Artykuł jest strasznie czarno-biały. Albo, albo, nic pośrodku. Masz albo krótką i intensywną grę, albo długą i rozciągniętą. Koniec, kropka. A może tak, no nie wiem, grę o średniej długości (np. 30h), która ma wyważony czas rozgrywki bez sztucznych zapychaczy? Zadania ze zbieraniem kotów z FF7R są po prostu słabe i to ich projektowi należy się krytyka, nie chęciom sprawienia, by gra starczyła na więcej. Zadania poboczne, które wypełniają świat, mogą być ciekawe. Wiedźmin 3 już nie chwalony? W stu procentach zgadzam się z krytyką pustej zawartości, która nic nie wnosi do rozgrywki, ale kompletnie nie oznacza to tego, że grom nie wolno być długimi, bo da się to zrobić dobrze.
I znowu nadużywane słowo hejt. Serio, krytyka to nie hejt, a taka gra na 5 godzin za 250 zł na taką krytykę zasługuje. Jakoś Resident Evil 2 potrafił zaoferować więcej contentu, co trójka, więc da się. Metal Gear Solid V Ground Zeroes niechlubnie nazywane było demem, a oferowało tyle samo, a nawet więcej zawartości, co RE3, przy okazji kosztując połowę tego. Co się zmieniło?
Wiesz co jest lepsze od dobrej krótkiej gry? Dobra długa gra.
Nigdy nie zrozumiem tego kontrargumentu, że lepiej dobra krótka gra, niż nudna, ale długa.
Wiedźmin 3 kosztuje tyle samo, a starczy na około 100 godzin. RE3 przejdziemy jakieś 50 razy w tym czasie i nawet tu nie przesadzam, bo po piątym przejściu, grę można ukończyć w mniej niż godzinę.
Jest masa dobry gier które starczają na 20+ godzin.
4-5 godzinna gra za 250zł to żart, szczególnie, ze jest tam sporo chodzenia i oglądania filmików.
Gdybym nie znał tej gry i kupił tego Remastera pod wpływem hypu, to czułbym się oszukany widząc napisy końcowe tego samego wieczora.
PS
krytyka to nie hejt
Krytyka to już dzisiaj hejt co za czasy ;/
Gry AAA powinny być wypełnione unikalnymi aktywnościami pobocznymi a światy żywe i interaktywne więc poza wątkiem głównym, który mógłby trwać niewiele było by co robić.
Akurat zdobywanie wież w Asasynach zawsze mi się podobało. Krótka wspinaczka zakończona podziwianiem pięknych widoków. Był to jeden z najbardziej charakterystycznych punktów w serii. W przeciwieństwie do zdobywania tysięcy obozów w Origins i Odyssey.
Nie mam nic do krótkich gier. Jeśli gra będzie 6-10 h i będzie dobra to może być dużo takich gier. Natomiast jeśli mamy taką sytuacje jak z resident evil 3 remake gdzie kampania jest 5-7 h za kwotę 249zł to jest coś nie tak. Jeśli gra jest powiedzmy na 20-30 h to może być pełna cena. Jednak jeśli dostajemy coś w stylu resident evil 3 remake do 7 h to nie jest coś nie tak. Taka gra powinna w dniu premiery kosztować 149-169 zł i nie więcej. Chciałem kupić używkę tej gry jednak jak zabaczyłem długość ukończenia to wolę poczekać rok i kupić sobie za 100 zł. Od krótkich gier singlowych wymagam tylko jednej rzeczy: rozsądnej ceny. Tak jak mówiłem nie mam nic do krótkich gier singlowych ale cena też musi być zachęcająca :)
Mając do wyboru dobrą grę na 6 godzin lub dobrą grę na 150 godzin bez żadnej "waty" to przecież bez wahania wezmę tę drugą. Tym bardziej jeżeli cena obu tych gier będzie taka sama. Ten tekst sugeruje jakoby długa gra nie mogłaby być dobra...
Przeliczanie h/zł jest idiotyczne, bo godzina godzinie w dwóch grach nierówna. Strzelanki z reguły są o wiele krótsze, bo w przeciwnym wypadku po tylu godzinach to samo strzelanie do tych samych przeciwników by się po prostu znudziło. Sama gra za to dostarcza adrenaliny związanej z prawie nieustającą akcją.
W RPGach/action RPGach/grach akcji z elementami RPG (dzisiejszy trend) można wcisnąć o wiele więcej, bo i te gry są z reguły wolniejsze. Rozbudowane dialogi, rozbudowany rozwój postaci, mnóstwo ekwipunku (broni, zbroi, biżuterii zwiększającej statystyki), mnóstwo różnego rodzaju zadań mogących polegać na czym innym niż idź, wystrzelaj i wróć. Tutaj też jest więcej miejsca na relaks.
Dlatego kocham takiego DOOMa za to, ile takiej adrenaliny mi wpompował w przeciągu tych ~20 godzin (ukończenie gry zajęło mi 24, ale czytałem cały kodeks, robiłem mnóstwo zrzutów ekranu i zbierałem po drodze wszystko co dałem radę). Ale tak samo kocham Wiedźmina 3 za opowieść i mnóstwo świetnych zadań, dialogów, eksploracji. A przejście gry zajęło mi spokojnie koło 80-90 godzin (nie robiłem wszystkich znaczników poza Velen). I przy żadnej z tych gier nie czuję, że zmarnowałem pieniądze.
Szkoda, że tym samym nie szanujemy swojego czasu i promujemy rozgrywkę może i dłuższą, ale o wiele gorszą.
Proszę mi nie mówić, co jest dla mnie lepsze, a co gorsze. Lubię krótkie gry, ale o wiele bardziej kocham długie cRPG, jak Pillars of Eternity czy Divinity.
Oo jak miło, że są osoby zauważające, jaką nędzą były w Wiedźminie 3 poboczne aktywności, polegające albo na zbieraniu śmieci albo na przeczytaniu jakiejś historii i podążaniem za śladem w trybie detektywistycznym. Ciekawiło mnie to podobnie jak w DA:I, czyli w ogóle. Jak narobią tego w Cyberpunku to mogą zapomnieć o rywalizacji z najlepszymi grami w historii (nie mówię o rywalizacji finansowej czy ogólnie hypie jakie będzie wytworzony).
Ideały, jeśli chodzi o stosunek czas gry-jakość-wypełnienie ciekawą treścią poboczną:
- Deus Ex 1 i Human Revolution (Mankind Divided jednak za krótki)
- pierwsze trzy Thiefy
- GTA: San Andreas (szczyt twórczy Rockstar jeśli chodzi o widowiskowość misji, ich złożoność)
- VtM: Bloodlines
Z liniowych strzelanek:
- Half Life
- Unreal
- No One Lives Forever 1
Z cRPG:
- Icewind Dale 2
- Pathfinder: Kingmaker (to tak z nowości)
- Fallout 2
- pierwsze Divinity
- Wiedźmin 1
- kilka h'n's, na pewno pierwsze Dungeon Siege
Wyróżniłbym jeszcze sandboxy, które poprzez świeżość standardowych elementów nie nudziły i w momecie premiery były genialne:
- Assassin's Creed 2
- Far Cry 3
I dobija mnie argument - nie chcesz robić dodatkowych rzeczy to nie rób. Zazwyczaj są one jednak źródłem expa, i o ile w Asasynach można to sobie odpuścić bo gra jest łatwa bez względu na poziom postaci (chyba te nowe wymuszają grind, nie grałem jeszcze), to w Wiedźminie 3 chciało się mieć jednak jak najlepszego Geralta, bo parę walk było wymagających.
