to nie jest głupie pytanie w Polsce :) w Polsce przyjęło się że świetny dział HR to taki który pozyskuje bioroboty za grosze. Ci ludzie liczą że osoba która szuka pracy to desperat który w myśl "kryterium wyboru 100% cena" poda jakaś niską kwotę co więcej może jeszcze będzie drugi etap rekrutacji kiedy to kilka desperatów będzie pompowało swoje umiejętności i jednocześnie obniżając kwotę za którą się sprzeda. Publikowanie zaproszenia do rozmowy o pracę bez podania zarobków miesięcznych / rocznych to zaproszenie do wywalania rękami obornika i dostawania za to zapłaty w miskach ryżu. Jak pracodawca jest niepoważny to znaczy że szuka niepoważnych ludzi. Zarobki to najważniejsze kryterium które definiuje zainteresowanie daną ofertą. Jeśli pracodawca oczekuje spełnienia szeregu kryteriów przy wyborze to sam powinien nie zachowywać się jak .... I teraz możecie wejść na największe firmy w PL nawet chwalone CDP i ich rekrutacje i co tam pisze ... zero na temat wynagrodzenia za to gwarantują soczki dwa razy w tygodniu, papkę w biobarze, miejsce dla psa, oraz to że możesz nosić kolczyk w penisie (i im to nie przeszkadza bo każdy może ubierać się jak chce) oraz ubezpieczenie zdrowotne i "atrakcyjne zarobki" magiczne dwa wyrazy co jest atrakcyjne dla jednego nie musi być dla drugiego. Rozwój zawodowy to slogan dobry dla kogoś kto 5 minut temu zdał maturę. Czyli jak dla mnie 40 mld skapitalizowana firma nadal ma dział HR jak z plantacji bawełny (wstyd!). Przetracanie czasu ludzi, albo liczenie na kolejnych desperatów. Zarobki powinny być podane zawsze konkretnie albo w przedziale od do.
pytanie o zainteresowania, gdzie widzę się za 5 lat, czy lubię milfy nie mają nic wspólnego z umiejętnościami danego pracownika / a każdy z IQ powyżej 90 chyba wie że 5 lat to na tyle dużo że w tym czasie można 5 razy być milionerem i 5 razy zbankrutować i jeszcze w międzyczasie spłodzić piątkę dzieci a jeśli wliczymy kochanki to i z 50 :)
Jednym słowem patologia.
Odnośnie tego że dostałeś pracę za 2500 netto to nie wiem czy gratulować czy wręcz współczuć ale to sam wiesz najlepiej.
Nie mogę tego zrozumieć ale dzisiaj po raz kolejny miałem taką akcję na rozmowie o pracę. Najgłupsze pytanie jakie może zadać pracodawca: Jakie są Pana oczekiwania finansowe? I ja mam pierwszy podać. Dla mnie głupota, bo podam za nisko to będę pracował za tą stawkę (pracodawca miał w głowie większą kwotę). Podam za wysoko, bye bye nie zadzwonią. Głupota totalna. Pracodawca powinien podać stawkę jaką może zaoferować i na ile wycenia pracę a nie bawi się ze mną w ruletkę, trafi nie trafi. Dzisiaj podałem 2500 netto i od razu zaakceptowali, a ja wiem za ile się pracuje w tym miejscu? Może ludzie biorą po 3000 albo więcej?
Wbrew pozorom takie pytania nie są głupie, a mają za zadanie sprawdzić jak kandydat poradzi sobie z trudnymi lub niewygodnymi pytaniami.
Z pytania o wynagrodzenie można zawsze wybrnąć podając zakres np. 2.500 do 3.000. Wymieniając swoje wady, można je przedstawić w taki sposób, że okażą się w pewnych sytuacjach zaletami. Z kolei zadając pytanie o określenie siebie za 5 lat, pracodawca chciałby zorientować się, jak chcesz budować swoją karierę, a w związku z tym jak będziesz podchodził do obowiązków wykonywanych na danym stanowisku i na ile wpasujesz się w istniejące struktury i na ile będziesz współpracował, a na ile będziesz samotnie ciągnął do osiągnięcia swojego celu za wszelką cenę. Przykłady można mnożyć.
