Wszystko ma swoje plusy i minusy.
Robisz na etacie:
+ 8-16 i masz firme w nosie, byle sie do domu w korku dokulać i reszta dnia Twoja, zero zaangażowania ponad miare
+ niezależnie od Twojej formy, dyspozycji, wyników itp. masz pewne pieniadze na koniec miesiaca. Masz za co splacac kredyt i za co jesc. Kondycja firmy Cie w ogole nie obchodzi, no chyba ze w ekstremalnych przypadkach firma zacznie ciac etaty
+ odpowiadasz jedynie za siebie i swoja prace
- trzeba znosic humory szefostwa i wspolpracownikow, malo masz do gadania, robisz co Ci kaza
- spora czesc wynagrodzenia idzie w kosmos pod pretekstem obietnicy emerytury na stare lata i na zalosna opieke medyczna
Masz swoj biznes:
+ zarabiasz na siebie, nie na kogos dostajac tylko malutki kawaleczek tortu
+ sam sobie szefujesz, sam wymyslasz co jest Twojej firmie potrzebne, jak juz cos wymyslisz to zlecasz innym by to zrobili i guzik Cie obchodzi co oni o tym mysla
+ korzystniej rozliczasz podatki, pieniadze zaoszczedzone na dziadowskich panstwowych ubezpieczalniach mozesz wydac 5 razy lepiej w komercyjnych ubezpieczalniach/klinikach lub po prostu odkladac na ciezsze czasy. Wszelkie odliczenia vatu, leasingi itp. ulatwiaja nie tylko zycie zawodowe ale rowniez i prywatne
- dbasz o firme miedzy 8-16, dokulasz sie do domu i od 17 do 23 myslisz co zrobic nastepnego dnia zeby bylo jeszcze lepiej
- nie odpowiadasz tylko za siebie, ale rowniez za swoja dzialalnosc(czesto calym swoim majatkiem) oraz za swoich pracownikow i ich rodziny
- nie ma ze "to on spieprzyl', przed klientami to Ty jestes odpowiedzialny za wszystkie fuckupy swoich pracownikow
- masa, masa, masa papierologii. Albo robisz ja sam albo jak juz nie dajesz rady to zlecasz to ksiegowym. Ksiegowi kosztuja tym wiecej im wiecej ksiegowosci masz do okielznania
Wszystko jest dla ludzi, ale nie dla wszystkich. Niektorzy pod buten szefa czuja sie jak karaluch, innym przeszkadza ukladanie prywatnego zycia pod dzialalnosc wlasnej firmy.
Jeden widzi szczescie tam gdzie inny spoglada jak w czeluscie piekla. Nie ma uniwersalnej, najlepszej sciezki. Nie wszyscy moga byc etatowcami bo nie mieliby u kogo pracowac. Nie kazdy moze miec firne bo zabrakloby tradycyjnych etatatowcow ktorzy by na ta firme zarabiali
Wolnosc finansowa to zupelnie inna bajka, oparta na wczesniejszyn zainwestowaniu ogromnych pieniedzy, ale zeby ja osiagnac i tak trzeba albo miec bogatych starych, albo sie dorobic w ktorys z dwoch powyzszych sposobow.
mam dwojke malych dzieci, bez pracy to bym zwariowal
Chyba najmadrzejsze zdanie jakie kiedykolwiek przeczytalem na tym forum. +1111
Kiedyś drżałem przed pracą 8 godzin dziennie.
Dzisiaj trudno mi sobie wyobrazić, żeby nie pracować. Ostatni rok na studiach mocno bimbałem i w sumie dawało to wgląd, jak mogłoby wyglądać moje życie bez żadnych obowiązków. Nie było wcale jakoś szałowe - czas przelewał się między palcami, ilość nie szła w parze z jakością (grałem w byle co, czytałem byle co). Zazdrościłem ludziom, którzy rozpoczęli już jakieś kariery, bo widać było, że rozwijają się szybciej, niż kiedykolwiek w czasie edukacji.