Problemem jest to że gracze chcą bardzo duży otwarty świat pełny interakcji i w ogóle ale super mam co robić. Ale gdy gra zamienia się w odliczanie ile znaczników się odwiedziło aby podnieść poziom swojej postaci by móc robić fabułę to już się robi nieciekawie. A tą dokładnie rzecz robi i Odyssey i Wiedźmin 3 jednak sentyment polaków nie pozwala obrazić czegokolwiek co wyszło z polski bo ,,hurr durr wiedźmin best"
obydwie te gry mają ten sam schemat czyli:
Fabuła/wprowadzenie
pytajniki/poboczniaki
zabijanie nic nie zmieniających istot
radość z nowego lvla
Fabuła/wprowadzenie w nowy teren z przeciwnikiem o kilka poziomów trudniejszym (czyli zmienia się cyferka nad nim i nic poza tym)
I tak koło się zatacza obydwie gry zarówno wiedźmin jak i Odyssey wymaga od nas robienia tych poboczniaków bo sobie nie poradzimy później.
Więc tak naprawdę nie polecam wierzyć w cokolwiek co ta redakcja wypisuje na temat gier i lepiej zabierać od niej tylko newsy bo można się rozczarować ilością hipokryzji jaką się tu wprowadza:
,,Ac Odyssey syf bo każe robić znaczniki i jest ich dużo i są niepotrzebne"
,,Wiedźmin 3 kochany bo ma dużo niepotrzebnych znaczników czyli można się dużo bawić w tej grze"
Myślę, że problemem nie jest sama długość gry, a jej cena (gra na 6h kosztująca 250 zł? Cmon). Widziałam sporo opinii, że resident evil 3 powinien być dlc do re2 - jako dodatkowy scenariusz.
"(...) Cyberpunka 2077, jeśli tylko miałbym po temu powody, mógłbym bez żadnych ceregieli wystawić mu choćby i jedynkę" Jak Fallout'owi 76 się nie udało dostać jeden (tylko aż 5.5) to mnie już nie trzeba przekonywać...
Ja mam to gdzieś, czy gra jest długa, czy krótka. Ma być po prostu dobra. Czy to jest gra na 2 godziny, czy na 60 to najważniejsze, żebym przy niej się dobrze bawił. Ostatnio grałem w Blair Witch - gra na 3-4 godziny a byłaby zdecydowanie lepsza, gdyby była na max 2 godziny, bo ewidentnie było widać, że była wydłużana na siłę. Jak jest duży otwarty świat to powinien chociaż być interesujący. W takim Balrum uwielbiałem zbaczać ze ścieżki, bo wścibskość gracza była nagradzana (fajny, unikatowy przedmiot), eksploracja była bardzo satysfakcjonująca a w takich Assassins Creedach eksploracja jest gówniana, bo sprowadza się to setki tych samych rzeczy i czynności.
Co jak co, ale nowego Residenta za 250 w życiu bym nie kupił. Gra jest świetna (ograłem demo) i jako osoba która horrorów nienawidzi, to w RE3 bym zagrał. Ale wydać 250zł za grę na około 5h to gruba przesada.
Oczywiście nie uważam że gra powinna być dłuższa/sztucznie wydłużona - w takim wypadku prawdopodobnie nigdy bym bo nią nie sięgnął. Wolę dobrą i krótka grę, ale sięgnę po nią dopiero na jakiejś konkretnej promocji.
Cały wpis jest o tym, że 'najważniejsza jest fabuła'. Bardzo irytuje mnie takie podejście, bo "gry", nie jest równoznaczne z głęboką i emocjonującą fabułą. Po to mamy gry podzielone na gatunki, żeby każdy grał w to, na co ma ochotę. Ja rozumiem, jak sztucznie wydłużane są nieprzeznaczone do tego gatunki, jednak na szczęście - ja takich frankensteinów nie spotkałem. Widzę tu najwięcej obrazków i sporo odniesień do Assassin's Creeda i akurat najnowszej odsłony tej gry będę bronił do upadłego. W Odyssey grałem od dnia premiery przez następne 7 dni kalendarzowych (póki nie musiałem wrócić z L4 do pracy), dzień w dzień po minimum 6-7h, osiagając w nieco ponad tydzień 60h. Byłem na finiszu głównego wątku, zaliczając sporo pobocznych questów, z których ZNACZNA większość dała mi wielką frajdę. Ale czy Ubisoft coś nakłamał? Mówili o rozmachu, mówili o RPG-owym i bardziej sandboksowym podejściu - dostaliśmy dokładnie to, co obiecali. A komu to się podoba, komu nie - to jest subiektywne. Dla mnie Odyssey wskoczyło tuż za historię Ezio w drugiej części, i jest za nią chyba tylko z powodu nieco spójniejszej i ciekawiej zbudowanej fabuły.
Czepiamy się, że w grach (z elementami) RPG mamy zadania powiększające naszą wiedzę na temat świata, poznajemy różne historie i po prostu przemierzamy świat. Do jasnej ciasnej - to może po prostu tego typu gatunek nie jest dla Ciebie, jak Ci się to nie podoba? Jak nie czerpiesz radości z głównego aspektu gry, to w nią po prostu nie graj.
Ostatnio miałem właśnie taką dyskusję ze znajomym na temat wszelkich loot-gier - czy to strzelanki jak Borderlands bądź The Division, czy typowe h'n's - Diablo, PoE, Sacred, Torchlight. Jeżeli nie czerpiesz radości z samego faktu grindowania w tych grach, tylko cały czas czekasz na jego skutek i efekt (zdobycie lepszego eq, pokonanie bossa), to po jaki czort w to grasz? W tych grach głównym motorem jest grind - zabijanie kolejnych hord wrogów. I tak samo we wszelkich sandboxowych/RPG grach jest nim odkrywanie świata. Cieszmy się, że właśnie nie są to puste światy i jest w nich co robić, bo jeżeli Cie to nuży, drogi redaktorze/czytelniku, to może gry Role-Playing Game nie są dla Ciebie?
PS. Tak, domyślam się, że zaraz ktoś rzuci argumentem, że właśnie w obecnych grach RPG jest masa typowo grindowych zadań, jak "Przynieś 5 kurczaków", "Zabij 100 bandytów". Do takich zadań też nic nie mam, o ile jest ich odpowiednia ilość. Czytałem opinie, że niby takich zadań jest dużo właśnie w AC Odyssey...ja naprawdę nie mam pojęcia gdzie. :O Może w inną wersję gry grałem? Ale wszystkie poboczne zadania mają jakiś wstęp i zakończenie fabularne, i nawet jeżeli robimy jakiś typowo kurierski quest, to jest to z odpowiednim dialogiem i backstory wyjaśnione.
Ja bardzo sobie obecnie cenię gry, które można skończyć stosunkowo w krótkim czasie. Za dzieciaka mogłem przy jakiejś grze spędzać całe dnie,ale teraz, gdy jestem starszy i życie realne wyszło na pierwszy plan, mogę z czystym sumieniem poświęcić na granie jakąś godzinkę dziennie. I co w takiej sytuacji wybrać? Grę krótką, ale intensywną, którą z moim wolnym czasem(1h na dzień) ukończę w około tydzień/dwa, czy pchać się w jakieś kombajny na ponad 150h, do których ukończenia będę potrzebował ponad pół roku? Wybór jest dla mnie oczywisty. Oczywiście wydanie kilkuset zł za kilka godzinną produkcję nie ma sensu, dlatego poczekam sobie spokojnie kilka latek, aż będzie można ją zgarnąć do 50 zł, tymczasem będę pogrywał analogicznie w hity sprzed paru sezonów.
Jeżeli mam przed sobą dwie dobre gry i jedna jest na 10h, a druga starczy mi na 100h oraz obie kosztują tyle samo czyli 250zł to to sorry ale wybór jest tylko jeden. Jak już pakuje te 2 i pół stówy na grę to niech mi na trochę starczy. Wolę przez 30h łazić po mapie bez celu niż wywalić tyle kasy na 10h gameplay'u. Owszem krótkie gry mogą i są świetne, ale jak spadną z ceny.
Dooma i Doom Eternal potrafili zrobić w miarę długiego i mamy sporo siekania czy tam łażenia po dziurach albo w Terminator niby jest backtracing ale czułem się dobrze ponownie przechodząc tą samą lokację robiąc inne rzeczy. CoDy natomiast zawsze wydawały mi się za krótkie bo kampania na 5h i czekanie rok czy dwa na kolejnego CoDa to zbyt mało. W każdym CoDzie mimo fajnej i filmowej rozgrywki czułem niedosyt.