Oczywiście pytania te mają sens, jeśli są zadawane w konkretnym celu, a nie tylko są zestawem dziwnych pytań wyciągniętych z kapelusza, żeby odbębnić rozmowę rekrutacyjną.
Człowiek w pracy czuje się jak podczłowiek. Niestety tak to wygląda w 90%. Praca to najgorszy syf. Zwłaszcza w Polsce, nie chce mi się wierzyć że za granicą jest taki mobbing jak w polskich firmach.
Niestety zarobki to temat tabu nie tylko w polsce. W zagranicznych firmach tez zabrania sie ujawniac zarobki pracownikow, i czasami przy piwie po paru latach ktos sie wygada i sie okaze ze zarabia o 50% wiecej od ciebie na tym samym stanowisku bo sie lepiej targowal od ciebie albo szantazowal ze odejdzie to mu dali podwyzke a tobie nie.
W gownianej pracy jest prosciej bo wszyscy zarabiaja minimalna. Natomiast im praca bardziej specjalistyczna wymagajaca umiejetnosci to zaczynaja sie coraz wieksze nierownosci, polityka, lizanie dupy, intrygi ect.
Pytanie o kasę jest świetne z punktu widzenia pracodawcy.
Tak naprawdę pracodawca nie zadaje go po to żeby zapłacić Ci mniejsze pieniądze, on zazwyczaj dokładnie wie ile chce Ci zapłacić, a w większych firmach osoba która Cię rekrutuje nawet nie decyduje o Twojej stawce.
To pytanie ma, po pierwsze, sprawdzić jak dobrze się orientujesz w rynku.
Po drugie, chyba ważniejsze, na ile sam siebie wyceniasz. Dlatego na przyszłość polecam się orientować ile się mniej więcej zarabia na stanowisku o które się starasz i podawać kwotę z górnej części tych widełek. :)
A to pytanie HR-owcy będą jeszcze długo zadawać bo sporo mówi o człowieku.
Czyli orientacja na rynku pracy, górne kwoty i wywiad przed pójściem?
Sam się nie mogłem nadziwić, skąd biorą się te idiotyzmy na rekrutacjach :)...
W wielu większych firmach, to wszystko funkcjonuje jednak wedle bardzo utartego wzorca.
1. Jeśli słyszysz pytanie o ulubiony kolor jeża, to ich nie interesuje twoja odpowiedź, tylko twoja reakcja na zderzenie się z takim mindfuckiem pod presją.
2. Jeśli np. kandydujesz na stanowisko jakiegoś pomniejszego menadżera i podpieracza ekspresu i dostaniesz pytanie, jak zmotywowałbyś leniwego pracownika, to musisz odwołać się do ich kultury pracy lub wartości. Jeśli na ich stronie przeczytasz, że: "cechuje nas reżim, punktualność i wojskowa dbałość o detale", to oczekiwaną odpowiedzią nie będzie "porozmawiałbym z nim szczerze o jego problemach", tylko "zrobiłbym mu waterboarding". Taka odpowiedź niekoniecznie zaś przypadnie do gustu Justynie z HR, gdy firma odgraża się, że "Liczy się człowiek!". W takich miejscach będą brać na odstrzał wszystkich poganiaczy i jednostki potencjalnie konfliktowe.
3. Jest jeszcze stara klasyka, czyli: "co ci najbardziej nie wyszło". I choć na usta się ciśnie "wszystko mi nie wyszło, więc aplikuję do was", to tam chodzi o jedną rzecz. Nie naściemniać za bardzo i oczywiście przekuć wszystko na sukces ;)). Na to są całe systemy:
https://en.wikipedia.org/wiki/Situation,_task,_action,_result
A jak jeszcze powie się rekruterowi, że do wyjścia z kryzysu wykorzystało się którąś z umiejętności, którą firma docenia, to HRowiec klocka postawi ze szczęścia. Cała reszta, to już specyfika stanowiska. Jak masz przez następne 10 lat wypełniać jeden excel, to będą chcieli kogoś, komu powtarzalna, nudna robota nie przeszkadza.