Nie chcę tutaj brzmieć jak protestant, ale jest coś w tym, że praca/obowiązki jest kluczowym elementem życia, nawet jeśli chodzi o szlifowanie charakteru. Widziałem zmianę w sobie, ale przede wszystkim widziałem różnice między osobami, które wcześnie zaczęły pracę na etat od tych, które zrobiły to dopiero po studiach. Ogólnie rzecz biorąc - te, które zaczęły wcześniej szybciej stawały się pewne siebie, radziły sobie ze sprawami urzędowymi itd
Gdybym miał pełny wybór, tak pewnie bym zorganizował sobie pracę nieco inaczej (tak pewnie co dekadę jeden dzień w tygodniu pracy mniej, żeby zmieniać proporcje), ale o dziwo, widzę, że z wiekiem wygląda to właśnie inaczej. Rosną ci kompetencje, dostajesz coraz większe stawki, pojawia się więcej dobrych opcji... trudno z tym zerwać, bo masz wrażenie, że coś może cię ominąć :)
Jeśli jeszcze pracujesz w dobrym środowisku, masz dobrego szefa, praca nie sprowadza się do czegoś uwłaczającego... traktuję to jako część życia a nie coś, co stoi na przeszkodzie ku życiu.
Od pracy i zarabiania na niej można się uzależnić. Ewentualnie od pochodnych, czyli poczucia jakiejś ważności (jesteś częścią czegoś większego, masz mierzalne efekty, masz wpływ, koledzy i koleżanki na tobie polegają itd).
Mój ojciec nawet nie chce słyszeć o żadnej emeryturze (i nie tylko dlatego, że będzie strasznie niska:P), po prostu praca kierowcy jest częścią jego życia.
Na marginesie, Alex jest raczej dowodem na to, że za duża kasa odrywa człowieka tak mocno od rzeczywistości, że nie mamy nawet o czym gadać :D
"Kluczowe jest poświęcenie czasu rodzinie i przyjemnościom"
Alex: zostaje w domu i gra w gierki
Reszta: JAK ZNALEŹĆ PIENIĄDZE NA BUTY DLA DZIECI I PRZYJEMNOŚCI
Przymus :(
Czekanie
Nowy dzień
Wstań
To znowu nowy dzień
To poranne podróże - raz krócej, raz dłużej
W obie strony, przygarbiony, pochylony
w obie strony, przygarbiony, pochylony
W obie strony...
Pracujesz dla fabryki
Fabryka żywi
I życie dla fabryki
Śmierć dla fabryki
Pracujesz dla fabryki
Fabryka żywi, żywi, żywi
Żyjesz dla fabryki
Umierasz dla fabryki
A które prawo dla nas
A które prawo dla nich
Człowiek bez pracy jest mało wart. dawno takiej głupoty nie przeczytałem. Tylko w systemie niewolniczym człowieka ocenia się i określa przez zawód jaki wykonuję. Tak ocenia się jego przydatność jak przedmiot.
Najważniejsze mieć czas na rzeczy ważne głównie dla rodziny i na przyjemności. Wszystko inne jest mało ważne a praca zarobkowa w tym wszystkim najmniej. Zwykła zamiana czasu (życia) na pieniądz. Ludzie myślą że ich praca coś znaczy ... jeśli nie ratujecie komuś życia to G... znaczy.