No i znowu "HEJT". Kiedy się wreszcie nauczycie, że to wcale nie oznacza (bardzo częstej) krytyki wydawcy/ew. developera za rzeczy, które faktycznie odbijają się na samej grze?
Stwierdzenie, że to wina GRACZY, że twórcy wciskają pusty kontent do gry jest śmieszna. Chcemy dostać produkt adekwatny do wołanej ceny, a krytyka (która nie jest hejtem!) należy się jedynie twórcom, którzy wrzucają do gier cokolwiek na zapchaj dziurę. Ta społeczność nie jest imbecylami, 4h rozgrywki to stanowczo za mało za taką cenę i tego wręcz ciężko nie czuć, ale nie oznacza to, że cieknie nam ślinka na widok 50 misji z rodziny "zbierania 20 rzep". Gdzie w tym nasza wina? To smutne, że konstruktywna krytyka jest teraz utożsamiana z hejtem. Mamy łykać wszystko jak pelikany i radośnie kiwać główkami. Słabe to wszystko.
Nawet nie ściągnę RE3. Jak ALEX tak jedzie po tej grze i wystawił jej 5/10 to musi być ARCYTRAGEDIODRAMAT :D
Przecież Resident Evil 3 remake jest ogromnym sprzedażowym sukcesem, więc gracze doceniają i krótkie gry.
Osobiście wolę grywalne 5, nawet 3 godziny niż 20lub więcej nudy i grindu. Dlatego nie przepadam za nisko i średnio budżetowymi japońskimi grami, gdzie 80% gry to grind i powtarzanie tego samego (jrpg lub gry od From Software i to ich umieranie by po stoi razy ta sama plansze łazić, a później piszą, że 100 godzin im zeszło, a bez zgonów w 2 godziny by tą grę zrobili, więc gra trochę oszukana jakby nie patrzeć).
Wolę krótkie gry, ale z przesłaniem i fabuła.
"Szkoda, że tym samym nie szanujemy swojego czasu i promujemy rozgrywkę może i dłuższą, ale o wiele gorszą."
"Szanujemy swoje pieniądze i nie chcemy ich wydawać na krótkie gry – ale dlaczego nie szanujemy swojego czasu i wolimy inwestować go w rozrywkę niższych lotów?"
To powiem ci, że to ty jesteś problemem, a nie osoby, które wolą dłuższe gry. Jeżeli się ze mną nie zgadzasz, to przeczytaj swój tekst sprzed ~miesiąca :P
Jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia. Czy zdajesz sobie sprawę, że to:
"Przy kwestii ceny bardzo często pomijamy też dość oczywistą sprawę, jaką jest fakt, że wcale nie musimy kupować gier od razu w dniu premiery. Jeśli te 250 zł za kilka godzin świetnej zabawy to dla nas kwota zaporowa, z reguły wystarczy poczekać parę miesięcy, by dostać to samo za połowę pierwotnej ceny."
właściwie jest tym samym co to:
"Bojkotując stawiające na bezkompromisową akcję Resident Evil 3, dajemy Capcomowi wyraźny sygnał: chcemy więcej „waty” w grach."?
Po tych kilku, czy kilkunastu miesiącach, dystrybutor i producent z pewnością nie będą płakali, że gra dalej się sprzedaje. Jednak jeżeli na początku kiepsko się sprzedała, to tak czy inaczej serię porzucą na jakiś czas albo zainwestują w stworzenie czegoś zupełnie innego. I nie - niekupowanie gry na premierę nie sprawi, że kolejna gra w dniu premiery będzie tańsza.
Chcemy długich gier, ale takich jak Wiedźmin 3 czy Divinity Original Sin 2, a nie takich jak Breakpoint. Ubisoft już popadł w paranoję z tym wypełnianiem świata śmieciami.
Hejtujemy krótkie gry bo przeważnie kosztują tyle co DŁUGIE gry. Należy to kontynuować.
Ja mam ten problem, że już od dawna nie lubię gier, które można "przejść".
Wolę dostać duży, otwarty świat i narzędzia, które pozwolą mi się w nim bawić.
Jestem graczem który lubi dogłębnie prześledzić mechaniki rozrywki i przechodzić ją na wysokim poziomie. Dlatego raczej unikam tzw. samograjów lub gier przygodowych typu np. tomb raider. Po pierwsze są za krótkie żeby badanie mechanik miało jakiś sens dla rozgrywki, a po drugie, może i najważniejsze tych mechanik tam za bardzo nie ma. Ten artykuł jest kiepsko napisany bo sugeruje że są tylko dobre krótkie gry albo nudne długie. Weźmy np. Takie odyssey, tak po prawdzie to nawet jakby trwało 15h to i tak byłyby to flaki z olejem bo fabuła jest kiepska i nie wciąga. Z, drugiej strony mamy rdr 2 które można grać godzinami i jest pełne atrakcji które chce się robić. Do tego fabuła która w moim zdaniu jest najlepszym scenariuszem w grach na tą chwilę. Ważne jest żeby w przypadku krótkich gier był obecny mp który przedłuży im życie i klienci nie będę się czuli oszukani stosunkiem godzin gry do złotówek. Tak jak ma to miejsce w przypadku cod czy bf. Mało tego gram w gry które w ogóle nie mają singla i są świetne i dają masę godzin zabawy. Szczerze mówiąc nie bardzo wiem co miałoby mnie przekonać po tytuły krótkie +-15h. Jest tyle świetnych gier które wciągają na długie godziny że nie warto dla mnie sięgać po coś tak krótkiego. Jeśli będę się bawił lepiej za niższy koszt to po co?
Jaką długość gry wolicie?
To zależy od gatunku i założenia gry. Jeśli to będą gry RPG, to mają być długie i ciekawe. A jeśli to będą gry arkadowe, to mogą być 1-2 godziny. Gry akcji-przygodowe mogą być tylko min. 8 godzin albo ponad 20-30 dla gry pokroju Dark Souls, Hollow Knight albo Subnautica.
Wolę krótsze, ale ciekawsze gry niż dłuższe gry z dodatkowe zawartości ZROBIONE NA SIŁĘ.
Dobra gra, którą przechodzimy w 30-50h (to chyba optymalny czas)jest warta ok.200zł(chociaż ceny gier uważam za nieco wygórowane, ale to osobny temat). Natomiast stosunek długości rozrywki do ceny w wielu produkcjach to kpina z graczy. Stawianie w artykule tematu na ostrzu noż, czarno-biały wydzwięk to słabizna. Powtórzę również to co pisano przede mną: krytyka to nie hejt.
Po pierwsze, skrytykuje nazywanie każdej krytyki hejtem. To czyni artykuł niepoważnym.
Po drugie, nawet się zgodzę z tym, że czas gry nie ma najmniejszego znaczenia. Ocena gry przez jej czas to ocena obiadu po ilości ziemniaków, czy sosu.
Aczkolwiek jestem w stanie zrozumieć kogoś dla kogo 250 zł za 5-cio godzinną grę to za dużo i powód do krytyki. Jest to jakiś argument. Sam bym nie zapłacił, ale tylko z powodu tego, że RE2 mi się nie podobał, a RE3 wygląda na więcej tego samego.
Osobiście czas gry nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Liczy się zawartość, czy wnosi coś ciekawego, czy prezentuje coś ciekawego, czy ma do zaoferowania jakąś nową perpektywe, jakieś ciekawe problemy, czy przyjemnie mi się grało.
Jeśli trwała 3 godziny to widocznie dokładnie tyle było potrzebne autorom do powiedzenia tego co chcieli w grze. Życie jest za krótkie na robienie za listonosza w grach.
W cenie gry za 200 zł mogę kupić 5 litrów gorzały. Rezygnując z trunku i kupując grę liczę na to, że gra wystarczy mi na więcej wieczorów dobrej zabawy, niż okowita.
"Przecież to nie tak, że brakuje nam gier do przechodzenia, a nasze kupki wstydu nie są pełne tytułów, w które i tak nie mamy kiedy grać..."