To w zasadzie załatwia wszystkie "miękkie" pytania Justynek i Wojtków.
Co do pieniędzy, to o widełkach możesz dowiedzieć się z internetu, od kogoś znajomego. Jak widzisz, że jest duży rozstrzał, to już lepiej celować wyżej. Niektóre działki mają jednak mniejsze odchylenia standardowe i wtedy możesz powiedzieć, że satysfakcjonuje cię wynagrodzenie ze środka widełek, jeśli boisz się przestrzelić. Najlepiej mieć taką informację. A to, czy cię już przyjmą, to inna kwestia. Równie dobrze możesz im się wydać niedokwalifikowany, jak i przekwalifikowany.
2500 to nie jest wcale tak mało. To znaczy inaczej. To jest mało - obiektywnie. Ale zależy jaka to firma. Jeśli budżetówka, robota państwowa, to taka pensja na start dla nowego pracownika to ho ho, naprawdę. Zazwyczaj w budżetówce zaczyna się od minimalnej krajowej lub minimalnie wyższej od minimalnej... Taka prawda. Chyba, że jakieś wyższe stanowisko, to inna para kaloszy. No ale jeśli szeregowy, świeży pracownik - 2500 na rękę to jest naprawdę ok na sam początek. Chociaż jak mówię, to są śmieszne pieniądze patrząc na to z każdej innej perspektywy. Jeśli powiedzmy są 2 osoby, mieszkają razem i tyle zarabia jedna i druga osoba, to jeszcze da radę jakoś w miarę żyć. No ale samemu się utrzymać za taką kwotę + rachunki i życie - ciężko. No ale to oczywistości są.
edit: W sumie też zależy dużo od województwa. Wiadomo, że tam Wrocław, Poznań czy Warszawa to na pewno wyższe stawki. Ja odnoszę się do warunków w Lublinie i województwie lubelskim.
Wielu ludzi myśli, że w urzędach to się zarabia nie wiadomo ile. To bzdura, stereotyp i fikcja. Dyrektorzy - tak. Koszą sporo. Szeregowy pracownik to robol od brudnej roboty i papierów i siedzi za 2600 brutto + jakieś premie czasami. Tak jest w bardzo wielu budżetówkach. Wiem, bo sam pracuję w budżetówce, może nie w urzędzie urzędzie, ale w administracji publicznej związanej z rolnictwem w każdym razie. I wierzcie lub nie - są ludzie, którzy na umowie mają 2200 czy 2400 BRUTTO. Tak. Nie ma aneksów żadnych w miarę wzrastania płacy minimalnej. Nielegalne powiecie? Nie. Legalnie. Bo doliczają do tego premie, więc wyrównują. Czyli pracownik który pracuje dajmy na to tutaj 20 lat ma na umowie 2400 brutto + premie, który mu wyrównują płacę. A pracownik, który jest świeżakiem bez żadnego doświadczenia, przychodzi nowy i co ma? 2600 brutto + premie. Kto ma więcej? Taka ot sprawiedliwość. Teraz od stycznia znowu podwyższenie płacy minimalnej do 2800, a tutaj w czarnej dupie wszystko. I wiem, że na wielu stanowiskach adm. publicznej płaca zaczyna się do minimalnej, czasami trochę więcej. Taka jest rzeczywistość.
A jakie pytania miałem?
Kandydowałem na stanowisko w urzędzie wojskowym, do działu d.s. zamówień publicznych. Stawka proponowana? 3250 brutto + 5% premii. Czyli też około 2500 netto. Dodam, że to było nieco po znajomości (byłem polecony), a moje CV bardzo się spodobało. No niestety na samej rozmowie mega się zestresowałem jakoś, dukałem i wypadłem blado. Bywa. Pytania typu.
Czemu pan chce u nas pracować?
Czym zajmuje się nasza firma?
Powiedzieć "coś" o sobie
No to normalne pytania, standardowe.
