Ja jestem otaku. Może się liczy.
Jestem ciekaw czy ktoś z was należał lub należy do jakiejś subkultury. Te popularne EMO, Hipsterzy, Punkowcy, Metalowcy, Rastamanie, Skinheadzi, Dresiarze, Skate'owcy czy najnowsze jacyś zwariowani ekolodzy, ci co jedzą tylko jedzenie ze śmieci, lub groźni hakerzy rodem z Watch Dogs. Znacie kogoś kto oddziela się w ten sposób od społeczeństwa. Co sądzicie o subkulturach? Dla mnie jest to bardzo szalone kojarzy mi się właśnie z Mad Maxem, Borderlands'ami czy Rage'm. Toleruję ich o ile nie szkodzą społeczeństwu, nie szerzą swoich idei i nie przeradzają się w sekty. Jakie znacie takie najdziwniejsze i najnowsze subkultury? Czym różnią się one od stowarzyszeń jak np stowarzyszenie rycerzy średniowiecza, survivalu czy nawet miłośników harnasia ??
Co do miłośników harnasia, to warto by dopytać Siarę. Sam miałem epizod z metalem w liceum, jednak szybko mi przeszło.
Ja w gimnazjum byłem skejtem, słuchałem Paktofoniki i nie jeździłem na desce, ale to nie problem, bo każdy był skejtem i prawie nikt nie jeździł.
Nosiło się bluzy z kapturem oraz wieeeeelkie spodnie z krokiem w kolanach. I te wielkie spodnie zawsze się ciągnęły po ziemi, zawsze były postrzępione z tylu i całe mokre jeśli spadł śnieg albo co.
Urodziłem się dziesięć lat za wcześnie, bo dopiero potem stały się modne rurki, nawet takie skejtowskie
W czasach liceum byłem zatwardzialym metaluchem, ale jakoś w okresie studiów mi przeszło. Mimo, że muzyka dalej ze mną została tak imidż już dawno odpuściłem.
Nie. Przede wszystkim dlatego że nigdy w życiu specjalnie pod jakąś grupę nie dobieralbym ubioru.
Tja, metalu - plecak kostka, ciemne podkoszulki, długie pióra etc. Muzycznie poza metalem okazyjnie rock i grunge.
Dzisiaj należę do subkultury Zgredów, yo.
Nie , ale odbijało mi nie raz jakieś grzywki emo , weganizm , silka typu jakieś preparaty na receptę
Dieta bez glutenu , i więcej które nie należą do tematu
Jam jest metal. Tę kulturę w pospolitym wyobrażeniu można tylko zobaczyć na koncercie i przed. Fani nie gotują se jajców w skórzanych porach na co dzień.
Często chłopaki mają ładne włosy. Bardzo dużo jest miłych personów, i przywitają się, i podniesą, żeby inni nie zadeptali. Umieją teksty piosenek, całkiem często są nieśmiali.
Zarazy są takie:
– ok. 0,5% – Bardzo rzadko maniacy Hardcore co się muszą mashować w pogo zamiast odpychać z umiarkowaną siłą.
– ok. 1% – Pojedynczy wariaci, co się próbują pchać na scenę i obsługa straszy ich wyrzuceniem.
– ok. 1% – jakiś gamoń, który myśli, że jest koncert życzeń i drze ryja, że chce „Dłoń potwora” i inni go uciszają.
– ok. 3% – Szaleńcy, którzy umyśleli sobie serfować na fali w trakcie pogo. Z nagim, spoconym i śliskim torsem, i nie można go utrzymać. Jeszcze inni ruszają się tak gwałtownie, że fani łapią go 20cm nad ziemią zanim zdąży sobie ten głupi łeb rozwalić.
– ok. 8% – Dupki z butlami piwa co pchają się w przód i rozlewają piwsko na innych, a potem im butla wypaduje z rąk, tłucze się i obsługa musi sprzątać.
– ok. 10% – Gladiatorzy. Dopiero support zaczyna grać, a oni przepychają się z całej siły, jak jacyś fani Slayera, w taki sposób, że przemierzają pół sali i lądują na innych uczestnikach. Na prawie każdym koncercie jest kilku takich, tak samo Elytarni Bramkarze.
– ok. 10% – Elytarni Bramkarze, którzy szarpią i przesuwają barierkami w tę i tamtę jak jakieś wściekłe goryle.
meh. Za dużo zachodu, te wszystkie przebieranki, ten wysiłek by być na czasie co się podoba a co nie. Jak to dobrze nie być nastolatkiem i nie mieć tych wszystkich idiotycznych problemów.