Tutaj akurat sporo robi zmiana myślenia i przyzwyczajeń. Sam jakiś czas temu obiecałem sobie, że będę grał szybciej, mniej bawił się w jakieś pierdoły, typu zbieranie znajdziek itp. Ale to nie jest łatwe. Nie mam już tyle czasu na granie ile bym chciał, więc dziś przechodzę te gry z nastawieniem, że są raczej małe szanse, żebym kiedyś przeszedł je ponownie. A co za tym idzie, mam zakodowane w głowie, że trzeba grać tak, żeby zobaczyć jak najwięcej, jak najwięcej wyrwać z gry, za którą zapłaciłem często przecież niemałe pieniądze, i jak najmniej przegapić. I to jest dla mnie największy problem, przekonać samego siebie, że nie muszę robić wszystkiego. Że nie muszę zaliczyć każdego wyzwania, nie muszę zabić wszystkich, znaleźć wszystkiego... Nie muszę zaglądać w każdy kąt, bo gdzieś tam może leżeć miecz plus trzydzieści tysięcy do obrażeń... Nie muszę łowić ryb.
Do tego dochodzi internet. Można wejść na forum, zerknąć na poradnik, sprawdzić jaki build jest najlepszy, kogo wziąć do drużyny, upewnić się, że nie pominąłem jakiegoś questa. To też trochę mija się z celem.
I pewnie istnieje całkiem spora liczba graczy z taką kompulsywną naturą jak moja, którzy robią te wszystkie duperele, żeby tylko czegoś nie przegapić, a potem marudzą, że te gry teraz takie długie. Ja już walczę u siebie z takimi nawykami, ale jakoś super łatwo mi to nie przychodzi, niestety.
Kwestia długości gry jest strasznie problematyczna, z kilku przyczyn, jednak największą z nich jest spory rozrzut jeżeli chodzi o graczy jako odbiorców. Bo gry już dawno weszły do main streamu, dzisiaj gra dużo więcej osób przez co, ciężej dogodzić wszystkim.
Ludzie młodzi posiadający więcej czasu, oczywiście będą chcieli aby gra trzymała ich jak najdłużej, bo przecież sam chodząc do technikum spędzałem setki godzin w grach pokroju Mount & Blade. Wiadomo że, dla ludzi młodych współczynnik długości gry będzie bardzo istotny bo wydanie 250 zł (czyli całkiem sporej ilości kasy jak dla studenta czy ucznia) na grę którą przejdzie się w jeden wieczór, to wyrzucenie pieniędzy w błoto. Dlatego młodszych odbiorców tak ciągnie w gry pokroju League of Legends czy Fortnite, gdzie za darmo mają zagwarantowane setki, jeżeli nie tysiące godzin zabawy. Problemem, dla innych graczy jest to, że jest to najliczniejsza grupa odbiorców i tak będzie cały czas.
Wiem też, że nie brakuje także osób takich jak ja, którzy przez ograniczenia czasowe nie chcą gier, na 100+ godzin. Chcemy gier krótkich ponieważ, przejście gry takiej jak Wiedźmin, wymagało będzie poświęcenia sporej ilości czasu, którego musimy rozdysponować na pracę, rodzinę, inne pasje czy spotkania ze znajomymi. Dla mnie gra na 5h która zapewni mi intensywną rozrywkę, będzie świetnym wyborem, jednak problemem jest liczność takiej grupy. (zresztą czytając recenzje jak widzę w minusie że gra jest krótka, to wiem że dla mnie jest to plus)
A są jeszcze casuale, którzy mają więcej czasu, jednak wolą grać w gry pokroju FIFA czy CoD, bo dany gatunek lubią i nie specjalnie chcą szukać czegoś innego, bo występuje u nich przywiązanie do marki.
Czy też znam osoby które mówiły wprost że, wolą kupować gry dłuższe bo patrzą na stosunek ceny do długości gry. Bo dla nich wydanie 200 zł na grę która zapewni im rozrywkę na 5 godzin, to cena 40 zł za godzinę zabawy, co nie jest dla nich atrakcyjne.
Dlatego najważniejsze dla deweloperów w tym momencie jest wiedzieć do kogo kierują swoją produkcje i umieć zareklamować swój produkt w taki sposób aby dotarł do danej grupy.
Akurat ogrywam A:odyseje i jestem bardzo zadowolony z długości i jakości zabawy. Gram już po kilka godzin dziennie 3ci tydzień tylko w tę produkcję i nie mam jej dosyć. Że wtórne i oklepane? Może trochę, ale mnie to nie przeszkadza bo gra jest po prostu ładna.
Problem jest taki, że teraz grę na 20+ godzin uważa się za krótką (przykład: The Outer Worlds)
To nie jest takie proste jak się wydaje. Są dobre długie gry które potrafią wciągać aż do końca. Są też długie i nudne gry w których czuć, że większość zawartości jest tylko po to by było. Są krótkie gry które aż chce się przechodzić kilka razy. No i są też krótkie gry które mają wrażenie pociętych i niezbyt nadających się do ponownego ogrania.
Dodatkowo problem to cena oraz brak dem (tak, będę się upierał by wersje demo wróciły). Przykład remake'a RE3 jest taki sobie, bo jest pocięty względem oryginału. Osoba która grała w oryginał zawiedzie się zawartością remake'u zaś inni co grali np. w RE7 czy remake RE2 zawiedzie się... mała zawartością względem poprzednich odsłon. Więc wysoka cena daje wrażenie, że płacimy w tym przypadku za markę, a nie za faktyczny produkt.
Więc zamiast tezy "dajemy znać, że wolimy więcej waty w grze" powinna brzmieć "dajemy znać, że zawartość także wpływa na ostateczną cenę produktu". No ale znając marketingowców, to ta druga nawet przez myśl im nie przejdzie i dostaniemy faktycznie więcej waty.
Autor tekstu całkowicie pominął problem, na który jest zwracana uwaga w komentarzach. Obecnie przy średniej cenie 250 zł za grę produkcja na 5h (gdzie w przypadku Residenta spora część to faktycznie przerywniki filmowe) to trochę skok na kasę. Warto dodać jeszcze jeden aspekt, o którym też ostatnio był felieton na Golu - odtwórczość. Obecnie większość gier to jakiś remake/remaster. Pół biedy jeszcze jak ktoś odświeży chociaż porządnie grafikę (jak w Residencie), ale to w dalszym ciągu jest stary kotlet. Do tego taki, który się trochę skurczył, ale w dalszym ciągu ktoś chce za niego pełną cenę. To nie jest tak, ze gracze nie doceniają krótkich gier, przywołany w artykule Control, jak na obecne standardy jest grą krótką, ale jest jednocześnie świeżym pomysłem. Z ciekawą mechaniką, fabułą i świetną grafiką. Za taki produkt jak najbardziej można dać pełną cenę, ale przy czymś kompletnie odtwórczym i do tego wystarczającym na "jedno posiedzenie" niekoniecznie. Może to nie jest problem graczy, ale twórców, którzy niestety traktują nas jak dojne krowy (niestety w sporej części sami na to pozwalamy) i zamiast dopieszczonego produktu dostajemy gry robione na odwal się, ale żerujące na znanej marce. Podsumowując, krótkie gry nie są złe (tak samo jak długie nie są z automatu dobre), wszystko sprowadza się do contentu, ale niech ten content przynajmniej będzie oryginalny, a nie kolejny remake, do tego jeszcze wykastrowany z treści (tak, kolejny przytyk do RE3).
Ja na nic nie narzekam. Jak wybuliłem >200 zł za grę, to chciałbym mieć frajdę przez te 25 h. Wiem jaka rozgrywka mnie wciąga i czytam recenzje, więc mogę bezpiecznie pomijać sztucznie wydłużone gry.
Lubię zarówno krótkie i liniowe jak i długie i rozbudowane tytuły ale wolę długą, rozbudowaną i dobrą grę od gry krótkiej, choć jak pisałem, tymi krótkimi też nie gardzę ( we czwartek przeszedłem "Jurney" na PS4 ). Obecnie nie długość gry jest problemem, tylko brak gier liniowych, ale są przegięcia w drugą stronę; oglądałem ostatnio na YT recenzję 'Wiedźmina 3" gdzie recenzent stwierdził, że jest to zła gra, gdyż jest długa, nieliniowa, rozbudowana i nie śmieszna, a On lubi gry liniowe, zabawne i na 10 godzin ... To po co w ogóle brał się za RPG?