Ale zadali np. co robimy konkretnie tutaj w tym dziale. No to odpowiadam, że no zajmują się zamówienia publicznymi, czyli przetargami, zapytaniami ofertowymi, negocjacjami z wykonawcami itd. Odpowiedziałem oczywiście poprawnie, ale drążył i drążył. Ale co konkretnie tutaj robimy. No szczerze, nie wiedziałem co odpowiedzieć więcej, bo nic mi do głowy w stresie już nie przyszło. Zapytał, czy według mnie gdzieś jeżdżą w teren na wizje lokalne czy nadzorować prace jakieś. No mówię, że pewnie tak. Chociaż nie wiem czy dobrze odpowiedziałem, raczej nie tego oczekiwał.
Potem zadał mi pytanie co zrobię, jak dostanę polecenie od kierownika i nie będę wiedział jak to wykonać. No to mówię, że no pierwsze co zrobię to pójdę do przełożonego i poproszę, by mi objaśnił co i jak. Skoro wydał polecenie, no to pracownik powinien wiedzieć o co chodzi, polecenie powinno być jasne. A nie nie, kierownik jest zły, niedobry i co bym zrobił. No to mówię, że szukałbym rozwiązania w przepisach, ustawie, w Internecie... I cisza. Kolejne pytanie. Pewnie też zwaliłem, ale cóż.
I test wiedzy... Przez dwa bite tygodnie czytałem to kupsko, czyli ustawę o zamówieniach. Wiadomo, to już nie czasy studenckie, że miałem czas od rana do wieczora i noce na wkuwanie ustaw. Czytałem tyle ile mogłem, ale przeczytałem całą. Znałem wszystkie rodzaje zamówień, definicje, komisje, srysje, umowy, srowy. I byłem pewien (i takie miałem info od osoby, która mnie polecała), że to będzie test ABC lub ABCD. A to co? Pytania otwarte. Na kartce spisane, odpowiedź ustna. Pozdro... I pytania mega szczegółowe, nawet nie pamiętam, by cokolwiek w ustawie na ten temat było. Straciłem więc tylko czas na czytanie tej ustawy, a dodatkowo się skompromitowałem. A miałem info, że mam tylko ustawę przeczytać i to tylko tak o, żeby podstawy znać. Fajne podstawy...
Nie dostałem się ;) I to praca za 2500 netto właśnie.
Kierowca autobusu, jeździ w MPK od 25 lat, 2150 PLN na rękę, ostatnia premia luty 2020.
To sytuacja z dziś, usłyszane przypadkiem gdy zdenerwowany wykrzyczał to do telefonu na pętli - brzmiało szczerze. Tym bardziej wiarogodnie że to realna stawka patrząc na inne stanowiska w moim mieście. (np widełki płacowe Głównego Specjalisty w Urzędzie Miasta to jakieś do 3100 na rękę).
Zawsze jak czytam odrealnione głupoty typu "za 3000 nie chciałoby mi się wstawać z łóżka" to tego typu sytuacje stają mi przed oczyma :)
A propos klasyki
Ostatnio zrobilem mindfucka hr ,gdyz inna firma chce mnie podkupic :)
i padlo:
- Dlaczego Pan chcialby u nas pracowac...
- Niechce, to wy do mnie dzwonicie :D
Fajne miala spiecie w obwodach xD
Jest dużo takich durnych pytań. Jak się rekrutowałem do PwC na grafika to mi zadali pytanie "jak się widzisz za 5 lat" pamiętam że chyba nawet parsknąłem śmiechem jak to usłyszałem. Pewnie dlatego odpadłem na tym ostatnim z pięciu etapów rekrutacji xD
Ale nic lepszego mi się nie mogło przytrafić bo 2 miesiące później dostałem super pracę gdzie nie zadawali przy rekrutacji tak idiotycznych pytań.
"jak się widzisz za 5 lat"
Serio ktoś zadaje takie pytania? Myślałem że to taki żart.
Sam byłem w życiu na 4 rozmowach. Miałem 3 pracodawców i nie pamiętam głupich pytań.
