Najpierw gra każe nam zabijać tłumy osób, a potem skłania do refleksji nad spiralą przemocy. Hipokryzja.
,,W trosce o waszą dobrą zabawę całość wywiadu opublikujemy 19 czerwca, na premierę gry. Poniżej znajdziecie tylko fragment, wolny od spoilerów!"
Czyli jak zrobić z jednego artykułu dwa. Poważnie nie mogliście zachować tego wywiadu na 19 czerwca lub opublikować całość, ale z oznaczoną częścią spoilerów?
Moim zdaniem wyciąć jedną odpowiedź i zrobić o tym newsa, żeby tylko dzienny limit kliknięć się zgadzał jest trochę niepoważne.
Spirala przemocy to była w Nier: automata.
Naughty dog znane jest z idiotycznego podejścia do przemocy (śmieszek Nathan strzelający do tłumów bandziorów, w sumie bez powodu, prócz kolejnego milionowego zarobku), a fabuła na zasadzie "chcę zabić, ktoś zabił kogoś, kto zabił mu kogoś" to dno scenariuszowe i dorabianie do tego ideologii chyba nikogo nie omami.
Już w jedynce pokazali zalążek tego motywu w momencie gdzie spotykamy Davida. Nic dziwnego że Druckmann chciał to pociągnąć dalej.
Bardzo mi się podoba jak rozwinęli koncept, dając nawet szeregowym przeciwnikom imiona i skryptujac relacje między nimi.
Bardzo mi się podoba taki koncept fabuły, ładnie odcina się od typowo bohaterskich przeżyć jaki oferuje większość tytułów. Z tym, że po reakcjach ludzi, widzę że są raczej zainteresowani prostą historyjką, gdzie wiadomo że gramy tym dobrym. Bo jak to tak, nasze akcje były dla kogoś złe? Przecież to niemożliwe!
Czyli istnienie śmiercionośnego grzyba zamieniającego ludzi w zombie oraz fakt, że Ellie jest jedną z nielicznych, a może jedyną osobą na świecie, która może przyczynić się do opracowania szczepionki są już nieistotne? Wyborny pomysł... A jaki powiązany z pierwszą częścią... Zaczynam się bać, że dostaniemy Uncharted: Ellie's Edition zamiast prawdziwej kontynuacji historii z jedynki.
Jedynka miała nie tylko jedno z najlepszych otwarc gier video ale też jedno z najlepszych zakończeń. Motyw 'jak wiele można zrobić przez bezwarunkowa miłość do drugiej osoby i jak daleko można się posunąć' był genialnie poprowadzony.
W dwójce motyw 'jak daleko można się posunąć przez nienawiść' jest jeszcze ciekawszy i nie mogę się doczekać jak to zostanie zaprezentowane bo jedynka była pod względem scenariusza świetna.
Nie wiem czy zdzierżę tą obleśną twarz Ellie oglądając to na youtube, ale się postaram. Dawno mnie tak główna bohaterka gry nie odrzucała.
Lidzie uwielbią mroczną stronę świata i naszego całego gatunku. Widać to po zachowaniu, sposobie życia, rozrywkach i często w relacjach. Gniew, zawiść, zazdrość, strach. Te emocje nas bardzo mocno motywują i dają siłę w codziennym życiu. Chrystus też niósł swój krzyż i cierpiał. Nie jestem pod tym względem lepszy. Dramat zaczyna się, jak te uczucia kompletnie nas obezwładną i stajemy się ich niewolnikami. Umysł płonie i nie można go ugasić.
W sumie jestem zadowolony z kierunku, jaki obrało ND w dwójce. Już pierwsza cześć była bardzo odważna, jeśli chodzi o mrok i przemoc. W końcu jest apokalipsa i ludzie walczą o przetrwanie. W dwójce, jak do tej pory( patrząc z trailerów), najbardziej imponuje postać Ellie. Widać, ze dziewczyna dużo przeszła i została zmuszona do robienie rzeczy, które niekoniecznie były zgodne z jej wewnętrznym głosem. Nie jeden z nas to przechodzi i potem nie może się z tego pozbierać. Sama gra wywoła pewnie dużo kontrowersji i twórcy muszę mieć tego świadomość.
Poza tym, jestem ciekawy dlaczego tego rodzaju wizje, często są przedstawiane w taki sposób? Przychodzi zagłada, każdy dla każdego jest wilkiem i do nikogo nie możesz się zwrócić o pomoc, bo inaczej zginiesz. Dlaczego jest tak mało twórców, którzy przedstawiają tego typu sytuacje, jako coś co nas łączy, wzmacnia i powoduje, że jesteśmy ze sobą bliżej. Czemu mrok i cierpienie jest zawsze na pierwszym miejscu?
Oj, będzie grubo :)
co leży u podstaw The Last of Us 2
Na pewno nie gameplay :)