Wydawcy w tym wypadku wpadają we własne sidła. Działy marketingowe próbujące opchnąć każdą grę pokazując klientowi, ile to gra nie zapewnia rozgrywki[w h], jak duża jest mapa[km2 lub państwa/wyspy], ile znaków czy słów nie liczy scenariusz, ile linii dialogowych nagrano[godziny lub frazy], czy ile to nie ma zakończeń czy zadań pobocznych.
A do tego te techniczne przepychanki, która konsola uciągnie większą rodzielczość, która ma więcej teraflopów czy tytułów w kompatybilności wstecznej.
A nawet jak marketing tego nie rozdmucha, to zrobi to prasa, bo nagłówek "mapa wielkości Anglii" czy "600 kompatybilnych tytułów" lepiej się kliknie. Czy tego chcemy czy nie w kontekście gier kochamy liczby, a małą wagę przykładamy do jakości owych gier. Takie przyzwyczajenia z rozmysłem lub nie nam zaszczepiono.
Nie ma złotego przepisu na dobrą grę biorąc pod uwagę jej długość. Od kilku lat panuje moda na wydawanie "dużych i pustych open worldów" jak to robi głównie ubisoft czy avalanche studio, przez co cały rynek traci na tym przesycie. Największą bolączką open worldów jest ich projekt, bo mało która gra pozwala na swobodę, a prawie zawsze jest to gra liniowa (gry Ubisoftu). Osobiście uważam, że nie ma niczego gorszego niż liniowa gra w otwartym świecie. Co innego gra, która daje otwarty świat i pełną swobodę taką jaką oferuje m.in. Wiedźmin 3 (co jak co, ale gra nie zmusza nas do liniowego podążania za fabułą), Breath of the wild (gra w której absolutnie nie ma "złej drogi" jaką możesz obrać), Elder Scrolls (róbta co chceta).
A co z grami "krótkimi"? Tutaj panuje też podobna zasada - prosta i liniowa gra bez dobrej grafiki i mechaniki jest zwyczajnym marnowaniem czasu. Oczywiście biorąc pod uwagę, że nie jest to gra nastawiona na fabułę czy ogólne opowiadanie historii. A krótkie gry, które potrafią dostarczyć nieliniową rozgrywkę, ciekawą mechanikę/gameplay oraz ładną grafikę raczej nie będą spotykały się z krytyką i hejtem co bardziej ze słabą sprzedażą, bo niestety to gry z open worldem sprzedają się najlepiej, bo ludzie szukają gier, które wciągną ich na wiele godzin... A potem odkładają po paru godzinach z nudów.
Tylko oprócz gier krótkich czy po prostu długich są jeszcze gry, które są zaprojektowane do regularnego powracania. Oczywiście są to gry Multiplayer, MMORPGi (chociaż tutaj to już bardziej kwestia indywidualna), ale też takie gry jak Animal Crossing (gra na kilkaset godzin, którą robisz postępy w krótkich sesjach, ale codziennych). I pewnie można by tutaj umieścić całe gatunki gier takich jak RTS'y, Roguelike'i, gry nastawione na mody i twórczość społeczną, Simy, gry wyścigowe i sportowe czy gry nastawione na kreatywność i projektowanie.
Ja nie mam żadnego problemu z krótkimi grami, bo i tak nie kupuję gier na premierę, wiec nigdy nie przeliczałem długości gry na wydane pieniądze. W ogóle to ostatnio wolę własnie krótsze gry, które dzięki mniejszej liczbie czasu wymaganej do ukończenia nie zdążą się znudzić.
Dokładnie - lepiej 5-8h dobrej zabawy niż 30h szwendania się po mapie bez składu i ładu w poszukiwaniu piórek :/
Zgadzam sie z autorem ale to tez kwestia ile mamy tego czasu i cebulionow. Jesli ktos nie ma za wiele kasy i musi wybierac co kupi a ma jednoczesnie duzo czasu to bedzie juz wolal wate i ja to rozumiem. Co innego jesli mozna kupowac wszystko i grac na wszystkim ale brakuje czasu wtedy takie RE3 jest idealne.
Inna sprawa ze ta gra wcale nie jest taka krotka jesli przechodzi sie ja za pierwszym razem na hardcore. Niestety nikt prawie tego nie robi o stad pozniej lament ze skonczylo sie za szybko. Moim zdaniem przechodzenie tej gry na nizszych trudnosciach zupelnie pozbawia ja charakteru. Gdyby do soulsow dodac tryb wspomagany to pewnie tez moznaby przebiec gre w kilka godzin ale to juz nie byloby to samo doswiadczenie.
Przytoczony został Final fantasy VII Remake. Niby dodatkowa zawartość jest bardzo nierówna, jednak autor tekstu nie wziął pod uwagę jednej rzeczy: Oryginalny Final Fantasy VII według szacunków trwał min 75H (Są to tylko subiektywne opinie graczy i czasu na liczniku) a gracze i tak robili więcej (Jak to w JRPG). Tutaj mamy podział na odcinki i próba zarobienia kilka razy. W ankiecie nie zagłosuje bo dla mnie nie bierze pod uwagę innych czynników.
Kupiłem RE3 w preorderze po przejściu gry w 100% (archievmenty + rekordy w grze) w niecałe 30h z czego ~5 to była finalna walka na inferno (wszystkie ataki to ohko lub prawie jeśli używamy monet). Dałem mu negatywną ocenę na steamie.
Nie zrobiłem dlatego że gra mi się nie podobała (wręcz przeciwnie), tylko dlatego że RE3 nie jest głównym tytułem w tej cenie, on jest dodatkiem do Resistance, lecz sam Resistance jest sprzedawany jako RE3 ze względu na markę.
Więc mamy dodatek w postaci RE3 do gry PvP, która jest p2p (hostem jest MasterMind grający solo vs 4 graczy), nie posiada anty cheata i jest za 250 zł.
Krótka piłka jak jakaś gra trafi w gust odbiorcy, to spokojnie można w nią grać i 100+ godzin i przejść ją 5 razy i nadal będzie mało. Ja tak z reguły mam z grami osadzonych w światach fantasy, chociaż starożytność i średniowiecze też są spoko.
Ja tam wolę gry średnie. Ani za krótkie, ani za długie. I konkretna długość zależy jeszcze od gatunku. Bo właściwa długość mocno zależy czy to przygodówka (tu ideałem byłoby 8-10h), liniowa strzelanka (6-7h), gra akcji w otwartym świecie, strategia/taktyczna (20-30h) czy RPG (60-80h). Gry powyżej 100h? Zdarzają się tak długie, które nie są rozciągnięte na siłę i nie nudzą, ale tu znów wszystko rozbija się o czas, który mogę poświęcić na granie, a który nie jest z gumy. Zresztą wychodzę z założenia, że lepszy jest lekki niedosyt niż przesyt.
A że mając do wyboru grę na 6h i 200h, obie za 250 zł powinienem wybrać tę dłuższą? Nie szkodzi, poczekam, aż stanieje do sensownego poziomu, bo nie muszę kupować na premierę, a i tak mam w co grać.
Rozumiem i pojmuje produkcje gdzie zawartość jest bardzo mocno "zagęszczona" i tak naprawdę poza dosadną treścią nie ma niczego co byłoby zbędne. Taka gra to chociażby The last of US... i teraz rozkmina po drugiej części powinienem oczekiwać że będzie dłuższa? Uważam, że tak. Nie ma być to kosztem jak to się mówi zapychaczy a po prostu znamieniem ewolucji. Im dalej, tym lepiej i więcej.
Generalnie jak chodzi o temat poruszony w tym artykule to tak naprawdę jest to kwestia gustów. Mi przykładowo bardzo wiele frajdy sprawia sama eksploracja otwartych światów a to bez rozmachu jest niemożliwe. Tak więc takie gry żeby zaspokajać tą moją potrzebę po prostu nie mogą być długie.