Na rozmowie o pracę w mojej aktualnej firmie poproszono mnie żebym wymienił swoje 3 zalety i 3 wady. Nie wytrzymałem, głupio się uśmiechnąłem i odpowiedziałem "czyli standard" :D
Całe szczęście że to było jedyne durne pytanie jakie mi zadali i reszta rozmowy przebiegła konstruktywnie :)
Dosłownie parę dni temu byłem na rozmowie i na całe szczęście nie było żadnych idiotyzmów. Może dlatego że rozmawiałem z dwójką dyrektorów, a nie z jakimś HR-owcem.
Moja rozmowa o pracę.
Jakie są pańskie zainteresowania?
jedzenie,spanie i gry komputerowe.
Czy myśli pan czy podała pan u nas pracując?
Nie mam pojęcia, chyba tak.. spróbuje jakoś.
Gdzie pan pracował wcześniej?
Wszędzie po trochu i nigdzie porządnie.
Koniec rozmowy bo już się pan rozłączył :; Coś źle powiedziałem?
Dlatego takie rzeczy warto sprawdzać wcześniej. Jeśli masz w ofercie pracy napisane "atrakcyjne wynagrodzenie" to dzwonisz i pytasz ile to konkretnie wynosi. Jeśli nie chcą powiedzieć, albo coś ściemniają, to już wiesz, że pewnie śmiesznie niskie, albo oparte na premiach wynikowych i nie warto zawracać sobie nimi dupy. Przydatne są też portale typu GoWork, gdzie możesz sprawdzić opinie o pracodawcach i często dowiedzieć się właśnie ile się u nich zarabia.
Po pierwsze nie rozumiem jak takie pytanie mogło ci sprawić trudność? W dobie Internetu po pięciu minutach wiesz jakie są stawki na takim stanowisku i tu dochodzimy do punktu drugiego: nie rozumiem jak możesz pójść na rozmowę o pracę nieprzygotowany? Ja jak dwa lata temu zmieniłem pracę przed każda rozmową przygotowałem się sprawdzając informacje o firmie, jakie mają opinie w necie i sprawdzając czy to nie firma krzak. Godzina przed komputerem i wiem wszystko jakbym chciał to po dwóch godzinach widziałbym jakim samochodem jeździ prezes i jaki ma numer buta. No chyba że gościu nie korzysta z mediów społecznościowych.
To zazdroszcze, że czegoś się nauczyłeś w życiu i możesz sobie chodzić na luzie na rozmowy. Bo widzisz ja nic nie umiem więc pozostaje fizyczna.
JohnDoe a co w sytuacji kiedy na to miejsce jest 100 innych osob bo to praca fizyczna?
Zależy jaka praca. Jeżeli z klientem, interpersonalna, to wtedy nie ma głupich pytań na rozmowie, są tylko głupie odpowiedzi. Jeżeli chodzi o mechanika okrętu podwodnego czy prace na zmywaku to wtedy rzeczywiście przynajmniej wiesz, że już na samym wstępie chcą cię wyruchać, a dalej będzie jeszcze gorzej.
Raz miałem pytanie gdzie widzę się za 5 lat odpowiedziałem: że jak tej pracy nie dostane to w trumnie, i prace dostałem :D
W firmie z mojej okolicy, na rozmowie o pracę musisz znać 10 przykazań kościelnych. Żeby było śmieszniej, nie mówimy o małej firmie, tylko o takiej która zatrudnia lekko ponad 100 osób
Miałem rozmowę z Japończykiem i padło pytanie o te nieszczęsne 5 lat. Zacząłem mu opowiadać o rodzinie, mieszkaniu, zdrowiu. Chłop się zmieszał bardzo. Nie dostałem tej roboty...
Byłem kiedyś z czystej ciekawości na jednym spotkaniu rekrutacyjnym.
Padło legendarne pytanie - jakim zwierzęciem chciałbyś być?
A ja na to - pracownikiem działu HR
Wstałem i wyszedłem.
