogólnie lubię siedzieć w domu czy na działce i po prostu tak żyć,ale z bezpieczeństwem finansowym. I że mam jeszcze kogoś ,kto w razie czego pomoże. Ale jednocześnie chciałbym podróżować,poznawać ludzi i kulturę,ale się po prostu boję,i mam masę wątpliwości. .Dlatego jedynym lekiem,to mieć znajomych,którzy mają imo więcej czasu,albo kogoś.Po prostu drugą połówkę, która jest podobna do ciebie. Albo chodż naucz się kowalstwa, ja stolarstwa i otwieramy zakład ;D Podobno to znowu zaczyna być potrzebne, A jak chcesz pracy zdalnej, to spróbuj robić audyt . Chociaż jak miekszasz na zadupiu, to może być spory problem,bo pewnie w okolicy nie ma takich firm. Albo obsługa klienta .W sumie polega na wypłacaniu kasy,program robi za ciebie, ty tylko sprawdzasz ,a za takie pstro masz 3000 netto .Potrzeba tylko średniego.Nawet na Audyt nie trzeba mieć matury czy studiów.
po co na tych zadupiach siedzicie i pracujecie za minimum?
z tego nie wynika ze życie tam jest prostsze
ostatnio byłem w serwisie samochodów ciężarowych we Wrocławiu, maja z 8 wakatów wolnych i płaca po 8k, może jak się nie ma doświadczenia to na te 8k nie ma co liczyć, ale zawsze lepiej się przebranżowić i czegoś nowego nauczyć w nowej pracy za niższa na start, jak siedzieć na zadupiu i robić za minimum.
Ten strach przed czymś nowym jest nieuzasadniony, warto sie przeprowadzić do większego miasta by mieć lepsze perspektywy.
teraz brakuje ludzi z zawodem w ręku, wszyscy po tych studiach to i zabrakło do zwykłej pracy, przez co chętnie biorą ludzi na szkolenie, trzeba mieć tylko chęci.
Rozumiem twój ból. Sam mam 22lata i jestem nieudacznikiem, nawet średniego nie mam... i zero umiejętności czy perspektyw na życie a o zapale to już nawet nie piszę. Na moją sytuację złożyła się masa czynników. Teraz tylko gierki,anime,filmy i pierdzenie w fotel z rozpaczy, bo rodzice dobrzy i utrzymują(w sumie to matka, bo ojciec alkoholik). Nie mam znajomych czy przyjaciół ani pracy, jestem typem kogoś kto boi się nowych wyzwań i zamyka się w swojej "klatce" bezpieczeństwa, pracowałem 3miechy na magazynie ale mnie zwolnili, teraz będę musiał wrócić by trochę dorobić, ale znowu jest ciężko znaleźć mobilizacje. Moim planem jest iść do psychiatry brać leki i znaleźć przyjaciół ..samemu w życiu będziesz miał ciężko i uwierz mi, bo niema jak z kimś pogadać a jak wszystko dobrze zaplanujesz i masz cel to go osiągniesz. Na twoim miejscu autorze tematu to bym po pierwsze uciekł z tego zadupia, nie ważne czy odłożysz po trochu na wyjazd ale osiągniesz cel. Później znajdź w miarę stabilną pracę i staraj się jakoś przekwalifikować na np wózki widłowe i nie będziesz miał źle. Rady niby z dupy, ale musisz walczyć o swoje marzenia. Sam wiem w moim przypadku że jak nic nie zrobię to marnie skończę, dlatego zamierzam się leczyć i dokształcić by może później znaleźć pracę w jakimś biurze albo jakieś kursy zawodowe i wcale nie muszę dużo zarabiać. Wystarczy mi stabilność i by praca nie była udręką, chodź na razie to tylko gadanie a gówno robie. I pamiętaj nie izoluj się od ludzi, bo będzie ci smutno jeśli nie jesteś typem outsidera i twardą psychę. Te życie jest po prostu żałosne i nie mówię to tylko ze swojej perspektywy, ale ogólnie. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Wielu ludzi ma podobne problemy do ciebie, chodź tego nie okazują. Psychiatra z NFZ to też nie głupi pomysł, można parę kwestii obgadać, oni są od tego by pomóc. Samemu z pewnych dołków bez pomocy drugiego człowieka nie można wyjść.