Trzeba tylko... jak to się mówi? Oddzielać ziarno od plew?
I ja sobie wykombinowałem jakiś czas temu sposób... bezproblemowo potrafię skreślić słabego open worlda nawet jakby był potocznie uważany za solidną i dobrą produkcje. Mam szerokie wymagania przez co trafia do mnie niewiele gier ale i też mogę dzięki temu grać w jedną niezliczoną liczbę godzin. Czy coś tracę? Jakoś nie jest mi szkoda Assassynów czy innych gier takiej kategorii. Nawet jak kupie grę potrafi być tak że jest super a po kilkudziesięciu godzinach coś mnie wpienia (kiedyś np dialogi w horizon zero dawn) to po prostu odstawie. Takiego Pająka kupiłem z jakiegoś sentymentu (drugi raz) i było super w kontekście opowieści ale jak tylko ją przeszedłem gra poszła w obstawke bo to tragiczny otwarty świat... makieta dla fabuły.
Natomiast taki Dziki Gon (gram właśnie ostatnio po raz enty) do dnia dzisiejszego mi się nie znudził. I nawet nie zestarzał w tym kontekście powiedzmy rozgrywki. GTA V trochę zaczyna mnie odpychać ale też ile żem godzin tam spędził (w samym singlu) to nic dziwnego. Po prostu fizyka jest już zbyt obcykana a jako że to sandboks to gra się powoli nudzi. I coraz mocniej brakuje detali znamiennych dla takich gier jak chociażby drugi Red Dead.
A ten? Cóż. Nie ma żadnych zapychaczy a można tam spędzić bajeczne godziny bezproblemowo. Po prostu (znowu bo to sandboks) fizyka i cała interakcja jest na tak wysokim poziomie że zanim mózg się tego wyuczy a co za tym idzie zacznie nudzić to miną naprawdę grube lata. Nie gram też tak bardzo dużo mam może na ps4 od 2017 kwiecień z 1000 godzin ograne ogólnie w gry a na tej platformie teraz gram ale no RDR2 stówkę wbiłem tak o bez żadnego nawet choćby zająkniecia nudoty. A gra mnie wnerwiała pewnymi drobiazgami które jak widać były z gruba nieistotne.
Kwestia gustów i dobrego wybierania.
Pytanie, jaką długość gry wolimy, nie ma najmniejszego sensu.
Kwestia długości gry, to kwestia doznania, jakie oferuje gra.
W grach możemy wytworzyć doznania dotyczące trzech elementów:
- fabuły;
- świata;
- rozgrywki (wyzwania).
Jasne jest, że gry mocno stawiające na fabułę, jak współczesne gry przygodowe (np. The Walking Dead, Oxenfree, To the Moon) będą względnie krótkie. W tych grach fabuła to 80-90% (rozgrywka i świat są tylko tłem).
Gry stawiające mocno na świat i jego eksplorację (np. The Legend of Zelda Breath of The Wild) upraszczając - są tak długie, jak duży jest ich świat.
Gry stawiające na rozgrywkę mogą być nieskończenie długie (strategie, FPS sieciowe, symulator wyścigowe oraz sportowe).
Gry czysto fabularne zazwyczaj są tańsze od pozostały.
Oczywiście, mamy gatunki gier, które mocno mieszają powyższe elementy. Np. RPG, czy gry akcji. Tam ciężej ocenić, jak długa powinna być gra.
Inna sprawa, że te mieszańce często oferują doznania rozmyte - stawiają w 1/3 na fabułę, 1/3 rozgrywkę, 1/3 na świat i wychodzi gra do wszystkiego, czyli do niczego, jak np. Wiedźmin 3 i dla mnie to jest większy problem, bo ja za doznanie rozmyte nie chcę płacić pełnej kwoty. Tu też leży np. różnica w Fallout NV (który w 50-60% stawiał na świat), a Fallout 4 (który jest doznaniem rozmyty). Za Fallout NV zapłacę pełną kwotę zawsze i wszędzie, a na Fallout 4 szkoda mi czasu podwójnie (czasu oraz pieniędzy).
Spalcie mnie, ale mam na koncie wyjadaczy życia masę gier które skończyłem w <5h a bawiłem się o wiele lepiej niż przy kultowych produkcjach. Chociażby Lone Survivor który mimo bycia pikselową niezależną grą przygodową (czyli w slangu wielu graczy odpowiednikiem diabła) zapewnił mi masę świetnej zabawy, genialnego klimatu i ciekawej mechaniki. Podpisuję się wszystkim pod tym artykułem.
Do tego warto podkreślić że do gry która po prostu była dobra wraca się czasami wiele razy i tak tracąc z życia więcej niż przy przejściu przeciętnej długiej produkcji
Łoo, "What Remains of Edith Finch" trwał niecałe 3h?! W mojej pamięci to było co najmniej 3 razy tyle. Pewnie dzięki temu, że gra każda sekunda gry była wypełniona wartościowym, wysokiej jakości contentem, na każdym kroku zaskakiwała czymś nowym i pozwalała zanurzyć się w pełni w historii pokręconej rodzinki.
Podobnie miałem w przypadku RE2:Remake i RE3. Szczerze zdziwiony że tak mało mi naliczyło czasu przejścia w tych grach. Intensywność przeżycia sprawiła że odczuwalny czas przejścia gry był dużo dłuższy.
Gry długie z masą zawartości też lubię. Przyjemnie jest się czasem odmóżdżyć i mechanicznie poczyścić jakiś fragment mapy w Assassins Creed z questów i znajdziek. Jednak z wiekiem coraz bardziej szanuję swój czas, którego przecież i tak się dużo marnuje dryfując w odmętach internetu. Myślę że miejsce jest dla obu typów gier i żadnego nie warto hejtować ani gloryfikować. Tylko zrozumieć, że zarówno jedno jak i drugie podejście ma swoich odbiorców.
Filmy na blu-ray wychodzą w cenie ok 100 zł a oferują rozrywkę na 2h. IMHO nie widzę problemu w stosunku ceny do zawartości gry za 250 zł trwającej 6h, oferującej podobny poziom produkcyjny z bardzo dobrą oprawą wizualną, grą prawdziwych aktorów zarejestrowaną poprzez mocap, angażującą historią i do tego dodającą coś czego filmy nie mają, czyli interaktywność całego przeżycia.
Są kiepskie krótkie gry liniowe, przykład the order 1886 ale są i dobre długie sanboksy takie jak Wiedźmin 3, GTA5, Spiderman i wiele innych. Są też liniowe gry single które wystarczą na kilkanaście godzin.
Jakby Re3 był dłuższy to kupiłbym na premierę, teraz nie sensu. Mogliby to wydać jako duże DLC do dwójki za pół ceny.
Nie widzę problemu w grach krótkich (<10godzin), jeżeli są faktycznie dobre.
Mimo wszystko stosunek cena jakość jest moim zdaniem bardzo istotny.
Aby usprawiedliwić te 250zł to nowy RE przy długości swojej kampanii powinien być grą epicką, a nie jest.
Jest "tylko" bardzo dobry, ale mimo wszystko jakość i czas po prostu nie usprawiedliwiają absurdalnej ceny.
Sam nie żądam 50 godzin od gry. Dla mnie optimum to ~30, ale dobrze bawie się nawet przy takich, które zapewnią kilka godzin... mimo wszystko płacąc 250zł oczekiwałbym czegoś więcej niż jedno intensywne popołudnie przy komputerze/konsoli.
Jeśli miałbym skupić się tylko na przytoczonych w tekście FF VII Remake i Resident Evil 3 Remake, to wolę podejście Square Enix. Dlaczego, skoro przecież wypełnili mi Midgar "watą", sztucznie przedłużając zabawę? Odpowiedź jest prosta.
W FF VII Remake mogę skupić się na głównej historii i zignorować poboczne aktywności. Jeśli zależy mi na tempie zabawy, opowieści i emocjach, wybieram szybką ścieżkę. Jeśli natomiast chcę w tym świecie pobyć długo, licząc na wychwycenie jak największej liczby smaczków i małych detali, poświęcę czas na wszystkie zadania - te główne i te poboczne.