No niestety taka jest prawda, zdecydowana wiekszosc ludzi pracuje z przymusu. Malo kto ma pracę, która wykonuje z pasja
Tacy piłkarze, piosenkarze czy aktorzy na pewno lubią swoją pracę. Na pewno jest to tez meczace na dluzsza mete (wiadomo rutyna jest wszedzie), ale generalnie na nude na pewno nie narzekaja
Watpię, zeby ktos marzył na przyklad o pracy w banku czy jakims tam urzedzie, wypełnianie jakichs wniosków itp. na pewno nie jest fascynujace
moje spojrzenie takie
- 8h i do domu lub 12h ekstra kasa i do domu i tyle sprzedałem swój czas za ustaloną kwotę. Nikt nie zmusza, przedstawione są warunki za co monety zyskamy i dla tego nie rozumiem ludzi zasmuconych, że muszą nie nie muszą zawsze mogą odejść i iść na swoje, ponieść koszta i zainwestować w siebie zamiast marnować czas na ubolewaniu jak to ich ktoś wyzyskuje.
Nikt nie stawia się w roli osoby co ma na głowie cały ten biznes i jakie musi ponieść koszty.
JAK DBASZ TAK MASZ
Bullzaj hehehehe
Mam to szczęście, że w większości moja praca to coś co lubię robić, mam do tego wydaje mi się "dryg" i na poziomie wypłaty, która mi wystarcza. W sumie od liceum, nigdy nie robiłem niczego innego za bardzo. Nie umiałbym się odnaleźć w "normalnej pracy", jest mi to zupełnie obca sytuacja.
Dlatego co do wątku - chęć.
Pracowałem kilka lat. Obecnie nie pracuje od ponad roku, szczerze nie wiem czy będę będę kiedyś pracował, nienawidzę tego więc wątpię, po ostatniej pracy tak mocno się zraziłem że nie mam wcale ochoty pracować.
Cały ambaras w tym, by praca była twoim hobby i przy wyborze tejże należy zastanowić się " co ja w ogóle lubię robić?"
Przypomniała mi się rozmowa starszego pracownika z kierownikiem/szefem z dawnych lat:
- ... no to jak chcesz pracować czy nie?
- Pracuję, bo muszę...
- Jak to musisz? Chcesz pracować albo nie, prosta sprawa!
- Chcę pracować... bo muszę...
- ...
Ja tam swoja całkiem lubię. Są dni kiedy mnie meczy a są takie, że się oderwać od niej nie mogę i autentycznie czuję satysfakcję. Ot zależy co akurat się napatoczyło do zrobienia i na ile jestem wypoczęty/pogoda dopisała.
Ale mam fart, bo okazało się, że moje zainteresowania i hobby szło przekuć w przyzwoicie płatną pracę.
Od kiedy skończyliście pracować na etacie? Ja mam nadzieję, że jak wszystko się uda ok, żeby nigdy.
co
Nigdy nie pracowałem na etacie. Źle znoszę podległość służbową tego typu, że to mnie ktoś coś każe robić.
Praca jak praca, jak miałem 20 lat to też mi się nie chciało. Teraz patrzę inaczej na to i czasami idąc do pracy, wiem, że odpocznę.
Nie praca jest zła, tylko zarobki. Więc trzeba znaleźć pracę, gdzie można się rozwijać i piąć wyżej, co za tym idzie, lepiej zarabiać.
Lub trzeba być w czymś dobrym i wtedy pieniążki też się zgadzają.
A że czasami się nie chce, to normalne, niech pierwszy rzuci kamień ten, któremu zawsze się chce.
Jak by praca byla zbyt przyjemna to by za nia nie placili. Ty bys placil zeby dla kogos pracowac.
'Niewolnictwo systemu' i tak, i nie. Bylbym ostrozny z ludzmi ktorzy czesto uzywaja takiego sformulowania. Czesto sie to konczy tak, ze po 10 minutach oferuja kupno magicznego systemu/treningu/softwaru/etc., ktory od niewolnictwa uwolni. Kupujacych uwolni od czesci gotowki, sprzedajacych moze nawet od 'niewolnictwa' uwolni, haha.
Lubię swoją pracę. Łatwa, pracy na max 10h tygodniowo, duży luz, fajna atmosfera w zespole, kupa kasy. Polecam.
