Przydałaby się tu też opinia żony i dzieci Hugo Martina.
Twórcy Doom Eternal również przyznali, że musieli się uciec do crunchu.
Bo gdyby wyszedł parę tygodni później, świat by się skończył. W ogóle jak wygląda kwestia wydajności pracowników w trakcie crunchu? Nikt normalny nie utrzyma równego tempa przez kilkanaście godzin. Ile jest fakapów, które powodują, że trzeba coś robić po dwa, trzy razy po łebkach, zamiast raz, porządnie i bez pośpiechu? Ktoś to sprawdził?
"To okres, w którym deweloperzy są ZMUSZANI pracować po kilkanaście godzin na dobę". Jasne, to nic złego zmuszać kogoś do czegoś. Dorabianie ideologii do czegoś takiego jest szczytem skur*ysyństwa, chamstwa i posiadania swoich pracowników w dupie. A styl życia kiedy się kogoś do czegoś zmusza to dominacja w BDSM. Do wszystkiego można dorobić co się chce, byle tylko się wybielić w oczach społeczeństwa.
W polsce stylem życia jest kupienie dostępu do konta z doom eternal za 5 pln a nie kupowanie gry za 249 pln - taki styl życia to nic złego. Zawsze mnie śmieszy wypowiedź takich baranów właścicieli czy dyrektorów lub szefów studia którzy potem dostają wielomilionowe nagrody za pracę niewolników.
Nie wierzy też w to, że ktoś może zmusić dobrego pracownika do pracy po godzinach, gdyż nikt nie zwolni osoby, której wkład w produkcję jest bardzo cenny.
No jasne, bo taki pracownik jest jedyny na świecie. Jest bardzo niewielka grupa ludzi których można nazwać naprawdę niezastąpionymi, to są geniusze, jeden na miliard w swojej dziedzinie. Jeżeli jest to "tylko" bardzo dobry pracownik to zawsze można znaleźć innego, nawet nieznacznie gorszego, za to bardziej posłusznego.
Co do reszty, to ja takie osoby nazywam pracoholikami. Realizacja swojej pasji to jedno, żmudne doprowadzanie produktu do stanu używalności, jest natomiast dalekie od romantycznej wizji twórcy gier zajmującego się dodawaniem fajnych przeciwników czy ciekawej fabuły. Niejeden pasjonat został zajechany przez ciągłą pracę.
Crunch ? U mnie to się nazywało po godzinach.
Jeśli ktoś traktuje swoją pracę jako coś koniecznego żeby przeżyć i nie ma w nim ani odrobiny pasji do tego co robi to absolutnie nie ma szans zrozumieć tego co ten facet mówi.
I w sumie to jestem w stanie to zrozumieć, trudno myśleć o "pasji" kiedy ktoś przez 8 godzin ciągnie wajchę na linii produkcyjnej albo słucha pikania kasy fiskalnej w markecie. W takim przypadku każda godzina "w robocie" dłużej to przykry obowiązek. Prawda jest jednak taka że nie każdy tak ma. Są ludzie którzy po prostu uwielbiają to co robią, są inni którzy uważają że ich praca to prestiż i jeszcze inni których cieszą pieniądze które dostają za takie nadgodziny.
Amnie bawi ta dyskusja w ktorej golym okiem widac ze dyskutanci ani nigdy nie programowali czegos, co ich kreci, ani nie uprawiali innej sztuki, jak np malowanie, rzezbiarstwo czy pisanie. Jak masz wene, czujesz ze idzie ci dobrze, to nie masz ochoty nawet odejsc zeby sie napic. Dlugodystansowo to poteznie wypala (stad emerytury wczesniejsze czy zmiana pracy), ale w chwilach weny, gdy rzeczy ida po mysli, albo priblem nie daje spokoju, to crunch jest naturalnym instynktem. Nie da sie tego porownac do 8h wypelniania tabelek czy dokumentacji, przetykanych kawka i rozmowkami z kolegami z pracy - a i taka prace wyknywalem. I nie jest tak ze kazdego dnia jestes zdolny do crunchu, sa dni w ktorych po prostu nie jest sie tworczym i mysli sie o tym, zeby juz skonczyc i pojsc do domu.
I to jest właśnie w tym najbardziej toksyczne- nie sam crunch, ale stwierdzanie, że jest to coś oczywistego. Co z tego, że crunch zawsze jest wynikiem złego ustalania terminów? Co z tego, że ostatnia osobą, ktora to odczuje są wszelkiej maści dyrektorzy?
Ale nie, lepiej wmawiać pracownikom i klientom, że przecież bezpłatne nadgodziny, wyzysk, stres itp to normalka. A patrzcie, potem przecież sobie samochód kupią!
Jeśli ktoś chce siedzieć w pracy- proszę, jego wola. Ale większość pracowników w trakcie crunchu po prostu boi się sprzeciwić, a teraz jeszcze szefostwo mówi, że nie ma nawet czemu się sprzeciwiać, bo to life style.