Przekornie rzecz ujmując chyba każdy należy do jakiegoś sub. Ja na przykład należę do subkultury Polaków. Wiążą się z tym pewne kody kulturowe, historia, tradycja, literatura etc. Tak zostałem ukształtowany, niewiele na to poradzę. Polaków, ludzi o tych kodach kulturowych, wywodzących się z tej kultury i tradycji, jest kilka milionów, może kilkanaście, więc jest to całkiem spora subkultura ;)
Jeśli sub to także zainteresowania, hobby jakieś, to na pewno rock&roll od sasa do lasa, czyli od ballad Cohena i Dylana, bo najcięższe odmiany metalowe, jednak wciąż przede wszystkim rock progresywny.
Jeśli wspólnota gustów i słabości, to na pewno science-fiction oraz turówki taktyczne, choć dawno już w żadną nie grałem. Na swój sposób, w sensie czysto internetowym, należałem do subkultury miłośników Combat Mission. Mówiło się o nas, jako o społeczności, cokolwiek by to miało znaczyć, ale może właśnie znaczyło jakieś sub. :D
Moja starsza o 18 lat siostra załapała się na czasy polskich hippisów (w Polsce lata 70.). Pamiętam, że jej koledzy rzeczywiście byli totalnie odjechani, rock&rollowi, fajni i zżyci. Niestety, większość wylądowała na emigracji. Ja, jako brzdąc, kręciłem się między nimi, przekładając winyle Skaldów. Bułata Okudżawy i Anawy oraz wkręcając taśmy z nagranymi kawałkami King Crimson, Deep Purple i Uriah Heep.
W ogólniaku/studiach byłem metalem. Co prawda ciężkie brzmienie lubię nadal, nawet na koncert jakiś od czasu do czasu wpadnę, ale nie identyfikuję się. Za to teraz należę do czegoś w rodzaju sub-kultury, chodź wymyka się trochę tej kategoryzacji z racji na wiek członków, latino-tancerzy w stopniu amatora. Jest to grupa ludzi, których łączy pasja, mają swoje imprezy, festiwale itd.
Ja należałem do subkultury graczy. I chyba dalej do niej należę...
Byłem pajacem robiącym za bilbord reklamowy dla różnych zespołów i nosiłem włosy do ramion.
Plus jest taki, że bardziej zajarałem się kalifornijskimi pseudo-metaluchami niż śmierdzacym grandżem, więc przynajmniej się myłem i czesałem, a poza tym dla pozoru nosiłem deskę pod pachą i nie gardziłem Kalibrem ani Pakto, więc na ośce mnie nie ruszali bo byłem równy ziomek. No i na szczęście nigdy, przenigdy nie lubiłem polskiego rege, dlatego ominęła mnie styczność z najgorszą subkulturą w tym kraju.
Byłem incelem i grzybiarzem :)
A tak serio to zawsze mierzila mnie "uniformizacja" subkultur i de facto nigdy w zadnej takiej, co to poznasz po ciuchach i fryzurze, nie bylem.
W zadnej mnie nie chcieli wiec stworzylem wlasna. Drzwi sa otwarte dla kazdego, wpisowe po dyszce.
Wydaje mi się, że nigdy nie należałem do żadnej, ale z drugiej strony często wyglądałem (choć nie chciałem jak wszyscy), przebywałem w środowiskach ludzi należących (choć rożnych), słuchałem muzyki (baaardzo różnej). Najbliżej mi do subkultury przemądrzałych melomanów.
Nie, jestem indywidualny i nigdy bym tego nei zrobił
Kiedyś emo. Czasy gimnazjum i kilka lat później. Eh te niedoinformowane dresy wołające za mną metalowiec (nie lubie tej modyfikacji słowa, wystarczy metal), szatanista (jak już, to satanista) albo skinhead (rly? czy oni wgl wiedzieli jak wyglądają i co robią skinheadzi? xd). Teraz już raczej nie wpasuję się w żadne ramki subkulturowe ale gust muzyczny został tylko trochę zmodyfikowany. Z punk rocka w folk/pagan/viking/power metal i podobne. Ale nie tylko, bo dubstepu czy kilka innych wybranych elektronicznych gatunków też lubię sobie posłuchać. A mieszanki metalu z elektroniką.. o mamusiu :D Czasami nawet słucham anime openingi i kilka japońskich piosenek które wpadną mi w ucho. A ubieram się od humoru i pogody. Raz lekka sukienka w kropeczki (xD), innym razem trampki, jeansy i jakas muzyczna/gamingowa koszulka a jeszcze innym razem rozciągnięty sweter. Czasami np chciałabym wrócić do kolorowych włosów ale to bym musiała chyba pracę zmienić eh. Chociaż kolczyki uchowałam ^^'
Zdecydowanie nerd.