Robiłem w zeszłym roku drobne remonty u siebie w domu, dobry kolega mi pomagał, mieliśmy parę spotkań po 3-4 dni gdzie równo zapierdzielaliśmy, no ale w swoim towarzystwie tzn. popołudniu piwerko, pizza itd i tak leciało. Do pracy nie chodziłem, ale wypłata mi się nie zmniejszyła przez te remonty. Jak wracałem do pracy po takiej sesji to z bananem na twarzy :) Budowlanka cieżka, brudna, męcząca pomimo że ciekawa to jednak wole swoją pracę i w tym roku żeby dokończyć co zaczęte zatrudniam ekipę. Czasami człowieka chwyta monotonia i dopiero w trudnych chwila docenia swój zakład pracy :) A bez pracy bym zwariował, pomimo że mam pasywne dochody, także też nie tylko o $$ chodzi.
Cisnę w obecnej pracy jeszcze parę lat bo bardzo spoko praca, płaca i pracodawca. Chcę również zwiększyć pasywne dochody, ale w przyszłości na pewno chciałbym mieć własną/rodziną działalność, ale bez wyścigu szczurów. Bez deadlinów i bez myślenia co to zrobić, żeby jeszcze więcej zarobić. Wypracować stałe zlecenia i nie gonić za jak największą kasą tylko cieszyć się życiem, o to to!
Jak na razie od początku mojej "kariery" zawodowej pracuje w jednym miejscu. Raz jest lepiej raz gorzej. Ogólnie to nie wyobrażam sobie nie pracować, obojętnie czy na swoim czy u kogoś to pieniądze trzeba zarabiać. Ten rok zaczął się kiepsko. Zarabianie pieniądze powinny cieszyć ale teraz jest jakiś inaczej. Pewnie to przez stres, sytuację w jakiej firma się znalazła.
Siedzę od kilku dni z dylematem...
mam to szczęście, że robię to co lubię i generalnie nie występują u mnie żadne minusy wymienione przez Agenta_007 :)
Mogę tylko napisać znajdź sobie prace w której się realizujesz (przez realizacje mam namyśli wykorzystywanie jakiegoś hobby np:mechanika)
Ja tam bardzo lubię swoją pracę i z chęcią do niej idę. Czasem nawet szkoda mi z niej wychodzić, bo bym zrobił jeszcze to i to.
Ja lubię swoją pracę, ale nie nawidze, ze musze poświęcać na nią, czy jakąkolwiek czas, by przetrwać, zamiast poświęcić go na to, co chcę.
Lubię swoją pracę bo jest ona jednocześnie moim hobby, jeśli się pracuje w pracy, której się nie uwielba to nigdy nie jest za późno na zmianę.
Sama praca nie jest niewolnictwem, bo przymusu nie ma i można wejść w umowę o prace z kimkolwiek. I zerwać umowę kiedy się chce. Natomiast zagarnięcie połowy zarobków (czyli połowy twojego czasu pracy!) bez umowy i pod przymusem jak najbardziej spełnia definicje niewolnictwa. Mowa oczywiście o właścicielu niewolników czyli państwie i podatkach.