Jeszcze zależy jaka to praca, bo jak ktoś nie ma doświadczenia, to tym samym nie ma wielu argumentów, żeby negocjować jakąś lepszą stawkę, na rozmowie o pracę, bo i po co, skoro pracodawca może dostać kota w worku ? To się tyczy głównie osób, które dopiero co skończyły studia, i zaczynają karierę zawodową, a wcześniej na poważnie nie pracowały ( praca w sadzie na wakacje, czy zmywanie stolików w restauracji nie ma znaczenia ), a wymagania finansowe mają z kosmosu. Więc taką pracę za 2500 do ręki można przyjąć w jakimś korpo,czy coś, jeśli ma się pewność, że są szybkie perspektywy rozwoju i awansu, a co za tym idzie wzrostu pensji, gorzej właśnie w takiej budżetówce, gdzie są pewnie jasno określone widełki i więcej po prostu nie dostaniesz mimo X lat doświadczenia, czy jakaś inna mało rozwojowa praca za okolice minimalnej krajowej ( w takich przypadkach pytanie, o oczekiwania finansowe jest co najmniej głupie ).
Najgłupsze pytanie jakie słyszałem na rozmowach, to oczywiście "dlaczego chce pan pracować w naszej firmie?" To jest takie pytanie z gatunku takich, po których ma się ochotę wstać i wyjść.
Mój wychowawca w technikum był stary, dziwny i tez zadawał dziwne pytania.
Jedno z nich, pasujące do dyskusji w tym wątku:
czy jeśli mrówki nic nie wiedzą o gwiazdach, to to oznacza, że gwiazdy nie istnieją?
Ile chciałbym zarabiać na godzinę. Gdy podałem stawkę, usłyszałem odmowę, ale 50gr w dół już było ok :D
dla mnie najdurniejszym pytaniem jest "powiedz cos o sobie". nie potrafie na nie odpowiedziec inaczej jak uczac sie jakiejs formulki przed rozmowa, bo pomimo odbycia co najmniej kilkunastu rozmow do tej pory nie wiem jaka to pytanie pelni funkcje... na szczescie na tym etapie kariery i na specyficzny zawod raczej na rozmowach hr bedzie juz tylko obok, a sama rozmowa z osoba z ktora faktycznie bede pracowal, takze moze nie bede juz musial spedzac kolejnych godzin nad przypominaniem sobie rekrutacyjnego savoir vivru...
Abstrahując od wymienionych już zastrzeżeń- pytanie o oczekiwane zarobki nie jest takie straszne, jeżeli przed rozmową sprawdzimy widełki na pracuj pe el czy innym portalu - prawda ?
Ps.
Gdzie Pan się widzi za pięć lat ?
Na Pani miejscu...
klasyk :D
... ale będę zadawał lepsze pytania.
autentyk u mnie:
ile pan chce zarabiac?
XXXX zł
czy ta stawka jest do negocjacji?
tak, ale tylko w góre ;)
Rozmowa i test kwalifikacyjny do pewnego banku w Anglii. Zrobił mi ćwieka tak że autentycznie nie wiedziałem jak do tego się odnieść. Dostałem ankietę którą mam do dziś żebym określił jaką mam płeć. Kiedyś myślałem że biologicznie są 2 płcie, ale okazało się że od tysięcy lat uczą kłamstwa. Do wyboru miałem:
Agender, Androgyne, Androgynous, Bigender, Cis, Cisgender, Cis Female, Cis Male, Cis Man, Cis Woman, Cisgender Female, Cisgender Male, Cisgender Man, Cisgender Woman, Female to Male, FTM, Gender Fluid, Gender Nonconforming, Gender Questioning, Gender Variant, Genderqueer, Intersex, Male to Female, MTF, Neither, Neutrois, Non-Binary, Other, Pangender, Trans, Trans*(tak z gwiazdką), Trans Female, Trans*Female , Trans Male, Trans*Male, Trans Man, Trans*Man, , Trans Person, Trans*Person, , Trans Woman, Trans*Woman, Transfeminine, Transgender, Transgender Female , Transgender Male, Transgender Man, Transgender Person, Transgender Woman, Transmasculine, Transsexual Female, Transsexual Male, Transsexual Man, Transsexual Person, Transsexual Woman, Two-Spirit. Niestety zwykłego Male nie znalazłem.
Chce się panu? Bo śmierdzących leniów nie lubię.
spoiler start
W sumie nie głupie ale...
spoiler stop