W remake'u RE nie mam za bardzo tego pola manewru, bo Capcom ograniczył Raccoon City, metropolię z ogromnym potencjałem, do korytarzy. I czy chcę, czy nie, muszę bawić się w jeden, konkretny, narzucony z góry sposób.
Krótkie gry nie są złe. Długie gry też nie. Wszystko rozbija się o to, na ile możemy wybrać, jak chcemy się z nimi zapoznać. Dlatego wolę "watę", bo ona z reguły mi ten wybór daje. Oczywiście, jakość side-questów to już temat na inną rozprawkę, bo mimo wszystko lepiej, jak rozbudowują one świat, a nie zlecają ganianie kotków.
Jest tylko jedno ALE. Jak masz duży, otwarty świat z dużą ilością zakamarków i szczegółów, fajnych miejscówek - to jak byś zrobił grę, żeby gracz mógł wszystkie te miejsca znaleźć? Wiadomo, są gracze eksploratorzy, ale są gracze o których piszesz, co chcą zaliczyć grę i ogrywać dalsze tytuły z kupki wstydu - dla tego drugiego gracza odbiór gry z krótszą fabułą będzie słabszy, bo nie zobaczy większości ciekawych miejsc, czy reszty wymienionych wyżej rzeczy. To dzięki "wacie" gracz jest ciągnięty po mapie i poznaje te miejscówki, mogę nawet przytoczyć konkretne przykłady ;
- GTA 4 - Podstawka była długa, ale kręciliśmy sie w stałych fragmentach miasta, rzadko kiedy mając okazje obrać pościg inną trasą, niż tą zaprojektowaną przez skrypty - masa częsci miasta została wykorzystana w DLC
- GTA 5 - Ogromna mapa wykorzystana w fabule w jakichś 60% (może nawet nie całych). Zero DLC, tylko multi
- Far Cry 5 - spora mapa, masa powtarzalnych aktywności wykonywanych do znudzenia, by tylko pchnąć fabułe do przodu
Teraz powiedz mi, którą część gracz z "kupką wstydu" oceni lepiej, przy której gracz "eksplorator" poczuje sie spełniony?
Być może problem tkwi w wielkości światów, ale wata, też wacie nierówna. Wypychacze takiej jak odkrywanie terenu przy pomocy wież, czy ciągłego odbijania posterunków, całośc okraszona debilną sztuczną inteligencją jest nudna do bólu, ale mniej irytująca, bo mniej sie ginie, z kolei nie zmusza to gracza do myślenia, obierania strategii itp.
Watą wartej ceny może być obsługa modów, DLC fabularne, edytory misji itp.
Więc może problem tkwi w POZIOMIE TRUDNOŚCI? A może sami GRACZE? To o czym napisałeś materiał to temat rzeka, i podszedłeś do niego zbyt ignorancko Skoro jest jak piszesz, i każdy materiał na tym portalu przechodzi przez kontrolę, to aż dziwię się ze poziom tego portalu zaczyna tak mocno spadać, lub tyle ludzi jednego dnia ma ten sam parszywy nastrój i podchodzi do danego tematu po omacku.
O przepraszam, ja bym grał tylkobw gry na 6-10h i nie sandboxów. Wyjątek to Half Life Alyx. Jego cjciałem, by trwał z 30-40.
15h to dla mnie totalne minimum bym mógł się nacieszyć grą, choć 30 powiedzmy ze zbieraniem side questów jest ok.
Jednak głównie celuję w 50, które dzięki mojej eksploracji i tak dobijam do 80.
Czasem znajdywałem super gierki na 8h, ale był taki niedosyt że naprawdę płakać się chciało. Plus cena też wysoka.
Wiedźmin 3 kosztuje tyle samo, a starczy na około 100 godzin
Przy czym Wiesiek 3 cierpi na każdy syndrom gry z otwartym światem. Tak, serio. Te wykrzykniki walące po oczach, ten kanciasty system walki i te questy, które wcale nie są tak niezwykłe jak to próbuje się je malować, bo sprowadzają się do "idź do lokacji, włącz tryb widzenia z Batmana, znajdź bestię, zabij. Repeat". Mają tylko jakąś historię obok, co zresztą dosyć zgrabnie skopiował AC: Odyssey, a jakoś zebrał od fanów Wieśmaca hejty.
Ciężką zrobić grę długą, a intensywną, ale jest to możliwe. Na przykład Horizon: Zero Dawn jest naprawdę dobry jak na grę z otwartym światem, ma intrygująca fabułę, która tylko zyskuje w toku gry. A to jest sztuka.
Gry Ubisoftu to chyba koronny dowód na to, jak nie powinno się robić gier z otwartym światem.
Opinia czarno-biała, złoty środek istnieje, tylko studia są leniwe. Sami przecież nie promujecie gier jak ATOM RPG, Underrail czy Pathfinder (który zebrał od was baty, a teraz jest jednym z najlepszych RPG), więc co się dziwicie?
Bez przesady. "Nie krytykujmy krótkich gier bo są słabe długie gry". Dobra gra, żeby nią być, musi być "długa". Dla mnie jest to warunek konieczny. Jedynie ta "długość" może znaczyć co innego w przypadku różnych gatunków. Inaczej to będzie wyglądało dla MMO, inaczej dla gry AAA i jeszcze inaczej dla platformówki indie. Ale jak ktoś chce zrobić hitowe RPG, które się skończy po 5 godzinach to niestety ale to hitem być nie może. Zwyczajnie gracz nie zdąży się nasycić grą, nie zdąży poznać bohaterów, w końcu... twórcy nie dali sobie szansy na pokazanie, że umieją zrobić "hit" - bo czasu jest za mało. W grach nawet średnich, które trwają np. 100 godzin będzie przecież więcej udanego contentu niż w tych 5 godzinach, nawet jeśli 90 godzin będzie średnich.
Nie koniecznie długa gra jest słaba przykładami dobrymi jest wiedżmin 3 dziki gon ciekawa fabuła na długie godziny, assassin's creedy odyssey ciekawa wielowątkowa fabuła i wiele różnych aktywności pobocznych i na pewno wiele innych gier.
Dużo osób w komentarzach za wzór dobrej długiej gry podaje Wiedźmina 3, więc ja tylko przypomnę, że to właśnie ta gra miała NAJGORSZY sztuczny zapychacz w historii gier z otwartym światem (dla panów wszystko-wiecznie-bierzemy-poważnie, właśnie zastosowałem hiperbolę), kontrabandę na Skellige. Na dodatek przez tendencję do ukrywania fajnych questów gdzieś pomiędzy śmieciową zawartością mocno zachęcała właśnie do marnowania czasu na robienie tej słabizny, bo człowiek zawsze miał nadzieję że ten 30 znacznik to tym razem będzie coś ciekawszego od kontrabandy, przecież niemożliwe żeby po tak fajnie zrobionym Velen CD Projekt odwaliło taką żenująca manianę na kolejnej mapie. Po zrobieniu tych znaczników byłem na skraju znienawidzenia tej gry i do dziś przez pamięć o nich nie mogę się zabrać za dodatki do W3.
Więc nie, W3 to wcale nie jest ideał długiej gry bez waty i to że pomiędzy watą miała też dobre questy tego nie zmienia.
To bardzo zależy od gatunku gry jak długa ona jest.
Np. w strzelaninie ja wolę 3h intensywnej dobrej fabuły niż spacerowania po otwartym pustym świecie przez 30h bo już się tym znudziłem
W rpg też dla mnie jest lepszy mały ale za to rozbudowany i z czasem przeobrażający, zaskakujący świat niż jednorazowo odwiedzane ogromne lokacje
Obecnie gier na premierę już nie kupuję więc problemu czy dać 250 zł nie mam bo generalnie nie ma gier na premierę wartych tej kwoty dla mnie. Przejechałem się już za wiele razy w ostatnich latach : bugi, stabilność serverow, potem masa niezapowiedzianych dodatków i DLC a po pół roku cena -50% a po roku podstawka za 20zł i z 2 seasson passy po co się spieszyć jest tyle nie ogranych dobrych gier a naciągane nowości niech tanieją i je dopracują.