Podzielam zdanie tych co piszą, że najważniejsze to żeby praca była jednocześnie Twoim hobby. Najważniejsze to robić to co się kocha. Niestety rzeczywistość bywa czasami brutalna i nie zawsze można jednocześnie robić to co się kocha i dobrze zarabiać. W takiej sytuacji warto zadać sobie pytanie czy lepiej jest zarabiać dużo ale przez cale życie się męczyć (przymus) czyyy może mniej zarobić i chodzić do pracy z uśmiechem na twarzy (wtedy z pewnością nie będzie to przymus) :)
Ciekawy temat. Ja zacząłem pierwszą pracę zaraz po licencjacie i wrzucono mnie od razu na głęboką wodę, trafiłem do działu sprzedaży pewnego producenta (branża FMCG). Z początku nie wiedziałem czy to dla mnie i nie rozumiałem totalnie nic z tego co działo się w firmie (studia licencjackie nie specjalnie się sprawdziły bez faktycznej praktyki). Z czasem jednak wszystko zacząłem wchłaniać i jednocześnie zacząłem studia magisterskie, które od razu z powodu pracy stały się dużo bardziej przydatne, ta wiedza od razu przestała być tylko pustym gadaniem, można było się odnieść do tego co dzieje się u mnie w przedsiębiorstwie. Pierwszy rok to była dla mnie ciągła nauka i w momencie, w którym już trochę poczułem, że zaczynam ogarniać zwolnił się z pracy mój manager i z dnia na dzień (dogadał się z szefem, żeby ominąć okres wypowiedzenia) przejąłem całą sprzedaż eksportową co przez pierwsze kilka miesięcy było strasznie stresujące. Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że to wszystko wyszło mi na dobre, że byłem zmuszony nauczyć się pewnych rzeczy szybiej i teraz to procentuje. Pracowałem w tej firmie 7 lat, przez ostatnie 2 już jako Head of Sales Office z osobnym biurem handlowym i służbową furą, której raczej nie dostaje się w innych firmach. Otworzyłem firmę na nowe rynki takie jak: USA, Kanada, Arabia Saudyjska, Brazylia - do tej pory sprzedawaliśmy tylko na wschodnią europę. Niemniej jednak, mimo że uwielbiam tą pracę, pzez ten ostatni okres coraz mniej dogadywałem się z prezesem firmy co do wielu kwestii, ciągłe parcie na lepsze wyniki bez dodatkowych kadr, zmiana strategii firmy co 3 tygodnie, konieczność tolerowania tego, że ma zły humor bo żona jajek nie ugotowała...
Pod koniec 2018 roku stwierdziłem, że mam dość - od dwóch lat nie byłem na urlopie ani dnia bo zawsze był zły moment, byłem przemęczony i praca przestawała sprawiać mi przyjemność.
Ciężko było się pozybyć przyjemniej i bardzo dobrze płatnej posady ale czułem, że muszę odpocząć i z dnia na dzień złożyłem wypowiedzenie nie mając naprawdę planu co robić dalej, może oprócz kilkumiesięcznego urlopu regeneracyjnego :) Po dwóch tygodniach od wypowiedzenia, prezes firmy spotkał się ze mną żeby zaoferować mi udziały w firmie w zamian za
zmianę decyzji oraz lepszą premię sprzedażową. Jako że oferta była bardzo atrakcyjna zgodziłem się a po trzech miesiącach (okres wypowiedzenia) okazało się, że to wszystko była tylko pusta gadka (nic nie podpisaliśmy) po to żeby trzymać mnie na obrotach przez okres wypowiedzenia. Nie, nie byłem zaskoczony takim obrotem spraw, wiedziałem że typ jest do tego zdolna. Rozstaliśmy się raczej w średnich relacjach ale mimo wszystko powiedziałem, że gdyby z czymś były problemy to chętnie pomogę.
Tutaj zaczyna się rozdział drugi mojej przygody z pracą bo po ok. 2 tygodniach na bezrobociu, skontaktował się ze mną jeden z byłych klientów i zaproponował pracę, bardzo dobrą
pracę ale koniecznością była przeprowadzka do Londynu. Kilka dni później poleciałem na rozmowę kwalifikacyjną i kolejne kilka dni później mieszkałem już w Londynie skąd piszę
aktualnie swoje wypociny. Podsumowując, dla mnie praca to ogromna częśc mojego życia i dopiero na (nawet krótkim) bezrobociu da się odczuć jej brak. Tak jak wspominali poprzednicy
dzięki pracy nabrałem pewności siebie i jakiejś takiej ogólnej zaradności. Mając 29 lat mam 8 lat doświadczenia w sprzedaży (choć nie tylko, bo pracując dla średniego producenta
tak naprawdę często zajmujesz się logistyką, jakością itd.) i ciągle się rozwijam. Często narzekam na natłok pracy ale nie wyobrażam sobie życia bez niej, ponadto dzięki pracy zwiedziłem
pół świata, mam okazję pomieszkać w innym państwie na dłużej i poznałem masę wartościowych ludzi.