Skoro nic cie nie trrzyma w Polsce to albo
1. Wojsko (dobrze płacą, częste wyjazdy, stabilna praca o ile utrzymujesz kondycję, dopłata do mieszkania, zwroty za bilety/beznzynę)
2. Wyjazd za granicę (sam byłem w Hiszpanii 2 miesiące prawie 10 lat temu i zarobiłem wtedy 9 tys na czysto czyli już z potrąceniami za mieszkanie, ciepłą wodę, prąd) wyjazd mnie kosztował nie pamiętam dokładnie ale bodajże 1000 zł własnym samochodem.
Wojsko polecam bo mam 2x szwagrów w woju i oboje chwalą i bardzo dobrze zarabiają z dodatkami. Czas mają na wszystko.
vcv18 jak tam dajesz radę? Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze.
Witam, jeśli ktoś przeczyta to z góry dziękuję.
Mam 27 lat i mam dość życia, dość tego nędznego życia, nie chce żyć po prostu nie chce. Moje życie odkąd skończyłem szkołę to jedna wielka męka. Jestem na tym świecie sam jak palec. Pracuje 6 dni w tygodniu za najniższą krajową, niestety nie ma pracy w okolicy ( mieszkam na zadupiu ) i muszę się tej pracy trzymać bo nic innego nie znajdę, a opłacając mieszkanie i jedzenie zostanie mi dosłownie 200/300 złotych miesięcznie...
Przychodzę z pracy za każdym razem placze w poduszkę, wykończony i za chwile znów do pracy, nie mam życia, pracuje aby przeżyć, płacze w pracy, od kilku lat tylko udaje że wszyskto jest dobrze, już nie wytrzymuje, po prostu nie chce takiego życia. Nie chcę pracować całe życie na siłę bo muszę za coś żyć. Żyje na siłę....nie chce już, wolę umrzeć niż się tak męczyć każdego dnia. Dziś idę na noc do pracy i właśnie pisze to że łzami w oczach...ja tak nie chce żyć, pękło coś we mnie i już nie dam rady...marzę o pracy w domu, choć by zdalnie, marzę...ale nie mam możliwości. Nie wiem czemu to pisze, po prostu poczułem taka potrzebe, ale już nic nie ma znaczenia ani sensu, nic...
Przynajmniej powalcz. Ja już się poddałem i nie życzę nikomu, aby znalazł się na takim dnie jak ja...
Perspektywy są zawsze, lecz potrzeba chęci.
Każdy ma jakieś ale np ja mam to ze wolał bym prace biurowa, szczęśliwy związek z kobieta a jedynie co miałem to 3 epizody które rozpadły się po roku czy 1.6 roku a za każdym razem przeżywam to jak bym stracił żonę z która byłem 20 lat. No co tobie poradzę zaakceptuj to lub wyjedź za granice lub spróbuj znaleść robotę za 3k co nie jest takie trudne
Dziękuję wszystkim za odpowiedz, ale tak jak ktoś zaznaczył, nie mam możliwości do innego miasta...jest 1 czerwiec, do wypłaty 10 dni a ja mam w portfelu 80 zł....i tak jest za każdym razem, i po co pracować? No po co...byle tylko przeżyć. Nie mogę stracić choć by dniówki w pracy bo później nie wyrobie, mam wszyskto obliczone. Nie wyjadę nigdzie, nie stać mnie na nic, kompletnie na nic, 27 lat nie kupiłem nic dla siebie od dobrych 7 lat....nic, głupich skarpetek nie mogę kupić bo później nie będę mieć co zjeść....mam dość. Mówicie o wózkach widłowych, ale jak, za co..po za tym nawet gdybym miał to nie miał bym gdzie tym wózkiem jeździć. Już pisałem że inną możliwa praca okolo 50 km ode mnie ( i tak mnie nie stać na dojazdy) to też najniższa krajowa na produkcji. Mam 27 lat a czuję się na 60 i wykończony życiem, ale powiedziałem sobie że to koniec, nie chcę tak żyć, nie zależy mi na życiu...nawet chcąc nie mogę nic zmienić, nie mam żadnego ruchu
Bywa ze człowiek trafi na prace / pracodawcę gdzie jest mu całkowicie nie po drodze i trzeba uciekać bo można przypłacić to chorobą psychiczna bądź fizyczną . A może jakaś praca na budowie ? Czasem tak bywa ze pracodawca podjedza busem do jakigoś miasteczka i wiezie ludzi w docelowe miejsce a i często zapewnia zakwaterowanie. Zarobki na pewno lepsze a rodzaj pracy zupełnie inny nie twój obecny , może tam się odnajdziesz. Chociaż warunki bardzo się mogą różnic w zależności od konkretnego pracodawcy.