Vega powinien o tym nowy film nagrać.
Niestety, ale branża gier pełna jest patologii. W dużym stopniu wynika to z podejścia samych pracowników: jest tyle osób, dla których sama praca w tej branży to wielka nagroda, że zgadzają się na wszystko.
A szefowie korzystają z tego bez skrępowania.
Najlepiej byłoby mieć świetną grę, Doom'a perfekcyjnego w zamian za 4 dni pracy po 6 godzin. Zdrowe podejście do sprawy i stoicki rozwój projektów, to najlepsze co może być. Z tym że nie zawsze się da.
Z innej znowu strony ile tych pieniędzy chciałaby Bethesda, czy inne firmy zarobić i zostawić dla siebie, że te 5, czy 6 miesięcy robi im różnicę?
Chyba, że mówimy o firmach, które jeżeli tego nie zdążą wypuścić, to wcale.
Pozostaje szukanie takich projektów i takiej roboty, która nam osobiście odpowiada. Jeśli ktoś nie ma zajęć poza pracą i wgl brak jakichś pasji trzecich, czy innego hobby. Jest typowym nerdziskiem, co to kodzik źródłowy najlepsze co go w życiu dla niego osobiście spotyka, to crunch mu raczej niestraszny.
Ale jak koledzy wyżej pisali .. czasami walenie w wała wychodzi dłużej, niż faktyczna robota na zepniętej dupie ;]
Pracuję w IT, jestem testerem (system ERP) i przy wydaniu wersji, albo przy tickecie od klienta (ticket to zgłoszenie, które ma najwyższy priorytet - bo coś jest nie tak na bazie produkcyjnej) siedzi się dłużej żeby dopiąć wszystko (wydanie wersji to dużo testów końcowych, instalacyjnych, uruchomieniowych itp), ale raz, ze to nie jest kilkanaście godzin dodatkowych w tygodniu tylko max 2-4 dłuzej w jeden dzień [a i tak dbają o nas i nawet ticket czasami przegrywa z dobrym samopoczuciem psychicznym pracownika] i generalnie w ogóle nie ma nadgodzin, ponieważ jest to postrzegane jako złe zaplanowanie czasu - dlatego też nie zdarzają się takie sytuacje. Wiadomo, że czasami coś wypada albo po prostu chce się coś dokończyć żeby wyjść z pracy z czystą głową - ale można naprawdę czegoś nie skończyć i przyjść na drugi dzień i to robić dalej. To co id software pisze czyli dorabianie ideologii do złego zarządzania czasem przez osobę decyzyjną (nie wiem w jakiej metodyce tam pracują) jest czymś chamskim z czym powinno się walczyć. Wiadomo, że pracownik nie skrytykuje tego, bo to pracodawca. Ale na pewno nie nazywają tego pasją.
To może być styl życia pod warunkiem odpowiedniego sposobu wynagradzania - bonusów jak akcje firmy plus dużych premii (rzędu co najmniej 50k...100k USD) na zakończenie projektu. W momencie kiedy crunch dotyka słabo opłacanych pracowników, staje się zwykłym wyzyskiem.
Jak dobrze płacą to można crunchować.
Jak człowiek przeliczy sobie wypłatę na godziny pracy to już wie, czy dobrze płacą czy nie.
Jak szef płaci ch.jowo to nie ma co siedzieć po godzinach bo to oznacza że dajesz się okradać.
Jak płacą dobrze, to trzeba się cieszyć, bo nic gorszego od biedy nie ma.
Taka pasja i radość z nadgodzin, że często ludzie, którzy się na grach trochę dorobili, przechodzą na znacznie wcześniejszą emeryturkę albo zaczynają zajmować czymś innym ; p
Jesli ktos jest pracoholikiem to zgoda ale jesli ktos jest do tego zmuszony (przypuszczam ze to wiekszosc przypadkow) to tak jakby powiedziec ze niewolnictwo to nie bylo nic zlego tylko taki styl zycia.
Jeśli dobrze rozumię to są takie nadgodziny w których programista jest przykuty łańcuchami do kompa ma robić chlebie i wodzie w najlepszym przypadku. A tak poważnie to sami na siebie to sprowadzili bo na zchodzie jest 6 nawet 5 godziny tryb pracy a przy piątkach nawet 4 godziny.
Sadzac po opiniach niewielu z was widzialo firmy w ktorych to jest styl zycia. Bez oceniania, ja widzialem, z reguly ludzie mlodzi, czesto pracujacy w korpo od poczatku swojej kariery - emocjonalnie zwiazani z firma (wiem, smieszne) i bez doswiadczenia, ktore daloby im dystans i porownanie. Dla wielu to JEST styl zycia, z ktorego na dodatek sa dumni.
Jakby nie był dyrektorem to może jego wypowiedz była by choć trochę wiarygodna ;)