Od listopada 2020 robię to, co lubię (zwłaszcza, że nie stoi nade mną szef, który mnie rozlicza z minut czy mówi, jak mam pracować), ale sam fakt, że muszę na to poświęcić 7-9h dziennie mnie przytłacza. Niech nikt mi nie biadoli farmazonów, że mając pieniadze z szóstki w lotto (czy po prostu zapewnienie finansowe) chodził(a)by do pracy z przyjemności a nie poświęcał czas na to, co lubi, bo to zakrawa o hipokryzję. Alex to świetnie podsumował.
Witajcie. Osobiście nie przepadam za pracą na etacie i smutna rzeczywistość jest taka, że człowiek jest zmuszony do takowej pracy zarobkowej z przymusu, by nie umrzeć z głodu. Wątpię, żeby większość pracowała z chęci i przyjemnością. Oczywiście mówię o sobie. Dla mnie to tylko zarobienie ważnych środków do życia i tyle. Od kiedy skończyliście pracować na etacie? Ja mam nadzieję, że jak wszystko się uda ok, żeby nigdy. To jest takie niewolnictwo systemu.
Dziękuję, że przeczytałeś moje zdanie na ten temat. Podziel się swoim, jak masz coś do powiedzenia.
Praca to przywilej. Człowiek bez pracy jest mało wart. Znajdź sobie prace która daje satysfakcje, samorealizacje czy chociażby taką którą będziesz lubić.
Ciężka sprawa...
Zależy od nastawienia - w moim przypadku.
Tylko że ja w wieku 16 lat postawiłem sobie pytanie "czym będę się zajmował?"
Od 6 lat pracuje na budowie i w sumie nie narzekam. Jest lepszy i gorszy dzień.
Tak jak wspomniałem wcześniej, wszystko zależy od nastawienia. Mówię sobie codziennie że dzisiaj będzie lepiej. Staram się nie zamulać się myślami typu "jak mi się nie chce" albo "ile jeszcze do fajrantu". Angażuje się w zadanie możliwie jak najbardziej, a reszta sama się robi. Bogu dzięki że nie muszę pracować na jakichś dużych budowach tak jak wczesniej. Teraz mam lekką pracę bo jeździmy po szkołach i jakieś bzdury reperujemy czy może małe ścianki stawiam. W gruncie rzeczy nie mogę narzekać, ale to też nie jest to, czym chciałbym się zajmować.
Wiadomo... nie mówię żeby nie robić nic. Ale zmiana pracy dla młodego człowieka z jakimiś zobowiązaniami finansowymi (mieszkanie, auto, itp.) jest bardzo trudna. Większość ludzi bez odpowiedniej motywacji trafia na jakąś firme, fabrykę (czy coś innego) zatraca się w miejscu pracy i ciężko o zmiane, bo przyzwyczaja się do firmy, ludzi i miejsca.
Praca na etat to w sumie taka bezpieczna przystań. Zaczynasz o 7, dostajesz jakieś zadanie i o 16 do domu. I masz tą robotę w dupie.
Nie podoba mi się też stwierdzenie "niewolnictwo systemu". Nikt ci nie każe pracować na etat.
Zawsze możesz pomyśleć o własnej firmie.
Wg mnie to wszystko zależy od nastawienia. Jak ci się nie chce pracowac, zawsze możesz klepać biedę na zasiłku.
Jak sobie wyobrażasz inny "system". Każdy pracuje raz w miesiącu ? I robi co chce bez uprawnień ? Wyobraź sobie iść do lekarza który też przeciwstawił się systemowi i leczy na własną rękę. Hahahaha
Weź się człowieku za jakąś pracę bo się rzygać chce jak czytam takie bzdury.