Wolę gry długie niż te na 5-6 godzin które udają że mają historię z przesłaniem, nawet jeśli te gry są przedłużane na siłę, lubię grindować - jeśli miałbym wybierać pomiędzy RE3 Remastered a 5 godzinami craftingu w FFXIV wybrałbym FFXIV.
Krutsze gry powinny być tańsze od tych dłuższych. Bez sensu jest że mam płacić tyle samo za coś co starczy mi góra na trzy wieczory i na gre która starczy mi na dużo dłużej.
I tu wraca pięknie temat braku możliwości odsprzedaży tytułów na PC. Gry, która mi się podobała i oferuje coś dodatkowego, nie będę chciał odsprzedać, bo zakładam, że kiedyś do niej wrócę (co się przeważnie nie dzieje). Krótka zamknięta forma, ciąży później w bibliotece, jak wyrzut sumienia.
Ja właśnie uwielbiam takie pół-otwarte gry na 20-50 godzin. Jeśli chodzi o gry akcji, to wzorem do niedawna był Tomb Raider z 2013 roku. Nie za duże i nie za małe mapki, dużo sekretów, świetnie zaprojektowane poziomy, całość zajęła mi jakieś 20 kilka godzin. W Rise of oczywiście musieli to spieprzyć i rozciągnąć, żeby było wiyncyj.
Jeśli chodzi o RPG, to owszem lubię sandboksy, ale też lubiłem mniejsze, filmowe gry jak Mass Effect (20 kilka godzin), czy DA: Origins (40h), czy Wiedźmin 2 (25h). Wszystkie wyżej wymienione zostały rozcieńczone pytajnikami, posterunkami i nudnymi pustymi otwartymi przestrzeniami, co tylko sprawiło, że żadnej z nich nie mam ochoty zaczynać, a tym bardziej kończyć drugi raz.
Szkoda, że czasy zwartych i dopracowanych gier z toną sekretów, zawartości i questów minęły bezpowrotnie. Z przyjemnością wracam do Gothica, Prince of Persia, Fable, KOTORów, Uncharted i gram w te tytuły po kilka razy. A takiego Mad Maxa, Far Crya, czy Śródziemie nie mam siły przejść choćbt raz.
"Bo to my sami wymuszamy na deweloperach wypychanie gier sztucznie wydłużającą je „watą”, byle tylko stosunek czasu zabawy do ceny był jak najbardziej opłacalny (Źródło: https://www.gry-online.pl/opinie/hejtujac-krotkie-gry-sami-sobie-szkodzimy-opinia/zf942)" - jeszcze autor dobrze tezy nie postawił, a już wyciągnął wnioski. A gdzie uzasadnienie?
Absolutnie gracze nic nie wymuszają. Chcą, by gra ich trzymała przy monitorze od intro do outro bez sztucznego przedłużania i tej "waty", a czas spędzony przy dobrej zabawie był adekwatny do ceny.
Dwóch winiarzy robi wino. Pierwszy w gąsiorze 5-cio litrowym, a drugi w gąsiorze 30 litrów. Obaj kupili składniki, wykonali pracę przy nastawie, doglądali w czasie fermentowania, pilnowali stopnia nasłodzenia, oddzielali nastaw od owoców, dbali o klarowanie. Wyszły im trunki tak samo smaczne. Następnie wystawili wino na sprzedaż: pierwszy swoje 5 litrów, a drugi swoje 30 litrów. Obaj zażyczyli sobie tą samą cenę 200 zł za gąsior (pierwszy za 5 litrów, a drugi za 30). Czy zdaniem autora jest to w porządku? Specjalnie pomijam tu ewentualne różnice w "mocy" wina, zakładam, że obydwa mają tyle samo "procentów".
Sztuczne przedłużanie gier byle czym stanowi pretekst do podniesienia ceny gry - i to jest problem. To tak, jakby ten pierwszy winiarz do swojego małego baniaczka dolał wody, aby mieć tyle samo płynu, co ten drugi. Tylko czy to jeszcze będzie wino?
OK, zgadzam się z wami że pierwsze przejście rządzi się swoimi prawami. Liżemy ściany, czytamy każdą notatkę, otwieramy każdy zamek itd. Pamiętajcie jednak że mówimy o remake'u. Oryginalne RE3 poza kosmetycznymi wyborami w kilku miejscach, również jest liniowe i ma 1 scenariusz. Te gry cierpią na ten sam syndrom - w samym założeniu są biedniejsze od części drugiej.
I nie zrozumcie mnie źle. Również uważam że twórcy za dużo wycieli. Żadnego dodatkowego trybu to przesada, podczas gry przy dwójce chciało im się nawet rozbudować nikomu nie potrzebny tryb Tofu.
Sami na każdym kroku jedziecie po Ubisoft co nawet tutaj widać, więc przestańcie pieprzyć o hejcie. Mi akurat miło czas leci w takich grach jak AC. Jesteście bandą hipsterów, hipokrytów i snobów. Gdyby ludzie nie chcieli grać w takie długie gry to nikt by ich ku%wa nie robił. Nawet przekleństwa u was trzeba cenzurować. Najpierw jaracie się przekleństwami w Wiedźminie, a potem dajecie bana za przeklinanie xD
to prawda że krótkie gry mogą być arcydziełami ale chodzi tutaj głównie o fabułę ewentualnie o możliwość gry ponowny raz. O ile jeszcze RE2 był grą która dało się ocenić cena / zawartość o tyle nie ma sensu pisać artykułów które muszą obronić RE3.
RE3 to wyjątkowo skok na kasę po sukcesie RE2, nawet postanowili zrobić remake reamka RE4 bo to japończycy od których uczyła się bethesda jak zarabiać na byle czym i jak najwięcej zarobić na dlc (w ilościach kwardylion ubranek i fryzurek)
Prawda jest taka że im jesteś starszy tym bardziej wolisz krótkie gry, smutna prawda
Długie gry? Spójrzcie na osiągniecia ile osób je kończy? Kilka %, czasami 2-3%. Absolutnie nie chcę gier na 100h. Wystarczy 15h intesywnego gameplayu i neeeeext. Poszła. Dlatego po dzień dzisiejszy nie zagrałem w osławionego przy każdej okazji podawanego Wiedźmina 3. Divine divinity orignal sin ukończyłem i nie zabrało mi dużo życia wypchanymi śmieciami. Ubisyfu nie tykam nic. Ile wy żyjecie? 60-70 lat i chcecie gier na 100h? Popadacie sami w paranoję. Wolę poznawać kolejne fajne historie niż się męczyć przy jednym, bo wydałem 250PLN. Nie kupujcie dlc, grajcie w podstawę, kupujcie na konsole. To znikną durne dlc i cyfra na pc.
A mnie najbardziej bawi fakt że 90% ludzi przeszkadza tylko długość (cyt. "5 godzin to jakiś żart chyba,"), gry która jest remakiem bardzo krótkiej gry. Tak, oryginalne RE3 jest do przejścia w jeden wieczór (2-3h) :) Więcej - większość narzeka że gra nie jest taka "długa" jak zeszłoroczny RE2 - który jest zgadnijcie jaki. Tak - jest bardzo krótką grą :) Przeszedłem RE2 każdym scenariuszem, na każdym poziomie trudności i wszędzie mam wynik poniżej 2h. Nawet wczoraj przeszedłem wieczorem Leona A na Hardcore. W 1h 46min.
Więc autor artykułu ma rację. Żaby WAS zadowolić drodzy malkontenci, Capcom musiałby wypchać Residenta łapaniem szczurów w kanałach przez 10h :)
I tak kupiłem RE3 za 250 zł i przeszedłem grę w 5h. I jestem bardzo zadowolony. I mam nadzieję że przyszły RE4 będzie właśnie trzymał TEN poziom. Bo oryginalny RE4 jest dla mnie zdecydowanie za długi :)