Praca ma kolosalny wpływ na psychike i zdrowie. Zmieniaj puki nie jestes za stary.
Wybacz, ale jak ktoś pracuje na minimalnej, to IMO- sam jest sobie winien. Nawet na kasie w biedronce ponoć płacą więcej niż minimalna krajowa. Nie trzeba kończyć nie wiadomo jakich studiów by całkiem wygodnie żyć- wystarczy nabyć jakieś umiejętności.
Zrób uprawnienia na wózek widłowy- te głupie 3k na rękę weźmiesz z pocałowaniem ręki. Zrób prawo jazdy kategorii C. Zrób kurs spawacza. Albo zakręć się przy jakiejś ekipie wykończeniowej i przyucz do układania płytek.
Jak mieszkasz na zadupiu, to teraz jest dobry czas żeby się przeprowadzić do większego miasta- ceny najmów w tradycyjnych ośrodkach studenckich spadły w ostatnim roku 30-40%.
Praca zdalna, mówisz? Większość korporacji nie patrzy na wykształcenie- podstawą jest znajomość obcego języka, i to, żeby klient był "ogarnięty". Jeśli jest, to się go przyuczy do dowolnego procesu. A teraz o ogarniętych ludzi naprawdę trudno. Jak już się taki trafi, to każdy manager zrobi wiele, żeby go zatrzymać.
Zamiast płakać w poduszę, stwórz sobie jasny plan. Od siedzenia na dupie nic się nie zmieni.
Jeśli masz dostęp do komputera i internetu to masz właściwie dostęp do całego świata, napisz do różnych firm i ludzi opisz swoje umiejętności i to co cię determinuje do zmiany i jestem wręcz przekonany ze znajdą się osoby które ci pomogą. Najcenniejsi dla pracodawcy są ludzie którzy chcą i mają ambicje. Trzymam kciuki!
Mam 27 lat a czuję się na 60 i wykończony życiem, ale powiedziałem sobie że to koniec, nie chcę tak żyć, nie zależy mi na życiu...nawet chcąc nie mogę nic zmienić, nie mam żadnego ruchu.
Są trzy wyjścia z nędznej sytuacji:
Pierwsze. Weź największy kredyt jaki Tobie da bank lub jakiś inny parabank. Jak masz mieszkanie własne to pod jego zastaw. Jak już nie chcesz żyć to przynajmniej zaszalejesz na koniec. Wydaj kasę na jakieś super dobra materialne lub wakacje i na kilka nocy z dziewczynami. Później zostaje ucieczka z kraju aby wierzyciele Cię nie dopadli :)
Drugie. Poświęć rok na intensywną nauke jakiegoś języka obcego. Najlepiej jakiś zachodni np. niemiecki bo dużo u nas niemców turystów. Angielski to oklepany i to najczęściej wybierany język na studiach jako filologia więc duża konkurencja. Musisz biegle nim władać i wtedy wyjazd za granicę. Znając dobrze język masz 50% więcej szansy na powodzenie w porównaniu do osób które jadą za granicę znając tylko kilka słów.
Trzecie. Sprzedaj wszystko co masz aby twój cały majątek schował się maksymalnie do torebki podróżnej lub małej walizki. I wyjeżdżaj na zachód. Dobrze znać jakiś język obcy choć sporo osób go nie zna i pracują gdzieś u polaków. Ostatecznie jak ciężko będzie tam z pracą zostaje tobie "zarobek na kubeczku" który jest często większy niż nasza średnia krajowa. Dobrze trzymać majątek na koncie nigdy nie nosić wszystkiego przy sobie jadąc za granicę. Obejrzyj sobie kanał na YouTube "Jak to ogarnąć?" zobacz jak radzą sobie za granicą Polacy. Bezdomny w Polsce i bezdomny za granicą to zupełnie inne osoby. Jedzenie rozwożą, ciuchy nowe dają można codziennie zmieniać. Oczywiście jak nie masz nałogów to sporo zaoszczędzisz. Zobacz na Edmunda z Paryża :)
https://www.youtube.com/watch?v=1vB7haJEqZE
drenz idealnie podsumował temat maksymą, która powinna być podwieszona:
Wstydem jest pisanie o tym, że nie chce mu się żyć, podczas gdy niektórzy chcieliby żyć, ale wiedzą, że choroba za niedługo zakończy ich żywot
Zresztą z każdym kolejnym przeczytanym postem nabieram przekonania że to rzeczywiście troll.