Ja trochę jak mohenjodaro, byłem skejtem - wcale nie skejtem. Dawno temu, gdy środowiska metalowe i hip-hopowe zaczęły przenikać się jak nigdy dotąd, powstał nowy rodzaj "skejta". Taki typ o deskorolkę by się zabił, a i rapu słuchał stosunkowo niewiele (prócz Kalibra, Paktofoniki i Cypress Hill - wiele więcej tego nie było).
O ile tradycyjni metale pozostali przy swojej muzyce, ramoneskach, długich piórach, naszywkach i całym tym mandżurze, o tyle "nowocześni metale" (jak sami żeśmy siebie nazywali), słuchali tych wszystkich Limp Bizkitów, Kornów, Linkin Parków, Coal Chamberów i innych Papa Roachów. Byliśmy wizualnie z większej odległości nierozróżnialni (może prócz wyrazu twarzy i okazjonalnego zarostu) od członków dajmy na to takiej Zipery, czy innego WWO. Charakteryzowały nas czapeczki bejsbolowe, koszule w kratę (lub t-shirty z kapelami), Adidasy, no i oczywiście szerokie nachy, w których w każdej nogawce po nalaniu wody zmieściłyby się ze 4 dorodne węgorze i ze 3 pokaźnych rozmiarów flądry.
Dresy nas nie ganiały, może uznawali nas za swoich, nie wiem. Za to parę razy na ulicy zdarzyło się usłyszeć komentarz wobec tych wielkich gaci i jak możecie się domyśleć nie były one najsympatyczniejsze pod słońcem. Raz nawet widziałem na mieście gościa w koszulce z napisem "serial skate killer", no i faktycznie typ miał mord w oczach, choć w inny sposób agresji już nie przejawiał.
Gardziliśmy zachodnim, pochodzącym z MTV glamem lat 80. (mimo, że ekstremalne przykłady tego nurtu Polskę mojego dzieciństwa raczej ominęły) i próbowaliśmy tamten dress code zignorować, co tylko spowodowało, że półświadomie samemu stworzyliśmy swój własny - w sumie tak samo śmieszny i żałosny. Mogliśmy pójść w grunge, bo przecież wyglądanie jak bezdomny jest zawsze na czasie, ale nie... Rozciągnięty sweterek Kurta Cobaina w końcu przegrał ze spodniami Freda Dursta. No i tak się bujałem przez ponad dekadę, nikt nie potrafił mi dostatecznie skutecznie wyjaśnić, że tak nie można!:-D
A czym różnią się tamte czasy od tych współczesnych? Głównie brakiem subkultur (może prócz sławnych inceli). Tak, dzisiaj nikt się już nie buntuje, większość rzeczy jest społecznie akceptowalna, albo została wykrzyczana lata temu. Natomiast muzyką najbliższą skórze (prawie) każdego współczesnego nastolatka są rapsy, choć mam wątpliwości czy na pewno głębia przekazu decyduje o popularności tej muzyki, czy - co bardziej prawdopodobne - zwykła moda.
Gdyby ktoś chciał (na swoje nieszczęście) dowiedzieć się o nu-metalu czegoś więcej - zapraszam do tego materiału:
https://www.youtube.com/watch?v=ATllyNXF3Kg&list=WL&index=890&t=0s
Nie zgodzę się tylko z tezą, jakoby Korn powstał z próżni, pozostała część świadectwa o tamtych czasach jest natomiast w mniejszym, lub większym stopniu zbliżona do prawdy.
Nie wiem czy to się liczy ale należałem do gildii "Misiule" w grze Kalonline ;)
W gimnazjum i liceum byłem typowym małym metaluchem. Muzycznym snobkiem który stał na koncertach lokalnych kapel z założonymi rękami i wylapywal potknięcia, bo przecież skoro grałem na gitarze płynnie riff z enter Sandman Metalliki to byłem w swoim mniemaniu muzycznym bogiem. Uważałem że tylko moja muzyka jest dobra (czyli najbardziej generyczny thrash metal) a reszta to plebs. Generalnie byłem zadufanym w sobie bubkiem któremu miałoby się ochotę odstrzelic twarz, tak samo jak reszta mojej ówczesnej, czarno-mrocznej ekipy. Na szczęście każdy się z wiekiem ogarnął i wyrósł na ludzi co niestety nie zawsze się zdarza, zwłaszcza w tej subkulturze.
Kiedyś byli emo teraz są incele :d